Trzymanie się kanonu w Obi-Wanie Kenobim zaszkodziło historii? Scenarzysta komentuje
Wszystko zawsze winne, tylko nie biedni Showrunnerzy i debilne Scenariusze. Ot wspolczesne "wielkie kino".
To wina grawitacji, że się przewróciliśmy i sobie głupie ryje rozwaliliśmy, bo jakby nie grawitacja, to by można było zataczać się po pijaku do woli!
NuWars w pigułce.
Już się nawet komentować takich wypowiedzi nie chce... zamiast czytać wakeizmowe lektury, wróćcie do europejskiej filozofii, literatury i sztuki, weźcie się do roboty i rozwijania własnego warsztatu, zamiast narzekać na słuszną krytykę! Sukces Lucasa polegał na tym, że czerpiąc z największych klasycznych mitologii i toposów, stworzył dzieło uniwersalne, przekonujące, autentyczne, spójne wewnętrznie, świat o własnej dynamice i zasadach, w których spójni psychologicznie bohaterowie próbują się odnaleźć.
(w progresywnej narracji zasady fikcyjnych światów nie istnieją, można je zmienić lub złamać, byle tylko pasowało to do danej przebudzeniowej koncepcji... nie mówiąc już o płytkiej jak kałuża psychice większości bohaterów...)
Bo, mimo że umieszczone w fikcyjnym świecie, było ono prawdziwe - mówiło o rzeczach, z którymi każdy musi się zmierzyć w swoim własnym, realnym życiu.
Natomiast wytwórnie filmowe dobierają obecnie twórców nie po dorobku, nie po wizji, nie po nowatorskości, nie po warsztacie i umiejętnościach, nie po elokwencji, tylko po poglądach politycznych, tudzież przynależności do jakiejś grupy, której lansowanie jest obecnie modne. I tak pokolenie młodych, przekonanych o swojej wyższości, kulturowych analfabetów z dyplomami amerykańskich wydziałów humanistycznych, głosi w swoich żenująco miernych wypocinach ewangelie przebudzenia. Efekty są, jakie są - zalew crapiszczonów wyprodukowanych przez intelektualne miernoty.
Jeden z elementów Obi-Wana, o którym się za bardzo nie mówi, to fatalna muzyka. Kompozytorka dobrana z klucza równości płciowej, bez umiejętności, warsztatu i doświadczenia, położyła najlepszy i najbardziej charakterystyczny element serii. Żenująco mierną orkiestrację tłumaczyła w wywiadzie wizją artystyczną...
Nastąpiła powszechna sowietyzacja mediów rozrywkowych w USA - "nieważne czy mierny, ważne, że nam wierny".
Kenobi to jest doskonały przykład serialu, który jest po prostu zbędny. Ani nie wprowadza nic nowego do kanonu, nie nadaje głębi temu co już zobaczyliśmy ani też nie broni się jako samodzielna historia.
Kenobi w pierwszej trylogii jak by stary to byl madry.
W drugiej jak byl mlody to byl w pelni sil i zdolnosci.
A pomiedzy, czyli w tej disneyowskiej abominacji byl cofnietym w rozwoju, sterowanym przez 10 latke glupkiem.
Przeciez Disney wyrzucil kanon do kosza wiec co to za placze?
Ale oddajmy sprawiedliwość. Ta dziesięciolatka mówiła i zachowywała się, jakby była po czterdziestce. Bardzo oryginalny zabieg ze strony scenarzystów.
Andor póki co się trzyma kanonu, albo robi retcony w dobry sposób, na przykład było wcześniej że pochodzi on z planety Ferrix, podczas gdy w serialu urodził się na Kenari, ALE w papierach ma Ferrix i generalnie raczej czuje się związany z tym miejscem bo tam został wychowany.
A tak z innej beczki to zobaczmy na Abramsa, chłop miał gdzieś kanon i to co było wcześniej (Poe przemytnikiem chociaż wszędzie indziej było że od początku był w wojsku kak rodzice) i generalnie miał gdzieś całe Story Group, no i stworzył Rise of Skywalker które w momencie premiery na Rottenach miało gorsze oceny niż Phantom Menace, teraz zresztą jest tylko o 1 procent wyżej. A z nowszych rzeczy to w Tales of Jedi mieliśmy odcinki z Dooku i Ahsoką, i te z Dooku dopasowywały się do jego historii z kanonu i generalnie uważane są za te lepsze, zaś te z Ahsoką cóż, choć jestem jej fanem, to były bardzo meh, 1 odcinek jeszcze spoko, ale 2 był niepotrzebny, a 3 to generalnie był po prostu słaby, co boli tym bardziej że ta sama historia była lepiej przedstawiona w książce, na którą ten odcinek się wypiął.
Żyjemy w czasach, w których negowanie i umniejszanie dokonaniom kultury minionych wieków jest wysoce pożądane. To co było jest złe, niepoprawne i to my, wyzwolene nieuki, wiemy lepiej. Stąd ta miałkość, nijakość i głupota w dziełach dzisiejszej (pop)kultury.
Scena pościgu w lesie za księżniczką dała mi raka.
Na szczęście inne idiotyczne wydarzenia jakie się działy w późniejszych odcinkach sprawiły, że mój rak dostał raka i wyzdrowiałem.
Szkoda, że Kenobi okazał się aż takim rozczarowaniem.
Wszystko co pochodzi od Disneya jest po prostu słabe, przesiąknięte nachalnym ideologizowaniem i namiętnie promowane przez opłacanych krytyków beż kręgosłupa