Zakulisowe rozgrywki sprawiły, że Edward Norton najprawdopodobniej już nigdy nie wróci do Marvela
Pomiędzy wierszami: nie sprzedało się, bo próbowało nieść jakieś przesłanie, więc nie było wystarczająco proste dla gawiedzi, a z drugiej strony nie było wystarczająco wydumane, by zadowolić krytyków. W zasadzie drugie by nie miało znaczenia, gdyby pierwsze pozwoliło zarobić odpowiednio dużo "kapusty", ale niestety.
Norton jest generalnie trudnym aktorem do współpracy, a tamte czasy były dla niego wyjątkowo ciężkie - po pierwszych sukcesach utonął w hollywoodzkim gównie i próbował się jakoś odnaleźć (od filmowego dna odbił dopiero jakoś w roku 2012roku), z kolei Feige'a interesowało tylko głupiutkie kino dla nastolatków.
Nie dziwi nic, że ich drogi się rozeszły - każdy grał do innej bramki, każdy chciał czegoś innego. Summa summarum - każdy chyba miał świadomość porażki - Norton utonięcia w komiksiaku z wyjątkowo kiepskim CGI, Feige z filmem, który po dobrym 'Iron Manie' nie okazał się takim sukcesem jakiego oczekiwał. Loss-loss.
Norton nie pasował zbytnio do tej roli no i wiadomo nie od dzis ze jest cięzki w współpracy:) Ruffalo niezle sie za to wpasował ale dla mnie najlepszym Hulkiem był Bana:)
Najlepszy Hulk to ten z 2003 roku świetnie zrealizowany i mroczny, a nie ten chłam z Nortonem, który był zwykłą akcyjną pierdziawką bez głębszego sensu to samo w następnych filmach Marvela to co zrobili z Hulkiem to śmiech na sali. Hulk z 2003 to była prawdziwa wściekłość i furia. Żaden potem film o Hulku nie "zanimował" tego tak dobrze jak film z 2003.
Marvel to prostackie filmy skierowane do bardzo ogólnej grupy odbiorców delikatnie mówiąc. W Polsce będzie to grupa Świat według Kiepskich / piłka nożna. Nie można przedstawiać takiej grupie skomplikowanej fabuły, bo się zgubią i poczują niekomfortowo. Podsumowując bardzo dobrze się stało