George Lucas zdradził, dlaczego pojedynki w trylogii prequeli są bardziej „energiczne”. Nie chodzi o rozwój technolo...
Pojedynki w prequelach są świetne, zarówno w filmach jak i serialach. Każdy kto broni tego drewna z oryginalnej trylogii robi to tylko z sentymentu, a nie z faktów.
Powód jest taki, że w starej trylogii nie mogą uderzać za mocno, żeby nie stłuc świetlówek, którymi machają. ;)
Pojedynki w prequelach są świetne, zarówno w filmach jak i serialach. Każdy kto broni tego drewna z oryginalnej trylogii robi to tylko z sentymentu, a nie z faktów.
Powód jest taki, że w starej trylogii nie mogą uderzać za mocno, żeby nie stłuc świetlówek, którymi machają. ;)
To zabawne jak twórcy i fani tego uniwersum wymyślają niesamowite historie o tym dlaczego ten statek tak wygląda, a ten tak, dlaczego tu i tam walka na miecze jest inna itd. A tymczasem sami twórcy tego bałaganu nie mają wizji ani planu i głównym powodem dlaczego coś istnieje w filmie to "bo może fajnie wygląda". Nie rozumiem fenomenu tego tworu. Dla mnie star wars to faktycznie poziom rebel moon. Starszych trzyma sentyment, 20 lat temu to musiało być coś, ale jakim cudem zachwyca się tym ktoś kto nie wychował się na pierwszej trylogii, jest dla mnie zagadką.
Ja dorastałem przy starych GW i to zawsze było dno. Na VHSach chłonęło się kino Verhoevena, brutalne kino wschodu od Woo, a na te bajeczki Lucasa szczaliśmy równo. Ze śmiechu :)
Kiedyś myślałem, że nie ma większego gówna niż Gwiezdne Wojny. Na jego szczęście (nieszczęście?) pojawili się Wściekli i Szybcy.
Ja jako dziecko oglądałem nową trylogię (w sensie części I - III) i wtedy mi się to bardzo podobało. No właśnie, wtedy, bo to były filmy dla dzieci, teraz oglądając je jako dorosła osoba to już czułem lekkie zażenowanie. Starą trylogię obejrzałem całkiem niedawno "bo wypada znać" i też nie uważam żeby to było coś niesamowitego, poprawne filmy w których jest parę dobrych scen i tyle, ale żeby otaczać je jakimś kultem? Kompletnie tego nie kumam. No, być może jak to wychodziło to było coś świeżego i dlatego odbiór był inny bo same efekty robiły robotę w tamtych latach, rycerze Jedi/Sithowie ze swoimi mieczami świetlnymi tworzą trochę niezłego klimatu, ale fabuła i realizacja to w mojej opinii przeciętniak... Z tych najnowszych to uważam że "Łotr 1" był dobrym filmem (ale nic więcej, a to chyba był i tak najlepszy film w uniwersum SW według mnie), ale cała reszta to jakieś wysrywy na poziomie netflixowego wieśka, mające rację bytu chyba tylko dlatego, że jadą na znanej marce.... Mandalorian też nie był niczym specjalnym, mam wrażenie że gdyby to był samodzielny serial niekorzystający z uniwersum SW to zostały określony zwykłym średniakiem jakich pełno na tych streamingowych platformach. W każdym razie dziwi mnie fenomen tego uniwersum, przecież taka trylogia Władcy Pierścieni zjada te Gwiezdne Wojny na śniadanie i to bez popijania. Zresztą co my w ogóle porównujemy, nawet marvelowscy Strażnicy Galaktyki w kategorii space opera biją SW na głowę.
Musicie patrzeć na to wszystko z perspektywy czasów w jakich to wszystko się działo. Stara trylogia jest kultowa bo wcześniej nic takiego nie było. Drugim takim fenomenem, albo czymś z czym można porównać popularność ówczesnych gwiezdnych wojen to obecna (albo już ubiegła bo troszkę zmalała) popularność filmów marvela rozpoczętych przez ironmana z 2008. Także wtedy gwiezdne wojny to był taki marvel lat 2010'. Druga sprawa te wszystkie wypowiedzi arashów/srashów i inny faggotenów są o kant pupy rozbić. Nie znają się na niczym, a kreują się na nie wiadomo jakich znawców. Efektywność pojedynków w nowszych odsłonach wynika z różnicy technologicznej to jedno, zatrudniania choreografów walk itd. Pojedynek z ObiWana/QuiGona z Darth Maulem albo Obi-Wana jak najbardziej niosły ogromy ładunek emocjonalny. Tyle w temacie i zaorałem.
Jak najbardziej przyznaję, że pojedynek z Darth Maulem przyprawia o ciarki na plecach. Tak samo jak scena Vadera w końcówce Łotra 1. Coś tam by się jeszcze znalazło, głównie pojedynki Jedi choć też nie wszystkie. W każdym razie dzieląc to przez ilość nakręconych filmów to nie ma wcale tego jakoś dużo, no a cała reszta, jakby to powiedzieć, była po prostu poprawna/średnia... na czele z fabułą, która nie była ani zaskakująca, ani przesadnie ciekawa, a miejscami wręcz była po prostu banalna i chyba nawet twórcy nie silili się sprawić innego wrażenia. Było też kilka scen które wywoływały we mnie reakcję typu facepalm. Czyli w sumie tak jak w Marvelu, więc chyba to porównanie jest dobre. Z tym, że z filmów Marvela pomimo ich popularności raczej nikt nie robi jakichś ponadczasowych, kultowych dzieł, każdy wie że to conajwyżej wysokobudżetowe średniaki z ładnymi efektami i tyle, za 20 lat nikt nie będzie o nich pamiętał. Za to SW często jest przedstawiane jako arcydzieło kinematografii i niemalże jakiś niedościgniony, święty Graal science-fiction, co w mojej opinii jest gigantycznym nadużyciem. ;)
Bo w tym momencie nie chodzi o oglądanie samego filmu, nie działa to na zasadzie zachwycania się kinematografia czy efektami specjalnymi. Teraz chodzi o całe uniwersum, historię i emocje płynące z całego tego dzieła. Lore jakie wokół powstało. Patrząc po większości komentarzy, stwierdzam że nic dziwnego, że nie rozumiecie "fenomenu". Jeśli ogląda się film dla samego obejrzenia filmu i rozrywki to może nie budzić nic więcej.
Star Wars to rodzaj baśni, lecz osadzonej w kosmosie. Nie jest to uniwersum dla miłośników realizmu. Dla nich stworzono serial The Expanse, filmy jak Odyseja Kosmiczna, Interstellar... W Gwiezdnych Wojnach statki kosmiczne to wariacje na temat żelazek oraz innych sprzętów domowych, zachowują się jak łodzie podwodne i jest to zamierzone. Nie ma sensu tego tłumaczyć, choć widziałem, że są grupy fanów, którzy dorabiają do tego niezłe lore.
Prequele cenie tak samo bardzo jak oryginalną trylogie. Te 3 nowe czesci to totalny chłam, nie uznaje tego za kanon.
Akurat walki to największa zaleta nowszych części, a walka Qui-Gon Jinna z Maulem przy asyście Kenobiego to jeden z najmocniejszych momentów całej sagi. Walka, miejsce pojedynku jak i muzyka to doskonałość. Tutaj Pan Lucas naprawdę się postarał.
Bez sensu.
Moc ich wspomaga więc ograniczenia ciała nie mają nic do rzeczy - choćby yoda vs palpatine
Gwiezdne wojny mogą się nie podobać jak jest się nudnym malkontentem. Ja tam uwielbiam wszystkie trzy trylogie.
Teoria trochę post factum - biorąc pod uwagę zwolnione tempo pojedynków w kolejnych produkcjach - zwłaszcza elegancję ostatniego pojedynku Kenobiego z Dathem Maulem w rebeliantach.
A moze by wytłumaczył dlaczego każdy pojedynek w nowo nakręconych filmach wyglada tak absurdalnie dennie. To mniej więcej ten sam szczyt żenady co pojedynki w nowym matrixie ("dynamiczną" pracą kamery chca nadrobić drewniane ruchy) . Jak bym chciał oglądać zwykle pojedynki na miecze to bym sobie krzyżaków puścił.