„Zbyt dużo pieniędzy wydaje się na gry, których ludzie nie chcą”. Gwiazdor Assassin’s Creed: Origins i Rodu smoka rzuca wyzwanie chciwym tuzom branży
Rzeczą, z której zdałem sobie sprawę, jest to, że gry nadal traktowane są jak biznes, a niekoniecznie jak forma sztuki. Myślę, że trzeba je postrzegać bardziej jako wyraz artystyczny niż biznes, ponieważ pozwala to doceniać odważne
Dopóki produkcja tej sztuki kosztuje setki milionów dolarów, zysk zawsze będzie stał na pierwszym miejscu. Jak ktoś szuka bardziej artystycznych produkcji, to powinien przerzucić się na rynek indie. Mniejsze pieniądze, mniejsze ryzyko, większe pole do eksperymentów.
Najsmutniejsze jest to, że jednak gracze takich tworów chcą. Wyniki sprzedaży pokazują jasno, najlepiej robić nijakie tasiemce jak wspomniany Assassin's Creed, bo jak powstaje gra będąca dziełem chwalonym i przez graczy i krytyków, to popularność ma małą.
Bo stety niestety ale 'gracze' to mniejszość. Większość to ludzie niekonsumujący mediów w tym temacie, grający po godzinkę dzienne po pracy czy w weekendy. Popatrzy ci taki na Assassins Creeda, powie że fajnie wygląda i będzie jeszcze narzekał, że znajdziek za mało bo po 4 miechach grę przeszedł.
Tacy nie mają chęci i siły grać w trudne gry czy wymagające myślenia. A już szczególnie serie jak AC, Fify itd, to jest coś innego ale podobnego, więc nie trzeba się tego od nowa uczyć.
IMO ofc.
Pozostaje pytanie: czy ludzie chcą w to grać, czy ulegają reklamie? Przy dużych produkcjach wydaje się przecież krocie na marketing.
W każdej dziedzinie kultury tak jest, że to co płynie w głównym nurcie nie zawsze jest najlepsze. Z drugiej strony, żeby być dobrym w trudne gatunki gier trzeba poświęcić im sporo czasu. Dlatego istnienie prostszych gier dla ludzi, którzy grają kilka godzin na miesiąc też jest potrzebne.
Nie no, też Assassyn Assassynowi nierówny i akurat Origins to jest jedna z tych części, która wśród fanów i krytyków została doceniona, nie tylko tych niedzielnych, którzy kupią każdą część marki. Ze wszystkich z tych open world'owych miał najbardziej przemyślany świat, obszary się jakoś wyróżniały, też nie był przesadnie za duży... fabularnie też według mnie się tu jakoś wybijał w porównaniu do tych trzech, nawet jak nie był to szczyt serii. Lubię Odyssey nawet lekko bardziej, bo setting mnie bardziej interesuje, jednak tak "chłodniej" oceniając, to Origins zdecydowanie lepszy i nie wrzucałbym go do tych nijakich odsłon z serii.
Smutne ale niestety prawda jest taka że każda branża do tego dąży.
Nawet głupi kebab :-P najpierw sam kręcisz własne rollo wkładając w to 100% poświęcenia, potem zatrudniasz pracowników, za jakiś czas następny lokal a na koniec cała sieć gdzie jakość już znaczenia nie ma.
Zawsze się znajdzie stado gotowe kupić nawet najgorszy syf.
Gry powinno się robić dla pieniędzy, tylko nie tych z kredytów ratingowych ESG a tych ze sprzedaży gry.
Rzuca wyzwanie? Znaczy co? Bo powiedział, że się z kimś/czymś nie zgadza? Idąc tym tropem codziennie rzucam wyzwanie szefowi lub współpracownikom. Ludzie złoci dajcie spokój, nagłówki jak z onetu...
Coś podobnego pisałem, że te pieniądze idą na nieopłacalne projekty,...
...ale patrząc nieco na skromną wiedzę o realiach przy produkcji gier jest wiele problemów również po stronie developerów.
Jest zapewne cała masa specjalistów od fabuły, grafiki, muzyki czy właśnie biznesu, którzy mają znaczny wpływ na rozwój gry, albo totalnie są pomijani wyborze rozwiązań.
Doświadczenie z grania tych specjalistów jest bardzo mieszane i niekoniecznie gustami idą wg tego samego kierunku co gra - np. dając Borderlandsy w serii FarCry.
Dość często nikt ze świetnych czołowych specjalistów nawet nie gra w gry bo woli np. wspomniany business, grafikę czy muzykę, a w gry gra nieco za karę niczym tester od gier.
Z resztą jakby cały czas grał to by nie pracował w gamedev gdzie liczy się wyjątkowy skill, a już założenie rodziny grom bardzo nie sprzyja, zwłaszcza, że popularne są Online gdzie nie można zbytnio robić sobie AwayFromKeaboard.
Z drugiej strony w ten sposób tworzą się być może takie gry jak Wukong, Last Of Us - gdzie gra jest pozbawiona prawie wszelkich funkcjonalności i liczy się głównie kinowość/dobry filmy i przy okazji niespierniczona zbytnio walka. Jeśli takie gry odnosiły sukces dziś i 10 lat temu, to znaczy, że jest dużo niewykwalifikowanych graczy, którzy nie będą narzekali na "brak jakiejś klimatyzacji w aucie itp itd."
Robiąc przenośnię o aucie i o początkującym kierowcy to raczej pierwsze kilometry myśli się głównie tylko, aby tylko dojechać, później z czasem rosną wymagania kierowcy, znużonego już samym prowadzeniem.
Z drugiej strony kojarzy się upadek oldschoolowych FPS'ów, które tak jakby były nastawione nieco na kinowość, jakieś większe animacje w trakcie gry - liczy się być może pójście za gustem wyżów demograficznych i nowych generacji graczy.
Czy narzekanie Salima nie jest zbyt idealistyczne? Jako aktor, który posiada studio produkcji gier video (a więc ma doświadczenie w dwu mediach), potrafi szerzej spojrzeć na medium niż wspomniani "kierownicy, którzy nie mają kontaktu z medium", ale chciałby zbyt wiele zmienić od razu. Wszystkie media fabularne przerabiały etap taśmociągu produkcyjnego i zawsze to był tylko szczebel w ich ewolucji. Pewnego dnia sztampa przestanie zarabiać, zamilkną ludzie ze stanowisk komercyjnych, a do głosu dojdą ci ze stanowisk artystycznych i nastanie okres Nowej Fali
Branza sie zmienia, gracze ktorzy zaczynali w latak 80-90 sa juz mniejszoscia, gry powstaja teraz dla mlodszego pokolenia, ktore ma duzo mniejsze wymagania, a wrecz potrzebuje, zeby gra byla prosta i dostarczala duzo strzałów dopaminowych. Tacy gracze jak ja (34l) to gatunek wymierajacy i z nami wymrze na dobre produkcja jakosciowych AAA.