Krew człowieka zalewa...
Z góry przepraszam za tę ścianę tekstu, ale ciężko mi przekazać całą historię bez podawania niezbędnych szczegółów.
Cała sprawa rozpoczęła się dosłownie parę dni temu. Obok mojego domu remontowany jest niewielki blok, jeszcze stary, z czasów PRL-u. I nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby nie fakt iż pewnego dnia zauważyłem, że robotnicy wyrzucają resztki styropianu na trawnik w ogródku moich rodziców. Krew mnie zalała, więc zszedłem wyjaśnić sprawę (rodzice byli wtedy na wakacjach, ja zostałem w domu, bo urlop zarezerwowałem sobie pod koniec sierpnia). Robotnik z kiepem w mordzie zaczął coś bełkotać, że o te resztki poprosiła lokatorka z parteru remontowanego budynku i kazała je rzucać właśnie za ogrodzenie ogrodu rodziców. Znałem tę babę z widzenia i miała u mnie opinię starej jędzy, która komenderowała robotnikom od początku remontu - "Panie, tu nierówno pomalowaliśta, panie, a utniecie mi te gałęzie koło balkonu?". Wkurzyłem się (żeby nie powiedzieć gorzej) nie na żarty. Wszedłem do klatki podając się za listonosza (bo inaczej buraki nie wpuszczają do "swojego" bloku) i pukam do drzwi tej jędzy. Ona zaczęła mi jazgotać, że wczoraj pukała do naszych drzwi i nikt się nie zgłosił więc uznała, że nikt nie będzie miał nic przeciwko, że tam rzucą styropian, bo nasz ogród jest ogrodzony siatką i nikt go nie ukradnie. Ja jej na to, że do wieczora ma to zniknąć, a ona się wydarła, że poprzedni właściciele naszego mieszkania byli dla niej milsi. Powtórzyłem, że styropian ma zniknąć, rzuciłem z niechęcią słowa "do widzenia" i poszedłem do domu. Wracam o 19:00 z pracy i co widzę? Jak styropian był, tak jest. Ponownie się zdenerwowałem, zakasałem rękawy pozbierałem styropian i wrzuciłem tej starej ku**e wszystko na balkon (na szczęście mieszkała na parterze więc nie było problemu z pozbyciem się tych śmieci). Reszta wieczoru minęła spokojnie.
Następnego dnia styropian z balkonu zniknął, na ogródek też nie wrócił, więc uznałem, że sprawa załatwiona. Rodzice zdążyli tego dnia wrócić, wspomniałem im o incydencie, uznali, że dobrze zrobiłem i wydawałoby się, że sprawa ucichła. Jeszcze tego samego dnia, popołudniu, dostaję telefon od ojca, że policja chce się ze mną porozmawiać. Wyjaśniłem więc szefowi, że policja coś ode mnie chce i podjechałem służbowym wozem (rozwożę pizzę) pod dom. Tam czeka na mnie dwóch funkcjonariuszy w salonie i chcą zabrać na komendę by porozmawiać. Byli spokojni, ja też, więc poszliśmy na komisariat. A tam oni dowiaduję się, że rzucono na mnie oskarżenie, że przez otwarte okno domu pani K. nawrzucałem jej śmieci. Myślałem, że zaraz pęknę z wściekłości. Oczywiście zaprzeczyłem tym oskarżeniom i wyjaśniłem im całą sytuację z mojego punktu widzenia. Oni na to, że jest świadek (sąsiadka i koleżanka pani K.), który widział jak wspinam się na balkon (nonsens) i wrzucam styropian za okno. Odpowiedziałem im, że ja mam świadków, którzy widzieli wcześniej styropian w naszym ogródku (chociażby robotnik, który je wrzucał, mógł to potwierdzić, o ile nie skaptowała go ta jędza). Policjanci powiedzieli mi, że już wtedy powinienem pójść na policję, a nie brać sprawy w swoje ręce. Ostrzegli mnie więc i poradzili, żebym załatwił sprawę z sąsiadką w dyplomatyczny sposób. Wróciłem do domu i szkoda, że komórkę zostawiłem w schowku samochodowym, bo bym nagrał tę starą ku**ę, która z balkonu zaczęła mi wrzeszczeć, że albo posprzątam ten styropian, albo na mnie znowu naśle policję.
I sprawa utknęła. Ciekaw jestem jak to może się dalej potoczyć? Nie obchodzi mnie co stało się z tym styropianem, pewnie go już sama uprzątnęła, ale z takim jędzami nigdy nie wiadomo. Przez tą "dezercję" z pracy szef zapowiedział, że potrąci mi te godziny z pensji. Po prostu świetnie - na własną ręką posprzątałem po robocie syf i jeszcze straciłem kasę, czas i cierpliwość. Jak to załatwić raz na zawsze? Może namówić robotników (póki jeszcze pracują), żeby potwierdzili (może zafundować im flaszkę?), że polecono im wyrzucać ten styropian na nasz ogródek? A może machnąć na to ręką i nie wypatrywać żadnych wezwań na komendę z powodu wyimaginowanych oskarżeń?
Za remont płaci spółdzielnia, nie ona bezpośrednio.
Sprawa idealnie nadająca się do "trudnych spraw" albo "Dlaczego ja?". Nawet podpisy same się nasuwają "ktoś wrzucił jej styropian na balkon".
Nawet aktorka pasuje.
http://www.youtube.com/watch?v=qZ0GHXDZWp8
Ty, to może ona po tym jak się przeprowadziła?
Jak chcesz być złośliwy i zaognić sprawę to zgłoś szefowi pracowników podbieranie i rozdawanie styropianu przez robotników. Styropian jest materiałem przeznaczonym do remontu budynku (za to płaci spółdzielnia), a nie prywatnych pomieszczeń lokatorów. Wtedy on każe im dla zasady natychmiast zwrócić styropian, oni zabiorą go tej babie i jeszcze stracą premię. Ale ilość wrogów się zwiększy.
Jeszcze dodam, że nie mam pojęcia jak styropian mógł się dostać do jej mieszkania. Chyba, że sama go zagarnęła z balkonu i narobiła rabanu, ale to były całe kawałki, nie pojedyncze drobiny w worku.
[4] Mieszkam na wsi więc mogę nie wiedzieć, ale czy przypadkiem nie spółdzielnia/miasto płaci za remont bloku?
Jeżeli tak to robole i tak kasę dostaną, a może jak to ładnie dogadasz to za flaszkę Ci pomogą. :)
Ew. możesz odwrócić kota ogonem i powiedzieć, że pukałeś do tej jędzy wcześniej, ale nie otwierała to uznałeś że nie będzie miała nic przeciwko jak jej na balkon nawrzucasz. :)
Nie przejmuj się, ale jednak uważaj na siebie, bo takiej pindzie nigdy nie wiadomo co do łba "szczeli".
Burzumkat -> zamiast wrzucać jej na balkon trzeba było od razu wywalić styropian na śmietnik, wiem, że już po ptakach, ale sąsiadka by się jeszcze bardziej wkurzyła, bo w ogóle styropianu by nie dostała ;) I szkoda, że nie zrobiłeś może jakiś zdjęć jak styropian był jeszcze na ogródku Twoich rodziców.
Mieszkam na wsi więc mogę nie wiedzieć, ale czy przypadkiem nie spółdzielnia/miasto płaci za remont bloku?
fakt, czytalem co druga linijka z nadzieja na znalezienie czegos ciekawego :F
No i po co ze starą babą zaczynałeś? Trzeba było wyrzucić styropian do śmietnika i się nim nie przejmować.
Teraz to lej na nią ciepłym moczem, to sobie da spokój.
Wiem, że powinienem zebrać dowody, ale wkurzyłem się i działałem pod wpływem chwili. Byłem już trochę zmęczony kursowaniem między pizzerią, a odbiorcami i chciałem załatwić sprawę jak najszybciej. Nie spodziewałem się, że ta jędza pójdzie z tym na policję.
Jak się tylko da, olej babę i całą sprawę (zapytaj policji, czy jest jeszcze coś do wyjaśnienia) i zajmij się znacznie poważniejszym problemem.
Życie jest za krótkie i to w dosłownym znaczeniu.
spoiler start
Np. zmianę pracy na lepszą
spoiler stop
Pozdrawiam
Wątpię by wywalenie na śmietnik coś dało, bo wcześniej stamtąd brała styropian, który robotnicy składowali w workach obok śmietnika, ale uznała, że lepiej będzie jeśli poleci im go wyrzucać bliżej jej bloku, w dodatku na ogrodzonym terenie. Na nieszczęście bramka od naszego ogródka nie ma zamka (bo też nie ma tam czego szukać - trochę trawy, drzewek, krzaków i kwiatów), ale gdybym zobaczył, że ktoś wchodzi na nasz teren bez pozwolenia lub go zaśmieca, wpadłbym w wściekłość. Dlatego zareagowałem tak, a nie inaczej. Mogłem kupić jakąś kłódkę, zamknąć bramkę i jędza by się nie dostała do "swojego" styropianu, ale nic mi po tym styropianie, więc wolałem zwrócić go właścicielce. Oko za oko. Jeśli trzeba będzie, pójdę ostrzec policjantów przed falami fałszywych oskarżeń ze strony tej baby.
Burzumkat -> to niech baba kursuje dalej po śmietnikach skoro jej aż tak zależy ;) A to, że macie zepsutą bramkę wcale nie zezwala na panoszenie się po waszym ogródku komu to się tylko podoba. Swoją drogą pracownicy też są jacyś ograniczeni, bo to, że baba kazała im tam wrzucać śmieci, to nie zwalnia ich z tego żeby u właścicieli potwierdzić czy faktycznie mogą tak robić co by zweryfikować czy baba faktycznie uzyskała zgodę na składowanie na nie swoim terenie.
Niegłupia, uważaj na nią :P
nutkaaa -> Ci robotnicy to jacyś prości chłopi, zupełnie jakby ich z pola zabrali (bez urazy dla ludzi ze wsi) i zamiast kos i łopat dali pędzle i szpachle. A taka jędza wykorzystuje to, że jest starsza, niedołężna i im pewnie herbaty czy kawy robi w zamian za wykonywanie jakiś drobnych robót. Niewykluczone, że mogła im powiedzieć, że ogródek jest jej, ale wtedy robotnik, z którym gadałem, powiedziałby mi to. Chociaż jak mówiłem - to proste chłopy.
Dodam jeszcze, że ten odcinek "Dlaczego ja?" podany przez ppaatta1 jest przekomiczny. :D
Z takimi babami nie wygrasz "na ich gruncie". Ja sugeruje teraz iść do niej - posprzątać styropian, wyrzucając go do śmieci zasypując stertą śmierdzących odpadów -jak chce to niech sobie później z tego wygrzebuje :P
Loczek -> Prawdopodobnie nie ma czego sprzątać, bo styropian z jej balkonu zniknął jeszcze przed wezwaniem mnie na policję, a bajkę o zaśmieceniu mieszkania wymyśliła.
Błąd zrobiłeś, że zareagowałeś bardzo emocjonalnie, agresywnie. Tym sposobem z ofiary stałeś się oskarżanym. Na przyszłość sugeruję chodzenie "z mordą" dopiero PO próbie polubownego załatwienia sprawy. A jeszcze lepiej - na spokojnie przemyśleć co zrobić, aby zamiast głupiej zemsty, która odbiła się na Twoją niekorzyść, wykorzystując swoje prawa "odegrać się" na sąsiadce (czyli: sprawić, żeby to jej zachowanie stało się bronią obosieczną).
Mogłoby to być albo zgłoszenie na policję faktu zaśmiecania ogródka (wiem - Polak niecierpliwy i furiat i nie wierzy w skuteczność władz; woli wziąć sprawy w swoje ręce. ale nie tędy droga!), albo - tak jak radzą wyżej - wywalenie "śmieci" na śmietnik (ewentualnie - przywłaszczenie sobie rzeczy "znalezionych" na własnej posesji, choć to już nieco nielegalne się robi; no i pytanie czy taki styropian do czegoś by ci się przydał).
dexiu przeczytales co napisane bylo? :)przeciez probowal polubownie.
poszedl do niej.
co innego mial zrobic?
olej sprawe, policja i tak umorzy a na babie sie zemscisz przy okazji.
np nie zauwaz jej na ulicy i zachamuj tak zeby zawalu dostala.
tego typu ludzi trzeba tepic.