Film GTA nie jest wart zachodu, ponieważ gry zarabiają znacznie więcej, twierdzi szef Take-Two
Jaki to w ogóle miałoby sens? To byłby najzwyklejszy film akcji tylko zamiast jakiegoś Los Angeles byłoby Los Santos
Jaki to w ogóle miałoby sens? To byłby najzwyklejszy film akcji tylko zamiast jakiegoś Los Angeles byłoby Los Santos
Ma to sens przez markę, która by sprzedała najzwyklejszy film akcji w Los Santos zamiast jakiegoś Los Angeles znacznie lepiej niż typowy film akcji.
Bo filmy nie znaleźły sposobu wyłudzania pieniędzy w trakcie oglądania.
To obejrzy sobie film na Polsacie, a raczej reklamy przerywane filmem.
Filmy sa mistrzami w sprzedawaniu 10 razy tego samego. Najpierw film zarabia w kinie na biletach i reklamach, pozniej wydaja na DVD i Vod, a potem jeszcze raz sprzedaja do telewizji i streamingow. A czasami jeszcze raz trafia do kin w ramach jakiejs rocznicy/odswiezonej wersji i tak w kolko.
Film mi nie każe w trakcie seansu wyciągnąć karty kredytowej by go kontynuować
Gra też nie. Po prostu jesteś płaczusiem, który musi płakać, bo jest wiecznie niezadowolony z życia.
Nie dziwota. Nie mogą pozwolić sobie, by nakręcone zostało jakieś gówno, które zostanie zrównanie z ziemią przez krytyków, widzów i zacznie się źle kojarzyć z marką. To jest po prostu nieopłacalne wizerunkowo.
Wystarczy zobaczyć jakim produkcyjnym szambem jest dziś filmowy 'Borderlands' - film ponoć jest koszmarnie zły, na pokazach testowych został określony katastrofą. Dokrętek nawet nie robi oryginalny reżyser, tylko ktoś zupełnie inny (Miller), ale na 100% nie ma szans na happy end. Będzie klapa.
Dlatego i Rockstar i T2 ma w dupie podejmowanie prób, które skończyć się mogą fiaskiem.
No tak. Wizerunek jest najważniejszy. Bo giganci gier wideo zawsze się przejmowali wizerunkiem, prawda? Hehe. Oni mają gdzieś wizerunek bo ich produkty nadal będą sprzedawane w dużych ilościach. Kilka wtop od różnych gigantów:
- leniwe porty gier na inne urządzenia które ledwo działają
- remastery które są wypuszczane na siłę w opłakanym stanie
- zawyżanie cech i obniżanie jakości sztandarowych produktów w wielu firmach
- pakowanie budżetu w grafikę i olewanie reszty jak fizyka, SI aka skrypty różnych istot w grze jak sprzed 20 lat,
- szatkowanie gier na dodatki i wprowadzanie płatnych walut z przedmiotami o znacznie zawyżonych cenach
- brak wsparcia w postaci aktualizacji, fixów, brak chęci współpracy/wysłuchania swoich graczy, zakazywanie modów i niszczenie lat pracy fanów gier
- wprowadzanie wciąż regionalizacji a więc brak ujednolicenia edycji gier aby w każdym kraju można było korzystać ze wszystkich języków,
- traktowanie uczciwych graczy jak złodziei wprowadzając zabezpieczenia obciążające komputer i wpływające na optymalizację gier
- przemowy CEO którzy nic nie wiedzą o życiu zwyczajnych ludzi i wmawiającym innym swoje irracjonalne mądrości i dalej popełniając błędy,
- problemy z zarządzaniem firmą, wypuszczając przedwcześnie gry, traktowanie swoich pracowników jak bydło, napastowanie seksualne, tony nadgodzin mimo że produkt nadal będzie niedopracowany, przesuwanie gier też zaliczamy do słabego zarządzania firmą,
- kłamstwa w wywiadach i zmuszanie dewelopera do podawania fałszywych informacji w wywiadach i na pokazach, trailery mydlące oczy,
- i wiele, wiele innych przykładów których nie przypomnę sobie już. I kurna (nie wściekam się, po prostu lubię słowo kurna) niby wypuszczenie filmu który będzie 5/10 miałoby zaszkodzić jakiemuś wizerunkowi? Tak nie ma wizerunków. Nie ma idoli, nie ma porządnych ludzi. Producent to biznesmen który ma za nic wszystko oprócz zysku. Wyciśnie wszystko i będzie plótł co mu się podoba jak polityk bo wie że ma rzesze odbiorców i kupców swojego towaru. Pluje ludziom przysłowiowo w twarz a my wyciągamy kasę z sasety. Oni mogą sobie pozwolić na co chcą bo rządzą. Z ich możliwościami, budżetem spokojnie mogliby zawrzeć współpracę z jeszcze żyjącymi legendami kina gangsterskiego i nakręcić taki film żeby nam klapki pospadały. Ale trzeba chcieć i mieć odwagę oraz pasję. A tego brakuje wielu. To samo gadali dlaczego Vice City nie będzie się działo w latach 70/80. Bo nowoczesne czasy dają więcej możliwości. Co za stek bzdur. Gadają co im się podoba i tyle. Szkoda czasu na słuchanie co mają CEO do powiedzenia, serio.
Piractwo musi wrócić z siłą lat 90'-00', wtedy byliby osrani po pachy wydać bubla i od razu umarły by wszystkie płatne kurteczki i boosty xp w grach po 350pln albo farmazoniarskie wersje pudełkowe, które mają wypalone na płycie intro i menu główne bo 80gb trzeba pobrać (40km jechałem do mediamarkt po cod:mw2019 bo mieszkałem za granicą i myślałem, że mnie hvj strzeli jak kliknąłem single player)
Jak piractwo miałoby pomóc w walce z bublami?
Ludzie mieliby marnować czas na spartolony produkt? Na jego ściągnięcie, crackowanie i co tam jeszcze?
W kiblu jak ci się taśma kończy to też jęczysz, że trzeba iść do szafki, grzebać, szukać i wogóle po kolejny? Bo to co powiedziałeś zajmuję mniej czasu niż przeciętny męski poobiadowy bąk. Ale też nie trafiłeś bo dla ludzi takich jak np: Ty, których to przerasta bo nie każdy musi wszystkie umieć, zdradzę, że cracki już są wszyte w instalator. Bo tłumaczyć ci , że korpo zna tyko język dolara którego tracili by wagonami mi się nie chce
Nie widzę sensu robienia ekranizacji gier takich jak GTA, RDR 2 czy Uncharted. Te tytuły zyskują na tym, że są grami. Imponują podejściem do szczegółów, interaktywnością, a przy tym czerpią całymi garściami z filmów. Przy GTA dostalibyśmy zwykły film gangsterski, przy RDR 2 western, a ekranizacja Uncharted nie powaliła, bo była zwykłym filmem przygodowym.
Zależy jak zostanie nakręcony, przez kogo i czy z pasją. Film nawet nie musi mieć budżetu dużego ani utalentowanych aktorów. Nawet reżyser nie musi być utalentowany. Pasja wystarczy i aby wiedzieć co chce się zrobić. I tak powstał film Mortal Kombat który zrobił furorę na całym świecie. Jak najbardziej można zrobić dobry film niewielkim kosztem i bić kasę. Dużą kasę. CEO nie posiadają kreatywnego myślenia. Jedynie nieludzki biznes mają w głowach. Nie ma szans na film z takim nastawieniem. Zrobili film Mario który jest 5/10. Nie ma hitu. Wydali 100 baniek, przychód to:
$1 361 927 918 na świecie
$574 934 330 w USA
$786 993 588 poza USA
Chyba zamieniły Ci się filmy miejscami.
To Mortal Kombat został powszechnie oceniony jako średni i nawet się nie zwrócił (55 mln kosztu + marketing vs 83 mln przychodu, gdzie połowa zostaje z marszu w kinach)
Natomiast Mario przy 100 mln kosztach zarobił na siebie 1 361 mln (co sam zresztą podajesz...) i stał się jednym z największych sukcesów finansowych tego roku...
O kurdę, ale się przypomniało :D zawsze jak gre uruchamiałem to tego nie pomijałem xD
I ma racje. Ekranizacja którejkolwiek części, to byłaby porażka na całej linii, bo materiał źródłowy jest marnej jakości. Na grę jest spoko, ale na film już nie.
Jakość fabularna GTA, to poziom filmów klasy C. Taki huragan z 2018, ICE Agent 2013, czy Kobiety Mafii.
Niestety, ale z narracji tej gry nic sensownego się nie wyciągnie.
W grze się to sprawdza, bo jeszcze jesteśmy na etapie, gdzie scenariusz robiony jest po to by był. Jedynie nieliczni mają aspiracje, do zrobienia czegoś ambitnego.
Poczekamy co powie jak przyjdzie do niego ktoś z ofertą stworzenia serialu np. Netflix, Amazon, Disney+, HBO Max lub TV Republika albo TV Trwam. Zaraz zmięknie rura.
Film Barie zarobił dotychczas 1,4 mld USD, co ten Strauss by chciał biliony od razu zarobić.
No no, bo zaraz powie na głos, se zarabiają na grach jak szaleni i żadnych podwyżek nie trzeba było robić i co będzie.
Widząc jakiej jakości wychodzą ekranizacje gier to może i dobrze. Jeśli film by się miał okazać zwykłym średniakiem to by mógł zaszkodzić marce.
Przecież to oczywiste - filmu nie da się sprzedać tym, że samochodom można przebijać opony, klapki odrywają się od stopy a do policji da się strzelać...
A przecież tym właśnie sprzedaje się GTA - czystą formą i przezroczystą treścią.
Ekranizacje - nieważne czy gier, czy książek, czy komiksów - polegają na tym, że przenosi się treść z medium operującego konkretną formą, na inne medium, które dostarcza twórcy innych narzędzi do opowiedzenia tej samej historii.
Tak więc sensowność ekranizacji leży tam, gdzie mamy do czynienia z fajnym pomysłem, który nie dał rady w całości wybrzmieć ze względu na ograniczenia formy jaką jest gra komputerowa. Bezcelowy jest natomiast tam, gdzie fabuła była tylko pretekstem dla mechanik rozgrywki (lub - w wyjątkowych sytuacjach - tworzy z nią idealny ekosystem).
I tak np. ogromny potencjał tkwi w chociażby:
Cyberpunku 2077 - Niesamowity klimat, oryginalne uniwersum, świetne postaci, które jednak nie zawsze rozwijały pełen potencjał przez bugi, ograniczenia silnika, brak mechanik etc. CP77 błyszczy przede wszystkim podczas dialogów i cutscenek, więc film będący de facto jedną, wielką, super dopracowaną cutscenką miałby ogromny potencjał.
Assassin's Creed - Motyw animusa, wojny toczonej na przestrzeni pokoleń, powiązania narracji historycznej z teraźniejszą - to są pomysły spokojnie mogące rywalizować z takim Matriksem czy Incepcją, Tenetem etc., jednak zostały kompletnie zmarnowane przez pozbawionych talentu scenarzystów ubisoftu i przywalone toną irytujących, nudnych mechanik. Zdecydowanie wolałbym dostać treściwą, napakowaną zwrotami akcji historię Desmonda od Nolana niż przebijać się przez zaprojektowaną przez Ubi warstwą mechaniczną.
Nowa Trylogia Tomb Raider - Mamy tu do czynienia z naprawdę mocną historią młodej dziewczyny, która postawiona w ekstremalnych warunkach musi przemienić się w twardą, bezwzględną wojowniczkę lub zginąć. Opowieść ma ogromny potencjał pod względem psychologii postaci i ewolucji bohatera. Niestety, ponieważ jest to gra akcji - wymaga ona regularnych etapów akcyjniakowych, co skutkuje ulubionym ostatnio przez wszystkich chcących uchodzić za ambitnych analizatorów gier, "dysonansem ludonarracyjnym". Gdyby tę historię skrócić, skupić się bardziej na głównej postaci, a liczbę trupów ograniczyć choćby do poziomu - bagatela! - Szklanej Pułapki, moglibyśmy cieszyć się historią bez odwracania oczu od braku logiki...
(Oczywiście zdaję sobie sprawę, że każdy z tych przykładów dostał w jakiś sposób swoją ekranizacje, z czego dwie okazały się bardzo średnie, jednak jestem przekonany, że spowodowane to było właśnie brakiem skupienia na rdzeniu opowieści i uznaniu, że fabuła na poziomie growym wystarczy do filmu... Wyjątkiem byli Edgerunnersi, którzy wzięli tylko to co najlepsze i napisali historię od nowa - wzorując się na oryginale tylko w kwestii podstawowych motywów).
Jak się o tym pomyśli w ten sposób, jasno wychodzi, że GTA nie posiada w sobie nic co po przeniesieniu na ekran, dawałoby poczucie, że to wciąż jest ta sama seria, i że warto było korzystać z tej akurat marki...
Film może i nie ale jakiś fajny serial o perypetiach Nico Bellica i jego kuzyna Romana to bym wchłonął :)
W sumie to już jest od dawna "film GTA"
"Adrenalina" Z Dżejsonem, czy tam krank