Całą młodość rodzice i dziadkowie mówili , że CIĘŻKA praca popłaca i prawdziwy facet to ciągle pracuje i wiecznie pracuje :)
Dolatuje 40stki i chyba przepracowałem całą swoją młodość, często gardząc tymi co pracy unikali , kombinowali - jednym słowem robili co chcieli .
Podsumowując to wszystko stając przed lustrem wychodzę na frajera , gdyż nie mam źle , ale wcale nie mam więcej od tych co swoją młodość spędzili na relaksie , podróżach i byciu wolnym - paradoksalnie sam zrobiłem z siebie niewolnika... i nie wiem czy nie jest to kwestia wychowania i swojego rodzaju zaszufladkowania społeczności w której się człowiek wychowywał gdzie tak jak wspomniałem, wpajali CI do głowy od podstawówki , że pracuj chłopaku ciężko to będziesz miał w życiu dobrze, a na pewno lepiej niż te próżniaki.
Pokłosiem ciężkiej pracy są problemy zdrowotne , których raczej bym nie miał gdyby nie stres , przeciążenie , niedojadanie i niedosypianie ....
Ciekaw jestem czy nasi rodzice bo przypuszczam , że masa ludzi została w takim duchu wychowana mieli świadomość, że robią z własnych dzieci odpowiedniki mułów .
Tak wiem , że każdy ma swój rozum i można było stosunkowo szybko zrewidować idiotyczne porady rodziców i zmienić swoje funkcjonowanie , natomiast z domu idzie się z tym z czym Cię wypuszczają ... a jak zdasz sobie sprawę , że to była głupota to już jest ten czas , że masz czego żałować ...
Pozdrawiam niewolników pracy .
a z czego byś żył, gdybyś nie pracował?
Moi znajomi o których wspominam a mam ich sporo żyją do dzisiaj , jedni pracowali ciężko, inni mniej , niektórzy wcale .... i wszyscy żyją...
W żadnym , ale to w żadnym przypadku czas i wkład pracy nie przekłada się na znaczące różnice majątkowe - co ciekawe tam gdzie się pracuję ciężej i więcej są większe problemy z rodziną i dziećmi - a konkretnie czasem by to wszystko spiąć tak jak powinno wyglądać....
Co ciekawe z obserwacji i rozmowy wynika , że najlepiej w przypadku domu funkcjonuje schemat w którym jeden rodzic pracuje a drugi zajmuje się domem ...
Wygląda na to ,iż wszystkiego doświadczyli , niczego im nie brakowało - chociaż to ich bardzo subiektywna ocena i tak jakby realizują to co według mnie jest istotne a na co nie ma czasu gdy rodzice pracują a mają dzieci .
40 stka to ciężki okres w życiu wielu mężczyzn. Wiem co mówię ;)
Powodzenia w definiowaniu rzeczywistości na nowo :)
„Ciężka praca się opłaca” jest największym kłamstwem, jakie można wcisnąć swoim dzieciom. Mądra (nie mylić z pracą biurową lub umysłową) się opłaca, ciężka praca owocuje jedynie problemami zdrowotnymi i zwiększeniem obowiązków.
Tak wiem , że każdy ma swój rozum i można było stosunkowo szybko zrewidować idiotyczne porady rodziców i zmienić swoje funkcjonowanie
Niestety, tak to nie działa. Nie można zmienić efektów i wpływu otoczenia „pozytywnym myśleniem”. Od tego są terapeuci, bo człowiek, który doświadczył „toksycznych” porad (w przypadku pracy np. pracuj ciężko, nie zmieniaj pracy, nie chodź na chorobowe bo szef będzie zły) nie może po prostu zacząć działać inaczej. Autorefleksja przychodzi po czasie (jak w twoim przypadku), i żeby uchronić ludzi przed tym samym wypaleniem i podejściem „nic nie widział, nigdy nie żył” są powoli wdrażane kampanie społeczne, mające uświadomić, że praca to nie jest najwyższa potrzeba w życiu ludzkim.
Niestety, może i masz czego żałować, ale nie jest to twoją winą - tak zostałeś wychowany, i jedyne co możesz zrobić, to pomóc następnemu pokoleniu.
I tutaj właśnie zazdroszczę młodym. Jak jeszcze robiłem na etacie, to inne stare zgredy mojego pokolenia narzekały na nowych, że leniwi, że 16:00 i out z hali/biura, że nie biorą nadgodzin, że L4 sypią jak z rękawa, że zmieniają pracę co rok/dwa - a oni właśnie są zdecydowanie „mądrzejsi” niż narzekające na nich czterdziestolatki. Nie mają przywiązania do pracy, szef powie coś krzywego? Odpyskują znacznie gorzej i głośniej, zaproszą do kadr jak boss ma jakiś problem. I wychodzą z podniesioną głową, mając pół dnia na życie, korzystają ochoczo z urlopów podróżując lub po prostu gapiąc się w ścianę w mieszkaniu, odpoczywając mentalnie. Life work balance to zdecydowanie najlepsze, co młodsze pokolenie wniosło w świat pracy, i może oni nie będą zgorzkniali pod koniec swojego życia.
„Ciężka praca się opłaca” jest największym kłamstwem, jakie można wcisnąć swoim dzieciom.
Przesądzasz. Ciężka praca się opłaca, bo to prawda, ale tylko idzie w parze z użycie mózgiem i zaradność. No, to zależy od typu pracy i okoliczność. Raz się opłaca, a raz nie opłaca się. Ważne, żeby nie dać się wykorzystać dla innymi. No, trzeba dbać o zdrowie ciało i dobry sen.
Czasami ciężka praca niestety jest potrzebna do osiągnięcie niektórych celów niezbędne do życia np. budowa domu, praca na pole dla jedzenia i tak dalej. Ale to zależy od tego, w jakim sytuacji jesteś. Czasami również nie masz innego wyboru. Wiem to z doświadczenie.
Zgadzam się z innymi, że nie można ciężko pracować na ślepo i dać się wykorzystać na korzyść innymi. Też nie można pracować za dużo kosztem własny zdrowie, jeśli nie jest to niezbędne. Dobra równowaga to podstawa. Nie popadajmy w skrajności.
No, dobre narzędzie i technologii istnieją po to, by ułatwić nasze życie w miarę możliwości.
Jako osoba, która przeżyła znacznie więcej od Ciebie Xan, mogę stwierdzić, że po prostu życia nie znasz (lub nie potrafisz czytać ze zrozumieniem) i jedyną głupotą jest twoje bronienie współczesnego niewolnictwa.
Ciężka praca nigdy się nie opłacała. Ciężko pracował niewolnik, chłop pańszczyźniany, obecnie ciężko pracują pracownicy fabryk za minimalną krajową. Ciężka praca opłaca się jedynie ich przełożonym, dyrektorom, zarządowi. Tak jak napisałem powyżej, i zacytuje, sam siebie (bo ewidentnie pominąłeś fragment):
Mądra (nie mylić z pracą biurową lub umysłową) się opłaca,
Osoba pracująca mądrze, czyli na własny rachunek (nawet pracą fizyczną) lub adekwatnie do zarobków nie pracuje ciężko, tylko właśnie mądrze.
Ciężka praca nigdy się nie opłacała. Ciężko pracował niewolnik
Ty chyba nie wiesz, czym jest różnica pojęcie "ciężka praca" a "niewolnictwo".
mogę stwierdzić, że po prostu życia nie znasz
Chyba mnie nie rozumiesz i znowu nisko mnie ocenisz, to nie wiem, po co marnuję czasu na kogoś takiego jak Ty.
Oczywiście, że Cię nisko oceniam - przecież nigdy nie dałeś żadnego powodu, żeby oceniać Cię inaczej. Nie marnujmy swojego czasu, bo ani ja nie przekonam Ciebie, ani ty mnie nie zrozumiesz.
Podstawowy błąd to nie pracuj ciężko tylko pracuj mądrze.
Na wszystko jest miejsce i czas. Nie można popadać w żadną skrajność.
Jeśli interesują Cię tylko kategorie majątkowe, to tak, jesteś frajerem. Niemniej to niekoniecznie Twoja wina, może to szczyt Twoich możliwości.
Ale kogo obchodzą tylko ww.
Jeśli interesują Cię tylko kategorie majątkowe
Absolutnie nie , tak jak wyjaśniłem ... pracuje bo pracuje , w zasadzie nie mam celu , nie gonię króliczka bo chce jeszcze to czy tamto , natomiast by przypomnieć sobie dorastanie własnych dzieci a mam już 14 latkę to musze sięgnąć do albumu bo cały czas pracowałem myśląc , że pracuje w zasadzie dla rodziny , jednocześnie poświęcając cały swój czas pracy nie miałem czasu dla nich .
Nie jestem jakimś wyjątkiem ... są tysiące rodzin , gdzie mało kto może powiedzieć , że odpowiednio spędził czas z rodziną.
Tak, ale po "ciężkiej pracy" oczekiwales relatywnie większych zarobków, nie wiązałeś diady wałkoństwo-cieżka praca z kategoriami poza majątkowymi .
Tak, ale po "ciężkiej pracy" oczekiwales relatywnie większych zarobków
Tak mi wpajano odkąd poszedłem do 1 klasy szkoły podstawowej i jak szedłem na studia to z tym błogosławieństwem .
Rób tak a będzie tak - nikt innych argumentacji nie stosował - ciężka praca - lepszy byt .
Nie oznacza to , że tego chciałem.
Jesteś jak Dzikus z NWŚ. Przeczytaj jego rozmowę z Mondem, może zrozumiesz.
Jesteś tym kim jesteś dlatego, że robiłeś to co robiłeś. Nie podobasz się sobie?
W (chyba) psychologii funkcjonuje pojęcie efektu Dunninga-Krugera, który w dużym skrócie zamyka się w zdaniu: "Ludzie o niskim poziomie umiejętności wyciągają błędne wnioski i podejmują błędne decyzje, ale nie są w stanie popełniać błędów z powodu niskiego poziomu umiejętności".
Idąc dalej ludzie ci nie rozumieją popełnianych błędów co ich prowadzi do wiary we własną słuszność, i dalej, do wzrostu zaufania do własnych decyzji i do siebie, a także do świadomości własnej wyższości.
Mamy tu paradoks, z którym wszyscy często mamy do czynienia w życiu: mniej kompetentni ludzie postrzegają siebie jako profesjonalistów, podczas gdy bardziej kompetentni ludzie wątpią w siebie i swoje umiejętności. Im niższy poziom umiejętności, tym większa pewność siebie.
To jest znane od wieków. Znalazłem gdzieś w sieci dwa cytaty a propos efektu:
Karola Darwin: "Ignorancja rodzi zaufanie częściej niż wiedza"
Bertrand Russell: "Jedną z niefortunnych rzeczy naszych czasów jest to, że ci, którzy są pewni siebie, są głupi, a ci, którzy mają wyobraźnię lub zrozumienie, są pełni wątpliwości i niezdecydowania".
To co Cię trapi - trapi innych i trapiło ich od wieków i będzie trapić dawno po tym, gdy nie będzie tych, którym przekażesz swoje ideały, przekonania i wartości. I jeśli to zrobisz zgodnie z sumieniem i tym czego sam się nauczyłeś jest duża szansa, że ich też będzie trapić ta niepewność i powiedzenie "jeśli jesteś taki mądry, to dlaczego jesteś taki biedny".
Rozwiązanie jest jedno - przygotować się na to, że tak jest i olać to.
Bertrand Russell: "Jedną z niefortunnych rzeczy naszych czasów jest to, że ci, którzy są pewni siebie, są głupi, a ci, którzy mają wyobraźnię lub zrozumienie, są pełni wątpliwości i niezdecydowania".
Zupełnie nie wiązałbym tego z prozą życia, bliżej z problemem niepewności epistemologicznej.
a ja zgadzam sie z autorem w 100%, ciężka praca jest dla frajerów. Dlatego od 3 lat jestem bezrobotny, bo nie chce dalej być niewolnikiem systemu. pieniądze zawsze jakoś się znajdują, a nie jestem uwiązany codziennie na 8h niewolnictwa.
Przecież życie od pierwszego do pierwszego to podręcznikowy przykład niewolnictwa
a przepraszam pracując standardowo 40h tygodniowo w tym kraju to nie jest życie do pierwszego? ile procent polaków stać na jakiekolwiek oszczędności? Chyba że kłamiesz i kradniesz jako polityk, albo masz wyjątkowo dobry zawód typu Twój.
Z ciekawości - możesz coś powiedzieć o swoich zobowiązaniach finansowych? Masz kredyt, wynajmujesz, ile wydajesz na jedzenie itp.? Bo jeśli ot tak umiesz "znaleźć" co najmniej parę tysi miesięcznie na życie to podziwiam i sam chętnie bym poznał metodę.
dobra, przesadziłem, dorabiam sobie co któryś dzień, tyle ile by starczyło. Jestem w miarę tani w utrzymaniu i mieszkam u mamy, więc jakoś żyje.
nie skupiajmy się na mnie, bo wiem, że mam BARDZO dziwne poglądy na temat pracy.
Mieszkam u mamy i nie potrzebuje stałej pracy... No rozwalasz system gościu. Znałem takich i gdy rodzice odeszli to skończyli jak menele i domy posprzedawali. Kto ci dał plusy? Chyba jakieś bananowe nastolatki mieszkające z rodzicami.
Rozumiem, że obecnie czujesz się rozczarowany i zniechęcony swoim życiem zawodowym, ale chciałabym Cię pocieszyć i powiedzieć, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Praca jest ważna, ale nie powinna być jedynym celem w życiu. Warto czasami zrobić sobie przerwę, odpocząć i skupić się na swoim rozwoju osobistym.
Pamiętaj, że każdy ma inny sposób na to, jak spędzać swoje życie. Nie ma jednej drogi do szczęścia i spełnienia.
Nie warto patrzeć wstecz i żałować swoich wyborów, bo to tylko marnuje czas i energię. Lepiej skupić się na tym, co możesz zrobić teraz, aby poprawić swoją sytuację. Zmiana jest możliwa, trzeba tylko znaleźć w sobie odpowiednią motywację i odwagę, aby zacząć działać.
Brzmi pięknie - ale w teorii. W rzeczywistości jednak wiele ścieżek jest już zamkniętych :)
Szczególnie kiedy ma się rodzinę, kredyt i inne zobowiązania na głowie.
Obawy co do tego, jak poradzić sobie z rodziną, kredytem czy innymi zobowiązaniami, gdy zdecydujesz się na zmianę swojego stylu życia są jak najbardziej uzasadnione. To naturalne, że takie decyzje wymagają czasu i ostrożnego planowania, aby zmiany nie odbiły się negatywnie na rodzinie i sytuacji finansowej. Ważne jest, aby zacząć od małych kroków, które powoli staną się naszymi nawykami, a następnie stopniowo wprowadzać większe zmiany.
Można rozważyć różne opcje - niekoniecznie od razu trzeba rezygnować z pracy, ale można pomyśleć o bardziej wyważonym podejściu do równowagi między pracą a życiem osobistym. Ważne jest, aby zwrócić uwagę na swoje zdrowie psychiczne, ale także fizyczne, gdyż jest ono kluczowe do dobrego samopoczucia. Takie użalanie się i zazdroszczenie innym prezbimbania życia do niczego dobrego nie poprowadzi.
Co tu można poradzić?
Pizdnij to wszystko jeżeli możesz, jeżeli nie dasz rady to staraj się trzymać dystans, również do samego siebie.
Ale o co chodzi? Nie masz żony lub partnerki, zostawiła cię?
Całą młodość przeżyłeś w piwnicy z giereczkami, bez znajomych? Nigdzie nie byłeś, świata nie zobaczyłeś, niczego nie przeżyłeś, nikogo nie poznałeś i jesteś czterdziestoletnim prawiczkiem?
No nie, ponoć masz nawet córkę.
Sam piszesz, że nie jest Ci źle.
Gdzie tak tyrałeś, na magazynie, na kasie w Macro? Czy jednak na jakimś lepszym "stanowisku"?
Teraz pomimo tego wszystkiego masz jeszcze czas na bycie konfederackim/prawicowym trollem (to pierwsze tylko twoim zdaniem).
Zwolennicy Konfy to chyba doszliby do wniosku, że na co sam zapracowałeś, to masz, widocznie jednak nie byłeś ani taki mądry, ani sprytny, jak zazwyczaj sądzisz. Więc w czym problem? Bierz się do roboty, jeszcze masz czas by się dorobić.
To mój wątek a nie Twoja historia ;) bądź histeria...
Było się odnieść do tematu ...
Znowu Pan pomylił wątek :)
BTW dla Ciebie chyba każdy człowiek na globie jest trollem , jeżeli nie wierzy w to co Ty.
W dużym skrócie odpowiadając na Twoje pytanie "O co chodzi"
chodzi o zaprzepaszczenie czasu...
Szybciutko wróciłeś do starej roli internetowego kozaka.
Zakładając, że to jakimś cudem nie jest bait, niepojęte są dla mnie wątki, w których zawsze pewni siebie, zdecydowani, wyszczekani, często radykalni i dosyć ostrzy w osądach użytkownicy nagle, nie w gronie znajomych, ewentualnie nie u terapeuty, tylko na forum upadającego portalu o grach (gdzie newsy pisze ChatGPT), na którym w wątkach ogólnych zostały z sentymentu głównie niedobitki, piszą pod własnym, używanym na co dzień nickiem, takie posty i rzekomo odsłaniają szeroko swoją ludzką naturę, rozterki i wątpliwości, wreszcie przyznają się do osobistych porażek. No nie spina mi się to.
Oczywiście spinać się nie musi, bo różnymi drogami biegnie ludzkie życie i faktycznie to nie ludzie sukcesu piszą takie rzeczy na forach, co jakby uwiarygodnia autora... :)
Także widzisz, zakładając, że piszesz prawdę, to zdecydowanie jest twoja, a nie moja historia.
Nie dosłownie, ale trzeba mieć niepowodzenia na zbliżonym poziomie, by forum Gry-Online traktować nie jako miejsce rozrywki, czasem źródło porad, ale jako fotel u terapeuty albo coacha. Zwłaszcza prezentując określony światopogląd, bo po jakimś słabym emo lewaku można by się tego spodziewać.
Nie dosłownie, ale trzeba mieć niepowodzenia na podobnym poziomie, by forum Gry online traktować nie jako miejsce rozrywki, czasem źródło porad, ale jako fotel u terapeuty albo coacha.
Nie wiem czy nie zwróciłeś uwagi , że to co piszę w pierwszym poście jest stwierdzeniem faktu a nie prośbą o ratunek .
Nie wiem skąd wniosek , że oczekuje pocieszenia i odpowiedzi terapeutycznych .
To są refleksje z doświadczeń i idące za nimi wnioski , możesz mieć podobne bądź całkiem inne , możesz je potępiać bądź z nimi się utożsamiać - nie wiem dlaczego próbujesz oskarżać ...
Szybciutko wróciłeś do starej roli internetowego kozaka.
To nie je dziele wszystkich na trolli , pisowców , onuce i inne takie , nie nazwę Cię kozakiem , ale takie zachowania wydają się kozaczeniem .
A zatem ni z tego ni z owego na specyficznym forum wyrzucasz z siebie, że źle zrobiłeś słuchając starych, że zmarnowałeś swoje najlepsze lata, że zazdrościsz sprytniejszym znajomym, i w sumie nie oczekujesz niczego, ot, po prostu publicznie użalasz się nad sobą...
Mój pierwszy post to żaden atak. Owszem, okazuję w nim swoje zdziwienie, bo taka postawa gryzie mi się z twoim światopoglądem, ale jednocześnie, jakbyś nie zauważył, staram się zasugerować, że z ogólników, które wrzuciłeś, nie wynika, byś zmarnował zupełnie swoje życie, praca przyniosła ci jednak jakieś korzyści, zdołałeś założyć i mimo wszystko utrzymać rodzinę, która być może jest Ci wdzięczna za pracę na jej rzecz. Jednym słowem pokazuję, na przykladach, że - jeśli tylko nie masz depresji, bo wtedy to nie działa - warto zrobić też bilans zysków, zamiast dosyć oklepanego bilansu strat po 40. roku życia.
A zatem ni z tego ni z owego na specyficznym forum wyrzucasz z siebie, że źle zrobiłeś słuchając starych,
Nie do końca - stwierdzam , że ich porady być może płynące z dobroci a być może z niewiedzy były kompletnie nietrafione i jak bardzo minęły się z rzeczywistością.
że zmarnowałeś swoje najlepsze lata,
No nie , niczego nie zmarnowałem - stwierdzam , że uparte trzymanie się jakiegoś "postulatu" nie do końca w moim przypadku było słuszne .
że zazdrościsz sprytniejszym znajomym,
Nie.
Stwierdzam , że mimo iż wydawało się to niemożliwe to mieli rację...broń Boże niczego nie wolno nikomu zazdrościć .
po prostu publicznie użalasz się nad sobą...
A to dobre :)
sam jestem po 40tce
pracowalem kiedys sporo ale przynajmniej za ladna kase
ale duzo wydawalem, prywatna szkiola dla dzieci, podroze
kumple kupowali mieszkania na wynajem i maja po kilka, ja w sumie z majatku to mam dom na kredyt, dobre auto, troche sprzetu i tyle
bylem troche niewolnikiem pracy przez lata, zarabialem duzo jako freelancer wiec glupio liczylem w stylu - wezme 10 dni wolnego to nie zarobie 5000 euro (jak mialem dniowke 500)
potem sie to zwiekszylo do ponad 6000
a potem nagle mialem wywalone
bralem wolnego ile trzeba, czasem by pojsc na rower po prostu
a pozniej calkiem rzucilem prace ktora dawala mi ponad 12tys euro na miesiac by rozwijac swoje hobby o ktorym tu juz pisalem
i teraz zarabiam mniej, moze kiedys bede tyle samo co wczesniej, nawet duze ale watpie bym chcial do tego dopuscic bo to by znaczyloi ze pracuje znowu wiecej niz chce
masz o tyle komfortowa sytuacje, ze do pracy programisty zawsze mozesz wrocic
gorzej by bylo jakby smial dobrze prosperujacy biznes piekarski i chcial zaczac prace programisty, tutaj juz nie byloby do czego wracac ;)
Niby z kodzeniem jest podobnie, tak szybko wszystko się zmienia, ale też możliwe, że na poziome el. kocyka to inaczej wygląda, albo z jego skillem łatwo się doszkoli.
Natomiast jeśli nie uzbierałeś wielkiego pasywnego majątku kocyk to faktycznie odważna decyzja, by rzucić pewną pracę i potencjalnie pewien dosyć wysoki poziom życia. Historia trochę jak z filmu. :)
Jeśli przy takich zarobkach i wieku nie masz jeszcze dochodu pasywnego umożliwiającego bezproblemowe życie to chyba czegoś gdzieś zabrakło
Tak trzeba robić.
Życzę Ci żebyś znalazł następne fascynujące zajęcie jak znudzisz się piekarstwem.
Sam robiłem to kilka razy.
a okazalo sie ze duzo ludzi chce placic za moje umiejetnosci piekarnicze
sa jeszcze dwie rzeczy w ktorych jestem dobry, ale jedna nie jest do konca legalna a druga jest moralnie nieakceptowalna
wiec na tym nie zarobie:)
Słyszałem takie piękne opowieści, Ty siedziałeś w branży, znasz realia - jak sądzisz?
ja wprawdzie mam własną firmę i nie narzekam, mam też plan B, ale też chętnie posłucham o planie C, zwłaszcza, że lubię wysokie nominały
inaczej moze byc ciezko
ja mialem ze dwoch testerow z tego forum i ze dwoch z wykopu ktorzy szukali pracy jako juniorzy (3 mlodych a jeden po 30tce)
nie mieli expa, wiec nie mieli nic w CV, kazalem im naklamac, wpisac prace chociazby dla mnie jako podwykonawca
ze mna mieli dwie trzy dluzsze rozmowy gdzie wyjasnilem im co niby robili u mnie
byli kumaci, wiec szybko zalapali i to im dalo zaproszenia na rozmowe a tam juz sie musieli sami wybronic
sa jeszcze dwie rzeczy w ktorych jestem dobry, ale jedna nie jest do konca legalna a druga jest moralnie nieakceptowalna
wiec na tym nie zarobie:)
Jak to mowia - jesli nie wolno, ale bardzo sie chce, to mozna :D
druga jest moralnie nieakceptowalna
Nie no, OnlyFans pieczywa i wypieków to bym subskrybował.
sa jeszcze dwie rzeczy w ktorych jestem dobry, ale jedna nie jest do konca legalna a druga jest moralnie nieakceptowalna
No chłopie, teraz to musisz uchylić rąbka tajemnicy :D
BTW to nie Ty opisywałeś jak chłopaki pracujący w KE chodzili sobie w ramach przerwy lunchowej na basen itd.? Myślałem, że się nie przepracowujesz ;) Anyway szanuję za wielkie jaja, jak będę w okolicy to wiem gdzie łapać pieczywo.
srednio moi kumple pracuja 2h dziennie nie wiecej
a co do innych talentow to o jednym nie wypada mowic a poza tym zona by nie byla szczesliwa a jak pisalem drugi, ten zwiqzany z wypiekami w naszym kraju jest nielegalny
a wypieki dzialaja cudownie
Niby dobijasz do 40stki a naiwny jesteś jak dzieciak. Życie jest niesprawiedliwe. Tyle i aż tyle.
Niektórzy, jak Twoi znajomi, mogą mieć łatwiej, inni trudniej. Niektórzy będą harować całe życie bez chwili wytchnienia i nic nie będą z tego mieć. Niektórzy nie przepracują w swoim życiu nawet godziny, bo akurat urodzili się w takiej, a nie innej rodzinie (albo po prostu będą mieć szczęście). Niektórzy założą swoją, kochającą rodzinę i umrą w otoczeniu bliskich, inni umrą samotnie, naiwnie wierząc bajeczkom Disney''a, że i na nich ktoś gdzieś tam czeka. Dziwne, że starym koniom trzeba takie rzeczy tłumaczyć. A, no i to, że "prawdy absolutne" wpajane w dzieciństwie przez rodziców są najczęściej nic nie warte to też inna sprawa.
Żeby "życie" było niesprawiedliwe w ten sposób, trzeba by założyć, że każdy (w domyśle człowiek) powinien przechodzić przez nie z tymi samymi predyspozycjami, w tych samych warunkach. Sprawiedliwe w dopusczalnym uproszczeniu jest to, co należne według danego systemu.
Narzekanie, że życie jest niesprawiedliwe jest bez sensu.
Nie mów do mnie jak z telewizora. Napij się Stasiu i powiedz, o co się tobie rozchodzi.
Na szczęście mam świetny plan/lifehack, aby nawet nie dożyć do czterdziestki. I już nie muszę się spinać.
Via Tenor
Nie możesz mieć kryzysu wieku średniego, jeżeli nigdy nie dożyjesz średniego wieku
A ja, mimo wszystko, życzę ci pięciokrotnego wstawania nocą na siku, gdy juz będziesz dobijal osiemdziesiątki.
--> Mutant z Krainy OZ
Rozumiem, że to dobre życzenia.
Adresat życzeń:
1. dożyje sędziwego wieku
2. będzie miał gdzie spać (ma wstawać w nocy)
3. będzie miał gdzie sikać
4. będzie miał co pić
5. będzie na tyle sprawny fizycznie, że wstanie i dojdzie do miejsca sikania
6. będzie na tyle sprawny umysłowo, że będzie wiedział, że trzeba iść się wysikać
7. będzie MÓGŁ sikać i każde sikanie będzie krótsze niż 1/5 nocy, co też nie jest oczywiste w tym wieku
Chyba żaden facet nie pogardzi takimi życzeniami ;)
Jedno nie wyklucza drugiego.
Wielu mysli ze jak rzuci robote, to jakims cudownym sposobem nagle bedzie podrozowac, znajdzie piekna dziewczyne i przezyje niesamowita przygode.
Nie, tak nie bedzie. Jak rzucisz robote to zadna dziewczyna nie bedzie cie chciala i bedziesz siedzial i gapil sie w sciane w pokoju zamiast zarabiac pieniadze.
Po prostu trzeba znalezc robote ktora ci sprawia przyjemnosc i przynosi duzo $ to wtedy ci sie wszystko inne pouklada. I nie bedziesz mial wtedy wrazenie ze sie sfrajerowales.
Wiek tu nie ma nic do rzeczy. So 20 latkowie co zarabiaja miliony $ i sa 60 latkowie co ciezko tyraja i gowno maja.
Pokłosiem ciężkiej pracy są ...
NIE nie są. One są pokłosiem złych wyborów i niewłaściwie uporządkowanych priorytetów.
Ciężka praca nie jest zła i rzeczywiście przynosi efekty o ile jej cele są dobrze wybrane.
Jeśli mieć pretensje do rodziców, to o niezadbanie o umiejętność wyboru priorytetów, a nie o namowę do ciężkiej pracy.
I śmieszą mnie te teksty "pracuj mądrze, a nie ciężko" - to niemądrzy ludzie nie rozumieją, że ciężko nie oznacza niemądrze.
Najlepsze jest to, że na pytanie co to znaczy mądrze? (w konkretnym przypadku) odpowiedzi tacy zwolennicy "konceptów z kalendarza" raczej nie udzielają.
Powinno być po prostu "pracuj mądrze", ale to nie brzmi atrakcyjne i nie trafi do zagubionych szaraków, którzy z tego powodu np. nie puszczą adekwatnego mema na łotsapie lub nie wykupią kołczingu i nie dowiedzą się, że pracują ciężko aby opłacić kogoś, kto (jak im się wydaje) im wytłumaczy, jak pracować mądrze.
Rady rodziców w przeciwieństwie do rad takich "wszekliej maści kołczów" można zweryfikować na etapie porady - po prostu obserwując jak rodzice sami realizowali to, co radzą.
Z drugiej strony nie wydaje mi się bym dzisiaj sugerował młodemu pokoleniu by pracowało ciężko a jednak się kształciło i realizowało.
Co ciekawe jako rodzic sam zabieram wolność własnemu dziecku , gdyż przez pryzmat czasów dzisiejszych staram się je ukierunkować na konkretną drogę rozwojową bo według mnie to będzie stosunkowo lekkie , przyjemne i finansowo stabilne .
Zastanawiam się czy mówiąc mi czy nam nasi rodzice by pracować ciężko też mieli jakieś refleksję i rozterki czy to jednak taki ogólny przekaz - a być może takie były czasy.
Dzisiejsza młodzież nie chce pracować tak jak pracowaliśmy my , nie chce jechać do Holandii by zarobić sobie w pomidorach na odpowiednika naszego golfa - oni będą jeździć rowerem :) Niby śmieszne , ale mądrzejsze:)
A ja mam pytanie do ludzi takich powiedzmy 35+
czy zastanawialiście się w ogóle, jakie macie CELE? Tzn. celem pracy jest zarabianie, wiadomo. Ale myśleliście w ogóle, do jakich kwot dążycie i na co je chcecie przeznaczyć? Macie jakiś pułap ustawiony?
Bo w radzie "musisz się starać i ciężko pracować" nie ma w zasadzie nic złego, tylko brakuje drugiej części. Określenia celu.
Jasne, że można pracować, by kupić jeszcze większy dom/jeszcze lepszy samochód etc, ale nie sądzę, by wszyscy tu dali się porwać tak galopującemu konsumpcjonizmowi..
porwać tak galopującemu konsumpcjonizmowi..
Nie wiem czy jakieś 80% z nas właśnie dlatego chodzi do pracy , bo jest gdzieś chęć posiadania nowego i większego, która wyparła wszystko inne , łącznie z rozsądkiem .
A dlaczego należy mieć jakiekolwiek cele?
Dlaczego trzeba ustalać jakieś granice, dotyczące np. zarobków, ich pułapu czy ich przeznaczenia?
Na jakiej podstawie sugerujesz, że w radzie "musisz się starać i ciężko pracować" nie ma nic złego, skoro jest to motto współczesnych niewolników?
myslalem ze zarobie milion i bede mial 5000 pln odsetek na miesiac i bede sobie z tego zyl
smieszne to bylo
teraz nie mam celu - mam dom, maly bo nie chcialem sie zaharowywc na wiekszy, mam auto, mam dzieci
zarabiam by starczyloi na zycie i kilka razy w roku jakas fajna podroz
do tego swoje i dzieci aktywnosci dodatkowe i tyle
od lat wiem ze nigdy nie bede prawdziwie bogaty i ze bede musial pracowac jeszcze dlugo, jestem dosc majetny, ale do bogacza to mi super daleko
i w sumie jak o tym myslalem to nawet nie chce szalec z tym zarabianiem
moglbym zainwestowac w lokal, pracownika czy kilku i pewnie bym kosil dobra kase za rok czy dwa
ale tak pracuje sobie w domu, nie przemeczam sie a wystarcza na zycie
A dlaczego należy mieć jakiekolwiek cele?
Szczerze mówiąc nie znam ludzi żyjących bez celów, stąd być może to karygodnie mylne założenie.
no ale to też jest cel :) wieść z rodziną życie na zadowalającym poziomie, że tak to szeroko ujmę
jak czytam twe posty, to wydajesz mi się bardzo poskładanym człowiekiem który ogarnął swoje "life work balance", czego gratuluję (ale szkoda mi tych planszówek co się u ciebie kurzą ;) )
co prawda zajmuję się czymś zupełnie innym niż ty, ale ja po 10 latach pracy zaczynam się "kurczyć" paradoksalnie - mam swoją własną działalność, lokalu szukam mniejszego, o pracowniku to już w ogóle od roku nie myślę - skoro od 3 lat radzę sobie sama, to po co mi pracownik i wiele osób z mojego środowiska pyta, dlaczego się nie chcę "rozwijać" - a odpowiedź jest prosta, chcę sobie żyć spokojnie
Via Tenor
Szczerze mówiąc nie znam ludzi żyjących bez celów, stąd być może to karygodnie mylne założenie.
Pffff
Szczerze mówiąc nie znam ludzi żyjących bez celów, stąd być może to karygodnie mylne założenie.
Cóż, ja nie znam nikogo, kto żyje z jakimś „celem”. Nikt ze znajomych ani z rodziny nie mają jakieś arbitralnego „celu” do którego aspirują, bo niby czemu mieliby mieć? Życie to nie gra, gdzie dążysz do zdobycia jakichś acziwemntów lub zakończenia fabuły.
Pomijam oczywiście cele typu założenie rodziny lub kupno mieszkania.
Ja nie mam celów, mam tylko jakąś tam ogólną wizję, którą stałam się realizować, a cele są zmienne i elastyczne, bo przecież zmienia je na przykład sytuacja międzynarodowa. Cel brzmi strasznie zobowiązująco i nakłada za dużo presji. A presja powinna być tak w sam raz.
Trochę tak jest jak pisze autor wątku, ze jesteśmy zaślubieni pracy, ale jaka jest tak naprawdę alternatywa wobec tego.
W grach komputerowych, imprezach, wakacjach itd. najfajniejsze jest to, że są przerywnikiem od pracy. Jak miałem okresy, ze mogłem to robić cały czas, to wcale tak nie cieszyły, a wręcz mniej
Megera_ - ja pochodze z biednej rodziny
bardzo biednej, mama musiala wyjechac za praca jak bylem w liceum (a i tak zarabiala grosze) i zostalem sam w domu dorabiajac korepetycjami by sie utrzymac
na studiach - dwa stypendia naukowe i jedno socjalne by miec za co zyc
po studiach praca za grosze bo bezrobocie bylo 25%
znam wartosc pieniadza pewnie jak wszyscy biedni ludzie, ale znam tez wartosc czasu spedzonego z rodzina
moje corki to juz praktycznie nastolatki, zaraz naprawde beda mialy ciekawsze rzeczy niz siedzenie ze mna, tak wiec odejscie z pracy bylo tez spododowane tym zeby spedzac razem wiecej czasu
namowielm tez zone by rzucila prace bo ona juz w ogole miala z nimi mniejszy kontakt a miedzy nami bywalo mniej rozowo bo ona jak sie wkreci to jest bardzoi zaangazowanym pracownikiem, takim co to nawet pracujac zdalnie nie poswieci na obiad wiecej niz 10 minut i wraca do laptopa
i tak sobie zyjemy, ona probuje rozwinac swoj maly biznes i sie szkoli, ja rozwijam swoj maly biznes i staramy sie oboje mimo ze juz prawie 25 lat razem
a planszowek zal:( nie chcesz kupic? mam fajny strych zawalony pudlami
Dlatego najlepiej rozwieść się jeszcze przed czterdziestką.
Via Tenor
9 miechów urlopiku i końca nie widać<3
Jak można zapierdzielać cały rok dla kilku tygodni wolnego? LOL
Życie dzieje się teraz, zaraz czas umierać, o cholera
Zawsze przy takich rozkminach przypomina mi się moment z Tokyo Drift >>> https://www.youtube.com/watch?v=Wyz2NhxdObM
Mam taka radę odnośnie ''kryzysu wieku średniego mężczyzn'' - znajdź sobie jakieś hobby na które wydasz kasę(o ile możesz) i zatrać się w nim. Przepuszczanie kasy, takie z pozoru bezsensowne, nieopłacalne ale będzie sprawiać radość. Choćby takie kolekcjonowanie z samego kupna i szukania rzeczy, czegoś co nie ma wartości dla wielu osób. Wydaje się śmieszne i głupie ale wiele ludzi dziwi się potem, że znalazła coś co wcześniej potrafiła omijać czy nawet tym gardzić.
Maverick0069 - pracujesz po to aby mieć za co żyć i żyć na jakimś poziomie. Jeśli nic nie odziedziczyłeś a większość osób jednak niewiele odziedzicza to jesteś kowalem swojego losu. Jedyna szansa aby nie pracować do 67 roku życia lub mieć pracę elastyczną to założenie własnej działalności. Poza tym poza szczególnymi przypadkami pracy w dużych firmach i awansu w jej strukturach nie ma żadnej szansy na zarobki takie jak przy własnej działalności. Wszystko jednak rozchodzi się tylko o prostu współczynnik poświęcony czas / wysokość zarobku czym jest wyższym tym lepiej. Potem albo masz duże oszczędności albo budujesz mechanizm dochodu pasywnego. Oczywiście lepsze jest to pierwsze. Najgorsze jest jednak porównywanie się bo jest to bez sensu, przede wszystkim nie każdy zaczyna z tego samego miejsca po drugie nie ma to żadnego sensu chyba że chodzi o motywację. Z mojej perspektywy prawdziwe szczęście to szczęśliwa i przede wszystkim zdrowa rodzina / a wszystkie inne rzeczy materialne to tylko pomoc jak kropka nad i w tym szczęściu.
Pokłosiem ciężkiej pracy są problemy zdrowotne , których raczej bym nie miał gdyby nie stres , przeciążenie , niedojadanie i niedosypianie ....
Oj nie nie nie. To nie jest pokłosie ciężkiej pracy. To jest pokłosie wyzysku w który dałeś się wrobić. Trzeba było na którymś etapie powiedzieć: stop.
Jeżeli byś był wcześniej asertywny, to by do tego nie doszło. Jeśli by Ci zagrozili zwolnieniem. To niech zwalniają, niech zatrudniają te stada chętnych.
Powinieneś sobie zrobić rachunek sumienia, bo tak nie może być. To że mają w firmie złą organizację pracy to jest wina jej organizatora, nie Twoja. Ja teraz jestem w pracy w której służbowy telefon zostawiam na biurku. I to nie jest kwestia tego, że mam wywalone, tylko jasno postawionej granicy. I się nie stresuję po godzinach pracy. Praca jest fajna ale nie można sobie dać wejść na głowę.
Miej czas po pracy na swoje hobby, samorealizację i rodzinę.
Chłopie, ja może nie zarabiałem tyle co el.kocyk a już na pewno nie tyle co żona Alexa, ale nie jest źle, zdarzało się regularnie przebijać te 50-70k miesięcznie i wiesz co?
Ma masę znajomych znacznie majętniejszych ode mnie, bo np. babcia zmarła zostawiając na Żoliborzu bliźniaka wartego 4 bańki. Znajomy odziedziczył kamienicę we Wiedniu (choć tu ktoś się pokumał w temacie i namówił go na wymianę na altanę pod Warszawą :D). Turbodebildwieleweręce wszedł w krytpo gdy ja wpakowałem wszystko w biznes, który padł na cyce po 3 miesiącach. Trochę też wywaliłem się na nieruchach/inwestycjach i nawet nie mam własnego mieszkania (choć stać mnie na nie).
I wiesz co? W sumie nic. Jest spoko, pożyłem, popodróżowałem, nadal nie jest źle a będzie tylko lepiej. Lubię to co robię, nie powiem że dnia nie przepracowałem, ale niewiele było miesięcy bez satysfakcji zawodowej.
Oh wait. Niedosypianie? Niedojadanie? To mi przypomina nie pracę a frajerstwo wczesnych milenialsów i poprzedników. No to tak, nie warto, głupiś. Czasem mi się wydaje, że 90% roboty ciągną właśnie roczniki "do ~1985", późniejsze zdecydowanie bardziej rozpieszczone, ale i mądrzejsze przez brak kultu zapierdolu.
cały post git, ale...
brak kultu zapierdolu. - pierwszy raz ktoś wspomina. SKĄD to się bierze u ludzi? Ten kult zapierdolu. Dobra, część z prlu, ale w tych czasach...
Szczerze to miałem przez jakiś czas chęci na ten „kult” ze względu na ojca budowlańca który ciągle od dzieciaka namawia i zaciąga na budowę „by sobie dorobić”. Ten kult mi wpojono. Bardzo słabo się to opłaca jeśli wcale opłaca… czasami pracowałem w temperaturach -8*C pół dnia i tak dalej. Od jakiegoś czasu odmawiam mu czegokolwiek i specjalnie nawet prawo jazdy nie robię, bo by się zbytnio rządził i narzekał, że czegoś dla niego nie zrobię (jakbym swojego życia nie miał).
Inne czasy- odnoszę wrażenie, że jednak te pokolenie w tył ode mnie (i dalsze pewnie też) dalej uważa, że tylko ciężka fizyczna praca w okropnych warunkach da chleb. Wmawiają mi to od dziecka, ale odkąd zaczynałem być bardziej realnie samodzielny w „zarabianiu kasy”- czyli pewnie przełom 14-15 roku życia, tak po prostu coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że robienie kasy potrafi być BAJECZNIE proste- trzeba wiedzy, cierpliwości i umiejętności, ale nie trzeba pod żadnym pozorem niszczyć siebie w okropnych warunkach.
Ten świat zmienił się drastycznie, a moi rodzice wcale nie są tak starzy. Po prostu trzeba patrzeć raczej swoimi oczami i brać na poprawkę próby ustawiania swojego życia przez otoczenie które nie zna obecnego świata. To jest jedna z możliwych odpowiedzi na istnienie tego „kultu”. Tak nam przekazywali starsi, a przecież oni często nie znają tego świata lepiej wcale od swoich 8 letnich dzieci ;). (Co nie znaczy, że te dzieci ten świat znają.)
a jak widzisz moje zarobki juz spadly, zony spadly drastycznie i dalej zyjemy i nawet jest nam lepiej niz wczesniej
ja naprawde nie jestem wymiataczem, nie nadaje sie na managera, swietnie sobie radze jako koordynator lub leader a takze jako zwykly tester, choc automaty ktore ja umiem sa malo popularne i drogie a nie znam glupiej javy czy pythona by ogarniac seleniumy i inne (probowalem sie nauczyc ale to nie dla mnie)
ja lubie IT i sie tam odnajdywalem, ale jakbym teraz byl juniorem to nigdy bym nie dostal pracy bo ludzie umieja o niebo wiecej niz ja:)
a za pare lat (no dobra, 7 lat) bede mial 50 lat. kto bedzie chcial drogiego podstarzalego testera jak moze miec tanszego wymiatacza?
Mimo, że ja miałem pomysł i założyłem firmę, wyremontowałem dom i ciągle w "coś" inwestuję (zamieniam stare na nowe) to dopiero moje dzieci zakosztują luksusu. Ja niestety będę pracował i nic z tego konkretnie nie będę miał. Inna sprawa jakby moje rodzice, dziadkowie mieli już coś poukładane ale niestety jak się urodziłem to moja rodzina była szarymi pracownikami i żyli od 10-tego do 10-tego każdego miesiąca.
Jakbym dostał na starcie milion to sprawa byłaby z goła inna ale cieszę się, że moje dzieci nie będą musiałby pracować w firmie za najniższą krajową i to jest mój największy sukces.
Niektórzy mają łatwiej bo wystarczy mieć bogatych rodziców albo dziadków czy też ożenić się z bogatą kobitą. Jak tego nie masz to musisz coś sam ogarnąć, a to jest ciężko zrealizować.
z tymi dziecmi to prawda, to jest sukces
ja dalem córkom oprocz przyjemnego dziecinstwa języki - miedzynarodowa szkola od malego wiec teraz mowia 3 jezykami plynnie w wieku 10 i 12 lat a ucza sie kolejnych
ja sam mam ogromne problemy z jezykami, mam zero zdolnosci a do tego wade wymowy, wiec przynajmniej o tyle beda mialy latwiej
Niektórzy mają łatwiej bo wystarczy mieć bogatych rodziców albo dziadków czy też ożenić się z bogatą kobitą.
Masz na myśli Alexa, który próbuje nam wmówić, że sam do wszystkiego doszedł i nienawidzi nierobów i tych którzy idą na łatwiznę ponieważ sam jest utożsamiany z taką osobą czego nie lubi i stara się nie dopuszczać myśli że tak rzeczywiście jest?
Wystarczy tanio kupić, drogo sprzedać, to jest podstawa każdy geszeft, i jest bardzo proste żeby to wszystko pojąć, ale na szczęście mało który goj to pojęcie ma.
HETRIX22 - oczywiście że ciężką pracą, musisz najpierw pokonać parę etapów w biegu jak chcesz aby ktoś ci dał pomocną dłoń, poza tym ja mam rozdzielność majątkową jak nie wiesz co to znaczy to wpisz sobie w google :)
spoiler start
Moja małżonka ma majątek nie osiągalny dla zwykłego śmiertelnika ale to jest jej majątek nie mój.
spoiler stop
Alex twoja żona to tylko wierzchołek góry lodowej, lepiej pogadajmy o twoich rodzicach. Coś mi podpowiada, że to nie za swoje ciężko zarobione pieniądze kupiłeś sobie lokal pod swoją działalność.
W żadnym , ale to w żadnym przypadku czas i wkład pracy nie przekłada się na znaczące różnice majątkowe - co ciekawe tam gdzie się pracuję ciężej i więcej są większe problemy z rodziną i dziećmi - a konkretnie czasem by to wszystko spiąć tak jak powinno wyglądać....
Czyli sugerujesz że dorobiłeś się Porsche i kolega bumelant co unikał pracy będąc pasożytem na karku innych dorobił się jeszcze lepszego Porsche? No to chyba muszę przestać pracować, choć ja mam ten problem że za bardzo lubię swoją pracę i traktuję ją czasem chyba jak jakieś hobby bo idę do niej z uśmiechem na twarzy tak jak choćby do ulubionej restauracji.
zawsze powtarzałem dla pracowników "musisz traktować swoją pracę jakbyś pracował dla siebie a firmę jakby była twoja i będzie idealnie" :)
Alex jeśli pracownik dostaje wypłatę w wysokości właściciela firmy, to nie ma problemu!
Czyli sugerujesz że dorobiłeś się Porsche i kolega bumelant co unikał pracy będąc pasożytem na karku innych dorobił się jeszcze lepszego Porsche?
HEHE a to dobre.
Bardziej ciężką pracą dorobiłem się własnego domu jednorodzinnego i to na prawdę ciężką pracą , zarówno w kraju jak za granicą swojego czasu .
Natomiast taka wizja posiadania swojego domu zaszczepiła mi się bardzo dawno i nie dane mi było tego doświadczyć w taki sposób jak kolegom wyżej , którzy rzucają kwotami dla mnie nieosiągalnymi :) i to właśnie ich mam na myśli, że się łatwo dorobili nie pracując ciężko , ale po namyślę chwała im za to !
50 czy 70 tys miesięcznie..... - za granicą zarabiałem 10 miesięcznie max za miesiąc ciężkiej pracy...
Co do Porshe - moje zagazowane auto jest już dawno pełnoletnie :) nie kręcą mnie auta - mam inne pasje.
Zalezy jak to odczytasz. Znam kogos, kto doszedl do szczytu w mojej profesji i kiedys powiedzial mi cos podobnego'' traktuj siebie jako firme, a rodzine jako priorytet''. I sie z tym zgadzam, mocno to pomaga w zdrowym poejsciu do pracy, pracodawcow i zycia w ogole.
Co do Porshe - moje zagazowane auto jest już dawno pełnoletnie :) nie kręcą mnie auta - mam inne pasje
To był tylko prosty przykład, bo czytając Twoje posty odniosłem wrażenie że nie warto pracować bo i tak ci co nie pracują lub się obijają dorabiają się tego samego. Tylko że to są tylko pojedyncze jednostki które są mniejszością, bo jednak większość co do czegoś doszła to jednak ciężką pracą. Zgadzam się że jedni i drudzy ciężko pracowali i jeden z nich ma znacznie więcej. Ale to już należy rozpatrywać w ramach branży jak również czasu gdzie na tym czy owym było można znacznie więcej zarobić.
ale czy nie lepiej umrzec po dlugim i ciekawym zyciu w miare dobrych warunkach niz po zyciu w biedzie cale zycie?
Widzialem w praktyce i druga wersje: ucz sie a wyjdziesz na ludzi. Jak kazda tego typu porada, ma to ograniczone zastosowanie. A moze inaczej: jak ktos za sztywno do tego podchodzi to wychodza potem kwiatki.
Ten wpis przypomina mi jedyny film z Netflixa, po ktorym pomyslalem, ze bylo tam cos wiecej niz rozrywka. Nie pamietam tytulu, ale dorosli polscy aktorzy grali dzieci chodzace do szkoly. Zrobione to bylo genialnie, z kilkoma przeslaniami, ale jedno bylo takie, ze dorosli maja ogromy wplyw na dzieci. Wiec nieco uwazam co robie i co mowie, bo dzieciaki przejmuja, czy chca czy nie chca.Wiec jak tez masz dzieci, to wiesz...
Często ta porada z nauką okazuje się znacznie głupsza niż ta z pracą - z podobnych powodów :)
Co
Lubimy porównywać się do tych którzy mają lepiej, zupełnie ignorując tych którym nie do końca poszczęściło się w życiu.
Tak też zrobił autor wątku.
Ja zaproponuję coś innego - gdybyś miał się jeszcze raz urodzić i mieć losowo wybrane miejsce i okoliczności urodzenia, to czy poszedłbyś na taki zakład?
Przypominam że mamy na świecie około 8mld ludzi i w tym zakładzie każdy z tych 8mld ma to samo prawdopodobieństwo że stałbyś się nowym człowieczkiem.
spoiler start
ja bym w życiu nie poszedł na ten zakład
spoiler stop
Moja ulubiona perspektywa. Dziękuję losowi, że urodziłem się na półkuli północnej. Wystarczy.
No cóż powiedzieć, nie ma co ukrywać ale też już mam dosyć, długi czas robię od 7:00 - 17:00 i 2 soboty minimum i się żyć odechciewa, może pieniądze nie są z tego układu złe, bo za nadgodziny jest więcej ale co z tego, a jak wrócisz do domu to się odechciewa wszystkiego, a takie patusy co ciągną na socjalach czy sebixy które sobie chodzą na mieście, zadowoleni z życia, trochę to przykre, nie ma i nie będzie sprawiedliwości.
Widziałem już ludzi, którzy za gównianą plastikową plakietkę pracownika miesiąca wypruwali sobie żyły, czy pracowników „awansowanych” na kierownika, którym dokładali 300% obowiązków I dwie stówy więcej do wypłaty.