„Stworzyliśmy nieodpowiedzialnie wielką grę” - twórca Starfielda o „grzechach” Bethesdy
Gdzie znajdę przecieki nieoficjalne, o tym, jak się w to gra, jakie są odczucia recenzentów?
Warto wspomnieć, iż potwierdzono, że w Starfieldzie znalazł się tryb Nowa Gra Plus, który umożliwi graczom po ukończeniu gry jej ponowne przejście z pewnymi funkcjami, przedmiotami i umiejętnościami zdobytymi w trakcie pierwszego podejścia.
Ale zaraz, taka "nieodpowiedzialnie wielka gra" i oni już wrzucają tryb plus, żeby można było przechodzić ją jeszcze raz? zwykle takie tryby pojawiają się po paru miesiącach od premiery, gdy gracze realnie ją ukończą...
Bo najczęściej dodanie tego trybu schodzi na dalszy plan. Tutaj pewnie mieli trochę więcej czasu patrząc jeszcze na mocne przesunięcie premiery o prawie rok, a implementacja może nie była tak skomplikowana. To że jest on od premiery właściwie na nic nie wskazuje, a powiedziałbym, że na plus, bo nie będą się bawić po kilku miesiącach w "patrzcie jacy my dobrzy, dodaliśmy wam tryb Nowa Gra Plus i to za darmo jeszcze!" jak to niektórzy robią.
Nowa Gra Plus nie jest tutaj trybem. Jak zagrasz, to zrozumiesz.
Ok, UV, nie możesz winić ludzi za ciekawość, powiedz więcej, wiemy, że prasa już od tygodnia gra ;)
Nie mogę, jest embargo na 31 sierpnia. Jak skończycie Starfielda to nie będziecie się dziwić dlaczego Nowa Gra Plus jest w tej grze od startu. Pomysł jest bardzo nietypowy i na tym skończę.
Sam fakt, że już Starfielda ukończyłeś i możesz się wypowiedzieć nt. New Game+ troche mnie niepokoi. Znowu mamy przykład z Obliviona/Skyrim lub Cyberpunka, że główny wątek jest krótki a 80% zawartości to aktywności poboczne.
To po pierwsze. A po drugie, co w tym złego, że 80% to zawartość poboczna? W RPG z otwartym światem?
Aktywności poboczne to są w Asasynie, jak idziesz zbierać pióra rozrzucone po Florencji. W grach Bethesdy masz całe łańcuchy zadań związane z frakcjami, które - powie Ci to wielu fanów TES-a - są lepsze od wątku głównego. Ukończenie fabuły w tej grze to kwestia wyboru, jak w każdym klocu od Beth zresztą - wyboru, a nie długości gry. Mógłbym tej fabuły nie ruszać bardzo długo i niewiele by to zmieniło, bo jest co robić. Poza tym nie wiesz ile grałem, ile mi to zajęło itd. Nie wyciągaj konkretnych wniosków na bazie niekonkretnych wypowiedzi. To nie są powody do niepokoju. Jak będziesz chciał, to będziesz siedzieć w tej grze godzin 500.
Tak ciężko to wywnioskować po zdaniu "Jak skończycie Starfielda to nie będziecie się dziwić dlaczego Nowa Gra Plus jest w tej grze od startu"?
Lubie jak wątek główny jest dłuższy i ciekawszy niż poboczne a to jest główny problem gier Bethesdy i liczyłem na poprawę w Starfildzie.
tRikson
W dwóch ostatnich TESach zawartość poboczna to na bank 90%, a nie 80% :)
Przykładowo fani Oblivion lub Skyrim kochają wątki różnych gildii pobocznych oraz luźne questy w świecie gry, a także eksplorację i rozwój postaci, a nigdy nie ukończyły wątku głównego, który jest dla nich zwyczajnie nudny albo raz go przeszli, a przy powrotach do gry omijają go szerokim łukiem. W grach Bethesdy poza Morrowindem fabuła główna jest tym słabym ogniwem. Może nawet najsłabszym. Oceniając tylko po tym ich gry, dlatego często są mieszane z błotem.
Wątki gildii są po prostu minimalnie lepsze od wątku głównego, dlatego częściej są wspominane, niemniej dalej jest to dno wśród crpg. Krótki wątek główny to lanie na grę i gracza przez twórcę: a po co robić fajne postaci, które wciągną gracza w świat, po co opowiedzieć jakąkolwiek historię, masz tu na pół sklejony świat i coś tam sobie wymyśl do robienia, o możesz sobie przez 10 minut statek posklejać, a że nie ma nic ciekawego to już nasi fani muszą go sobie wypełnić własną pracą. Czyli rozumiem, że bethesda w "formie"?
I to jest właśnie problem, od którym mówię od miesięcy. Bethesda rzuca w eter losowe informacje, które wyrwane z kontekstu brzmią po prostu dziwne (niepokojąco wręcz) i dopiero grając samemu, można zrozumieć ich sens i znaczenie dla całości. Ot, ich "dziwny marketing" w pigułce.
Skyrim to chyba najlepsze questy miał z gildią złodziei.
A tak to większosć była meh.
A po spróbowaniu F4 to jakoś "questy frakcji" mnie tam martwią. W F4 frakcje były tak nudno zrobione po najmniejszej linii oporu że ani ich nie ukończyłam ani nie wracałam do nich.
"Jak chcesz długi wątek główny to nie grasz w gry bethesdy. W RDR2 zagraj czy coś."
To że to Bethesda nie znacyz żę nie powinni robić lepszych gier z roku na roku a nie "to Bethesda to fabuła mozę być beznadziejna!" ...
"Rozumiem na minecrafta też narzekasz, że nie ma rozbudowanej kampanii SP?"
Od gier RPG warto oczekiwać fabuły. Minecraft to piaskownica z definicji. Ty tworzysz historie.
Gry RPG nie powinny tylko dawać "zabawek" i miejsca do zabawy ale takżę kreować świat poprzez questy które mają sens i budują wiarygodność świata.
Za dużo bezkrytycznych fanów ma Bethesda.. :/
No warto oczekiwać. Ale warto też oczekiwać ciekawego świata, dobrej eksploracji, spoko pobocznych questów, rozwoju postaci, który daje sporo możliwości i mnogości sprzętu.
I tak się składa, że u mnie dobra fabuła jest dość nisko na tej liście oczekiwań, ale gry beci całą resztę mają na propsie.
Jeśli posiadanie własnych preferencji, innych od twoich, w które akurat bethesda się wpisuje powoduje, że jestem "bezkrytycznym fanem" to niech i tak będzie.
Ty byś chciał, żeby robili co roku lepsze gry. Nie można mieć wszystkiego a lepsze jest wrogiem dobrego. Ja tam wolę, żeby wydawali gry takie jak do tej pory, bo zwyczajnie mi się podobają. I ewidentnie patrząc na oceny i popularność ich tytułów, nie tylko ja tak myślę.
Grałeś już, że tak piszesz? cały świat nie będzie losowo generowany, to po pierwsze.
A co myślisz, że starannie, ręcznie dłubali przy każdej lokacji? Wygenerowali świat i może wyrzeźbili tylko lokacje z wątków fabularnych i tyle. Nie muszę grać w tę grę, by wiedzieć jak "odręcznie" robili lokacje w poprzednich ich "dziełach". Bethesda uwielbia robić wszystko na jedno kopyto, a potem chwalić się rozmiarami świata.
Jak słyszę o "nieodpowiedzialnie wielkiej grze" to od razu przypominają mi się słowa Howarda o Fallout 76 posiadającym "16 times the detail" w porównaniu do F4 albo o "ponad 200 zakończeniach Fallout 3". Poczekamy, zobaczymy, nie psioczę dla psioczenia, fajnie żeby to była dobra gra ale proceduralnie generowane planety plus poziom jaki reprezentowały Fallout 4 i F76 jak dla mnie nie wróżą niczego dobrego. Obym się mylił.
16 times of details odnosiło się do zwiększenia zasięgu rysowania LOD w porównaniu do F4. To że niektórzy ludzie sobie odpowiedzieli co innego i teraz wypisują bzdury to już inna sprawa.
proceduralnie generowane planety
Tylko że te planety stworzone przez ai bedę pewnie totalnie nie istotne, obojętne fabularnie, dla chętnych ew. dla jakiś prostych zadań dla danej frakcji, tak jak w nieskończoność mogliśmy brać questy w F4. Planet ma być 1000, nie całe 10% (nie całe 100!!! planet) ma być przygotowanych ludzką ręką, przecież to i tak jest prze ogromna liczba na której mogliby poprzestać. Na bank te generowane będą odstawać ale pytanie czy w czasie rozgrywki będziesz w ogóle miał jakąkolwiek potrzebę, nie chęć, a potrzebę się na jakąkolwiek wybrać.
U mnie wciąż mocno ambiwalentne odczucia, gry Bethesdy są dla mnie, kosmos lubię ale ten realny (czyli jaki? ;) ), w grach/filmach zawsze się odbijam od takich tematyk. Przeraża mnie wielkość tego wszystkiego. Już BG3 mnie momentami przytłacza gdzie tak naprawdę lokacje nie są zbyt duże. Chyba wolę ostatnio bardziej skomasowane gry i obawiam się że się odbije od Starfielda.
według mnie powinni zrobić dla tych planet generowanych pulę zdarzeń które by się losowo pojawiały coś jak w RDR2. Tylko ta pula musiałaby być pokaźna i rozbudowana i można by było dorzucać patchami czy modami. Marzy mi się aby np w kosmosie spotkać obcą rasę (nieznaną w świecie gry) czyli tzw pierwszy kontakt , trafiać np na jakieś dziwne zjawiska w kosmosie np lecimy w nadprzestrzeni a tu nas coś wyciąga napęd się wyłącza i trzeba zbadać co się stało. Obejrzałbym też jakieś mgławice, czarne dziury czy rożne rodzaje gwiazd lub inne zjawiska w kosmosie. Można dodać jakieś losowe awarie układów statku itd .Tu można wymyślać godzinami i czerpać z seriali s-f. Ciekawe co z tego tam będzie. Nie mogę się doczekać oby mi mina nie zrzedła po premierze :)
Widać trend, że te najlepsze produkcje stawiają dziś na szeroko pojmowaną wielkość w otwartych światach.
Kiedyś Skyrim był wielki. Zelda BotW była wielka, naprawdę wielka. Elden Ring był nieodpowiedzialnie wielki, ale jeszcze do ogarnięcia. Zelda TotK, która przebiła BotW tak z 2,5 razy pod względem wielkości, jest onieśmielająco wielka i może powodować autentyczne zagubienie, gdzie i w co w ogóle ręce włożyć, zwłaszcza w podziemnych głębinach pod Hyrule, czy w podniebnych wyspach.
Starfield to będzie mega niespodzianka zobaczyć jak spina ten kosmiczny świat, przestrzeń, planety, bazy w przestrzeni, miasta, mechaniki, aktywności itd. Nie wspominając o modach pozwalających graczom tworzyć nowe planety. Wielkość to nie tylko wymiar przestrzenny, ale ilość mechanik i sposobów na rozgrywkę. Może dlatego Bethesda unika pokazywania jakiegoś fragmentu gameplay'a. Słusznie, bo jednemu on coś tam może da. Ale co by mi np. dało jakieś przykładowe strzelanie, którego w ogóle nie zamierzam używać i nie ma lepszego sposobu, aby mnie zniechęcić do gry. Komuś innemu jak się pokaże budowanie statku czy bazy, to pomyśli że sam będzie musiał to dziergać i zacznie narzekać. Itp. itd. Wielkość Starfielda widzę dokładnie w tym, o czym wspomina Pete, czyli że każdy może sobie stworzyć w głowie swój scenariusz co tam chce robić w tym świecie i potem go rozwijać. I to będą zupełnie inne gry, a nie tylko inne sposoby przechodzenia fabuły. Szczerze to po Direct i historii dotychczasowych wydarzeń jakoś mało mnie interesują dyskusje o gameplay'u czy fabule. Nie ma na to czasu, bo zeszyt już zapisany pomysłami do eksperymentów i realizacji.
Przecież miałeś TES - Daggerfall z 1997 roku i wiele innych gier, gdzie świat Skyrim czy Elden Ring przy nich jest malusieńki, ale zawsze takie gry ostatecznie były festiwalem kopiuj/wklej. Każda gra z ogromnym światem jest w większym lub mniejszym stopniu nudna i generyczna. Im dalej tym bardziej to odczuwalne. To zła droga. Im mniejszy świat tym łatwiej o atrakcyjność i różnorodność. Spędziłbyś ponad 1000 godzin przy TES-Daggerfall, żeby dobrze poznać świat to świadczy, że to lepsza gra od Morrowind czy nieco słabszych Oblivion i Skyrim tylko dlatego, bo większa od nich?
TES-Daggerfall ma rozmiar ponad 160 kilometrów kwadratowych, a Skyrim skromne 37 kilometrów kwadratowych :)
1) Nie piszę czy mi się ten trend podoba czy nie, piszę tylko co zauważam w najlepszych produkcjach. Wielkość sama w sobie jeszcze o niczym nie przesądza.
2) Zawsze podziwiam, że jesteś chodzącą encyklopedią gamingu, ale moje zainteresowanie grami, poza małym epizodem z wczesnego dzieciństwa, zaczęło się ~2008, a szerzej od 2020, więc nie sięgam pamięcią do wspominanych gier z zeszłego wieku, na pewno są wyśmienite. Część dawnych gier ograłem w ramach studiowania historii, ale nie planuję wszystkich.
3) To, że świat jakiejś dawnej gry był większy od Skyrim czy ER, to nie znaczy że świat Skyrim i ER nie jest wielki, dla mnie nadal jest.
4) Każda gra z ogromnym światem jest w większym lub mniejszym stopniu nudna i generyczna. - generyczny ogólnik, zasadniczo nieprawdziwy, bo zapomniałeś dodać - dla Ciebie. Dla mnie już nie, tym bardziej nie każda, bo to zależy od innych czynników, nie tylko wielkości. Przede wszystkim jaką rolę gra przestrzeń - eksploracyjnie, gameplay'owo, widowiskowo, realistycznie, narracyjnie, jakie są sposoby poruszania po świecie i poznawania go, itp. itd.
5) Nie wychwyciłeś najważniejszego aspektu komentarza po słowach: wielkość to nie tylko wymiar przestrzenny. Osobiście nie wiem jeszcze czy przy Starfield wielkość zadziała dla mnie na plus, czy na minus, ale plany mam wielkie :-)
Xandon
Ok dzięki za odpowiedź. W tym co piszesz jest wiele prawdy. Zdaje sobie z tego sprawę, że wpływ na atrakcyjność ma wiele czynników. Jednakże wiesz zapewne, że im większa gra tym trudniej ją wypełnić atrakcyjnie, bo wymaga to ogromnej ilości czasu i nakładu pracy. Przy mniejszych grach jest o to łatwiej. Zacząłem z grami od 1988 roku więc dobrze poznałem te najlepsze gry wydane od ok 1982 roku. Trochę słabiej znam się na grach z lat 1970-1981. Nie wiem czemu, ale z miejsca polubiłem ten sposób rozrywki na równi muzyką, filmami, książkami i sportem. Mój pierwszy komputer w domu to Commodore 64, który mieliśmy w 1989 roku zarówno ma kasety, dyskietki i cartridge. (W sumie ok 2500 gier na C-64). Spędziłem dużo czasu przy grach w latach 1989-2009 na automatach w salonach gier, Amstrad, Spectrum, Atari Xe, C-64, Amidze, Atari ST, NES, SNES, N64, Pc, Psx, Ps2, Gamecube. Nie wszystkie te maszyny miałem w domu, bo z niektórymi miałem styczność jedynie u kumpli i kuzynów (Amstrad, Spectrum, Atari Xe, Atari ST). Mója ulubiona maszynka do grania w latach 90' to był komputer Amiga 500 z rozszerzoną pamięcią i dokupionym twardym dyskiem, który miał fantastyczną wygodę grania i rewelacyjne gry 2d. Ciężko mi było porzucić ten komputer i przejść na Pc w 1997 roku, ale przyzwyczałem się z czasem. Gry na Pc były imponujące w 3d i mają najbogatszą bibliotekę tych najlepszych gier w każdym gatunku. Później najdłuższa 7-letnia przerwa od gier i niespodziewany powrót od 2016 roku, bo gdy zobaczyłem Wiedźmina 3 u kogoś to coś we mnie pękło. Pozdrawiam.
Dzięki za podzielenie się doświadczeniami. Jak już tak sobie wspominamy, to moja przygoda wygląda trochę inaczej, bardziej casualowo. Opisałem ją poniżej, jak zwykle obszernie, bo mi tak jakoś z łatwością leci z palca, ale może wyjaśni skąd te różne dziwności.
Pierwsze zarejestrowane w pamięci doświadczenie to ZX Spectrum, ale nie miałem swojego, godzinka tu, godzinka tam.
Kiedy wszędzie wokół panowało to ZX Spectrum, to mi się wydawało, że prawdziwy komputer nie może mieć gumowych klawiszy i wyglądać jak pudełko czekoladek. Commodore 64 było w moich rejonach nieznane, kupiłem je sobie dopiero kilka lat temu w formie tego C64 Maxi. Atari 800XL wyglądało za to jak poważna maszyna, miało porządną, normalną klawiaturę, dedykowany magnetofon, nawet jak ten był największym problemem, a stacja dysków była poza zasięgiem. Wszyscy się pukali w czoło, ale ja postawiłem na to Atari. Ponieważ na początku nikt inny w mieście go nie miał, to musiałem odbywać specjalne podróże w celu zdobycia gier. Tak zapełniłem swoją pierwszą kasetę. Potem przez pół roku męczyłem się z wczytywaniem tych gier z magnetofonu, co mnie doprowadziło do nerwicy. Okazało się, że kaseta była felerna technicznie i po przegraniu na inną było lepiej, czyli już tylko standardowa ruletka - po kilkunastu minutach bywało bzzzz i od nowa. Ten przeciągły dźwięk mam w pamięci do dziś. Ale tak poznałem najprostsze klasyki jak Boulder Dash, Montezuma's Revenge, i sporo innych. Klasyczny Boulder Dash to do dziś dla mnie gra-symbol, nadal tak samo grywalna, zawsze ją mam w jakiejś postaci, aktualnie na Switchu. Albo na przykład taki The Last Starfighter w kontekście Starfielda.
Po swoją Amigę 500 musiałem jeździć za granicę. A potem jeszcze drugi raz po to rozszerzenie pamięci. Pech chciał, że ta karta pamięci raz u mnie działała, raz nie działała, więc sprzedałem ją kumplowi i u niego było w porządku. Amigę wspominam mega miodnie, ale na niej nie grałem, jedynie takie szachy z animowanymi figurkami pamiętam i jakąś jedną platformówkę - przygodówkę, ale nazwy nie pamiętam. Sprzęt wykorzystywałem głównie do zabaw multimedialnych i czysto komputerowych. Po pół roku odsprzedałem ją jakiejś firmie z branży medialnej bo potrzebowałem PC.
Pierwszy PC to był jeszcze XT albo AT, chyba to drugie. Pamiętam, że miał całe 20MB HD. Kumpel się dziwił po co mi taki duży dysk, bo standardem wtedy było 10MB. Potem poleciało, zmieniałem i konfigurowałem sobie te komputery co chwila 386, 486, Pentium itd. ............ do dziś, ale już tylko laptopy i AIO. Jak przyszły Windowsy to zajmowały chyba z 25 dyskietek 5-calowych. Były już wtedy jakieś gry, ale się nimi nie interesowałem. Nawet bez gier, kumple mi często zajmowali komputer na tego najprostszego Windowsowego Sapera, bo jakieś szaleństwo zapanowało. Tetris był fajny. Ja tam czasami grałem w szachy, lub dużo częściej w Sokoban, do którego mam słabość do dziś i już chyba na zawsze, podobnie jak do Boulder Dash. Ale generalnie ani nie miałem czasu na granie, ani nie uważałem, że warto wykorzystywać PC do grania. Jak widziałem kolegów grających w jakieś strzelanki to nie rozumiałem po co oni marnują sprzęt i czas. Do dziś, poza jednym kilkuletnim epizodem, nie korzystam z PC do grania i uważam za jakąś aberrację historyczno-branżową (to nie przytyk do graczy), że po tylu latach rozwoju poszło to w kierunku, że nadal składa się PC do grania, wałkując w nieskończoność konfiguracje i optymalizacje, zamiast używać jakichś standardowych kostek sprzętowych do gry. Jak widać powyżej, miałem od samego początku różne problemy i nerwy ze sprzętami, a taki sprzęt to dla mnie zwykłe narzędzie, a nie obiekt majsterkowania czy szczególnej fascynacji, dlatego na przyszłość - tylko standardowe kostki do gry.
Grami zainteresowałem się dopiero przy okazji generacji z XBOX 360 / PS3 / Wii. Wcześniej omijałem konsole szerokim łukiem. Zdecydowałem się bardzo świadomie na Wii i przez to poznałem Nintendo, co uważam za najlepszą decyzję gamingową w życiu. Tak też od razu przyszła moja pierwsza Zelda Twilight Princess, która mnie totalnie zachwyciła i wydała mi się jakąś perłą po prostu w stosunku do gier na PC. To taki efekt pierwszej Zeldy, jak pierwszych Souslów itd. Potem wersja HD na Wii U już tak nie wciągnęła, ale efekt wrażenia pozostał. Dlatego stoi u mnie wyżej niż Ocarina of Time czy jakakolwiek inna Zelda przed BotW.
Wtedy postanowiłem poznać trochę lepiej gry, kupiłem sobie dodatkowo porządne gamingowe PC, a do tego handheldy Nintendo i Sony. Zakupiłem hurtem po kilkadziesiąt gier na każda platformę - Wii, PC, NDS, potem 3DS (XL), PSP2, Vity już nie kupowałem. To były okolice pierwszego Wiedźmina, Crysis, Drakensang. Efekt był taki, że co tam uruchomiłem jakąś grę na Wii to mnie zaciągała. A gry na PC chwila zabawy i wylatywały z dysku. W niektóre grałem dłużej, ale żadnej z tych 40-50 gier nie skończyłem, bo nie były w stanie utrzymać mojego zainteresowania. Nuda po prostu. Do takiego Half-Life 2 czy Skyrima na PC podchodziłem chyba z 5 razy i dostawałem mdłości. Dopiero niedawno go skończyłem na XBOX przed Starfieldem. To wszystko z wyjątkiem samochodówek, które męczyłem do upadłego np. taki Grid. Na handheldach było jeszcze gorzej. Skończyłem tonę gier od Nintendo, w tym wszystkie dostępne Zeldy, a nie pamiętam abym grał dłużej niż 2h w jakąś grę Sony.
Potem było Wii U, PS4, Switch, których mam kilka, i obecna generacja gdzie postawiłem na XBOX, obie Series X i S. Wii U bardzo mi się podobało, pomimo porażki rynkowej, miałem całą masę gier i korzystałem w pełni z dobrodziejstwa świetnej koncepcji tej platformy. PS4 meh, znowu zakupiłem tony pudełek, ale wszystkie te eksklusivy Sony jakoś mnie nie porwały, żaden, ani multiplatformowe hity, sprzęt się grzał, hałasował, irytował i ostatecznie zbierał kurz. Skończyłem dla przyzwoitości kilka eksklusivów, ale niektóre typu TLoU nie byłem w stanie wytrzymać dłużej niż kilka godzin. Dragon Age Inquisition męczyłem chyba najdłużej, ale w końcu dobiła mnie ta orka. Wiedźmina omijałem, bo uważałem że to gra nie dla mnie. Główną zasługa PS4 było to, że poznałem dzięki niemu NieR Automata, WOW. W tym czasie Switch rozwijał skrzydła, pozostaje dla mnie konsolą wszech czasów, i tam mam zawsze najdłuższą kolejkę gier, których nawet nie jestem w stanie czasowo ograć. Dziś uwielbiam też cały ekosystem, sprzęt, pada, system i gry XBOX. Dużo lepiej mi pasuje od PS5. Mainstreamem zainteresowałem się szerzej po premierze Cyberpunka, bo tak mną wzburzył ten case. Wtedy na fali zacząłem zgłębiać różne inne produkcje. I tak z radosnego gracza Nintendo stałem się multiplatformowym dziadem na GOL.
A na poważnie moja obecna filozofia i stosunek do gier są dość specyficzne, co nietrudno zauważyć. Tu się nie będę rozwodził, bo potrzebowałbym kilkakrotnie więcej miejsca niż do tej pory zająłem. Ale ogólnie w potoku produkcji staram się bardzo selektywnie wyławiać dla siebie takie, które z jakiegoś powodu uważam za dzieła sztuki, które dają mi to, czego nie uzyskam z innego medium typu książka czy film, i nie chodzi o samą interaktywność. Najważniejszy jest dla mnie gameplay i mistrzostwo w gameplay'u lub w jakimś z jego aspektów. W tym najlepiej jakiś rozbudowany i wyrafinowany system walki, do głębszego podziergania. Fabuła, dialogi, wybory to zależy od produkcji, najczęściej są wtórne. Fabuła tylko growa, a nie filmowa czy książkowa. Potrafię sobie też często wybrać gry, które inni uważają z jakiegoś powodu za słabe, a mi umożliwiają wykrojenie unikalnego osobistego doświadczenia. A czasami relaks z wybranymi prostszymi grami, które są po prostu miodne i mega grywalne. Generalnie przy dzisiejszym ogromie i różnorodności gier, ich form i gatunków, wszelkie doświadczenia i oceny z natury uważam za subiektywne. Sam zwykle chadzam innymi drogami niż tłum graczy. Czasem tylko polemizuję z nieprawdziwymi stereotypami bezmyślnie powielanymi. To nie dla swoich racji, ale głównie z myślą o tych, których mogą przez to ominąć wyjątkowe przygody. Przygody, których by się nie spodziewali i by dla siebie nie odkryli, słuchając głosu stada. Wbrew pozorom nie traktuję gier jakoś mega poważnie, tzn. spokojnie mogę się bez nich obejść. A w kwestii wielkości - jeżeli daje tak cudowną przestrzeń, wolność, wiatr we włosach i takiego Torrenta do jej przemierzania jak w ER - to jestem za, ale w przypadku Starfielda mam małą obawę jak ta wielkość zagra, zobaczymy.
Miłego.
Też miałeś długą przygodę, ale mniej owocną, bo widać, że mocniej grami zainteresowałeś się stosunkowo niedawno. U mnie było tak, że ta miłość mocna do gier była w latach 90', a później słabła z każdym rokiem. W kwestii ładowania gier z taśm megnetofonowych i ustawiania głowicy to na C-64 było to dość proste obserwując paski na ekranie, by błyskawicznie ustawić dobrze bez błędów i mieć spokój na całą kasetę, gdzie ustawienie było identyczne czyli dostęp do ok 40-60 gier. Przy zmianie kasety było trzeba zmieniać ustawienie. Gorzej ustawiało się głowicę na Amstrad, bo na podstawie pisków więc często gra załadowała się z błędem i było trzeba zaczynać ustawianie od nowa. Do tego na tym komputerze gry ładowały się dużej. Ale nie da się ukryć, że na C-64 wygodniejsze było ładowanie z dyskietek. Najprostsze i najszybsze załadowanie było z cartridge'a (miałem na jednym Boulder Dash).
Można mieć wielkie światy na różny sposób. Xenonauts/X-Com - takie otwarte światy preferuję, a nie wczytywanie jednej wielkiej mapy gdzie wioski/osady są co pagórek, albo i gęściej.
Minecraft i No Mans Sky - to dopiero powierzchnie.
W takich światach liczy się głównie "nieprzewidywalność" otoczenia, choć zauważalny jest dość szybko przewidywalny wzór.
Bethesda pewnie będzie celowała w coś pomiędzy NMS i Fallout 4 więc ciężko będzie jakoś porównywać do dotychczasowych gier. Wiadomo jakość fabuły i projektów postaci otoczenia może polecieć, zwłaszcza, że to pierwsze podejście do nowego uniwersum. Oby przynajmniej "sandbox" był z tego lepszy niż F4.
Na szczęście raczej chwytają się raczej trochę znanego stylu SF - ryzyko nieco się zmniejsza. Z drugiej strony biorą dużo z "immersyjnego" klimatu - poważnego, a latanie statkiem - jest totalnie nieimmersyjne/niefizyczne - bo statki hamują próżnia w kosmosie. Tutaj widzę pole do zgrzytów + jeszcze level scaling. I tak w porównaniu do DnD z BG3 raczej będzie o kosmos lepiej.
Na razie mogę potwierdzić tylko tyle, że prowadzą nieodpowiedzialnie głupi marketing, nieustannie pompując balonik oczekiwań wielkimi obietnicami i deklaracjami, ale nie dostarczając przy tym nawet cienia dowodów na ich pokrycie...
Wierzę, że sama gra jest co najmniej niezła, ale tak cynicznej i wyrachowanej kampanii promocyjnej nie widziałem od lat.
Mnie bawią takie hasła: "Hines zdradził, że spędził już w świecie Starfielda ponad 150 godzin i wciąż „nie poczuł, że grał wystarczająco długo, by zrozumieć czym jest ta gra i co ma do zaoferowania." To jest naprawdę urocze, ale zamiast pomagać, szkodzi.
"I'm at 150-160 hours on my current playthrough and I haven't even come close"
nie poczuł, że grał wystarczająco długo, by zrozumieć czym jest ta gra i co ma do zaoferowania.
Tego już chyba nie powiedział. Tylko ludzie i media przekręcają słowa i dopowiadają sobie.
Powiedział:
"If I'm being honest, there's really not an amount of time that I'm comfortable enough [to say], 'Now you've played enough to get what this game is,'" Hines said. "I'm at 150-160 hours on my current playthrough and I haven't even come close. There is so much stuff that I have intentionally not done."
Gadał, byleby coś powiedzieć. Raczej nie przygotował się...
Na niektórych ludzi coś takiego działa doskonale, bo aż im się mokro robi od podobnych deklaracji (patrz: reddit - r/Starfield). Rozumiem bycie fanem, sam przecież lubię Fallouty od Bethesdy, ale żeby tak łykać wszystko bez choćby odrobiny chłodnego, krytycznego spojrzenia... O ukrywaniu gameplay'a (zobaczyli go tylko nieliczni na zamkniętym pokazie, no i oczywiście ludzie z branży, którzy już grają) nawet nie ma co wspominać. Nie mam pojęcia co oni próbują w ten sposób ugrać, przecież Starfield to nie jest (chyba?) jakiś crap, że muszą do ostatniej chwili odstawiać taki teatrzyk. Coś takiego na pewno nie wzbudza zaufania i przynajmniej MS powinien to ogarniać, jeżeli Bethesda nie potrafi.
Jest już ten gejmplej z Gamescoma i nic tam nowego nie pokazali. Sam początek gry, który już wyciekł.
Jest już ten gejmplej z Gamescoma
Gdzie jest? Masz na myśli dzisiejszy wyciek? Oficjalnego zapisu nigdzie nie widziałem.
Nic nowego raczej tam nie pokazali: https://twitter.com/zVisceral_/status/1694954058765717562?s=20
Jest też kilka utworów ze ścieżki dźwiękowej na YT.
Spokojnie, gra wyjdzie, minie tydzień-dwa i dowiemy się wszystkiego, łącznie ze stanem technicznym. Nie ma co się spinać.
Dla mnie wystarczy że będzie średnia i już będę zadowolony. Z czasem wyjdą poprawki i dlc, potem moderzy a przy tak dużym świecie będzie na to miejsce.Pamiętam na poczatku w Skyrim bug z Ogma infinium gdzie po odłożeniu na półkę przy ponownym przeczytaniu wszystkie umiejętności wbijały na lv 100. Alchemię i kowalstwo można było podnosić elixirami i zaklinaniem w nieskończoność kraftując pancerze o absurdalnych parametrach.wszyskie błędy poprawiono,doszły dlc i mody.gierka miodzik.Przeszedłem 6 razy.przeszedłbym i 7 ale już nie mogę.Znam na pamięć lwią część gry a to co zapomiałem to mi się zaczyna przypominać i nie ma już niestety niespodzianek.
Jedynie BG3 może głównie wygrać "coś" fabularnie. Tylko nie trzeba być świetnym znawcą, że ta gra ma braki prawie we wszystkim innym niż w dialogach.
Główny pomysł fabularny też nie jest "arcydziełem". Jest średnim pomysłem za to wyjątkowo dopracowanym gdzie można coś wybrać.
Osobiście jakoś nie widzę zbytnio tych rozwidleń, dalej widać wyraźne granice. Wręcz grę przechodzę przez te wybory w bezsensowny sposób, ciągnąc do granic możliwości rozwidlenia.
Dla przykładu są 3 opcje dostania się do pewnego miejsca. Gdy mam już okazję przejść przejściem gra mówi - zrób sidequesty bo potem ich nie będzie można. Więcej robię te 3 widły na maksa, zamiast przechodzić dalej to robię ile się da na maksa. Podobnie robiłem w Fallout 4 dopóki nie było już decydujących wyborów.
Dla mnie najlepszy scenariusz to ten gdzie mogę przejść w ciągu jednej gry wszystkie ścieżki frakcji, nie muszę grać od nowa aby się przekonać co by było na innej drodze. Jeśli już mogliby dać możliwość "resetu" pewnych punktów fabularnych i możliwość alternatywnego powtórzenia questu wg innej drogi (a nawet mogliby zwizualizować co sprzedają).
Warto wspomnieć, iż potwierdzono, że w Starfieldzie znalazł się tryb Nowa Gra Plus, który umożliwi graczom po ukończeniu gry jej ponowne przejście z pewnymi funkcjami, przedmiotami i umiejętnościami zdobytymi w trakcie pierwszego podejścia. To mnie przeraża...Fallout 4 fabularnie ukończyłem po raz pierwszy po ok 1800 h grania ;) Jeśli w Starfielada będe grał dłużej( a na 100% tak będzie) to tryb "Nowa Gra Plus" będzie dla mnie dostępny ..... chyba nigdy ;)
Czyli, że co, w grze nie będzie budowania ? Nowa gra + trochę brzmi jak budowanie od nowa wszystkiego.
W F4 brakowało restartu questów, zwłaszcza jak grałem lata temu, ale z zachowaniem baz.
Schematy baz by rozwiązały wiele problemów wielu graczy, takich też którzy nie chcą się bawić w budowanie i też nowej gry + w tej kwestii. Osadnicy już nie są tacy istotni ich gromadzenie, chyba, że mieliby jakiś lvl postaci i byliby nieśmiertelni.
Mod SS2 dużo usprawniał tą kwestię, choć pozbawiał grę trochę kreatywności.
Mnie bardziej martwi "brak nurkowania", ktoś sobie pewnie jaja robi. Muszę to zobaczyć, bo inaczej nie uwierzę. Ten silnik dobry jest, ale do gier takich jak Fallout czy The Elder Scrolls.
Wychodzi coraz więcej ograniczeń niestety, które mogą niszczyć imersję.
Na razie nie kupuję, a później się zobaczy. Mam w co grać.