„Wolę prawdziwe kino”. Mistrz kina akcji bierze stronę Martina Scorsese w dyskusji o filmach superbohaterskich
Why not both?
W czym problem by jedno i drugie pojawiało się w kinach? Niech każdy sam zdecyduje co chce obejrzeć.
Z tego samego powodu z którego w food trucku nie serwuje się g**na obok hamburgerów.
Bijcie pokłony, bo oto przybył "znafca", aby oddzielić dobro od zła, ziarna od plew i powiedzieć nam, nie tylko co jest OBIEKTYWNIE dobrym kinem, ale przede wszystkim po to, żeby nazwać filmy gównem a co za tym idzie, obrazić ich widownię oraz najprawdopodobniej poczuć się lepiej.
Sam bym tego lepiej nie ujął. Ale doświadczenie mówi, że jak ktoś ma zwichrowany gust to jeden komentarz w sieci tego nie naprawi.
Ty też masz dość "zwichrowany gust" jeśli chodzi o ocenianie portów konsolowych Kamook xD siara jak nie wiem, że jeszcze tego nie zmieniłeś.
Może po prostu nie jestem chorągiewką na wietrze i trzymam się swojej opinii niezależnie od cudzego zdania. Gry w które grało mi źle na konsoli, dostaną adekwatną ocenę, crash w 30 klatkach nie zasługuje na więcej niż 0
Po g**na nie stałyby kolejki. Zakazać to możesz ale np. sobie pornosow, zamordysto.
Pamiętam sytuację, że były kolejki na wodę po kąpieli jakiejś stremerki. Jak korporacja ładnie zapakuje i posypie złotymi płatkami, potem wmówi klientom że jakieś wyjątkowe g**no, kto wie.. Zresztą po co zgadywać, po filmach marvela widać, że do uwna też mogą stać kolejki.
Tja, tyle, że kiedyś kino komiksowe było całkiem fajne, dziś to faktycznie kręcone na jedno kopyto niezjadliwe gówno. Na szczęście wraz z kolejnymi, finansowymi klapami to się powoli kończy, a przynajmniej taka częstotliwość wypluwania tych komiksiaków.
Poza Batmanami Nolana i Burtona to przed Marvelem kino komiksowe ogólnie ssało.
Obecne kino to i tak w większość straszny chłam. Na palcach jednej ręki można policzyć naprawdę dobre filmy w ogóle w ostatnich latach. Dobrze, że sa jeszcze książki przynajmniej.
Na palcach jednej ręki można policzyć naprawdę dobre filmy w ogóle w ostatnich latach.
chyba jak Twoja reke generowalo AI.
AI by generowało lepsze scenariusze niż ci grafomani z Wokewood. Ale każdy ma swoje zdanie.
to mówiąc "obecne kino" masz na myśli całość kinematografii czy tylko Hollywood?
bo bez problemu jestem w stanie wymienić Ci minimum 10 znakomitych filmów z tego roku. i to będą filmy anglojęzyczne.
chociaz akurat w tym roku to nawet z Hollywood takich filmow bylo wiecej niz 5.
Widzę, że ludzie mają bardzo duży problem z tym, iż filmy można obiektywnie oceniać i wartościować. Ja zaś uwielbiam cytat z Helvetiusa, który głosi: "Stopień rozumu, potrzebny, by nam się podobać, jest dość ścisłą miara rozumu, który posiadamy". Niech to będzie moje motto.
Jak obiektywnie ocenić film? Moją miarą jest zawsze to, czy zadaje on jakieś pytanie, na które następnie próbuje odpowiedzieć albo chociaż rozwinąć. Często jest to pytanie odkrywcze, z którego nawet nie zdawałem sobie wcześniej sprawy. Każdy dobry film rozrywkowy, nie mówiąc już i poważniejszym kinie, zadaje masę takich pytań. Matrix: Jakie są kryteria wiarygodnego poznania rzeczywistości? Podziemny krąg (którego osobiście nie lubię, ale doceniam): jakie jest miejsce pierwotnej męskości w rzeczywistości zdominowanej przez kulturę korporacji? Łowca androidów: Jakie jest kryterium odróżnienia człowieka od jego repliki i gdzie przebiega granica świadome/nieświadome? Im film lepszy, tym takie pytania są bardziej fundamentalne, docierając do spraw najważniejszych: sprawiedliwości społecznej (12 gniewnych ludzi, Noc żywych trupów, Niepokonani, Green Book), sensu wojny i przemocy (Na Zachodzie bez zmian, Urodzony 4 lipca), alienacji niedającej się podporządkować jednostki (Lot nad kukułczym gniazdem, Rambo), tkwiącego w człowieku zła (Władca much, Pianista). Oczywiście kino Marvela od dawna żadnych takich pytań nie zadaje, choć nie zawsze tak było: osobiście bardzo lubię pierwszego Punishera, który - tak jak Max Payne - pyta o granice dopuszczalności zemsty. W każdym jednak razie nie w tym problem, iż Marvel to kino rozrywkowe, ale w tym, że jest to jednocześnie kino całkowicie i zupełnie puste, które jest relatywnie niską formą sztuki filmowej. Ktoś zaraz powie: "Jak możesz oceniać? Każdy lubi co innego!". Niech lubi, ale nie jest w stanie zakwestionować logiki: jeżeli dobry film to wiele różnych składowych, jedną z nich - być może kluczową - jest zaś tkwiące u podstaw fabuły pytanie, na które dana produkcja stara się odpowiedzieć albo chociaż z nim zmierzyć, to brak tego pytania powoduje, iż jest to produkt obiektywnie gorszy, głupszy i pustszy. Na podobnej zasadzie: dzieło fikcji literackiej, które pyta na przykład - jak Conradowski Lord Jim - o znaczenie honoru i konsekwencje jego utraty jest przez sam fakt postawienia nas przed tą kwestią bardziej wartościowe niż składająca się z tych samych liter, ale pozbawiona głębszej treści ulotka supermarketu.
Ogólnie rzecz biorąc, nie ma głupszego twierdzenia, że o gustach się nie dyskutuje i że każda ocena jest subiektywna. Wrażenia są subiektywne, ale bardzo często podaje się jak najbardziej obiektywne kryteria, które uzasadniają albo obalają owo wrażenie. I to one - te obiektywne racje i powody, a nie subiektywne wrażenie - stają się składową oceny. Gdyby było inaczej, to wszelki konsensus w najbardziej podstawowych sprawach byłby niemożliwy, w filharmoniach grano by zaś disco polo. Tak NIE jest. Disco polo jest obiektywnie gorsze niż muzyka klasyczna, bo jest niepomiernie prostsze, banalne, nie wymaga żadnych zdolności muzycznych, a do tego w żaden sposób nie porusza wyobraźni. Dokładnie tak samo można zestawiać Felliniego i Marvela: Marvel to po prostu oglądanie następujących po sobie kolorowych obrazków, czysto zmysłowa przyjemność, która sama z siebie nie jest zła. Ale skoro nie oferuje ona niczego więcej, to jest wybrakowana. Nie da się uciec przed tą konkluzją.
Osobna sprawa to fakt, że widz wychowany na Marvelu automatycznie obniża swoje oczekiwania. Szkoła na przykład męczy uczniów lekturami w szczytnym (ale zupełnie nieosiągalnym w nastoletnim wieku) celu, by wychować go literacko. Otóż to: człowieka się wychowuje, to znaczy stara wyrabiać w nim nawyk sięgania po dzieła ambitniejsze, by - jeżeli już spędza czas z filmem albo książką - wybierał dzieła, które dadzą mu zarówno przyjemność, jak i wleją trochę oleju do głowy. Oczywiście to drugie wiąże się z wysiłkiem intelektualnym, gotowością na zmierzenie się z innym punktem widzenia, znajomością kontekstu kultury i szeregiem innych nie zawsze przyjemnych konsekwencji. Dlatego o wiele łatwiej ogląda się czysta rozrywkę, niż coś - jak to się nie bez racji mawia - wymagającego. Kino superbohaterskie rozleniwia i psuje dokładnie tak samo jak czytanie sieczki pokroju 50 twarzy Greya, a fakt jego popularności jest posępnym barometrem współczesnego społeczeństwa, co zresztą sto lat temu przewidywał już Jose Ortega y Gasset w Buncie mas. Co gorsza, jest to kino antydydaktyczne. Nie zakazywałbym go, ale traktowanie go na równi z prawdziwym kinem jest niepoważne.
Większość ludzi ma chyba jednak podobne zdanie, jeśli Cię to pociesza - mnie mniej, bo co nawet często widać na tym forum, nie jest to poparte przekonaniami, tylko poczuciem wyższości kto ma tę "rację".
Wrażenia są subiektywne, ale bardzo często podaje się jak najbardziej obiektywne kryteria, które uzasadniają albo obalają owo wrażenie. I to one - te obiektywne racje i powody, a nie subiektywne wrażenie - stają się składową oceny. Gdyby było inaczej, to wszelki konsensus w najbardziej podstawowych sprawach byłby niemożliwy
Tylko, że nie ma jakiegoś uniwersalnego zestawu kryteriów jak oceniać film (czy ogólnie utwór), też nawet jak dana szkoła się czymś takim kieruje, to zmienia się to z czasem, a i jak dla mnie przede wszystkim - subiektywne wrażenia i tak na nie wpływają i tego konsensusu w sztuce najzwyczajniej nie ma, bo zdania nawet wśród profesjonalnych krytyków mogą być mocno podzielone. Nie chcę tu mówić, że nie warto dyskutować, ale wątpię, że da się dążyć do prawdziwego obiektywizmu - warto próbować być rzetelnym, mieć dobre argumenty popierające daną teze, szukać niuansów, ale nie ma co silić się na ustanawianie obiektywnych racji, bo takich nie ma. Tak przynajmniej uważam "na logikę" :)
Jestem na forum od kilku lat, a Twoja wypowiedź jest najciekawszą, na jaką się tutaj natknąłem.
Tę rozprawkę można śmiało publikować jako osobny artykuł na głównej.
Sztuka zawsze byla subiektywna i takie przemowienia o "prawdziwym kinie" sa doprawdy smieszne.
Pamietam kiedys jechalem pociagiem obok grupy "typowych" studentow wiedziacych wszystko najlepiej i prowadzacych wlasnie jakas dyskusje w tym stylu gdzie oni "decydowali" co jest prawdziwa sztuka a co nie. W sumie to gdyby ich nagrac to mozna by to pokazywac jako niezly kabaret. Mnie przynajmniej bawili bardziej niz niejeden profesjonalny wystep kabaretowy.
Taki Taksówkarz czy Ulice Nędzy to są dzieła wybitne nie tylko w dorobku Scorsese ale i całej światowej kinematografii. Filmy jak to się mówi wypłacające z trzewi i wielowymiarowe . Filmy Marvela mają z zasady posłużyć jako produkt do wrzucania banknotów i im więcej kretynów się na to złapie tym wiekszy sukces producenta . Oczywiście nikt tu nie zabrania istnienia tego typu produkcji , jeden woli disco polo i jak mu rubasznie gębą lata i brzuch drugi lubi Bacha , dobre kino i inspiracje intelektualną. Na szczęście w życiu możemy się omijać i wybierać sobie obcowanie z kulturą na swój własny wrażliwy sposób .
Trochę nieporozumieniem jest mieszanie dwóch różnych koncepcji do filmów tj zestawienie filmów Scorsese i MCU które jest akcyjniakiem na masową skalę.
Nie zmienia faktu, że po obecnie kino superbohaterskie jest słabe warsztatowo. Nie pomaga tez fakt, że twórcy zamiast uznać, że nie tego oczekują widzowie postanawia wrzucać głosy krytyki do worka z podpisem "incele, rasiści..." i stwierdzić, że to ich wina, że film mało zarobił. Tą drogą można tylko powtarzać błędy.