Prosiłbym informacje na ten temat, jak ktoś się na tym zna. Jaka to cena? Ogólnie wszyscy korzystają czy raczej tylko dla gimbusów? A może ktoś z was taką używał kiedykolwiek?
Nie mają żadnego sensu. Mają maleńskie kółeczka, więc jest trudne lub niemożliwe wjechać nimi w wiele miejsc, z którymi rower nie ma problemu. Poza tym są drogie, a te na wynajem zaśmiecają chodniki i ścieżki rowerowe tak jak samochody. Poza tym ich learning curve jest moim zdaniem jest trudniejszy niż roweru.
Innymi słowy: rowery górą, tradycja najlepsza
Chciałem kiedyś kupić mi scootera do pośmigania w większych miastach do tego przystosowanych, ale jak zobaczyłem ceny po inflacji to sobie darowałem. Czy dla gimbusów? Nie sądzę, nawet u mnie w mieście sporo dorosłych na nich się porusza
Jak to się mówi gimbusy zostali z banowani i nie mogą teraz jeździć na hulajnogach po mieście.
Te hulajnogi coś w sobie mają, bo co drugi użytkownik, to większy debil i pirat drogowy.
kupilem sobie pierwsza lata temu jak jeszcze nie bylo zadnej wypozyczalni miejskiej
nikt nie mial, wszyscy chcieli sie przejechac
a ja jezdzilem duzo, do pracy, do kumpli, na male zakupy
niestety po latach bateria slabla mocno i teraz z 25 km poczatkowych przejade pewnie max 12
jak zaczal sie hype i powstalo pelno wypozyczalni to sam stwierdzilem ze to bez sensu, hulajnogi walaja sie wszedzie ludzie jezdza jak wariaci, zwlaszcze ze te nowe sa szybsze, niektore jezdsza i ponad 40km/h
tak wiec jak ktos zamiast chodzic do pracy chce jezdzic to jest to niezly sprzet
Jeśli miałbym wyraźić swoje zdanie, to jest to bardzo niebezpieczne i wypadkowe urządzenie. Może wybuchnąć, przy ekspozycji na światło słoneczne, no i jak się przewrócisz, to i nie ma aż takiej kontroli. Reasumując, ja wolałbym zwykłą.
Nie mają żadnego sensu. Mają maleńskie kółeczka, więc jest trudne lub niemożliwe wjechać nimi w wiele miejsc, z którymi rower nie ma problemu. Poza tym są drogie, a te na wynajem zaśmiecają chodniki i ścieżki rowerowe tak jak samochody. Poza tym ich learning curve jest moim zdaniem jest trudniejszy niż roweru.
Innymi słowy: rowery górą, tradycja najlepsza
Ja to się zastanawiam jak to się może opłacać, wszak same się nie odstawią tam gdzie trzeba, a ludzie zostawiają to gdzie popadnie.
Dla mnie super sprawa. W zeszlym roku pojawily sie w niedalekim miescie i pierwszy raz moglem sie przejechac. Hoora chyba trolluje z ta learning curve :)
W kazdym razie. Jezdzilem miejskimi do pracy i bardzo sobie chwale ten srodek transportu.
Jeździłem na tym kiedyś, kiedy przestało mi się to podobać sprzedałem hulajnogę.
Hualjnogi ale tylko z dobrą amortyzacją. Te najtańsze to idzie zęby stracić na dziurach.
Są super. Somsiad znajomej dojeżdżał taką do roboty. No i jednego dnia tradycyjnie zapierniczał sobie wieczorkiem pustą jezdnią, wpakował się na jakąś niewielką nierówność, przeleciał przez kierownicę, przywalił głową w krawężnik i skończył w szpitalu. A konkretnie - to w szpitalnej kostnicy.
Tak, na rowerze z 10x większymi kołami teoretycznie mógł tak samo przelecieć przez kierownicę albo się na nią nadziać. Teoretycznie... Ja jednak obstawiam, że na dziurze ledwie by podskoczył, a jakby stracił równowagę, to jest większa szansa, że poleciałby na bok i co najwyżej kolano rozbił albo niech będzie, że i rękę złamał.
Ale znajomy z pracy dojeżdża tak do roboty i jeszcze żyje. :) Niestety, też jeździ jak wariat. A niby porządny gość...
Podziwiam ludzi jeżdżących wszelakimi jednośladami albo rolkami bez kasku.
Ja już że 3 razy bym miał łeb rozbity na rowerze.