2023: Odyseja Bethesdy, czyli jak widzę przyszłość Starfielda
To że nie będzie pojazdów wynika przede wszystkim z silnika, zapewne doczytywania terenu i wykrywania kolizji podczas szybkiej jazdy, których nie udało im sie przeskoczyć a nie z czystego wyboru
Z drugiej stony bez tego starego silnika nie było by modów a gra straciła by połowę ze swojego potencjału i stała gorszą wersją Mass effectu
Licencjonowana ścieżka dźwiękowa to głupota i beczka prochu bo po 5-10 latach mogą grę zdjąć ze sprzedaży albo okroić z muzyki
Ta gra będzie niesamowicie słaba i pewnie jeszcze bardziej zasrana powtarzalnymi aktywnościami niż Fallout 4. Już widzę te questy, leć do innego układu gwiezdnego żeby zabić 7 potworów w jaskini na Automatycznie Wygenerowanej Planecie Numer 583 i wróć po zapłatę. Do tego ulubione elementy Todda Howarda - świat bezsensownie zasrany raiderami, a nie, przepraszam, kosmicznymi piratami tym razem byleby tylko było do czego strzelać, złomiarstwo, budowanie osad z uzbieranego złomu i inne
Czasem przycina i jest to gra z xbox 360 więc było dużo mniej detali do wczytywani niz obecnie więc można wszystko na raz trzymać w pamięci. Ale oczywiście niekompetencja bethesdy też moze być jednym z powodów
"można wszystko na raz trzymać w pamięci" - w całych 4GB pamięci, bo tyle obsługuje 32-bitowy silnik New Vegasa.
Ale na szczęście modderzy zrobili z tym silnikiem niesamowite rzeczy. Parę modów i gra jest niesamowicie stabilna. Do gry można wrzucić kilkadziesiąt GB tekstur 4K i wszystko się stabilnie trzyma, zero crashów.
Jakby się dało dodać pojazdy czy szybkie konie w Skyrim i Fallout 4 to już by były, tylko że do Fallout 3 używali silnika Gymebryo a od Skyrim Creation Engine, teoretycznie ten drugi to ulepszony pierwszy ale musieli dużo pozmieniać bo w F4 można sie szybko poruszać na wysokości ale z poziomu ziemi podobnie jak w Skyrim gra zaczyna wariować
Juz widze sie zaczyna usprawiedliwianie bethesdy i todda howarda, po premierze poleca teksty it's not bug it's a feature albo, ze bethesda tak chciala bo gracza i tak poprawia :).
Jeżeli chodzi o gry Bethesdy, to ja cenię je przede wszystkim za ich świat i model eksploracji (z Falloutem 3 spędziłem ze 250 godzin, z Falloutem 4 niewiele mniej i nie żałuję ani sekundy ;d), ale jako RPG wypadają dla mnie dosyć słabo, jako że w ogóle nie przemawia do mnie ich "pisarstwo" (fabuła, dialogi, postaci, zadania itd.).
Stąd też nie powinno nikogo dziwić, że kluczowym elementem, na który zwracam uwagę w kontekście Starfielda, jest właśnie świat gry i model jego eksploracji, w którym to upatruję głównej siły napędowej całego tytułu. Niestety, ale na ten moment zapowiada się on dosyć nijako, bo jak się zdaje, eksploracja ma się sprowadzać do przeczesywania relatywnie niewielkiego terenu wokół statku (miejsca lądowania), a gra ma generować ciekawe miejsca blisko nas (wybierając je z listy obiektów), żebyśmy nie musieli zbyt dużo chodzić (bo w grze nie ma pojazdów...). Natomiast już po skończonym wypadzie w teren, mamy teleportować się z powrotem na statek i "lecieć" gdzieś dalej. Jak dla mnie brzmi to jak zupełne zaprzeczenie modelu eksploracji z poprzednich gier BSG, z którymi pod względem zwiedzania świata gry, mało kto w branży mógł się równać. Teraz jednak to nie my, wiedzeni ciekawością, będziemy szukać ciekawych miejscówek, to one będą znajdować nas za pomocą algorytmu... Do tego te wszechobecne ograniczenia i ekrany doczytywania, zupełnie psujące immersję eksploracyjnej gry kosmicznej, której priorytetem powinna być przecież otwartość i bezkresność.
Nie pomaga też fakt, że pomimo pozornie licznych materiałów video, Bethesda nie pokazała nam jeszcze ani kawałeczka prawdziwej rozgrywki ze Starfielda (tzw. moment-to-moment gameplay), tylko agresywny montaż urywków prezentujących różne "ficzery" gry. To, że Todd Howard niechętnie mówi i eksploracji i trzeba go ciągnąć za język, żeby ujawnił jakiekolwiek detale na ten temat, też nie nastraja zbyt pozytywnie...
Starfielda w żadnym razie nie skreślam, ale coś czuję, że dla wielu będzie to spore rozczarowanie.
z Falloutem 3 spędziłem ze 250 godzin, z Falloutem 4 niewiele mniej i nie żałuję ani sekundy - strata czasu moim zdaniem.
Ja na gry Bethesdy nie patrzę jak na rpgi, czy akcyjniaki.
To są gry Bethesdy, specyficzna mieszanka akcji i rpg w otwartym świecie i to jest mój typ gry.
Podobnie jak ty spędziłem masę czasu w F3, F4, Skyrim, Morrowind (Oblivion, New Vegas i F76 gorzej mi podeszły).
Zdaję sobie sprawę, że w wielu kwestiach posiadają ułomności, ale dobrze się przy nich bawię i będę pewnie też przy Starfieldzie zwłaszcza, że lubię bardzo Elite Dangerous, ale chętnie popykam w coś lżejszego w dużym kosmosie.
Przykro mi ale po planecie nie pojeździsz sobie pojazdami, ani nawet nie przeleciesz nad jej powierzchnia nie dlatego, że twórcy to szczegółowo zaplanowali. Ten silnik jest poprostu stary i upośledzony, nawet wielkie ulepszenia tego nie zmieniły. Grze kibicuje, ale silnik nadaje się co najwyżej do gier serii TES.
Lepiej, że nie ma pojazdów i i będą jakieś skarpy/trawa i skały wysokiej jakości, niż pojazdy i wszystko płaskie jak w Mass Effect Andromeda.
Jest w tym racja, że dawno Bethesda nic nie robiła w sprawie pojazdów. Najprędzej dostaniemy konie ze Skyrima, ale to wcale nie takie głupie. Dlaczego?
Problemem niezamieszkałych planet jest to, że nie ma płaskich dróg i trzeba bardzo dopracować offroadowe wrażenia, zniszczenia terenu, koleiny też. Kuń sobie lepiej poradzi niż terenówka.
W dodatku liczy się rozmiar. Jak jest mały statek kosmiczny to po co ma wozić coś tak dużego jak auto? Lepiej postawić na skafander i jego większe wersje jak w Fallout4.
Wolę jak jest ten statek, który będzie najprędzej punktem fast travel i mieć całą resztę bardziej dopracowaną.
W Mass Effect ten statek jest bardzo duży, a wysyłany pojazd i tak dość mały.
Inna sprawa, żaden silnik nie nadaje się do SF w przyszłości, bo większość rozwiązań jest zbyt stara - polega zbytnio na refleksie gracza. Przyszłość to głównie aimboty i automatyczne systemy podróżowania/unikania. Nawet CP77 daje prędzej zbyt wiel z lat 70-tych poprzedniego wieku, właśnie w tej kwestii, a co powiedzieć czasy masowej kolonizacji.
Sami prorocy, już wiedzący jaki będzie Starfield... ;))))
Jeśli się grało we wszystkie gry Bethesdy to można mieć pewne pojęcie jaka będzie ich kolejna gra. No ale w sumie u graczy bardzo powszechna jest amnezja bo jak inaczej wytłumaczyć narzekanie, że wydano kolejną gównogrę a potem kupowanie kolejnych preorderów
Jeżeli około dwa miesiące przed premierą jest tyle niewiadomych odnośnie najbardziej podstawowych aspektów i mechanizmów gry, to Bethesda sama jest sobie winna, że ludzie ciągle spekulują i dzielą się różnymi teoriami. Ale może właśnie o to chodzi, żeby do samego końca ludzie nie mieli pojęcia czym Starfield tak naprawdę jest, co tłumaczyłoby zresztą ich miganie się od pokazania rzeczywistej rozgrywki, ukazującej nie to, co teoretycznie MOŻEMY w grze robić, ale to, co faktycznie BĘDZIEMY tam robić przez większość czasu.
To trochę tak, jakby zmontować filmik z Gothica 2, w którym usłyszymy, że w grze można kuć miecze, nurkować, gotować, polować na zwierzęta, pracować w polu, warzyć mikstury, tworzyć kamienie runiczne, latać, przywoływać nieumarłych, eksplorować ruiny, zabijać smoki, skradać się, kraść itd. Wszystkie z powyższych są oczywiście prawdą, ale jaki mają one rzeczywisty udział w całej rozgrywce? Spędzając w grze np. 70 godzin, na większość czynności z tej listy spożytkujemy łącznie może ze 30 minut...
Dlatego też ta wyliczanka Bethesdy jest zupełnie niemiarodajna, bo takie "ficzery" na papierze wyglądają bardzo fajnie, ale nijak nie odpowiadają na najbardziej podstawowe pytanie "Jak się w to w ogóle gra?". Trochę podobnie było z Redfall'em, miesiące mijały, premiera była coraz bliżej, a nikt do końca nie wiedział, czym ta gra w ogóle ma być. No i się potem okazało, że sami twórcy też nie wiedzieli...
1000 planet w grze. Do tego w lwiej czesci proceduralnie generowane, brak pojazdow przy tak duzych mapach. Juz w falloucie byly ''radiant questy'' od maxsona czy prestona polegajace na tym samym bez konca. Slabo to wyglada.
Powtarzalne, losowe questy to jedna z najbardziej denerwujących mnie rzeczy w grach Bethesdy. Z gry na grę jest ich coraz więcej. Nie ma nic gorszego niż chodzenie z questlogiem pełnym gównoquestów typu idź do tamtego budynku i zabij 10 ghuli. W Falloucie 4 wysłałem Prestona Garveya do jakiejś odległej osady żeby go nigdy nie widywać i uniknąć dodawania kolejnych żałosnych radiant questów do pipboya bo typ cię zaczepiał i wlepiał quest nie ważne czy chcesz czy nie chcesz. Jeszcze w Falloucie 4 często te questy z początku były niejasne, czy to jakiś quest fabularny czy tylko kolejny syf do odbębnienia i się robiło, a potem zawód bo nagroda to 100 kapsli i nara.
To będzie poprostu Fallout 4 w kosmosie, a sezonowi ''fani'' bethesdy już się opuszczają i szybko chcą zagrać jako pierwsi, tylko dla oglądalności na youtube. Takie sezonowe pajace tylko psują opinie gier to nie gracze tylko idioci.
Jeśli mnie spytajcie za co cenię gry bethesdy to wam powiem że za Skyrima. Wszystkie pozostałe gry, a grałem (bądź starałem się grać) w nie od Morrowinda przez Obliviona i tragiczne Fallouty uważam za strasznie infantylne i uproszczone. Zwłaszcza bolą mnie Fallouty bo dwie pierwsze części były genialne. Ale Skyrim jakimś cudem im wyszedł i zagrywałem się nim namiętnie, oczywiście przy zachowaniu umiaru i braku odchyłów w postaci instalacji setek modów itp. Z moich obliczeń wychodzi, że Starfield wypali i jak to mówi teraz młodzież Bethesda "dowiezie" świetną grę.
Morrowind jest uproszczony i infantylny w porownaniu do Skyrima?
O Oblivionie jeszcze mozna by dyskutowac ale i tak argumentow by trzeba bylo szukac troche na sile (np. "bo sa smoki" czy cos w tym stylu).
Kuriozalna opinia.
Mnie tam akurat goły Morrowind nie podszedł (za to Bloodmoon mnie bardzo wciągnął), ale w życiu bym nie powiedział, że jest infantylny. Serii należałoby raczej zarzucić, że każda kolejna była bardziej uproszczona względem Morrowinda, z okrojoną liczbą umiejętności, bardziej typowym światem średniowieczne fantasy i mniej ciekawymi zadaniami..
Nie będę dyskutował z tym co Ci się podoba a co nie, bo to indywidualna sprawa, ale z jedną tezą się nie zgodzę.
Mówienie, że F3 i F4 są strasznie uproszczone w stosunku do F1 i F2 z jednej strony jest prawdą, z drugiej jest to błędne podejście. Otóż F3 i F4 są w zasadzie innym gatunkiem gry. Są specyficznymi action rpgami, są czymś co wielu nazywa "grami Bethesdy".
Więc owszem, fanom 1 i 2 może się nie podobać kierunek w jakim poszły 3 i 4, ale podobnie jak nie bierzemy pod uwagę Falout Tactics, który był spinoffem innego gatunku (z resztą bardzo go lubię) i nie mówimy, że jest gorszym rpgiem tak nie powinnismy mówić od 3 i 4, że są gorszymi rpgami bo to po prostu gry z innego gatunku.
Dziękuję. Bardziej chodziło mi o Fallouty które były tak głupie, że musiałem podchodzić kilka razy żeby wyjść z krypty. Morrowind to była gra w której była ładna woda poza tym jakiś pusty, nudny, grzybowy świat z d..y. Pamiętam że jakoś wtedy wyszedł pierwszy Gothic i jaka była przepaść jakościowa między tymi grami. Pamiętam że pomyślałem wtedy - o wreszcie jakaś gra nie tylko dla dzieci. Smoki nie są infantylne stanowczo, smoki zawsze spoko.
Typowa, głęboka myśl fana Gothika.
tworzenie postaci w Gothiku to do tej pory wspominam, lubilem grac kobieta, ale tez niekoniecznie ludzkiej rasy
podobnie w Wiedzminie, tam z kolei zawsze lubilem grac krasnoludem, albo elfem-magiem, albo czlowiekiem z ciemnymi wlosami
Tam zaraz fana, nie pochlebiaj mi. To po prostu była świetna gra, coś jak dużo potem Wiedźmin 3. Pamiętam, kiedyś w Warszawie w Empiku nastolatka z rodzicami jak skakał i popiskiwał bo znalazł płytę z Oblivionem na bodajże PS3. To był dopiero fan (i przy okazji straszny widok). Ja do wszystkiego podchodzę na chłodno ale dobrą grę docenić potrafię a i pochwalić jak trzeba pochwalę.
Czym tak naprawdę będziesz, Starfieldzie?
Widzę to tak jak ów faraon z filmu animowanego, załączony na obrazku. Tylko, że szloch będzie się niósł po całej kuli ziemskiej i kosmosie.
GOL: Czym tak naprawdę będziesz, Starfieldzie?
Starfield: Będę ulepszonym Falloutem 4 w kosmosie, a fabuła niech pozostanie jeszcze moją słodką tajemnicą :-)
Nie widać tego ze Starfield Direct? Bez względu jaki się ma stosunek do nadchodzącej gry, Direct był wzorcowy i pokazał naprawdę wiele i w bardzo fajny sposób. Do tego stopnia, że chwyciłem za Fallouta 4, pierwszego w życiu, aby poczuć jakie to może dać doświadczenie. To mi pozwoliło ustawić sobie realnie poprzeczkę oczekiwań. Czy to źle? Jeżeli w Fallout 4 gra mi się świetnie, to w Starfieldzie nie powinno być chyba gorzej. Tak wiem, że rynek ma wywalone na F4, autor artykułu też wyraził swoje zdanie, GOLowi fani Falloutów uznają ją za żałosną w stosunku do poprzednich odsłon, pewnie tak jest, a questy zrobione dla półgłówków. Tak, to wiem i wciąż gra mi się świetnie. Świat, eksploracja, zbieractwo, tworzenie, konstrukcje, ulepszenia i tego typu mechanizmy są na świetnym poziomie, niektóre jak budowa osad, warsztatów, robotów, itd. czasem trochę na wyrost. Starfield jedzie z tym dużo dalej, wznosi na jeszcze wyższy poziom i będzie miał możliwość wykorzystać pełny potencjał mechanizmów wprowadzonych w F4. Walka w F4 fizycznie i mechanicznie jest do bani, toporna i praktycznie niegrywalna bez V.A.T.S., szczególnie dziadowskie strzelanie, choć podobno dużo lepsze niż w poprzednich Falloutach. Wszystko zmienia się z V.A.T.S., rozwojem builda i dopasowanych perków, gdzie walka nagle staje się super przyjemna i nawet dość wyjątkowa. Bardziej taktyczna niż fizyczna. Fajny wachlarz broni. Gram melee ze sporadycznym wsparciem karabinów i powiem tak: Ciężki Piekący Ostry Malowany Rakietowy Młot + MAX Pierwsza Liga + MAX Natarcie + MAX Zwinność i to jest to co młode tygrysy lubią najbardziej. Nie spotkałem gry, w której można walczyć melee na tak długi dystans :-) Dajcie mi tylko takie zabawki i możliwości, razem z takim rozwojem postaci w Starfieldzie (na Direct wyglądał podobnie), i będę cały szczęśliwy. Oczywiście ciężkimi młotami nie wali się w statki w kosmosie, ale Direct pokazał, że w walkach w przestrzni V.A.T.S. działa dokładnie tak samo. No i super.
Główną zagadką będzie fabuła. Czy tak beznadziejna, prostacka, pozbawiona wyborów, ciekawych postaci i questów, jak w Fallout 4? Tu znalazłem niedawno swoje dziecko, po serii przygód i questów, niczym Wiedźmin Ciri, czy Link Zeldę ;-) Syn trochę wyrósł i dziwny jakiś był, aleśmy sobie powspominali i popłakali ze wzruszenia. Na początku gry nastawiłem się na Bractwo. Zaimponowali mi siłą, możliwościami, pancerzem i ogólnie dyscypliną, a ja chciałem tak siłowo do przodu. Potem jednak wbrew swoim zasadom moralnym w realu postawiłem na ten zły Instytut. Nie podejrzewałem u siebie takiej ciemnej strony psychiki. W kluczowym momencie wyboru tak ze 2 dni myślałem z kim tu ostatecznie poprowadzić naszą małą ludzką wspólnotę ku świetlanej przyszłości. Odwlekałem tą decyzję jak mogłem. Ale co rodzina to rodzina. Bractwo mnie jednak wkurzyło, przypomniałem sobie wszystkie zniewagi, wstąpił we mnie jakiś szał niszczenia i z przyjemnością wymiotłem ich w epickiej bitwie, z całym ich złomem, podobnie jak innych zakonspirowanych cwaniaczków. Teraz siedzę sobie na pewnej wyspie z Far Harbor, dumam nad DiMĄ, czy córka pewnych rodziców jest syntkiem czy nie, generalnie nad losem i człowieczeństwem syntków, nad tym co mam zrobić z tymi co uciekli z Instytutu, wciągnął mnie wątek Dzieci Atomu, gdzieś mi się cały czas kołacze co zrobić z tą dziwną i śmieszną ferajną, którą ustawiłem i zostawiłem w Krypcie 88, oraz parę innych rzeczy, aha jeszcze muszę sprawdzić czy mój przyjaciel supermutant ozdrowiał po aplikacji serum. No i przede wszystkim wypadałoby ustawić Instytut jak należy, bo mi się tam ostatnio jakiś szef zbuntował, niby podważa moje przywództwo, ale na koniec się przyznał, że to wypalenie zawodowe i męczy go moralnie sprawa człowieczeństwa syntków. I tak generalnie dalej fajnie mi się gra. Czasami pojawiają się tylko wyrzuty sumienia czy dobrze zrobiłem to czy tamto, i tak ogólnie. Ale to dobra papka dla wyobraźni. Fajnie mieć wyobraźnię i grę, która ją prosto pobudza, a nie zapodaje kolejne scenki :-)Ta fabuła wybitna może nie jest, prosta dosyć, ale ma wiele zgrabnych, ciekawych questów i postaci, w tym z subtelnym haczykiem i humorem. Krótko, szybko, konkretnie, nie zamula gameplaya. Żadne tam bieganie tam i z powrotem od dialogu do dialogu, czy od cutscenki do custscenki. Zadania pomocnicze w stylu pomóż w obronie i wykończ ghule lub supermutanty w jakiejś miejscówce oczywiście są. Jaka gra takich nie ma? Ale ja je robiłem gdy chciałem, głównie aby sobie podbić XP do zaplanowanego builda, i z przyjemnością obserwowałem jak to ubijanie stawało się coraz przyjemniejsze. W Starfieldzie spodziewam się więcej dobrego i mięsistego po stronie fabuły i rozbudowanych zadań, ale mam nadzieję w takiej konstrukcji, stylu narracji i dialogów jak w F4.
Zatem wbrew artykułowi już praktycznie wszystko wiadomo :-) Aha no i takie ładne skałki jak na tych planetach Starfielda to widziałem ostatnio w Krypcie 88 ;-) Czemu się tak czepiłem tego Fallouta 4? Bo wydaje mi się, że Starfield będzie bardziej podobny do niego niż jakichś innych rynkowych oper kosmicznych, co stwierdził sam Todd. Czy zatem czekam i kupię grę na premierę? Czekam ze spokojem. Ilość zawieszeń Fallout 4 powoduje, że nie kupię na premierę i obejrzę sobie najpierw pierwsze relacje. Błędy pewnie będą, ale jeżeli gra będzie się regularnie zawieszać, to zaczekam dłużej na wersję grywalną. Będzie wymówka, aby sięgnąć może w tym czasie po New Vegas ;-) A może jestem w całkowitym błędzie?
Po Starfield Direct
Powiem tak...
Po 20 latach, kiedy wpatrywałem się w Hyper o godz 20. W koncu pojawiła się iskra nadziei.
Symulator Cowboy Bebop.
Mózg mi mówi ostrożne bo się sparzysz, a serduszko że:
"SEE YOU SPACE COWBOY..."
Zamiast tego durnego, pustego Starfielda mogli wydać już nowe The Elder Scrolls.
czemu? ja jeszcze w Starfielda nie grałem, ale spodziewam się czegoś nowego i fajnego, biorąc pod uwagę jak gry z tego studia są rozwijane od lat
to w sumie trochę słabe krytykować grę która jeszcze nie wyszła i tak naprawdę nikt nie wie jaka będzie
a jak jest wielka niewiadoma, to ludzie często mówią o tym co mają w głowie, czy tam w duszy
w psychologii to się nazywa projekcja, synku
Będzie bardzo dobrze, ogrywam ESy od Areny oryginalnej hen temu.
Gry Bethesdy bardzo ostrożnie i powoli ale ewoluują i co najważniejsze żyją w pełnej symbiozie z moderami.
Starfield już kupiony, z 5 dniowym wcześniejszym dostępem więc niecierpliwie oczekuję premiery mojej wymarzonej gry, pokaz Direct rozbudził marzenia fana Privateera i Freelancera, do czasu premiery zamierzam utonąć w Baldur's Gate 3 a potem już tylko galaktyka po galaktyce.
W tym roku z wielkiej trójcy czyli BG3 i Starfield czekam jeszcze na Cities 2, reszta jest mało interesująca.
Zobaczymy czy Starfield to będzie Odyseja Kosmiczna czy bardziej Komiczna.
Ten dziwny uczuć fana gier Bethesdy przed premierą kolejnej:
- Oby Todd nie nakłamał bardziej niż ostatnio...
Co tu dużo mówić, to będzie rozczarowanie roku, albo i dekady. To w końcu bughtesda, nie należy spodziewać się nic nowego.
Gra zacznie się oczywiście nieprzerywalną cutscenką, w której przy okazji stworzymy postać, np. będziemy zapisywać się do jakiś Pionierów czy innych Strażników Galaktyki.
Oczywiście 5 min. później pojawi się kosmiczny smok, który chce zniszczyć wszechświat, więc wyślą kompletnego nowicjusza, żeby się tym zajął, co zajmie jakieś 20 questów i godzinę rozgrywki, ale gracz przy okazji zostanie zakopany taką ilością generycznych questów pobocznych, że w sumie sam nie będzie wiedział co ma robić.
Gracz będzie latał z miejsca na miejsce, zbierał kwiatki i takie tam i przy okazji skapnie się, że rozgrywka w żaden sposób ewoluowała i właściwe gra w Fallouta, a te niesamowite generyczne obszary są jeszcze bardziej generyczne niż planety w pierwszej wersji NMS, a fabuła jest nudna jak flaki z olejem, więc znudzi mu się w połowie i porzuci grę. Ale wróci gdy zaczną wychodzić mody, w których jedna osoba, za darmo, w miesiąc zrobi to co cała, grubo opłacana ekipa nie była w stanie zrobić przez kilka lat, bo rzekomo się nie da.
Koniec.
GOTY murowane.