Jak to jest u was w małżeństwie z pieniędzmi? U mnie jest tak że ja i żona mamy osobne konta, mamy osobne dochody i tylko dzielimy się wspólnie na czynsz, jedzenie, rachunki i opłaty na dzieci. Reszta już w swoim zakresie, bo np. urodziny dziecka ona kupuje prezent od siebie a ja od siebie czy prezenty na Boże Narodzenie. Czy to jest normalne? Czy małżeństwo to czasem nie znaczy, że to co zarabiamy tym się dzielimy i mamy dostęp do swoich kont? No ja nie mam wstępu do konta swojej żony a ona do mojego. Nawet nie wiem ile ma kasy na koncie i ona ma to samo. I jej to nie przeszkadza a mi to zaczyna przeszkadzać, bo chyba małżeństwo to wspólnota i nie mamy przed sobą sekretów. I powinno być tak, że wspólnie mamy dochody i tym się dzielimy. Ale tak u mnie nie jest.
Dzielimy się tylko tym co nas wspólnie dotyczy. Czy to jest normalne?
Jak jest u was z tym w waszych małżeństwach?
U mnie jak u Alexa. Za wszystko płaci żona. Ja swoją kasę zbieram np na nowego RTXa w niedalekiej przyszłości 5080/90.
A ja tam lubię sobie jakąś grę lub piwko po kryjomu kupić.
Mamy osobne konta. Oboje wiemy ile mamy na koncie. Żona co prawda chciała wspólne, ale ja nie chciałem.
Czyli macie osobne konta ale żona może Ci zrobić awanturę np że kupisz drogą grę? U mnie tak nie jest. Mogę robić z kasą co chcę. Mamy wspólne wydatki i z tego się zobowiązujemy. Jechać na wycieczkę też na pół ale np jak sobie kupię PS5 a ona wypasiony aparat to już nasza sprawa. O w ten deseń działa nasz system małżeński. I mi się to nie podoba, bo po cholere jej taki drogi aparat a mi po co PS5. Nie ma w tym żadnego sprzeciwu. Robimy i kupujemy sobie to co chcemy. Wspólnie pieniądze tylko wydajemy w poście powyżej co napisałem.
Ja pracuje, zona pracuje. Mamy osobne konta - ale nie ma zadnych "tajemnic". Zona powiedziala juz dawno - rachunki maja byc pokryte, a na co wydaje reszte - Ja nie obchodzi. Przy czym nie jest tak ze ja pracuje na "wszystko". Jak dla mnie zdrowy uklad. Dom jest przykryty - a ja nie musze rozliczac sie z kazdego funta.
No i u mnie jest podobnie tylko z tą różnicą, że nie wiem ile ona ma na koncie i też jak wspomniałem w poście #2.1 Moja żona ma na to wywalone na co tracę kasę i też mam jej się nie wtrącać na co ona kasę wydaje.
jakaś to patologiczna relacja, choć obstawiam, że to kolejne troll konto a VM kobietę widział tylko na tiktoku :D
jeśli taki jest podział to pewnie zakupy spożywcze też każdy z małżonków robi osobno, bo mąż na obiad je stek a kobita tagliatelle ze szpinakiem :D
Wspólnie robimy tygodniowe zakupy co piątek. Co tydzien się wymieniamy. Ja płacę za jeden piątek a ona za kolejny. I tak dalej.
PS: Chciałbym żeby to był trolling ale niestety tak nie jest tylko mam taką żonę.
Wiem, ze to VirtualManiac, ale poudawajmy, że wątek jest poważny.
Nie masz dostępu do konta żony? Mieszkasz w Polsce? Nie macie "intercyzy"?
Zależnie od źródła środków na rachunku, może to być niezgodne z prawem, jako forma ograniczania dostępu do wspólnego majątku
Art. 31. § 1. Z chwilą zawarcia małżeństwa powstaje między małżonkami
z mocy ustawy wspólność majątkowa (wspólność ustawowa) obejmująca przedmioty
majątkowe nabyte w czasie jej trwania przez oboje małżonków lub przez jednego
z nich (majątek wspólny). Przedmioty majątkowe nieobjęte wspólnością ustawową
należą do majątku osobistego każdego z małżonków.
§ 2. Do majątku wspólnego należą w szczególności:
1) pobrane wynagrodzenie za pracę i dochody z innej działalności zarobkowej
każdego z małżonków;
2) dochody z majątku wspólnego, jak również z majątku osobistego każdego
z małżonków;
3) środki zgromadzone na rachunku otwartego lub pracowniczego funduszu
emerytalnego każdego z małżonków;
4) kwoty składek zewidencjonowanych na subkoncie, o którym mowa w art. 40a
ustawy z dnia 13 października 1998 r. o systemie ubezpieczeń społecznych
Swoją drogą, czy PS5 zakupione ze środków z majątku wspólnego, ale służące zaspokojeniu potrzeb tylko jednego z małżonków (np. zona nie gra) staje się majątkiem osobistym? :P
Osobne konta są wygodniejsze, bo nikt nikomu nie zagląda w wydatki. Zresztą przestrzeń prywatna też jest ważna. A jak komuś potrzebne pieniądze, to się przelewa i tyle. Małżeństwo nie musi wszystkiego robić wspólnie, np. osobno się sra.
U mnie podobnie. Osobne konta - różne banki, zasadniczo osobno pokrywamy różne wydatki. Nie mamy tajemnic, korzystamy między sobą też z szybkich przelewów.
Np przed chwilą moja chciała kolacje z pizzerii, dała mi karte i wygonila po 3 sztuki.
Nie po to braliśmy ślub żeby teraz się dzielić. Wszytko jest wspólne i niczego nie przeliczamy.
My z konkubiną mamy wspólne konto, na które co miesiąc przelewamy oboje po 3000 zł i to idzie na jedzenie, chemię domową, czynsz, samochód, paliwo itd., co do zasady starcza, choć nie zawsze, więc w razie potrzeby dosypywaliśmy. Tu muszę docenić konkubinę i fakt, że sama wyszła z tym układem, bo przelewamy po tyle samo, choć ja zarabiam znacznie więcej (ale ona też nieźle).
Mamy też prywatne konta, z nich finansujemy prywatne zakupy, gry, inwestycje, prezenty dla siebie, ubrania itd.
Wiele lat żyłem w przekonaniu, że jak się jest w stałym związku, takim poważnym "na zawsze" (przynajmniej w teorii) to działa zasada "co moje, to twoje", ale jakoś z biegiem lat życie weryfikowało i też po otoczeniu mam wrażenie, że to nie są najlepsze układy. Inna sprawa, że ja po prostu jestem o wiele lepszy w obchodzeniu się z pieniędzmi, więc i tak niemal wszystko co robię w ramach moich wydatków, robię z myślą o bezpiecznej przyszłości mojego konkubinatu i jego owoców.
Bez intercyzy w małżeństwie nic nie jest "czyjeś" oprócz tego, co miałeś przed małżeństwem. Koniec końców przy rozwodzie wszystko leci po połowie, nawet jak sobie odkładałeś 10k miesięcznie, a Twoja małżonka nie uzbierała żadnych oszczędności.
W moim malzenstwie przerabialem oba warianty i posiadanie osobnych kont to zdecydowanie to zdrowsze rozwiazanie. Zaufanie w zwiazku to jedno, ale niezaleznosc finansowa to drugie i jest ona potrzebna. Nawet w malzenstwie.
Zadaj sobie teraz pytanie dlaczego zaczelo tobie to przeszkadzac? Co sie stalo, ze nagle posiadanie osobnych kont jest problemem?
tu raczej chodzi o fakt, że żadne z nich nie wie ile oszczędności ma drugie.
Równie dobrze żona mogłaby kupić mieszkanie na wynajem i mieć dochód pasywny a mąż by nawet o tym nie wiedział, bo jak skoro o niczym sobie nie mówią.
Co prawda żyjemy bez ślubu ale reszta jak w małżeństwie. Każdy z nas ma swoje konto i oszczędności, ale mamy dodatkowe 3 konto na jednego z nas ale zawsze po równo przelewamy na bieżące wydatki. Stałe wydatki każdy płaci wybrane ja np czynsz, prąd gaz a partnerka kredyt i później liczymy kto komu ewentualnie coś odda. Mniej więcej wiemy kto ile ma pieniędzy i ile zarobiliśmy w danym miesiącu.
Mam nadzieję, że jesteś współwłaścicielem mieszkania, za który partnerka sama spłaca kredyt? Bo jak nie, to potężna red flag ;)
No ale jak było kupione już w trakcie trwania małżeństwa, na kredyt, a nie za kasę ze spadku po pradziadku, to i tak chałupa trafia do majątku wspólnego.
Mieszkanie jest wspólne, kredyt też jest na nas dwóch, a jedynie co to do spłaty jest jej konto podane.
Ok to git, wybacz, ze sie tak "wtrącam", ale jednak morda z forum to jak rodzina, a tyle juz ubezdomnionych w podobny sposob dobrych chlopakow na swojej drodze widzialem...
Popracuj troche nad zaimkami bo spore zamieszanie przy czytaniu :D Zaimek każdy definiuje dwa osobniki płci męskiej :D w sytuacji mieszanej powinno zastosować się zaimek każde
Wspólne życie, wspólne konto. Oboje nie wyobrażamy sobie tego inaczej. Tak jest wygodniej. Nikt nikogo nie sprawdza. Małżeństwem jesteśmy od 13 lat zaraz po studiach i wtedy pieniędzy mieliśmy mało, więc było liczenie, ale nigdy rozliczanie siebie nawzajem. Teraz gotówki mamy na tyle, że już nie liczymy, a nawet nie zaglądamy za często na konto. Kredytu tez nie mamy.
Osobne konta okej, rachunki na pół okej, zakupy raz ty raz ona okej, resztę na co wydajecie swoje pieniądze i nikt o to nie robi problemów okej, ale to że jedna jak i druga strona nie wie kto ile ma na koncie i ona nie chce wiedzieć to już dla mnie trochę dziwne.
Po ślubie ~5 lat, ale razem 10+. Oboje mamy swoje konta ale i 100% pełnomocnictwo, mogę iść do banku i wyczyścić jej konto (co z resztą robiłem jak wybierałem kasę dla majstrów z remontu), a ona płaci moją kredytówką bo ma sparowaną z Google Pay na telefonie (i też może mi gwizdnąć kasę jakby chciała). Planowaliśmy jedno konto, ale braliśmy hipotekę kiedy ja miałem inne kredyty na swoim koncie i jakoś tak zostało.
Jak komuś działa inny układ to super, ale ja sobie nie wyobrażam rozliczać, jest imbalans zarobków (dla mnie wrzucić 10k na budowę to zupełnie inne obciążenie niż dla żony), są potencjalne spadki (żona se kupi BMW a ja mogę patrzeć, bo to jej kasa?), wielkie wydatki (jak podzielić wkład na remont za 300k?) itp itd.
Oczywiście wszystko zależy też od etapu i 'dojrzałości' związku ale jak się komuś chce rozliczać po połowie życia razem to podziwiam, dla mnie niepotrzebny zawrót głowy. Wiadomo że jak ktoś się buja razem 3 miesiące to trudno o split 50/50.
Mamy osobne konta - ja opłacam rachunki i czasem robię zakupy a żona robi zakupy i kupuje rzeczy córce bo wie najlepiej co :)
U mnie jak u Alexa. Za wszystko płaci żona. Ja swoją kasę zbieram np na nowego RTXa w niedalekiej przyszłości 5080/90.
I też spoko, że jego żona dzieli się z nim dochodami...
25 lat razem, 14 po ślubie
Mamy wspólne konto prywatne i firmowe
Nigdy nie było problemu z pieniędzmi, czy jak zarabialiśmy grosze czy jak sporą kasę
Wiem że ludzie się o to kłócą i maja różne dziwne ustalenia, u nas to wyszło naturalnie. Po prostu nikogo to nie interesuje
Ja np planuje wakacje i wydaje kasę i żony to nie obchodzi, pewno nawet nie patrzy ile poszło bo wierzy że wydaje sensownie
Teraz kupiłem auto za kupe kasy do firmy to nawet nie interesowała się za ile tylko pochwaliła że fajne.
Jak ona coś potrzebuje to też kupuje.
Pewnie intercyza. Sam kiedys mowil, ze jak kobieta bogata a facet biedniejszy to nie powinna z takim frajerem isc na rowny podzial majatku XD
2 oddzielne. Ja place rachunki, ona placi za zakupy i inne wydatki. Powiem wiecej: odkad zmienilismy klase podatkowa, zona splaca mi roznice, ktora stracilem na tej zmianie.
Sytuacja skomplikowana:
1) podstawowe konto jest wspólne
2) konto firmowe - dostęp mam tylko ja, ale nic tam nie ukrywam, nie lecą tez stamtąd żadne prywatne wydatki (najpierw kasa leci na wspólne i dopiero z niego lecą wydatki, chyba, że ma być to niespodzianka). I nie nie muszę się przed żoną kryć z zakupem gry czy piwem z kolegami. Zresztą, żona sprawdza tam stan (służy do oszczędności, przypomina mi o podatkach/opłatach, przelewa na wspólne jak się kasa skończyła) z mojego telefonu. Dostępu nie ma oficjalnie tylko dlatego, że musiałbym to zgłosić księgowej i w skarbówce.
3) konto kredytowe, kredyt hipoteczny jest w innym banku i z tego konto nie korzystamy, leci tam tylko kasa na ratę kredytu i ewentualne nadpłaty
I nie, nie mam problemu z tym, że żona widzi na co kasę wydaje. Jak i w drugą stronę.
Zresztą i tak zgodnie z prawem one są wspólne, jak żona sie wam uprze to może iść do sadu i załatwić sobie dostęp.
Można, a moim zdaniem tak jest lepiej mieć osobne konta, można mieć jeszcze jedno wspólne. Ułatwia to kontrolę nad wydatkami i przychodami, pozostawiając niezależność.
Wystarczy upoważnić się nawzajem do korzystania z kont, jednocześnie umawiając się że nie będzie się brało pieniędzy z drugiego konta bez konkretnego powodu.
Wspólne konto to dla mnie abstrakt. Nawet się zastanawiałem nad rozdzielnością majątkową. Żona nie wie ile ja mam pieniędzy. Ja nie wiem ile ona ma. Jedno opłaca rachunki, drugie "życie". Żona nie musi wiedzieć ile wydaję na gry czy książki, tak jak ja się jej nie pytam ile wydaje na kosmetyki i inne swoje rzeczy.
nie wiesz bo cię to nie interesuje, czy nie wiesz, bo żona nie chce ci powiedzieć? :)
Mamy z partnerką własne konta i do tego konto wspólne. Mamy zlecenia stałe które co miesiąc przelewają cześć naszych wypłat na konto wspólne używane do utrzymania „miru domowego”.
I tak, zakupy codzienne, rachunki, utrzymanie samochodu, wyjścia z przyjaciółmi, czy wyjazdy urlopowe finansujemy z wspólnego konta.
Ale już na jakieś ciuchy, zachcianki, czy wydatki związane z hobby, wydajemy „własne” pieniądze.
Oboje zarabiamy i cenimy sobie niezależność finansową. Nie musimy się czaić chcąc kupić drugiemu prezent, czy tłumaczyć z kosztownej zachcianki.
Mam tak samo i to bardzo dobre rozwiązanie. Mamy konto wspólne z którego opłacamy większość zakupów, a dodatkowo każdy ma swoje prywatne. Wiem ze zabrzmię jak biedak wśród golowych prezesów, ale to 3 konto to też służy do zgarniania bonusów, lepszego oprocentowania oszczędności czy lokat. I dlatego co kilka miesięcy zmieniamy bank na ten który akurat ma lepsze promocje ;)
Serio się zastanawiam, czy to ja mam dziwne wyobrażenia o związkach, czy to jednak życie niektórych prezesów :) wygląda inaczej (Ale gdzie Iselorowi do klasy średniej?)... Konta oddzielne czy wspólne, to może faktycznie sprawa bez znaczenia, ot, kwestia techniczna, może nawet Soul ma rację, że łatwiej tak czasem zachować porządek, no i jak inaczej po kryjomu kupować prezenty? :)
... Ale ukrywanie przed sobą nawzajem stanu finansów? Zwłaszcza w małżeństwie? Nawet przy wysokim statusie materialnym jakoś mi się to kojarzy z brakiem zaufania, a nie z potrzebą wolności czy sfery prywatnej
Pietruszek
miałam pisać osobnego posta, no ale zawarłeś w swoim to, co miałam w głowie (trochę nawet jestem zdziwiona, że akurat ty :D)
(pomijam intercyzę)
Niesamowicie dziwię się ludziom, którzy będąc w związku małżeńskim (z którego wynikają prawa i obowiązki :P) prowadzą jakąś taką "rozdzielność majątkową na ślinę". Zupełnie prywatną kwestią jest dogadanie się, kto za co płaci, albo ile daje na "wspólny poczet", czy rachunek wspólny, czy osobne - no ale już brak informacji o ogólnym statusie to śmierdzi podstawowym brakiem zaufania.. i gdzie tu w ogóle mówić o instytucji małżeństwa? :D
Przerażona jestem, jak z niektórych postów wynika hołdowanie okropnemu przysłowiu "kochajmy się jak bracia, liczmy się jak Żydzi".
Mnie tez to przeraża.
Żona nawet wie ile wydaję na gry. Ba nawet konsultuję zakupy choć ciągle słyszę, że w ogóle po co jej sie pytam.
elathir
a bo my starej daty jesteśmy ;)
Może taka jest nowoczesna moda, żeby zarobki/oszczędności ukrywać przed całym światem? (w imię, nie wiem, obawy, że partner "wydoi"?)
IMHO takie tematy to można sobie rozgrywać jak się ma "poważny związek od 3 miesięcy". Nie umiem sobie wyobrazić, jak ktokolwiek może chcieć wstępować w związek małżeński, nie mając przekonania graniczącego z pewnością, gdzie zmiana statusu cywilnego już wiąże się z konsekwencjami.
Zupełnie inną sprawą jest życie na tzw "kocią łapę", bo wiele można sobie odwołać.
No ale PRAWILNE małżeństwo? I zatajanie? Dozy nieufności? Przecież (w sensie ideologicznym) to nawet nie jest małżeństwo.
Megera, w małżeństwie jestem od prawie 5 lat, mieszkamy razem 9 lat, w związku 14 lat. I tak cały czas jest. Po prostu, pieniądze to rzecz dla nas całkowicie prywatna. Ja jestem rocznik 86, żona 89. Ale właśnie spytałem mojej kierowniczki, rocznik 83. A ona na to: "Ja nawet nie wiem ile mój zarabia! Oczywiście że mamy osobne konta!" Więc nie jestem odosobniony.
Iselor
ale ja nie chciałam cię obrazić. Jeśli tobie i twojej małżonce taki układ odpowiada, no to przecież nie będę "pouczać", nie twierdzę, że moja opinia jest jedyną możliwą prawdą - po prostu się zdziwiłam i odniosłam do własnych przekonań/emocji. Ja mam inaczej, ty masz inaczej (a jesteśmy w podobnym wieku, u mnie '86 i '87).
Osobiście nie wyobrażam sobie, żeby zarobki/stan konta ukrywać przed mężem, albo w ogóle się tym nie interesować, no ale skoro wam to odpowiada, to ok. Jest to dla mnie egzotyczne, no ale może faktycznie są ludzie, którzy z takiego układu są zadowoleni.
(Ale gdzie Iselorowi do klasy średniej?)
Różne są definicje, nie zawsze decydują zarobki czy ktoś należy czy nie (bo wyjdzie że wykładowca na uniwersytecie nie należy a budowlaniec z podstawowym należy), to jest masa innych czynników (wykształcenie, rodzaj pracy, obycie w kulturze, znajomości) także tego.....
Różne są definicje, nie zawsze decydują zarobki czy ktoś należy czy nie
Pełna zgoda, zarabiam jakieś 6-7 razy więcej niż mój kolega. Ale ja mam 1 mieszkanie w Warszawie, a on 4, bo podziedziczył itd. Ciekawe czy go kiedyś dogonię, ale zawsze mnie bawi jak ktoś dostał podwyżkę i już myśli, że jest bogaty bo od kwartału mu zostaje trochę więcej na koncie ;) Liczą się old money niestety, old money.
(wykształcenie, rodzaj pracy, obycie w kulturze, znajomości)
A to już takie trochę oszukiwanie się. Klasa średnia to określenie czysto ekonomiczne, które definiuje zarobki lub ewentualnie zgromadzony majątek. Wykształcenie i obycie w kulturze to sobie wmawiają biedni ludzie, żeby nie było im przykro.
Tacy są właściwie najgorsi, bo przeciętny biedny człowiek ciężko i uczciwie pracuje. A taki gamoń z wykształceniem, a niskopłatną pracą wylewa swoją frustrację na cały świat bo jak to pan poczwórny magister taki niedoceniony.
ale tez znam kilka malzenstw, nie wiele ale jednak, gdzie wystepowala ta nieslawna przemoc finansowa, glownie ze strony meza
dla m,nie to bylo zawsze kosmicznie dziwne, jak to jest ze zona sie prosi meza o pieniadze? albo ze on jej daje tyle i tyle na miesiac? chore
w druga strone zreszta podobnie bym ocenial jako chore
kocyku :)
my z mężem też mamy osobne konta. Kiedyś mieliśmy wspólne, jak jeszcze ze sobą "chodziliśmy", po ślubie doszliśmy do wniosku, że już po prostu za dużo kont nam się narobiło ;) (prywatne, hipoteczne, firmowe, weź tu loginy i hasła zapamiętaj..) Od lat żyjemy jak to Liluś napisała "we wspólnocie" po prostu. Wiemy, ile mamy pieniędzy. Nie mamy problemu ze zrobieniem przelewu w jedną lub drugą stronę. Co moim zdaniem ważne - nigdy, absolutnie nigdy nie pokłóciliśmy się "o pieniądze" ani też nigdy nie było hasła "przewalasz pieniądze bez sensu".
To chyba właśnie chodzi o to, żeby się dopasować, jak kto lubi najbardziej :) Nie wiem, co to znaczy "wydawanie pieniędzy po kryjomu" - choćby mój mąż wywalał grube sumy na prostytutki, to i tak bym się o tym dowiedziała, nie muszę mieć wglądu do jego konta ;) Bo tak to jest w małżeństwie po prostu - nie trzeba mieć wglądu, by pewne rzeczy wiedzieć. ;)
Przemoc finansowa, o której wspominasz, to już zupełnie inny temat, IMHO wiele bardziej złożony - o ile mnie też dziwi, że mąż nakłada na żonę jakieś "ramy finansowe", tak biorę też pod uwagę, że niektóre kobiety to po prostu lubią - siedzieć w domu, nie zarabiać (bo mają już "etat kury domowej"), a jak mąż da na tipsy, to się jeszcze cieszą. No ale, tu już odbijamy od tematu ;)
Bez znaczenia, czyje konto i jakie sumy, utarło się że ja płacę za granicą (bo mam konto walutowe podpięte pod kartę) a żona w kraju, zakupy codzienne kto robi ten zwykle płaci.
W czym ma być problem?
Na nic nie musimy odkładać więc możemy bezboleśnie wydawać wszystkie wpływy, nie potrzebujemy oszczędzać.
Radośnie zatem przepijamy schedę na pohybel zstępnym.
Z partnerką co prawda konta mamy osobne, ale pieniądze wspólne. Nie dzielimy się jakoś opłatami czy rachunkami, po prostu je płacimy. Ustalamy sobie ile pieniędzy odkładamy w danym miesiącu, a to które z nas przyłoży kartę podczas płacenia za zakupy nie ma żadnego znaczenia, bo jak jednemu braknie, to po prostu drugie robi przelew.
Jakoś zawsze oboje mieliśmy nastawienie, że skoro razem ze sobą żyjemy i razem planujemy przyszłość, to nie ma sensu się jakoś rygorystycznie rozliczać, wszystko jest kwestią zaufania. No ale warto też zaznaczyć, że oboje nie mamy tendencji do marnowania pieniędzy na jakieś ciężkie fanaberie :D
Osobne konta na pensję i zachcianki, wspólne na kredyt. Kochajmy się jak bracia (choć w przypadku małżeństwa, to średnie porównanie), liczmy się jak Żydzi.
Tak, małżeństwo to wspólnota, sekretów nie ma, więc jest założenie, że akurat finansowo się nie dymamy.
Liluś :D
dwie minuty. DWIE MINUTY, abyśmy obie przytoczyły to samo porównanie (to akurat wiadomo, great minds think alike ;) ) ale z dwóch różnych stron ;)
Z tej wspólnoty małżeńskiej wynikają też przecież obowiązki (również finansowe, jeśli nie ma intercyzy, prawda?). IMHO jak już się tworzy komórkę rodzinną, to powinno być się poważnym. ;)
Haha :D Nie mamy intercyzy, natomiast nie widzę powodu, dla którego miałabym się bezzwrotnie paść na krwawicy, na którą małż ciężko zapracował, a nie przepuszczał hajs na głupoty jak ja. Nie mamy dzieci, więc nie ma tematów typu poświęcenie zdecydowanej większości czasu przez jedną ze stron na prowadzenie gospodarstwa domowego. Chodzi o zwykłe poczucie sprawiedliwości, także w związku :)
Czy pragmatyzm? Również. Lepszy cash flow we dwoje niż solo ;)
Lilus i Megera 2 kobiety na forum a mają inne zdania o tym. I jak tu z kobiet brać rady!?
My mamy swoje osobne konta, ale też jedno wspólne, gdzie przelewamy proporcjonalnie nasze zarobki. Ja zarabiam ok. 2,5x więcej więc np przelewam 12k, a żona 5k raz na czas i wydaje mi się, że jest to sprawiedliwe.
Nigdy nawet nie przeszło nam przez myśl, mieć osobne konta. Wszystko wspólne, nigdy nie było żadnego problemu z tym, kto na co kasę wydaje - no ale u nas to raczej inaczej wygląda, bo wspólna firma, więc i pensja idealnie równa i zdecydowanie większa, niż prawie 99% Polaków.
Wygląda, że należę do mniejszości. Również mamy z żoną jedno wspólne konto (dwie karty dla każdego). Większe zakupy planujemy wspólnie oczywiście. Przez 25 lat małżeństwa ani razu nie sprawdzałem na co małżonka wydaje pieniązki :)
Dzięki za odzew w tym wątku. Czyli jak widać dziwne w tym jest mieć osobne konta mimo będąc małżeństwem.
Ciekawe jak powiem swojej małżonce albo rozwód albo mamy wspólne konto i zero tajemnic...
Ciekawe jak na to mi odpowie.
co kuźwa, troche rozczarowanko, ze kazdy cie olal i wywiazala sie ciekawa dyskusja w kolejnym idiotycznym wątku
Skoro to idiotyczny wątek to czemu się w nim udzieliłeś Loon?
Tematyka sama w sobie ciekawa, a to że teraz wymyśliłeś sobie żonę to już inna kwestia
Mamy osobne konta. Jednak oboje wiemy co i ile. Wiemy ile zarabiamy, za co płacimy, co schodzi samo itd. Mam jej kartę w telefonie a ona ma moją. Po prostu rozmawiamy. Coś jak wspólne konto tylko osobno.
Nie wyobrażam sobie takiej chorej sytuacji jak u Iselora.
Ja mam dwa konta (zwykły bank + revolut), żona ma dwa (zwykłe banki - konta firmowe). Ja mam dostęp do wszystkich, żona ma dostęp do trzech.
Revoluta mam do defraudacji majątku ;>
Decyzje o większych wydatkach podejmujemy wspólnie, mniejsze kwoty każde z nas wydaje wg własnego uznania, z konta które najlepiej pasuje do danego celu.
Nie mamy rozdzielności majątkowej, chociaż kiedyś się nad tym zastanawialiśmy, żeby ograniczyć ryzyko powiązania majątku osobistego z działalnością gospodarczą.
Nie wyobrażąm sobie życia w stylu:
"ja zapłaciłem za prąd, to ty zapłacisz za gaz", "skoro ty kupiłaś sobie nowe buty, to ja sobie kupię biznesowy plecak"
;)
Wiem o czym piszę, bo mogę obserwować taki patologiczny przypadek w bliskim otoczeniu. Nawet wydatki na żarcie są wyliczane procentowo :D
To już sądownie jest. I po co to robić przez sąd?
Współczuję tej żonie, pewnie Arabka, że jej mąż co miesiąc zakłada multikonto na jakimś forum i szuka atencji w miejscu, gdzie go jadą i cisną jak szmatę.