Yakuza 5 Remastered | PC
Yakuza 5 skończona, na koncie 41h.
W odróżnieniu od poprzednich gier, ta jest po prostu OGROMNA. Składa się z aż 21 aktów które potrafią być naprawdę długie, opowiada 4 różne historie 5 różnych osób, które łączą się ze sobą w finałowych 4 aktach. Gdybym w każdej tej historii robił cały dostępny content poboczny i minigierki, to przypuszczam że mógłbym przebić barierę 150 godzin. Ze względu na jej ogrom, dość ciężko ją ocenić. Bardzo podobała mi się historia Shinady i Haruki/Akiyamy. Obie wniosły sporą dawkę świeżości w świat Yakuzy, do tego zupełnie nowe lokacje, bardzo wiernie odwzorowane na podstawie prawdziwych miast Japonii. Historia bejsbolisty była zupełnie inna niż historie do tej pory pokazane, ale fabularnie była topowa, interesująca od początku do samego końca, taka ludzka, zwyczajna. Haruka z kolei dodała uroku tej historii, naprawdę fajnie grało się te jej tańce i wyzwania, do tego wątek związany z Mirei Park i "marzeniami" był po prostu rewelacyjny, jedna z najlepiej ukazanych postaci w wszystkich grach z tej serii. Wątek Kiryu był ok, nie podobał mi się zaś kompletnie wątek Saejimy - w jego aktach było mnóstwo wymuszanych i frustrujących motywów, sporo bezsensownych elementów i totalnych przedłużaczy, które po prostu denerwowały. Na plus jedynie Baba-Chan - bardzo fajnie nakreślona postać - i ekipa z celi Saejimy.
Fabularnie nie ma rewelacji. Gra przez długi czas bawi się z graczem w kotka i myszkę, próbując tworzyć wielką atmosferę tajemnicy i sekretów, które przyjdzie nam odkryć w wielkim finale. BŁĄD. Już w połowie gry założyłem, kto tutaj jest głównym złolem, i nie pomyliłem się. Motyw z nieznaną przeszłością Goro kompletnie nietrafiony. Finałowe akty są bardzo efektywne i efektowne, bo dzieje się naprawdę dużo, ale fabularnie pod wieloma względami rozczarowują. Słabe twisty, historia ma więcej dziur niż ser szwajcarski i czasami jest nielogiczna w wielu momentach, szczególnie scena na dachu. ZNOWU - ZNOWU ten sam motyw, 3-cią grę pod rząd - znowu ktoś celuje, nie strzela, strzela kto inny, ktoś znowu zapomina zabrać broń itd. Czy naprawdę twórcy aż tak utknęli w tym schemacie, że już kompletnie nie potrafią z niego wyjść ? Czy to już będzie stały motyw w każdej kolejnej odsłonie ? Gry z tej serii charakteryzują się też ogromną dozą przesady, szczególnie jeśli chodzi o finałowe walki, ale tutaj już lekko przegięli. Kolesie, których obijałem albo we wcześniejszych aktach albo w poprzednich grach, tutaj nagle w finale dostali tryb Terminatora. Goro dostał supermoce Flasha, Kanai tak mnie obijał że nie byłem w stanie wstać, Baba-Chan z kolei nagle dostał immuna na moją pałkę bejsbolisty (choć do tej finałowej walki to robiłem tą pałką co chciałem), a ostatnia walka Kiryu to był legalnie pojedynek z Terminatorem, Predatorem, Rockym i Rambo w jednym. Do tej pory prym w tej kwestii wiódł Ryuji z Y2, ale tutaj został przebity po całości. A już totalne przegięcie było, jak kolesia w końcu po dobrych 10-12 minutach walki zniszczyłem, a ten nagle sobie wstał, zrobił okrzyk Hulka... i całe zdrowie mu wróciło - musiałem zrobić sobie krótką przerwę, bo inaczej wyłączyłbym grę. Ja naprawdę rozumiem, że w tej serii lubią przeginać, i to bardzo, ale trzeba wiedzieć gdzie jest sufit. I jeszcze jedno - Daigo Dojima to oficjalnie najbardziej zmarnowana postać w całej tej serii, dla wszystkich (łącznie z nim) było lepiej gdyby ktoś go w końcu ukatrupił.
Pod wieloma względami gra bardzo na plus - widać że twórcy się starali - historie, lokacje, postacie poboczne, minigierki - ogromna ilość fajnego contentu. Trochę jednak zabrakło odpowiedniego prowadzenia historii, może przez tą dużą ilość wątków i postaci. Były momenty w fazie finałowej, że gdy o kimś mówiono, nie pamiętałem o którą postać z której historii chodzi. Do tego gra trochę jakby straciła swój charakter, dalece wykroczyła poza ramy wcześniej znane w tej serii. Czy to dobrze czy źle - trudno powiedzieć. Wolałbym jednak, żeby w kolejnych odsłonach twórcy wrócili do opowiadania nieco bardziej kameralnych historii, na nieco mniejszą skalę, więcej skupiając się na postaciach i ich relacjach, niż wielowątkowych intrygach, które w podsumowaniu nie robią wielkiego wrażenia.
No cóż, jedziemy dalej z tym koksem :)