Od października zeszłego roku, nie mogę skończyć żadnej książki. Ostatnie co przeczytałem to "Dzień tryfidów". Może to kwestia książek, które czytam. Bo na ten moment zabrałem się za "Billy Summers" Kinga i "NOS4A2" Joe Hilla. Obie mnie męczą. Zabrać się za coś nowego, czy postarać się je skończyć? Bo jestem mniej więcej w połowie obu. Chyba, że ma to związek ze schizofrenią, na którą choruję. Tyle, że w zeszłym roku przeczytałem 15 pozycji.
Mnie jak coś męczy, to po prostu przerywam czytanie i biorę się za coś innego. Na kupce wstydu mam już chyba z 10 książek, bardzo często jest to kontynuacja jakiejś serii.
Sam właśnie chyba wpadam w kryzys przy "Kronikach Czarnej Kompanii" ale może, MOŻE dociągnę ten wózek do końca.
Doradziłbym to co
Mnie sie akurat obie te pozycje podobaly, ale gusta sa rozne.
Pamietam, ze sporo czytales kiedys, jak nie wciaga to odpusc, sa miliony ksiazek do przeczytania, a tak niewiele na to czasu.
Bill to taki Paragraf 22 w kosmosie, mnie sie podobalo bardzo, chociaz opinie ma bardzo rozbiezne, takze znowu zalezy jak podejdzie.
Aleja potepienia tez byla spoko, aczkolwiek to jest prosta historia, bez glebszego sensu. Ose tez czytalem, ale nic nie pamietam, raczej wiec nie wywarla na mnie lepszego wrazenia.
Btw ta seria wydawnicza jest kozacka, wiekszosc tytulow z niej jest co najmniej dobra.
Też tak miewam, że zastój z czytaniem mam długi. Ale staram się tak wieczorem coś zawsze sobie przed snem przeczytać. Czasem jest to z 10 stron, innym razem tylko 1, ale zawsze coś do przodu.
Via Tenor
Ja czytam tylko na kiblu.
Byłoby to może wstydliwe i zabawne gdyby nie fakt, że większość ludzi i tak przesiaduje tam z telefonem.
Więc polecam zmienić na książkę i chociaż te 20 stron przewertować dziennie.
Od zawsze intrygowało mnie (i niebotycznie wkurzało), dlaczego faceci spędzają na kiblu średnio 30 minut. No bo ile można strugać dwójkę?!
Teraz już wszystko wiadomo, nie chodzi o defekację, tylko o klub czytelnika. xD
Thank you, case closed :)
Ja też tak robiłem, ale skoro już czytasz to polecam poczytać dlaczego długie przesiadywanie na klozecie jest niezdrowe dla organizmu.
Nie powinno się czytać na kiblu, jest to niezdrowe dla odbytu. Ale kto by się tym przejmował. Czasem to i 100 stron leciało "na jedno posiedzenie".
Ale po co czytać na siłę i się męczyć? Ja gdy nie mam ochoty, to odpuszczam sobie czytanie książek i tyle.
Z książkami jest trochę jak z każdą inną czynnością, którą się robi. Może się trochę "przejeść". Ja wstyd przyznać jako nastolatek i młody dorosły czytałem ogrom książek. Ogólnie więcej czasu w książkach niż przy komputerze. Teraz niestety jest odwrotnie od kilku lat i wstyd przyznać, ale w zeszłym roku nie ruszyłem nawet ani jednej książki. W tym zacząłem od Spotkanie z Ramą i czytanie na nowo mnie zainteresowało. Trzeba ostrożnie dobierać książki bo bardzo można się zrazić.
No i jeszcze dodam, że warto czytać w ciągu dnia bo niestety jak się siada wieczorem albo w nocy to można usnąć po 10 stronach.
Mam akurat nocną zmianę w pracy, gdzie mogę czytać książki. Wybrałem tę pozycję. Jak na razie 30 stron za mną. Na ten moment, mogę powiedzieć, że jest spoko.
Ja od kilku miesiecy nie przeczytalem zadnej ksiazki, zwrocilem Kindle'a Amazonowi, bo zaczął się rozpuszczać... Liczyłem, że mi wymienią na sprawny, a oni mi oddali kasę, po czym wprowadzili zupełnie nową generację, która jest droga i strasznie krytykowana (dużo wad fabrycznych).
Ale u mnie tak jest, podobnie zreszta z grami czy serialami. Przez rok-dwa potrafie sie nie dotykać do tematu, zeby potem w miesiac zamknąć 10 pozycji. Nie nakladaj na siebie presji, znajdz sobie na jakis czas nowe hobby.
Nic na siłę. Sprawdź coś innego. Jak dalej nie pójdzie, zrób sobie celowo parę miesięcy przerwy, kiedy po książkę nie będziesz sięgać, ani w ogóle myśleć, że tam coś niedokończonego czeka jak wyrzut sumienia. Prawdopodobnie chęć czytania wróci. Też mam nieraz z grami czy książkami, że w ogóle mnie nie ciągnie, a po miesiącu, dwóch wracam z nowym zapałem.
Najlepiej rzucić czytanie. Poważnie. Mamy 2025 a nie 1995. Kiedyś czytałem bardzo dużo, w wolnym czasie książkę (300-350 stron) dziennie. Nie widzę jednak powodu aby w czasach filmów, seriali i gier komputerowych czytać książki. Co nie znaczy że nie czytam wcale. Poradniki do gier i setki komentarzy na różnych stronach to przecież też czytanie i moim zdaniem nie ma tutaj żadnej różnicy. No może jedna: język internetowych komentarzy jest ubogi. Ale też nie róbmy z każdej książki encyklopedii bo i tak przeciętny człowiek używa tylko niewielkiej ilości z całości słownictwa i na palcach jednej ręki drwala mógłbym policzyć przypadki gdy podczas czytania książki sprawdzałem co oznacza dane słowo. A potem się i tak okazywało że był to po prostu jakiś zapomniany przez czas synonim.
Odpocznij na spokojnie parę dni. Wg mnie główna przyczyna to to że musisz znaleźć coś co cię wciągnie, może gust ci się zmienił? Ja ostatnio czytałem dużo książek o grach, jakieś biografie....A teraz sięgnąłem po fantasy od Wegnera i wymiękłem, ale to wina Wegnera bo ja kocham fantasy. Zdumiewa mnie to ale chyba się starzeję bo obecnie bardziej niż ten nieszczęsny Wegner korci mnie podręcznik akademicki "Antropologia kultury".
Z mojego doświadczenia - najważniejsze to zacząć. Jak nie masz motywacji, to myślisz sobie coś w stylu "a, przeczytam jedną stronę". Nie ma też co się zmuszać, bo takie czytanie na siłę jest bez sensu. Jak po tej 1 stronie się nie wciągniesz to odkładasz i próbujesz kiedy indziej, albo szukasz czegoś innego.
Czytam dużo bardzo nerdowego non-fiction. Gdy czytanie zaczyna mnie męczyć, biorę się za coś lżejszego. Ostatnio wróciłem do książek Jeremiego Clarksona; nie we wszystkim się z nim zgadzam, ale lektury zdecydowanie są lekkie i całkiem przyjemne.
To co powyzej.
Dla mnie najlepszym lekarstwem na czytelniczy burnout jest calkowita zmiana gatunku.
Czesto nie jestesmy zmeczeni samym czytaniem, tylko powtarzalnoscia w obrebie jednego gatunku.
Kto by pomyslal, ze tak polubie Agathe Christie, ze przeczytam ponad 30 ksiazek z Herkulesem Poirot (plus niedawno w sumie wydane 4 powiesci dodatkowe, juz oczywiscie innej autorki).
Swietne, lekkie (mimo tematyki) ksiazki.
Po jakims czasie warstwe intrygowo-kryminalna zaczalem cenic mniej niz to ze te ksiazki sa niejako podroza, przez zawirowania spoleczne i gospodarcze post-wiktorianskiej Anglii i Imperium Brytyjskiego, zas w ostatnich tomach sa juz wzmianki o wschodzacej popularnosci "nowej muzyki" (rock 'n' roll). Naprawde fajna sprawa, taka kronika troche.
Druga taka odskocznia dla mnie zawsze byl Terry Pratchett. Co jakis czas wlatuje jakis Swiat Dysku albo Wiedzmy, mimo ze czytalem chyba wszystko Sir Terry'ego, lacznie z ksiazkami dla dzieci. :)
Np. od skonczenia "Ekspanse" nie czytalem chyba nic sci-fi. Zas moj ciag kryminalny przerwie zaniedlugo nowa ksiazka Brandona Sandersona (jak juz przetlumacza).
Problem nie w książkach tylko w rozwalonych płatach czołowych.
Odstaw telefon i praktykuj skupienie z mindfulness.
Żyjemy w czasach rozproszenia i niezabawiania nigdzie dłużej.
Trenujemy mózgi by ciągle szukały czegoś nowego. Znudzenie chwyta już po 3 sekundach i każe sprawdzić telefon. Albo zacząć myśleć o czymś co da nowe uczucie.
To zdaje się jest taki sam problem jak z grami. Jaki kupisz zajebisty komputer, który uciągnie każdą grę to grasz w każdą grę. Ale te gry zaczynają ci się nudzić po jakimś czasie bo stwierdzasz że w zasadzie każda kolejna gra to jedno i prawie to samo. Nawet nie pomaga zmiana gatunku gry.
Może warto sobie po prostu zrobić przerwę od książek przez dłuższy czas, np. rok czasu i znaleźć sobie inne hobby na ten czas. I dopiero ewentualnie spróbować wrócić za jakiś czas do książek.
Imo życie jest za krótkie, żeby walczyć z rzeczami z którymi walczyć nie trzeba. Olej te książki jak ci nie wchodzą.
Może to też być uzależnienie. Człowiek tyle książek przeczytał w życiu i w sumie ma ich już dość ale jednak ciągle ciągnie coś do nich i próbuje coś w nich jednak dalej ciekawego znaleźć. Choć pewnie wie że i tak nie znajdzie.
Google twierdzi że można. Np. tutaj masz to wyjaśnione.
https://zadbajosiebie.pl/kiedy-czytanie-ksiazek-przestaje-byc-pasja-a-staje-sie-uzaleznieniem/
Ciekawe czy ta Megera_ ma synka? No chyba, że ten jej mężuś, to taki jej synek.
ok, przeczytałam, nawet z ciekawością przyznam. Niestety dla mnie ten "artykuł" nie prezentuje żadnej wartości i wygląda na napisany na kolanie. Może by się nadał do magazynu "Pani życia", ale nie do sensownej rozmowy.
Wydaje mi się, że ta wielce światła autorka powyższego tekstu pomyliła przedmiot z podmiotem. To nie książki są "winne", tylko stanowi to problem ludzi z zaburzeniami (często w spektrum), którzy koncentrują swoją uwagę na czymkolwiek. Równie dobrze mogłabym napisać podobny artykuł, wmawiając wszystkim, że kontakt z przyrodą w stylu wycieczka do lasu jest zły, bo jeśli preferujesz to ponad kontakty ze znajomymi to wiedz, że coś się dzieje (i za radą autorki, lepiej iść na zakupy do galerii handlowej xD)
Że już nie wspomnę, na czym polega biopatologia uzależnień w ogóle, no bo przecież nie piszemy tutaj na poważnie.
Książki kiedyś się czytało. Teraz książki zastąpiła telewizja, internet, filmy i seriale.
Kiedyś właśnie jak nie było tych rzeczy to książki się czytało. Książki to starocie. Przeżytek. Zapomniana technologia.