Kliencie, nie nabywasz gry, tylko licencję jej użytkowania. Taką informację będą od teraz widzieć gracze z Kalifornii, dokonując zakupów w sklepach cyfrowych
Uważam, że taki wymóg prawny powinien być wszędzie.
W 2017 roku stracili oni dostęp do wszystkich swoich cyfrowych produktów, o ile nie pobrali ich wcześniej.
Właśnie - o ile nie pobrali ich wcześniej.
Tu jest właśnie jedna z największych zalet i obligatoryjny powód, dlaczego powinno się nabywać wyłącznie gry bez DRMu!
Bo w przypadku sklepów oferujących gry wolnych od DRMu, takich jak np. GOG, zawsze można pobrać instalator offline i zachować go sobie niezależnie od dalszego istnienia serwisu, czy własnego połączenia internetowego.
W przypadku jakichkolwiek gier bądź oprogramowania z DRMem/wymogiem aktywacji online - użytkownik nie ma szansy legalnie ich sobie zachować na stałe.
Dlatego, jak dystrybucje cyfrowe, to tylko i wyłącznie DRM-Free. Gier z DRMem, posiadających wymóg aktywacji online nawet nie biorę pod uwagę, jeśli chodzi o ew. zakup.
A jeśli chodzi o resztę oprogramowania, to myślę że warto postawić na wolne oprogramowanie((L)GPL, MIT) wszędzie, gdzie się tylko da, gdyż nikt nie będzie mógł nam mógł nagle zabronić jego używania, ani narzucić jakichkolwiek nowych niekorzystnych warunków użytkowania, jak to może mieć miejsce w przypadku własnościowego.
Hahaha, śmiesznie ze ostatnio komuś napisałem ze skoro wydawcy są tacy skłonni nie sprzedawać tylko wypożyczać swoje produkty to powinni zmienić wszystkie przyciski z KUP TERAZ na WYNAJMIJ, albo WYPOŻYCZ i po sprawie.
Żeby nie było, to kupując fizyczne wydanie gry to też nie kupujemy "gry" a "licencję na używanie gry zgodnie z warunkami określonymi w licencji". Przykładowo (strzelam) że 99,9% gier ma zapis że są tylko na użytek niekomercyjny.
Uważam, że taki wymóg prawny powinien być wszędzie.
W 2017 roku stracili oni dostęp do wszystkich swoich cyfrowych produktów, o ile nie pobrali ich wcześniej.
Właśnie - o ile nie pobrali ich wcześniej.
Tu jest właśnie jedna z największych zalet i obligatoryjny powód, dlaczego powinno się nabywać wyłącznie gry bez DRMu!
Bo w przypadku sklepów oferujących gry wolnych od DRMu, takich jak np. GOG, zawsze można pobrać instalator offline i zachować go sobie niezależnie od dalszego istnienia serwisu, czy własnego połączenia internetowego.
W przypadku jakichkolwiek gier bądź oprogramowania z DRMem/wymogiem aktywacji online - użytkownik nie ma szansy legalnie ich sobie zachować na stałe.
Dlatego, jak dystrybucje cyfrowe, to tylko i wyłącznie DRM-Free. Gier z DRMem, posiadających wymóg aktywacji online nawet nie biorę pod uwagę, jeśli chodzi o ew. zakup.
A jeśli chodzi o resztę oprogramowania, to myślę że warto postawić na wolne oprogramowanie((L)GPL, MIT) wszędzie, gdzie się tylko da, gdyż nikt nie będzie mógł nam mógł nagle zabronić jego używania, ani narzucić jakichkolwiek nowych niekorzystnych warunków użytkowania, jak to może mieć miejsce w przypadku własnościowego.
No ale jak to a setki tyśięcy streamerów którzy zarabiają grając w te wszystkie gry? przecież to nic innego jak używanie gier w celu komercyjnym, jeśli każda gra ma to zapisane w licencji no to nikt nie powinien mieć prawa jej pokazywać komukolwiek w celach zarobkowych. Jest to jakby nie było "sprzedawanie" tej gry widzom którzy ja ogladają.
Legalni użytkownicy debatują, a piraci się śmieją. Zresztą jak gra znika ze sklepu i jest niedostępna do kupienia albo sklep upada to gra staje się abandonware, więc raczej nikt nie będzie nikogo ścigać za scrackowaną grę sprzed 20 lat (bo w międzyczasie była na 30 promocjach po 10zł).
No chyba, że nintendo bo oni mają na bani.
Twórcy i wydawcy po prostu przymykają na to oko, bo to w końcu forma reklamy. Jednak nie robiło tego kilka lat temu Nintendo. W 2015 utworzyło Nintendo Creators Program i jeśli nie dołączyło się do programu, to wszystkie przychody z filmików na YouTube były przekierowywane do Nintendo. W przypadku dołączenia, firma pobierała do 40% przychodów. NCP nie obejmowało streamów, więc Nintendo mogło przejmować przychody z transmisji lub je demonetyzować. Ostatecznie wycofali się z tego w 2018.
No nie wiem... W tym przypadku jest jednak jedna różnica: W ogromnej większości przypadków widzowie sami dobrowolnie płacą streamerom "co łaska", nikt nikomu nie każe płacić za oglądanie. Co innego, gdyby ten blokował dostęp innym do materiałów, domagając się opłaty za dostęp do nich. Podobnie z samą monetyzacją, która też zależy od ilości wyświetleń, "łapek w górę", czy darmowej subskrypcji.
Fakt jednak, że licencje powinny bardziej precyzować takie rzeczy.
Nie ma znaczenia, czy oprogramowanie zostało porzucone - jeżeli nie zostało udostępnione jako freeware/wolne oprogramowanie open source, bądź nie minął okres ochrony praw autorskich, to nadal jego posiadanie nieoryginalnej wersji jest nielegalne.
Poza tym scrackowanie(nawet kupionej, oryginalnej wersji) też jest przestępstwem "obchodzenia/łamania zabezpieczeń".
Dlatego ja proponuję w miarę możliwości używać i wspierać wolne oprogramowanie, a jeśli już kupować zamknięte gry, to tylko bez DRMu(żeby nie trzeba było potem niczego obchodzić/łamać).
Umrę że śmiechu jak valve się rozkraczy. Wycie takich kęsików będzie słychać aż w okolicy stratosfery.
Totalnie nie wiem co napisałeś.
Valve się rozkraczy - padnie?
Jakich kęsików? Kto jest kęsikiem w Twojej wypowiedzi?
Z tym rozkraczeniem to nie wiem, Valve przetrwa wszystko i wszystkich i jak już padnie to ostatnie :P
A o Kęsików to pewnie chodzi o tych co Steam wielbią jak sam Kęsik czy ja czy masa innych osób :P
Alexowi chodziło o to że w końcu będzie mógł dokonać penetracji bibliotek steama trafiając do raju gejmingu.
Ano, rzeczywiście świetne miejsce, gdzie nie możesz pobierać instalacyjnych wersji offline, a cały dostęp do biblioteki tracisz wraz z utratą łącza internetowego, bądź ew. upadkiem serwisu.
Nie wiem, czy znaczą, czy będą - ale uważam, że każda bardziej świadoma osoba powinna w pierwszej kolejności.
DRM to nic dobrego dla klientów/użytkowników.
Ale ja zacytowałem opis profilu Alexa na Steam. Ciekawe czemu większość gier ma na tym podłym Steam, a nie na Epicu.
Hahaha, śmiesznie ze ostatnio komuś napisałem ze skoro wydawcy są tacy skłonni nie sprzedawać tylko wypożyczać swoje produkty to powinni zmienić wszystkie przyciski z KUP TERAZ na WYNAJMIJ, albo WYPOŻYCZ i po sprawie.
Na każdej platformie kupujemy licencję użytkowania. Z jednej strony wydaje się to oczywiste, ale z drugiej patrząc na liczbę użytkowników GOG-a, którzy nie znają zaakceptowanego przez nich regulaminu, zdaje się, że sporo graczy nie ma o tym pojęcia.
Dostęp do gier można stracić poprzez utratę licencji albo ewentualnie poprzez upadek sklepu.
Przypadek pierwszy:
Tracimy licencję przeważnie na zasadzie bana całościowego na konto - rzecz ma miejsca w zasadzie tylko przez stosowanie cheatów w grach multiplayer, ewentualnie nagminne aktywowanie kluczy z tańszych regionów przez stosowanie VPN w celu obejścia region locka (raczej rzadkość, znam masę ludzi, którzy mają po kilka gier w ten sposób dodanych do konta), odblokowanie płatnych DLC bez opłat zewnętrznymi narzędziami (też znam ludzi, którzy tak robili i nie było żadnych problemów). Ewentualnie ban za jakąś mowę nienawiści. W każdym przypadku gracz sam jest sobie winien.
Warto zaznaczyć, że jakiś czas temu jeden z wydawców wymusił usunięcie gier z kont na platformie Valve, bo tam był jakiś wałek z kluczami - wina wydawcy, nie Valve.
Przypadek drugi:
Upadek sklepu. Rzecz bliska zerowemu prawdopodobieństwu. Znam tylko historię cdp.pl z ich wirtualnymi półkami. Dziś tego sklepu już nie ma, nie wiem co stało się z wykupionymi tam treściami. Parę lat temu GOG miał żałośnie niski przychód, co zmusiło właścicieli do zwolnień i generalnie prognozy nie były zbyt optymistyczne, ale dalej przędzie, więc spoko - kryzys raczej zażegnany. Aktualne problemy Ubisoftu też raczej nie sprawią, że ich sklep zniknie, raczej zostanie przejęty przez inną firmę.
Dla paranoików jedyną nadzieją jest kupowanie gier DRM free. Zostaje więc platforma GOG i część katalogu Steam. Jestem zwolennikiem DRM free, bo to oczywiście najlepsza opcja dla konsumenta. Jednak ilu z takich graczy w rzeczywistości archiwizuje swoje gry w obawie przed "upadkiem" sklepu? Mówię o upadku, bo w przypadku utraty licencji, nasza zarchiwizowana kopia nie różni się od pirackiej.
Kupując gry wyłącznie DRM free, dajmy na to przykład takiego Baldur's Gate 3, jest DRM free na PC bez względu na platformę. Kupujemy go na GOG albo Steam (nie wiem, czy na innych platformach też jest dostępny), to czy naprawdę każdy z was archiwizuje te 100+ GB instalator (GOG) lub folder instalacyjny gry (Steam), aby w przypadku upadku sklepu czy śmierci internetu móc dalej grać w swoją grę DRM free? Czy to taka sytuacja awaryjna, że w razie zapowiedzi upadku sklepu, wszyscy nagle zaczniecie wypalać dziesiątki BD albo stawiać RAIDy na backup gier - na co może nie wystarczyć czasu i pieniędzy, w zależności od rozmiaru wirtualnej kolekcji?
Mogę mówić wyłącznie za siebie, ale wydaje mi się, że takie obawy są paranoiczne. Czasy big boxów i braku wymogu bycia online (choćby tymczasowego) już nie wrócą. Czy to GOG, czy to Steam, gracz musi mieć internet przynajmniej na tak długo, by pobrać swoją grę DRM free przynajmniej raz (przed zarchiwizowaniem). A i tak większa część katalogu katalogu Steam ma DRM. Mimo to platforma Valve jest zdecydowanie bardziej popularna od konkurencji, nawet w postaci przyjaznego konsumentom GOGa. Czy to znaczy, że gracze tak naprawdę w większości nie obawiają się utraty dostępu do wykupionych gier? Może DRM free nie jest takim selling pointem, jak większość tutaj uważa i gracze bardziej cenią sobie UX danej platformy?
Upadek sklepu. Rzecz bliska zerowemu prawdopodobieństwu. Znam tylko historię cdp.pl z ich wirtualnymi półkami.
Swego czasu był dość głośny przypadek platformy Desura, w głównej mierze koncentrującej się na grach indie i małych wydawcach.
Przede wszystkim to wszystko jest świadomości i rozumienia użytkowników/klientów.
Akurat GOG zobowiązał się do poinformowania o zakończonej działalności z wyprzedzeniem, tak, aby każdy mógł sobie przez ten czas pobrać wszystkie gry z biblioteki.
Tak, czy owak archiwizowanie gier jest dość rozsądnym wyjściem.
"Ewentualnie ban za jakąś mowę nienawiści."
Prawidłowo za to powinien być wyłącznie ban na forum/chat/inne funkcje społeczne, a nie pozbawienie dostępu do całej biblioteki gier, za które przecież gracz zapłacił.
Jest jednak drugie dno tej sprawy: co w danym przypadku miałoby być tą "mową nienawiści". I tu jest poważny problem, bo ostatnio coraz częściej za "mowę nienawiści" uznaje się mówienie/pisanie czegokolwiek, co nie jest tym, co "ktoś chciały usłyszeć/przeczytać", a więc nie raz niewygodnej prawdy, bądź kompromitujących faktów. Zwłaszcza w lewackich forach/środowiskach istnieje ślepe podejście "albo jesteś z nami, albo przeciwko nam". Ew. pojęcie "mowy nienawiści" traktuje się wybiórczo. A więc to nie zawsze może to być wina gracza.
Zdawałoby się, że profesjonalne portale nie stosują takich zagrywek, ale jednak - Demotywatory, gdzie niedawno można było dostać bana za niepopieranie PO/KO.
"Czy to GOG, czy to Steam, gracz musi mieć internet przynajmniej na tak długo, by pobrać swoją grę DRM free przynajmniej raz (przed zarchiwizowaniem)."
Tak, żeby pobrać z GOGa instalator offline, trzeba mieć internet, ale...
... nie musisz posiadać swojego internetu w domu, możesz to zrobić np. u kogoś. Na Steamie nie da się czegoś takiego zrobić - chyba, że pójdziesz do kogoś z całym komputerem, po to, aby dokonać aktywacji online, co w przypadku stacjonarek to nie jest najlepsze rozwiązanie.
Mimo to i tak wolę rozwiązanie brak DRMu, z GOGa. Poza tym z instalatora offline możesz do woli zainstalować w każdej sytuacji.
"Może DRM free nie jest takim selling pointem, jak większość tutaj uważa i gracze bardziej cenią sobie UX danej platformy?"
Niestety, ogromna większość graczy to bardzo młode osoby, które zachłysnęły się tymi wszystkimi wygodami i błyskotkami, jakie oferują np. Steam i inne płatformy DRM i niezbyt zdają sobie sprawę z konsekwencji kupowania gier z DRMem oraz z czym to się ew. wiąże.
I na koniec ostatnia ważna rzecz:
Pobierasz i archiwizujesz instalatory offline gier z biblioteki? Bardzo dobrze.
Ale czy zbierasz i archiwizujesz wszystkie strony z paragonem i e-maile z dowodami zakupu i ew. otrzymywanych gratisów?
Bo to też jedna z najważniejszych rzeczy, które pozwalają w razie czego udowodnić, że gry były legalnie i uczciwe nabyte, a np. nie pobrane z torrentów.
No właśnie kwestia rachunków. Powinny być dostępne wygodne generowane pdf do każdej transakcji. A nie robienie screenshoota z maila czy strony.
Po co od razu zrzut? Ja tam drukuję sobie do PDF maila jako dowód zakupu i trzymam w folderze z odpowiednim instalatorem od GOG. Do tego mam jeszcze na gmailu osobny folder opisany jako zakupy i tam też wrzucam wszystkie takie rachunki za kupowanie gier, muzyki, filmów czy książek w wersji cyfrowej.
Z jednej strony wydaje się to oczywiste, ale z drugiej patrząc na liczbę użytkowników GOG-a, którzy nie znają zaakceptowanego przez nich regulaminu, zdaje się, że sporo graczy nie ma o tym pojęcia.
To jest absurdalna logika. Czyli w latach 90 gry kupowałem w big boxie a teraz je wypożyczam? W przypadku zaś dużej liczby tytułów....Nie wiadomo kto posiada prawa do tytułu i część gier nigdy nie pojawi się w cyfrowej dystrybucji czy to na gogu czy na steamie czy gdzie indziej. Więc instalując oryginał z CD z kim zawieram umowę skoro właściciel nie istnieje lub nie wiadomo kto nim jest?
irytuje mnie traktowanie gier inaczej niż innych dóbr kultury. Jak ide do księgarni i kupuje książkę to DANY EGZEMPLARZ książki JEST MÓJ. Jak kupuje płytę muzyczną to dany egzemplarz jest mój. Jeśli mam grę kupioną na GOGu - to dany egzemplarz cyfrowy jest....mój.
Po pierwsze: Jeśli ja kupuje produkt przyciskiem Kup a przy okazji gdzieś (nawet nie przy zakupie bo grę przecież trzeba zainstalować) sprzedawca pie* coś o licencji, to jest to wieloznaczność a z racji tego, że to jest sytuacja stworzona przez sprzedającego to rozwiązywana powinna być ona na korzyść klienta, czyli DOKONANO ZAKUPU (tyle, że gry jako niereplikowalnej instancji towaru raczej niż marki).
Po drugie: Co ważniejsze, licencja to nie jest "mi wszystko wolno a ty możesz naiwniaku spie*ć". Są pewne zasady które licencje powinny spełniać, dopuszczalne warunki i prawa przysługujące osobie licencje nabywającej, na które producenci gier się wypieli bo wygodniej i taniej jest im w takich wypadkach twierdzić że nabyłeś produkt wiec prawa które przysługiwały by ci z licencji nie ich nie obowiązują...
Więc co to ma łaskawie za pie* o tych licencjach kiedy oni nawet nie dostarczyli swojej części tego już i tak gorszego dla klienta rozwiązania?
Na taki dysonans istnieje już bardzo pasująca nazwa: oszustwo...
Po trzecie: Jeden z drugim CEO co rusz drą japy, jak to gry kosztowały kiedyś 60$ ale ecie pecie teraz powinno być więcej. Ale gry kosztowały 60$ JAK JE (efektywnie) SPRZEDAWANO, TERAZ SIĘ LICENCJONUJE (jako subskrypcje) -- a licencja na jakieś użytkowanie ma dla kupującego dużo mniejszą wartość niż produkt nabywany.
Co o czym my w końcu mówimy? Pie* zdegenerowani oszuści...