Najbardziej irytujący przeciwnicy w grach to...
Dla mnie wszystkie latające stwory nadają się do natychmiastowej utylizacji wraz z wilkami! A jak to u Was wygląda? :D
Wiadomo. Najgorszy przeciwnik to team, w którym się jest! xD
Co ludzie mają z tymi owadami? Żeby chociaż ich sporo było albo do tego w kilku grach występowały. Na całą grę do dość rzadki przeciwnik.
Osobiście poszedłem tam z ciekawości po rozpoczęciu gry raz ale czułem, że coś będzie nie tak z tamtą drogą.
Poza tym i tak wolę zwiedzić wszystko dookoła w grze zanim dotrę do celu. Często bywa że zwiedzam lokacje głównego wątku szybciej zanim jest w nich zadanie :D
Po pewnym czasie Kazadory jak reszta to pikusie do ubicia. Kwestia grindu levelu postaci.
Grając w trybie hardkor walcząc wręcz, a do tego mając w drużynie Veronikę również walczącą w ten sposób, to spotkanie z kazadorami nie należało do najprzyjemniejszych :D
Misja na czas i eskortowanie kogoś i jak ta osoba zginie to misja failed.
A przeciwnicy to bossy. Nie lubię ich. Żadnych.
A przeciwnicy to bossy. Nie lubię ich. Żadnych. - masz takiego, z którym walka Cię najbardziej irytowała? :D
Ja tez nie lubię bossów. Zazwyczaj walka z nimi oparta jest na innych zasadach niż cała reszta gry. Tworzy się niejako mini gra w grze, na którą w danym momencie nie mam ochoty.
Przykładów jest mnóstwo, począwszy od niesławnych bossów z "Deus ex human revolution", czy np. w Dying light 1 zamknięta arena z mega mutantem. Nie lubiłem też pojedynków rewolwerowych z "bossami" w Call of Juarez 1.
Boss to zazwyczaj frustrująca gąbka na pociski.
ja nie przepadam za skradankami ,od czasów MGS
Najbardziej irytujący przeciwnicy w grach to...
... tacy, którzy sprawiają, że moi kompani zwracają się przeciwko mnie.
A w Pokémonach zawsze irytowało mnie jak na koniec walki któryś z moich stworków był zatruty czy podpalony >_<
Błysk ekranu i pierdzący dźwięk co 3 kroki.
Z początku rozgrywki to irytowało. Potem plecak zapchany specyfikami i zero stresu ;)
Najgorszy przeciwnik to skrzekacz z Morrowinda.
A misje to wszelkie z eskortą byle kogo.
Wszelkie dziadostwa, które potrafią stawać się niewidzialne, zwłaszcza jeśli występują w mieszanych grupach ze zwykłymi przeciwnikami. Zaorać.
Odświeżam sobie gry na Infinity Engine, więc na świeżo powiedziałbym że wszyscy przeciwnicy z wyssaniem poziomów... Niesamowicie irytujące.
Podziemia w Terrari (poziom z lawą) robisz sobie arenkę do Ściany mięcha i cały czas jakieś 'gunwo' atakuje, nic spokoju nie ma xD
Dokladam Bone Fetish z opcjonalnych lokacji i Durance Of Hate.
Duchy wysysajace mane na hita (Akt 2 i 4) zaraz po nich.
Irytujący?
Pierwsze skojarzenie Historyk
I tyle wpisów, jakieś pierdołki jak robaczki, bossowie a nie ma najbardziej irytującego przeciwnika ever? \\https://www.youtube.com/watch?v=DVttGagzY9M
Że nikt nie wspomniał Skrzekaczy z Morrowinda to hańba
Czy jak się ludzie śmieli z moda ( polecam poczytać komentarze)
https://www.youtube.com/watch?v=S4rXsrZRchQ
Nie lubię też zbiorowych bitew w grach, które przez 95% czasu są oparte na przygodach pojedynczego bohatera.
Np. bitwa w Wiedźminie 3, Cyberpunk 2077, czy Kingdom Come Deliverance. Na pewno są istotne jako element opowieści, ale trzeba je odfajkować i wracać do swobodnej eksploracji.
Dla mnie najbardziej irytującym wrogiem byli towarzysze w Daikatanie. Przez to nigdy nie ukończyłem tej gry.
Przeciwnicy w Resident Evil czyli ci nieśmiertelni przed którymi musimy się tylko chować i uciekać robiąc w tym samym czasie czynności na czas czy też pod presją z oddechem przeciwnika za plecami.
A niedźwiedź z Metro Exodus? Nie mogłeś go pokonać i ginął dopiero jak zdecydował skrypt.
Wiem że to nie jest odpowiedź na pytanie, ale czas. Nienawidzę gier gdzie jest pełno fragmentów na czas, bo jak się trafi tam jeden czy dwa krótki fragment który wymaga szybszego działania to jest spoko bo dodaje to nawet klimatu. Ale przykładowo Mariany w 2D czy Mario 3D World które uwielbiam to zarazem nienawidzę za czas. Wiele razy miałem ochotę bardziej się nacieszyć fajnym poziomem, ale niestety czas na to nie pozwalał.
'Bazyliszek' z Dark Souls. Wyglad traumatyczny plus debuff -50% HP (po smierci) jak cie zabije. Bardzo nieladnie, nieladnie.
Bossy, których nie da się pokonać jak każdego normalnego przeciwnika, tylko trzeba najpierw odgadnąć co twórca gry miał na myśli i jakie słabe punkty zawarł w danym stworze. Walczysz, walczysz i walczysz i ciągle giniesz, a potem patrzysz w poradnik i okazuje się, że najpierw musisz mu ściągnąć spodnie, podrapać po pośladku i założyć mu te spodnie na głowę żeby nic nie widział i dopiero wtedy straci tyle HP, że dasz radę go pokonać i przejść dalej.
Misja z śmigłowcem rc podkładającym bomby z gta vice city, po 20 latach od ukończenia dalej mam ją w głowie.
brak fps z klasycznym deatchmatchem, cięgle jakieś heroesowe teamsy z rolami robią, a ja chcę sobię po prostu ponarukwiać w innych bez skrępowania
Owady, jakiekolwiek i gdziekolwiek.
Obcy wyłażący spod ziemi w HL2.
Headcraby.
W sumie nie wiem czy wryło mi się w pamięć cos równie wykurzającego i/lub odpychającego.
Gothic 1 - Gorn w nowej kopalni, do dziś dalej irytuje i nie naprawiony, rzuca się bez powodu na nas zamiast nam pomóc ze strażnikami, lepiej go zostawiać przy wejściu i iść samemu xD
kut....y w ścianach w metro exodus (rozdział Martwe miasto),
robale które nam wyłączają latarkę w Sam's story
Ostatnio grałem w "The Last Hero of Nostalgaia" i czytając pytanie od razu pomyślałem o wilkołaku. Niestety, ale przy bardziej sztywnym systemie walki obecność szybkiego i nieustępliwego przeciwnika z dużą ilością HP wprowadza po prostu chaos i jest męczące.