Czy oldskulowe gry są naprawdę takie złe?
Slyszalem jakis czas temu, ze Sony nie chcialo wypuscic Super Meat Boy'a na PS3, bo jest 2D. Na szczescie wypuscili Scotta Pilgrima, z czego sie bardzo ciesze, ale... Ale komentarze ludzi wywolaly u mnie nie male zdziwienie. Jasne, czesc ludzi sie cieszy, ale polowa pisze "co to ma byc?" albo "nie macie juz o czym robic materialow?"... Dla mnie Scott Pilgrim to jedna z najwazniejszych gier 2010, wlasnie ze wzgledu na swoja oldschoolowosc. Ostatni Mega Man ma tryb easy, ktory eliminuje wiekszosc przeciwnikow i dodaje wiecej platform. Gry nowej generacji sa coraz latwiejsze, niektore prawie graja sie same. Nie ma juz mowy o limitowanych zyciach i zaczynania od nowa. Mozesz zapisac gre doslownie zawsze, wiec nie odczuwa sie ryzyka. Nowe gry rozleniwiaja graczy. Dostajemy rozbudowane cut-scenki i oczojebne wybuchy kosztem grywalnosci. Ekran zawalony jest spellami, paskami zycia, many staminy, reputacji, honoru, achievementami, statusami znajomych logujacych sie do gier, paskami promocji, tutorialami szczegolowymi jak dla istot z marsa, lista questow, mapa na pol ekranu i wyjasnieniem skrotow kalwiszowych, czy lista grup graczy znajdujacych sie w naszej lokacji. Ja osobiscie juz od dluzszego czasu gram wylacznie w gry casualowe, glownie flashowki i produkcje niezaleznych developerow. W produkcje mainstreamowe gram sporadycznie, raczej tylko po to, zeby byc na biezaco. Brakuje mi dawnych czasow, kiedy gra byla wyzwaniem...
Gol też wpasowuje się w klimat, bo ME, F3, Bioshock (2), i inne mainstreamowe gry generacji X360 dostają noty których gry legendarne typu half-life, SS, SS2, Deus Ex, H3, BG, BG2, Torment, F1, F2 (etc) nie osiągnęły. Ale cóż zrobić, wtedy gry które okazały się najlepsze z gatunku dostawały 8-9, bo zachowawczo oceniali pod dyktando przyszłych gier, które miałyby być lepsze. Niestety jakość się zmniejszyła, oceny się paradoksalnie zwiększyły a recenzenci chyba zapomnieli jak się gra, bo narzekanie na poziom trudności w dzisiejszych czasach to inwalidztwo manualne.
ale to jest normalna kolej rzeczy - za 10 lat będziemy tęsknić za girsami, uncharted czy innym call of duty, bo te nowe gry "to głupie, bez polotu i bez niczego'
[4], sama prawda. Nie ważne co jest teraz, zawsze będą mówić, że "kiedyś było lepsze". I przeciwnikiem odlskulu nie jestem, ba, moja ulubiona "całkiem nowa" gra to oldskul pełną gębą (Street Fighter IV), sam często gram w gry starsze (głównie bijatyki i RPGi), ale piętnowanie nowych gier "bo nie są takie jak kiedyś", to jedna z największych durnot jakie widuję w branży. Nie są takie jak kiedyś. I to bardzo kurde dobra rzecz. Bo ile można grać w to samo?
Ja nie narzekam na to, że dzisiejsze gry są złe, a kiedyś to był sam miód. Wkurza mnie tylko, to że jak nowa gra jest w starym stylu to uznaje się to za wadę i wskrzeszanie trupa. Za przeproszeniem: bulshit ;)
Co do mówienia "kiedyś było lepsze" to niestety w grach akurat często się to sprawdza. Weźmy na przykład wspomniany wyżej poziom trudności. To co dzisiaj uznaje się za trudne, jeszcze 10 lat temu uznano by za grę na poziomie very easy. Wystarczy zagrać w stare platformówki dla dzieci, które poziomem trudności biją na głowę zdecydowaną większość dzisiejszych tytułów przeznaczoną niby dla osób dorosłych. Co ma w takiej sytuacji powiedzieć osoba, która lubi trudne gry? Że dzisiaj jest lepiej? Niestety jeden Demon Souls wiosny nie czyni. To jest jednak temat na osobny artykuł ;p
Nie zgadzam się z tym, że "dostajemy tylko rozbudowane cut-scenki i oczojebne wybuchy", a ściślej ze słowem "tylko". Rozbudowane cut-scenki to najczęściej sposób przekazywania fabuły (na ogół lepszej niż kiedyś, choćby z tego powodu, że istnieje) a "oczojebne wybuchy" to po prostu dobra oprawa graficzna. Ani jedno, ani drugie nie wyklucza istnienia dobrych gier.
Współczesne gry są na ogół znacznie lepiej dopracowane i rozbudowane (chociaż obecnie obserwuję pewne cofanie się w rozwoju, ale poziom i tak jest lepszy niż kilkanaście lat temu). Obecnie normą w cRPG są postacie posiadające własną osobowość, wielowątkowa fabuła, rozbudowane dialogi, "żyjące" światy, liczne zadania i filmowe wstawki. W goldboksowych cRPG były co najwyżej proste monologi. Z kolei w zręcznościówkach fabuły było jak na lekarstwo, a dzisiejsze gry bywają lepsze od filmów (co nie zawsze musi dobrze świadczyć o filmach). Wystarczy porównać legendarnego "Dooma" (masz giwerę i powodzenia) z "Modern Warfare" (fabuła rodem z powieści Clancy'ego). Nawet "Mass Effect 2", który jest wręcz prymitywny w porównaniu z np.: NWN2 jest grą o niebo bardziej złożoną niż wczesne gry osadzone w świecie Forgotten Realms czy uniwersum Bucka Rogersa. A "Dragon Age" wróciło do chlubnych tradycji BG i BG2.
Pewnie, kiedyś były takie gry jak "Deus Ex" czy "Fallout", tyle że... Ukazywał się raz na kilka lat, podobnie jak teraz. Rozwój trochę zatrzymał się przez rozsąnącą popularność ograniczonych technicznie konsol, ale obecnie mamy już nowoczesne konsole (a szykuje się nowa generacja), problem ten został przeskoczony i można oczekiwać czegoś lepszego. Zobaczymy, jak będzie wyglądać "Mafia II" (demo wygląda zdecydowanie lepiej niż część pierwsza) i "Deus Ex: Human Revolution" (wszystko wskazuje na to, że będzie lepszą grą niż "Invisible War", chociaż na przebicie pierwszej części nawet nie liczę).
A że gry "nie stanowią wyzwania"? Bardzo duża część gier ma tryb multi, w którym przeciwnicy są tak dobrzy jak sterujący nimi gracze. Wystarczy wybrać odpowiedni serwer albo zaprosić kumpli, którzy posiadają stosowne umiejętności i mamy wyzwań na pęczki. To raz. W grach pojawiają się "osiągnięcia", które czasami niełatwo jest zdobyć (mówię o multi, bo singlowe są zwykle banalne). To dwa. Poza tym, nie każdy chce, aby gra była szczególnym wyzwaniem, bo po dniu pełnym wyzwań osobistych i zawodowych po prostu chcą się zrelaksować przy jakiejś dobrej grze. To trzy. W grach są poziomy trudności, więc jeżeli ktoś chce wyzwań, to zawsze może sobie włączyć najwyższy. To cztery. Są też ludzie, którzy szukają w grach przede wszystkim przyjemności. To pięć.
I jeszcze jedno - ci, którzy narzekają, że nie ma już takich gier jak dawniej najwyraźniej nie wiedzą o grach nic poza tym, co zobaczą w reklamach. Na sieci jest bowiem mnóstwo niewielkich, niezależnych gier w każdym stylu, w tym także hardkorowych, oldkólowych gier przypominających jako żywo gry z lat 80-tych, tyle że w lepszej oprawie. Spora część z nich jest nawet darmowa. Więc nie ma co narzekać, tylko trzeba szukać, a na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.wyzwaniem. Niektórzy po
@Dzikouak
Wiadomo, ze niektorzy nie chca wyzwań. Tylko czemu 99% gier musi być właśnie dla nich ;) Poziomy trudności to ofc zawsze jakiś kompromis, ale najczesciej traktowane sa po macoszemu przez samych tworcow i konczy sie tym, ze wszystko ogranicza się do roznicy w zadawanym DMG albo cheatowaniu przeciwników. Mało to zatysfakcjonujące.
Co do gier niekomercyjnych to spoko, fajnie, że takie są, ale czasami człowiek ma jednak ochote pograć w coś co ma "rozbudowane cut-scenki", "oczojebne wybuchy", a jednocześnie daje satysfakcje ;)
Pozdro
@Dzikouak: Zeby nie bylo nieporozumien - nie mam nic do eye-candy gierek. :P Zwyczajnie martwi mnie i smuci fakt, ze malo istotne elementy takie jak owe cut-scenki czy wybuchy (ktore de facto robione sa po to, zeby zachecic ludzi ogladajacych trailery) czesto zastepuja to, co powinno byc najwazniejsze, czyli grywalnosc. Chodzi mi zwyczajnie o niepoprawny balans.
@CTSG Nieno, jasne. Ja po po prostu jestem zdania, że współczesne gry tej samej kategorii posiadają znacznie większą grywalność, niż gry starsze (i żeby nie było nieporozumień, mówiąc "starsze" mam na myśli gry co najmniej sprzed 15 lat). Oczywiście dobrze by było ustalić, co rozumiemy przez "grywalność" :o) W mojej opinii współczesne gry są bardzo grywalne przez ich rozbudowanie (chociaż uważam, że złoty wiek gry przeżywały na przełomie wieków (czasy "Deus Ex", "Fallout 2", GTA III itd).
Pewnie, też jestem zdania, że wiele współczesnych gier nie wykorzystuje potencjału dawanego nam przez technikę (np.: dużej otwartości świata przy zachowaniu wysokiej jakości grafiki). Nie uważam jednak, aby to była norma. Są gry dobre, średnie i słabe. Rozkłąd jest, moim zdaniem, dokładnie taki sam jak kiedyś, tylko gracze z większym stażem stali się wybredni, bo widzieli już setki gier i byle czym nie da się ich zaskoczyć.
Mnie osobiście w najbardziej współczesnych grach brakuje od-grywalności czyli replayability. Przykładowo, co z tego, ze w "Dragon Age" można zacząć sześcioma typami postaci, skoro gra jest taka sama i rózni się jednym czy dwoma szczegółami? Albo np.: co z tego, że w "Mass Effect" (obu częściach) można robić różne reczy, chociaż nie mają one wpływu na oddziaływanie świata gry na postacie? Czesto jest to wina "epickiego" rozmachu gry, w którym nie możemy zostać szefem gildii i zająć się handlem, tylko musimy pokonać smoka na końcu, zgodnie z fabuła i z całym szacunkiem, że zacytuję Baranowskiego.
Jasne, rozumiem, zrobienie gry z dużym replatability wymaga w zasadzie zrobienia kilku gier w jednej (co się średnio opłaca, bo nie każdy lubi grać kilka razy w jedną grę), ale miło by było, gdyby np.: w cRPG gracze mieli możliwość faktycznej zmiany świata w pożądanym przez siebie kierunku.
Super tekst - sam nosiłem się z założeniem podobnego tematycznie wątku, ale autor mnie szczęśliwie ubiegł. Bo napisał to lepiej niż ja bym to zrobił :) Ja chciałem zadać pytanie "Czy gry muszą się zmieniać?", co w sumie zawiera się w dyskusji o oldskulu i też punktem wyjścia miał być Starcraft II.
Mnie też nie podoba się uznawanie za wadę "oldskulowości" gry - nowe rozwiązania są fajne, ale to nie znaczy, że muszą wchodzić do każdej gry. Zupełnie mi nie odpowiada przechył w stronę action-RPG jaki ma miejsce we współczesnych RPG-ach. Nie mówię, że ME to zła gra - całkiem niezła, całą przeszedłem z przyjemnością, ale mnóstwo rozwiązań mi się nie podobało. Krótkie dialogi, kiepski system nowych przedmiotów, więcej action niż RPG.
Mam wrażenie, że np. Kreek źle zrozumiał przesłanie tekstu - autor nie twierdzi, że współczesne gry są złe, "głupie, bez polotu i bez niczego", tylko wskazuje na zachowanie ludzi, którzy za wadę gry uznaje oldskul.
Ale ten wypominany oldskul w SC2 to praktycznie narzekanie na fakt, że ludzie nie chcą grac drugi raz w TO SAMO...
12 lat przerwy to dostatecznie długa przerwa. Bardzo duża część graczy jedynki nawet nie pamięta.
Polecam pograć teraz trochę w starego Starcraft ;) Różnica robi wrażenie i nie chodzi wcale o grafikę.
PS.Jak wychodzi jedenasta część Fify to jakoś nikt nie narzeka :p