Oliver Stone nie zostawia suchej nitki na Marvelu i Szybkich i wściekłych. „To niewiarygodne"
Miałem podobnie przy oglądaniu JW3, fajna była jedynka i uniwersum. Ale to co widziałem w 3 już ciężko było brać na poważnie. 4 nie widziałem, ale fakt że powstała po zakończeniu 3 implikuje, że jest równie niewiarygodna. No i faktycznie, to już jest trochę jak gierki, nie filmy o mniej lub bardziej wyjątkowych, ale jednak ludziach.
Z drugiej strony kaskaderka w tych filmach to po prostu uczta dla oczu, w odróżnienie od papki marvela, więc chociaż dla tego warto je obejrzeć.
Ciężko się nie zgodzić z Oliverem. Kilkanaście lat temu kino zeszło na psy, IMO, i odcina tylko kupony od franczyzny, oferując tą samą papkę, przeżutą po raz kolejny, i wyplutą na ekrany.
Czasami zdarzą się dobre filmy, np. te od Nolana, ale takich filmów jest tyle co kot napłakał.
A były czasy, gdy rocznie powstawało i tuzin świetnych filmów. teraz nie ma czasów... ;)
Bzdura. Są dobre filmy tylko trzeba na nie chodzić. W 2022 oprócz papki i odcinania kuponów, wyszło też kilka fajnych filmów. Kilka moich ulubionych, ale jest tego więcej: Aftersun, Babilon, Duchy Inisherin, Fabelmanowie, Gdzie Śpiewają Raki, Menu, Na Zachodzie Bez Zmian, Podejrzana czy Skrytka. I było tego na pewno więcej i dla fanów akcji jak Top Gun:M, Bullet Train czy Wszystko Wszędzie Na Raz.
Trudno się z nim nie zgodzić. Film akcji nie musi być bardzo realistyczny (i nawet nie powinien), ale jednak to co się dzieje na ekranie powinno być na tyle wiarygodne, żeby mózg nie chciał uciec z czaszki, przytłoczony durnotą i absurdem.
Pewien redaktor GOLa stwierdził że skoro to fantastyka to po co ma być w niej jakikolwiek realizm xD.
Jakim ograniczonym głupcem musi być ten facet...
No nie wiem, ja tam wychowałem się na Rambo, filamach akcji z Szwarcenegerem czy Stażniku Teksasu, gdzie Chuck Norris swoim półobrotem mógł pokonać każdą armię.
Filmy akcji zawsze były przesadzone, ale o to chodzi. Gdy ogląda się tego typu filmy raczej nie oczekuje się realizmu.
Tu nie chodzi o realizm, tylko o zawieszenie niewiary. Scena ma być na tyle wiarygodna, żebyś w nią uwierzył przynajmniej na czas oglądania filmu. Jak po filmie, na chłodno dochodzisz do wniosku, że to jednak było mało możliwe, to nie jest źle. Ale jak już w trakcie seansu film do ciebie krzyczy, że nic tu nie jest prawdziwe, to gorzej. I tak, też się wychowałem na Szwarcenegerze i reszcie ekipy od kina akcji, które kiedyś jakoś częściej potrafiło tymczasowo zawiesić moją niewiarę, niż obecnie.
Proste, że nie zostawia, w końcu nie zrobił słabego filmu i żyje w Hollywood na codzień, to chyba wie o czym mówi... Podobnie jak wielu artystów muzycznych nie ma w poważaniu "muzyki do radia", a wielu doskonałych pisarzy, papki promowanej na portalach. Trudno, żeby inteligentna osoba zachwycała się byle kupą.
Well ok.
Myślę, że tu rozróżnić trzeba kino od Kina. O to jest święta wojna od dekad.
Jak wychodziły pierwsze blockbustery typu "Szczęki", pierwsze "Star Wars" itd. to było jęczenie, że kino nie jest od tego, aby epatować efekciarstwem itd. Wcześniej tryumf - przynajmniej w Europie, święciło kino bardzo "klasyczne" czyt. Francuska Nowa Fala itd.
Ostatnio jak Scorsese powiedział te kilka słów o wesołym miasteczku, które każdy zainteresowany tematem zna, to znów rozgorzała dyskusja nad tym CZYM kino być powinno.
I teraz tak - ja rozumiem oddanie serca i duszy medium - naprawdę rozumiem. Ale rynek rządzi się swoimi prawami i jak jest popyt to jest i podaż i naprawdę podrygi "poważnych" twórców nic nie zmienią. Ja jestem kinomaniakiem okropnym i czasem wolę zobaczyć coś miernego ale odmóżdżającego bardziej niż rozmyślać nad sensem bycia kamieniem w pustym wszechświecie.
Rynek jest tak potężny, że każdy znajdzie coś dla siebie i każdy swoje zarobi, ale nie ma co udawać, że ludzie idą na Blockbusterowe produkcje szukając w nich odniesień do Francuskiej Nowej Fali. Idą tam, żeby obejrzeć te kilka kraks i dekoltów (lub rzeźb greckiego boga) za dużo - to jest konkretna estetyka skrojona pod masowego widza, którą albo się kupuje, albo nienawidzi albo Hate-watchinguje ale jest to część popkultury, będzie to część popkultury, i popkultury nie obchodzi to specjalnie co jednostki mają na ten temat do powiedzenia.
Widzowie, którzy chodzą na te filmy w większości i tak nie byliby zainteresowani twórczością takich ludzi jak Stone czy Scorsese: gdzie pierwszy tworzył głównie filmy oparte na wątkach biograficznych, trzymając za mordę widza poprzez poparcie fabuły w faktycznych personach czy ich życiorysach, a drugi podobnie (z kilkoma wyskokami) tworzył coś co można nazwać fikcją historyczną dla wytrwałych (metraż).
Niemniej tak jak ktoś tu powiedział, a co sam przeżywam ostatnio - klisze używane przez współczesnych twórców są już tak wytarte, że czasem już się ma dość. I tak John Wick pod kątem technicznym ma wiele do zaoferowania ale jeśli ja w trakcie filmu stwierdzam, że są tu dłużyzny i tłuką się już generycznie, to coś mi tu nie gra. W Szybkich i Wściekłych złapałem się też na tym, że oglądam film jak ktoś coś mówi a po części pościgi i walki spoglądam na zegarek, albo myślę o czymś zupełnie innym. Ale to jest kwestia wyrobienia sobie gustu i oka bo jak ktoś nie zna historii kina czy dorobku dotychczasowego kina akcji to go wgniecie w fotel.
cytując klasyka : To nic by nie dało... Nie dałoby nic.
"I teraz tak - ja rozumiem oddanie serca i duszy medium - naprawdę rozumiem. Ale rynek rządzi się swoimi prawami i jak jest popyt to jest i podaż i naprawdę podrygi "poważnych" twórców nic nie zmienią. Ja jestem kinomaniakiem okropnym i czasem wolę zobaczyć coś miernego ale odmóżdżającego bardziej niż rozmyślać nad sensem bycia kamieniem w pustym wszechświecie." - pytanie, na ile ten popyt jest rzeczywisty. a na ile wykreowany?
Ja tam niezależnie od gatunku mam swoje wymagania odnośnie filmu.
Nie trawię gadki typu:
-Eee to film akcji więc może być odmóżdżaczem...
No według mnie nie powinien bo płacimy za jakość a nie za robienie papki z mózgu.
Przypomnijcie sobie jak przyjemnie oglądało się takiego Spider-Mana 2 z Tobeyem, albo Zemstę Sithów swego czasu.
A teraz jak patrzę na te wysrywy Marvela (mimo że jestem fanem kina superbohaterskiego) to mi się bebech wywraca...
Popieram. Też nie kupuję poglądu, że jak akcyjniak to jakakolwiek logika i prawdopodobieństwo ma sobie brać wolne. Jak na pierwszy rzut oka można uwierzyć, że wyszkolony agent jest w stanie wygrać bitkę czy strzelaninę z 3-4 zbirami prosto z ulicy, tak już przeżycie nuklearnej eksplozji w lodówce od razu wywołuje śmiech i rozprostowanie zwojów mózgowych (tak, na ciebie parzę Indiano Jonesie z kryształową czaszką).
Podsumowując: subiektywne oceny mogą być rozmaite, ale obiektywnie każdy z tych filmów ma prawo bytu do momentu w którym znajduje swoich odbiorców (a z ekonomicznego punktu widzenia, dopóki się opłaca).