Najciekawsze materiały do: The Pandora Directive
Tex Murphy powróci w Project Fedora, jeśli uda się uzbierać 450 tys. dolarów
wiadomość15 maja 2012
Wystartował Kickstarter przygodówki Project Fedora, czyli kontynuacji kultowej serii Tex Murphy. Gra powstanie, jeśli autorom uda się zgromadzić 450 tysięcy dolarów.
Jak na grę z 1996 to nieźle;
Tryb gry: multiplayer
wymagania sprzętowe:
Pentium IV 1 GHz, 256 MB RAM (512 MB RAM - Vista/7), karta grafiki 128 MB (GeForce 5700 lub lepsza), Windows XP/Vista/7
Szacun dla gościa co to napisał.
Wymagania są z gog.com pod Vistę. Wiesz, jak byś chciał zagrać na dzisiejszym sprzęcie po prostu system operacyjny jest wliczony w wymagania.
Wydana dwa lata po Under a Killing Moon kontynuacja z pozoru wygląda identycznie jak poprzedniczka, wprowadza jednak element, który uczynił ją nie tylko rewolucją w serii, ale także kamieniem milowym w rozwoju gier komputerowych - nieliniowość. Do wyboru są tutaj 3 główne ścieżki, które można określić jako: dobra - gdzie Tex to wierny ideałom rycerz w lśniącej zbroi, neutralna - gdzie Tex dba głównie o siebie i stara się w nic przesadnie nie angażować, oraz zła - gdzie Tex to skończony antypatyczny sukinsyn. Tym co czyni ten system wyjątkowym jest fakt, że wybór ścieżki, na której się znajdziemy jest płynny i determinowany wyłącznie poczynaniami gracza w grze, czyli coś czym chwali się mnóstwo współczesnych gier. Ścieżki wprowadzają drobne zmiany fabularne, oferują inne przerywniki filmowe (a tych jest od groma i trochę) oraz przede wszystkim prowadzą do róznych zakończeń, których łącznie jest aż 7. Ścieżka dobra i neutralna są bardzo podobne i dzielą nawet wspólne zakończenia, choć tzw. najlepsze możliwe zakończenie dostępne jest tylko na dobrej ścieżce i osiągniecie go jest nieco podchwytliwe (wymaga wyboru odpowiednich kwestii dialogowych we wczesnych etapach gry, co stanowczo nie jest oczywiste). Najwięcej zmian wprowadza granie złym Texem, tyle że jak dla mnie to tylko ciekawostka, bo trudno mówić o jakiejkolwiek immersji w tym przypadku.
Technicznie gra wygląda tak samo jak UAKM, co biorąc pod uwagę dwa lata dzielące te tytuły, jest pewnym rozczarowaniem. Grafika może jest trochę bardziej szczegółowa, a przerywniki lepszej jakości, ale to tyle. Absolutnie żadnym zmianom nie uległ interfejs i sterowanie, co jest jeszcze większym zawodem, ale że byłem już zaprawiony w bojach po UAKM, to nawet mi to nie przeszkadzało. Gameplay także nie uległ zmianom i ponownie opiera się przede wszystkim na dialogach, eksploracji, zagadkach środowiskowych i łamigłówkach, których jest mnóstwo. To oczywiście żadna wada, bo to co sprawdziło się wcześniej sprawdza się i tu, gamedesign ponownie jest z górnej półki, ale odniosłem wrażenie, że całościowo jest to jednak delikatny krok wstecz w tym aspekcie. Jakby więcej było tu słabszych zagadek zahaczających o niesławne "adventure games logic", czyli rozwiązania kompletnie z czapy. W połowie gry trafił mi się też mały kryzys, miałem pootwieranych parę wątków (gra ma częściowo otwartą strukturę i nie narzuca kolejności działań) i w każdym z nich utknąłem w martwym punkcie przez co musiałem posiłkować się solucją. Mam wrażenie, że sygnalizowanie tego co trzeba zrobic na konkretnym etapie gry nie zawsze działa jak należy przez co zdarzają się sytuacje gdzie zostaje jedynie desperacko sprawdzać wszystkie możliwe opcje aby ruszyć do przodu. Co prawda w UAKM było podobnie, ale że PD oferuje znacznie więcej możliwości, postaci, lokacji, przedmiotów i zagadek to już robi się problem. Przydałby się naprawdę jakiś "dziennik zadań" żeby to wszystko uporządkować, bo tak to np. sporo czasu zmarnowałem próbując zrobić coś co jak się okazało będzie można zrobić dopiero kolejnego dnia w świecie gry. W kwestii designu na minus zaliczam też fragmenty etapu w Roswell. Już pal licho ten gdzie trzeba działać pod presją czasu, bo da się delikatnie oszukać system wychodząc z lokacji i resetując w ten sposób timer, ale sekcja labiryntowa była absolutnie nieciekawa i wybitnie wkurzająca.
Fabularnie Pandora przypadła mi do gustu bardziej niż Under a Killing Moon. Historia kręci się tym razem wokół UFO i rządowych konspiracji, jest ciekawiej poprowadzona, wielowątkowa i utrzymana w zdecydowanie poważniejszym tonie niż poprzednio dzięki czemu bardziej angażuje. Wreszcze, jak na prawdziwe noir przystało, pojawiły się istotniejsze postacie kobiece (dosyć jednowymiarowe co prawda, ale Regan jako rasowa femme fatale daje radę), czego brakowało w UAKM. Lepsza jest gra aktorska w przerywnikach aczkolwiek to wciąż nie jest poziom filmów aktorskich z prawdziwego zdarzenia. Ogólnie wszystkiego jest tu więcej (i w dużej mierze lepiej) niż poprzednio. Łącznie z czasem potrzebnym na ukończenie, bo gra tym razem jest naprawdę całkiem długa. Samo pierwsze przejście jest wyraźnie dłuższe od UAKM, spokojnie ponad 10h, a dodatkowo nieliniowość i mnogość zakończeń do odkrycia sprawiają, że może to być gra na naprawdę mnóstwo godzin. To bez wątpienia jeden z tych tytułów gdzie nawet po wielokrotnym ukończeniu można odkryć coś nowego, o czym się wcześniej nie wiedziało.
Bardzo dobra gra. Grało mi się równie przyjemnie jak w Under a Killing Moon. Ocena 8/10