The Legend of Heroes: Trails into Reverie | PC
Właśnie ukończyłem Trails Into Reverie, na koncie 49h, pewnie pobawię się jeszcze parę godzin trochę w post-game Reverie by sobie umilić czas.
Cóż mogę powiedzieć - koniec :) Wielki finał, który kończy całą historię i zamyka wszystkie wątki Estelle/Reana/Lloyda. Kiedy kilka miesięcy temu ukończyłem Cold Steel 4, sądziłem że w finale dostałem wszystko co potrzebuję, i że raczej nie będzie potrzeby by dalej rozwijać jakieś wątki. Na szczęście - myliłem się :) . Twórcy poszli na całość - wróciło 100% wszystkich i to dosłownie WSZYSTKICH postaci pierwszo, drugo i trzecioplanowych związanych z Crossbell (choćby nawet na minutę, żeby dosłownie się chociaż przywitać), a z Liberl i Ereborni zabrakło dosłownie 7 czy 8 osób, i to głównie villainów z tamtych odsłon. Ponad 50 (!!!) grywalnych postaci, jeszcze w żadnej grze nie miałem do czynienia z taką ilością bohaterów :D Bez dobrej znajomości CS i bardzo dobrej Azure/Zero nawet nie ma co podchodzić, powracają nawet postacie z side -questów z tamtych gier, choćby po to by powiedzieć co tam się u nich dzieje po tym jak im tam kiedyś pomogliśmy.
Wpierw napiszę co na minus: powrót niektórych bohaterów nie ma sensu. Ot co kręcą się wokół głównych bohaterów, wezmą czasem udział w jakiejś walce lub rzucą jakiś mało znaczący tekst, coś jak John Boyega w SWIX, ale nie ma dla nich żadnej fabuły, ich wątki zamknięto w CS4 a tutaj robią jedynie za tło. Gra dość boleśnie ignoruje wybór LI Reana (a przecież mówimy o 4 grach!), jest raptem jedna scenka w której jest pokazane jej zdjęcie, a moja LI czyli Laura pojawia się dosłownie w 3-cim akcie i nie ma nawet jednej osobnej sceny z Reanem, żadnego dodatkowego dialogu, nic. Tak samo jest w przypadku Lloyda i Ellie. Gra zawodzi w tym aspekcie, szczególnie że na drugim biegunie bardzo ładnie nakreślono rodzące się uczucie choćby w przypadku Rixii czy Randy'ego.
Ale to w sumie byłoby tyle jeśli chodzi o minusy. Na plus zaś system 3 osobnych ścieżek fabularnych, z innymi bohaterami, dziejącymi się w innych miejscach. Oczywiście najlepsza jest ścieżka C - nowe postacie wnoszą wiele świeżości, a sama postać C miód malina, wielki szacun dla DC Douglasa za ten voice acting, klasa sama w sobie. Cieszę się że w końcu postać ukrywająca się jako C, dostała tyle czasu na ile zasługiwała. Bardzo fajna historia. Ścieżka Lloyda to całkowite zamknięcie wątku Crossbell, zaś ścieżka Reana spaja wszystkie wątki w jedną, większą historię. Czuć było lekkie zmęczenie materiału, szczególnie przed samym finałem, dlatego cieszę się że to już koniec. Oczywiście gra bardzo interesująco otwiera pewien wątek, który będzie dział się w kolejnych grach z serii Trails - ale tym razem będzie to Calvard, inne miejsce, inna historia, inne problemy, inni bohaterowie.
Nie ukrywam że pod koniec uroniłem łezkę. Poświęciłem tej serii grube setki godzin, ale wiem jedno - było warto.
Najlepsza seria jRPG powraca w swojej dziesiątej odsłonie, stanowiącej swego rodzaju epilog dla poprzednich 6 odsłon serii. To gra w której oddajmy honory temu co za nami i zaczynamy spoglądać w przyszłość.
Główną nowością jest możliwość granie trzema różnymi bohaterami, w trzech różnych ścieżkach, które w pewnym momencie przecinają się by finalnie połączyć się w jedną ścieżkę. Finalnie mam wrażenie, ze wyszło średnio. Swoboda w przełączaniu się na innego bohatera często jest iluzoryczna, gra bardzo często blokuje nam możliwość gry jedną postacią dopóki nie zrobimy czegoś inną postacią. Raz możemy grać jedną postać kilka godzin, by w pewnym momencie gra zmuszała nas do przełączania się co chwilę. Równie dobrze moglibyśmy nie mieć żadnej możliwości przełączania się, gra spokojnie mogłaby sama decydować.
Oprócz głównej fabuły (która jest bardzo solidna) mamy także kompletnie oddzielony od niej Reverie Garden. Jest to miejsce w którym przemierzamy kolejne dungeony, gdzie możemy grindować. Jest to o tyle konieczne, że w trakcie fabuły poziomy przeciwników nagle znikąd idą do góry więc w każdym rozdziale zmuszani jesteśmy do porzucania fabuły na jakiś czas aby podlevelować. W Reverie Garden mamy także możliwość zagrania w wiele minigierek oraz doświadczyć Daydreamów, czyli dodatkowych epizodów pokazujących niektóre wydarzenia dziejące się między Cold Steelem IV a Reverie. Z wyjątkiem dwóch ostatnich bo one nieśmiało pokazują nam przyszłość i już zarysowują jakieś przyszłe wątki. Szkoda tylko, ze cały ta dodatkowa zawartość jest całkowicie odseparowana od głównej gry. Reverie Garden ma całą oddzielną fabułę, której finał możemy poznać dopiero po skończeniu głównej fabuły gry. Nienawidzę postgamów w grach. A tutaj wypada on fatalnie, w moim przypadku sprowadził się do ponad 20 godzinnego biegania po kolejnych poziomach lochów, podczas których nic się nie działo, a same lochy nie powalają różnorodnością. Na tym etapie już niespecjalnie chciało się dalej grać, ale z zaciśniętymi zębami i ziewając musiałem dotrwać do końca. Zabawne jest to, że postać, która znajduje się na okładce gry przez całą grę pojawia się tylko na 2 minuty w jednym z ostatnich Daydreamów. To już 10 odsłona serii a człowiek momentami ma wrażenie, że jest gdzieś dopiero na 5 odcinku z 12 odcinkowego serialu.
Finalnie, mimo dobrych fabularnie momentów, jest to chyba najgorsza część serii w jaką grałem. Gdyby wywalić ten cały grind i post-game moja ocena na pewno byłaby lepsza. Najlepszy turowy system walki, dobra muzyka i ostatnia możliwość śledzenia losów tej grupy bohaterów sprawiają jednak, że gra jest oczywiście godna polecania. Spędziłem z grą 138 godzin, czyli finalnie troszkę mniej niż zajęły mi CSIII i CSIV. Teraz czas na kolejny rozdział w serii, w Japonii już dwie kolejne części wyszły a u nas?
Produkt tylko dla entuzjastów serii. Prawdopodobnie całkowicie niegrywalny w innym wypadku.
Fabuła wyjątkowo słaba jak na tę serię, z mnóstwem alogicznych działań głównych bohaterów (pierwsza połowa wątku Reana po prostu razi bezsensem). Wycięto większość aktywności pobocznych: znalazłem jeden sidequest. Dodano kilka żenujących miniegierek... Najlepszym elementem były Daydreams (całkowicie oderwane od wydarzeń samej gry).
kęsik i ja graliśmy w różne gry. U mnie Reverie Corridor był kluczowym elementem głównej fabuły, postagame zajął jakieś 2 godziny i był ściśle konsekwencją wydarzeń w głównej grze. 20godzin w powtarzalnych lochach to o wiele więcej niż potrzeba na maksymalne wylevelowanie 50 postaci i ich wyposażenie w najlepszy sprzęt i quartz. Wynika to też z przegiętych nowych mechanik, przez które 95% walk kończy się poniżej 5 sekund.