Ciekawe czy ktoś rozpoznaje?
Zaraz zaleję to wrzątkiem i przykryje na 10 minut. Palce lizać.
Wygląda na tofu
Jeszcze 2 składniki i nazwa. Może powinienem jakąś nagrodę ufundować?
Po zalaniu, gotowe do spożycia. Czas przygotowania 5 minut + 10 minut "dochodzenia"
wodzionka? strzelam, bo nigdy nie jadlem
jajka? w sensie na samym dnie talerza pod chlebem.
Wodzionka - masło, woda, chleb, MAGGI, pieprz
edit: czosnek chyba jeszcze
Wodzionka jak nic. Chyba, że Ty to jakoś po swojemu nazywasz i liczysz, ze ktoś zgadnie.
Nazwa: Wodzionka - jest
1. składnik: chleb - jest
2. składnik: czosnek - jest
3. składnik: maggie - jest
4. składnik: masło - jest
5. składnik: ?
Nie liczę składników jak woda, sól, pieprz
Wszystkie 5 składników znajduje się na pierwszym obrazku.
Piaty składnik czyni ta potrawę regionalną. Bo co region to inna wodzianka.
Najbliżej jest Szyszkłak. jak nikt nie zgadnie 5 składnika, wyśle ci gifta w postaci Vampire Survivors, może być?
Nigdy o czymś takim nie słyszałem, to jest jakieś regionalne danie?
Nie wygląda apetycznie
Potrawka z piekielników i chrząszczy ala Snaf.
Podpowiedź: U "nas" nie mówi sie na to wodzionka, bo to Ślązaki tak nazywają. U mnie w domu nazywało sie to chlebówka.
W oryginale na pewno nie było glutaminianu sodu i ekstraktu z drożdży tylko naturalny lubczyk :)
Ten piaty skladnik to moze kminek? Moj ojciec dodawal to obrzydlistwo do wodzionki.
Dziekuje slicznie... :)
Corka sie ucieszy...
5. składnik: ?
Jakiś ser - oscypek lub to białe zanim stanie się oscypkiem?
Nie znam dania, nawet w najgorszym okresie komuny takich bieda dan u nas nie bylo.
12 latek i komuna, Dobre.
Z takich bieda dań (połowa lat 80tych) to obiad: panierowana martadela lub kotlety jajeczne
na śniadanie prawie zawsze: chleb z paprykarzem, chleb z drzemem, chleb z cukrem
kolacja placki ziemniaczane z cukrem.
Ale mój ojciec strajkował w kopalni w 80' to rodzina miała później lekko przejebane.
Jak ktoś miał rodziców w partii to nie znał "bieda" dań.
Tak tak zaraz partia musi byc ;)
Jestem ze wsi i poprostu rodzice i dzadkowie potrafili zadbac o to aby czlowiek nie zyl o chlebie i wodzie jak w wiezieniu.
U mnie nie bylo mortadeli czy paprykarza bo takich luksusow nie bylo gdzie kupic, ale zrobiona wiejska kielbasa czy schabowy sie pojawialy bo bilo sie wlasna trzode.
Jak ktoś miał rodziców w partii to nie znał "bieda" dań
W 80-tych latach przyjechaliśmy na spartakiadę młodzieży na Śląsk - do Janowa.
Żarliśmy tam przez tydzień z kopalnianej stołówce śniadania, obiady i kolacje.
Codziennie mięso i wędliny, a miłe panie wciskały nam dokładki, bo trzeba jeść, aby być zdrowym!
W tym samym czasie w szkołach poza Śląskiem, aby dzieciak dostał obiad z mięsem, to musiał oddać kartkę na wołowinę z kością, a w piętki miał "zupę nic".
Baliśmy się, że każą nam oddać te cholerne kartki.
Więc nie pieprz mi kolego o przynależności do partii, bo nie masz prawdziwego odniesienia.
Ja nie znam prawdziwego odniesienia? Gdy mój ojciec siedział a matkę wyjebali z roboty to żeśmy żarli wszystko, sam chodziłem rwać rabarbar i szczaw za szkołą, bo wiedziałem, że w domu będzie głodno. A w tym samym czasie koledzy chodzili wyżarci i śmiali sie, że mnie Solidarność wykarmi.
Te dania wspominam, bo do teraz, u mnie w domu, żadne żarcie nie ma prawa być wyrzucone.
Przykro mi to czytać. U mnie nikogo nie zostawiali na lodzie, a jeśli jakiś "wyżarty" kolega śmiałby się do kogoś w takiej sytuacji odezwać w ten sposób, to raczej by tego pożałował.
Przepraszam, że to zacząłem, ale napisałeś to wyżej jakby wszyscy dookoła byli partyjni i mieli jak pączki w maśle.
nie kontynuujmy tego wątku - PAX
A nie jakieś stejki, homary i inne kawiory którymi się tu raczą prezesi GOLa.
Ależ Panowie! Plebejskie jedzenie ma mnóstwo uroku a na dodatek jest dobre i tanie, niezłożone w przygotowaniu a jednak sycące.
https://www.youtube.com/watch?v=l6JwCq7evaQ&ab_channel=BergNoMusic
Za konusa biegało się z kromalem z masłem/smaluchem z cebulą i pomidorem (sól, pieprz), jadło z wdzięcznością szczawiową z jajkiem lub wspomniane ziemniaki z sadzonym i zsiadłym mlekiem. Odsmażane ziemniaki z cebulą też często bywały... a teraz ehhh... majonezy i homary...
To co robiliście ze starym chlebem?
Ja jeszcze pamiętam, jak chodził kilka razy w roku koleś, który zbierał stary chleb - taki już spleśniały, .
Do teraz nie wiem co z tym chlebem robił. Trzeba tez wiedzieć, że dawniejszy chleb nie pleśniał tak szybko. Spokojnie 4 dni mógł leżeć i nic mu nie było.
Stary chleb lądował w lnianej torbie która wisiała na kaloryferze w kuchni. Wywożony do rodziny we wsi dla konia czy świń.
Trochę czerstwego pieczywa kończyło jako tarta bułka - nic się nie marnowało.
U mnie stary chleb szedl do swin. A czerstwy to najwyzej konczyl u mnie ubebrany w jajku i obsmazony na masle jak rodzice byli w polu a ja zglodnialem.
Tęsknię za starym chlebem - te 20 lat temu jak jeszcze się wesoło chodziło do szkoły, to w drodze powrotnej zatrzymywałem się w lokalnej piekarni i kupowałem gorący bochenek i zamiast wracać autobusem do domu, to szło się pieszo pałaszując po drodze chlebek.
Ta piekarnia wciąż istnieje, ale to co sprzedają trudno nazwać chlebem - kwaśny w smaku i w mig obrasta go pleśń, nie dość że nie smaczny to i drogi.
Nie będę zakładał nowego tematu więc podepnę się pod ten: przyznać się: ilu z Was już podjadało świąteczne potrawy? Ja bym jadł już tylko takie i dlatego dzisiaj zjadłem kilka kawałków karpia, a przez wcześniejszy tydzień zjadłem chyba z 50 pierogów z grzybami z barszczem. Na tym też na pewno się nie skończy. W końcu mamy sezon na: "zostaw to, to na święta", więc trzeba się tego trzymać :)
dzisiaj zjadłem kilka kawałków karpia, a przez wcześniejszy tydzień zjadłem chyba z 50 pierogów
Tak, a w bajce były smoki.
Tak, a w bajce były smoki.
Nie dość, że debil i niedowiarek, to jeszcze złodziej cudzych kont.