Najciekawsze materiały do: Detective Gallo
Rok temu zapowiedziałem, że zagram, no i słowa dotrzymałem, mimo naprawdę trudnego czasu, który obecnie przeżywam. Zastanawiałem się wtedy, czy "Detective Gallo" będzie lepszy w dotrzymywaniu składanych przez siebie w demie obietnic niż "Gibbous: A Cthulhu Adventure" i... tak, mój Boże, jak bardzo tak jest. To gra pod każdym możliwym względem lepsza od tej małmazji, jaką okazał się być "Gibbous". ...okej, Kitteh jest znacznie lepszą skrzydłową dla głównego bohatera od Thorn, ale poza tym wszystko inne przemawia na korzyść detektywa-kurczaka.
To piękna, komiksowa parodia filmów noir i bardzo porządny point-and-click w starym stylu. Klimat ma fantastyczny, do czego w równej mierze przyczyniają się piękne tła co aktorstwo głosowe, zwłaszcza jeśli chodzi o głównego bohatera. Blacksad wydaje się być sympatyczny, nawet polubiłem swego czasu Howarda Lotora, ale to Gallo zdecydowanie jest najfajniejszym detektywem we współczesnych przygodówkach. Duża w tym zasługa scenarzystów, którzy wykreowali postaci charakterystyczne, nawet jeśli prostolinijne. No i dokonali czegoś, co od lat nie udawało się wielu innym autorom przygodówek, w tym zwłaszcza tych humorystycznych. Czego? Już tłumaczę.
Otóż: stawki narracyjne w tej grze są dokładnie takie, jakie wyznaczono na początku. Jesteś detektywem. Rozwiązujesz sprawę morderstwa (egzotycznych roślin). Nie wpadasz na trop ogromnej intrygi politycznej. Nie odkrywasz mrocznych sekretów o swojej przeszłości. Nie uzdrawiasz sam jeden panoszącej się plagi. Nie ratujesz świata przed kosmicznym zagrożeniem. Jesteś detektywem. Rozwiązujesz sprawę morderstwa. I tyle.
Jakież to odświerzające, że fabuła tej gry nie eskaluje w kosmos, że przez cały czas pozostaje ona kameralna! Twórcy nawet w jednym miejscu zdają się żartować z tego typu tanich tricków i już za to czapkę zdejmuję przed nimi z głowy, a co dopiero za końcówkę, która jest jedną z lepszych, zabawniejszych zwieńczeń przygodówek, jakie w życiu widziałem. Chapeau bas!
Czemu więc taka przeciętna ocena? Cóż, gra nie jest ani długa, ani szczególnie odkrywcza, a i więcej lokacji w settingu typowo miejskim by się w niej przydało. Ale wcale nie o to mi chodzi. Chodzi o zagadki. Te przeklęte, przeklęte zagadki. Z reguły narzekam, że są w tego typu grach za łatwe. Nie w "Gallo". Tutaj pod koniec robiły się naprawdę frustrujące. Może nie do poziomu istnego piekła, którym jest dla mnie osobiście "Deponia", ale jednak. Dzielnie się trzymałem, używałem wszystkiego na wszystkim, jak każe tradycja, ale i tak przy dwóch ostatnich zagadkach zmuszony byłem rzucić okiem do solucji. Za dużo jak na mój gust nielogiczności i za dużo tego, co nasi przyjaciele Anglosasi nazywają "czerwonymi śledziami", tzn. za dużo fałszywych tropów.
Nawet mimo to jednak "Gallo" to naprawdę, naprawdę dobra gra, zwłaszcza dla miłośników gatunku. Im ją polecam, a mnie samemu pozostaje się zastanowić, co za rok, co następne. Hmm, "The Night of the Rabbit" wygląda całkiem obiecująco...