„Daj, ja ci przejdę” - obserwowanie redakcyjnych kolegów ogrywających Shadow of the Erdtree przekonało mnie, że Elden R...
Wchodząc w opinię spodziewałem się śmierdzącego bełkotu (w końcu jestem na golu), tymczasem przeczytałem niezwykle ciekawy tekst. Do tego napisany w doskonałej formie. Duży respekt dla Anny i czekam na kolejne opinie na takim wysokim poziomie!
Jaka przyjemna perspektywa! Od siebie dodam, że jako "niesoulsowiec" (kocham pomysł, ale nie mam cierpliwości) z przyjemnością oglądam jak grają znajomi. Niby mógłbym uruchomić multiplayer i pozwolić, aby przeszli grę za mnie. To jednak nie byłoby to samo, dla mnie nie o to w tym chodzi, to nie takie "doświadczanie" gry, jakie zostało zaplanowane. Dlatego zadowalam się kibicowaniem towarzyszom i o dziwo, bawię się wybornie razem z nimi, przeżywając (lub nie) kolejne starcie z bossem.
Świetny styl, czyta się z uśmiechem na twarzy a chęć do zanurzenia się w jakąś grę drastycznie rośnie :)
Fajny tekst okiem świeżego zmatowieńca pisany.. w podziękowaniu za miłą poczytankę proszę; 450 000 run ..tylko nie wydaj na głupoty..ale przede wszystkim nie zgub..chociaż lepiej tracić runy niż nerwy ';)
Daj ac ja pofarmie runy, a ty poczywaj.
Pierwsze slowa wypowiedziane przez nieznanego fana From Software, tuz po odzyskaniu Humanity.
Rok 257 P.M. (Post Marika).
Autor nieznany,
Soulslike'owane.
Nie da się w te gry grać. Ładna grafika i nic więcej. Mechaniki beznadziejne. Sterowanie nie działa tak jak powinno. Fabuła nie istnieje chyba że bełkot ma być fabuła. Może spróbuję ponownie i znowu odinstaluje i wrócę za pół roku z nadzieją że coś naprawili i znowu odinstaluje bo nie naprawiają niczego.
Wydaje mi się, że autorka tekstu odkryła po prostu "granie grupowe" po raz pierwszy w życiu. To samo było na początku ery PC gdy ogrywało się z kolegami Kingpina, Soldier of Fortune czy Serious Sama. To samo było na studiach, gdy grało się z kolegami w GoW 3 na PS3 i podchodziło się 20x do Hefajstosa na "trudnym". Zawsze siedział ktoś obok i mówił: trzeba inaczej. Brał pada i też ginął. I ktoś inny i ktoś inny.
W latach 90-tych był u mnie na osiedlu taki Mariusz, który zamiast chodzić do szkoły siedział od rana w okolicznej budzie z automatami (wtedy się to "salonem gier" nazywało) i w związku z tym miał obcykane wszystkie gry, które tam były, ze szczególnym uwzględnieniem najpopularniejszego chyba Street Fightera 2. Z czasem wyrobił sobie taką renomę wśród innych dzieciaków, że opanował metodę grania za zupełną darmochę. Jeśli ktoś nie mógł pokonać Guile'a lub zaciął się na Vedze, to wtedy magicznie pojawiał się Mariusz, mówiąc "daj, ci przejdę" i zwykle nie wypuszczał już kontrolera z rąk, bo kolejne etapy były jeszcze trudniejsze. Potem wszyscy w szkole chwalili się, że przeszli tego, czy tamtego, zupełnie ignorując fakt, że to nie oni grali, tylko Mariusz.
Tak mi się nostalgicznie przypomniało ;)
O ile wiem, to Mariusz nie dożył nawet premiery Goticzka w Polsce. Nigdy nie skończył podstawówki, a po osiągnięciu pełnoletności mocno poszedł w alkohol i inne specyfiki, co dosyć szybko usunęło go z tego świata.
Ale co se pograł na automatach to jego.
Jak mozna kurwa nie skonczyc podstawowki?
Oczywiście, że można. Żeby uświadomić jaką postacią był Mariusz i jak wyglądała jego przygoda z edukacją, powiem, że przez rok teoretycznie chodziliśmy nawet do tej samej klasy. Piszę "teoretycznie", bo przez cały ten czas pojawił się w szkole może ze 3 razy. My mieliśmy wtedy po 12 lat, on 16 albo 17. Wiem, że brzmi na zmyśloną historię, ale tak naprawdę było XD