This War of Mine ma już 8 lat; oto największe osiągnięcia gry
This War of Mine to wyjątkowa i niezapomniana gra, a wsparcie dla Ukrainy jest godne podziwu.
gralem ale odrzucił mnie poziom trudnosci. wyjątkowo jak nigdzie indziej brakowało mi samouczka, wprowadzenia, czegokolwiek. moje postacie ciagle chorowały a łowy nie przynosiły spodziewanych zysków. byłem gotów zaatakować innych cywili ale nie wiedzialem jak korzysta sie z broni i zginela mi najwazniejsza postac.
kiedys pewnie do tego wróce ale narazie odpuszczam
Świetna gra ale niestety niesamowicie się odbiłem właśnie przez te wspaniałe osiągnięcia. Przez nie gra kojarzy mi się z typowym kucem który to się oburza na każdy gównonews o tym jak gry powodują przemoc, z gównoredaktorami mainstreamowych gazetek którzy piszą jak TO GRY JEDNAK MOGĄ BYĆ WARTOŚCIOWE bo znaleźli grę o wojnie...
No, nie przeczę że to nie jest zdrowy mechanizm wyrabiania sobie opinii o tej bez wątpienia dobrej grze ale niestety to co się wokół niej dzieje mocno mnie do niej zraziło
Dla mnie najlepsza polska gra.
Kiedyś też się odbiłem przez cwaniakowanie. Przepis na sukces w zasadzie jest prosty - nie krzywdzimy cywili i ludzi dobrych. Główny nasz tragarz dostanie załamki przez co nasze lokum z twierdzy zmieni się w pogrążający sie szpital, który opanują może najlepsi. Nie tędy droga.
Zbieramy głównie drewno, żywność, wodę, leki potem reszta no i cenne rzeczy nie tyle dla nas co na .. handel !
Przez likwidacje jakichś łotrów i wojskowych [z tymi ostrożnie, najlepiej z zaskoczenia i bliska] zdobyłem tyle broni i amunicji, że nie musiałem jej wytwarzać - co oszczędza mase surowców, czas, nie wymaga maksymalnej rozbudowy a daje szybko inne cenne surowce.
Aż szkoda mi było kończyć grę, tyle było jeszcze do odwiedzenia - magazyn wojskowy ahh. Nie zdążyłem pobawić się też choćby kamizelką kuloodporną :)
Mój czas 45 dni , (10h)
Dla osób niecierpliwych jest sposób na Save ( od danego dnia), można np co godzinę go sobie zrobić przed trudną lokalizacją. Używałem go przy trudnych, ale wspaniałych DLC, no cóż