Nick Fury z Tajnej inwazji nie mógłby istnieć, gdyby Marvel był wierny zasadom sprzed lat
"Gdyby serial Disney+ powstał kilkadziesiąt lat temu, to prawdopodobnie przypominałby parodię tego, co aktualnie można obejrzeć."
Parodią to już jest samo założenie tego serialu. Zaawansowana technicznie rasa zdolna do podróży kosmicznych, która była w stanie prowadzić wojnę z inną zaawansowaną technologicznie i zdolną do podróży kosmicznych rasą polega na słowie jakiegoś podrzędnego urzędasa z planety, której cywilizacja jest na poziomie ledwie pozwalającym dolecieć na księżyc, że znajdzie im planetę do zamieszkania. I główny zły dostał wścieklizny, bo Fury słowa nie dotrzymał, więc sobie postanowił powybijać ludzi, bo tak.
I pomyśleć, że to był jedyny serial Marvela, na który rzeczywiście czekałem, licząc na to, że będą w stanie odejść od typowego schematu ratowanie świata supermocami i finalna rozpierducha, i zrobić coś naprawdę fajnego. Szkoda.
Serial byłby na pewno lepszy gdyby nie to, że Kevin Feige nakazał twórcom serialu nie czytać komiksów (między innymi tych o Tajnej Inwazji).
On sam też dał zielone światło "Super Skrullom".
O właśnie, słuszna uwaga. Zapomniałem, że w rzeczywistości przecież przynajmniej jedna planeta była dostępna.
Ten serial ma z komiksami tylko wspólny tytuł, tak więc kolejny sukces myszki i marvela :D