Najciekawsze materiały do: Wild Bastards

Zarezerwujcie wieczór, by oglądać nadciągające gry niezależne. Na dwóch długich pokazach zaprezentowano ich blisko 200
wiadomość5 czerwca 2024
Wczoraj fani gier indie mogli wziąć udział w prawdziwej uczcie. Dzięki prezentacjom Best Indie Games Summer Showcase 2024 oraz OTK Games Expo 2024 mogli obejrzeć sześć godzin wypełnionych ponad dwustoma grami niezależnymi.

Vampire Bloodlines 2, imponujące Gray Zone Warfare, polski Holstin, nowości w Dwarf Fortress i masa innych gier z PC Gaming Show Most Wanted
wiadomość1 grudnia 2023
Wczorajszy wieczór był prawdziwą ucztą dla graczy pecetowych. Na imprezie PC Gaming Show Most Wanted obejrzeliśmy zwiastuny z takich gier jak Wild Bastards, Vampire: The Masquarade – Bloodlines 2, Gray Zone Warfare czy Menace.

Absolutnie fantastyczna strzelanka mądrze kontynuująca rozwiązania znane z i tak już bardzo dobrego „Void Bastards”, która jednocześnie w wielu miejscach bardzo odbiega od swojego poprzednika, nie bojąc się tego, by iść w swoją stronę.
„Wild Bastards” to niby rouge-lite, ale to „lite” to tutaj jest rzeczywiście bardzo lekkie, przynajmniej w trybie kampanii, który musimy najpierw przejść by sobie odblokować bardziej swobodne tryby rozgrywki. Kampania zaś jest w zasadzie po prostu liniową przygodą z całą masą losowych elementów, ale bez perma-śmierci i ze znaczną ilością wstawek fabularnych. Toteż choć przybyłem na te dzikie rubieże kosmosu w poszukiwaniu kolejnego rouge-like’a, zostałem dla gry liniowej, ale niezwykle wciągającej.
Pod względem rozgrywki „Wild Bastards” ma trzy poziomy. Na najwyższym latamy od planety do planety w poszukiwaniu członków naszego dawnego gangu robotów, kosmitów i innych wyjętych spod prawa odszczepieńców. Na drugim poziomie wysyłamy na każdą z odwiedzanych przez nas planet dwie czy trzy postacie żeby łupić skarby, zbierać wyposażenie i generalnie nie dać się zabić.
Prawdziwa zabawa toczy się jednak na najniższym poziomie, na którym przechodzimy od rozgrywki na planszy w turach do strzelanki z perspektywy pierwszej osoby na niewielkiej trójwymiarowej mapie (bagno, las, górskie szczyty, baza księżycowa itp.). Tutaj rozgrywka jest bardzo napięta, bo wrogów jest wielu, a my nie mamy automatycznego leczenia i jeżeli padniemy, to postać którą gramy zostaje na jakiś czas wyeliminowana z rozgrywki. Z tego względu w „Wild Bastards” należy grać powoli, ostrożnie, podejmując taktyczne decyzje, co czyni tę grę niezwykle emocjonującą, zwłaszcza gdy uda nam się przemóc przeważające siły wroga za pomocą jakieś ryzykownego wyczynu.
Kampanię zaczynamy z dwiema grywalnymi postaciami, ale ta pula szybko rośnie i na końcu gry jest już ich trzynaście (!), a każda postać jest zupełnie inna od poprzedniej. Niektórymi gra się lepiej, innymi gorzej, ale każda ma swoje silne i słabe strony i każda dostarcza przynajmniej jakichś unikatowych dla tej gry wrażeń, nawet jeśli nie za bardzo je lubimy (na ciebie patrzę, Hopalong!).
To właśnie różnorodność grywalnych postaci i taktyczność rozgrywki czyni z „Wild Bastards” tak niezwykle satysfakcjonujące doświadczenie. Aż dziw bierze, że nie było o tej grze głośniej w okolicach jej premiery...