Anticheat w demie popularnej gry budzi obawy, ludzie nie mogą go łatwo odinstalować
Coraz więcej anticheatów bardzo mocno ingeruje w nasz system.
Z rok temu ludzie narzekali, że anticheat Valaranta ma dostęp do kernela, a teraz prawie każda większa gra ma podobne rozwiązania.
Na starym komputerze Valorant działał u mnie bez tego anticheata, chyba że tak doskonale maskował swój proces. :D Ale znajomi to musieli wręcz ponownie uruchamiać komputer, żeby to dziadostwo uruchomiło się z systemem.
Na nowym komputerze w ogóle nie próbowałem instalować Valoranta.
Mnie bardziej zastanawiają pytania:
1) Jeśli jest to anty-cheat i tylko anty-cheat to co on robi w programie demonstracyjnym?
2) Dlaczego odinstalowując demo aplikacja ta pozostaje w systemie i trzeba usuwać ją ręcznie? (skasowanie samego pliku wykonawczego nic nie daje, należy wyedytować rejestr Windowsa oraz usunąć jedną z działających usług).
3) Dlaczego na żadnym etapie instalacji dema użytkownik nie zostaje poinformowany, że wraz z demem na jego systemie zostanie zainstalowana odnośna aplikacja?
Nawet jeśli jest tak jak twierdzą obrońcy systemu nProtect GameGuard, że jest to zwykła aplikacja anty-cheaterska, to cała otoczka wokół jej funkcjonowania jest co najmniej niejasna i przez to nie wzbudza zaufania, ba - rodzi podejrzenia, że może być to potencjalnie szkodliwe narzędzie. Takie funkcje powinny być jawne i zrozumiałe, a co najważniejsze - instalowane wyłącznie za świadomą zgodą użytkownika i podlegające pełnej dezinstalacji w każdym momencie na jego polecenie.
Akurat Steam dość jasno pokazuje, że jest taki anticheat i odsyła do zewnętrznej EULA, w której wszystko jest napisane (ale której nikt i tak nie czyta).
Natomiast pełna zgoda, że w momencie odinstalowania gry, anticheat bezwzględnie powinien być automatycznie usuwany razem z grą.
Nie wiem, być może jestem zbyt wymagający ale z przyzwyczajenia oczekuję od instalatora pytań o zezwolenie na instalację dodatkowych składników oprogramowania. W dzisiejszych czasach byle mobilne g.. pyta nas co chwilę o zgodę na powiadomienia/dostęp do danych itd. Czasem może wydawać się to uciążliwe ale z drugiej strony człowiek ma jednak przed oczami, że wyraża zgodę na dostęp jakiejś aplikacji. Taka ogólna informacja w rogu strony Steam'a ginie w tłumie innych informacji. Osobiście jej nie zauważyłem, przyznaję.
Gierki mobilne pytają z konieczności. Zupełnie inny system przyznawania uprawnień, niż w Windowsie. Osobiście chciałbym, żeby Win też poszedł w tę stronę, że aplikacje muszą wprost użytkownika prosić o przyznanie dostępu do czegoś tam. Tylko do tego by musieli dodać mocno rozbudowaną warstwę kompatybilności, bo inaczej wszystkie aplikacje przyzwyczajone do robienia w zasadzie wszystkiego, co chcą, by się posypały.
Na forum Steam masz informację co trzeba zrobić:
https://steamcommunity.com/app/1549250/discussions/0/3388420307302919948/
Wprowadzają coraz to bardziej wymyślne zabezpieczenia, a cziterzy jak latali to i tak dalej latają.
Wszystkich nie złapią.
Ale ograniczą na tyle, żeby jakaś część normalnych umysłowo ludzi została.
No i co z tego. Wystarczy jeden żeby zepsuć rozgrywkę. Lubię sobie pograć w Battlefield™ V to wczoraj z wieczora zanim znalazłem serwer bez czitera to dopiero na czwartym nie było żadnego. A i to do końca nie wiadomo.