Wbijam ze specyficznym pytaniem, jednak opiszę sytuację. Kierowca A wyjeżdża tyłem z bramy przy przedszkolu - brama na lekkim wzniesieniu, na ciasnym zakręcie, wąska na tyle, że nie ma bata, by wyminęły się tam dwa samochody, jak idzie pieszy to mija się z autem na żyletki. Jak pisałem, kierowca A wyjeżdża tyłem, a w tym czasie kierowca B próbuje z dołu wjechać (w prawo) do bramy, sekundę wcześniej skręcając z innej ulicy - w bramie, w której jak pisałem nie da się wyminąć. Dochodzi do kolizji - auta przytulają się niemal w bramie, kierowca A wgniecione prawe przednie nadkole i błotnik, kierowca B lewy przedni błotnik i kawałek zderzaka.
W normalnej sytuacji tutaj bezsprzeczna wina kierowcy A - włączał się do ruchu, nie ustąpił. Ale co w sytuacji, w której ustąpienie by nic nie dało - kierowca A musi fizycznie wyjechać z bramy, żeby zrobić miejsce dla kierowcy B. Ma to tutaj jakikolwiek wpływ, czy z automatu jest wina kierowcy A?
W normalnych sytuacjach, kierowca B pod tym przedszkolem się po prostu zatrzymuje na górce, czeka, aż kierowca A wyjedzie i dopiero wtedy wjeżdża.
EDYTKA: dla zobrazowania sytuacji zdjęcie.
Kto ma pierwszeństwo to akurat sprawa jednoznaczna, wyjeżdżający z terenu przedszkola na uliczkę włącza się do ruchu. Kto natomiast jest winny kolizji w opisanym przypadku, to odrębna sprawa. Z tego co piszesz, kierowca wyjeżdżający w momencie kontaktu musiał być już praktycznie na ulicy, zatem wjeżdżający siłą rzeczy musiał go widzieć tuż przed sobą, więc po cholerę się pchał w lukę która ewidentnie była za mała. Na podstawie Twojego opisu byłbym skłonny obwinić kierowcę B, jednakże mamy za mało szczegółów żeby wydać jednoznaczny wyrok.
Kto ma pierwszeństwo to akurat sprawa jednoznaczna, wyjeżdżający z terenu przedszkola na uliczkę włącza się do ruchu. Kto natomiast jest winny kolizji w opisanym przypadku, to odrębna sprawa. Z tego co piszesz, kierowca wyjeżdżający w momencie kontaktu musiał być już praktycznie na ulicy, zatem wjeżdżający siłą rzeczy musiał go widzieć tuż przed sobą, więc po cholerę się pchał w lukę która ewidentnie była za mała. Na podstawie Twojego opisu byłbym skłonny obwinić kierowcę B, jednakże mamy za mało szczegółów żeby wydać jednoznaczny wyrok.
Dokładnie. Dla mnie zwrotem akcji tej całej sytuacji był fakt, że stłuczenie auta A było przedniego koła chociaż wyjeżdżał tyłem. Raczej wina kierowcy B, zwłaszcza że on chciał wjechać na miejsce kierowcy A, a nie jechać dalej prosto. Siłą rzeczy B musiał ustąpić pierwszeństwa, skoro w bramie nie zmieści się więcej, niż jedno auto, a on chciał tam zajechać.
zatem wjeżdżający siłą rzeczy musiał go widzieć tuż przed sobą, więc po cholerę się pchał w lukę która ewidentnie była za mała
Ja tam generalnie widzac kogos cofajacego zatrzymuje sie i czekam, nawet jesli jest jako tako ok z miejscem, bo nigdy nie wiadomo, jak w danym momencie zakreci kolkiem, wiec po co ma sie dodatkowo stresowac, mnie minuta dluzej nie zbawi.
I taka sytuacja na ogół ma miejsce - od 5 lat tam dowożę córki, zawsze się staje i czeka aż ktoś wyjedzie (widoczność dla wyjeżdżającego, tyłem, pod górkę, w wąską bramę jest zerowa na auta z prawej). Tutaj babka się pospieszyła - może nie chciała się zawiesić na oblodzonej drodze i "z rozpędu" wjechać w bramę.
Feciak
Generalnie ci z krakowa i okolic to ciolki, nawet Loon opisywal ostatnio swoje perypetie z bodajze stolarzem w jakims watku ;)
a ja podjeżdżam i trąbie
Co za wieśniak :/
Dlugimi jeszcze trzeba blyskac, aby szybciej ruszal dupe!
Dzięki za odpowiedzi. Jak się ktoś już może domyśla, kierowcą A jestem ja, kierowcą B jakaś kobita, której nie znam. Trochę sobie strzeliłem w stopę, nie spisując protokołu przez pośpiech i nerwy (pierwsza stłuczka w życiu), ale mam babki numer telefonu, więc mogę ją w przedszkolu namierzyć w moment i szczęśliwie minutę po zderzeniu w bramę wchodził dobry znajomy (który, zabawnie, jest radcą prawnym) odprowadzający córkę do przedszkola, więc mam świadka zdarzenia (był może z 30m od miejsca, schodząc z górki, więc miał widoczność). Muszę jeszcze dopytać czy przy przedszkolu jest monitoring - jestem prawie pewny, że tak, więc tu też myślę będzie na moją korzyść.
Tak jeszcze dopytam - jeśli kobiecina nie będzie chciała się sensownie dogadać i spisać protokół, by to zgłosić do ubezpieczyciela, to jakie mam możliwości?
Jedyna opcja wtedy to policja. Znasz sprawcę, babka ślady przecież ma na aucie.
Ps. Nie ma tam często możliwości by nawrócić pod przedszkolem? Wyjeżdżanie tyłem w zimę, nie fajne
Czasami jest możliwość nawrócenia, ale jak stoi kilka samochodów pod budynkiem, to niespecjalnie - w lecie może bym jeszcze na 20 razy nawrócił, ale w zimie, gdzie wszędzie leży śnieg, to proszenie się o lipę. Wyjeżdżałem tyłem w tą bramę pewnie kilkaset razy, także tu nie mam problemu - ale fizycznie nie byłem w stanie uniknąć kolizji z tą kobietą, bo się nie zatrzymała.
Już po rozmowie z kobieciną. Twierdzi, że stała na górce i czekała aż wyjadę i że ja w nią uderzyłem wycofując - ja to zapamiętałem inaczej. W przedszkolu mają kamerę na bramę, to muszę uderzyć z prośbą o udostępnienie wglądu.
Obawiałem się, że to powie. Jeśli rzeczywiście stała w miejscu to wina będzie po twojej stronie
Dlatego właśnie w takich przypadkach oświadczenie spisuje się od razu, ewentualnie jeśli nie ma porozumienia to wzywa się policję.
Jeśli faktycznie tak było to wina jest po stronie pojazdu który się porusza, ale równie dobrze ktoś mógł kobiecie doradzić żeby trzymała się tej wersji która faktycznie jest dla niej korzystna.
Czemu mnie jakoś nie dziwi że kobieta z kierownicą nie mogła poczekać tylko postanowiła się wcisnąć bo w końcu podjechała i chciała wjechać ;) Fakt że z przepisów to włączający się do ruchu i to tyłem miał ją przepuścić ale na logikę o ile będzie w sporze uczestniczyć to winny jest bezwzględnie kierowca B (moim zdaniem). Inna kwestia po co tam wjeżdżać jak bramę przedszkole ma jak dla ruchu kaczek.
Wcale nie jestem pewien czy mają tutaj zastosowanie przepisy o włączaniu się do ruchu. Do kolizji tego typu powinno dojść na drodze którą poruszał się pojazd B a pojazd A powinien wymusić pierwszeństwo poprzez wtargnięcie na jezdnię.
Do tej stłuczki doszło podobno przy bramie która jak widać jest cofnięta względem jezdni o kilka metrów więc najprawdopodobniej oba pojazdy były poza jezdnią. W tym przypadku pojazd B nie ma już pierwszeństwa i nie może sobie od tak taranować samochodu który wyjeżdża.
Wszystko tak naprawdę się wyjaśni jak przejrzę monitoring - jeśli faktycznie stała (wyjeżdżając z bramy niespecjalnie to widać), a nie poruszała się, to pewnie jestem w kropce. Ale znów - po co na tyle głęboko (blisko bramy) ustawiać samochód, że ktoś wyjeżdżający z bramy o niego zahaczy. Jeśli ściemnia że stała, a była w ruchu czy podjechała jak wyjeżdżałem, to mam problem z głowy - jak nie będzie chciała spisać protokołu, to sprawa na policję.
O lol, Panie, babka cię uderzyła w dupę. Jazda na niebieskich z informacją, że stałeś w bramie czekając na możliwość wyjazdu i baba przydzwoniła.
Niech działają.
Generalnie jak monitoring nie pomoże to chyba jedyna opcja teraz to iść w strone tego że stales w bramie czekając na włączenie się do ruchu a kobieta w Ciebie przydzwonila.
Skończy się pewnie tym że oboje bedziecie winni.
Serio przy stłuczce robi się tak, albo sprawca podpisuje stosowne oświadczenie że jest winny, albo policja, później na 100% wały wychodzą, a szczególnie jak baba w ciebie wjechała to w standardzie jej facet wpłynie na nią żeby zmieniła wersje wydarzeń. Od dawna chyba każdy ubezpieczyciel ma stosowny formularz na wypadek stłuczki i warto mieć taki w schowku, bo załącza się go jako część raportu dla ubezpieczyciela. Niestety olanie dobrego załatwienia sprawy w momencie jak się szkoda stała często później kosztuje sporo zdrowa i nerwów. Niestety zaufanie społeczne w tym kraju jest bardzo niskie i są ku temu powody, do obcych należy podchodzić tak jakby miał cię wydymać na hajs, bo zapewne to zrobi jak będzie miał szansę xD
Po co ci oświadczenie którego nie podpisze. Policja? Co ci da policja? Policja przyjedzie, stwierdzi że włączałeś się do ruchu plus jeszcze do tego cofałeś więc masz pozamiatane bo jeśli nie widzisz to nie masz prawa jechać, masz sobie zapewnić pomoc innej osoby, a dla sądu nie ma znaczenia że była 2:30 pośrodku niczego. Kobita powie że stała, ty cofałeś i w nią wjechałeś. Nagranie? I tutaj pojawia się ciekawa kwestia. Autor wątku nie dostanie nagrania od przedszkola. Dodatkowo to przedszkole może mieć problem ponieważ nagrywa przestrzeń publiczną czego zasadniczo robić nie wolno i jednocześnie gromadzi dane w rozumieniu RODO bez informacji o tym dla osób potencjalnie nagranych.
Większość ludzi okazuje się cebulakami jak minie trochę czasu od zdarzenia, jak ochłoną i zaczną kombinować. Niestety to zdjęcie gówno daje, a kreska gdzie był samochód nie jest jednoznaczna, bo zamiast kreski powinien pokazać początek i koniec auta. Zarys auta jest ważny gdyż jeśli auto A nie przekroczyło lini na czerwono, a może nawet tej niebieskiej to wina jest B niezaprzeczalna. Kolejna sprawa to jak ta droga jest sklasyfikowana formalnie, bo wyjazd może kończyć się na bramie, a od bramy leci już normalna droga i to może być już być skrzyżowanie równorzędne więc B musiał ustąpić pierwszeństwa jadącemu z prawej :) Pożyczyłem sobie obrazek :)
Nie ma znaków o czymkolwiek, więc strzelam, że całość jest podjazdem do posesji.
Zgłoś policji. Też miałem stłuczkę i osoba która kupiła samochód podała dane osoby która sprzedała samochód. Później dostałem pismo od ubezpieczyciela, że kierujący nie brał udziału w kolizji (dane ubezpieczenia są na kogoś innego).
No to bum policja i zaraz gościa naprostowali. Dzisiaj po takich numerach raczej wzywam policję bo nie mam czasu ani chęci na szarpanie się z cwaniakami.
No wiesz, ale jeśli do oświadczenia nie poprosiłeś sprawcy o dowód osobisty tylko na wiarę spisałeś to co ci podyktował to nie jesteś w tej sprawie całkiem bez winy.
Oczywiście że taki człowiek nie ma obowiązku ci się wylegitymować ale to jest już jego decyzja, albo wyjmuje dowód, podaje polisę i robią ci auto z jego ubezpieczenia, albo nie wyjmuje, wzywasz policję, dostaje punkty, mandat i robią ci auto z jego polisy.
Miałem dane z dowodu osobistego ale resztę czyli numer polisy miałem osoby która sprzedała samochód. Więc ubezpieczyciel nie wziął na sprawcę tego z dowodu osobistego ale tego co sprzedał samochód więc logiczne, że tamty zgłosił, że nie brał udziału w kolizji i chcieli to jakby umorzyć. Później ten z dowodu (sprawca) zwietrzył okazję i też powiedział, że nie było kolizji. Oświadczenie było spisane ze wszystkimi wymaganymi danymi.
Tak czy inaczej policja wszystko wyprostowała tylko, że to trwało wtedy kilka miesięcy. Ubezpieczyciel baaardzo wolno wysyłał pisma.
Dlatego w takich przypadkach zawsze wzywa się policję, bo oświadczenie na niewiele się przydaje, bo sprawcy zmieniają zdanie i próbują się wycofywać. Do tego czasem mogą być pijani/naćpani, mieć zatrzymane prawko itp., więc potem mogą być problemy.
Co do drogi - ta, którą widać u dołu ekranu (biegnąca z lewej do prawej) to w tym wypadku Prochownia. Na tej samej drodze stoi przedszkole (za bramą, przy której doszło do stłuczki) i urząd stanu cywilnego (jakbyś pojechał dalej do góry drogą). Dla zobrazowania dwie fotki z Gugla.
I druga fotka.
Nie jest to oznaczone jako ulica na mapie, więc w sumie nie wiem jak to traktować, jako ciąg dalszy Prochowni?
No zdecydowanie poszedłbym do wydziału geodezji i ogarnął oficjalną mapę i status tej drogi, to może mieć duże znaczenie. Cała droga może okazać się wewnętrzną, a bez znaków postawionych przez zarządzającego, to większość przepisów o ruchu drogowym nie obowiązuje na niej xD Polska w pigułce nawet znak powiadamiający że zaczyna i kończy się droga wewnętrzna nie jest obowiązkowy XD
Jeszcze nie miałem okazji sprawdzić tego w wydziale geodezji, ale z internetowych map, które prezentują te dane, wychodzi, że ta część, na której doszło do stłuczki, to droga drugorzędna - czymkolwiek ona jest. Chyba faktycznie muszę się dobić do wydziału geodezji i podpytać.