Cześć. Mam pytanie odnośnie kupna nowego auta z salonu. Moja stara Toyota powoli umiera, stąd moje pytanie. Czy warto kupować nowe auto z salonu. Wypatrzyłem sobie kie cee'd z wyprzedażowego rocznika 2024 za 107 tys zł. Oczywiście tyle gotówki nie mam więc wchodzi w to wkład własny około 30-40 tys reszta na raty na ok 5-6 lat. Patrzyłem na używane samochody do 50 tys lecz teraz jest ciężko cokolwiek sensownego kupić. Do tej kwoty zazwyczaj jest to 10 letnie auto z przebiegiem rzędu 90-150 tys. A mam dosyć martwienia się i jeżdżenia po mechanikach co chwila i ładować w samochód nie wiadomo ile. Więc moja myśl poszła w kierunku nowego auta z salonu który ma gwarancję i zerowy przebieg. Wiem, że auta tracą szybko na wartości, nawet już po wyjechaniu z salonu ale jednak wizja nowego samochodu który jest pewny i nikt w nim nie grzebał bardzo kusi. Byłby to mój pierwszy samochód z salonu i pytanie do was. Czy ktoś z was kupował nowe samochody z salonu. Czy jest sens takowego kupowanie.
A odpowiedz sobie ile km robisz rocznie, miesięcznie czy tygodniowo. Jak to auto będziesz użytkował.
Z salonu auto zawsze spoko....
Ale jakie oni mają marże...
Jak dla pracownika salonu czy nawet mechanika z salonu auto jest w stanie kosztować 10-20% taniej od ceny auta bo zrobią rabat. Serio. To wyobraź sobie ile jest warte auto na samym początku. A i tak zarobią. A coś na ten temat wiem. Ta branża troche "odjechała". Więc marże na autach są "zabójcze". I teraz ceny nowych aut są grubo przesadzone, patrząc na to co ma w sobie, jaka jakość, blaha itd. I ile pojeżdżą do pierwszej usterki :// a nie ma bezawaryjnych aut.
Jeśli nieszkoda kasy, możesz sobie pozwolić, kupuj. Może jakiś koreańczy teraz coraz więcej tego jeździ. Jest spory wybór aut naprawdę aż właśnie nie wiadomo co wybrać. Używki też okej tez nie ma co przekreślać.
Podobny wybór to jest Hyundai Elantra.
A nie lepiej iść w kierunku Japonii: Honda, Toyota - jakaś hybryda - bardziej trwałego samochodu?
Lub auto używane, ale z gwarancją dealera – Np. 2-3 letnie modele z niskim przebiegiem (Toyota Corolla, Hyundai i30, Kia Cee’d), często z przedłużoną gwarancją.
Jeżeli nie jesteś sam do kredytu w razie utraty pracy lub zdolności do pracy - utrata zdrowia to zostajesz sam. Możesz znaleźć młodszego używanego (np. 2-3 letnie Kia Cee’d z przebiegiem 30-50 tys. km za ok. 70-80 tys. zł).
Jak masz dość problemów z używanymi autami - odwiedzanie mechaników i stać Cię na raty przez 5-6 lat to tak.
Więc moja myśl poszła w kierunku nowego auta z salonu który ma gwarancję i zerowy przebieg.
Gwarancję zależy co masz przez to na myśli i wiesz co to obejmuje i jakie są przy tym "haczyki", a zerowy przebieg to odpada, bo zazwyczaj salonie auta mają już 5-20 km i nawet wiecej :)
Czy ktoś z was kupował nowe samochody z salonu. Czy jest sens takowego kupowanie.
Tak, mam miałem dwa auta z salonu, na początku fajna "zajawka" że nowe z salonu i to uczucie że nic długo nie trzeba dokładać inwestować. A szybko to przemija :))
Czy warto, tak i nie. To zależy naprawdę od wielu czynników, jak do tego podchodzimy itd.
Ale myślę że warto kupić chociaż raz auto z salonu, tak po prostu jeśli mamy na to fundusze :)
Ceny aut na tą chwilę to jest już gruba przesada nowych jak i używanych :/
1. Co do kosztów i wkładów.
Zakup samochodu w kwocie 100, 200 tys. to twój wkład (zamrożenie pieniędzy);
Reszta, to koszt i ekonomicznie 95% przypadków jest lepiej naprawiać stare, niż kupować nowe (używane czy z salonu);
Koszt to:
- spadek wartości auta z wiekiem oraz przebiegiem (covid i inne zawirowania tu namieszał, kiedyś był to spadek o 1/3 co 3 lata średnio - ale tu mocne odchylenia zależne od marki); tu zakup nowego z salonu jest nieopłacalny
- naprawy;
- utrzymanie i opłaty wymagane (OC + ew. AC; przeglądy, paliwo w korelacji ze spalaniem);
- potencjalnie - odsetki kredytu, jeżeli bierzemy kredyt.
Załóżmy, że masz 15--letnią Toyotę, której pełna naprawa kosztowałaby 15 tys. zł i pojeździsz nią te 3lata jeszcze. Twój koszt to 15 tys + 3-4 tys utrata wartości + reszta (utrzymanie itd.)
Jak kupisz nową kie, skodę, czy seata (które dość szybko tracą na wartości), to po 3 latach twój koszt to ok. 35+40 tys. zł (utrata wartości z czasem) + reszta (utrzymanie itd.) + odsetki kredytu
Z uwagi na powyższe, jeżeli nie kupujesz na firmę, leasing czy coś, wybrałbym auto używane, z jak najlepiej znaną historią i marki/modelu, które wolniej tracą na wartości, rzadziej się psują (często są to auta japońskie)
Najważniejsze to silnik z układem chłodzenia, skrzynia i podwozie (ruda + zawieszenie) - dokładnie sprawdzić i kupować używkę można :)
Już pomijam wygodę, komfort nowego auta i ew. straty związane z tym, że stare auto stoi u mechanika. Pytanie, czy to jest dla ciebie warte 2,3 x tyle (bo o tyle rośnie koszt, gdy kupisz nową Kię, względem twojego obecnego auta lub zakupu rozsądnej używki).
Czy to ma sens? Pytanie trochę retoryczne bo w praktyce niby sensu nie ma. Lepiej jeśli chodzi o opłacalność poszukać rocznego. Z drugiej strony wyjechać z salonu pachnącą nówka to uczucie samo w sobie super. Ale w kredycie bym tego nie brał. Jakbyś miał całą kwotę to ok. Ale to już Twój wybór
To jest tylko auto, nie stać cię na takie jakie proponujesz więc się w to nie ładuj. Raiden dobrze wytłumaczył. W ogóle pamiętam tezę Alexa, że na auto powinno się wydać zarobki z 3 miesięcy i ogólnie to popieram, rozsądne podejście. Na pewno lepsze niż ludzie przeznaczajacy zarobek z paru lat lub biorących na kredyt
Nie miałem jeszcze auta z salonu ale kupiłem a raczej wziąłem w Leasing 3 letnie mondeo i wypieło minie z butów jak przyszło zapłacić przez żonę AC która nie miała wcześniej zniżek bo wszystko było na mnie ;) niestety po ślubie nie dopilnowałem aby dołączyć ja do starego auta jako współwłaściciel a teraz płacz i płać.
Ja kupiłem auto które pochodziło od mojego szefa wiec miałem pewność do tego co robił itp i jestem zadowolony.
Pamiętaj ze nowym autem musisz jeździć na różne płatne przeglądy/serwis aby utrzymać gwarancje.
Ale z drugiej strony jak dożyje to pewnie za dwa lata wezmę nowe w Leasing wizja mechaników rozwala mi serce i jestem chory jadąc nawet na wymianę oleju
Pamiętaj ze nowym autem musisz jeździć na różne płatne przeglądy/serwis aby utrzymać gwarancje.
Dokładnie i to jednak koszutuje 2, 3 x wiecej niż gdybyś chciał wymienić gdzieś indziej na warsztacie oleje filtry... w tej kwestii salon dobrze "zdziera" kase. A to nie jest 500 pln tylko dużo więcej :)) a to jest mus by raz w roku do nich przyjechać by potrzymać "gwarancję". Inaczej się wykpią. Tylko co z tego jak przyjedziesz po roku autek i będziesz miał zrobione przyadowo 12 tys km to i tak nie wymienią oleju a swoje i tak skasują.
Ale tarcze klocki, wymiana opon możesz sobie robić gdzieś indziej.
A co do innych usterek to tylko u nich. Ale to się nawet wiąże z kilku tygodniowym trzymaniem u nich auta. Realnie.
Plus że nowe auto ma przegląd zrobiony już na 3 lata i jest z tym chwila spokoju, jak bedziemy mieć stłuczkę wypadek nie z naszej winy idziemy do salonu a oni się zajmą całą procedurą, a my dostajemy auto zastępcze na czas sprawy i dopóki nie oddadzą nam naprawionego auta.
to jednak koszutuje 2, 3 x wiecej niż gdybyś chciał wymienić gdzieś indziej na warsztacie
Nie jest to prawdą, możesz jeździć do dowolnego warsztatu, który wystawi ci rachunek i wbije pieczątkę w książkę, nie musi to być od razu ASO. Mam nawet klienta, który kupuje nowe Toyoty i od razu prowadzi je na konserwacje. Z początku ASO oczywiście podniosło raban, bo utrata gwarancji, ale gość trochę się z nimi posprzeczał, zasięgnął rad prawników i odpuścili.
Przecież piszę i jest to prawdą że w aso skasują dużo więcej niż u jakiegoś heńka na warsztacie.
jak bedziemy mieć stłuczkę wypadek nie z naszej winy idziemy do salonu a oni się zajmą całą procedurą, a my dostajemy auto zastępcze na czas sprawy i dopóki nie oddadzą nam naprawionego auta.
To akurat nie kwestia zakupu nowego auta.
Możesz mieć 10-letnie autko, być ósmym jego właścicielem, to gdy korzystamy z OC sprawcy, a ASO posiada umowę z tym ubezpieczycielem lub ma sprawny dział likwidacji szkód, to i tak to robimy w tym ASO, bezgotówkowo i też dostaniemy auto zastępcze (w kwocie określonej OC sprawcy, ale i na to sprawne ASO poradzi).
Nie ma sensu kupować nowego samochodu, a tym bardziej jeśli chcesz brać na niego kredyt. Nowe auta są mają bardziej skomplikowane i mocno wysilone napędy, przez to są one bardziej awaryjne, a tym samym koszty naprawy coraz częściej bywają pięciocyfrowe. Nie wspominam już o utracie wartości. Jeśli Twoja stara Toyota jeszcze nie gnije, to lepiej włożyć w nią parę złotych i ponaprawiać co trzeba, a na pewno pojeździsz nią dłużej niż nówką. Znajomy parę lat temu kupił nową Kia Sportage, to w ciągu pierwszego roku był w serwisie chyba ze 3 czy 4 razy, w tym chyba dwa razy mu wtryski wymieniali.
Spoko, wszyscy wiemy, że Ty jak zwykle nie masz pojęcia o czym piszesz, ale już się do tego przyzwyczailiśmy.
No ja wychodziłem z podobnego założenia i się niestety na tym mocno przejechałem. Trzeba wiedzieć kiedy odpuścić.
20 letnia toyota - w przeciągu 2-3 lat po kolei:
1) padła skrzynia biegów - regenracja 4 k
2) silnik do remontu - 5-6 k
3) prawie cały układ wydechowy do wymiany prawie 2k (z nowym katalizatorem)
4) w międzyczasie klocki, tarcze, oleje, filtry itd znowu ponad 1k
Ostatecznie po około 60k km od remontu silnika padł na amen i samochód na złom się nadaje, bo próba naprawy znowu 5k +, a takie auto w dobrym stanie warte max 8-10 k
Teraz się z tym bujam i liczę że może ktoś odkupi złom trochę drożej, bo połowa części w samochodzie była niedawno wymieniana (:
A lubiłem ten samochód i był mega wygodny i mi się kalkulowało włożyć 5-10k i jeździć dalej, bo za taką kwotę bym w życiu czegoś podobnego i pewnego nie kupił. No ale od pewnego momentu już po prostu nie warto i lepiej odpuścić.
Nowe auta mają często wtrysk bezpośredni, powysilane małe silnik na turbo, coraz gorszej jakości skrzynie biegów, zazwyczaj mniej ocynku, już nie pisząc o wygłuszeniu, którego w sumie brak (dziś, zęby auto było wygłuszone jak np. twoja toyota, to musi być chyba klasy premium).
Tak jak
Kup nowe zamiast używanego z „wypierdzianymi” fotelami. W ogóle samochód powyżej 3 lat nie ma sensu (oczywiście poza modelami kolekcjonerskimi czy ulubionymi). Kupujesz nowe, jeździsz 2-3 lata, sprzedajesz. Później dokładasz i znowu kupujesz nowe, które po 2 latach znowu sprzedajesz. W tym czasie zajmujesz się tylko wlewaniem paliwa, myciem i utrzymaniem odp. ciśnienia powietrza w każdej z opon. Im starszy samochód tym więcej kosztuje.
Swoje mam prawie 2 lata z salonu i jak najbardziej polecam. Tylko tankujesz i jedziesz. Takim starym struclem strach wyjechać od domu 50 km bo masz z tyłu głowy, że możesz już nie wrócić. Nowe nawet jak się zje... to po 1. przyjedzie po ciebie laweta za free po 2. dostaniesz auto zastępcze po 3. auto masz naprawiane za friko.
Zdechł mi czujnik/kamera przednia. Pojechałem do ASO, naprawili i dalej jeżdżę. Niczym się nie przejmuje bo nawet jakby się cały rozleciał to wrócą hajs z ubezpieczenia albo go naprawią (wstawią nowe części).
Jak kupujesz nowe to tak naprawdę płacisz za spokój. Kupisz używane to różnie bywa ale jak ktoś olewał nawet wymianę oleju to z czasem będziesz miał gwarantowany remont silnika.
Takie auto i te "udogodnienia free" które kuszą, to najlepsze bedą dla kogoś kto robi rocznie 50 tyś km conajmniej i więcej, serio. Bo gwarancja w salonie jest przeważnie od 3 do 5 lat. Ale nawet jak kupowałem toyote z salonu to 3 lata a niby naklejka była że 5 lat gwaracji :D
Dla kogoś kto będzie robił 10-20 tyś rocznie to raczej pewne że na czas gwarancji sie nic nie wydarzy i na takich osobach salon tylko korzysta.
Lateralus ma rację. Zależnie od tego ile się jeździ to się taki kupuje. Z salonu to tylko jak dużo jeździsz. Jak jeździsz tylko po zakupy i do pracy i okazjonalne wycieczki to nic ponad 15 letniego opla za 10 tysi nie trzeba bo i tak przy takim trybie wykorzystywania miną pewnie ze dwa lata nim się odwiedzi mechanika. Oczywistą oczywistością jest również, że na pewno ludzie bardziej martwią się i dmuchają na auto z salonu, niż używkę. Używane auto to spokój umysłu, polecam
debunking
Tylko tankujesz i jedziesz.
po czym
Zdechł mi czujnik/kamera przednia. Pojechałem do ASO, naprawili i dalej jeżdżę.
Nowe nawet jak się zje... to po 1. przyjedzie po ciebie laweta za free po 2. dostaniesz auto zastępcze po 3. auto masz naprawiane za friko.
To chyba kwestia obowiązkowego ube, a nie tego, że auto ejst nowe... z salon. Jakby mam AC z assitancem i też tak mam
Kupisz używane to różnie bywa ale jak ktoś olewał nawet wymianę oleju to z czasem będziesz miał gwarantowany remont silnika.
Tymczasem każdy użytkownych "nowego" auta z silnikiem puretech 1.2, w którym był pasek (failure rate bliski 100%).
Przykładów silników, które są źle zaprojektowane, lub ze złych materiałów jest masa (np. każdy silnik Jaguara w ostatnim dziesięcioleciu; te puretechy od Peugota; teraz zaczyna się afera z masowymi pozwami do Kia/Hyundai za silniki GDI - czyli właśnie bezpośrednim wtryskiem - sprzed paru lat).
I w drugą stronę, jest masa silników, które wytrzymują "złe" użytkowanie. Olej wymieniany co 25 tys. a wszystko robione w mieście, bez przepalania. Będą to np. wolnossaki z MPI od Mitsu (Mivec) czy hybrydy toyoty i trochę skyactive benzynki od Mazdy.
Jakby wszystko zależy, przede wszystkim od:
1. najważniejsze, silnika - jaki rodzaj wtrysku, czy jest turbo (ew. kompresor), rozrządu, spasowania, użytych materiałów i dziesiątek innych czynników;
2. układu chłodzenia
3. tu dopiero jest użytkownik i dbanie (oczywiście o niektóre silniki trzeba mocniej dbać, ale to wynika z powyższego).
Gwarancja na nowe auto nie dziala tak jak tu niektorzy sugeruja. Przykladowo KIA daje siedem lat lub 150k km, zalezy ktore bedzie pierwsze. Nie jest tak ze mozesz robic 100k rocznie i bedziesz mial gwarancje 3-5 lub wiecej lat.
Imho dla przecietnego czlowieka nowe auto oplaca sie wtedy kiedy masz duzy wklad wlasny i auto jest tak do 150k lub w leasingu/kredycie na 0 lub 1-2 %.
Nie ma sensu kupowac nowego auta przykladowo za 300k za gotowke bo jest to zamrozenie kasy i bezpowrotna strata. Ta sama kasa przez czas leasingu zarobi conajmniej ten spadek wartosci auta a czesto zarobi na drugie auto.
Tak samo nie warto pchac sie w drogie 1-2 latki bo spadek wartosci nadal znaczny a w przypadku kredytu wysokie oprocentowanie. Czesto takie auto wychodzi drozej niz nowka w zerowym leasingu.
Tu nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale bedac na miejscu autora watku, bralbym ta nowa Kia. Auto nie jest drogie a wklad wlasny wysoki. Duza szansa ze tym autem bedzie kolejne 10 lat jezdzil.
Cytujac tutaj Alexa to tez niezla odklejka. ;)
Patrząc na warunki jakie opisałeś to bym brał. Auto nie jest drogie, jak na nówkę z salonu, odpadnie ci większość zmartwień związanych z eksploatacją, plus komfort użytkowania nowego auta jest zazwyczaj większy niż używki.
Używany samochód to ZAWSZE jest niewiadoma w jakimś stopniu. Nawet jeżeli jesteś dobrym mechanikiem, to przecież nie weźmiesz samochodu od właściciela na warsztat, żeby sprawdzić stan techniczny. Więc może być tak, że kupisz używane za 40 a będziesz musiał dołożyć kolejne 20. Oczywiście, zawsze jest jakaś szansa że nowe auto z salonu będzie miało jakąś wadę fabryczną, ALE są gwarancje i akcje serwisowe. Dodatkowy plus, mały ale zawsze, jest zmniejszona częstotliwość badań technicznych. I odnośnie gwarancji, tak jak wspomniał
Tylko musisz wziąć pod uwagę kilka rzeczy. Większe koszty OC i w zasadzie obowiązkowe AC. Jakbyś brał kredyt samochodowy, tj. bank były wpisany jako współwłaściciel to nawet jest to przez większość podmiotów finansujących wręcz wymagane. Ale lepiej wziąć kredyt "zwykły" i nie mieszać banku do kwestii właścicielskich samochodu. Natomiast przy nowym samochodzie pełne AC (i to pełne-pełne) to jest w zasadzie must-have i to w jakimś sprawdzonym towarzystwie, a nie jakiejś firmie-krzak. A to koszty mogą być duże jeżeli nie masz zniżek, nawet >3000 PLN. Koszty serwisu również będą większe, w zależności od zapisów gwarancyjnych będzie musiał je robić w ASO (albo się wykłócać).
Koszty serwisu również będą większe
prawda, że ASO kasuje, a nie każde ASO dobrze robi...
Natomiast koszt serwisu "zero" (zakupowego) przy używce, o którym nie pisałem wyżej, też może być spory - wszystko zależy jak utrzymany egzemplarz kupujemy :)
Możemy na start mieć np. opony, klocki, tarcze do wymiany.
to przecież nie weźmiesz samochodu od właściciela na warsztat, żeby sprawdzić stan techniczny
wręcz przeciwnie - każdą używkę przed zakupem trzeba wziąć na przegląd do zaufanego warsztatu. Raczej ludzie nie mają z tym problemu, jeżeli piszemy o autach wartych 30k+.
Ja swoje przed zakupem objeżdżałem 2 razy (raz krótko, raz długo), zabrałem do znajomego mechanika na konkretny przegląd i przewertowałem całą historię serwisową (wszystko było robione w ASO). Nie zamroziłbym takiej kasy w ciemno z potencjalną stratą.
Są oczywiście rzeczy, które ciężej sprawdzić i właściciel się raczej nie zgodzi - np. ściągnięcie miski olejowej silnika lub sprawdzenie oleju ze skrzyni automatycznej. A one mogą powiedzieć bardzo dużo o aucie.
Tak samo, przy zakupie auta używanego, starszego jak 5 lat, na przeglądzie "zero" zamiast tylko wymienić olej, wymieniłbym też miskę (jeżeli używany olej byłby jakkolwiek brudny na bagnecie). To parę stówek, a daje bardzo dużo.
Są oczywiście rzeczy, które ciężej sprawdzić i właściciel się raczej nie zgodzi - np. ściągnięcie miski olejowej silnika lub sprawdzenie oleju ze skrzyni automatycznej. A one mogą powiedzieć bardzo dużo o aucie.
O to mi właściwie chodziło. Nikt ci nie da auta na dwa dni żebyś mógł pogrzebać i posprawdzać w jakim stanie są poszczególne części i układy. Sprawdzisz z góry, pobieżnie, bez zaglądania w szczegóły. Możesz wyeliminować tym sposobem szrot, ale nigdy nie będziesz miał pewności, że auto jest w 100% sprawne i w dobrym stanie technicznym.
Tutaj należy też dodać, żeby stanowczo nie słuchać bzdur fanatyków marki XYZ, którzy mówią że lepiej kupić 10/15 letni samochód marki XYZ z pseudo-klasy "premium".
prawda, że ASO kasuje, a nie każde ASO dobrze robi...
Owszem, ciężko znaleźć ASO (i mechanika w sumie też), który zrobi wszystko w samochodzie dobrze. Ja np. jestem bardzo zadowolony z ASO do którego jeżdżę poza wymianą opon. Trzymam tam komplety, bo wychodzi (z promocjami za przeglądy) taniej niż gdzie indziej, ale chyba zmienię na jesień miejsce. Tak więc powiedziałbym, że mechaników jest sporo, ale dobrych mechaników ze świecą szukać.