Życie toczy się do przodu, aż doturlałem się do momentu, gdy postanowiłem kupić trochę ziemi pod budowę domu.
Przeglądam różnorakie oferty działek budowlanych (budowlano-rolnych).
Interesuje mnie okolica pod Krakowem - odległość tak do 20-25km maks. Nie będę pisać, że ładna, cicha i spokojna, bo to oczywista oczywistość :) Ceny od 50,000 zł do nieba.
Ale do czego zmierzam.
Czy ktoś może kupował/negocjował cenę za tego typu działeczki? Ile udało się Wam utargować?
Wiem, że to zależy od wielu innych szczegółów i obecnej sytuacji właściciela, ale może jakieś widełki uda się nam ustalić :)
Dla przykładu (nie wiem ile jest w tym prawdy) - znajomy z pułapu 500,000zł zszedł na dzień dobry do 280,000zł, a kupił za 200,000zł. Zaznaczam - nie wiem, ile prawdy w tym jest :P
Może też ktoś zarzuci jakimiś praktycznymi poradami, które się mogą przydać na etapie kupowania działki :)
Dzięki.
Z tego co pamiętam to dalszej rodzinie udało się ze 180tys na 110tys utargować, więc jednak jest to możliwe.
Jak zawsze, wszystko zależy od KONKRETNEJ działki i konkretnego sprzedającego.
Jak od dawna kupców nie ma a pieniedzy potrzebuje - to zejdzie. A jak mu się nie śpieszy? To nie utargujesz.
I od szacowanej ceny metrażu. Generalnie zawsze można nieźle zbić na 1 metrze, ale pytanie od kogo się to wyrywa :)
"Dla przykładu (nie wiem ile jest w tym prawdy) - znajomy z pułapu 500,000zł zszedł na dzień dobry do 280,000zł, a kupił za 200,000zł. Zaznaczam - nie wiem, ile prawdy w tym jest :P" - Zero?
raziel88ck ==> Czemu niby? :)
Sporo osób na początku rzuca wartość z metra przykładowo po 300-350zł, gdzie okoliczne działki sprzedają się po 150zł. Samo zainteresowanie powoduje, że właściciel podnosi cenę ziemi. Negocjacjami sprowadza się go do parteru i cena wraca do punktu wyjścia.
Trzeba pamiętać, że ziemia może sobie zawsze leżeć i czekać na sprzedaż bądź oddanie dzieciom/wnukom itd.
To jest zawsze lokata.
Sporo osób na początku rzuca wartość z metra przykładowo po 300-350zł, gdzie okoliczne działki sprzedają się po 150zł.
Dodam jeszcze, że pośrednicy wywalają czasem jakieś bajońskie sumy, przykład z życia wzięty, obok mnie stoi od paru lat chata z dużą działką (1800m2) na sprzedaz. Moja siostra postanowila sie na tylach naszego domu budowac i chciala od sasiada dokupic kawalek dzialki co by sobie troche powiekszyc swoje gniazdko. Nie mieliśmy numeru do właściciela ale do pośrednika. Cena? 400zl/m2 - raz, w okolicy ceny są ok 300-350zl dwa, tego fragmentu działki nikt prócz mojej siostry lub sąsiada z drugiej strony by nie kupił, bo zwyczajnie nie ma jak do niej dojechać. Po rozmowie bezpośrednio z właścicielem cena zeszła do niecałych 200zł. Siostra zadowolona i sasiad zadowolony, bo ma mniejsza dzialke o jakies 500 metrów przez co łatwiej być może będzie mu sprzedaż tą nieszczęsną chatę.
A powiedzcie mi jeszcze jedno jak to jest z tymi pośrednikami.
Idę do takiego biura, podpisuję umowę (jakąś) i dostaje namiary / prezentuje mi te działki.
Czy jest ona jakoś obwarowana, że nie mogę się za plecami dogadać z właścicielem? Pewnie jest, tylko ciekawi mnie w jaki sposób :P
Tutaj trochę zamirencjumowuję, ale:
Pośrednicy nieruchomości to straszne hieny. Pojedziesz do biura, podadzą Ci kilka adresów (które i tak zdobyli tylko dlatego, że ktoś do nich z nimi przyszedł), wcześniej jednak podpiszesz umowę, że jeśli kupisz działkę za plecami to i tak płacisz prowizję + karę. Tak naprawdę ich praca sprowadza się najczęściej do wystawiania ofert na allegro - często nawet oczekują, żeby oferujący sam dostarczył zdjęcia, a kupujący sam pojechał obejrzeć nieruchomość. Za coś takiego żądają 5% od wartości nieruchomości w przypadku zakupu... Żeby było weselej jest to 5% od Ciebie i drugie 5% od sprzedającego. W rezultacie kupując działkę za 200 tysięcy, 20 tysięcy trafia do pośrednika - pamiętaj o tym, bo to jest kwota, jaką możesz zaoszczędzić załatwiając wszystko bezpośrednio.
Pomyśl też na ile wyceniasz swój czas - może warto wsiąść w samochód, zatankować do pełna i przejechać się po interesującej Cię okolicy i pospisywać ogłoszenia - często są wywieszone na ogrodzeniach posesji lub na specjalnych tabliczkach. W końcu te kilka-kilkanaście tysięcy to, jak sądzę, niezła "dniówka" ;)
Lysack dobrze prawisz :)
Ostatnio ze swoją małżonką wybraliśmy się nawet za Kraków kawałek, ale jak na złość, żadnej tabliczki nie było - za to ogłoszeń na allegro z tej miejscowości pełno :)
Ale się nie poddam tak łatwo :)
[11] Zajedź znów do tej miejscowości. Idź do pierwszej lepszej chaty i zapytaj czy nie wie czy ktoś w okolicy ma działkę na sprzedaż. Ostatnio tak do mnie na działkę przyjechał gość :)
Grzesiek - obwarowana jest tym że podpisujesz umowę dotyczacą konkretnych transakcji - jak kupisz to musisz zapłacić.
Oczywiście możesz ty podpisać, a znajomy kupić, lub odwrotnie:D
Ale łatwiej allegro/gratę przejrzeć, zobaczyć jakie miejscowości mają dużo ogłoszeń i się tam wybrać osobiście.
Odezwę się po weekendzie, bo teraz właśnie wyjeżdżam :)
Ale dzięki :)
Posrednicy nieruchomosci to hieny i darmozjady straszne. Najlepiej sie wpierniczaja sprzedajacy ktorzy podpisuja umowe na wylacznosc. :)
Nie moze sprzedac dzialki bez prowizji nawet jak sam znajdzie kupca :)
Ja mieszkam 20-25 km od Krakowa, powiedz jakie rejony masz na myśli, jeżeli to moje to mogę się rozejrzeć po okolicy, pozbierać numery telefonów, namierzyć na googlmapsach i ci podesłać :)
Ja miałem taką sytuację, tyle że na odwrót. Sprzedawałem. No i musiałem trochę zejść z ceną.
Co do negocjacji.
Od roku szukam domu w Warszawie (Ursynów). Przeglądam oferty do 2 mln pln. Znalazłem dom za 1.6 mln. Obejrzałem, zapomniałem. Wczoraj zadzwonił agent z oferta za ten dom... 1 050 000 :) Skłaniam się do sfinalizowania tej transakcji.
Wniosek: nie napalaj się, bo łatwiej kupić niż sprzedać.
Trzeba pamiętać, że ziemia może sobie zawsze leżeć i czekać na sprzedaż bądź oddanie dzieciom/wnukom itd.
To jest zawsze lokata.
Mit że nieruchomość jest lokatą upadł już kilka lat temu. To jest taki sam towar jak cukier- dziś można na nim zyskać, a jutro stracić, gdyż ceny idą raz w górę, raz w dół. Do 2008 roku szły akurat w górę z powodu wielu czynników, teraz spadają z powodu odwrotnych czynników. Nie jest to więc lokata, chyba że ktoś lubi lokaty typu -20% w skali roku :)
Ogólnie co do tematu-
Uważam że to w dalszym ciągu kiepski moment na zakup nieruchomości, chyba że znajdzie się niebywałą okazję. Nominalnie ceny spadły może o 20% od szczytów (czyli o 30-35% uwzględniając inflację). To jest nadal mało i jest tu ogromne pole do dalszych spadków. Może w 2013 ceny dopiero ZACZNĄ zbliżać się do rozsądnych i wtedy mając nóż na gardle będzie można myśleć o kupnie. W sumie to i tak szybciej niż sądziłem, ale jak widać panika powoli zagląda sprzedającym w oczy.
Akurat w poniedziałek byłem oglądać pewien lokal handlowy w Krakowie, który kobieta usiłuje sprzedać od pół roku. Po 5 minutach rozmowy, bez jakiejkolwiek mojej sugestii, sama od siebie podała cenę o 1/3 niższą. Lokal mi się nie podobał, ale gdybym powiedział że jestem gotów jutro zapłacić, to w ciągu kolejnych 5 minut doszlibyśmy do porozumienia w okolicach 50% ceny początkowej.
Jeśli chodzi o działki, akurat pod Krakowem, to 2 lata temu roiło się od ofert rzędu 20-30 tys za ar., czyli kompletny absurd. Obecnie jest do wyboru do koloru za kwotę <10 tys./ar., a to dopiero początek. Po prostu ofert jest nie tyle sporo, co wręcz zatrzęsienie, a spadki cen są oczywistym następstwem takiej sytuacji.
Mit że nieruchomość jest lokatą upadł już kilka lat temu. To jest taki sam towar jak cukier- dziś można na nim zyskać, a jutro stracić, gdyż ceny idą raz w górę, raz w dół
Nie o to mi chodzi. Masz ziemię i masz coś, co zawsze możesz wykorzystać. Można sprzedać, jak są duże problemy finansowe. Ale po co handlować własne xxxx metrów? Żeby zgarnąć kasę? Na co? Do rozpieprzenia/pseudo zainwestowania? Bzdura. Zawsze można się na niej pobudować, jak będzie taka potrzeba.
Gorzej, jak się sprzeda, a później będzie potrzeba nabycia :]
zsl -> ziemia jest "lokatą", a nie lokatą :) Tzn ciężko doszukiwać się tu zysków - jedyne zyski są możliwe, gdy kupuje się działkę za grosze w pobliżu miasta, przy polnej drodze, a po paru latach doprowadzają tam asfalt, kanalizację i wszelkie media - wtedy się opłaca. Natomiast tak standardowo działka jest dobrą, długotrwałą lokatą kapitału, której nie straszne są wielkie kryzysy, upadki pieniądza, banków itd...
Jedynym zagrożeniem dla działki są urzędnicy, którzy mogą stwierdzić, że będzie tam autostrada i wycenią działkę na 1/10 wartości, tudzież komisja majątkowa odnajdzie dokumenty, że za piusa III działka ta należała do kościoła i trzeba ją oddać ;)
Gdybym sam miał kilkaset tysięcy złotych, dobrą pracę i brak potrzeb inwestycyjnych, to pewnie kupiłbym jakiś kawałek działki, żeby w razie czego zabezpieczyć przyszłość dzieci, gdyby nastał jakiś wielki kryzys.
a ja bym chetnie kupil duze mieszkanie lub dom w Krakowie lub okolicach, ale jakos nic ciekawego nie moge znalezc;/
legrooch--> to juz zalezy od indywidualnego podejscia. Dla mnie nie ma sensu kupowac nieruchomosci na ktorej obecnie bede tracil kilkanascie procent rocznie po to, zeby "w razie czego" miec co sprzedac. Juz wolalbym kupic zloto jesli cokolwiek musialbym koniecznie zakupic. Jezeli natomiast ktos pieniadze uzyskane ze sprzedanej dzialki rozpieprzy, to faktycznie lepiej jej nie sprzedawac- indywidualne podejscie i tyle.
Lysack--> dzialka czy inna nieruchomosc standardowo nie jest dobra lokata, lecz zwyczajnym towarem, o czym sporo ludzi przekonuje sie wlasnie teraz. Nie jest tez prawda, ze ZAWSZE ciezko doszukiwac sie tu zyskow. Wszystko zalezy od konkretnych okolicznosci panujacych wokol tego rynku. Moj ojciec kupil dzialke pod Krakowem za 100 tys, a 2 lata pozniej mial kupca za 450 tys. Nie sprzedal jej z sobie tylko znanych powodow, ma ta dzialke lezaca odlogiem do dzisiaj i podejrzewam ze troche mu glupio, ale masy ludzi zrobily akurat wtedy majatek na dzialkach. Klucz polegal tylko na tym, zeby w odpowiednim momencie z tego wyjsc, podobnie jak bylo z funduszami inwestycyjnymi, czego akurat doswiadczylem osobiscie bedac jeszcze studentem. Kto nie zdazyl, ten teraz ze swoimi dzialkami czesto jest pewnie ponizej ceny zakupu jesli uwzgledni inflacje, a sa tacy specjalisci ktorzy chcieli "zabezpieczac przyszlosc dzieci" w okresie szczytu cenowego, bo sadzili ze nieruchomosci beda drozaly w nieskonczonosc, tymczasem te "zabezpieczenia" sa dawno ponizej ceny zakupu nawet bez brania pod uwage inflacji.
Wiem ze jestes mlody, wiec imo powinienes prezentowac bardziej dynamiczne podejscie do rynku i nie mowic jak 50 latek, ktory akurat dostal wielka premie w swojej etatowej pracy i bez wzgledu na okolicznosci rynkowe kupuje cos, np. dzialke (w przerwie pomiedzy kolejna zmiana w pracy, a lowieniem ryb i piciem browara) :)) Mozna i tak, jednak ja preferuje podejscie do zycia bardziej dostosowane do panujacych realiow. Mojej przyszlosci nikt nie ma chyba zamiaru zabezpieczac, ale gdyby ktos taki sie nagle znalazl, to odradzilbym mu robienie tego za pomoca kupowania mi w tym momencie dzialki ktora z dnia na dzien tanieje. Bo to jest po prostu absurdalnym ulokowaniem srodkow w chwili spadkow cen.
Ostatecznie mozna przyjac, ze czlowiek ktory ma w du*** rynki, inwestycje, nerwy itd., a wszystko co posiada to praca, dzialka i perspektywa panstwowej emerytury, to pewnie nawet by nie wpadl na pomysl zeby ja sprzedac. Wtedy rzeczywiscie mozna myslec o tym ze dzialka to jakas tam "lokata" ktora zostawi sie dzieciom, ale nie lokata w sensie finansowym.
im wieksza dzialka i im dalej lezy od miasta tym latwiej zbic cene .
zapomnialem_stary_login : problem w tym ze nikt nie jest prorokiem a caleanalityczne wyliczenia sa teraz nic nie warte.
Zabezpieczenie w postacie dzialki jest dosc dobra inwestycja w perspektywie 20 letniej .Wez pod uwage fakt ze wszystkie formy zabezpieczenia dziecka 20 lat temu , mimo wielu wysilkow ludzi okazaly sie funt klakow nie warte.
A dzialka 20 lat temu a teraz to mimo wszystko zachowuje swoja wartosc.
Jak ja kupowałem działkę miałem dostać 9K zł upustu, ale okazało się, że właściciel miał jakieś problemy finansowe i w końcu nie zgodził się sprzedać taniej.
A realnie rzecz biorąc nie ma szans na "upust" z 500 do 200. Przecież to jest > 50%. Liczy się cena za metr, w okolicy Krakowa jest to 200-300zł za działkę budowlaną. W Zielonkach jest bliżej górnej granicy lub nawet więcej (ok350zł). Podobnie jest w Zabierzowie i Wielkiej Wsi. Ogólnie północ Krakowa jest droższa od południa, sprzedający są w stanie czasem czekać nawet 2 lata na to, aż znajdzie się ktoś, kto kupi po ich cenie. Są też tacy, którzy wolą szybciej sprzedać, ale nie licz na to, że uda Ci się utargować 300 tysięcy (straszny bajkopisarz ten Twój znajomy).
Tutaj znalazłem etapy kupowania działki: http://jazarzadzam.blogspot.com/2012/06/dziake-budowlana-kupie.html
kozakk -> jak ktoś ma problemy finansowe, to z reguły jeszcze opuszcza, żeby czym prędzej spieniężyć posiadaną rzecz. Inaczej mówiąc - dałeś ciała, bo gdybyś powiedział, że w takim razie rezygnujesz, to mogę się założyć, że opuściłby Ci nie 9, a 15 tysięcy...
Lysack--> to jest pośrednik, sprawdź ilość postów i datę założenia konta
Lysack -> nie zaprzeczam, że dałem ciała, ale to było tak, że mi też zależało na tej działce. Nie zmienia to faktu, że nie ma szans na taki utarg (albo wolę tak myśleć)
Game Over -> nie jestem pośrednikiem :) założyłem konto dziś po to, żeby wypowiedzieć się odnośnie tego szalonego upustu (nie mogę wpisać komentarza bez konta). A osobiście nie ufam pośrednikom.
Nie wiem jak jest w Krakowie, ale kupując działkę na warszawskiej Białołęce udało mi (a właściwie nie mi tylko wynajętemu negocjatorowi) wytargować 70 tys. zł zniżki. Więc jak się umie twardo negocjować, to się da sporo ugrać. Radzę Ci więc poszukać jakiegoś takiego negocjatora z charyzmą i nie powinno być źle, każdy sprzedający kiedyś przecież zmięknie ;) Trochę wątpię, żeby ten negocjator, z którym ja współpracowałam, działał poza stolicą, ale nic nie szkodzi, abyś zapytał: http://www.negocjator.warszawa.pl