Najciekawsze materiały do: Hypnospace Outlaw
Ah, ten internet z późnych lat 90-tych... Ludzkość nigdy wcześniej nie stworzyła czegoś takiego. Ani nigdy później. Świat nieskończonych możliwości, w którym media społecznościowe jeszcze nie istniały, jakakolwiek centralizacja sieci wydawała się niemożliwa, a każdy użytkownik poświęcał czas i kreatywność na tworzenie swojej własnej strony domowej od zera. Ja tego, co prawda, nie przeżyłem - do internetu wkroczyłem, jak większość Polski, parę lat później, wraz z popularyzacją Neostrady. Ale słyszałem opowieści, po których trudno mi nie romantyzować tamtego przełomowego momentu w naszej kolektywnej twórczości. Podobnie jak twórcom "Hypnospace Outlaw", którzy z tych romantycznych wyobrażeń i wspomnień stworzyli unikatowy, natchniony list miłosny do sieci z przełomu tysiącleci. Ich gra jest fascynująca z tak wielu powodów: ze względu na różnorodność (i ilość!) stworzonych na jej potrzebę fikcyjnych stron; ze względu na rozwijającą się wraz z biegiem wydarzeń narrację, która uwzględnia niepojęcie wiele zmian na tych stronach; ze względu na główną linię fabularną, która, zupełnie niespodziewanie, potrafi być wzruszająca; ze względu na pieczołowitość, z jaką oddano tu klimat sieci lat 90-tych i oprogramowania z tamtego czasu; ze względu na dziesiątki mniejszych i większych zagadek, przy których trzeba się wysilić, ale w taki sposób, że sprawiają masę frajdy i satysfakcji; ze względu na ten ogrom pracy, jaki wielu niezależnych twórców włożyło w wymyślenie brzmień i skomponowanie kilku(nastu?) różnych fikcyjnych gatunków muzyki rozpisanych na trzy dekady... Mógłbym tak wymieniać jeszcze długo, ale chcę przede wszystkim podkreślić jedną rzecz, która mnie zupełnie w tej grze uderzyła i która jest dla mnie jej główną, wyróżniającą cechą. Otóż ta gra jest niezwykle, niesamowicie ludzka. Postacie które są w niej przedstawione, wszyscy ci dumni patrioci, nastolatkowie marzący o miłości, fani i byli fani coolpunku, dziwacy leczący się kryształami, nerdowie, geecy, hackerzy, programiści... Wszyscy oni są tak bardzo ludzcy, wydają się ta bardzo prawdziwi, i to mimo tego, że nigdy nie wchodzimy z nimi w interakcje, nigdy nie widzimy dużo więcej ponad ich słabej jakości rozpikselowane zdjęcia, poznajemy ich tylko przez to, co sami napiszą... To robi wrażenie - że poprzez granie w tę grę czułem, jakbym obcował z prawdziwymi, żywymi ludźmi z krwi i kości. Żaden NPC jeszcze nigdy nie wydawał mi się tak prawdziwy, jak Zane, Tiff, Tamara, Kevin i każda inna z dziesiątek postaci w tej grze. Być może inne gry robią inne rzeczy lepiej, ale "Hypnospace Outlaw" króluje właśnie na polu człowieczeństwa. To zdecydowanie najbardziej ludzka gra, w jaką grałem.