Nagroda z najdurniejszy scenariusz wędruje dla twórców Upside Down (Odwróceni zakochani)
Co do tytułu - w Polsce jest niestety tendencja do traktowania widza jak debila, tak więc niezależnie od tego, czy chodzi o tłumaczenie, czy oryginalny polski tytuł, musi być jak najrzadziej dosłownie i łopatologiczne - tak, żeby po przeczytaniu tytułu od razu było wiadomo, czy chodzi o miłość, obijanie mordy czy inne kosmosy. Nie mówię tu już tylko o perełkach w stylu Szklanej pułapki - jak się przyjrzeć, dotyczy to 90% filmów i seriali. Albo tłumaczy się zupełnie w oderwaniu od oryginału (czasem też treści), albo dodaje się do tytułu różne "dodatki", które od razu sugerują, że to film kryminalny/sci-fi/komedia romantyczna, whatever. Najgorsze są tytuły polskich filmów - zero inwencji. Albo kompletna łopatologia ("Bitwa warszawska", "Tajemnica Westerplatte", dziwne, że "Czasu honoru" nie nazwali "Cichociemnymi w okupowanej Warszawie"), albo masło maślane i tytuły, które można nadać 100 innym filmom. Ewentualnie tytuły są sucharami i pseudo-inteligentnymi gierkami słownymi. Jeśli chodzi o tłumaczenia, to ostatnio też pojawiają się same kwiatki: "After Earth" to "1000 lat po Ziemi", "Star Trek Into Darkness" to "W ciemność Star Trek". TVN zabłysnął, tłumacząc tytuł "Person of Interest" jako "Wybrani", przebijając tym samym poprzedni polski tytuł, "Impersonalni". Oba nie mają żadnego sensu ani związku z treścią serialu. Wisienką na torcie jest wlepianie 3D jako elementu tytułu, albo "007" przed "Quantum of Solace", jakby ktoś nie wiedział, że idzie na film o Bondzie. Czasami mam ochotę, żeby po prostu zostawiali te tytuły w oryginale, bo ręce opadają. Wiem, wiem, że wpis nie o tym, ale filmu nie widziałem, więc ciężko mi się odnieść, a kwestia tytułów osiąga powoli poziom absurdu.
Moj aktualny faworyt: Mówi Czterdziesci Trzy... polglish pelna geba.
Zaraz za nim Wyborcze Jaja...
"Interstate 60" Sorki, za słownictwo, ale jakim k***a debilem trzeba być, żeby przetłumaczyć to na "Ale Jazda"!!!!!! Aż epilepsja łapie...
Ej, ale jako romansidło to to jest podobno całkiem niezłe. Tacy współcześni Romeo i Julia czy coś, słyszałem. No ale.
Dla mnie największym kwiatkiem była scena, kiedy trzymalisię razem i skakali pomiędzy światami. To tak jakby zaczepić się piętami o manekina i pozwolić mu wynieść się kilometr nad ziemię... Ostatnich 20 filmu zupełnie nie pamiętam