Wątek poświęcony historii naszych milusińskich, jak do nas trafiły, czym karmimy, co kochają a czego nie znoszą. Czy mają swoje ulubione gry, przy których spędzają z nami najwięcej czasu. Zdjęcia pupili jak najbardziej na miejscu, jeżeli wyraża pyszczkami swoją zgodę. Jak przyłożą łapkę, także o ich smutkach i radościach. Chomiki, pająki, jaszczurki i inne również mile widziane.
Czadowo :)
Vader, lat 6, lubi prawie wszystko, poza kotami, gołębiami, ludźmi którzy od razu chcą się głaskać i spoufalać i czerwoną papryką (surową).
(wątek super tylko jakby się dało nie rozmawiać o tych chorobach... bo szlag jasny mnie trafia czytając pseudoteorie :P)
Piszesz i masz. Jak się zbiorę dzięki Wam na odwagę opiszę powikłane losy Jagody, ukochanej Józi, Antosi i Klarci. Piesełek śliczny, kochaniutki ale że kotków nie lubi, co to za wychowanie ?
abesnai
a propos nazewnictwa, może mnie uświadomisz, dlaczego niektórzy (z uporem maniaka) nazywają zwierzaczki normalnymi, ludzkimi imionami?
Bo np. mam koleżankę Sarę, i to nie jest jej wina, że ma imię jak pies (suka właściwie), ale Dorotki i Adasie wydają mi się dziwne.. trochę jakby nie na miejscu.. i kiedy już myślałam, że poznałam wszystko, to owczarek niemiecki WOJTEK rozwalił mi system.
a propos nazewnictwa, może mnie uświadomisz, dlaczego niektórzy (z uporem maniaka) nazywają zwierzaczki normalnymi, ludzkimi imionami?
Bo jest to zajebiscie zabawne, jak np na podworzu wolasz swojego psa - Brajana i podbiega do ciebie piec dzieciakow XD
Megera zawsze używałem mniej popularnych imion, często historycznych bądź wywodzących się z łaciny lub powieści fantasy. Przykładowo, jeżeli wziąłbym kotka to nazwałbym go Klaudiusz. Pająk pewnie nazywałby się Ungolianta lub Szeloba.To jest po prostu moja słabość. Ponadto Asmodeus ma nieco racji, jest to trochę przewrotne i złośliwe, przynajmniej jeżeli chodzi o zwierzaki typowo wychodzące. Ludzie często, zauważyłem, nazywają zwierzęta po bliskich którzy już nie żyją, żeby ich upamiętnić, jakkolwiek mogłoby się to wydawać dziwne i zaskakujące.
PS. Wiesz jaka jest najważniejsza rzecz przy kotach ? Zapas rolek papieru toaletowego. Właśnie jak piszę rozwlekły jedną :D Trzeba to teraz będzie posprzątać, to już mniej zabawne ... .
abesnai
Rozumiem :) Też mam zajawkę i "klucz" - nawet wymarzyłam sobie, że jak kiedyś zostanę ultrabogata, to założę hodowlę piesełów i szczeniaczki będę nazywać po kluczu demonów/złoli. Poprzednikiem mojego ukochańca Vadera był Samael ;) (Samael z kolei kochał koty, Silvę - ha, łacina :> - kochał jak siostrę, może uda mi się odkopać archiwalne zdjęcie, jak śpią przytuleni :) )
Papier toaletowy jest chyba nasączany ciężkimi narkotykami zwierzęcymi - mój pies też kradnie, i żre jak zły. Chyba nawet mięso mu mniej smakuje - nie ma to jak naćpać się celulozą.
Stefan. Lat nie wiem z 7 może. Lata temu zabił swoją matkę Stefkę. Bawiły się na stole i Stefan przez przypadek zrzucił ja ze stołu, a ta skręciła kark i zmarła na miejscu. Stefan nie lubi ludzi, zazwyczaj go nie ma w domu, wraca raz na parę dni coś zjeść i trochę odpocząć.
To jest (był) Lucyfer przybłęda która mi się trafiła kiedy robiłem u siebie grilla w 2010 roku. Na zdjęciu ma około 4 miesięcy. Bardzo był szczwany, nauczył się sam a potem wszystkie koty w okolicy jak otwierać drzwi skacząc na klamki. Był też kotem nie miałczącym zupełnie, przez swoje krótkie 6 lat życia miałknął może 2 razy. Był ufny co niestety przyprowadziło go do zguby, trafił na złego człowieka który go pobił i pomimo prób zawalczenia o niego, jego maleńki futrzasty organizm się poddał.
A tu mój najnowszy podopieczny, który jest ze mną od tygodnia. Nazywa się Rumcajs, urodził się i wychował w leśniczówce należącej do rodziny i to od niej właśnie dostałem tą małą bestię. Gadatliwy, całuśny, przytulaśny i skory do zabaw a jednocześnie niezbyt rozgarnięty, pozbawiony gracji mały szop. Jego głównymi zajęciami w tej chwili są: spanko, jedzonko, zabawa i galopowanie po domu. W takiej kolejności. Pobudkę zapewnia mi zawsze koło 5, gdyż wtedy miska staje się prawie pusta.
Pani weterynarz uznała go za kota anioła i coś w tym jest, bo daje sobie ciąć pazury, sprawdzać brzuszek, uszy, zębiska bez problemu a nawet wylizał za to panią doktorową. Wczoraj były pierwsze szczepienia i też obyło się bez focha i płaczu.
Rumcajs jest w tej chwili w podobnym wieku do Lucyfera z poprzedniego zdjęcia, bo rodził się ponoć jakoś w maju b.r.. A na początku piździernika będziemy wykręcać kurze złote jaja.
Jeżeli chodzi o Lucka, to cholernie mi przykro i zapewniam, że niestety wiem, jak to potrafi zaboleć, co człowiek czuje po stracie przyjaciela bądź zwierzęcego członka rodziny.
Moja Józia była porannym aniołem a obecnie takim jest Tosia, która właśnie siedzi mi na kolanach mruczy i ciamka mi koszulkę. O nich później.
Ano mi też, dlatego ku rozpaczy Rumcajsa jest w areszcie domowym, przynajmniej dopóki nie przyjedzie zamówiona dla niego smycz i szelki wtedy będziemy hasać i zwiedzać ogródek:)
Przyznam, że nie wiem czy bym kota wyprowadził bo ostatnio mocno zafiksowałem się w temacie ptasiej grypy a po tragicznej utracie Józi (chorowała na FIP) mógłbym zejść na zawał.
trafił na złego człowieka który go pobił i pomimo prób zawalczenia o niego, jego maleńki futrzasty organizm się poddał.
Dlatego nie wypuszcza się kotów i trzyma wyłącznie w domu. Na każdej kociej grupie na fejsie wałkowane jest to aż do znudzenia. Udało się chociaż ustalić bandytę?
Ta sama kobieta miała huskiego który zaatakował i pogryzł dziecko.
Babsztyl ma wściekliznę, do uśpienia. Jednego jebniętego w dekiel starego dziada miałem w sąsiedztwie co truł koty ale wyciągnął kilka lat temu kopyta. Nienawidził zwierząt, psów również.
Trzeba było tez pobić tego skr. który zrobił mu krzywdę.
Via Tenor
Ale jak ... ?!? Miałem psy i odwalały nieziemskie numery ale coś takiego ?
szacun za deeptroath.
abesnai
Wybacz, chyba miałeś mało kumate psy ;)
W sobotę robiłam kotlety mielone. A jak już robię mielone, to na ilość, bo nie chce mi się babrać ręką w mięsie. Ulepiłam 10 srogich kotletów, odłożyłam na chwilę przed smażeniem - w tym czasie mój pies (pajęczak chyba jakiś) wdrapał się na kuchenną szafkę i hapsnął jednego (wielkiego!) kotleciora. Po czym fifa-rafa, "ja wcale nic nie ukradłem", "ja wcale nic nie mam w mordzie" - z gardła mu tego kotleta wydłubywałam. Psy to są BESTIE.
Nie były mało kumate, po prostu były małe. Ta kiełbasa jest praktycznie długości jednego z nich. Żebyś widziała kociaka, który niemalże dwa razy większą zdobycz z talerza próbuje zawlec w ustronne miejsce. Jest chyba wspólny mianownik, nawet jeżeli kot czy pies dorwie z zasady coś niespecjalnie smakującego, bądź z zasady (przyjmijmy) niejadalnego, to ma okazję do przedniej zabawy. Do dzisiaj nie zapomnę, jak z piętnaście lat temu moja Jagoda (kotka obecnie 16 lat) rozwlekła młodej rybki z akwarium po podłodze w Wigilię bo zapomnieliśmy zamknąć drzwi jak wychodziliśmy. Jej ryk niósł się na kilometr i kicia była już beee. Żona musiała uspokajać chyba przez godzinę a ja w tym czasie zrobiłem rybkom pogrzeb ... w muszli i to nie koncertowej.
Przedstawiam wam Leona (3l.) polskiego psa gończego. Psinka od najmłodszych lat ma problemy z alkoholizmem. Będąc jeszcze szczeniakiem nażarł się całego wiadra pijanych wiśni, które to mój ojciec szykował na nalewkę. Zataczał się i kręcił bączki. Prewencyjnie wykonany został twitx na psie, ale dwa dni dochodził do siebie.
Jako że pies myśliwski to ma zakorzenione pewne zachowania, a podwórko ma bardzo duże i blisko pobliskich lasów i pól więc od czasu do czasu coś przypadkiem upoluje (nie chodzę z nim na polowania). Na liście obecnie znajdują się:
- Bażanty x3
- Gołębie x2
Z wad konstrukcyjnych nie ma fragmentu płata ucha.
Piękny pieseł, taki dostojny. Zbiornika wodnego pewnie również nie omija, jakby kaczkę (hehe) zobaczył.
No właśnie woda niekoniecznie. Miałem w swoim życiu dwa psy tej rasy i każdy z nich bał/boi się wody maniakalnie. Nawet głupie umycie psa to zawody rodem z błotnego wrestlingu. Chciałbym to zmienić w jakiś sposób, ale nie chciałbym też narażać go na jakiś większy stres.
Nawet na tej fotografii na pomoście tyle łapy miał jak galareta, ale że Pan poszedł to nie będzie gorszy.
Gotowy byłem pomyśleć, że również jest łowny na podmokłych i bagnistych terenach patrząc na łapy no ale się nie znam na pieskach za bardzo.
Właśnie chodzi o to że są dostosowane. Duże łapy i błony są obecne, ale nie wiem czy to specyfika rasy którą trzeba im wypracować, czy jakieś błędy wychowawcze.
A co by się stało jakbyś go z pierwszej fotki wrzucił do wody?
Cisza, Przecinek i Miki. Rodzeństwo uratowne pod Wrocławiem. Takich dwoje jak ich troje nie ma ani jednego. Ulubione zabawy ganianie się i spanie na balkonie.
Jak dla mnie, kociarza, rozbiłeś bank. Tak się czają na zdjęciu jakby coś smacznego się szykowało. Imperium kontratakuje, szturmowcy na przodzie w pełnej gotowości bojowej. ;D
Totalnie creepy :D
Kocie mordy identyczne, wygląda jak kolorowanka dla dzieci w stylu "domaluj czarne plamy losowemu kotełowi" :D
Smells like "I don't give a shit" ;P
Aktualnie nie mam żadnego futrzaka, ale moja namawia mnie na Brytyjczyka. Są przepiękne. Koleżanka ma takiego kocura, który zwie się Bongo, ale coś czuję, że się dam namówić. Miałem w domu rodzinnym kilka kotów, z czego dwa mi uciekły albo ktoś je zabrał, jeden niestety musiał zostać uśpiony, a rodzice teraz mają kota po babci, którym się zajmują. Także jak tylko takiego zakupię to się pochwalę. :D
To ja pochwalę się naszą kotką Neva Masquerade. Melisa uwielbia być noszona na rękach, ganiać za wszystkim, co nie przytwierdzone do podłoża i wciskać się tam, gdzie nie powinna. Słodki i mądry z niej kociak - sama nauczyła się aportować, doskonale opanowała też sztukę manipulacji :) Nie wiemy jak mogliśmy wcześniej żyć bez tej małej rozrabiary.
W przyszłym roku planujemy dobrać jej siostrzyczkę, tym razem jakąś biedną znajdę ze schroniska.
Piękny, uroczy kociaczek. Świetny pomysł z tym dokocaniem. Trzeba się przygotować na lekkie perypetie przez pierwsze kilka dni i zdobyć trochę wiedzy oraz zorganizować nieco czasu. Sam jestem po szczęśliwym dokocaniu 4 miesięcznej Klarci do półrocznej rezydentki Antosi, przybywającej z nami wtedy 2 tygodnie. Polecam również badania pod kątem nosicielstwa FIV i FeLV.
Aria, rodowodowy polski owczarek nizinny, 2 lata. Przywiozłem ją do siebie z drugiego końca Polski, w sumie pod wpływem impulsu. Piesek był ostatni z miotu, nikt jej nie chciał bo jest psem bardzo nieśmiałym (mało komu daje się w ogóle dotknąć jeśli kogoś nie zna). No i pomimo tego, że nie planowałem mieć psa mam taką oto psinkę i w tej chwili nie wyobrażam sobie żebym miał jej nie mieć.
Zacny fotel bracie. Gdzie mogę taki dorwać, gdzieś w naszym regionie (z tego co pamiętam wspólny powiat) oganiałeś?
Oja. Ojacię.
Przyznaję, o właścicielstwo to bym cię nie podejrzewała :)
Fajna kitka :)
No to i ja się dorzucę do tematu, koci gang ze wsi (w której już nie mieszkam, ale koty nadal są) ale na wsi to wiadomo jak z kotami, biegają gdzie chcą, robią co chcą, na razie żaden nie zaginął i są w komplecie.
Jeden się ukrył pomiędzy innymi na górze xD (na zdjęciu jest 6)
Całe pręgowane stadko szczęścia, bobrują pewnie po okolicy razem. Jak się domyślam, rodzeństwo.
Na szczęście mało. Reaguje na zawołanie "Udrap" nie drap ;)
Mebli praktycznie wcale nie rusza, tyle co jak się rozpędzi i na łózko wskakuje. Nas czasem podgryza(łapie za nogi jak się idzie) Ze mną walczy na "ręce", podgryza ale lekko. Uczymy go od małego by mocno nie gryzł. O dziwo słucha, śmieszny kotek :)
Byleby nie dawać się w trakcie zabawy za mocno podgryzać i ją przerywać, bo jak podrośnie, to kotek nie będzie znał umiaru. W przypadku mojej najstarszej Jagody popełniliśmy ten błąd.
Byleby nie dawać się w trakcie zabawy za mocno podgryzać i ją przerywać Otóż to. Tej zasady się trzymamy :)
https://www.gry-online.pl/S043.asp?ID=15274648
Sussi
Gingi
Remi
Wszystkie 3 koty w różnych innych miejscach w tym samym czasie :)
Co do imion kotów to ja im ich nie nadawałem :P
Moja Józia, ukochana kiciusia mająca trzy i pół roku, zaledwie zdążyła wejść w kocią dorosłość, zanim odeszła. Znalazła sobie u nas dom 13 marca 2020 roku, miała około ośmiu miesięcy. Pamiętam, jak popatrzyła mi w oczy i zmiękło mi serce, pokochałem to zielonookie pysio od pierwszego wejrzenia. Józia była radosnym, pełnym życia i zaufania kociakiem wobec wszystkich domowników, nawet obcych. Potrafiła rankiem wybudzać, przytulała się w nocy oraz odprowadzała o późnych godzinach na papierosa. Bardzo często przy mnie siadała, uwielbiała robić baranki ze mną i żoną. Nade wszystko Józia kochała swojego piesia, dużego kremowego pluszaka na którym najczęściej leżała i spała prócz różowego pączka ze zdjęcia. Pamiętam, jak była mała przyciągnęła w pysiu swoją maskotkę z innego pokoju. Józi było pełno wszędzie i jej radosnego pomiaukiwania, był bardzo gadatliwym kociakiem, miała cały repertuar. Ponadto tak żywej mimiki nie widziałem u żadnego zwierzęcia. Okazywała nam przywiązanie, bezinteresowną miłość i zaufanie dosłownie na każdym kroku. Była moim towarzyszem, odprowadzała do drzwi, witała po powrocie z pracy, zasypiała ze mną. Niezliczoną liczbę wskakiwała na łóżko i kładła się blisko mojej klatki piersiowej pomrukując. Czasem chwytałem ją delikatnie za ogonek i tak się przechadzaliśmy do kuchni. Uwielbiałem rzucać jej przysmaki, jak ona wtedy wysoko skakała ! I skoki na witrynę z książkami, gdzie lubiła się czasem wylegiwać. Józia była od dzieciństwa nosicielem FIV - zespołu niedoboru immunologicznego, odpowiednika ludzkiego HIV. W grudniu 2022 Józia zaraziła się od kotów jednej z córek zmutowanym FCoV. Żona i córka truły tyłek bo święta itd. aż się zgodziłem wbrew zaleceniom weta i rozsądkowi. Jeden z kotów miał pchły, zaniedbanie córki, która zapewniała o zdrowiu i higienie. W lutym 2023 Józia zachorowała na zapalenie płuc, hemobartonelozę i ostatecznie zapalenie otrzewnej. Przez półtora tygodnia walczyliśmy z dwoma pierwszymi i pokonaliśmy, niestety, zdążył uaktywnić się śmiertelny wirus FIP. Zrozpaczeni z żoną podjęliśmy kurację eksperymentalną GS-441524. Ostrzygliśmy piękne, bujne futerko z którego była tak dumna pod robienie iniekcji. Przez trzy miesiące codziennie o jednej porze podawaliśmy bardzo bolesne zastrzyki, stabilizator w roztworze miał niskie PH, jeżeli odrobina dostała się na kocią skórkę bądź nieumiejętnie podaliśmy śródskórnie powodowała potworne, rozległe odczyny wyglądające jak poparzenia. Leczyliśmy Poliseptem aż do ich wygojenia. Kiedy nie mogła jeść karmiliśmy i poiliśmy ją ze strzykawek. Wykonaliśmy dla pewności w sumie 87 iniekcji, czyli o 3 więcej niż zalecane. Kicia była nieziemsko cierpliwa, jakby wiedziała, że walczymy z całych sił o jej życie. Józiowe badania były po kuracji bardzo dobre więc przeszliśmy na kilkumiesięczną obserwację. Niestety, po półtora miesiąca ponownie zachorowała na tą samo - mokry FIP, który na początku rozwijała się w ukryciu i dawał zbliżone symptomy do innych infekcji. Szukaliśmy nie tam gdzie trzeba i straciliśmy bezcenny czas. W tym samym czasie umierał mój 74 letni Tata. Nie podaliśmy w porę kotce ponownie zastrzyków. Józia dostała żółtaczki, brzuszek miała wzdęty od nagromadzonych płynów. Umierała, jednak mimo powikłań do końca walczyła o życie. Odeszła na moich oczach 16 czerwca, Tate pochowałem 11'stego. Doszło jeszcze kilka czynników, m.in. w tym samym czasie operacja żony, pogarszający się stan zdrowia matki i mój organizm nie wytrzymał obciążenia. Dostałem mikro udaru. Józia została skremowana wraz ze swoim ukochanym piesiem tydzień od śmierci, teraz jej prochy spoczywają w porcelanowym serduszku na pluszowej piłeczce i szarej mysi przy fotoramce z wyświetlającymi się jej zdjęciami. Nie było happy end'u jak w dziesiątkach tysięcy innych przypadków. Podarowaliśmy jej zaledwie kilka miesięcy. Pozostał pusty dom i echo jej kociej radości. Nigdy nie sądziłem, że można tak głęboko przywiązać się i pokochać mimo wszystko zwierzę. Bardzo boleśnie przekonałem się również ile dla mnie znaczyła Józiowa miłość oraz zrozumiałem tych wszystkich ludzi opłakujących stratę swoich kocich przyjaciół.
To jest historia Józi i moja.
Jest również przestrogą, zawsze należy pamiętać ponad wszytko o zdrowiu i bezpieczeństwie kociego członka rodziny. Józia nadal by żyła gdyby nie fatalna w skutkach decyzja żony i córki oraz moja uległość. Inaczej możemy stracić kogoś bezcennego a czas, niestety, ran nie leczy wbrew powiedzeniu. Pozostają wspomnienia i tęsknota za istotą, która była ziemskim aniołem.
Na wyświetlaczu fotoramki zdjęcie Józi, ze zestrzyżonymi boczkami i w trakcie leczenia, na ukochanym piesiu. Obydwoje spoczywają w urnie.
Tutaj kiedy była maluchem. Bardzo szybko się zadomowiła. Była przekochanym, słodkim kocięciem. I te jej zielone oczka które skradły serca.
Na nią po prostu nigdy nie mogliśmy się gniewać, co najwyżej żona czasem na roznoszenie żwirku z kuwety. Ciekawska ale nie psociła nigdy.
Jaki słodziachny kiciuś z niej był :3. Nie łam się stary, wiem jaki to ból stracić ukochanego stwora tym bardziej w trudnym dla Ciebie okresie.
Mój Udrap to kotek szalony. Dziś spadł z parapetu, wczoraj z regału( w obu przypadkach +/- 1,5 m). Nic mu nie jest oczywiście. Ale moja żona to już panikuje, czy aby na pewno nic sobie nie zrobił ;) Miałem już wcześniej koty gdy mieszkałem w domu na wsi , i wiem z jakich wysokości skaczą/spadają . Dla żony to pierwszy kotek tak z bliska ;)
Lepiej więc, żeby żona nie zapoznała się z historią przedstawioną przez Bezi2598. Kocięta mają w dużej mierze rozwiniętą głównie tkankę chrzęstną, więc nawet jak się nie spionizuje to i tak powinna zadziałać odpowiednia amortyzacja. Jagoda, moja najstarsza, zaliczyła 3 base jumpy na własne życzenie z trzeciego piętra kiedy była młoda i całe szczęście nic. Raz przywaliła podczas lądowania, była obita ale kości i organy całe. Człowiek działa odruchowo, całkowicie zrozumiałe, kiedy milusiński ląduje na tyłku. Józia to dopiero potrafiła grzmotnąć jak grawitacja przypomniała jej pupie o swoich prawach. Moje młode żarłacze białe dotychczasowo też już zaliczyły miękkie lądowanie z mebli na podłogę aż łupnęło. Element nauki, jak się nie przewrócisz, to nie będziesz biegać. Pewnie Twojej żonie jeszcze nie jedne raz serce podskoczy do gardła kiedy zobaczy takie maleństwo lecące na włochaty zadek. Mruczek pewnie zadowolony z siebie później pogalopuje w dal. Przy większej liczbie kotów, zwłaszcza młodych, dochodzi jeszcze do wzajemnych kolizji w trakcie gonitw, nie wspominając o zderzeniach z przeszkodami.
Kot jak spada świadomie nawet z dużej wysokości to nic się mu nie powinno stać. Jednakoż jak spadnie źle wymierzając to może coś sobie zrobić. Mój kot jak był mały to spadl z jakiś dwóch metrów na tylną łapę to sobie ją lekko stłukł i przez parę godzin kulał na nią ale szczęście było to właśnie lekkie stłuczenie i mu przeszło.
Zderzenia z przeszkodami to niemal codzienność. Raz jak ślizgiem huknął bokiem w nogę od stołu, to aż miuknął z bólu. Dobrze, że żony nie było. Przez chwilę nawet ja się zastanowiłem czy nic mu nie jest, ale biegał dalej jak szalony.
Mój Rumcajs to taki kot o gracji latającej cegły, zahacza i potyka się o wszytko o co można i o co nie przyszło by mi do głowy. Jak gdzieś idzie to jak pług, pod tym względem różni się od Lucka bardzo, gdyż mój kot pierwszy pupil potrafił dynamicznie zmieniać swój stan skupienia. I tu kolejna różnica Rumcajsa pomimo braku równowagi ciągnie na wysokość, Lucek który tę równowagę posiadał to trzymał się podłogi.
Co gorsza ponownie szydzono ze mnie z powodu depresji, nazywając schizofrenikiem Tu nikt nie będzie z Ciebie szydził. Sam wiem co to znaczy depresja. I naprawdę nie przejmuj się jakimś trolem. To tylko no name zlepek liter na forum. Tutaj jest temat o zwierzakach i tutaj pisz :)
Dzięki John za słowa wsparcia. Dopadło mnie po tych śmierciach i jeszcze ta cholerny lewostronna niedoczulica po mikro udarze oraz ciągłe szumy uszne, zawroty głowy i okazyjne bóle. Nie ważne. W każdym bądź razie wracając do tematu kotów, razem z żoną jesteśmy przewrażliwienia po śmierci Józi w zakresie ich zdrowia. Dobrze, że mamy zaprzyjaźnioną klinikę weterynaryjną z wyrozumiałymi specjalistami :D Kotki całe szczęście nie dają powodów do obaw. Dzisiaj rypnął o piątej nad ranem na podłogę odkurzacz pionowy, oczywiście stawiając mnie na nogi.
Oto Mika (babcia) i Kirke (gówniara). Pierwsza wzięta ze schroniska 10 lat temu, druga - znaleziona w wieku 4 miesięcy na drzewie na podwórku szkoły, gdzie pracuję (teraz już dwulatka).
Pierwsza często przynosi na próg myszy, druga - zazwyczaj ptaki. Kirke dostarcza nam też wielkiej frajdy, ganiając za znienawidzoną wiewiórką w ogrodzie. Na razie wiewiórka daje sobie radę.
BTW, nie znoszą się, choć obie uwielbiają spać z nami w łóżku. Kirke, jak widać, lubi też układać puzzle.
Super koteczki, piękne :)
Gdy mieszkałem na wsi(właściwie w małym miasteczku, różnie się mówiło ), miałem 3 koty. Były to Ruda(babcia), Czita(córka Rudej), Bolesław(syn Czity). Ruda i Czita często przynosiły myszki, chociaż nigdy ich nie zjadały. Czita rzucała już zamęczoną myszkę w kuchni na podłogę i wołała by pokazać co ma. Miało to oczywiście na celu wyprosić smakołyk w nagrodę. Ptaki ja nie interesowały, Rudej zresztą też. Bolesław to był tak śmieszny, duży i ciężki kocur, że nigdy niczego nie upolował. Kilka razy widziałem przez okno jego próby złapania sikorki i innych ptaszków. Zawsze kończyło się to upadkiem z balkonu lub murka. Oczywiście nic mu nie było ;)
Bolesław jak to kot często znikał na kilka dni, gdy chodził na podryw. Gdy wracał to było go słychać z daleka , tak się darł. Oznaczało to ,że trzeba szykować jedzenie bo Pan kot wraca wygłodniały. A wracał zawsze wychudzony i pobity. walki to było słychać w całej okolicy :)
Ruda skończył życie ze starości. Czita i Bolo zostały otrute przez pierd....go gołębiarza do którego nawet nie chodziły(mieszkał dość daleko).Ten debil truł wszystkie koty. Z tego co wiem dostał srogi łomot gdy padł kot lokalnego Sebixa.
Mój kolega miał kota - Kukłę - która do końca swoich dni na tym padole była bardzo łowna. Myszy, motylki i inne robaczki nie miały szans, sąsiadowi potrafiła ryby ze stawu odłowić gdzie ryby były jak pół kota w długości nawet, a sam staw był głęboki bo miał 1,5m głębokości minimum. Jak ona te ryby łowiła nie wie nikt.
Kiedyś widziałem jak wyskoczyła z okna za przelatującym ptakiem z 1 piętra, było to dość komiczne, bo ptak przeleciał a jak już był dobre 20m od okna to kotu zatrybiło i zrobił susa, co więcej jak w bajkach z kojotem widać było jak mu moc lotu momentalnie spadła bo zapikował w kilka sekund jak kamień. Na szczęście dla kota, pod oknem rosła wisieńka która zamortyzowała upadek, ale mogło się to skończyć tragicznie bo pól metra więcej a by się pewnie lot zakończył szaszłykiem z kota na płocie.
Jak kotek odszedł oraz wierna psina mama kolegi nie mogąc znieść pustki po zwierzakach zaadoptowała 2 koty. Jeden z nich to mógłby grać w jakimś filmie o demonicznym opętaniu, bo nie okręca głowy jak każda normalna istota tylko wywraca łepek do tyłu tak mocno że wygląda jakby miał złamany kark i tak sobie obserwuje co się dzieje za nim.
Właśnie po wylince. Z urodzenia Czeszka, lat 12. Jak na boa tęczowego całkiem spora, 2 m. będzie mieć.
Wenszyca boła ? Piękna ! I chyba po jedzeniu, coś zgrubła albo tak się zgięła. Strach zapytać czym karmisz ... .
Piękna! Jak jest w interakcji z takim gadami? One przychodzą, znaczy przypełzają do człowieka? Poznają nas? ;) Na zdjęciu widzę, że siedzi sobie na łóżku, więc zakładam, że może sobie swobodnie po domu śmigać :)
Ja marzę o pająku. Ake moje dziewczyny nigdy się na to nie zgodzą.
John, kup ptasznika, jest włochaty, może go polubią jak już będzie.
...Jest jeszcze przed jedzeniem. Szczura mrożonego dostanie, oczywiście najpierw go trzeba rozmrozić. :)
Interakcja jest taka, że jak jest małe to potrafi zasnąć owinięte np. na nodze, ręce albo szyi. Poznają człowieka, czy domowników to ciężko stwierdzić. Teraz jej aktywność poza terrarium sprowadza się do tego, że pochodzi trochę, skitra się zaraz w jakimś ciemnym miejscu (np. za poduszkami) i pójdzie spać. :D
Z pająkami nie ma żadnej interakcji. Na zdjęciu diabeł wcielony nr 1 czyli Brachypelma boehmei. Teoretycznie Brachypelmy są w większości łagodne ale ten osobnik należy do mniejszości.
A tu Brachypelma hamorii, ten jest trochę łagodniejszy. Ale też miewa swoje humorki.
Omgh, miałem kiedyś białego szczurka, był diabelnie inteligentny i uwielbiał wchodzić w interakcję z otoczeniem a zwłaszcza przewodami jak już dorósł. Ptasznik jest mega, pewnie owijał się bo szukał stałego źródła ciepła. Jednak wolałbym się przykładowo nie przekonać jak pająk o tych rozmiarach dogaduje się z innym zwierzęcymi domownikami. Tym bardziej taka para.
Z pająkami nie ma żadnej interakcji Tak, to wiem, ale są piękne. Sporo o nich czytałem. Na naszym forum Minas Morgul sporo o nich wie i też trochę pisaliśmy. Szukałem już nawet najłagodniejszej odmiany ptasznika na początek. Strach córki jednak póki co ostudził mój zapał. Potem miały być szczurki, chomik . Ostatecznie jest kotek i na razie tak zostanie :)
Viti
nie mogę się powstrzymać - co się dzieje, jak twoi podopieczni zachorują? Masz swojego private veta czy co? :D
Dużo moich koleżanek przeprowadza np. zaawansowane zabiegi chirurgiczne chomikom, ale od gadulców i pajęczaków to nie znam nikogo.. :)
Pająki siedzą w terrariach. Nie ma więc obaw o styczność z innymi zwierzętami. Przy wężach nie możesz mieć innych zwierząt w domu. Chyba, że masz dużą chałupę. Ale też byś musiał ręce myć przed kontaktem z wężem.
Megera_ - Na szczęście nie chorują. Nie było takiego przypadku. Z weterynarzami jest problem bo często nie mają doświadczenia z takimi zwierzętami. Musiałbym szukać kontaktów po znajomych.
Och nie nie nie, ten wątek nie może zostać zdominowany przez KOTY :P
Dla równowagi, pozdrawiamy niedzielnie z osiedlowego monitoringu. :)
Pozdrawiamy !
Również liczę, że się więcej osób pojawi z pieskami i innymi gatunkami jak Viti.
abesnai
nie to, że mam coś przeciwko kotkom - też są urocze, ale ja jestem genetyczną psiarą ;) poza tym tak zwani kociarze to jest dla mnie osobny gatunek człowieka ;) nie mówię, że zły, po prostu.. no bardzo inny ;)
John_Wild
Szynszyle są superowe :) Jakbym kiedyś, z jakiegoś powodu, musiała się ograniczyć do "maluchów", to szynszylowe love :D
... ja jestem genetyczną psiarą ;) Jasne, ja też tak twierdziłem dopóki żona nie przytargała do domu Jagody.
abesnai
moja ś.p. Silva była pierwszym i ostatnim kotem, jakiego miałam. Przygarnięta jako 5tygodniowe maleństwo zostawione gdzieś pod śmietnikiem, zwalczyłyśmy ciężką inwazję pasożytów, wygrała z panleukopenią. Wyszarpała się ze szponów śmierci. Poza tym była kotką, która NIGDY mnie nie ugryzła, nie podrapała. Ufała mi bezgranicznie i z perspektywy czasu myślę sobie, że doskonale się wpasowała w mój klimat - nie drażniła mnie, nie rozwalała mieszkania, była bardzo opanowana. Lubiła sobie spać w moim pobliżu, nie była nachalna, ale też nie było problemu bym w dowolnej chwili podeszła ją pogłaskać - mruczała i prężyła się z zadowoleniem.
To był dla mnie KOT idealny i po prostu nie wierzę, że trafi mi się drugi równie idealny egzemplarz.
Tym bardziej obserwując codziennie właścicieli z ich kotami.. Większość jest ok, ale widzę też takie przypadki, że właściciel boi się własnego zwierzęcia, czasami słucham historii "on/ona taki/taka jest, nie da się dotknąć, reaguje agresją" - ja bym totalnie nie miała przyjemności z posiadania takiego kitku, to jest w moim mniemaniu pełnoobjawowy masochizm.
... wygrała z panleukopenią. Wyszarpała się ze szponów śmierci. Wiem przez co przeszłaś, jak Józia miała jeszcze kilka miesięcy tuż po tym jak do nas trafiła zaczęła gorączkować i mało jeść, diagnoza FIV + hemobartoneloza, która jeszcze okazała się antybiotykooporna ale udało się zaleczyć. Walkę z zapaleniem otrzewnej, niestety, przegraliśmy po wielu miesiącach.
... Poza tym była kotką, która NIGDY mnie nie ugryzła, nie podrapała. Ufała mi bezgranicznie ... To był dla mnie KOT idealny Moja Józia, ukochana pani wąsatka taka była. Tęsknimy za nią.
... nie wierzę, że trafi mi się drugi równie idealny egzemplarz. Po ok 3 tygodniach (dziwne, mieliśmy wrażenie jakby to były lata) od śmierci Józefinki podjęliśmy decyzję o adopcji maluchów ze schroniska. Skłamałbym, gdybym napisał, że nie szukałem podobnych wizualnie. Żadna jednak nam Józi nie zastąpi. Antosia i Klarcia są tak józiowate, jak to mawiam z żoną za podobieństwa, że czasem mylimy imiona i nazywamy starszą Tosię imieniem Józia. Także w naszym indywidualnym przypadku, Józia na swój sposób powróciła wraz z nimi, ich przytulaśnością, kocią miłością i zaufaniem. Obydwie nasze łaciatki widać na zdjęciu przed podjęciem czynności koszenia kociej trawki. Uwielbiają w słoneczne dni przebywać na swoim małym wybiegu.
... on/ona taki/taka jest, nie da się dotknąć, reaguje agresją taka była, jest i będzie Jagoda. Żonie która ją kocha bezgranicznie tłumaczę, że ja również ale na odległość i jest to nieco trudna miłość, zwłaszcza kiedy się kładła przy stopach gryząc i drapiąc mi w zabawie do krwi łydki. Czasem jak się wywróci do góry brzuchem zapraszając do pieszczot potrafi spłatać niespodziankę kiełkami i pazurkami. Obcych toleruje bo może ich później ugryźć udając pieszczocha. Także całkowicie rozumiem Twoje obawy. Jednak Józia była jej całkowitym przeciwieństwem. Podobnie teraz Tosia i Klarcia. Obydwie kotki, poza nocnymi/dziennymi harcami, lgną do człowieka jak magnes i zawsze dają się pogłaskać. Klarcia wskakuje na barki, Tosia na kolana i obydwie mruczą. Czasem równocześnie :D
Precel jagodowy. Otrzymałem go dosłownie w worku po tygodniowym wyciu córki o kotka. To było jedno z tych małych zaskoczeń typu wraca człowiek po pracy a tam ... tateł, zobacz co ja mam. Kotka trafiła do nas od Pani przedszkolanki i została przetransportowana ręcznie przez małżonkę podczas odbioru zachwyconej młodej. Trafiłem akurat na mrauczący wściekle worek z kilku miesięcznym czarnym i posikanym kłębuszkiem nieszczęścia. O perypetiach z Józią już pisałem wcześniej. Jagoda jak była młoda uwielbiał rwać, gryźć, drapać wszystko i wszystkich. To drugie szczątkowo pozostało. Prócz kilku skoków z balkonu jednym z jej największych osiągnięć było zrywanie tapety w korytarzu. Przyśpieszyło to tylko decyzję o remoncie i pozostaniu przy farbie. Wraz z przybywaniem lat stawała się coraz mniej ruchliwa jak to kotka geriatryczna, głównie śpi, ma sporo siwej sierści i problemy z twardszymi kąskami. Dlatego głównie pożera pasztety Gourmet. Jest z nami, jak wspominałem, od 16 lat i ze wszystkich perypetii zdrowotnych wyszła zwycięsko. Ostatnio naderwała mięsień tylnej łapy i trochę kulała, jak ją coś napadnie potrafi brykać jak młode kocię. Jak na swój wiek i tak ma świetną kondycję oraz chęci do gryzienia ludzi i innych zwierząt ;P
Sorry Megera ;)
Można poszukać gdzieś skakuna i jej przez lupę pokazać. Nie ma bardziej pociesznego pająka.
PS. Najłagodniejszy ptasznik to chyba Brachypelma emilia. Miałem, to była oaza spokoju.
Terapia szokowa ? W sumie jednak dzieci powinny pozytywnie, chyba, zareagować na nowość, chociaż trzeba uważać, żeby nie przysporzyć im mimowolnie dodatkowego stresu.
Myślę też, że prędzej obok kota zawita u nas jakiś gryzoń :)
Niestety mojego Totozaurusa musiałem zabrać dzisiaj do weta. Od trzech dni ma rozluźniony stolec i saneczkowała. Okazało się, że w gruczołach około odbytniczych zgromadziła się kał i wet pupę mojej Tosi wycisnął. To był już drugi raz od początku pobytu. Chyba również przejadła się ostatnio kociej trawy. Podajemy probiotyk (myślałem jeszcze o powrocie do synbiotyku) ale z tym gromadzeniem się kału wokół oka saurona jest problem, bo nie wiem jak temu zaradzić. Mieliście z czymś takim do czynienia, poradziliście sobie jakoś ? Tylko wet ? Kupra nie ruszymy.
Fibor. Taki granulat dodawany do karmy.
To nie kał się gromadzi, tylko naturalna wydzielina gruczołowa.
Gołębica, którą z żoną dokarmiamy. Przynajmniej staramy się od ponad trzech lat, czyli kiedy stała się obiektem zainteresowania naszej Józi. Przylatuje do nas systematycznie, Józia lubiła wtedy siadać w oknie i ją obserwować, tak stało się to naszą tradycją, nawet kiedy Józia przeszła tęczowy most. Nie jestem pasjonatem tego gatunku, daję temu upust nazywając je latającymi szczurami w momencie, kiedy opadają w grupie i przeganiają naszą ulubienicę. Gołębica ma od jakiegoś czasu partnera, gołębia ze zdeformowanymi pazurkami, który z trudem się przemieszcza.
Jak często karmicie swoich pupili, żeby im się zbytnio nie przytyło ? Stosujecie jakieś diety, specjalną karmę ?
Jedna puszki karmy dziennie wieczorem, w trakcie dnia nic (poza jakimiś smakołykami do szkolenia).
Coś pięknie brzmi z tym brakiem podkarmiania :P W trakcie Waszych posiłków Aria przypadkiem nie próbuje wkupić się w Wasze łaski ?
Rano i wieczorem dajemy Udrapowi mokrą karmę. Nie mamy jakieś ulubionej. Nie dajemy Whiskas, Felix itp. Cały dzień ma w miseczce suchą. Ale on mało jej zjada, dosłownie podejdzie ze dwa razy i chrupnie po kilka kulek. Domowego jedzenia nie dajemy. Póki co urwis lata jak szalony, więc jest szczupłym kotkiem. Po sterylizacji pewnie trzeba będzie zmienić sposób karmienia :)
Mimo iż miałem wcześniej koty to jednak ich dietą 30-35 lat temu nikt się nie przejmował. Nigdy rodzice nie kupowali karmy, a kotki jadły to co my(kiełbaska, jakaś mielonka itp) były zdrowe i wesołe. Teraz jestem bardziej świadomy i staram sie czytać, ale nie popadam w paranoje.
Udrap nie jada z nami. Ze dwa razy dałem mu mały kawałeczek jakieś chudej wędliny(kurczak, indyk). Wczoraj jak byłem w pracy ukradł córce jeden kawałek gotowanej parówki. Dziewczyny próbowały mu odebrać zdobycz ,ale walczył jak lew :)
Dolina Noteci się ponoć zepsuła, tną na jakości i to słyszałem od kilku osób. Para przyjaciół zwariowanych kociarzy polecała mi Bozitę jako karmę mokrą, mój pchlarz dostał na testy ale mu nie podeszła bo za dobra jakość (odchowany na parówkach był zanim do mnie trafił).
W piątek mu kupiłem 2 puchy w Dino Market - jedną wołową bo takie smaki saszet preferował na początku i drugą rybną - marki Pet Republic. Skład wydaje się spoko bez zbóż i cukrów. Wołowinę je ale bez zbytniego entuzjazmu, z kolei pstrąga to myślałem że mi miskę z podłogą wciągnie tak mu smakowało.
Potwierdzam, córka kupowała Dolinę Noteci przez dłuższy czas ale zrezygnowała. Ona to dopiero ma świra na punkcie składu jakościowego ;) Karmy Brit dla kociąt są jeszcze ok.
Wczoraj natrafiłem i wspomniałem moje psinki, które ze mną były a które odeszły dawno temu.
https://youtu.be/l54ZadTXS_c
No cześć. Klusek (ledwo odratowy kotek) i Navi, pieseł tak niebieskiej, królewskiej krwi, że się w głowie nie mieści ;)
Po uratowniu kota, sama, jeszcze mała, zajęła się nim znakomicie :)
Dzięki. To nie ja a moja dziołszka go ogarnęła. Ledwo żywy, karmilismy butelką a pies "mył" i tulił. Mamy jeszcze 2 stare koty. Ten miał iść do "dobrego domu". No i został:)
To co z psem czasem odwalają to głowa mała.
No jak to oddać?
Te oklaski mi się należą. 3 koty, pies i trójka dzieci. Zasłużyłem, a co:D
Kulusia mówi część.
W związku z tym, że mam małe dziecko, Kulusia... jest teraz u mnie :D.
Jest to pająk mojej mamy, ale skoro mama przyjeżdża do nas częściej i na dłużej, żeby nam pomagać, to Kulusią nie miałby się kto zajmować.
Powoli dorasta w nas chęć do adopcji jakiegoś psa lub kota, ale jeszcze trochę minie, nim się zdecydujemy :)
Takie terrarium jej zrobiłem. Było ładne. Jestem z niego zadowolony.
Oczywiście żadna roślinka nie przeżyła. Połowa wykopana, a reszta przygnieciona tłustym zadkiem.
A Tynio będzie miał za chwilę już 5 lat :).
Na razie mały urósł. Około 1,5 kg węża. Pewnie max z 5 kg będzie.
Niektóre Jego siostry są w podobnym rozmiarze. Największa to 15kilowa krówka.
Teraz będę musiał ogarnąć jakieś płotki, żeby mój synek nie rozbił szyby, jak będzie się uczyć raczkować i przywali zabawką ;).
Dzisiaj znowu nie wytrzymałem w sklepie zoologicznym jak kupowałem żwirek kukurydziany i probiotyk oraz przy okazji smaczki. Chodzi o zabawki dla kociaków, za każdym razem walczę ze sobą, żeby czegoś nie dołączyć do zakupów. W końcu zacznie się to zamieniać w manię :D Dzisiaj kolekcja wzbogaciła się o brązową mychę. Pokażcie swoje zabaweczki dla milusińskich ? Może coś znajdę dla moich brzdący.
Na marginesie, te malutkie szare myszki kociaki uwielbiają ale to istna masakra, kiedy co trochę gubię lub porzucą pod szafami i trzeba szukać.
Mam tak samo xD Dzisiaj byłem kupić druga kuwetę(bo kotek będzie w gościach przez tydzień) i też dokupiłem karmę i różową nakręcaną mysz. Tej myszy to sie na początku bał puszyąc sie i pokazując jaki jest wieeelki i groźny. Teraz już za nią gania ;)
Mam nakręcaną myszkę ale koty jakoś nie wykazały specjalnie zainteresowania. Może za pierwszym razem, młodsza Klarcia skoczyła równocześnie na czterech łapkach a Tosia popatrzyła się zdziwionym pyszczkiem. No i tyle. Za to mysia na gumie, którą się zaczepia o futrynę drzwi to są dopiero skoki ! Jedno z ulubionych zajęć po przesiadywaniu na balkonie, ciamkaniu trawki i obserwacji gołębi. Mogę przy okazji polecić zdrowe przysmaki jak Udrap urośnie, bo nie wiem czy tymi małymi ząbkami schrupie. Jak robiłem zdjęcie to akurat najmłodsze ciągle się wpychało w kadr szantażując pomiaukiwaniem, oczywiście dostały swoja porcję.
Ta przekąska wygląda zacnie. Nawet nie wiedziałem, że są takie smakołyki :) Jeśli istniej ryzyko, że Udrap tego nie pogryzie to może poszukam przekąsek dla Juniora.
Dziś w sklepie zoologicznym widziałem takie wynalazki w karmach mokrych, że głowa mała. Nie miałem pojęcia co kupić i kupiłem na próbę ...Dolinę Noteci :) Odradzałeś , wiem, córka się zna. Ale w składzie jest fajna. Kupiłem dla juniora, może te są lepsze niż dla dorosłych kotów. :)
Tak może być, często karmy/przekąski dla kociąt są jakościowo lepsze, mają bardziej zbilansowany skład niż dla kotów dorosłych. Dodam, podrośnie to będzie ich szukać też w śmieciach ;D
Mój też ma mnóstwo zabawek - nakręcanego szczura - ale on jest takie 6/10 w skali fajności, kilka wędek - ostatnio lamparci ogon wrócił do łask po miesiącu niebytu. Lubi wszelkiego rodzaju piłeczki a na punkcie grzechoczących małych myszek to ma absolutnego pierdolca. Na tę chwilę ma ich 5 do zabawy, z czego 3 dziś rano znalazłem pod poduszką. Niektóre nawet aportuje. Lubi też swój tunel, bo może przypuszczać ataki niczym domowy nindża na wspomniane wcześniej myszy.
Oprócz pięknej Heleny. W moim posiadaniu jest jeszcze Ziutek, czyli on. Przed chwilą miał wylinkę. A to zdjęcie ukazuje, dlaczego nazywają się tęczowe.
Via Tenor
Od wczoraj do dzisiaj smaczki z rybek i kaczki NO LIMIT. Oczywiście w granicach rozsądku. Niech futrzaste maluchy też mają coś z tego święta demokracji.
Niestety, ja co najwyżej mogę pokazać takie ->
Czesanie jej to jest po prostu masakra. Chwilą porządku w sierści a jutro znowu kołtuny.
Używasz furminatora ? Znajomi z nich korzystają https://www.furminator.net/pl-pl/produkty/pies?type=groom
Nikt mnie nie zrozumie, ale może coś ważnego przekażę..
BADAJCIE te swoje zwierzaki, do cholery. Profilaktycznie. NIE IGNORUJCIE objawów, nie próbujcie tłumaczyć że "może nie smakuje", "może za gorąco", cokolwiek.
Spotkałam dzisiaj uroczą suczkę pitbulla, leciwą już, z podejrzeniem poważnej dysfunkcji nerek. Poza tym, że wyszło bakteryjne zapalenie pęcherza moczowego, największym problemem okazał się nowotwór żołądka (a nerki ma zdrowe).
Do czego zmierzam - ja wiem, że to wszystko są pieniądze. Badania krwi kosztują, badanie USG też kosztuje. No niestety musi kosztować.
Zawsze warto się zastanowić, czy w ogóle "stać mnie na zwierzę" - możecie mnie znienawidzieć, ale uważam, że zwierzęta to są "dobra luksusowe" i takie powinno być ograniczanie właścicielstwa.
Nadal nie rozumiem, dlaczego ludzie wchodzą do lecznicy weterynaryjnej w trybie żądania, a np. do salonu Mercedesa w trybie uległym.
Do czego zmierzam - ja wiem, że to wszystko są pieniądze. Badania krwi kosztują, badanie USG też kosztuje. No niestety musi kosztować. To są drobne w stosunku do powikłań jakie mogą wystąpić przy późno zdiagnozowanych lub wręcz nie leczonych chorobach, które mogą doprowadzić do śmierci. Za nasze błędy i niedopatrzenia płacą pupile, życie jest bezwzględne.
Zawsze warto się zastanowić, czy w ogóle "stać mnie na zwierzę" - możecie mnie znienawidzieć, ale uważam, że zwierzęta to są "dobra luksusowe" kilkadziesiąt fiolek GS-441524, leki, suplementy, środki wspomagające gojenie odczynów, systematycznie kompleksowe badania + nieplanowane wizyty u weterynarza - kilkanaście tysięcy i dałbym drugie tyle, nawet bym się zapożyczył jakby była potrzeba, byleby moja Józia żyła, była zdrowa i radosna ... ale okazało się, że nie mieliśmy praktycznie szans w walce z rzadko spotykanym nawrotem FIP mokrego.
Jeżeli chodzi o mój indywidualny przypadek, wolałbym nawet się nie rozwodzić ile razy przez pierwsze pół roku byłem z moją kochaną Józią w klinice. Ile wykonałem badań. Przypuszczam, że statystyczny opiekun nie będzie tyle przez całe swoje życie. Do dzisiaj mam przed oczami wenflonik w tylnej łapce, przednie co kilka tyg. kłute pod "geriatryk" i elektroforezę białek, ogolony brzusio, zestrzyżone boczki pod 86 zastrzyków, które wykonaliśmy dzień po dniu przez 3 miesiące. Późniejsza wielka radość z wyleczenia ... i ponowna groza, rozpacz z powodu nawrotu.
Tego nie da się opisać słowami.
Nasza kotka (opisywana powyżej w poście nr 16) stała się zwierzęciem medialnym. Dziś w "Tygodniku Podhalańskim" ukazał się artykuł, którego jest główną bohaterką. Szkoda, że zyskała "sławę" w takich okolicznościach.
Jprdl zaraz mnie krew zaleje! No uja bym chyba wytropił i oskalpował. Policja się śmiała? Co za qwy! Może zgłoszenie do powiatowego lekarza weterynarii - Inspekcji Weterynaryjnej?
https://www.powiat.tatry.pl/index.php/jednostki-powiatu/inspektoraty/225-powiatowy-inspektorat-nadzoru-weterynaryjnego
Nic nie zrobisz raczej. Nie widzieliśmy, kto strzelał, więc...
BTW, kotka miała w poniedziałek zabieg. Była uśpiona, śrut został wyciągnięty. Za 1,5 tygodnia wyciąganie szwów.
Dużo zdrówka życzymy z żoną kociczce i Wam. Obydwoje nas ta sprawa mocno oburzyła. Mam nadzieję, że gnój w końcu wpadnie. Skoro górale lubią sobie postrzelać to może kiedyś jeden w drugiego trafi albo w swojego bombelka. Dobrze byłoby, żeby któryś stanął przed sądem i mu sporo dudków ubyło. Ważne, żeby Kirke doszło do siebie i znowu wesoło oraz beztrosko hasała.
Pies ma stać na łańcuchu, a kot myszy łapać. Z resztą tak jest napisane w Piśmie Świętym.
W związku z trwającą jesienną, intensywną inwazją azjatyckich biedronek chciałbym przestrzec Wszystkich przed spożyciem tych toksycznych chrząszczy przez mruczki i piesełki.
https://kociamadka.pl/czy-biedronka-azjatycka-jest-grozna-dla-kota/
https://pomorska.pl/biedronki-azjatyckie-moga-atakowac-tez-nasze-psy-uwazajcie-na-zwierzaki/ar/c1-14506781
Osobiście szlag już mnie trafia no ale taki efekt niszczenia ekosystemu przez człowieka bo ptaki już by sobie z nimi poradziły. Te latające cholerstwa wyparły nasze rodzime niegroźne biedroneczki a w tym roku to istna plaga. Mam pozakładane moskitiery ale ciężko trzymać całą dobę futrzaki w domu. Moja starsza Tosia zamiaukuje nas do skutku a po wypuszczeniu poluje.
Bieronek u mnie na szczęście nie widziałem, ani naszych ani obcych. Tyle dobrego.
Ten mój gamoń w futrze też non stop by siedział na powietrzu i "polował" ale jego lista ofiar ogranicza się póki co do jednej ospałej muchy. Kot który chce być jednocześnie w domu i na ogrodzie, najlepiej by było gdybym mu mógł zapewnić otwarte przejście pozwalające na krążenie w tę i nazad wedle woli, ale niestety nie mam pomysłu jak by to mogło się odbyć.
Z ciekawostek, to w tym tygodniu udało się Rumcajsowi jakoś wdrapać na dach domu i jest to zagadka póki co nie rozwiązana jak tego dokonał, ponieważ nie ma obok domu żadnych drzew z których mógłby przeskoczyć, nie ma wejścia, schodów ani nawet drabiny, nie ma też innego dachu, jedyną opcją jest to że wlazł po rynnie.
Też nie widziałem tych biedronek u mnie na osiedlu, ani nawet na łąkach w okolicy. Mój kote jest z tych nie wychodzących, a że mieszkamy na ostatnim piętrze ( w tym przypadku drugie) to nawet na balkon nie wychodzi. Póki co nie miauczy. Starczy mu wyglądanie przez okno i robienie garba na ptaki które pojawiają się na zewnątrz ;) W oknach i na drzwiach balkonowych są solidne moskitiery. Jeśli się pojawią to żadna się nie przedostanie. Będę jednak czujny :)
Ankieta na poidelka dla kota :)
Wymagania, latwa w utrzymaniu czystosci + fajnie by bylo jakby dalo rade myc w zmywarce
Mój pije ze zwykłej miseczki. Kupiłem taka podwójną. W jednej ma wodę, w drugiej karma i pasuje :)
Przetestowałam całkiem sporo modeli, najlepiej sprawdził mi się ten, bo pozwala kotu wybrać, czy pije wyżej, niżej, a może bardziej w ruchu wodę. Łatwo się też myje i uzupełnia wodę.
https://www.zooplus.pl/shop/koty/automatyczne_poidelka_karmniki/poidelko_fontanna/162333
Via Tenor
Udanych, szczęśliwych i zdrowych Świąt dla Was i Waszych milusińskich życzę ze szczerego serca!
Spadł u mnie śnieg, koty pierwszy raz w życiu posadziły na nim swoje kupry ;)
Jak tam Wasze zwierzęce pociechy zniosły sylwestrowe wybuchy?
Moja starsza Tosia schowała się pod łóżkiem, młodsza Klarcia biegała wystraszona między pokojami w poszukiwaniu ciszy, nie dała się złapać, zewsząd dochodził huk odpalanych fajerwerków i petard. Obydwie miały podany wcześniej Kalmvet. Uspokoiły się dopiero po kilku godzinach odkąd miejscowa, pewnie już schlana, gawiedź wystrzelała się z "piniondza".
Oczywiście świętowanie nastania nowego roku zgodnie z filozofią Sośnierza oraz obyczajem ludności napływowej bądź tubylczej nie jest powodem do radości dla okolicznych zwierząt. Na nic apele i prośby. Podpita hołota by się pochorowała, gdyby nie weszła w 2024 z pierd***ciem. Takim durniom jak w art. życzę, żeby im w łapskach eksplodowało ze wszystkimi konsekwencjami:
https://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/9393454,gratuluje-zabiliscie-koziolka-tragiczny-bilans-po-nocy-sylwestrowe.html
https://wiadomosci.radiozet.pl/polska/fajerwerki-w-dolinie-5-stawow-i-zwierzeta-w-zakopanem-skandaliczne-sceny-w-sylwestra-wideo
Moja Aria generalnie o 0:00 zamarła i nie wiedziała co ze sobą zrobić, czy szukać schronienia czy stać w miejscu. W końcu usiadła i dopóki nie ustały wystrzały to się nie ruszyła z miejsca.
#niechmniektośprzytuli
Kiepsko mi się rozpoczął ten rok w pracy zawodowej. Beznadziejne przypadki, gdzie rozkładam ręce i nie widzę szans, jednocześnie patrząc w oczy właścicieli, gdzie nadzieja miesza się ze łzami.. rozwala mnie to doszczętnie. Nic nie mogę obiecać ani zagwarantować, a właściciele patrzą na mnie, jakbym była czarodziejką. Ogromnie mi żal.
Do rzeczy - co wy, właściciele czworonogów, wolelibyście usłyszeć od lekarza weterynarii? Brutalną prawdę, czy karmienie nadziei? Muszę zrewidować poglądy, bo sama w tym stanie daleko nie zajadę.
Złudne nadzieje to często nadmierne cierpienie zwierzęcia, więc jeżeli nie ma żadnej opcji, to należy dać zwierzakowi odejść w spokoju.
Do rzeczy - co wy, właściciele czworonogów, wolelibyście usłyszeć od lekarza weterynarii? Brutalną prawdę, czy karmienie nadziei?
Usłyszeliśmy brutalną prawdę blisko rok temu... . Pamiętam, dostałem do ręki wcześniej wyniki, widziałem współczynnik A:G na tle innych parametrów i domyśliłem się najgorszego. FIP. Lekarz powiedział jednak, że dopóki jest wola życia tak długo jest nadzieja. Zaczęliśmy żmudny, bolesny proces leczenia. Józia bardzo chciała żyć, bardzo nas kochała. Opublikowałem jej historię. Minęło ponad pół roku od jej odejścia, naszej małej radości, mamy w sercach z żona olbrzymią dziurę, nie jestem w stanie opisać jak tęsknimy za naszą ukochaną kotką. Do dzisiaj nie możemy się pogodzić, dlaczego po miesiącu będąc na obserwacji nastąpił nawrót z powikłaniami, dlaczego odeszła w taki sposób. Przecież zrobiliśmy wszystko dobrze, wykorzystaliśmy szansę... .
Prawda Megera. Bez względu na wszystko, trzeba uczciwie powiedzieć opiekunom. Oni sami się domyślają, będą mieli szansę podjąć decyzję.
Żeby chociaż nie przechodzili tego co nas dotknęło, brutalnej, okrutnej śmierci ukochanej istoty. Było już wtedy za późno na eutanazję.
Brutalną prawdę. Jak wyżej, nie ma co karmić złudnej nadziei.
I Ty i oni wiedzą jak jest ale łudzą się jeszcze. Przykre to ale lepiej powiedzieć wprost.
Znam to z drugiej strony(niż Twoja) i uwierz, tak jest lepiej.
Kumpela adoptowała dorosłą kotkę która wg weta ważyła za dużo, z tego co wiem to wet rozpisał limit żarcia dla kota na dzień mokre/suche i po pewnym czasie kot na diecie zszedł do dobrej wagi.
Via Tenor
Zdrowych, radosnych, szczęśliwych Świąt Wielkanocnych życzę Wam miłośnicy i opiekunowie kochanych zwierzaków jak i także Waszym milusińskim.
Moja kotka znosi lepiej ode mnie. ;)
Troszke mniej aktywna, i lubi sie rozlozyc na 100% na golej podlodze dla schlodzenia (czego raczej nie robi przez 3/4 roku, chyba ze przy zabawie), ale oprocz tego nie widze zeby jej przeszkadzalo. Potem "do pasnika" (czyli jesc), wraca na slonce i tak w kolko. ;)
Jednym z zaskoczen dla mnie bylo jak dobrze znosi upaly, bo w pierwsze lato balem sie jak bedzie znosic i czy trzeba bedzie jakies specjalne srodki w stylu zacienienia, czy cos przedsiewziac...
A tu kot okazal sie kotem i na lato ma wy....ane. ;)
Ciężko. Spanko w kółko i szukanie miejsca będącego możliwie najbardziej "w przeciągu".
BTW. nie róbcie sobie żartów, pilnujcie swoich maluchów - ja już mam dość ratowania zwierzaków ze wstrząsów/udarów cieplnych po tym, jak właściciele sobie pomyśleli "e przecież nic się nie stanie".
Ale jakich zartow? Wiem ze jestes weterynarzem, ale o uj ci chodzi? Jak pisze ze moja dobrze znosi upal, i jej nie przeszkadza i praktycznie nie zmiania swoich przyzwyczajen, to chyba wiem co pisze.
Nikt nie jest glupi zeby np zamykac zwierze bez dostepu do wody, na 40c sloncu przeciez, tylko jest w mieszkaniu. W tym samym w ktorym przebywam ja z rodzina.
Tak jak mowie, ona to znosi lepiej niz ludzie. I to bez pocenia sie! ;) Kocie futro i caly wogole organizm to wpaniala maszyna.
NIe wiem ale wydaja mi sie ze twoj post jest niejako przygana, i potepieniem mojego. Tymczasem nei ma w nim absolutnie nic zlego.
Chyba ze zle odczytuje intencje, to sorki.
Aria została po prostu ogolona żeby było jej chłodniej.
Oprócz tego ma basen na tarasie do którego sobie wskakuje jak ma ochotę.
Opublikowałam posta, zanim przeczytałam twojego, poważnie. Więc absolutnie nie przygana i nic personalnego!
To była uwaga natury ogólnej. Bo może jakiś głupi random to przeczyta i się dowie, że jak jest 35st C na zewnątrz a jego york (scena z życia, nie wymyślam) już ma dziwne objawy neurologiczne, to NIE JEST najlepszym pomysłem wystawianie go na balkon (z którego ten pies w końcu spada i uderza głową o chodnik...)
Potem tylko ja, albo moje koleżanki i koledzy po fachu mają w*$)#) i stres, bo oczywiście pytania są jedne, zawsze - czy będzie dobrze i czy pies wyzdrowieje.
A ja nie sprzedaję samochodów, tylko leczę zwierzęta. I tak nie wolno powiedzieć właścicielom, że byli kompletnymi debilami.
po ciul obcinacie? u PONków to długa sierść stanowi izolację :)
Proszę, tylko się tutaj nie pokłóćcie.
Jeżeli chodzi o moje kotki to dwie najmłodsze (półtora roczna szylkretowa Klarcia i biało ruda ośmiomiesięczna Marcysia) złapały infekcje na przestrzeni jednego tygodnia, szybko wyłapaną i wyleczoną. Obydwie na tle bakteryjnym (stawaliśmy na głowie skąd, bo mamy wręcz sterylnie i zdecydowanie fioła na tym punkcie), wet zaaplikował antybiotyk. Wjechały ponadto do menu probiotyk oraz VetoMune (polecam). Słoneczko przesypiają (wszystkie są niewychodzące), aktywizują się pod wieczór i... przed burzą :)
U moich to nawet spoko. Nawet lepiej jak jest 28* w pokoju. Gorzej ze mną.
Poza tym wkurzają mnie te upały bo chciałbym z Heleną pojechać do veta na USG a nie mogę bo w te upały żywej jej nie dowiozę.
Via Tenor
Biedna wunszyca. Mi już te upały również totalnie zbrzydły, podobnie moim kotkom. Na zmianę susza i niszczycielskie, ulewne wichury.
Nic poważnego na szczęście się nie dzieje. Po prostu chcę sprawdzić czy jest w ogóle w ciąży. Coś to się przedłuża za bardzo. A kończy się już na pewno moja cierpliwość.
Heh a ja psa przeziebilem klimatyzacja xD, w sumie to sama sie przeziebila, bo specjalnie sie spac polozyla za szafka rtv xD gdzie zimne powietrze wieje... by nikogo nie wyziebic...
Mała aktualizacja na temat zdrowia moich kotek. Miesiąc temu moja szylkretowa Klarcia przeszła zapalenie trzustki, morfo&biochem oraz USG wykazały schorzenie, w akcji seria zastrzyków u weta z antybiotykiem, temp. zniknęła i zachowanie kotki wróciło do normy (obraz w USG prawidłowy). Jest na diecie oraz bierze AmylaDol Paste. Musieliśmy wszystkim zmienić suchą karmę, przejrzałem kilkadziesiąt pod kątem składników analitycznych, padło początkowo na Purina Friskies Sterilised, obecnie Smilla Adult Light.
Najmłodsza biało ruda Marcelcia ma natomiast problemy z luźnym stolcem odkąd wyleczyliśmy kociate z Toxocara cati (była jej źródłem). Brak temperatury i zmiany zachowania. Wciągnęła tubkę Dolfos Probiotic Paste, podaję AmylaDol i dopiero zaczęliśmy Dolvit Gastro. Kupa bez zmian. Jak nie pomoże, morfo i biochem (odkładaliśmy badania, żeby kotce oszczędzić stresu ale nie ma już chyba na co czekać) oraz prawdopodobnie USG z ponowną zmianą diety, tym razem mokrej karmy dla wszystkich (wyżerają sobie wzajemnie z misek, suchą mają wspólną) na Kattovit Gastro i animonda Integra Protect Adult Intestinal. Oczywiście wszystko robię po konsultacji weterynaryjnej. Jeżeli ktoś przechodził lub przechodzi podobne problemy gastryczne z kociakiem, dajcie znać.
Jak miewają się Wasze zwierzaki?