Myślę, że ten artykuł zasługuje na osoby wątek.
Krótko: oto obraz polskiej szkoły AD 2022. Tak wygląda. I my wszyscy wyhodowaliśmy tego potwora. Karmiliśmy go zwłaszcza naszą biernością. Jeszcze kilka lat temu był dosyć mały i nieporadny. Ale teraz się pięknie rozwinął. Moje kondolencje dla wszystkich rodziców dzieci w wieku szkolnym i dla uczniów, którzy siedzą w tym pruskim więzieniu, czasem nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jakie mogą być konsekwencje dłuższego przebywania w celi (ponieważ ludzie, którzy nie wiedzą, jak wygląda normalność, często za nią wcale nie tęsknią).
Tutaj skrót*:
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Spóźniłem się trzy minuty na pierwsze zebranie i od razu byłem w szoku – opowiada Arek, ojciec 14-letniego Oliwiera, który w tym roku rozpoczyna naukę w jednym z warszawskich techników. – Wszedłem do wypełnionej rodzicami sali gimnastycznej, przemawiała pani dyrektor: „Pod tym dachem nie będzie żadnej presji ze strony rodziców. Ja jednoosobowo odpowiadam za to miejsce i ja jednoosobowo podejmuję decyzje.
Tak, przepisy prawa nie będą przestrzegane literalnie. Zarówno fizyka, jak i informatyka będą prowadzone w pierwszym roczniku dla całej trzydziestokilkuosobowej klasy bez podziału na grupy.
Dlaczego? Dlatego że nie mam nauczycieli. Potrzebuję pilnie zatrudnić osoby do prowadzenia fizyki oraz informatyki, ale nikt się nie zgłosił. Wobec tego z góry zapowiadam, że mogą państwo iść do kuratorium ze skargą, że przepisy nie są przestrzegane, ale to i tak nic nie da. Przyjdzie kontrola, ja dostanę kilka stron zaleceń i na tym się skończy".
Przyglądałem się dyrektorce i ogarnęła mnie jednak bezsilność. Jej i moja. Pomyślałem, że ona przemawia jak kapitan tonącego statku. „Szanowni państwo, informatyk po studiach na wolnym rynku może liczyć na 12 tys. zł pensji. Ja mogę zaoferować 3 tys., może trzy trzysta z jakąś premią. Nawet jeśli dam mu dwa etaty, nie będzie to dla niego opłacalne. Nikt tu nie chce przyjść i to jest problem nie tylko nasz, ale też całego szkolnictwa branżowego"
(...)
Wychowawczyni oznajmiła, że nie będziemy korzystać z dziennika elektronicznego, ponieważ w naszym technikum informatycznym nie ma informatyków, którzy mogliby obsługiwać taki portal. Będziemy korzystali z zeszytów. Każdy uczeń ma podstemplować zeszyt w sekretariacie i w tak oznakowanym kajecie będzie się odbywała korespondencja na linii szkoła – rodzice.
(...)
No i pieniądze. Nie wolno zapomnieć o pieniądzach. Szkoła jest publiczna, utrzymywana z naszych podatków. Więc jeśli nie dorzucimy z kieszeni, nie ma szans, żeby starczyło. Składka na radę rodziców jest dobrowolna, ale jeśli nie wpłacimy, papieru do ksero nie będzie. Część lekcji będzie szła na straty, bo zamiast wypełniać zadania, dzieci będą je przepisywały na kartki.
(...)
Urszula, mama 14-letniego Stasia, pierwsza klasa technikum w Warszawie:
Anglistka na pierwszej lekcji oznajmiła klasie, że nie będą się uczyć mówić po angielsku, bo to nie jest szkoła językowa. „To jest szkoła publiczna i moim zadaniem jest przygotować was do matury" – takie słowa powtórzył nam syn.
Zapytałam o to na zebraniu. Jaki to ma sens? Czy oni będą przez pięć lat rozwiązywali testy? Nie lepiej jest po prostu oswajać się z językiem w miły sposób, a do matury przygotowywać się niejako przy okazji?
Wychowawczyni odpowiedziała, żebym nawet nie ruszała tego tematu. Anglistką jest wicedyrektorka i powinniśmy się cieszyć, jeśli będzie miała czas przychodzić na lekcje, bo ma wiele innych obowiązków w szkole.
Wychowawczyni dodała, żebyśmy nie zajmowali się angielskim, bo jest większy problem – nauczyciel niemieckiego przyniósł długoterminowe zwolnienie lekarskie. Więc niemieckiego nie będzie na razie w ogóle, ponieważ znaleźć lektora na zastępstwo jest nierealne. Może będzie tak przez trzy miesiące, ale może być i rok.
„Niemiecki" na razie będzie prowadziła wychowawczyni, która jest polonistką. Niemieckiego nie zna, więc młodzież albo będzie „uczyła się we własnym zakresie z podręcznika", albo będą przerabiali polski. Dodatkowo się dowiedzieliśmy, że podziału na grupy językowe nie będzie. Szkoły nie stać, no a przede wszystkim nie ma nauczycieli.
Wychowawczyni zapytała, czy ktokolwiek z klasy decyduje się na zapisanie dziecka na zajęcia wychowania do życia w rodzinie lub etyki… i zaznaczyła od razu, że jedne będą odbywały się najprawdopodobniej dwie, a może nawet trzy lub cztery godziny po lekcjach, drugie natomiast – w soboty. Dlaczego? Bo tak może nauczyciel.
(...)
Sławomir Broniarz, prezes ZNP:
W samej Warszawie przed 1 września nieobsadzonych było około 3 tysięcy nauczycielskich etatów. Jak dyrektorzy ratują sytuację? Pozostaje im maksymalnie obciążyć tych nauczycieli, którzy są. Rekordzista matematyk we Wrocławiu uczy 40 godzin tygodniowo, podczas gdy standardem jest 18. Dyrektorowi pozostaje tylko codzienna modlitwa o zdrowie takiego pracownika.
Ale to szaleństwo, bo nauczyciel musi kiedyś jeszcze te lekcje metodycznie przygotować, sprawdzić klasówki, wypełnić szkolne dokumenty, odpowiadać na wiadomości rodziców. Chyba będzie to robił w nocy. Takie obciążanie nauczycieli musi się przełożyć na jakość ich pracy.
Są też tacy rekordziści jak 80-letni nauczyciel mechatroniki. W szkolnictwie zawodowym dramatycznie brakuje nauczycieli przedmiotów praktycznych. Czym dyrektor ma zachęcić lakiernika, informatyka czy specjalistę obróbki skrawaniem, żeby przyszedł do szkoły, jak może mu dać 3,4 tys. zł brutto na początek?
Rodzice mają dysonans poznawczy, bo ministerstwo w publicznych mediach ogłasza, że nauczyciele świetnie zarabiają. Wczoraj w jednym z liceów pewna matka wstała i zapytała wprost matematyczkę, ile ta zarabia, bo ludzie już nie wiedzą, co myśleć. Matematyczka odpowiedziała: jako nauczyciel mianowany 3 tys. zł na rękę.
Dyrektorzy mają rację, mówiąc, że skargi rodziców do kuratorium cudów nie przyniosą. Przecież taki dyrektor złożył już w kuratorium zapotrzebowanie na nauczycieli, których mu brakuje. Kuratorium tych nauczycieli nie stworzy, jeśli mamy tak niskie zarobki w tym zawodzie i nikt nie chce przyjść do szkoły.
*Źródło skrótu: https://www.facebook.com/NIEdlachaosuwszkole/posts/pfbid0Bq5xLcMrKhyxtCUSpVBPcpV5XhKB7gC9yi43g45tfCiMrPy1h2mKgjuw1H1Lujc6l
Przecież mówili że jak się nie podoba to zawód trzeba zmienić. No i mamy tego skutki.Po co się męczyć i grosze za to mieć?
Do wojska teraz z ulicy biorą ludzi bez szkoły za 4600 na rękę.
Sorry taki mamy klimat.
Przecież mówili że jak się nie podoba to zawód trzeba zmienić.
No mówili. I do czego doprowadziło to, co mówili, właśnie zaczynamy podziwiać.
A jestem praktycznie pewien, ze jak nauczyciel znajdzie się w innym zawodzie to do nauczanie już nigdy nie wróci. Nie Bukary?
Nie Bukary?
W większości przypadków - tak, nie wróci. Bo zobaczy, że sensowny pracodawca będzie raczej starał się stworzyć dogodne warunki pracy dla osoby z odpowiednimi kwalifikacjami i z cechami, które posiada dobry nauczyciel (np. sumienność, obowiązkowość, zaangażowanie). I nie chodzi tylko o zarobki. Tego nie ma co oczekiwać w zakładzie pracy, jakim jest teraz znaczna część szkół.
Gdy idzie zaś o warunki pracy, mityczne wakacje wcale nie są jakimś szczególnym wabikiem na pracownika. Bo wówczas sekretariaty nie mogłyby pomieścić podań o pracę. Większość osób, która zaryzykuje i zatrudni się na stanowisku nauczyciela, dosyć szybko się przekonuje, że brak tych wakacji w kontekście pracy w szkole skutkowałby szybkim przejściem na jakąś grupę inwalidzką.
Rekordzista matematyk we Wrocławiu uczy 40 godzin tygodniowo jaki to niby rekord ja kiedyś pracowałem po 12-14 godzin i to uważałem za normę. Lekcje nauczycielskie dodatkowo to 45minut a nie 60minut więc można zawsze coś przy tym zrobić. Poza tym wielu nauczycieli szczególnie akademickich od 30 lat klepie to samo więc mowa o absolutnym przygotowywaniu się też bym traktował jako "umowne". Wiele zawodów wymaga ciężkie pracy, mimo że zawód nauczyciela jest zawodem trudnym (moja mama jest emerytowanym) to korzysta z wielu benefitów. Lekcje po 45 minut, wolna przerwa wakacyjna, 18 godzinny system tygodniowy itd.
O wiele lepiej jest podkręcić do 40 godzin na tydzień i zrobić tym samym podwyżkę wynagrodzenia 2.5x. Nauczyciele będą godnie zarabiać i w końcu też popracują właściwie. Polska to w ogóle fajny kraj mundurowi jeszcze niedawno hop siup 15 lat i emerytura z ostatniej pensji, prokuratorzy, sędziowie w stanie spoczynku z emeryturą właściwie pensją, nauczyciele po 18 godzin pracy z przerwami, górnicy z dodatkami i pensjami odbiegającymi od średniej itd. itd. obibole w budżetówkach którzy papierosek, kawka, przerwa na wyjście do sklepu obok, tylko prywaciarz zły januszek musi tyrać na to wszystko bo w końcu 20 jak nic przyjdzie mu zapłacić zus który za rok pewnie dla przeciętnego szewca wyniesie 3000 miesięcznie ;) jak to kurde źle dla wszystkich w tym kraju.
Myślałem, że masz trochę więcej oleju w głowie. Ale widzę, że kompletnie nic a nic nie rozumiesz. I to między innymi przez takich "ekspertów" od rynku pracy czy konkretnie pracy w szkole sytuacja jest taka, jak jest.
Eksperci alarmują: nikt nie chce przychodzić do pracy w szkole ze względu na zarobki (w stosunku do wkładu pracy i czasu poświęcanego na pracę).
Aleks: dowalmy więcej pracy, bo nauczyciele piją kawkę i za krótko pracują.
Geniusz.
To jest ta światła myśl dojrzałego kapitalizmu?
Rozumiem dokładnie każdy kto ssie cyca budżetowego ma problemu z pensją i zawsze będzie mówił jak to jest mu źle (nawet lekarz który dostaje ze szpitala 30K miesięcznie), tylko zauważ że ci co nie ssą to muszą obecnie każdego 20 dnia miesiąca zdobyć na zus od 1400 PLN w górę, a średnia to ponad 2200 PLN i nikt nie pyta takiego szewca, fryzjera czy właściciela wynajmu kajaków na Odra czy ma z czego. Każdy kto ssie z budżetu może się ogarnąć i sprawdzić jak to jest być na swoim a nie narzekać jak to mu źle i mu hemoroidy w tyłku przeszkadzają. Bardziej denerwują mnie chyba tylko obiboki na minimalnej z móżdżkami wielkości fistaszka którzy jedyne co ogarniają to kontrolę nad swoim oddechem bo ogarnia to za nich ich układ wegetatywny.
Alex przyp... jak łysy grzywką o kant kuli. Ale co się dziwić u osobnika żyjącego na utrzymaniu żony że się na niczym a tym bardziej na ekonomii, rynku pracy czy pracy nauczyciela nie zna...
jaki to niby rekord ja kiedyś pracowałem po 12-14 godzin i to uważałem za normę. Lekcje nauczycielskie dodatkowo to 45minut a nie 60minut więc można zawsze coś przy tym zrobić.
Tego się już nie da skomentować...Próbowałeś kiedyś przez 45 minut nauczyć 30 osobowa klasę 14 latków czegokolwiek? To nie jest to samo co robota w korpo czy na produkcji.
Uczenie dzieciaków to nie dość że jest ogromna odpowiedzialność, stres, obciążenie psychiczne, nieustanna walka z nimi i z ich rodzicami, wieczne wypełnianie tony papierów dla dyrekcji, przygotowywanie klasówek, sprawdzianów, później sprawdzanie tego, do tego dochodzą ci kolejne obowiązki - dyżury, organizacja konkursów, imprez, wycieczek. A nie daj Boże coś się stanie któremuś dzieciakowi w klasie, na twoim dyżurze, na twojej wycieczce. Jesteś wtedy skonczony. Ktoś kto nie pracował jako nauczyciel nie ma ZIELONEGO pojęcia jak to wygląda od środka. Dla takiego Janusza jak ty to jest robota jak każda inna, do odklepania i później w domu telewizor. Do tego 45min a nie godzina, 18h pensum a nie 40h w tygodniu, 2 miesiące wakacji. I jeszcze narzekają nie?
Miałem praktyki w szkołach, narzeczona pracowała w szkole i ja bym do szkoły nie poszedł pracować nawet gdyby płacili nie 3k tylko 5-6k na rękę. Zdrowie psychiczne jest dla mnie ważniejsze, sorry.
obibole w budżetówkach którzy papierosek, kawka, przerwa na wyjście do sklepu
Alex powinien odgórnie dostać blokadę na inne wątki niż technologia...
A może jest taki bogaty, bo za każdym razem, kiedy robi z siebie pośmiewisko dostaje złotówkę?
Hmm...
Bardziej denerwują mnie chyba tylko obiboki na minimalnej z móżdżkami wielkości fistaszka
A dopiero co chwaliłeś rząd że minimalną podnosi żeby było jak na zachodzie, a ty i tak płacisz ludziom 2x tyle
Każdy kto ssie z budżetu może się ogarnąć i sprawdzić jak to jest być na swoim a nie narzekać jak to mu źle i mu hemoroidy w tyłku przeszkadzają
Baa, moga tez pojsc pracowac do fabryki!
Bardzo się cieszę, że Aleks zabrał głos, bo jego genialne wywody (o ile odzwierciedlają poglądy społeczeństwa) dobrze pokazują, że to musi pierdyknąć. A im szybciej pierdyknie, tym lepiej.
BTW, pamiętajcie, że pracownicy budżetówki to niemal takie same pasożyty, jak ci, którzy żyją z socjału. W sumie po cholerę sponsorować nauczycieli, policjantów, lekarzy, urzędników itp. Białostocki latyfundysta ma kasę i sobie wszystko załatwi: edukację, ochronę, zdrowie i prawników. I doszedłby do tej kasy bez publicznych szkół, szpitali, urzędów i systemu policji.
Jak ty Alex pier.....
Zdajesz sobie sprawę że są zawody ważne i ważniejsze? Budżetówka opłaca te bez których Państwo nie funkcjonuje. Damy sobie radę jako społeczeństwo bez wynajmu kajaków na Odrze, a nawet bez paru fryzjerów, bez nauczycieli - NIE!
Herr Pietrus - ja nie mam nic przeciwko minimalnej ona musi rosnąć. Nie zrozum mnie źle ludzie na minimalnej w większości są to ludzie ciężko pracujący ale jest też pewien margines osób które nic nie umieją gardzą minimalną ale wiedzą że i tak dostaną ją mimo że nic nie wnoszą dla swojego pracodawca a on z braku ludzi do pracy musi zatrudnić nawet takiego delikwenta.
Iselor - budżetówka jest o 1/2 za bardzo rozbudowana 50% ludzi zwolnić i podnieść 2x pensje dla pozostałych. Czasem bywam nawet ja w urzędach i nie mogą zrozumieć jak można pracować tak wolno i mało wydajnie jak ci ludzie. Może po prostu mam pecha i w innych urzędach w których nigdy nie byłem pracują ludzie pokroju flasha.
Bukary - tu nie ma z mojej strony żadnej złośliwości. Jeśli został przyjęty model pracy 40 godzinnej to powinien dotyczyć wszystkich, tak samo nie powinno być podziału z benefitami wg. tak bronionej konstytucji każdy człowiek jest równy tylko jakoś zawodowo jest masę grup uprzywilejowanych tylko przedsiębiorca g... w tym kraju znaczy a dzięki MŚP w ogóle to Państwo ma pieniądze aby funkcjonować. Z własnego podwórka powiem że każdego j... w tym kraju że 4x podniosą podatek od użytkowania wieczystego czy 5x opłaty za prąd czy ogrzewanie. Każdy zawsze widzi tylko czubek własnego nosa i jedyne co potrafi bo w końcu to sport narodowy Polaków to NARZEKAĆ. Ja nigdy nie narzekałem i nie popełniałem seppuku po prostu takie jest życie raz jest lepiej raz jest gorzej, a jeśli chodzi o sprawy pieniężne to z czasem i ty zrozumiesz że są bezwartościowe, najważniejsze aby zdrowie było w rodzinie i uśmiech.
Każdy kto ssie z budżetu może się ogarnąć i sprawdzić jak to jest być na swoim a nie narzekać
Może źle zrozumiałem tekst ale właśnie chyba o to chodzi, że to robią.
Ale z budżetówka to ma rację. Jestem bardzo czesto w urzedach i to co tam się odwala to zasługuje na totalny reset
NewGravedigger - zrozumiałem bardzo dobrze, niech robią i próbują w końcu nic tak nie buduje jak własne doświadczenie. Jeśli w systemie zabraknie nauczycieli to będzie korekta i czasu pracy i ich wynagrodzeń. Rynek pracy się dostosuje. Od 20 lat co parę lat i to najczęściej przed wyborami słyszę jaka to będzie apokalipsa, ostatnie lata przy covidzie, potem przy odrze a teraz za moment TVN umierać będzie nad zimnem. Spokojnie wszystko przeżyjemy i wszystko się ułoży we właściwym kierunku.
Moja mama też jest już emerytowanym nauczycielem i nie zauważyłem, żeby pracowała jakoś specjalnie mało, wręcz czasem masakrycznie dużo, bo klasówki same się nie sprawdzą. ;) A uczyła w podstawówce i gimnazjum, w liceach i technikach zapewne jest więcej pracy w domu.
I dodatkowo kaszle od lat mówienia.
Problemem jest to, że żaden rząd (nie tylko PiS) nie myśli dalej niż koniec kadencji (no może poza wiekiem emerytalnym za PO). A to niestety jest spowodowane tym, że większość ludzi to idioci, dla których liczy się tylko tu i teraz, bez jakiejkolwiek refleksji nad przyszłością swoją i swoich dzieci. I tu Bukary ma rację, to musi walnąć, żeby się może coś w temacie stało, albo skończy się jeszcze większym podziałem społeczeństwa, bo bardziej zamożni sobie z edukacją dzieci, tak czy inaczej, poradzą, jeśli oczywiście będą chcieli, bo zamożność nie zawsze się na to przekłada.
O informatykę aż tak bym się jednak nie martwił, jak ktoś ma być w tym dobry, to nauczy się sam, jak całe 'poprzednie' pokolenie. Tylko to jest mowa o ludziach zainteresowanych tematem, pewnie z innych przedmiotów jest podobnie, jeśli kogoś temat rajcuje. Jedynie będzie jeszcze gorzej z podstawami. Już teraz każdy ma w CV 'znajomość pakietu Office', która często sprowadza się do umiejętności otworzenia Worda. ;)
Mam kolegę w Szwajcarii, który jest architektem IT, niezłym. On ma kolegę nauczyciela, który zarabia ok. 70% pensji architekta IT. A z tego, co wiem od innych znajomych, szkoła w Szwajcarii jest dużo bardziej lajtowa od polskiej. :)
Nauczyciele powinni być jedną z najlepiej opłacanych grup z budżetówki, jeśli w tym kraju w przyszłości ma być dobrze.
Jeśli został przyjęty model pracy 40 godzinnej to powinien dotyczyć wszystkich
Pisałem już, że nic nie rozumiesz. Nauczyciele pracują 40 godzin. Na jednym etacie. A według badań ministerstwa średnio bodaj 46 godzin. Na jednym etacie. Za dodatkowe 6 godzin nikt ich nie wynagradza.
Ci, którzy mają więcej niż jeden etat, pracują minimum 50-70 godzin. Albo, żeby w jakiś sposób przeżyć i nie wylądować w szpitalu, obniżają jakość pracy i mieszczą się np. w 50-60 godzinach.
Alex, z zewnątrz to każdy się wymądrza. Ja pracowałem w dwóch urzędach, w Poczcie Polskiej, teraz pracuję w instytucji kultury, która też ma często problem z sensownymi kadrami ze względu na zarobki więc w dużej mierze pracują pasjonaci. Wiem jak to wygląda od wewnątrz. Ludzie się frustrują, bo jak się mają nie frustrować, gdy administrator nieruchomości z 30 letnim stażem zarabia mniej od sprzątaczki, która ów budynek administracji sprząta bo płaci jej zewnętrzna firma ?
Bukary - ja to wszystko rozumiem, klasówki nieklasówki, organizacje, konferencje itd. ale kto tego nie ma ? Mało jest osób które po 8 godzinach pracy jeszcze w domu pracują nad tym co będzie jutro. Jest masa takich zawodów. Masa. Nawet zwykły sprzedawca handlowiec często po nocach siedzi aby przygotować sobie plan na jutro. Nie mówiąc już o chirurgach, lekarzach szpitalnych, czy nawet gardzonych menadżerach. Mało jest osób które w momencie awarii są mobilizowani nawet w święta. Zawodów takich jest cała masa i nauczyciele nie są tutaj żadnym wyjątkiem. Ja reprezentuje pogląd że nikt nie jest niczyim niewolnikiem -> nie podoba się to zmieniasz zawód na taki który ci się podoba. Narzekanie nic tutaj nie zmieni. Jakieś protesty ? Tego w ogóle nie pojmuje jest komuś źle to zmienia na dobre.
Lekcje nauczycielskie dodatkowo to 45minut a nie 60minut
I co, w 15 minut teleportuje się do domu i wróci? To nie jest czas wolny, nauczyciel wciąż jest w szkole, czyli na miejscu pracy.
O wiele lepiej jest podkręcić do 40 godzin na tydzień
Tylko nauczyciel pracujący 40h tak naprawdę pracuje 60, bo nie wliczasz do tego czasu potrzebnego na sprawdzenie kartkówek i sprawdzianów, wpisanie ocen do dziennika i przygotowanie lekcji.
nie podoba się to zmieniasz zawód na taki który ci się podoba
Dziękujemy, o światły geniuszu. Z tego powodu mamy w Polsce niedobór nauczycieli i sytuacja będzie się jeszcze pogarszać, w rezultacie zawód nauczyciela będzie miał selekcję negatywną (imo już ma) i będą do niego szły same miernoty, bo wszyscy inni o tym wykształceniu znajdą sobie pracę 2x lepiej płatną. I co z przyszłymi pokoleniami? Będą uczeni przez nikogo lub najgorsze jednostki. Świetna inwestycja w przyszłość kraju.
Że wam się jeszcze chce z Alexem dyskutować. Jak zawsze miesza fakty, gotów zrównać górnika (średnia pensja w tym roku wzrosła w górnictwie do 17k zł - patrz któryś z ostatnich artów bodaj na BI) z nauczycielem, ocenia ogół na postawie anegdotycznych dowodów (nie ma choćby pojęcia o pracy w urzędach)...
Że kadry ogólnie powinno się odchudzić? Jasne. Choć w pierwszej kolejności dyrektorskie i ministerialne :) Że trzeba zreformować gruntownie cały system, łącznie z ogromem gałęzi prawa, demolowanego głównie przez ukochany przez Alexa PiS? Oczywiście. (sraczka legislacyjna to koszmar)
Ze nikt nie ma pomysłu na edukację i ogólnie jest to wyzwanie w XXI wieku? Jasne!
Ale bogata żona, ani skrajnie kapitalistyczne podejście to nie jest rozwiązaniu dostępne dla ogółu... Nawet jeśli pewne doświadczenia zarządzania w biznesie warto by do zarządzania państwem przenieść
Typowe Pisuarowe podejście do tematu- nie wiem, ale się wypowiem. Szczątki informacji, często sprzeczne łączone w jakieś brednie. Gość ma problem do nauczycieli, górników, lekarzy... W ogóle, niech nam powie, skoro tak dobrze tutaj lekarzom, dlaczego jest taki ich niedobór? Tak samo jak nauczycieli? Tym bardziej, że wg. AleXa, mają tutaj praktycznie raj na ziemi...
Jackov - odpowiedź jest b. prosta bo gdzieś mają lepiej + wygrywa chciwość. Wbrew temu co większość sądzi pieniądze to nie wszystko jak ktoś przewartościuje swoje życie to dojdzie do wniosku że są właściwie najmniej ważne, potrzebne ale tylko aby zaspokoić swoje podstawowe potrzeby ich nadwyżka jest tylko wartością dodatnią i nie ma właściwie żadnego istotnego wpływu.
Pierdolety, bo trzeba bylo do szkoly wrocic, a cale wakacje half life.
Bo gdzieś mają lepiej! Brawo. Zgodzę się, że nie tylko pieniądze, ale w większości przypadków nie jest to chciwość. Dodaj sobie pieniądze, regulacje prawne, dyżury i opłakany stan służby zdrowia i będzie pełna odpowiedź.
Co do "przewartościowania swojego życia"... Powiedz to rodzinom, które nie wiedzą czy ogrzeją domy na zimę, albo takim, które ledwo wiążą koniec z końcem. Łatwo się mówi o tym, że pieniądze nie są potrzebne, mając ich ponad stan. Wnioskuję, że masz ich sporo- to oddaj, po co Ci one? Zrezygnuj ze swojego sprzętu, wyjazdów, samochodów i innych "ułatwiaczy życia" i napisz po roku... Nie masz pojęcia o czym mówisz- żadnego.
Żyjemy w świecie, w którym, niestety, pieniądze są potrzebne i będą- mało tego, będą powodować olbrzymi dysonans społeczny. W zasadzie zobaczy to każdy, kto widzi coś więcej niż czubek własnego nosa ;)
Ot,
jaki to niby rekord ja kiedyś pracowałem po 12-14 godzin i to uważałem za normę
Oh wow, ominela mnie ta perełka XD. Jak kiedys napisalem, ze Alex jest odklejeńcem to sie rzucal jak ryba wyjeta z wody. A tu od razu to potwierdza XD
Czarnuś objeżdża wsie na ścianie wschodniej i tam nie ma żadnego problemu z nauczycielami, a jak nawet jest to pani woźna weźmie wszystko na klatę...
By móc zostać nauczycielem trzeba mieć chociaż studia podyplomowe tzw. przygotowanie pedagogiczne. To jest też bariera bo wielu ludzi, którzy pokończyli odpowiednie kierunki, szybciej zostałoby wykładowcami na uczelniach. Może tutaj trzeba....chociaż trochę zluzować, bo inaczej będzie jeszcze gorzej. Ok, ktoś może nazwać pomysł głupim, ale....COŚ trzeba zrobić.
a może po prostu trzeba zmienić podejście do czego ma służyć edukacja, że to nie tylko odbębnienie kilkunastu lat, po to aby potem pójść na gówno-studia i oczekiwać hajsu, tylko kilkanaście lat spędzonych na poznaniu drogi do tego co chce sie robić w życiu?
tzn. rozumiem ze nauczyciel z pasją może pomóc właśnie w tym, ale nie oszukujmy się, że to co wynosi się ze szkoły w jakikolwiek sposób ma przełożenie na to czym potem się zajmujemy w życiu, szkoła już dawno przestać powinna uczyć, a jedynie pokazać ścieżki rozwoju i jeżeli komuś utną godziny z tego czy innego przedmiotu, to teraz kwestia tego, że szkoła =/= życie, a jedynie element tego życia/dnia i pozostały czas to nie powinna być wegetacja "bo rodzice zapracowani". ja sam mimo iż szkołę skończyłem już prawie naście lat temu, mogę powiedzieć ze już wtedy system był do dupy, nastawiony na oceny i % z egzaminów totalnie odklejony od rzeczywistości i dopiero pójście na studia i na nich zreflektowanie "co chce sie w zyciu robic" w jakiś sposób ukierunkowało mnie, czyli na dobrą sprawę zaprzepaściłem sobie zapewne sumarycznie kilka lat życia na: naukę w szkole, naukę po szkole, przygotowania do egzaminów, bo "trzeba mieć wysoki wynik".
krótko mówiąc: szkoły/edukacji w naszym polskim modelu nie zmienimy, co pokazuje w jakim kierunku będą ją pchać "elyty", a patologia (nie tylko ta opisana w tym ekhm "artykule" o wątpliwej wiarygodnosci) tylko będzie narastac, z uwagi na to co piszesz: bierność, bo zawsze tak było, że szkoła to instytucja, nauczyciele/dyrekcja/ogólnie ciało dydaktyczne/organizacyjne są na piedestale, a rodzice/uczniowie są ewidentnie postawieni nie na równi w procesie
Tak! Tak! Zlikwidujmy szkoły bo są całkowicie nieprzydatne i bez sensu!
Od razu rozwiąże się problem z nauczycielami!!!
Przypadkiem ktoś w twojej rodzinie nie ma na nazwisko Czarnek? :P
Powiem krótko to, co już wiele razy pisałem: oczywiście, że obecna (pruska) formuła szkoły jest fatalna. Nie przystaje ani do społecznych zapotrzebowań, ani do aktualnego stanu wiedzy (np. neurologicznej).
Wprowadzenie sensownych zmian wymaga jednak nie tylko dobrej woli ze strony polityków (której brak) czy nauczycieli (której IMHO nie brak), ale przede wszystkim ze strony rodziców (społeczeństwa). A przekonanie rodziców, że np. oceny wyrażane cyfrą to przeżytek, jest niemal niemożliwe ("Ja tak miałam, to i moje dzieci sobie z tym poradzą").
Teraz jednak przed nami palący problem: stopniowa dezintegracja szkoły i jakości nauczania wskutek braków kadrowych i finansowych. Już nawet nie chodzi o to, jak ma wyglądać okręt, którym płyniemy. Chodzi o to, że okręt powoli tonie.
Panie Bukary:)
czytuję Twoje posty, i mam wrażenie, a wręcz pewneśc że Jestes strasznie pokrzywdzony przez los, przez czasy jaki musisz "znosić" , jak strasznie jesteś pokrzywdzony przez los, ba... przez ten świat, wręcz tworzysz syzyfowe prace, daremny trud, robotę głupigo,
wytłumacz to innym nie tylko z Twojej tzw. branży ale inne zawody, Userów którzy zaglądają tu na to forum, usiąść, a może i narzekać jeśli tu znawcy polszczyzny się odezwą, wręcz biadolić jaki ten świat jest zły, szczególnie w tym Kraju nad Wisłą.., zresztą PIĘKNYM KRAJU
Panie Leszku, jak czytam Pana posty to odnoszę wrażenie, że przydałoby się Panu kilka lekcji z Panem Bukarym.
panie ziele :) powiem tak mam gdzieś Twoje lekcje, nawet z Panem Bukarym z całym szacunkiem
chcesz biadolić? to biadol, a mnie nie trzeba pouczać
inny słowy, nie "podniecaj się" kto co tu pisze, choć wiem że chcesz tu błysnąć
Drogi Leszku, patrzysz na świat przez okulary egoisty. Ciągle piszesz o tym, jaki jestem poszkodowany, jak niby biadolę itp.
W którym miejscu tego wątku pisałem bezpośrednio o sobie? Należę akurat do tej grupy nauczycieli, który jakoś sobie radzą (przynajmniej na razie) i dlatego wciąż zawodu nie zmieniam, ale doskonale widzę, jak ten system gnije od środka. I, wyobraź sobie (wiem, że to może być dla ciebie trudne), leży mi na sercu los tego kraju i los młodych Polaków, dlatego o edukacji ciągle piszę, a ponadto robię, co w mojej mocy, żeby system od środka zmieniać.
Pokręcił byś sobie belfrze karuzela vatu jak Ja kilka lat to byś zobaczył co to jest ciężka praca
Egzek
Czy możesz to napisać po polsku?
Wiem, że język polski jest trudny, szczególnie gdy jest się tylko po podstawówce, ale się postaraj :P
Polski nie jest moim ojczystym językiem, jest trzecim, w dodatku jestem samoukiem i tak radzę sobie lepiej od leszka.
Bukary jesteś tu najmądrzejszym userem. Serio marnujesz się w tej szkole. Stać Cię na więcej.
"Wychowawczyni oznajmiła, że nie będziemy korzystać z dziennika elektronicznego, ponieważ w naszym technikum informatycznym nie ma informatyków, którzy mogliby obsługiwać taki portal."
Czysta komedia, gdyby nie dramat...
To je... mocno. Bogaci sobie poradza (do czasu) posylajac dzieci do prywatnych szkol. Rozwarstwienie sie poglebi. Co dalej? Murowane getta jak w RPA?
"Wychowawczyni oznajmiła, że nie będziemy korzystać z dziennika elektronicznego, ponieważ w naszym technikum informatycznym nie ma informatyków, którzy mogliby obsługiwać taki portal." ale tak szczerze czy takie coś wymaga specjalistycznej wiedzy informatycznej. Penie Kazio czy Maja lat 12 potrafili by z tego korzystać. Przypomnij sobie czasy DOSu czy poprzednich komputerów nie 86 w końcu ile mieliśmy wtedy lat ? Ludzie dzisiaj mają wszystko tak uproszczone że aż nie da się tego im wytłumaczyć jak było kiedyś. Sorry może się mylę ale poważnie to jest taki problem że nie można obsłużyć systemu który został zaprojektowany pod szympansa ?
Jak zmotywujesz mlodych ludzi zeby poszli do szkoly i wymienili stara kadre?
Przeciez sam wyzej piszesz "a reprezentuje pogląd że nikt nie jest niczyim niewolnikiem -> nie podoba się to zmieniasz zawód na taki który ci się podoba.". I taki poglada ma wiekszosc mlodych ludzi. Im sie nie podoba dzisiaj zawod nauczyciela - niska pensja, slaby prestiz i ostracyzm duzej czesci spoleczenstwa.
Bedziesz mial 60 lat to zrozumiesz, ze obsluga nowych systemow ktore wtedy powstana moze stanowic wyzwanie. Kto bedzie uczyl wdrazania i adopcji? Przeciez MEN o tym nie pomysli...
Murowane to na pewno nie, bo cegły i cement są za drogie. Raczej będą takie fawele jak w Brazylii, sklecone ze wszystkiego co wpadnie w ręce.
Ludzie dzisiaj mają wszystko tak uproszczone
Oj, i nie wiesz jak bardzo jest to zgubne.
Później przychodzi taki do roboty, dostaje na ekranie exceptiona i dzwoni do IT, bo nie potrafi zrozumieć komunikatu wyjątku.
Cainoor, powinno je... Oby tak było.
A co do dziennika elektronicznego... Wiadomo, że administrowanie szkolnym systemem informatycznym nie wymaga doktoratu z informatyki, niemniej jednak to dosyć skomplikowane: ciągłe zmiany w planie, organizacja zastępstw, przypisywanie osób do grup, modyfikowanie uprawnień, wydruk świadectw na odpowiednich giloszach, reagowanie na różne awarie z porozumieniu z administratorem całego oprogramowania, ciągłe aktualizacje systemów (księgowości, administracji), dokonywanie testów po aktualizacjach, kopie zapasowe, dbanie o RODO itp. To właściwie pełnoetatowa robota. U mnie w szkole informatyk otrzymuje za to dodatkowe wynagrodzenie, ale w wielu szkołach - robi to w ramach etatowej pracy. A odpowiedzialność ogromna: jak coś padnie, to szkoła leży, a wrażliwe dane mogą pójść w świat (lub do kosza).
ale tak szczerze czy takie coś wymaga specjalistycznej wiedzy informatycznej. Penie Kazio czy Maja lat 12 potrafili by z tego korzystać.
Jak zwykle: Aleks nie wie, o czym gada. Nie chodzi o korzystanie z dziennika, tylko o obsługę dziennika. Rzecz dość skomplikowana. Na pewno nie powinien się tym zajmować laik.
ale ja się zgadzam z tym co napisałeś, jeśli system padnie to będzie obudowany. Pensje zawsze powinny być wyższe, ba nauczycieli powinny być wysokie na tle społecznym np. 2x średnia bo jednak jest to zawód który buduje kolejne zawodu ale...
a) nauczanie konkretne oparte na współpracy
b) nowoczesne bez wyścigu szczurów oparte na współpracy
c) eliminowanie wszystkich którzy nie zasługują na dany zawód czy stopień a nie tak jak dzisiaj przepychanie ułomów bo musi się zgadzać ilość bo inaczej nie będzie środków
d) uczenie tylko przydanych rzeczy a nie historii jak to brzoza ścięła samolot elitarnych z HALO
pełna zgoda że musi to się zmienić i się zmieni to tylko kwestia czasu. Właściwie jak patrzę na swoją edukacje to wszystko przed studniami to był jeden wielki bzdet poza WF bo przynajmniej człowiek nie wyglądał dzięki temu jak chodzący pączek.
ale tak szczerze czy takie coś wymaga specjalistycznej wiedzy informatycznej
Proponuję żeby bibliotekarka pani Kazia lat 60 zrobiła sobie szybki kurs z zarządzania bazą danych. Jak coś padnie na serwerze to naprawi zamiast wydawać książki dzieciom.
Dywagacje Aleksa pokazują również, co społeczeństwo myśli o kompetencjach nauczycieli.
Otóż pedagog ma być od wszystkiego: ma wychowywać, być przewodnikiem na wycieczkach, psychologiem rodzinnym, ekspertem w swojej dziedzinie wiedzy i w wielu innych, specjalistą od pedagogiki rozwojowej, a nawet administratorem bazy danych.
Szkoda tylko, że za tak znakomitym rozpoznaniem kompetencji nie idzie rozpoznanie potrzeb płacowych.
Bukary, a tak z ciekawosci - te 40 godzin lekcyjnych w tygodniu, to ile w sumie godzin w miesiacu? I ile finalnie wyjdzie to wynagrodzenia w zl?
Jeśli piszesz o tym matematyku z artykułu, to bardzo trudno odpowiedzieć na tak postawione pytanie, choć spróbuję.
Dlaczego trudno? Bo nie wiem, jaki ma stopień awansu ten nauczycieli i jaki ma przydział czynności. Od tego zależy czas pracy i od tego zależą zarobki.
Mogę to jednak wyliczyć na przykładzie typowego polonisty w szkole średniej. Średnio praca na jednym etacie zajmuje poloniście ok. 50 godzin tygodniowo (w uśrednieniu rocznym, bo czasem jest mniej, a czasem więcej). Pensja za etat (czyli 40 godzin) dla nauczyciela dyplomowanego (czyli najwyższy stopień awansu) po ostatnich podwyżkach to ok. 4200 zł.
Nauczyciel dyplomowany, który ma 40 godzin przy tablicy, pracuje zatem na nieco ponad dwa etaty (etat to 18 godzin przy tablicy). To więc ok. 110 godzin tygodniowo. Innymi słowy, poświęca się pracy na pewno nie tylko w ciągu tygodnia, ale również w weekendy. Za 110 razy 4 tygodnie, czyli 440 godzin miesięcznie (poniżej uwaga na ten temat) zarabia co najmniej 8400 zł. Co najmniej, ponieważ do pensji mogą dochodzić dodatki za wysługę lat (maksimum 20% wynagrodzenia, które można uzyskać po 20 latach pracy), motywacyjny (trudno określić kwotę, ale zazwyczaj jest dosyć niska), wychowawczy (nie dla wszystkich, co najmniej 300 zł na miesiąc). Przyjmijmy więc, że w "przeciętnym" wariancie za 440 godzin pracy otrzymuje 9 tysięcy zł (na rękę). To ok. 20-21 zł za godzinę.
Jeśli jednak jest nauczycielem stażystą, to zarabia 3400 zł na rękę i o tych dodatkach może pomarzyć (raczej wychowawstwa też nie dostanie). W takim wariancie za 440 godzin w miesiącu otrzyma wynagrodzenie w wysokości ok. 7 tysięcy zł. To ok. 16 zł za godzinę.
Załóżmy jednak, że przeliczamy to wszystko na "oficjalny" 40-godzinny tydzień pracy. Wówczas nauczyciel dyplomowany zarobi na dwóch etatach (320 godzin miesięcznie) ok. 9 tysięcy zł. To jest ok. 28 zł na rękę za godzinę. Nauczyciel stażysta otrzyma zaś 7 tysięcy, czyli ok. 22 zł na rękę za godzinę. To wyliczenie może bardziej zgodne z tym, ile pracuje przeciętny nauczyciel, który nie jest polonistą. Tyle że przeciętny nauczyciel nie pracuje na dwa etaty. I jeśli dojdzie do sytuacji, że jednak będzie pracował na dwa etaty, to czeka nas fala całorocznych zwolnień chorobowych i czekają nas jeszcze większe problemy kadrowe.
Rzecz jasna, można sobie wyobrazić dwuetatowców wuefistów czy nawet np. biologów, ale w przypadku polonisty to jest po prostu proszenie się o chorobę i fizyczną, i psychiczną. Przez rok można tak jakoś pociągnąć, ale dłużej... To wyliczenie dwuetatowe powstało przy założeniu, że nauczyciel polonista rzeczywiście sumiennie się przykłada do obowiązków, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że 440 godzin pracy w miesiącu jest praktycznie nierealne, dlatego jedynym sposobem na ujście z tego piekła z życiem jest zmniejszenie liczby godzin poświęcanych pracy i uczniom, czyli obniżenie jakości pracy. Wtedy stawka godzinowa będzie rosła, a poziom nauczania - spadał.
Warto pamiętać, że na normalnym etacie stawki wynoszą dla stażysty - ok. 3400 zł na miesiąc (20 zł na rękę za godzinę), a dla dyplomowanego - ok. 4200 zł na miesiąc (26 zł na rękę za godzinę). W Polsce, ze względu na coraz większe braki kadrowe, znaczna część nauczycieli pracuje jednak na 1,5 etatu (tyle można mieć maksymalnie w jednej szkole), a więc zarabia nieco więcej, ale kosztem jakości nauczania.
I jeszcze jedna sprawa mi się przypomniała: większość nauczycieli otrzymuje tzw. trzynastki. Czyli do tych wyliczeń można dodać jedną pensję podzieloną przez 12 miesięcy: ok. 280 zł w przypadku stażysty i ok. 350 zł w przypadku dyplomowanego (miesięcznie na rękę).
Dzięki za wyczerpująca wypowiedz.
Jeszcze dla jasności - chciałem zrozumieć, ile wychodzi godzin pracy na każda godzinę lekcyjna - czy to jest tak, ze np 18x45min to de facto pełne 40h tygodniowo (przygotowanie, sprawdzanie, wywiadówki, zebrania itp)?
Jeszcze dla jasności - chciałem zrozumieć, ile wychodzi godzin pracy na każda godzinę lekcyjna - czy to jest tak, ze np 18x45min to de facto pełne 40h tygodniowo (przygotowanie, sprawdzanie, wywiadówki, zebrania itp)?
Doprecyzuję. Nauczyciel w samej szkole nie pracuje tygodniowo na zasadzie 45 minut x 18. To wychodzi raczej 60 minut x 18. W czasie przerw praktycznie wszyscy nauczyciele pracują - albo uczniowie czegoś od nich chcą, więc mamy szybkie konsultacje, albo pełnią oni na korytarzach obowiązkowe dyżury. (Ja mam np. często problem nawet ze zjedzeniem obiadu na dużej przerwie, bo ciągle ktoś czegoś ode mnie chce; zresztą kwestia nieprzestrzegania podstawowych zasad BHP w szkole to temat na ciekawą dyskusję). W szkole nauczyciele spędzają również czas (zazwyczaj późnym popołudniem i wieczorem) na wywiadówkach i dosyć częstych oraz wielogodzinnych posiedzeniach rad pedagogicznych oraz pracując w komisjach egzaminacyjnych, pilnując uczniów w czasie uroczystości szkolnych, zawodów itp. Do tego, rzecz jasna, dochodzi poprawa wypracowań, sprawdzianów, przygotowywanie uczniów do konkursów, olimpiad, egzaminowanie, sporządzanie protokołów, sprawozdań, analiz, statystyk, ankiet ewaluacyjnych, prowadzenie dziennika, organizacja wycieczek, wyjść, wykładów, sprawy wychowawcze, kontakty z rodzicami, przygotowywanie zajęć, dokształcanie się i tak dalej, i tak dalej.
Teoretycznie (statystycznie) 18 godzin przy tablicy to ok. 40 godzin pracy w ogóle (czyli 1 godzina przy tablicy = ponad 2 godziny zegarowe pracy w ogóle). Ale np. w moim przypadku, jak pisałem, wychodzi ok. 50.
Jak poruszamy kwestię zarobków, to warto jeszcze o tym pamiętać:
https://znp.edu.pl/srednie-wynagrodzenie-nauczycieli-to-nie-srednia-pensja/
W sumie jak widzę, że moja córka uczy się tych samych durnot co ja 30 lat temu to może lepiej żeby to wszystko padło na pysk? Może my inaczej nie potrafimy, niż odbudowywać z gruzów?
Zresztą systemy emerytalny i zdrowotny również są bardzo mocno zaniedbane i tylko czekać aż się rozlecą.
Jak patrzę nie tylko na politykę rządu, ale przede wszystkim na stosunek społeczeństwa do edukacji (szkoła to ma być przechowalnia dla dzieci zapracowanych rodziców), to również dochodzę do wniosku, że to powinno upaść. Tylko że wtedy na kilka lat i Polska mocno podupadnie.
Właśnie. A dlaczego tak się dzieje? Bo mało kto uważa wiedzę wyniesioną ze szkoły za przydatną w dorosłym życiu.
Na dodatek nauczyciele ciągle się czepiają, zadają prace domowe, uczą jakichś głupot. Tylko dzieci stresują!
Więc jaki jest pozytyw tej całej szkoły? Taki, że można w niej przechowywać dzieci.
Osobiście nie wierzę, że bez woli politycznej cokolwiek może się w polskim szkolnictwie zmienić na lepsze.
A żeby w naszym kraju pojawiła się taka wola to potrzebna jest katastrofa i to taka, której nie będzie w stanie przykryć propaganda w tvp.
Bo mało kto uważa wiedzę wyniesioną ze szkoły za przydatną w dorosłym życiu.
Bo zazwyczaj nie jest. Tyle że to tylko w małej mierze wina nauczycieli. Za podstawy programowe odpowiadają oderwani od rzeczywistości "eksperci" na usługach polityków. Bo politycy traktują szkołę prawie wyłącznie jak maszynkę do ideologicznego prania mózgów.
Popieram A.l.e.X.a - 40h tygodniowo wymiaru pracy dla nauczycieli!
Tylko to się tyczy też uczniów, siedzą wszyscy ładnie na dupkach, nauczyciele po 60min udają się do kolejnej klasy.
Fajrant na drugie śniadanie i siku - 15min ok. południa. I ogień.
A po 8h,
Żadnego sprawdzania kartkówek, sprawdzianów, wypełniania papierków, wystawiania opinii, konsultacji i zebrań z rodzicami.
Ewentualnie rady pedagogiczne ekstra płatne, chyba że w godzinach pracy, czyli między 8-16, no to nie.
Kurła, a mogłem skończyć tą moją filologię i bym miał robotę od ręki, mieszkam w dodatku blisko od szkoły. No ale nima papieru. :D (oczywiście pomijam tutaj aspekt finansowy, w sensie wynagrodzenie - choć korki mi się zdarzało dawać nie raz).
Ja nie narzekam. Nie narzekam na plan moich dzieci, choć jest totalną loterią, raz na rano, raz po południu. No tak jest, cóż począć, skoro nauczyciele biorą po 1,5 - 2 etaty i uczą przynajmniej w dwóch, obornickich, szkołach.
Nie narzekam, bo udało się ten plan ułożyć, choć jeszcze 30 sierpnia nie było to wcale takie pewne.
Nie narzekam, bo udało się znaleźć panią do angielskiego! Może pouczy dłużej, może nie będzie powtórki z roku szkolnego 2020-21, gdzie córka miała trzy nauczycielki od angielskiego, z przerwami, na czas, kiedy nie było komu uczyć...
Nie narzekam, bo burmistrz zapowiedział, że szkół nie zamknie, że opału nie zabraknie, że szkoły to priorytet, że żadnej nauki zdalnej nie zamierza wprowadzać, prędzej swoich urzędników wyśle na pracę zdalną. To i tak sto razy lepiej, niż w sąsiednich Szamotułach, gdzie koleżanki z pracy, nie pytają się "czy" tylko "kiedy" będzie nauka zdalna. I czy w razie co, będą mogły swoje dzieci przywozić do pracy, bo nie mają z kim zostawić (już się zgodziłem).
Tak więc ja, nie mam prawa narzekać. Oświata, edukacja w Polsce, to zawsze (takie mam wrażenie) było takie "piąte koło u wozu". PiS tego "balastu" się ostatecznie pozbył. Edukację zniszczył, zaorał, rozpieprzył. Odbudowa (o ile ktoś się tego podejmie) potrwa długie lata i niekoniecznie skończy się dobrze.
Część problemów opisanych w artykule jest kompletnie wyssana z palca. Czy nauczyciele powinni zarabiać więcej? Nie wiem, może, ale podnoszenie tematu że "informatyki nie uczą informatycy" to kompletna głupota. Ktoś pamięta te mityczne czasy kiedy informatycy informatyki uczyli? Bo ja liceum kończyłem 22 lata temu i infy uczył mnie facet od geografii, a dodam że kończyłem Liceum Techniczne o profilu elektroniczno-informatycznym. W-Fu uczyła kobitka od polskiego, choć nie wiem czy rzucenie piłki na boisko można tak nazwać. Wiem też że szkoła miała koszmarne problemy ze znalezieniem anglisty więc nauczycielkę z prawdziwego zdarzenia dostaliśmy dopiero w klasie maturalnej, wcześniej "na doczepkę" uczył po troszę każdy kto potrafił z grubsza przeczytać podręcznik.
Takie problemy były więc przynajmniej od ćwierćwiecza i jakoś nikt póki co nie uznał że sensownym rozwiązaniem tego problemu będzie po prostu podniesienie wynagrodzenia.
Zresztą jakby to miało wyglądać?
Weźmy chociażby tych nauczycieli informatyki. Skoro informatyk może liczyć na 12k miesięcznie to nauczyciel informatyki też powinien tyle dostać? Czy może trochę więcej żeby opłacało się uczyć? A co wtedy z innymi nauczycielami? Jeśli informatyk dostanie 12k to polonistka zgodzi się pracować za 5k czy też będzie chciała dostać 12k? A nauczyciel W-F? Też 12k czy na ile wyceniamy jego zdolności?
A jak poczują się nauczycielki z 30 letnim stażem jeśli przyjdzie do szkoły 25 letni koleś uczyć informatyki i dostanie do ręki ponad 2x tyle na ile one mogą liczyć nawet dziś ze swoim ogromnym doświadczeniem?
Twoje historie o angielskim na doczepkę i polonistce uczącej WF to dopiero są wyssane z palca - wszystko w jednej szkole, ćwierć wieku temu! :D Ale ty miałeś pecha w życiu. Faktycznie, za PiS jest wciąż lepiej :D
Takie problemy były więc przynajmniej od ćwierćwiecza
A to spoko, dzięki za info. Mogą być jeszcze kolejne ćwierćwiecze, potem się pomyśli.
A co nie pasują do obrazu tego jak cudowne było kiedyś szkolnictwo i jak bardzo zostało zepsute w ostatnich latach? :)
Czy ci się to podoba czy nie tak wyglądała sytuacja w moim liceum.
A to spoko, dzięki za info. Mogą być jeszcze kolejne ćwierćwiecze, potem się pomyśli.
A nie no, masz rację, to podnieśmy pensje nauczycielom do 12k żeby się informatykom opłacało uczyć informatyki i czekajmy jak za rok stwierdzą że powinni zarabiać 18k. To na pewno rozwiąże problem :).
Mam duże wątpliwości czy to typowe problemy technicznych liceów sprzed ćwierć wieku, bo nawet w podrzędnych (miejskich) podstawówkach takich nie było, (za wyjątkiem informatyki, która wtedy dopiero wchodziła do szkół i ogólnie nie miał kto jej uczyć), a już na pewno nie z WF.
Nie, szkoły nie były wtedy idealne. Ale ogólny burdel był kilka razy mniejszy, na pewno w miastach i na pewno w szkołach zawodowych, które jeszcze miały kadry - choć kulał prestiż i programy nauczania - oraz w liceach.
Co innego prowincja - tam zdaje się że sporo zmieniły na lepsze gimnazja...
Johnie Doe, dwie kwestie:
1) Absolutnie nie twierdzę, że dawniej szkoła była znakomita (w sensie programów nauczania i metodyki pracy z uczniami). Była znacząco lepsza (bo przynajmniej programy nauczania były dostosowane do siatki godzin, a teraz nic nie ma sensu), ale również odbiegała od sensownego wzorca (bo to wciąż była szkoła typu pruskiego). Twierdzę natomiast, że sytuacja kadrowa była drastycznie lepsza. Podobnie jak sytuacja finansowa nauczycieli.
2) Twoje dywagacje o zarobkach wskazują na niezrozumienie problemu płacowego nauczycieli AD 2022. Zerknij więc na ten wykres i pewnie zrozumiesz, o co chodzi.
A ja nie piszę o "ogólnym burdelu" tylko o konkretnych problemach poruszonych w artykule.
Napisałem wyraźnie że argument z informatykami jest idiotyczny bo zwyczajnie NIGDY ich w szkołach nie było i zawsze będą poza zasięgiem płacowym liceów i podstawówek.
Co do kadr w szkołach zawodowych to problemy wynikają najzwyczajniej z przewartościowania rynku pracy w ostatnich dziesięcioleciach.
Te ćwierć wieku temu kiedy ja chodziłem do liceum rodzice nawet nie brali pod uwagę że skończę edukację bez wyższego wykształcenia i podobnie myślała zdecydowana większość rodziców. Gigantyczne problemy na rynku pracy w końcówce lat '90 sprawiały że ludzie maniakalnie pchali dzieci na uczelnię wyższe bo dyplom co najmniej magistra w tamtych czasach faktycznie zapewniał lepsze życie. Ten boom spowodował niestety że dziś dwadzieścia kilka lat później jakiegoś byle magistra może mieć każdy za to specjalistów brakuje. Koniec końców ludzie z wyższym wykształceniem (zazwyczaj bezsensownym) pracują w McDonaldzie po pracy przy Harnasiu marząc o połowie pensji spawacza lub operatora maszyn. I dokładnie dlatego spawaczowi, mechanikowi czy stolarzowi nie opłaca się uczyć... To jest dokładnie ten sam powód co z informatykami.
Tak jak wspomniałem w pierwszym poście ja absolutnie nie neguję tego że nauczyciele zarabiają dziś za mało.
Po prostu część argumentów uważam za utopijne i przez to błędne (w dzisiejszych czasach dobry informatyk nie będzie uczył informatyki bo ssanie na tym rynku jest ogromne i to nie tylko na tych dyplomowanych ale także na tych co "coś liznęli").
Nie przeczę też że edukacja miała się kiedyś lepiej. Jeden z moich wykładowców na studiach mówił wręcz że jesteśmy ostatnim rocznikiem który otrzyma godne wykształcenie, i chyba wiele się nie pomylił.
Napisałem wyraźnie że argument z informatykami jest idiotyczny bo zwyczajnie NIGDY ich w szkołach nie było i zawsze będą poza zasięgiem płacowym liceów i podstawówek.
Coś w tym jest. Ale, szczerze mówiąc, do tej pory nie słyszałem o żadnej szkole, gdzie nie byłoby informatyka. Choćby dlatego, że fizycy lub matematycy robili zazwyczaj drugą specjalizację. A teraz? Teraz brakuje już wszystkich.
Poza tym nauczyciele nie domagają się tego, żeby płace informatyków w szkole zrównały się z płacami w sektorze prywatnym. Chodzi o to, żeby człowiek, który CHCE uczyć i gotów jest stawiać zarobki na drugim miejscu (a to jest casus większości normalnych nauczycieli, a nie jakichś odrzutów pedagogicznych), miał jednak poczucie, że otrzymuje za ciężką i niezwykle użyteczną społecznie pracę godne wynagrodzenie. Bo szkoła nie jest dla tych, którym głównie chodzi o to w życiu, żeby trzepać kasę. Nigdy nie była. Dla nich jest sektor prywatny.
I dlatego też głównym postulatem związkowym jest powiązanie płacy w oświacie ze średnią krajową. IMHO dość uczciwe postawienie sprawy.
NIGDY ich w szkołach nie było
U mnie byli. Nie programiści, ale tacy klasyczni informatycy w stylu złotej rączki od komputerów z lat 90 i początku tysiąclecia, którzy liznęli wystarczająco programowania żeby wytłumaczyć dzieciom programowanie w Logo. Dzisiaj pewnie się to zmieniło i Logo nikt nie przerabia, ale raczej nikt nie oczekuje, że do nauczania w szkole pójdzie Lead Programmer Microsoftu.
No tak, tylko że to dalej nie byli informatycy. Zresztą o takich nauczycielach pisał wyżej Bukary. Był to zazwyczaj jakiś ścisłowiec, z reguły fizyk lub matematyk (te dwa profile w sumie naturalnie do tego pasują). Nie neguję że ci ludzie mieli zazwyczaj dobre intencje ale nazywanie ich informatykami to trochę tak jakby nazwać mnie zawodowym gitarzystą bo na studiach nauczyłem się grać pierwsze 30 sekund "Nothing Else Matters" Metallicy w celu zarywania koleżanek z akademika.
ale nazywanie ich informatykami to trochę tak jakby nazwać mnie zawodowym gitarzystą bo na studiach nauczyłem się grać pierwsze 30 sekund "Nothing Else Matters"
E, trochę tutaj pojechałeś za daleko. Popatrz sobie na to, do czego nauczyciel informatyki musi przygotować ucznia:
https://cke.gov.pl/images/_EGZAMIN_MATURALNY_OD_2015/Arkusze_egzaminacyjne/2022/Informatyka/poziom_rozszerzony/EINP-R1-100-2205.pdf
https://cke.gov.pl/images/_EGZAMIN_MATURALNY_OD_2015/Arkusze_egzaminacyjne/2022/Informatyka/poziom_rozszerzony/EINP-R2-100-2205.pdf
To wcale nie jest takie fiu-bździu.
A ja nigdzie nie napisałem że to jest fiu-bzdziu. Niemniej o ile faktycznie dla kogoś kto nigdy nie miał z tym do czynienia może to wyglądać wręcz szokująco, wszelkie działania na liczbach, metody sortowania, czy też umiejętność pozyskania danych z pliku czy zapisania w pliku to naprawdę jest absolutne przedszkole.
Co więcej uważam że dla kogoś kto ma fundament ze znajomości matematyki czy fizyki nie powinien mieć żadnych problemów z przyswojeniem tej wiedzy.
Pojęcie informatyka ma dosyć szeroką definicję. Doprecyzuj ją, skoro na poziomie szkolnym nie jest nim wymieniony przeze mnie przykład.
Może i przedszkole, ale dostępne dla garstki wybrańców.
Popatrz na wyniki egzaminu z informatyki (s. 6 i następne):
https://www.oke.poznan.pl/files/cms/735/informatyka_raport_kraj_2022.pdf
To dokładnie ten egzamin, z którego arkusze zamieściłem powyżej. Średnia 31% wśród absolwentów techników. A przypominam, że informatyka to nie przedmiot obowiązkowy, więc do egzaminu przystępują osoby, które uczyły się go na poziomie rozszerzonym i rozwiązywały arkusze z własnej woli, spodziewając się dobrych wyników. Tymczasem (wedle załączonej analizy) tylko trzy zadania "przedszkolne" okazały się dla maturzystów łatwe, reszta była trudna, umiarkowanie trudna lub bardzo trudna. Bardzo łatwych w ogóle nie było.
O czym to świadczy? M.in. o tym, że polski uczeń ma poważne problemy nawet z podstawami informatyki. Może również o tym, że nauczanie informatyki "przedszkolnej" to wcale nie jest zadanie, którego każdy matematyk czy fizyk może się podjąć. Jakość nauczania - słaba. Kadra - albo słaba (choć czasem i Salomon z pustego nie naleje, więc wyniki matur niewiele mówią o nauczycielu), albo nieobecna (wskutek braku nauczycieli). Obstawiam zwłaszcza to drugie.
Dodawanie i odejmowanie też jest mega łatwe, to samo z czytaniem przecież każdy to potrafi.
Nazywanie ludzi którzy tego uczą polonistami i matematykami to tak jakby nazwać mnie zawodowym gitarzystą bo na studiach nauczyłem się grać pierwsze 30 sekund "Nothing Else Matters" Metallicy w celu zarywania koleżanek z akademika
O czym to świadczy? M.in. o tym, że polski uczeń ma poważne problemy nawet z podstawami informatyki. Może również o tym, że nauczanie informatyki "przedszkolnej" to wcale nie jest zadanie, którego każdy matematyk czy fizyk może się podjąć.
No tak, ale przede wszystkim świadczy to o tym o czym piszę od samego początku... Informatyki nie uczą informatycy z prawdziwego zdarzenia. I tak jak pisałem powyżej, absolutnie nie zarzucam takim "przebranżowionym" nauczycielom złej woli, ale nazywanie ich informatykami to po prostu przesada.
Dodawanie i odejmowanie też jest mega łatwe, to samo z czytaniem przecież każdy to potrafi.
Nazywanie ludzi którzy tego uczą polonistami i matematykami to tak jakby nazwać mnie zawodowym gitarzystą bo na studiach nauczyłem się grać pierwsze 30 sekund "Nothing Else Matters" Metallicy w celu zarywania koleżanek z akademika
Dlatego też tych nauczycieli nazywa się "nauczycielami nauczania początkowego", a nie matematykami czy polonistami ;).
Informatyki nie uczą informatycy z prawdziwego zdarzenia.
I trochę zahaczamy o sedno problemu. Od nauczyciela wymaga się potężnych kompetencji i umiejętności. Powinien być nie tylko dobrym informatykiem, ale też dobrym nauczycielem. To wcale nie musi iść w parze. Świetny koder może sobie kompletnie nie radzić z przekazywaniem wiedzy i kształceniem umiejętności u innych. Potrzebny jest przynajmniej złoty środek. Albo inaczej: w sytuacji szkolnej lepiej sprawdzi się przeciętny informatyk, ale dobry pedagog, niż dobry informatyk, ale przeciętny pedagog. (Choć, oczywiście, ideałem byłby orzeł w obu tych dziedzinach).
Innymi słowy, szkoła nie potrzebuje twórców silników do gier komputerowych. Potrzebuje tych, którzy nauczą podstaw i wskażą odpowiednią drogę. Przeciętny informatyk w szkole nie musi więc zarabiać tyle, ile znakomity informatyk w jakimś korpo. Bo to powinien być przede wszystkim człowiek, których chce uczyć innych, a nie tylko trzepać kasę. Ale sensowne podwyżki są potrzebne, bo do szkół nie trafi ani dobry czy przeciętny pedagog, ani dobry czy przeciętny informatyk. Nie mówiąc już o wspomnianym wyżej ideale.
25 lat temu w mojej szkole podstawowej a potem średniej informatyki uczył informatyk, wiec proszę tu nie generalizować. zakładam, ze potem przez 20 lat było tylko lepiej. A teraz od 5 lat znów się to pogarsza. Dziś już jest dupa, a przy dalszym niszczeniu tego systemu za kolejne 5 lat będzie już jedno wielkie nic
I trochę zahaczamy o sedno problemu. Od nauczyciela wymaga się potężnych kompetencji i umiejętności. Powinien być nie tylko dobrym informatykiem, ale też dobrym nauczycielem. To wcale nie musi iść w parze. Świetny koder może sobie kompletnie nie radzić z przekazywaniem wiedzy i kształceniem umiejętności u innych.
Dokładnie tak było w moim technikum, od chyba trzeciego roku. Zmieniliśmy sobie babkę od informatyki, bo nie nadawała się kompletnie - kiedy na drugim roku przekonaliśmy ją, byśmy uczyli się C++ a nie Pascala (na którego BARDZO naciskała, mimo że mówiła wprost: nie przyda wam się, jest przestarzały, nikt z niego nie korzysta i go nie wymaga, ale macie znać i już), przyniosła nam kartkę z kodem do przepisania do kompilatora. Oczywiście kod nie zadziałał, my to zgłaszamy, a babka do nas: "A dlaczego nie działa?" No to logicznie mówimy, że skąd MY mamy wiedzieć, to pani nas tu uczy - "A ja nie wiem, bo to nie moje środowisko programowania." Na koniec wystarczy dodać, że była to podobno "informatyczka", która wykładała na lokalnej Politechnice, a chciała (na tych samych zajęciach od C++) wymienić monitor, bo jej obróciliśmy w ustawieniach obraz o 90 stopni.
No i zmieniliśmy ją, na innego wykładowcę z Polibudy, gościa tak z 2 lata po studiach, który w dodatku ma swoją własną firmę. Na co dzień śmiga jako programista. Wszyscy sobie pomyśleliśmy - super! Nareszcie ktoś, kto będzie się znał i nas czegoś nauczy! No bliżej do "prawdziwego" informatyka się nie da.
Nic bardziej mylnego. Tak jak mówisz, mimo dużych umiejętności programistycznych, facet kompletnie nie umiał swojej wiedzy przekazać. Parę razy, gdy faktycznie próbował, kończyło się to na "No to zaczynacie tak, potem (milion kombinacji klawiszy, skrótów, ogólnie magia programistyczna) i macie prosty kawałek kodu" co tam robił jakiś prosty kalkulator w Javie czy coś w tym rodzaju. Najpierw mocno słuchaliśmy, nadążaliśmy co wpisywał, a po mrugnięciu mieliśmy już przed oczami gotowy kod. Czy czegoś się z nim nauczyliśmy? Zupełnie nic.
Zdałem maturę w 2015 i obserwując od tych kilku lat jak wygląda obraz polskiej szkoły z zewnątrz (strajki, później powszechnie dyskutowane braki kadrowe, a na samym końcu dosranie covidem i lekcjami zdalnymi) to mam wrażenie, że jestem jednym z ostatnich roczników, w którym szkoła wyglądała normalnie. Nie było jakichś cyrków, że nie mieliśmy zajęć bo akurat nie było nauczycieli, że podstawa programowa trzymała się na gumie do żucia i 8 godzin lekcyjnych były przerzucane jako praca domowa "na jutro", że egzaminy były zagrożone czy coś, albo że zajęcia trwały do 19.
W sumie masz rację. Nie narzekałem co prawda, ale w każdej klasie w niedawno skończonym przeze mnie technikum zawsze musiało się zdarzyć coś, przez co nie chodziłem normalnie do szkoły. W pierwszej był strajk, w drugiej Covid, w trzeciej też Covid (i to prawie cały rok szkolny). Jak się sytuacja z tym choróbskiem się uspokoiła to zacząłem żartować, że w czwartej to już tylko wojna może nas powstrzymać od chodzenia. Powstrzymał znów lockdown, krótki na szczęście, ale był. Aczkolwiek nie spodziewałem się, że po części moje żarty się sprawdzą:-/.
Mam kontakty z Ukraińcami i wiem, że kilka tygodni temu dyrektorka jednego z wrocławskich liceów wysłała pismo do lokalnej ukraińskiej fundacji z pytaniem, czy nie znają przypadkiem jakiegoś nauczyciela matematyki z Ukrainy, bo chętnie zatrudnią. Nie do klas ukraińskich, do klas polskich. Wymagana tylko "komunikatywna" znajomość polskiego.
Matematyka jest uniwersalnym językiem.
Daliby radę!
Jeżeli niektórym osobom praca w urzędzie/szkole wydaje się taka wygodna a na prywatnych się męczą - to niech zmienią pracę. Etatów a etatów jak widać. Naprawicie to od środka i pokażecie jak to jest szybko pracować :) Kiedy jak nie teraz!! ;)
Polska szkoła - w szczególności nauczyciele, którymi zostawali zazwyczaj ludzie, nie mający na siebie pomysłu (z wyjątkami, bo są świetni nauczyciele z pasją i misją!) i zrobili studia pedagogiczne bo najłatwiejsze - to żenada. Szkoła i zasady w niej panujące już dawno powinny być zreformowane.
I ostatnia sprawa.
Konstytucja zakłada sprawiedliwość społeczną. Dla tego też zwykły śmiertelnik ma zapieprzać do końca życia a np. policjant idzie na wcześniejsza emeryturę, a sędziowie dostają emerytury nieoskładkowane :) Do tego wy jesteście w ZUS a rolnicy w KRUS. Taka to równość i sprawiedliwość :)
Żyjemy w żenującym państwie gdzie większość ustaw została uchwalona jeszcze w ubiegłym systemie a nowe są przeważnie kalkami poprzednich. I nie ważne czy to PiS czy PO - tego się nie zmieni od ręki.
I chyba nigdy.
Akurat znam całkiem spore środowisko nauczycieli i jeśli chodzi o wynagrodzenie to większość równie narzeka co chwali. Tzn. narzeka, że zarabia 3tys. na reke, ale chwali jakieś godziny nadliczbowe, dzięki którym wyciągają spokojnie ponad tysiąc więcej. Ciężko jednak przełożyć to na czas pracy bo jedni zarabiając tyle samo , a pracują realnie 6h dziennie i to z uwzglednieniem pracy po pracy, a inni ponad 8h. To są ich słowa jak coś... nie bijcie mnie :D
Kiedyś nasłuchałem się że nauczyciele są przerażeni małą ilością godzin i możliwym zwolnieniem z powodu braku uczniów w szkołach. To się trochę gryzie z tym co Bukary napisał... Widocznie sytuacji nauczycieli nie można generalizować
Dodam jeszcze jedną ciekawostkę do tego artykułu: stawka dla nauczyciela za godzinę korepetycji wynosi teraz między 80-200 zł. A stawka za godzinę pracy w szkole (w najlepszym wariancie) - ok. 30 zł.
Zgadnijcie, co robi część nauczycieli, którzy zwolnili się z pracy.
Bingo! Uczą, bo lubią i potrafią, ale tym razem za sensowne pieniądze, co daje jeszcze dodatkową motywację i podnosi jakość pracy.
Niestety, nie wszyscy mogą odejść, bo poza miastami rynek korepetycji nie jest aż tak rozbudowany (choć i to się zmienia za sprawą polityki rządu, więc można poczekać). A nawet gdyby odeszli, to ze szkół już nie będzie czego zbierać. Ale może właśnie o to chodzi?
:P
Niestety, nie wszyscy mogą odejść, bo poza miastami rynek korepetycji nie jest aż tak rozbudowany (choć i to się zmienia za sprawą polityki rządu, więc można poczekać). A nawet gdyby odeszli, to ze szkół już nie będzie czego zbierać. Ale może właśnie ot o chodzi?
Taka uwaga z mojego otoczenia. Tyczy się nauczyciela lingwisty, ale ten trend może się rozszerzać na inne specjalizacje. Kilka lat temu w grę wchodziła tylko praca f2f. Czas pandemii to zmienił i ludzie(tak klienci jak i nauczyciele) dostrzegli, że na odległość też się da efektywnie uczyć. Mam nadzieje, że to otworzy drogę dobrym nauczycielom z mniejszych miejscowości do dawania korepetycji zdalnie i poprawi ich sytuację materialną. A że szkoły na tym ucierpią? Jak mawia czołowy ekumenista Franciszek, wszyscy jesteśmy winni i wszyscy będziemy za to, w ten czy inny sposób, płacić.
Wreszcie żyjąc normalnie mają czas na refleksję...
Coś w stylu w jaki sposób partia idiotów z PiS doprowadziła ich zawód/marzenia do takiego upodlenia.
Mam cichą nadzieję, że zapisują sobie w "przysłowiowym dzienniczku" nazwiska tych partyjnych idiotów którzy do tego doprowadzili i w przyszłości wywołają tych partyjnych z imienia i nazwiska debili do tablicy :D
M@co
Zgadza się. U mnie już część nauczycieli (w tym i ja) uczy czasem on-line.
Jakie macie zdanie o szkołach prywatnych lub doświadczenie z takimi placówkami? Czy nadal pokutuje podejście, że płacisz-zdajesz? Czy to jednak tam trafiają nauczyciele, którzy rzeczywiście chcą i potrafią uczyć?
Jak zwykle: to zależy. Są takie placówki, gdzie warunki pracy i płacy są dobre. Tam trafiają zazwyczaj dobrzy nauczyciele. Ale są też takie, do których idą jeszcze gorsze odrzuty niż do szkół publicznych. Dlaczego? Bo zdarza się, że w szkołach prywatnych nie starcza pieniędzy na dodatki i trzynastkę ("zarząd" się musi wyżywić, nie?), a więc nauczyciele zarabiają jeszcze mniej niż w szkołach publicznych.
Cała trudność polega na tym, jak rozpoznać dobrą szkołę. I od razu mogę powiedzieć: na pewno nie po wynikach matur. Dobre wcale nie świadczą o tym, że szkoła jest automatycznie dobra.
A swoją drogą, to nie jest tak jak u pracowników samorządowych - że MINIMALNE wynagrodzenie określa ustawa a to co powyżej to już może sobie dyrektor ustalać wg tego ile miasto przekaże na wynagrodzenia?
Tak, że tego ... ustawa gwarantuje minimum, resztę ustalają samorządy xD
Edit: sprawdziłem - tak jest. Czyli resztę ustala Dyrektor na podstawie regulaminu wynagradzania. Posprzątane.
Państwo gwarantuje minimum, resztę dają samorząd. A żaden dyrektor nie będzie wnioskował o więcej niż minimum bo już mu Prezydent miasta da xD
Owszem, samorządy mogą np. zwiększyć dodatki, choćby motywacyjny czy wychowawczy. Tak robi np. Trzaskowski w Warszawie, żeby zmniejszyć odpływ nauczycieli ze szkół.
Problem polega na tym, o czym pisałem powyżej: albo samorządy nie mają kasy, albo wyborcy z poszczególnych samorządów nie widzą potrzeby, żeby ładować więcej pieniędzy w szkoły, ponieważ i tak znacząca (o ile nie większa) część budżetu samorządowego idzie na utrzymanie placówek edukacyjnych (np. infrastruktury). Dlatego burmistrz czy wójt woli wydać kasę na chodnik przy szkole niż na płace nauczycieli. Bo to widać. Bo ludzie to widzą. A ludzie głosują.
Takie mamy społeczeństwo.
A z czego samorząd ma dać, skoro Rząd również kroi samorządy i nie daje im pieniędzy? Samorządy również są podzielone na lepsze i gorsze sorty. Więc zwalanie wszystkiego na samorządy jest równie słabe, jak cała pisowska retoryka.
Samorządy to akurat większy beton niż władza centralna.
Samorządy to oddzielne księstwa, które sobie działają tak jak chcą, nie ponosząc praktycznie żadnych konsekwencji. Wynagrodzenia dla przyjętych "swoich" pracowników podniosą, dla reszty krótki tekst "wie Pan/Pani - państwo tyle daje cóż zrobić! My nic nie możemy".
Ustalanie zarobków powyżej minimalnej kwoty, nie zaczęło się PIS ale od zawsze w szkołach czy urzędach było właśnie tak to załatwianie.
Samorząd może sobie ograniczyć wydatki zwalniając nierobów, ale nie zrobią togo bo to zazwyczaj wujek, ciotka, siostrzeniec radnego i wójta. Albo prezesa co to ma firmę elektryczną co nam prawie darmo zrobił remoncik w mieszkanku - trza się odwdzięczyć i przytrzymać w pracy tego jego córkę idiotkę.
No ale że tego nie zrobi, to trzeba na ich miejsce zatrudnić z dwie dodatkowe osoby za minimalną, które będą za te osoby pracować. I tyle.
Obwinianie za to PIS czy PO oznacza tylko i zupełnie całkowitą nieznajomość funkcjonowania samorządów i ogólnie trójpodziału pracy.
Edit:
Rozwiązanie jest jedno - otwarte oferty pracy dostępne na jednej stronie internetowej a nie poupychane gdzieś w ciemnościach Internetów na bipach gdzie nikt nie zagląda - tak żeby startować mogła osoba z każdej części polski.
Bo z jakiego powodu taki urzędnik dobrze znający się na swojej robocie z Krakowa nie przeniesie sie np do Gdańska?
Bo nie jest politycznie zaangażowany i nie ma plecuchów.
A dla czego dobrze wykonujący swoją robotę informatyk/budowlaniec może się przenieść z Krakowa do Gdańska czy Belgii? Bo dostaje kasę od prywaciarzym którzy patrzą na umiejętności a nie znajomości.
I jeżeli w końcy nie stworzy sie otwartych ofert pracy, tak dlugo w samorządach nie będzie dobrze.
Weź Ty człowieku idź gdzieś "w ministry" (serio się marnujesz), wtedy bym może się zastanowił żeby iść do szkolnego kołchozu uczyć naszą młodzież, bo przez te Twoje posty mi się żyć odechciewa. Jak dołożę do tego czytanie takich wypocin, jakie pisze Alex to w ogóle ręce opadają...
Weź Ty człowieku idź gdzieś "w ministry" (serio się marnujesz)
"Ale może się to wyda nierozsądkiem, że ja tylko tak prywatnie ludziom doradzam i chodzę tu i tam, i tyle mam do roboty, a publicznie wystąpić nie mam odwagi: pójść na mównicę w tłum między was i rad udzielać państwu. To pochodzi stąd, że jakeście to nieraz ode mnie słyszeli, mam jakieś bóstwo, jakiegoś ducha, o czym i Meletos na żart w swoim oskarżeniu pisze. To u mnie tak już od chłopięcych lat: głos jakiś się odzywa, a ilekroć się zjawia, zawsze mi coś odradza, cokolwiek bym przedsiębrał, a nie doradza mi nigdy. Otóż ono mi nie pozwala zajmować się polityką. A zdaje mi się, że to zakaz bardzo piękny. Bo wierzcie mi, obywatele, gdybym się był kiedyś zajął polityką, dawno bym był zginął i na nic się nie przydał ani wam, ani sobie".
Platon, Obrona Sokratesa, tł. W. Witwicki
Jedziemy równo w dół cały czas od co najmniej 25 lat niestety.
Jeśli nawet "za moich czasów" na drugim roku studiów potrafiłem miesięcznie więcej zarobić niż mój wykładowca to już wtedy było coś nie tak.
Ale teraz to prawdziwy dramat - bycie nauczycielem ma sens tylko jako hobby (o ile jesteś bogaty) lub ewentualnie jako dodatkowa pensja w rodzinie.
Natomiast niestety powoli nawet od tego hobby odchodzimy, bo nawet jak ktoś ma misję to i tak zostanie zgnojony przez system w krótkim czasie.
Gdy Giertych zostawał ME to myślałem, że to dno już będzie i dalej nic nie ma, ale Zalewska, Piontkowski i Czarnek skutecznie wyprowadzili mnie z tego błędu, wszechświat się poszerza, to i dno może być niżej.
Mam jednak nieodparte wrażenie, że to działania celowe, przynajmniej po części, bo o jakiś megamasterplan tej ekipy nie posądzam. Niemniej niewykształconym i zmanipulowanym społeczeństwem łatwiej się steruje, to wiadomo nie od dziś.
kocham te przeliczanie stawki godzinowej tak jakby ogólnie stawka godzinowa w Polsce to było coś nadzwyczajnego i dodatkowo tak bardzo karciła zwód nauczyciel. Zapraszam więc do np. sądów gdzie stawka biegłego to uwaga :
22,90 PLN brutto/godz do 32,39 PLN brutto/godz - podstawowa dla specjalisty czyli osoby z dorobkiem zawodowy często wieloletnim (tytuł mgr / mgr inż)
45,63 PLN brutto/godzin przy stopniu naukowym doktor
70,32 PLN brutto/godzina przy stopniu naukowym profesor
to są stawki brutto dla biegłych na podstawie opinii których sąd wydaje postanowienie w danej sprawie
Biegłych też brakuje w sądach.
i tak możesz wymieniać bez końca w różnych zawodach, zaczynając np. następnie od kontrolerów ruchu lotniczego.
Napisze dokładnie to samo jak komuś źle to zmienia na dobre, nauczyciele są tak opłacani bo są tak opłacani z rozwiązania budżetowego.
Ostatnio było o egzaminatorach na prawo jazdy -> zarabiają też niewiele a chcieli by 7 na rękę
Pielęgniarki biedne też tyrają od rana do wieczora dodatkowo niektóre mają 60 lat i muszą ciągać ciężary może one zarabiają godzinowo więcej, eh nie :
stawka godzinowa pielęgniarki: 30-45 PLN brutto.
ile więc zarabia budowlany boom : 26-35 PLN brutto / wychodzi że budowlany boom ma więcej niż biegły to może warto się przebranżowić
Kto ci Bukary broni pracować w szkole a potem jeszcze prowadzić internetowy sklep sprzedaży koszulek z chin ? ;) nikt ci nie broni bo tak jest w Polsce mało kto może powiedzieć że z pensji na etacie żyje mu się b. dobrze, większość osób które mają większe potrzeby pracuje dodatkowo lub robi różne rzeczy dodatkowo. A jeśli im się nie chce to niech zmienią prace na lepiej płatną lub pogodzą się z ogólną sytuacją.
A jeśli im się nie chce to niech zmienią prace na lepiej płatną lub pogodzą się z ogólną sytuacją.
I wezmą kredyt.
Kto ci Bukary broni pracować w szkole a potem jeszcze prowadzić internetowy sklep sprzedaży koszulek z chin ? ;) nikt ci nie broni bo tak jest w Polsce mało kto może powiedzieć że z pensji na etacie żyje mu się b. dobrze, większość osób które mają większe potrzeby pracuje dodatkowo lub robi różne rzeczy dodatkowo. A jeśli im się nie chce to niech zmienią prace na lepiej płatną lub pogodzą się z ogólną sytuacją.
Dziękuję za wspaniałe rady, ale jakoś sobie radzę.
Problem polega na tym, że wielu nauczycieli nie może podjąć dodatkowej pracy z uwagi na brak czasu, który poświęcają pracy w szkole. Jak pisałem: ty naprawdę nie masz zielonego pojęcia o tym, jak tego rodzaju praca wygląda. Nie masz pojęcia o tym, że znaczną część tej pracy wykonuje się po południu, po zajęciach przy tablicy. Albo więc oczekujemy edukacji na sensownym poziomie, albo wysyłamy nauczycieli na wieczorną zmianę w sklepie po robocie w szkole. Wybierz jedno. Nie można mieć ciasteczka i zjeść ciasteczka.
Patrzysz na rynek pracy w wyjątkowo prosty (żeby nie rzec: prostacki) sposób. Nie dostrzegasz w ogóle kontekstu (w tym społecznego). Nie dostrzegasz szkodliwości rad typu: "nie podoba się, to zmień pracę, bo nie powinieneś dostawać więcej" w przypadku zawodu nauczyciela. Innymi słowy, bardzo przypominasz pewnych polityków albo bohaterów wiersza Tuwima:
I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc – widzą wszystko o d d z i e l n i e:
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...
Dzięki takim wspaniałym radom budzimy się w rzeczywistości, w której młodych pielęgniarek jest jak na lekarstwo, nauczycieli brakuje w całej Polsce, a przedsiębiorcy zamykają firmy. Niech jadą! - mówiła posłanka PiS Hrynkiewicz. No i pojechali...
Zamiast poprawić system i stworzyć lepsze warunki lepiej zwalać winę na szarych ludzi i wyzywać od nieudaczników, a potem obudzić się z ręką w nocniku, bo lekarz ma najbliższy termin za 2 lata, a w szkole nie ma kto uczyć dzieci. Jeśli nie będziesz walczyć z problemem, ten będzie tylko narastał.
mam wrażenie że to wy tego nie rozumiecie, jeśli jedna grupa budżetowa dostanie podwyżki np. nauczyciele dostaną +100% to nagle ustawi się 20 kolejnych grup zawodowych budżetowych które będą mówiły a czemu nie my ? przecież wojsko, policja, pogotowie, tym bardziej straż pożarna, też powinni dostać, właściwie to wszyscy powinni tylko że skąd te pieniądz się biorą ? Pierwsza opcja z pustego dodruku powodującego dodatkowe zadłużenie i wzrost inflacji, opcja nr dwa to dociśnięcie kolanem jeszcze bardziej przedsiębiorców. Dlaczego przywołałem nieszczęsnego szewca, fryzjera czy kosmetyczkę ? Bo oni najpierw muszą oddać do 20 haracz na państw (w tym niewiele idzie z tego na emeryturę -> 2000+ PLN) a potem dopiero mogą zarabiać. Ciekawe Bukary jakbyś np. ty musiał 2000 z swojej pensji przepracować na pusto powiedzmy 10 dni pracujesz za darmo. Ludzie zawsze widzą tylko czubek własnego nosa.
Mi nie musisz tłumaczyć, akurat ja bym najbardziej wspierał naukę i sektor zdrowia publicznego. Niemniej wydarzy się jakiś kryzys i nagle potrzebne wojsko, straż pożarna, policja, a nawet niesławna obrona terytorialna. Żyjesz w biednym państwie i dostajesz pensje która jest średnią w tym państwie. Oczywiście można zastosować model kapitalistyczny -> wszystkie szkoły płatne przynajmniej te symboliczne 1000 PLN od dziecka, każda wizyta u lekarza płata min. 200 PLN, każda operacja płatna min. 10%. lub z ubezpieczenia obowiązkowego powiedzmy ze składką np. 1000 miesięczną a jak kogoś nie stać to niech się bangla. Niestety lub stety żyjesz w Państwie które w konstytucji ma zapisane dbanie o każdego obywatela i może sobie pozwolić na to co może. Jeśli jednak chcesz wejść na wątek polityczny to jeśli wszystkie osłony socjalne zostaną przy wyborze innego ugrupowania to mogę powiedzieć wtedy że odsunięcie pis od władzy to właściwie nasz patriotyczny obowiązek.
Ale to tak trochę sam sobie przeczysz, Aleks.
Z jednej strony gadasz, że nauczyciele nie powinni zarabiać więcej. A z drugiej strony - że rynek ureguluje problemy.
No więc? Jedyny sposób, w jaki "rynek" może uregulować w tym wypadku problemy, jest taki, że nauczyciele zaczną więcej zarabiać. Bo w przeciwnym wypadku nauczycieli nie będzie. To się samo nie zrobi, bo magiczny "rynek" nie istnieje. Potrzebna jest wola społeczna, która wpłynie na polityków. Problem polega na tym, że TO MUSI NASTAPIĆ i kiedyś NASTĄPI. Ale jeśli, wskutek poglądów ludzi twojego pokroju, to się opóźni, wówczas cały system (czyli całe młode pokolenie Polaków) dostanie po dupie tak, że wiele lat nie będzie czego zbierać. I znowu Polak będzie mądry po szkodzie. A reszta świata zostawi nas w tyle.
Widzisz jakieś inne wyjście?
Zapraszam więc do np. sądów gdzie stawka biegłego to uwaga
Chyba te stawki biegłych już uwolnili i można płacić biegłym więcej za akceptacją sędziego. Generalnie te stawki to była paranoja, bo efekt był taki, że na listy sądowych biegłych wpisywali się głównie ludzie nieporadni zawodowo, a specjaliści z poza tych list wymyślali masę wymówek, byle tylko sąd ich nie przymusił do opracowania opinii (teoretycznie sąd ma prawo to zrobić). Znałem sprawy, gdzie przez rok czasu nie można było znaleźć biegłego który by się podjął wydania opinii.
mam wrażenie że to wy tego nie rozumiecie, jeśli jedna grupa budżetowa dostanie podwyżki np. nauczyciele dostaną +100% to nagle ustawi się 20 kolejnych grup zawodowych budżetowych które będą mówiły a czemu nie my ? przecież wojsko, policja, pogotowie, tym bardziej straż pożarna, też powinni dostać, właściwie to wszyscy powinni tylko że skąd te pieniądz się biorą ?
Ciężko się nie zgodzić, ale w takim razie po co rośnie płaca minimalna, która bardzo wielu grupom daje +20% jeśli podobno (słowa samego Vateusza) podniesienie pensji nauczycieli o 20% nakręciłoby inflację?
Problem tkwi w tym, że jeśli te grupy zawodowe w końcu kasy nie dostaną to ludzie nie tylko nie będą się garnąć do tych zawodów, co po prostu będą z nich uciekać (jak nauczyciele obecnie). Efekt to przyspieszona degradacja usług publicznych.
No więc? Jedyny sposób, w jaki "rynek" może uregulować w tym wypadku problemy, jest taki, że nauczyciele zaczną więcej zarabiać. Bo w przeciwnym wypadku nauczycieli nie będzie. To się samo nie zrobi, bo magiczny "rynek" nie istnieje. Potrzebna jest wola społeczna, która wpłynie na polityków.
A moim zdaniem jest szansa, że ureguluje. Jak nauczanie publiczne totalnie się zdegraduje, prywatne będzie pewnie się rozwijać i to co robi (nie)rząd Polski to ukryta prywatyzacja, zresztą nie tylko sektora edukacji.
Minusem tego będzie wzrost rozwarstwienia społecznego i ograniczenie szans na wybicie się w drabinie społecznej dzieci z biedniejszych warstw społecznych. Dzieci bogatych będą otrzymywać edukację na dobrym poziomie, a dzieci "biedoty" na poziomie "podstawowym" (nawet jeśli zwanym średnim czy wręcz wyższym).
Jak nauczanie publiczne totalnie się zdegraduje, prywatne będzie pewnie się rozwijać i to co robi (nie)rząd Polski to ukryta prywatyzacja, zresztą nie tylko sektora edukacji. Minusem tego będzie wzrost rozwarstwienia społecznego i ograniczenie szans na wybicie się w drabinie społecznej dzieci z biedniejszych warstw społecznych. Dzieci bogatych będą otrzymywać edukację na dobrym poziomie, a dzieci "biedoty" na poziomie "podstawowym" (nawet jeśli zwanym średnim czy wręcz wyższym).
To już się dzieje. Efektem "prywatyzacji" podjętej przez PiS jest drastyczny wzrost popytu korepetycyjnego i spadek podaży. Nauczyciele już odmawiają uczniom, bo nie mają wolnych miejsc. I znacząco podnoszą stawki za godzinę korepetycji. W ten sposób bogatsi płacą za to, co jeszcze niedawno dostawali za darmo. A biedni nie płacą i nie dostają. Ale chyba nie o taką rzeczywistość chodziło Aleksowi.
I w tym sensie sam sobie "rynek" uregulowałem. Podobnie jak wielu innych. Ale powtarzam: chyba jednak nie o to chodzi. Mądre społeczeństwo musi się opierać na w miarę dobrej edukacji publicznej, a nie tylko prywatnej. Zresztą do dobrej prywatnej u nas jeszcze daleka droga. W tym momencie "samoregulacja" polega na tym, że nauczyciele albo odchodzą ze szkół, albo poświęcają się korepetycjom (kosztem jakości pracy w szkole). Obserwuję to zjawisko cały czas. U mnie w szkole wkrótce się znacząco nasili. :)
Zamiast wydawać na wybory kopertowe, elektrownię w Ostrołęce, przekopy mierzei, odbudowę pałacu Saskiego, CPK i kilka innych rzeczy, można sypnąć budżetówce ;)
Sorry, ale zawód nauczyciela powinien mieć prestiż i szacunek. To ktoś odpowiedzialny za edukację i zainteresowania przyszłych obywateli. Jak w tym pokpimy, to będziemy mieć za kilka lat niewyedukowane społeczeństwo z mentalnością radziecką, a nie pełnoprawnych i świadomych obywateli, co odbije się na tym, że Polska w ogóle popadnie w ruinę. Obecnie nauczyciel ma taki prestiż, że były uczeń po skończeniu licencjatu albo nawet w jego trakcie ma wyższe zarobki. No jak szanować taką osobę i traktować jako mentora? Ja traktuję reformę edukacji (bo tu nie chodzi tylko o pieniądze, ale też sposób funkcjonowania szkoły i program) jako inwestycję w swoje lepsze życie na starość.
Ale powtarzam: chyba jednak nie o to chodzi. Mądre społeczeństwo musi się opierać na w miarę dobrej edukacji publicznej, a nie tylko prywatnej.
Tu należy rozdzielić dwie kwestie. Kwestie posiadania mądrego społeczeństwa i kwestie posiadania równych szans. Mi chodziło głównie o to drugie.
Nawet za PRLu dbano o to, że dzieci z biednych rodzin mogły uzyskać przyzwoitą edukację i wspiąć się w drabinie społecznej. Niczym nadzwyczajnym nie było, że dziecko rolnika samo zostawało w dorosłym życiu np. inżynierem.
Oczywiście nigdy szanse nie będą całkiem równe dla wszystkich, ale danie komuś z nizin społecznych realnej szansy na wybicie się do klasy średniej powinno być jednym z celów edukacji. Zamknięcie ludzi w swoich "klasach" to prosta droga do systemu kastowego oraz wzrostu przestępczości, bo ludzie pozbawieni nadziei będą się zwracać ku zachowaniom destruktywnym.
Dotychczas jeśli chciało się komuś pracować, to miał szansę się wybić w hierarchii społecznej, przynajmniej do jakiegoś przyzwoitego poziomu (klasa średnia, a z uzdolnieniami nawet wyższa średnia), bez względu z jakiego poziomu startował. PiS te szanse ludziom odbiera. Zamożni zapłacą za korki swoich dzieci, a naprawdę bogaci po prostu wyślą je do szkół za granicę. To biedni zapłacą przyszłością swoich dzieci.
Może jeśli po kolejnych wyborach PiS będzie rządził w koalicji z Konfą to zrealizują pomysł tej drugiej partii o "bonach edukacyjnych" jak już system totalnie się będzie walił. Z tym, że nawet to to będzie jak leczenie raka ibuprofenem, bo za porządną edukację i tak trzeba będzie zapłacić gotówką.
Jak w tym pokpimy, to będziemy mieć za kilka lat niewyedukowane społeczeństwo z mentalnością radziecką, a nie pełnoprawnych i świadomych obywateli, co odbije się na tym, że Polska w ogóle popadnie w ruinę.
A teraz zastanów się co jest bardziej na rękę "władzy"? Niewyedukowane społeczeństwo z mentalnością radziecką czy świadomi obywatele? I nagle coś co mogło się wydawać pokłosiem niekompetencji zaczyna się wydawać dziwie zaplanowane...
Jeśli chodzi o to czy nauczyciel może podjąć pracę dodatkowo to z reguły może. Jakoś znałem wiele takich przypadków, więc słabo trafia argument o braku czasu. Może raczej słabego wypozycjonowania z placówką co do ilości godzin, zakresu materiału i zaangażowania. Zdecydowanie kwestia do refleksji. Za przykład mogę podać pewnego maklera, który wykładał zarówno na uczelni jak i w liceum w tym samym mieście. Chociaż najczęściej są to osoby wykładające przedmioty specjalistyczne w wielu placówkach albo oferujące płatne szkolenia online
Jakoś znałem wiele takich przypadków, więc słabo trafia argument o braku czasu. (...) Chociaż najczęściej są to osoby wykładające przedmioty specjalistyczne w wielu placówkach albo oferujące płatne szkolenia online
No tu trochę sam sobie przeczysz. Oczywiście, że nauczyciele, którzy mają jedną czy dwie godziny lekcyjne w tygodniu i nie pracują w dziesięciu szkołach, mogą się równocześnie poświęcić innej pracy. Wtedy nauczanie staje się formą "dorabiania". Ale typowy nauczyciel, który ma normalny etat, nie może sobie za bardzo na to pozwolić, jeśli chce utrzymać odpowiedni poziom zajęć (czy w ogóle uczyć). Przypominam, że średni czas pracy nauczyciela na etacie to między 40 a 50 godzin. Dlatego główne źródłem dodatkowego zarobku dla nauczycieli są korepetycje. Ale to nie jest pełnoetatowa praca, tylko kilka godzin w tygodniu.
Kiedyś trzymałem dwie sroki za ogon. Pracowałem w szkole, a równocześnie w branży gier komputerowych jako wolny strzelec (m.in. dla CD Projektu). To było nie do pogodzenia. Musiałem z czegoś zrezygnować. Tak więc rozwiązanie patowej sytuacji w szkolnictwie poprzez wysyłanie nauczycieli do innej (równoczesnej) pracy jest absurdem, który niczego nie rozwiąże, a tylko pogłębi kryzys.
W swojej hostorii edukacji spotkałem 3 rodzaje nauczycieli:
1. Ludzie z misją - to tych szanuje najbardziej! Lubią uczyć, mają do tego smykałkę i potrafią zarażać swoją pasją!
2. Przeciętniaki - skończyli studia... Ledwo... Mają za mało oleju w głowie, żeby pracować w swoim zawodzie i za mało przedsiębiorczości, żeby robić na swoim. Na lekcjach każą przepisywać podreczniki... Niestety tych spotkałem na swojej drodze najwięcej...
3. Małżonkowie dobrze usytuowanych person. Nie pracują dla pieniędzy, bo nie muszą - zabijają czas. Zwolnić się ich nie da bo "mąż radny...". Stare to to i znudzone życiem...
Więc tak!
Zgadzam się z Bukarym, ze jeśli nasze dzieci maja być odpowiednio nauczane, to fachowa kadra pedagogiczna musi za to dostać kasę, która zniechęci ich do szukania lepszego źródła zarobku!
W szkolnictwie zawodowym dramatycznie brakuje nauczycieli przedmiotów praktycznych
No dziwne że w ogóle mamy jakieś zawodówki, po tym jak wielkie parcie na magistra wystartowało w latach 90-tych :P Do tego budżetówka to od bardzo dawna żart w niektórych dziedzinach, szczególnie takich które zawodowo mają pokrycie z prywatnymi firmami :P Co do informatyków, to przy boomie jaki był z okazji pandemii to wcale się nie dziwie że nikt w szkołach nie chce pracować, jak można dość latwo można zdalnią pracę w zawodzie za 4-5k robotę znaleźć :P wsytarczy się lekko podnieść kwalifikacje kursem.
Najważniejsze jest to że polska edukacja nie jest przystosowana do kapitalizmu i tyle, na zachodzie zdecydowana większość "darmowej edukacji" jest kiepska w porównaniu do edukacji płatnej. Ludzie w Polsce wymagają od darmowej edukacji wysokiego poziomu, a tego poprostu nie da się zrobić w biednym kraju, bo nie ma na to hajsu.
Bardzo rzadko tu piszę, ale wypowiem się jako były nauczyciel i człowiek, który prowadzi zajęcia z TiK dla nauczycieli:
1. Oczywiście, że nauczyciele zarabiają za mało. Ale zastanówcie się, czy podwyżki dla lekarzy poprawiły jakość funkcjonowania służby zdrowia? Zaczęli pracować mniej? Co się działo w czasie pandemii?
2. Nauczyciel nauczycielowi nierówny. Inną pracę wykonuje polonista czy matematyk w liceum, a inną nauczyciel WFu. Kasa ta sama. To oczywiste, że płace powinny być zróżnicowane, ale życzę szczęścia temu kto będzie chciał przeforsować taką zmianę xD
3. Programy nauczania - bicie się o to czy będzie więcej wykletych czy lgbt jest bez sensu. Nie tu leży problem. Dzieci trzeba uczyć rozwiązywania problemów i myślenia a nie ładowania wiedzy encyklopedycznej. Kto jednak ma tego uczyć, jak wszyscy jesteśmy ofiarami tego modelu kształcenia, włącznie z nauczycielami.
4. Często słyszę, że problemem są przeładowane klasy, choć tak naprawdę przelicznik stosunku uczniów vs. jest jeden z najniższych w Europie. Angielski z podziałem na grupy, a efekt jest mocno średni. IMHO polska młodzież mówi gorzej po angielsku niż np. Serbowie czy Litwini.
5. Od siebie jako trener TIK - nauczyciele na pełnej kurtyzanie, ze dyrektor im każe przychodzić i się czegokolwiek uczyć, a komputery to zło. Często zero wiedzy o świecie, niczym się nie interesują (z 12 osobowej grupy, 3 osoby zainteresowane). Opedzlować michę i lotka do domu, bo wie Pan, imieniny teściowej. Jedna mi powiedziala kiedyś, ze ona nie lubi słuchać jak ktoś mówi, bo od mówienia to ona jest :).
5. Na koniec mam znajomą, która uczy we Francji w Paryżu -2500 Euro netto. Czy to są kokosy i tylko polski nauczyciel jest na serio tak poszkodowany?
Ad. 1. Nie. A co się działo w pandemii? Bo ja nie narzekałem na lekarzy wtedy. Za to na głupie przepisy i owszem.
Ad 2. Widzisz nauczyciel przedmiotowy taki jak polonista ma dużo prac do sprawdzenia a wuefista oczywiście że nie. Ale znam kilku wuefistów i pracują ciężko jeśli chcą żeby uczniowie osiągnęli sukcesy chociażby różnego rodzaju zawody, których finały odbywają się w weekendy. Oczywiście i są tacy co mają wszystko w pompce ale czy i w zawodzie informatyka nie znajdziesz nieudaczników i leniwców?
Ad. 3. Ale o to masz pretensję do nauczycieli? To nie oni wymyślają podstawę programową.
Ad. 4. I znowu statystyka piękna nauka. W miastach klasy są przeładowane, w szkołach średnich też (dzięki Zalewskiej i jej durnej pseudoreformie). Na wsiach brakuje uczniów m.in. dlatego że Zalewska i Machałek obiecały że nie będzie likwidacji wiejskich szkół no i masz szkoły w których jest kilkunastu uczniów.
A skąd niby ta twoja wiedza o tym że Polska młodzież mówi gorzej niż z tamtych krajów? Bo jeśli masz takie wrażenie to nie jest dowód. Przydałyby się jakieś dane.
Ad. 5. A ty chciałbyś przychodzić na kurs czegoś co np ci się nie przyda (np. obsługi tablicy multimedialnej, która w szkole jest jedna i dopchać się do niej nie można?) albo masz szkolenie z kolejną gadającą głową, która nie potrafi zrobić warsztatów? Bo warsztaty to nie to że przez 3 godziny ktoś gada a potem da jedno zadanko na kartce. Miałem różne zajęcia na studiach podyplomowych i takie na których trzeba coś zrobić są ciekawsze. Oprócz tego masz półtorej etatu, milion prac do sprawdzenia a tu przychodzi koleś i wymaga entuzjazmu. Pomyślałeś o tym? Oczywiście niektórzy mają rzeczywiście to w pompce ale czy na pewno wszyscy? A może nie w tym leży problem?
Ad Last A ja mam znajomego która uczy w Tajlandii i zarabia jako nauczyciel 8000 dolarów i co z tego? Gadamy o Polsce czy Francji albo Tajlandii?
Nie szukałem takich danych, ponieważ pensje nauczycieli wypłacane są przez samorządy, a nie bezpośrednio z budżetu państwa. (Co jest zresztą przyczyną wielu problemów w samorządach). Ale może gdzieś da się do tego dokopać.
Chcialem zrozumiec ile by kosztowalo podwojenie pensji ;)
Myślę, że nikt tutaj nie walczy o podwojenie pensji. Kiedyś pisałem, że negatywny trend ucieczek ze szkoły (i trend negatywnej selekcji do zawodu) może się odwrócić wówczas, gdy (mniej więcej) płaca za 1,5 etatu zamieni się w płacę za etat (przy uwzględnieniu siły nabywczej i inflacji). Nawet 20%, które próbują wyżebrać związki, to IMHO gra niewarta świeczki (w sensie: nieprowadząca do istotnych zmian). Oczywiście, jak pokazałem już wcześniej, siła nabywcza pensji nauczyciela systematycznie za czasu rządów PiS-u spada (także w stosunku do średniej krajowej), więc w ostateczności może i za jakiś czas trzeba będzie mówić o podwojeniu pensji, jeśli szkoła ma przetrwać.
mam pytanie, i jest to pytanie ze szczerej ciekawości, a nie oskarżenie czy teza - Jak nauczyciel przygotowuje się do każdej lekcji? Jeszcze rozumiem, nauczyciel polskiego; może odnieść właśnie omawiany utwór literacki do jakiś aktualnych wydarzeń (choć za moich czasów nic takiego nie miało miejsca), ale co przygotowuje nauczyciel matematyki, fizyki czy chemii? Czy nauczanie geometrii, fizyki ciał stałych czy reakcji chemicznych tak bardzo różni się na przestrzeni kariery nauczyciela, że trzeba całą lekcję przygotować na nowo?
Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Wiele zależy od tego, jakie metody stosuje nauczyciel, jaki ma stopień awansu i doświadczenie, z jakimi uczniami pracuje itd. Jeśli np. metody multimedialne, aktywizujące, projektowe, dramowe itp., to przygotowanie lekcji zajmuje bardzo dużo czasu - niezależnie od nauczanego przedmiotu. Ba, nawet wykład wymaga ciągłego uzupełniania wiedzy. Warto pamiętać, że lekcje nie polegają na "recytacji materiału" (jak u Gombrowicza). Rzecz jasna, podobno są nauczyciele (choć sam takiego nie spotkałem w naszych czasach), którzy "czytają" swoje lekcje ze starego zeszytu. Ale skrajności pomijam.
Sądząc po tym, co piszesz o "przygotowaniu" lekcji polskiego, mogę się domyślać, że jednak masz nieco mylne pojęcie na ten temat. Otóż moje lekcje, nawet jeśli dotyczą tego samego materiału, co roku wyglądają inaczej (bo każdy zespół klasowy jest inny). Przygotowuję inne fragmenty do analizy, inne tematy (problemy) do rozwiązania, opieram się na różnych materiałach edukacyjnych (które wcześniej muszę poznać), opracowuję różne karty pracy, zadania, wyszukuję różne konteksty, żeby coś wyświetlić, pokazać itd. Co więcej, literatura naukowa poświęcona konkretnym zagadnieniom zmienia się dosyć dynamicznie, więc ciągle się trzeba dokształcać, i to w kwestiach, które wydają się oczywiste (np. niegdyś przeważała opinia, że bohater "Dziadów" to jedna postać występująca pod różnymi imionami; teraz wskazuje się na kilka osób itp.). Zmienia się też ciągle lista lektur, np. ostatnio siedzę i analizuję "Katedrę" Dukaja (kwestię relacji między metafizyką i nauką, symbolikę światła i ciemności, problem teodycei w tym opowiadaniu itp.), którą, rzecz jasna, musiałem wcześniej przeczytać (pozycja obowiązkowa na maturalnym egzaminie ustnym i pisemnym). Co więcej, co dwa-trzy lata muszę ponownie czytać niektóre lektury, żeby istotnie informacje nie zatarły się w mojej pamięci. Ciągle też uzupełniam wiedzę o różnych kontekstach (filmowych, artystycznych, filozoficznych, historycznych itp.), bo jest to wymagane na maturze. Nawet jeśli wyszukam (lub kupię) gotowe materiały dydaktyczne, to i tak muszę się z nimi dokładnie zapoznać (np. z grami edukacyjnymi, scenariuszami zajęć itp.). Wielu nauczycieli samodzielnie coś rysuje, drukuje, wycina, układa krzyżówki (zwłaszcza w szkole podstawowej).
Ostatnio zdarzają się też dosyć ekstremalne sytuacje, bo przygotowanie zajęć w taki sposób, żeby ze zrozumieniem uczestniczyli w nich również uczniowie z Ukrainy, którzy prawie nie mówią po polsku, wymaga wielu godzin ciężkiej pracy i wyszukiwania w dziwacznych zakątkach internetu tłumaczeń tekstów literackich na język naszych wschodnich sąsiadów.
Casus polonisty jest pewnie szczególny, ale jak patrzę na to, co wyczyniają nauczyciele innych przedmiotów przy kserokopiarce w mojej szkole i jak wiele materiałów przygotowują na zajęcia, a potem jak zapoznaje się z pisaną przez uczniów ewaluacją różnych zajęć, muszę stwierdzić, że też poświęcają bardzo dużo czasu temu, żeby podopiecznych zainteresować i czegoś nauczyć. I uczniowie to widzą na zajęciach. A niektórzy nawet doceniają.
Pamiętajmy ponadto, że przygotowanie zajęć to tylko niewielka część obowiązków, które wykonuje nauczyciel poza pracą przy tablicy. A tych obowiązków jest legion. Nie jestem więc w stanie wskazać dokładnie czasu poświęcanego wyłącznie na przygotowanie zajęć, ale niegdyś liczyłem całość czasu poświęcanego tygodniowo szkole i wyszło nawet więcej niż 46 godzin (bo tyle statystycznie pracuje nauczyciel według badań ministerstwa) przy jednym etacie. Zazwyczaj co tydzień ślęczę całe piątkowe popołudnie i pewną część soboty lub niedzieli nad przygotowaniem zajęć na kolejny tydzień. Sprawdzanie wypracowań, redagowanie wielu dokumentów i szkolną buchalterię nawet pomijam w tym rachunku. Tak to mniej więcej wygląda.
Oczywiście, w każdym zawodzie (także wśród nauczycieli) można trafić na leniów i bumelantów, którzy niewiele robią i do pracy się praktycznie nie przygotowują.
Via Tenor
Tak po prawdzie to trudno, żeby się coś zmieniło, skoro znacznej części osób (a niniejszy wątek dobrym tego przykładem) zupełnie obce jest myślenie wspólnotowe. Poglądy w stylu "nie podoba się? zmień sobie pracę" są tak infantylne, że szkoda je komentować, ale z drugiej strony takie poglądy społeczeństwa też przekładają się na zaistniałą sytuację. Kto może taki tumiwisizm prezentować? Osoby zamożne, które posyłają dzieci do prywatnych szkół, osoby bez dzieci....Ale to jest moi mili podejście krótkowzroczne, bo jakość naszego życia nie zależy tylko od tego jak wysoko się sami wedrzemy w drabinie społecznej, ale również od tego, jacy ludzie będą nas otaczać - kto nas będzie obsługiwał w sklepie, kto nam będzie wypisywał mandaty i wreszcie kto będzie chodził na wybory. We wszystkich tych rozważaniach nie tyle chodzi o nauczycieli, co o edukację przyszłych dorosłych.
Nie da się jednak ukryć, że dalsza degrengolada polskiej szkoły w ostatnich latach (rządy PiS) powinna zdumiewać - bo ona uderza nie w elektorat młodych, wykształconych z wielkich miast, tylko przede wszystkim w tych pozostających w tyle, których nie stać na korki czy prywatną edukację. Ale decydenci uważają, że lepiej ludzi przekupywać benefitami socjalnymi niż budować instytucje najlepiej wyrównujące szanse. I wiecie co? Do tej pory ta strategia okazała się politycznym strzałem w dziesiątkę, o czym świadczy siedem lat nieprzerwanych rządów. Demokracja w gorzkiej pigułce.
Zgadza się. Tumiwisizm jest u nas powszechny, do tego dochodzi pogarda wobec tych, od których zależy funkcjonowanie każdego Państwa: urzędników, nauczycieli, pielęgniarek, czasem lekarzy czy policjantów. To tutaj potrzebni są ludzie wykształceni, dobrze opłacani, szanowani, zmotywowani. Inaczej Alex, twoje dzieci będą się uczyć w przepełnionych szkołach, z nauczycielami frustratami i emerytami, nie będą mieli gdzie się leczyć, albo za grubą kasę a w urzędach będą czekać miesiącami na załatwianie spraw bo będą braki kadrowe. Tylko ignorant tego nie rozumie.
Jako nauczyciel wychowania fizycznego czuje się wywołany do odpowiedzi.
To prawda, że nie muszę sprawdzać kartkówek, sprawdzianów. Nieprawdą jest natomiast, że oprócz typowej pracy w szkole nie robię nic innego.
Nauczyciele wychowania fizycznego również przygotowują się do lekcji. Czasem dłużej, czasem krócej, ale jednak to robią.
Oczywiście są tacy, którzy jedynie rzucają piłkę i mówią: "macie i grajcie", jednak w każdej pracy można znaleźć kogoś kto się obija i kogoś kto sumiennie wykonuje swoje obowiązki.
Lekcje wychowania fizycznego także się planuje, jeżeli rzeczywiście chce się grupę czegoś nauczyć.
Poza tym, ja również wpisuję oceny, po szkole pracuje z dziennikiem elektronicznym. Organizacja turniejów sportowych, branie udziału w zawodach sportowych, selekcja i przygotowanie do nich uczniów też swoje zajmuje. Nie jest to wszystko takie oczywiste i proste jak niektórzy tutaj piszą.
Problemem jednak w naszej pracy jest traktowanie zajęć wychowania fizycznego jako czegoś co jest na szarym końcu łańcucha szkolnego, a także w większości szkół fatalne warunki do ćwiczeń.
Wyobraźcie sobie sytuację gdy macie grupę 24 nadpobudliwych i wrzeszczących 5 klasistów na salce o wymiarach 5x11 metrów. Fajnie, co? A teraz przeprowadź lekcje zgodnie z podstawą programową przy zachowaniu zasad BHP. O lekcjach na korytarzach nawet nie wspominam.
Ciekawe czy kolega Alex jest w stanie porównać 8 godzin takiej pracy do 8 godzin za biurkiem w ciszy i z kawką ;)
Jako dosyć młody nauczyciel pracuje obecnie w 2 szkołach, by wyciągnać na ręke te 4 tysiące złotych, plus dodatkowo jestem wychowawcą klasy.
Nie piszę tego, żeby się żalić, po prostu mówię jak to wygląda. Codziennie wieczorami dorabiam natomiast pracując w klubie sportowym.
1. Nauczycieli jest mniej z każdym rokiem (osobowo tak 2-3 tys. mniej rok rocznie), ale w przeliczeniu na etaty ta liczba rośnie. Później wkleję statystyki z GUSu z ostatnich lat. Z roku szkolnego 2021/2022 jeszcze nie ma liczb, więc z dystansem podchodzę do medialnych rewelacji, szczególnie, gdy sprawdzałem sobie właśnie dane z poprzednich lat z niektórymi artykułami, gdzie redaktor nie potrafił odróżnić liczby osobowej nauczycieli od liczby pełnych etatów. To oczywiście pokazuje, że więcej nauczycieli ma ponad etat, ale nadal było wielu z niepełnym wymiarem godzin, więc jest jeszcze ten zapas, którym można wypełnić niszę - jednak jednym z głównych problemów jest to, że nauczyciele to jedna z najmniej mobilnych grup zawodowych, gdzie trudno takiej osobie porzucić aktualne miejsce zamieszkania i pracy na rzecz innego odległego miasta. To oczywiście też problem w ogóle Polaków, ale u nauczycieli większy z powodu bariery jak wiek - bowiem takie decyzje można podjąć zaczynając "karierę" w szkole a większość nauczycieli jednak to już osoby z co najmniej 20 latami pracy. Ciężko wtedy takiej osobie porzucić dom, więc często ciułają te godziny po mniejszych miejscowościach choć w większym mieście mieliby spokojnie półtora etatu i większe ceny za korepetycje.
Ponadto zmniejsza się liczba nauczycieli, ale jeszcze szybciej zmniejsza się liczba dzieciaków. Niestety statystyki na dany rok nie obejmują liczby uczniów ogółem i przez likwidację gimnazjów, połączenie dwóch roczników w jeden zniekształca liczby, ale jeśli popatrzy się na nie lokalnie to jednak widać, że uczniów również jest mniej.
2. Szkoły zawodowe to w ogóle jest fikcja. Niczego tam się dzieciaki nie nauczą. Jak gadałem z różnymi przedsiębiorcami, którzy mieli praktykanta, to tylko jeden chwalił pewnego chłopaka, ale akurat trafił na takiego, który od małego dłubał w domu przy autach i to lubił. Reszta musiała ich uczyć od podstaw. Zresztą w tym wypadku tylko na praktykach można się nauczyć wszystkiego, ale potrzeba też chęci samych uczniów a także dobrych instruktorów, którzy właśnie zachęcą do działania młodych ludzi.
3. I nawiązując do powyższego uważam, że z każdego ucznia da się wydobyć jego maksimum, ale musi być dobrze prowadzony przez nauczyciela a przede wszystkim nie może być zaniedbany też w tym względzie przez rodziców. Niestety wychowanie w Polsce mocno kuleje, wiele dzieciaków jest pozostawionych samych sobie. Tym bardziej nie rozumiem czepiania się nauczycieli, że to oni są głównymi winowajcami niskiego poziomu nauczania.
4. Można byłoby tak stwierdzić, gdyby mieli większe poważanie, nieprzeładowane materiałem lekcje, z których większość informacji jest zbędna i więcej czasu na współprace z uczniami wg własnych zasad. Ale tego nie mają. Muszą uczyć wg wytycznych ministerstwa i realizować ich bzdurne pomysły. Tutaj można to porównać do kursu prawa jazdy, gdzie większość uczy, aby zdać egzamin a nie po to by dobrze kursant jeździł. Tak samo jest u większości nauczycieli, z tym, że oni po prostu nie mają za wiele możliwości, aby uczniów "nauczyć jeździć". Podopieczni koniec końców są sprowadzani do liczb, które najbardziej interesują lokalnych włodarzy.
5. Liczby. I tutaj jeśli spojrzycie na sprawozdania z gmin: najwięcej budżetu jest przeznaczone na "Oświatę i wychowanie", czyli wynagrodzenia nauczycieli, składki, administrację od obsługi szkół, podręczniki, szkolenia nauczycieli, sprzęt w szkole itd. Większe remonty w szkołach, czy wokół nich są w innych działach w razie czego (zazwyczaj "inwestycje"). To nie wina samorządów, że brakuje nauczycieli, środków finansowych. Idzie na to naprawdę wiele pieniędzy z kasy gminy czy miasta, dlatego większe wynagrodzenia nauczycieli mocno obciążą gminy i starostwa a tym samym oszczędności będą szukać gdzie indziej.
6. Ponadto, jak już kiedyś pisałem, wynagrodzenia nauczycieli w porównaniu z resztą budżetówki nie są niskie, są takie sobie, ale z dużymi możliwościami na większe. Niskie to mają pracownicy jednostek podległych starostwom czy gminom, gdzie często jest to najniższa krajowa (spotkałem się nawet z tym, że za wysługę lat doliczają do pensji, aby wyszła ta najniższa) plus kilka stówek premii. Netto to zazwyczaj 3 tys., plus minus 300 zł. Nauczyciel na rękę jednak ma te 3500 zł za etat a z każdą godziną więcej ta kwota rośnie. Półtora etatu to takie 5-6 tys. na rękę. Im więcej lat pracy, to te kwoty są też większe. To już nie tak źle. Oczywiście jest to więcej godzin i więcej godzin popołudniami i wieczorami (szczególnie u matematyków i polonistów), ale w jakim innym zawodzie w ciągu 40 godzin tygodniowo można robić dwa etaty? W innych zawodach potrzeba byłoby na to 80 godzin. Dlatego nauczyciele mają otwartą furtkę w swoim zawodzie, by zarabiać więcej. Nawet nie piszę już o korepetycjach, z których można wyciągnąć spokojnie drugą pensję, bo jednak przy hipotetycznych 27 godzinach przy tablicy trzeba tak doliczyć z 10 dodatkowych na prace poza szkołą na poprawianie prac uczniów i sprawy okołoszkolne, więc ciężko byłoby pogodzić to z korkami. Niemniej mają możliwości, których nie mają inne zawody/stanowiska. I wielu z tego korzysta. Oczywiście, gdyby zakazano nauczycielom dorabiania na korkach, czy dodatkowe prace, to mając max etat taki nauczyciel by cienko prządł i pewnie wtedy 90% odeszłoby z zawodu. Wspomnę też, że inni zarabiający źle urzędnicy i w ogóle pracownicy też łapią się dodatkowych prac, aby wpadło im te parę stówek w miesiącu więcej lub zaoszczędzić kasy mając własne małe gospodarstwo czy hodowlę i poświęcają na to zdecydowanie więcej czasu niż nauczyciele.
Oczywiście gdyby porównać do średniej krajowej pensji, to wtedy wynagrodzenia wypadają kiepsko, ale tak jak większości budżetówki. Taki jest jej urok. Jest niby stabilność, przestrzeganie kodeksu pracy, ale wynagrodzenia słabe.
7. Trochę się powtórzę, ale nauczyciel powinien mieć większy wpływ na to jak prowadzi lekcję, aby kuratorium nie przypieprzało się o każda bzdurę i mieć większe prawa od ucznia. Takie odnoszę wrażenie, że samo kuratorium niszczy wizerunek nauczyciela przestawiając go jako posłusznego pajacyka, który musi grać jak mu rodzice i uczniowie grają. Nie ułatwiają tego uczniowie i rodzice.
8. Jeśli zacznie brakować nauczycieli to chyba jednak będzie dla tego zawodu lepiej. W końcu im mniej specjalistów w danej dziedzinie tym są lepiej opłacani. Może w końcu nauczyciele będą mieć większy prestiż. Przecież szkół nie zlikwidują jak np. jakiegoś urzędu czy instytucji. Padają te z małą ilością dzieci, głównie wiejskie, ale raczej przyszłość nauczycieli nie rysuje się w czarnych barwach. Może być tak przez chwilę, bo jeszcze lepsze czasy poprzedza kryzys. Niemniej sami nauczyciele liczą na to i są przekonani, ze tak się stanie i przyjdą dla nich lepsze czasy.
Bardzo sensowny post. Tylko z jednym wyliczeniem się nie zgodzę:
bo jednak przy hipotetycznych 27 godzinach przy tablicy trzeba tak doliczyć z 10 dodatkowych na prace poza szkołą na poprawianie prac uczniów i sprawy okołoszkolne
1,5 etatu to dla polonisty jakieś 50 godzin zegarowych pracy tygodniowo (albo więcej). W tym wypadku obowiązuje przelicznik: 1 godzina przy tablicy = ok. 2 godzin pracy. Średnia pracy nauczyciela etatowego to między 40-50 godzin tygodniowo. Etatowego.
mam znajomą, która uczy we Francji w Paryżu -2500 Euro netto. Czy to są kokosy i tylko polski nauczyciel jest na serio tak poszkodowany?
Nie zdążyłem się wczoraj odnieść do tego stwierdzenie specjalisty od TiK-u, więc...
Obok chyba najbardziej aktualna tabela pokazująca pozycję Polski, gdy idzie o siłę nabywczą zarobków nauczyciela. Jak widać, jest tragicznie (a Francja jest znacznie, znacznie wyżej).
I kilka informacji na temat raportu OECD sprzed dwóch lat (a teraz jest już gorzej):
Pensje polskich nauczycieli należą do najniższych w Europie. Zarabiają zaledwie połowę tego, co otrzymują nauczyciele w innych krajach Europy
Tak wynika z najnowszej edycji raportu “Education at a Glance 2020” przygotowanego przez ekspertów Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) zrzeszającej 35 wysoko rozwinięte kraje świata (w tym Polskę).
Raport porównuje warunki kształcenia w kilkudziesięciu krajach świata, analizuje m.in. funkcjonowanie poszczególnych systemów edukacji, wydatki poszczególnych państw na oświatę, sposób wynagradzania nauczycieli, ich warunki pracy.
Zarobki nauczycieli w Polsce nadal są skandalicznie małe w porównaniu do zarobków ich koleżanek i kolegów z innych krajów europejskich. Aby wiarygodnie porównać wysokość pensji nauczyciela w krajach na różnym stopniu rozwoju, eksperci OECD przeliczyli wynagrodzenia w oświacie na dolary uwzględniając siłę nabywczą pieniądza w każdym z tych krajów. Przygotowane zestawienie dotyczy nauczycieli na różnych szczeblach szkolnictwa i na różnych etapach kariery.
Specjaliści zebrali informacje m.in. na temat zarobków nauczycieli szkół podstawowych w środku ich kariery zawodowej, czyli po przepracowaniu w szkole 15 lat.
Polscy nauczyciele z roczną pensją 27 879 dolarów znaleźli się na piątym miejscu od końca na kontynencie.
Mniej zarabiają tylko nauczyciele z Grecji (26 782 dolary), z Węgier (20 890 dolarów), Słowacji (21 040 dolarów) i Czech (26 425 dolarów).
Polski nauczyciel zarabia zaledwie ok. 59 proc. średniego wynagrodzenia nauczycieli w Unii Europejskiej (47 103 dolarów) i w krajach OECD (46 801 dolarów).
Kto zarabia w Europie najwięcej? Nauczyciele w Luksemburgu – 102 630 dolarów, Niemczech – 77 638 dolarów i Holandii – 64 867 dolarów. W Finlandii zarobki nauczycieli z 15-letnim stażem kształtują się na poziomie 43 345 dolarów, w Danii – 57 859, Francji – 38 173, Irlandii – 62 179.
Jeszcze gorzej jest w przypadku pensji nauczycieli szkół średnich z 15-letnim stażem. W tym przypadku wynagrodzenie polskiego pedagoga – 27 879 dolarów – stanowi jedynie 54 proc. średniego wynagrodzenia nauczycieli w Unii Europejskiej (51 395 dolarów).
Natomiast wynagrodzenie nauczyciela szkoły średniej w Polsce z szczytowym momencie kariery wynosi 29 063 dolarów, czyli ledwie 46,7 proc. średnich zarobków nauczycieli w UE!
Eksperci OECD sprawdzili też, jak wynagrodzenia nauczycieli mają się generalnie do wynagrodzeń innych pracowników w poszczególnych krajach, czyli porównali zarobki nauczycieli do zarobków absolwentów szkół wyższych. Także w tym zestawieniu Polska wypadła fatalnie.
Polski nauczyciel zarabia średnio 75 proc. tego, co inny absolwent z dyplomem wyższej uczelni. Tymczasem średnia dla krajów UE wynosi w przypadku: nauczyciela szkoły podstawowej – 85 proc., gimnazjum – 89 proc., a szkoły średniej – 94 proc.
Źródło:
https://glos.pl/polscy-nauczyciele-nadal-najgorzej-wynagradzani-w-europie
Sorry, że z opóźnieniem, ale:
1. 2500 EUR w Paryżu NETTO to nieco poniżej paryskiej średniej - ale wciąż nie są to złe zarobki. Tak naprawdę sprawa rozbija się o to, czy nauczyciel musi wynajmować mieszkanie i czy ewentualnie druga osoba też pracuje - te dwie zmienne powodują, że 2.5k to może być skromne życie, a może być bardzo, bardzo OK.
2.Nauczyciel we Francji ma b. stabilną pozycję zawodową i jego zakres pracy jest regulowany kodeksem w sposób, który u naszych Czarnków wywołałby pewnie zawał, lub co najmniej zawieszenie systemu.
Grunt to odwrócić kota ogonem. Wierz mi, że oni są na "nie" od momentu przejścia przez próg. I to jest doświadczenie każdego praktycznie trenera nie tylko moje. Wiem, wszyscy jesteśmy do dupy, tylko nauczyciele są wspaniali. Dodam tylko, że ta wąska grupa zainteresowanych robi naprawdę świetne rzeczy na zajęciach.
Co do danych, jak się to ma do pensum oraz ilości uczniów przypadających na jednego nauczyciela?
Wierz mi, że oni są na "nie" od momentu przejścia przez próg.
To samo dotyczy praktycznie każdego ucznia w szkole. I co? Jak rozliczamy nauczycieli? Ano za to, czy potrafią owo "NIE" zamienić na "TAK".
Absolutnie nie twierdzę, że każdy "trener" TiK-u jest beznadziejnym nauczycielem. (I na odwrót: nie każda osoba zatrudniona na stanowisku nauczyciela jest świetnym pedagogiem.) Pokazuję tylko absurd tego, co napisałeś. Skoro narzekasz na bierność i niechęć swoich uczniów, a zarazem nie potrafisz jej przełamać, to nie krytykuj nauczycieli za coś, co sam usprawiedliwiasz.
Musisz zrozumieć to, o czym pisał Ryokosha: udział w tego rodzaju szkoleniach jest dla nauczycieli często tym, czym dla ucznia udział w lekcji, a więc przykrym obowiązkiem. Nie dość, że mają mnóstwo rzeczy na głowie, to jeszcze ktoś ich nakłania do tego rodzaju posiadówy. Zadaniem nauczyciela jest więc zamienić ten przykry obowiązek w przyjemne doznanie, które może nawet rozpali w uczniach ogień zainteresowania. Zawsze zakładaj, że uczeń (na wejściu) będzie na "NIE", bo to całkiem normalne.
Ja na przykład rozpoczynam kurs literatury w szkole średniej od uświadomienia uczniowi, że ma się na każdej lekcji zamienić w Sherlocka Holmesa lub Wilhema z Baskerville i odczytywać ukryte znaczenie znaków (dokonywać interpretacji). I pokazuję odpowiednie przykłady (m.in. fragmenty opowiadań Conana Doyle'a), które uświadomią podopiecznym, że rzeczywiście na tym może polegać czytanie literatury. Od razu smutne miny się zmieniają. Podobnie jak nastawienie do zajęć i czytania lektur. Oczywiście, to jednorazowy sukces. Potem na każdych zajęciach trzeba raz rozpalony ogień podtrzymywać, żeby nie wygasł.
U mnie w liceum było tak, że większość lektur przerabialiśmy po łebkach - ale za to Dziady ( plus jeszcze 2-3 inne lektury ) wałkowane były tak długo i tak na wszystkie możliwe sposoby, z osadzaniem w kontekstach, przywoływaniem tła, dyskutowaniem na temat literatury w ogóle że po tym doświadczeniu byliśmy w stanie ugryźć praktycznie dowolny tekst.
Wrzucam to, bo uważam że to było dość ciekawe podejście, zaskakująco skuteczne.
Ja chodziłem do prywatnych krakowskich szkół i takich problemów jak wy ludzie z plebsu nie miałem.
Pochwal się, do jakich KONKRETNIE szkół prywatnych chodziłeś, to zweryfikujemy, czy nie jesteś przypadkiem tylko mocny w gębie. ;)
Nie wiem, czy rozumiesz, że przyczyna leży gdzie indziej. Prowadziłem szkolenie w czasie ferii zimowych bo tak zarządził dyrektor. Wszyscy się go bali i nikt nie potrafił się mu postawić. Zgadnij na kogo przelali gorycz :)?
Na pewno są trenerzy, którzy by tak poprowadzili zajęcia, że nauczyciele by klaskali uszami ze szcześcia. Ale chyba nie byłem jednym z nich.
Do tego, to jest stawianie sprawy na głowie - równie dobrze można powiedzieć, że zawód nauczyciela to powołanie i pieniądze nie powinny mieć znaczenia. Jak ktoś twierdzi inaczej to nie powinien pracować w szkole.
Powyżej (37.1) odpowiedziałem już na argumenty, które tu przedstawiłeś.
Powtarzam: uczeń w szkole typu pruskiego czuje się jak więzień. A mimo to przed nauczycielem stawia się zadanie, które polega na tym, żeby czegoś nauczył podopiecznych pomimo ich niechęci do uczestnictwa w zajęciach. A, zgodnie z badaniami naukowymi, człowiek najlepiej się uczy, kiedy odczuwa przyjemność i jest wyluzowany oraz zainteresowany.
Skoro nauczyciele jakoś muszą sobie radzić w trudnych warunkach, to i trenerzy TiK-u mogą się wykazać. Droga jest wyboista i pełna pułapek, ale trzeba wyruszyć w podróż i nie poddawać się, gdy pojawią się kolejne przeszkody. ;)
I z powodu coraz większych godzin powstaje coraz więcej firm/osób sprzedających materiały dla nauczycieli - zapłacą 5 złotych a mają oszczędzone kilka godzin na przygotowaniu kart pracy/prezentacji/dekoracji.
Co także jest symptomem patologii w środowisku nauczycielskim - że muszą kupować materiały, bo inaczej się nie wyrobią w ciągu doby :/
Prawda. To jest ciekawy aspekt całego problemu. Wielu ludzi zapomina również o tym, że nauczyciele z własnej kieszeni opłacają wiele spraw: począwszy od kursów i pomocy naukowych, a skończywszy na papierze do kserokopiarki. To jest nie do pomyślenia w przypadku np. pracowników korporacji.
A pomoce są konieczne. Podobnie jak papier do ksero. Przypominam, że arkusz maturalny liczy kilkanaście stron. Jeśli więc nauczyciel, który uczy w 5-7 klasach, chce przećwiczyć zadania maturalne choć kilka razy w roku, to musi kserować tysiące stron. Ile spędza więc czasu przy ksero? A tego nie wliczamy nawet do czasu pracy. Ja codziennie jestem w szkole co najmniej 30-40 minut przed rozpoczęciem zajęć (podobnie jak wielu innych) i zajmuję się właśnie tego rodzaju sprawami. I to dla mnie "naturalne", bo chcę uczniów przygotować do matury.
Pomoce są również konieczne, ponieważ w ramach czasu pracy nauczyciel nie jest w stanie samodzielnie przygotować wszystkich zadań typu egzaminacyjnego (zwłaszcza maturalnego). To po prostu fizycznie niemożliwe. Wystarczy zerknąć np. do jakiegokolwiek testu typu maturalnego z języka polskiego. Wydawnictwa zatrudniają ludzi tylko do tego rodzaju roboty - do przygotowywania arkuszy maturalnych. A kto płaci za arkusze, dzięki którym można przygotowywać uczniów do matury? Nie samorządy i nie ministerstwo. I nie rodzice.
Dlatego też od pewnego czasu jestem wielkim orędownikiem likwidacji matury, a przynajmniej przywrócenia egzaminów na studia. Matura to największy rak polskiej szkoły, który zamienia nauczanie w tresurę. Powiedziałbym wręcz, że przeszkadza w uczeniu. Tym bardziej że nie sprawdza wiedzy i umiejętności, które tak naprawdę są ważne i przydatne.
W temacie matury.
Jest to niestety egzamin, który nic nie wnosi w życie człowieka, a jednocześnie tak wiele zmienia...
Jestem z grupy osób, które młodzieńczy bunt przeżywały późno i zdecydowanie zbyt długo - przez swój durny światopogląd, uważałem, że "papierek" nie jest mi potrzebny, żeby osiągnąć sukces, efektem było to, że maturę zdałem późno po terminie, w szkole wieczorowej, nie przykładając się szczególnie do nauki.
Pomimo kilku lat przerwy w edukacji, wiedzy miałem w głowie wystarczającą ilość, żeby egzaminy zdać z dobrymi wynikami.
Ale po co o tym piszę zapytacie?
Ano przez rynek pracy, który zaglądając w moje CV bez matury, nawet nie chciał mnie znać! A po maturze jak składałem CVki to miałem mnóstwo zaproszeń na rozmowy.
I tak jak pisałem - kilka lat przerwy w edukacji, matury zaliczone "z marszu" nie uczyniły mnie bardziej wartościowym pracownikiem... A jednak...
To jest kolejna rzecz do dyskusji - czy i jak edukacja przygotowuje młodzież do pracy?
Co jest ważniejsze? Papier, czy kwalifikacje?
No w pełni się z tym zgadzam. Dlatego chciałbym likwidacji matury. Nie zmiany. Likwidacji w obecnej formule. Konieczne są natomiast egzaminy na studia.
I nie: obecna edukacja nie przygotowuje do pracy. Trzeba ją drastycznie zmienić, wywalając na początek podstawy programowe i zmieniając siatkę godzin. A potem przyjdzie czas na kolejne kroki.
Nom, chciałbym zobaczyć jak przekonujesz do stosowania Tików osoby, które nie widzą potrzeby wykorzystywania komputera na lekcji, nie mają własnej skrzynki mailowej, nie mówiąc o tym, że nie rozumieją prostych nawiązań kulturowych, bo cały świat sprowadza się do seriali tureckich i M jak miłość.
Chyba się nie przekonamy, bo ty prowadzisz tu agitkę, której celem jest przekonanie ludzi, że podwyżki dla nauczycieli załatwią sprawę. Otóż nie załatwią. W szkole, w której kiedyś pracowałem (20 lat temu) nadal pracują nauczyciele, gdzie co roku rodzice w październiku składają podanie o zmianę wychowawcy. I nic nie można z tym zrobić, bo mianowanie-sranie, bo karta nauczyciela, a w ogóle gdzie ten człowiek pójdzie, jak on tylko uczyć umie.
Po pierwsze, nauczasz TiK-u, a nie potrafisz na forum internetowym udzielić odpowiedzi zgodnej ze strukturą dyskusji. Wspominam o tym, ponieważ tego rodzaju praktyki utrudniają rozmowę.
Po drugie: jak zamierzasz przekonać do czytania ucznia, który nie widzi żadnej potrzeby lektury starych ramotek pokroju "Konrada Wallenroda", bo jego cały świat sprowadza się do anime i gry w "Fortnite'a"? Jak widzisz, bardzo łatwo jest stosować tego rodzaju usprawiedliwienie zamiast zakasać rękawy i brać się do roboty.
Po trzecie, oczywiście, że same podwyżki nie uzdrowią od razu polskiej edukacji. Ale są koniecznym elementem procesu leczenia. Bez tego elementu pacjent po prostu umrze. Niemniej jednak, o czym pisałem na forum wielokrotnie, za podwyżkami powinny iść kolejne zmiany (np. w kształceniu nauczycieli, podstawach programowych, egzaminach), które doprowadzą do poprawy sytuacji.
Po czwarte, zawsze najłatwiej podać skrajnie negatywny przypadek, żeby tryumfować w dyskusji. Ale jeśli mają zajść jakieś pozytywne zmiany, to trzeba układać system reform (i płac) pod tych "normalnych", a nie używać patologicznych przypadków jako drogowskazu.
Tak sobie mysle, ze w sumie nie ma sensu abym odkladal na emeryture. Wroce do Polski i za kilka godzinek korepetycji bede sobie zyl jak ponczus w masle:))
Po wpisach ElvesBrew i kilku innych tutaj, jestem pewien ze polska edukacja bedzie dalej szorowac po dine.
Wroce do Polski i za kilka godzinek korepetycji bede sobie zyl jak ponczus w masle:))
To jest teraz świetny biznes. I będzie jeszcze lepszy, bo matura przez najbliższe lata się nie zmieni. A spełnienie nowych wymagań maturalnych jest praktycznie NIEMOŻLIWE bez uczęszczania na korepetycje. Po prostu siatka godzin nijak się ma do ogromu materiału, który trzeba opanować. Poziom matury poszybował w górę (choć w złym kierunku), a nie dano uczniom i nauczycielom możliwości zakupu odpowiedniego biletu na ten lot.
Dlatego nawet w takiej pipidówie, jak Zakopane, nauczyciele już planują utworzenie prywatnej szkoły z (wyłącznie) korepetycjami. Zastanawiam się, czy nie skorzystać w przyszłości z udziału w tego rodzaju kuszącej ofercie. Łatwo sobie w sumie przeliczyć: nauczyciel jest w stanie prowadzić 7-8 korepetycji dziennie. Koszt ok. 100 zł od ucznia (minus podatki), przy czym lepsi mogą nawet brać więcej. Załóżmy, że w najsłabszym wariancie zarobi na czysto 400 zł dziennie. To daje 2000 na rękę tygodniowo. Eldorado! 8 tysiaków miesięcznie w normalnym (a nie "nauczycielskim") czasie pracy. A lepsi byliby w stanie bez problemu dojechać do 10 lub 12 tysięcy. I wreszcie słowa ministra o zarobkach nauczycieli byłyby zgodne z prawdą. ;)
BTW, zawsze mógłbyś, Drackulo, po prostu założyć taką szkołę i "dyrektorować", zamiast dawać korepetycje. Do tego nawet kwalifikacje pedagogiczne nie są wymagane.
Wybacz, robię 10 rzeczy jednocześnie i szczerze to czniam twoją strukturę dyskusji :). To był mój ostatni post, bo idę pozarabiać na ZUS.
ale tak jest nie tylko w Polsce
w Belgii tez nie jest rozowo, wiem bo corki sa tu w szkole juz sporo lat
najpierw prywatna, teraz poszly do panstwowej
starsza do sredniej (tu zacznya sie 2 lata wczesniej ale za to trwa dwa lata dluzej niz w Polsce) a mlodsza ma jeszcze 3 lata podstawowki
i jak w prywatnej to jeszcze jakos dzialalo, choc tez nie bylo szalu (szkola katolicka), narzekalismy troche na poziom bo dzieci praktycznie sie nie uczac mialy oceny dobre i bardo dobre to teraz w panstwowej nauczycieli brak - corka 3 tyg nie miala podstwowego jezyka, czyli francuskiego, nauczyciela brak. do matematyki brak przez 2 tygodnie
zapisalismy do bardzo dobrej szkoly w okolicy a dzieci sie nudza, jest jeszcze latwiej niz wczesniej w prywatnej
i nie, moje dzieci nie sa geniuszami. nie sa glupie, sa raczej w tych gornych 15-20%, ale mlodsza jest teraz najlepsza w klasie co jest po prostu dziwne
ale jak sama mowi, sporo Fatim tej szkole (mimo ze szkola tez katolicka, wiekszosc szkol srednich jest w Belgii katolicka) wiec moze dlatego, nie wiem
jedyny plus ktorego nie ma w szkole polskiej - zajecia sa zawsze w tych samych godzinach. caly rok, kazdy rok, cala szkola zaczyna o tej samej godzinie i cala konczy. mlodsi o 15:10, liceum o 16:10, w srodku godzinna przerwa na obiad (mlodsi maja cieply obiad w szkole, starsi maja kafeterie gdzie moga sobie cos za 3-4 euro kupic)
z rzeczy zabawnych - dzieci w liceum maja lacine. myslalem ze dziecko bedzie narzekac ze taki bezsensowny przedmiot a tymczasem jest to jej ulubiony (oprocz matematyki) i na dodatek swietnie jej idzie
okazalo sie ze cotygodniowa msza w poprzedniej szkole na ktora chodzila przez kilka lat i ktora to byla prowadzona po lacinie i dzieci spiewaly piesni po lacinie cos w tej glowie zostawila i dziecko lacine po prostu chlonie
dziwny jest to kraj
w calej Belgii brakuje kilkunastu tysiecy nauczycieli podobno
mysle ze w calej europie jest podobnie. tylko prawdziwym zapalencom i pewnie malej czesci nieudacznikow chce sie isc do szkoly
ci zapalency trzymaja jakos poziom i dbaja o dzieci chociaz, nieudacznicy po prostu nie nadaja sie do niczego innego
Chętnie i dobrze ogarnia łacinę? Z całym szacunkiem, kocyk, ale... Jakby to ująć, żeby źle nie zabrzmiało... Może nie jest geniuszem, ale czy to o czym piszesz jest norm... zwyczajne? :)
A tak poważnie, to ogólnie chyba 15% najlepszych, to są ci co brylują w szkole. Geniusze to ci co w wieku 15 lat idą na uniwerek. :)
Swoją drogą, jeśli w tak bogatej Belgii leży szkolnictwo, to jakim cudem kolejne pokolenia mnożą albo choć utrzymują to bogactwo czemu kraj nie upada i nie staje się grajdołem?
Żyją z ostatnich kilkuset lat dobrobytu? To casus USA gdzie szkoły publiczne są w sumie fatalne, ale za to jednostki nieprzeciętne mają warunki rozwoju i mogą ciągnąć resztę społeczeństwa?
Czyżby jednak potwierdzenie opinii że edukacja szkolna nic nie znaczy?
W sumie potwierdza to Bukary, ale w takim razie po co o nią dbać? ;)
Jeszcze Alex to przeczyta i uzna że we wszystkim się z nim zgadzam :)
W sumie potwierdza to Bukary, ale w takim razie po co o nią dbać? ;)
To inwestycja na przyszłość. Prosta sprawa: im większe nierówności społeczne, tym bardziej ponura wizja przyszłości. A im gorsza powszechna edukacja, tym większe nierówności społeczne. I nie trzeba nawet umysłu Orwella, żeby to rozumieć. Ale jak chcesz wieczorem w drodze do domu przechodzić przez jakieś miejskie getta, gdzie kwitnie przestępczość, albo godzić się z tym, że ludzie głosują na imbecyli, to rzeczywiście warto się pochylić nad wizją Aleksa.
Poza tym publiczną edukację można poprawić, uczynić skuteczną i sensowną, dokonując stosownych reform. To nie mrzonka. W niektórych krajach już się udało.
a piesni po lacinie sa naprawde ladne
czy belgia jest taka bogata? jest sporo bogatycgh, ale reszta nie za bardzo
np programista w Belgii na umowie o prace zarobi duzo mniej niz w Polsce
duzo ludzi nie stac teraz na nic - koszty pradu i gazy poszybowaly
ludzie dostaja po 500-800 euro na miesiac oplat za mieszkanie
czytalem artykul ze nowe kontrakty teraz na prad i gaz to 760 eeuro miesiecznie srednio w Belgii
przeciez to jest nienormalne
Chcesz, żeby Twoje dziecko było dobrze wykształcone ? - NIE, to Państwo chce i świat aby było i potem służyło innym zawodowo, mi to bangla bo co znaczy właściwie dobre wykształcenie ? Znajomość polskiego - NIE, znajomość historii - NIE, znajomość geografii - może, znajomość języków obcych - oczywiście, znajomość biologii - absolutnie, znajomość matematyki i fizyki, chemii - bezwzględnie, itd.
Na swoim przykładzie wiem że poza matematyką i fizyką oraz chemią wszystko inne do czasów studiów to było tylko - zaliczyć i zapomnieć. Język angielski dopiero co wprowadzono więc większość osób umiała po 5 wyrazów. Kto chciał to chodził na zajęcia językowe do empiku (takie były wtedy czasy) lub uczył się samodzielnie. Najbardziej pomagały gry i komputer bo nic wtedy nie było po polsku. Na studiach uczyłem się bo po prostu mnie to interesowało nawet nieprzydatna dzisiaj geodezja czy geologia właściwie wszystko było z sobą jakoś powiązane i dlatego ciekawe. I tutaj chyba tkwi sedno sprawy.
Moje dzieci chodzą do szkoły gdzie panuje model montessori i wiem że do czasów studiów -> tutaj chce aby poszły na medycynę + kontynuowały miłość do sportu i sztuki nie po to aby kiedykolwiek pracować (jeśli nie będą chciały) tylko po to aby mieć wiedzę najbardziej przydatną życiowo (medycyna). Właściwie sam ile mogę to uczę je matematyki i fizyki oraz chemii bo wiem że akurat te trzy przedmioty opisują cały świat (a akurat w tym jestem b. dobry i zawsze byłem). Dzieci jak rodzicie chcą to zawsze naśladują i bardzo prosto jest je zarazić miłością do danego kierunku wiedzy. Poza tym dzisiaj są takie wspaniałe czasy że wiedza jest w zasięgu ręki każdego.
Generalnie wracając do początku dziecko samo musi chcieć się uczyć nauczyciel to tylko mistrz który może pomóc w zdobywaniu wiedzy a jak ktoś nie chce się uczyć to żadna szkoła i żaden nauczyciel tego nie zmieni. Nie wiem jak jest teraz w szkole państwowej ale jeśli jest tak jak było za moich czasów to powiedziałbym że poza spędzaniem czasu z koleżankami i kolegami szkoła niewiele wniosła do mojego życia. Tym czym się interesowałem za dziecka i zostałem zarażony przez rodziców (matematyka, fizyka, chemia) tym się interesowałem i w szkole i po szkole. Właściwie to rodzić powinien dbać o naukę swojego dziecka i podsycanie zainteresowań szkoła w modelu w jakim ja się uczyłem jedynie zniechęcała.
No dobrze, a jakaś droga środka dla ludzi innych niż odklejeni od rzeczywistości biznesmani?
Moje dzieci chodzą do szkoły gdzie panuje model montessori
Czy ty jesteś poważny? Trujesz tu innym tyłki o tym, że w szkole publicznej wszystko jest w porządku i nauczyciele to lenie patentowane, a sam wysyłasz dzieci do prywatnych szkół Montessori. Plebs ma chodzić do zapyziałej publicznej szkoły, a bogole wyślą sobie dzieci do prywatnej?
Nie wiem jak jest teraz w szkole państwowej
To po co się wypowiadasz? XDDDDDD
identyczna dla wszystkich masz dzieci ucz je sam tego co uważasz za sensowne szkoła na pewno nie zrobi tego za ciebie
Wybacz, Aleks, ale opis świata, w którym bogaci chodzą do szkoły, gdzie uczy się metodą Montessori (swoją droga, całkiem sensowną), a reszta może gnić w bagnie (bo skoro rodzic głupi albo biedny, to i dziecko będzie głupie albo biedne), znajdziemy w niektórych antyutopiach. I choćby dlatego ten język polski jest w szkołach potrzebny. Niech sobie każdy wyciągnie wnioski.
Podtrzymuję to, co napisałem: odnoszę wrażenie, że na wszystko patrzysz o d d z i e l n i e. Albo inaczej: zatrzymałeś się, gdy idzie o sposób myślenia, gdzieś w połowie XIX wieku. A gdy idzie o poglądy na temat determinizmu środowiskowego, nawet w czasach średniowiecza. Dlaczego? Bo z egoistycznego (czy scholastycznego albo kapitalistycznego) punktu widzenia masz całkowitą rację: bogaty się wyżywi i dzieci prywatnie wykształci, a reszta nie musi poprawiać statusu społecznego. Ba, bogaty może nawet wybudować wysoki mur wokół swojej posiadłości i odgrodzić się od problemów całego świata, mając w nosie również jakość publicznej edukacji. Może się martwić tylko i wyłącznie swoją rodziną. Tyle że... nie.
W pewnym momencie nawet bogatego i jego dzieci dosięgną skutki mentalnego "wyjebongo". Bo brak sensownej edukacji dla wszystkich oznacza stopniową degrengoladę społeczeństwa. A żyjemy w systemie naczyń połączonych. To nie czasy, gdy chłop ściągał czapkę, widząc zbliżający się powóz magnata, zaś szlachta urządzała beztroskie kuligi, gdy dwa kilometry dalej pospólstwo umierało z nędzy w czworakach. Nie da się w dobie globalnej wioski oddzielić łatwo tych dwóch światów.
Oddychasz tym samym powietrzem, co pospólstwo, i jeździsz tymi samymi drogami, co pospólstwo. Funkcjonujesz w tym samym systemie prawnym, co pospólstwo. Pozostajesz pod wpływem decyzji tych samych polityków, których wybiera również pospólstwo. Wszystkiego się nie da kupić. A przynajmniej nie całkowicie. Zwłaszcza spokojnej głowy, bezpieczeństwa czy zdrowia. Efekt motyla zadziała i w twoim przypadku. A już na pewno (gdy idzie o upadek publicznej edukacji) w przypadku twoich dzieci wykształconych w szkołach prywatnych i studiujących kiedyś medycynę. To dzięki dobrej publicznej edukacji możemy uniknąć chociażby tego, że gdy do władzy dojdzie jakiś szaleniec, to ludzie bezkrytycznie łykną opowiadane przezeń banialuki. A jeśli łykną, to wszystko może się zdarzyć. Pieniądze raczej nie uchronią ani ciebie, ani twojej rodziny przed zdalnie sterowaną rakietą.
Tylko w miarę mądre społeczeństwo zadba o ekologię, sensowną infrastrukturę, dostatnią stopę życia, cyfryzację itp. I wreszcie - o przyzwoite relacje międzyludzkie. Nie osiągniesz tego bez sensownej edukacji publicznej. Kiedy drastycznie pogłębią się różnice społeczne, wybrańcy z bogatych rodzin mogą co najwyżej zamienić się w klasę panującą i uczynić z tępego pospólstwa służbę. Ale, jak wiemy dzięki historii, to droga donikąd, ponieważ fortuna kołem się toczy, a wahadło zawsze odbije w drugą stronę. Tym bardziej że bogactwo nie zapewnia odpowiednich kwalifikacji etycznych. Dlatego konieczna jest pewna równowaga. Upadek publicznej edukacji i rozkwit szkolnictwa prywatnego z pewnością równowagi nie zapewni. A kiedy piszę o "równowadze", to nie mam na myśli tego, że szkoły, na które stać bogatych, powinny zapewniać taką sama edukację, jak szkoły dla pospólstwa. Nie. Ale powinny zapewniać przynajmniej przyzwoitą edukację.
A skoro mówimy o sensownej edukacji, to pogląd, zgodnie z którym należy uczyć wyłącznie przedmiotów ścisłych i zrezygnować z humanistyki, również jest świetnym przepisem na społeczną katastrofę. I również świadczy o tym, że patrzysz na wszystko o d d z i e l n i e. W ramach intelektualnego ćwiczenia możesz więc sobie wyszukać wypowiedzi najwybitniejszych umysłów ścisłych na temat humanistyki (literatury, sztuki, filozofii). Otóż twierdzą oni, że genialne rozwiązania i teorie, które opracowali, stanowią konsekwencję nie tylko badań naukowych, ale też przemyśleń związanych np. z literaturą czy filozofią. Einstein, uznawany przez wielu za najwybitniejszy umysł w historii (obok Newtona), zawsze trzymał przy łóżku "Don Kichota", zaczytywał się "Braćmi Karamazow", Wellsem, Shawem, a w swojej pokaźnej bibliotece miał mnóstwo dzieł poetyckich i filozoficznych, które uznawał za ulubione lektury (np. Spinozę, Schopenhauera, Heinego, Hume'a). Ba, w gabinecie trzymał popiersie Goethego i 36-tomowe wydanie jego dzieł zebranych. Dlaczego? Bo nie patrzył na świat o d d z i e l n i e. Zresztą wiedzieli o tym również starożytni, konstruując swoje edukacyjne systemy. A słyszałeś może o tym, co Jobs uznawał za jedno z ważniejszych źródeł inspiracji przy wymyślaniu iPhone'a? Były to zajęcia z typografii...
Wielkie umysły nie zamykają się na jedną dziedzinę wiedzy. I jeśli chcesz wykształcić naprawdę dobrych (także gdy idzie o etykę) naukowców, to musisz im zapewnić również kontakt z innymi źródłami inspiracji. Owszem, sam jako polonista uważam, że w szkołach powinniśmy kłaść ogromny (i większy niż obecnie) nacisk na przedmioty ścisłe, ale to nie znaczy, że mamy całkiem zrezygnować z humanistyki, zwłaszcza na tym etapie kształcenia, które jest wstępne i ogólne.
I żebyś lepiej zrozumiał, o czym gadam, przytoczę pewien wiersz Szymborskiej, który dotyczy m.in. relacji między nauką i etyką:
ODKRYCIE
Wierzę w wielkie odkrycie.
Wierzę w człowieka, który dokona odkrycia.
Wierzę w przestrach człowieka, który dokona odkrycia.
Wierzę w bladość jego twarzy,
w mdłości, w zimny pot na wardze.
Wierzę w spalenie notatek,
w spalenie ich na popiół,
w spalenie co do jednej.
Wierzę w rozsypanie liczb,
w rozsypanie ich bez żalu.
Wierzę w pośpiech człowieka,
w dokładność jego ruchów,
w nieprzymuszoną wolę.
Wierzę w utłuczenie tablic,
w wylanie płynów,
w zgaszenie promienia.
Twierdzę, że to się uda
i że nie będzie za późno,
i rzecz rozegra się w nieobecności świadków.
Nikt się nie dowie, jestem tego pewna,
ani żona, ani ściana,
nawet ptak, bo nuż wyśpiewa.
Wierzę w nieprzyłożoną rękę,
wierzę w złamaną karierę,
wierzę w zaprzepaszczoną pracę wielu lat.
Wierzę w sekret zabrany do grobu.
Szybują mi te słowa ponad regułami.
Nie szukają oparcia w jakichkolwiek przykładach.
Moja wiara jest ślepa i bez podstaw.
Bukary - wszystko co napisałeś jest prawdą ale pokładanie nadziei że kolejne rządy będą chciały wykształcić jak najlepiej młodzież publicznie to jest właśnie utopijne myślenie. Znajdzie się wiele innych celów politycznych gdzie łatwiej wydać pieniądze. Poza tym rządzący pewnie myślą podobnie jak ja że dopiero studia kierunkowe to miejsce gdzie trzeba o tą edukacje właściwie zadbać. Do czasu kiedy studia nie staną się obligatoryjnie płatne to nawet tam będą przepuszczać przysłowiowych dzbanów bo jak połowę wyrzucą to skończą się środki z MNiSW. 40 lat temu mgr coś znaczył ba nawet inż znaczył wiele (pan inżynier). Dzisiaj każdy ma mgr albo mgr inż. więc w teorii nasze społeczeństwo jest o wiele mądrzejsze w praktyce jak wiesz nie bo przepuszcza się dzbanów. Mam znajomych którzy wykładają na uczelniach i czasem pogadamy na ten temat bo uczą akurat na PB jaką skończyłem i w głowie się nie mieści że ktoś taki kogo dzisiaj muszą przepuścić za naszych czasów w ogóle by nie odpadł po pierwszym roku. No niestety, takie czasu. Więc że system jest zły każdy wie, naprawa w sumie prosta płatne studia bezwzględnie wszystkie zgodnie z modelem z USA. Szkoły ten sam model co w USA, służba zdrowia ten samo model co w USA. Oczywiście źle, źle i jeszcze raz źle bo gdzie w tym systemie najsłabsi i najgorsi. No to więc wszystko zależy od rodziców i powinno jak zawsze. Sam narzekasz że nauczyciel musi robić za dziesięciu, kiedy rodzić uważa że ma wolne bo szkoła ma przechować, wychować, wyedukować i jeszcze nakarmić.
Aleks, od czegoś trzeba zacząć. Np. w Finlandii politycy jednak doszli do porozumienia, podpisując odpowiedni pakt, i od tego momentu edukacja zaczęła się tam zmieniać, aż stała się jedną z najlepszych na świecie.
Wszystko zależy od "decyzji" społeczeństwa. Od tego, jak ludzie zagłosują. Dlatego ja wyraźnie powtarzam od dłuższego czasu, że głosuję na partię, która ma najlepszy program edukacyjny. Bo dla mnie (wraz ze służbą zdrowia) to najważniejsza kwestia. Nie dlatego, że jestem nauczycielem. Z powodów, o których pisałem wyżej.
Tymczasem ludzie twojego pokroju ciągle piszą, że się nie da albo że nie ma sensu i potrzeby. No to jak będziecie szerzyć takie podejście w społeczeństwie - nic się nie zmieni albo (co bardziej prawdopodobne) zmieni się na gorsze.
Ok, tak naprawdę wszystko jak zawsze sprowadza się do pieniędzy. Ile wg ciebie Bukary powinien zarabiać nauczyciel? Bo ja jakoś średnio widzę, żeby zarabiał pięciokrotność pensji, powiedzmy magazyniera,a mam wrażenie, że takie są oczekiwania. Jaka musi być pensja, żeby ktoś chciał uczyć?
Problem polega na tym, że obecnie przeciętny magazynier zarabia więcej od nauczyciela z kilkunastoletnim stażem. Ja osobiście uważam, że nauczyciele powinni zarabiać minimum 5-6 tys. na rekę.
a mam wrażenie, że takie są oczekiwani
To masz błędne wrażenie. Napisałem dokładnie w [30.3]. Dodam, że wzrost płac to tylko jeden z elementów zmian, które są konieczne, aby rozpoczęło się naprawianie edukacji.
I jeszcze jedno:
Od 1 stycznia problem będzie narastał, ponieważ najprawdopodobniej pensja minimalna będzie wynosiła od 2023 roku 3416 zł brutto. Oznacza to, że tylko nauczyciele mianowani i dyplomowani będą zarabiali więcej niż ustawowe minimum. Wynagrodzenie stażysty spadnie do 86 proc. minimalnego, nauczyciela kontraktowego do 89 proc., mianowanego do101 proc., a dyplomowanego do 118 proc.
Sam Bukary piszesz o żebraczych 20%, nawet jak dostaniecie 50% to za chwilę będzie mało. Stąd moje pytanie, ile potrzeba żeby był spokój na 5 lat plus inflacyjne. Bo ja coś czuję, że tego co oczekujesz nie dostanie żaden nauczyciel, w EU. Śmieszny przykład z pierwszego posta, i te 13k dla byle informatyka.
Edycja
Fajnie, że jesteś takim misyjnym nauczycielem i martwisz się o całokształt, o naprawę systemu edukacji. Jestem ciekaw ilu z twoich kolegów się martwi o system edukacji, a ilu o ogrzanie domu.
ile potrzeba żeby był spokój na 5 lat plus inflacyjne
Ile potrzeba? Przecież napisałem. W tym momencie co najmniej między 5 a 6 tysięcy za etat. I waloryzacja inflacyjna co roku. A tak naprawdę walka dotyczy powiązania zarobków nauczyciela ze średnią krajową, żeby było w miarę jasno i uczciwie. Z tym musi się wiązać cała zmiana systemu wynagrodzeń (np. dodatków) i ewaluacji pracy.
Sytuacja jest dość prosta: praca nauczyciela wymaga teraz dużych kwalifikacji, ogromnej wszechstronności, odporności fizycznej i psychicznej. Spore kompetencje. Zdolny człowiek nie podejmie się czegoś takiego za 3 tysiące na rękę, zwłaszcza kiedy wie, że maksymalny pułap, jaki może osiągnąć za etat po wielu latach pracy, szkoleń, doskonalenia się itd. to ok. 4200 zł. Bez zmian systemu wynagrodzeń nie da się tak naprawdę zatrzymać procesu rozkładu.
tego co oczekujesz nie dostanie żaden nauczyciel, w EU
Wyżej (post 36) wklejałem informacje o tym, jaki jest stosunek płac nauczyciela w Polsce do innych krajów w EU. Nie pod względem kwot (bo tego się tak łatwo nie da przeliczyć), tylko pod względem siły nabywczej. Polska jest na szarym końcu, więc o czym tutaj gadasz? Tam ewentualnie wystarczy waloryzacja inflacyjna. W Polsce konieczna jest oprócz tego podwyżka.
Jestem ciekaw ilu z twoich kolegów się martwi o system edukacji, a ilu o ogrzanie domu.
Ale co to ma do rzeczy? To, że jest ciężko, oznacza, że mamy nie rozmawiać o koniecznych zmianach?
To co wkleiles w 36. to jest na poziomie tvp, bzdura. Jak chcesz to ci prześlę ile zarabiają w UK. Podawanie ile zarabia absolwent w kraju x do pl. Idź zapukaj do sąsiada i zapytaj mu się ile zarabia, wtedy pomnóż x2 i powinieneś jako jednostka wykształcona, opłacana z budżetu być zadowolona. I dlaczego wasza pensja ma być zależna od średniej krajowej? Żeby czuć się ważnym, lepszym od tych wszystkich roboli?
I dlaczego wasza pensja ma być zależna od średniej krajowej?
Hmm, nie wiem, pomyślmy.
Może dlatego że kształci przyszłych polityków, inżynierów albo lekarzy?
Może dlatego, że od tego jak wykształcimy przyszłe pokolenia zależy dobrobyt Polski?
Może dlatego, że nie każdy ma na tyle szczęścia urodzić się w rodzinie w której może liczyć na dobre wzorce? I zmotywowany, dobrze opłacony i dumny ze swojej pracy nauczyciel może być drogowskazem dla młodego człowieka?
Może... Po co strzępie ryja. Do tępych mas i tak to nie trafia.
To co wkleiles w 36. to jest na poziomie tvp, bzdura.
Aha, czyli kompleksowe badania OECD, do których się odnosiłem, to bzdura. I zestawianie pensji nie na poziomie konkretnych kwot, tylko według parytetu siły nabywczej w danym kraju, żeby obiektywnie porównać poziom zarobków, to też bzdura. Ale jakaś twoja wklejka nie będzie bzdurą.
Dobrze wiedzieć.
Masz, poczytaj sobie i sprawdź, gdzie się znajdują polscy nauczyciele w relacji do kolegów w Europie:
https://www.oecd-ilibrary.org/sites/69096873-en/index.html?itemId=/content/publication/69096873-en
Żeby czuć się ważnym, lepszym od tych wszystkich roboli?
Ojojoj, ale żeś pojechał nauczycielom-klasistom. A przecież tego rodzaju rozwiązanie pozwoli uniknąć powtórki z rozrywki w kraju, w którym zazwyczaj rządy sprawują imbecyle. I właśnie powiąże los nauczycieli z losem "roboli" (i całego społeczeństwa), a nie uczyni z nich szlachty.
Kali
Pensje w normalnych okolicznościach kształtuje rynek. Nie ustawy. To o co walczy Bukary to raczej pieniądze i żeby w końcu ktoś tych biednych nauczycieli docenił. Możesz Bukary pisać nic nie znaczące skróty, które podnoszą prestiż twoich postów, ale wystarczy pogooglowac i to takie bardzo wybiórcze jest.
Pensje w normalnych okolicznościach kształtuje rynek. Nie ustawy.
I znowu mityczny rynek... No więc kształtuje ten rynek pensje tak, że nauczyciele odchodzą z zawodu, jakość edukacji spada, a koszt korepetycji rośnie coraz bardziej.
Jak widać, na wolnym rynku praca nauczyciela jest bardzo dużo warta (ok. 100-200 zł za godzinę). Tak więc wolny rynek pokazuje, jakie powinny być pensje, żeby szkoła nie upadła całkiem na pysk. ;)
I tym sposobem mityczny rynek sprawia, że bogaci się kształcą, a biedni dostają G. Mokry sen kapitalisty.
Możesz Bukary pisać nic nie znaczące skróty, które podnoszą prestiż twoich postów
Widze ze best nick nie potrafi wiec ja napisze Bukaremu ile w UK zarabia nauczyciel.;)
Nauczyciel w ichnim gimnazjum zarabia srednio 37k rocznie, co jest o ponad 7k wiecej niz srednia krajowa.
Nauczyciel z 20 letnim doswiadczeniem zarobi nawet 50k.
Oczywiscie kwoty w GBP
Drackula słabo sprawdził, albo sprawdził dla swoich bajońskich regionów. W robotniczym UK dzieci są edukowane przez 32k nauczycieli. Ale wiadomo, że Bukary ma dane, że poza Polską to nauczyciele na lekcje jachtami docierają
Rozumiesz slowo srednie prawda? ;)
Nawet 32k dla twoich robotniczych rejonow to nadal powyzej sredniej krajowej;)
Best.nick.ever, chyba nie wiesz, ile zarabiają nauczyciele w Polsce.
Zgodnie z tym, co napisał Drackula, w Anglii nauczyciel z moim doświadczeniem zarabia ok. 160 % średniej krajowej.
W Polsce średnia krajowa wynosiła w 2021 r. 4083,44 zł netto. A nauczyciel dyplomowany zarabia ok. 4200 zł netto. Jakieś 103 %. Jak doliczymy jakieś dodatki, to pewnie dobije do 110-115%.
Jak weźmiemy tych najgorzej zarabiających, to w Anglii według ciebie i tak zarabiają powyżej średniej krajowej. W Polsce wyciągają w tym momencie 3400 zł. Widzisz, co się dzieje? To grubo poniżej średniej.
Jakbyś nie liczył, twoje porównywanie sytuacji nauczyciela w Polsce i w Anglii nijak nie pokazuje, że w Polsce mają podobnie. Co więcej, lepszym zestawieniem jest to, które podawałem, czyli oparte na parytecie siły nabywczej.
Wszystkie znaki na niebie i na ziemi pokazują, że polski nauczyciel jest jednym z najgorzej zarabiających w całej Europie. I twoje ironiczne uwagi o jachtach oraz zaprzeczanie dokładnym danym OECD tego nie zmienią. Zresztą gdyby było inaczej, twoja mityczna ręka rynku zatrzymałaby nauczycieli w szkołach. A przy pierwszej lepszej okazji uciekają w podskokach.
Kurtyna.
Nie ma sensu urządzać tu pyskówki na temat zarobków nauczycieli w pl i uk. Ale uwierz Bukary, szeregowi naucziele w UK żyją, od pierwszego do pierwszego. Zresztą i Bukary i Drackula powołujecie się na statystyki. Wg ministra edukacja, to i w Polsce jest cudownie. Wystarczy wyjść i porozmawiać z nauczycielem.
Może i sytuacja nauczycieli w Anglii nie jest godna pozazdroszczenia. Niemniej jednak i tak ich zarobki w stosunku do siły nabywczej i średniej krajowej są lepsze, a nawet znacznie lepsze od tych, z jakimi muszą sobie radzić polscy nauczyciele. O tym cały czas mówię.
Rzecz jasna, polski nauczyciel często stara się na różne sposoby dorabiać, żeby rzeczywiście nie skończyć pod mostem i jakoś utrzymać rodzinę. A dzieje się to kosztem jakości nauczania w szkołach publicznych. Nie mam pojęcia, co robią nauczyciele w Anglii. Tak czy owak, gadamy o oficjalnych zarobkach, a nie o sztuce przetrwania.
Zresztą i Bukary i Drackula powołujecie się na statystyki.
Powołuję się również na bardzo obszerne i oparte na przedstawionej metodologii badania OECD, z których wynika, że Polska jest na szarym końcu w Europie, gdy idzie o zarobki nauczycieli. Poza tym ministerstwo w Polsce zazwyczaj nie przedstawia sensownych statystyk, do których się odwołuję. Ministerstwo manipuluje lub wprost kłamie, podając pewne liczby (np. wypowiedzi Piątkowskiego, za które musi przepraszać). Tutaj przykład:
https://znp.edu.pl/srednie-wynagrodzenie-nauczycieli-to-nie-srednia-pensja/
Najbardziej boli chyba t,o że temat edukacji olewany jest... Od lat.
Już za moich czasów system oświatowy wołał o reformy i zmiany, a warto pamiętać, że wtedy nie było jeszcze tak źle jak obecnie.
Jeżeli obecna władza pozostanie, to prawdopodobnie powoli wszystko będzie zmierzać w stronę amerykańską. Stać Cię to zapewnisz swoim dzieciom porządną edukację. Nie? To masz problem.
Serce boli patrząc na to co te sku...syny robią z moim krajem.
Serce boli patrząc na to co te sku...syny robią z moim krajem.
Nie mogło w tym wątku zabraknąć piosenki:
https://www.youtube.com/watch?v=40on6GR_7nE
I waloryzacja inflacyjna co roku.
To powinno dotyczyć całej sfery budżetowej. O pensji nauczyciela, strażaka, bibliotekarza, urzędnika itd. nie może decydować mityczny rynek, to jest abstrakcyjne korwinistyczne myślenie.
waloryzacja inflacyjna to jest absolutne minimum pracując na długoterminowej umowie.
Dlatego, jak pisałem, powiązanie pensji nauczycielskiej ze średnią krajową ma sens: utrwali status społeczno-finansowy nauczyciela, zabezpieczając całe społeczeństwo, którego stan zależny jest od publicznej edukacji, przed taką sytuacją, z jaką mamy do czynienia dzisiaj.
Ty masz Bukary jakieś komusze myślenie, żeby jakaś ustawa definiowała status społeczny.
Jeśli mnie charakteryzuje komusze myślenie, to znaczy, że przez ciebie przemawia opasły korwinista z cylindrem na głowie i cygarem w palcach.
Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale w niektórych sprawach państwo powinno ingerować i utrzymywać przy życiu to, co wydaje się nierentowne i niedochodowe. A nauczyciel to (pozornie) obywatel, który generuje wyłącznie koszty, a nie przynosi dochodów. Jeśli złożysz wszystko na ołtarzu mitycznego wolnego rynku, wówczas wrócimy do XIX-wiecznego kapitalizmu, który chyba się jednak nie sprawdził. Gadasz tak, jakbyś nie przerobił w szkole organicyzmu i utylitaryzmu. I nie czytał "Lalki" albo "Ziemi obiecanej". (To zresztą kolejny argument za tym, żeby jednak całkiem polskiego nie wyrzucać z ramowych planów nauczania). ;)
Sprawa jest w sumie prosta: albo zdamy się na wolny rynek i skażemy publiczną edukację na zatonięcie, albo zgodzimy się na ponoszenie określonych kosztów w imię dobra wspólnego i w ten sposób zapewnimy edukację publiczną na w miarę przyzwoitym poziomie. Albo potrzebujemy publicznej edukacji, albo nie potrzebujemy. Dla mnie wybór jest oczywisty. Ale, jak widzę, nie dla wszystkich. A dlaczego oczywisty? Pisałem w odpowiedzi do Aleksa (46.4).
Dla mnie poglądy "korwinistów" to recepta na dramatyczną katastrofę społeczną zapewniająca powrót do świata, z którego staraliśmy się uciec - do świata ogromnych nierówności społecznych, gdzie króluje chory darwinizm.
best.nick.ever ------> A gdzie on o tym napisał? Ustawa ma definiować ile powinien zarabiać nauczyciel i w sumie każdy w sferze budżetowej. Natomiast tu chodzi o to żeby nauczyciel, który pełni ważną społecznie funkcję i od którego wymaga się kilku studiów i ciągłych szkoleń, zarabiał godnie, by nie musiał iść do Lidla, by dzięki godziwej płacy nie wpadał w depresję i żeby mógł jak człowiek z klasy średniej pójść np. do teatru raz na miesiąc czy wyjechać na sensowny urlop.
Piszesz mi sprawy oczywiste. Źle mnie rozumiesz Bukary. Wy nauczyciele nie macie przynosić zysków. Osobiście bardzo cenię waszą pracę. Ale społeczeństwo powinno was szanować nie przez wymuszoną ustawę a przez zrozumienie jak ważną pracę wykonujecie, a za tym powinny iść zarobki. A ty chcesz jakieś komiczne średnie krajowe do waszych zarobków
Zadałeś mi proste pytanie o zarobki, na które uczciwie odpowiedziałem. No to pora na moje pytanie:
Chcesz, żeby w Polsce funkcjonowała dobrej jakości edukacja publiczna? Jeśli nie chcesz, to dlaczego? A jeśli chcesz, to jak sobie wyobrażasz stworzenie tego rodzaju edukacji w świecie wolnego rynku, w którym państwo ustawowo nie ingeruje w pensje nauczycieli, zapewniając dobrą kadrę w szkołach?
Kiedyś zaproponowałem pomysł, żeby prawo wyborcze zależało od wykształcenia/inteligencji/ile wrzuca się do koszyka. Zaproponowales mi edukację. Więc edukuj swoich studentów jak ważna jest edukacja. Chyba, że edukacja tutaj nie ma prawa bytu. Edukuj, niech pojmą. No chyba, że chodzi o te złotówki tu i teraz .
No ale jednak na moje pytanie nie odpowiedziałeś, tylko uderzyłeś znowu w ironiczne tony. Mimo to odniosę się do twojej wypowiedzi na poważnie.
Ale społeczeństwo powinno was szanować nie przez wymuszoną ustawę a przez zrozumienie jak ważną pracę wykonujecie, a za tym powinny iść zarobki.
To piękne i bardzo idealistyczne podejście, które w społeczeństwie typu "polskiego" (czy może nawet w systemie demokracji typu liberalnego) się raczej nie sprawdzi. Zwłaszcza w obecnej sytuacji kryzysu, gdy szybko trzeba coś zrobić, żeby nie było za późno. Tym bardziej że wchodzimy w błędne koło: ludzie nie szanują nauczycieli, bo zarabiają marnie, a do tego - m.in. z uwagi na złe warunki pracy i niskie zarobki - odwalają robotę, są zmęczeni, nie mają czasu dla uczniów itd., a nowi nauczyciele nie podejmują roboty właśnie ze względu na złe warunki pracy, niskie zarobki i społeczną pogardę. Zresztą w Polsce szanuje się (z ogromną nutą zazdrości) głównie ludzi, którzy nie są uznawani za frajerów. A nauczyciel to frajer, który kształcił się długie lata, ma często bardzo dużą wiedzę i umiejętności, a mimo to zarabia mniej niż (z całym szacunkiem) robotnik na budowie. Co więcej, to frajer, z którym społeczeństwo ma przeważnie rachunki do wyrównania (ponieważ w szkole pełnił rolę strażnika, który zmusza do przyswajania wiedzy). Żeby społeczeństwo zaczęło szanować (dobrych) nauczycieli, musi zmądrzeć. A żeby zmądrzeć, musi przejść przez sensowny model edukacyjny (zapewniony przez dobrych nauczycieli). Jak widać, Polska znajduje się w takiej sytuacji, że konieczna jest ingerencja państwa, która to błędne koło przerwie. Bez uregulowania płac (jako jednego z elementów wielu zmian) nic się nie zmieni. I nie chodzi o jakieś bajońskie zarobki. Chodzi o to, żeby początkujący nauczyciel nie zarabiał minimalnej krajowej! A nauczyciel z ogromnym doświadczeniem nie zarabiał w okolicach średniej.
Nie musimy zresztą strzępić języka po próżnicy. W innych krajach pojawiły się podobne problemy, które zostały rozwiązane. I nie wskutek działania niewidzialnej ręki rynku.
Kiedyś zaproponowałem pomysł, żeby prawo wyborcze zależało od wykształcenia/inteligencji/ile wrzuca się do koszyka.
Ale wtedy nie żyłbyś w systemie demokratycznym, tylko w jakiejś Oceanii. Zwłaszcza że musiałaby istnieć pewna klasa, która wykształcenie, inteligencję i wartość "podatkową" weryfikuje. W tym systemie albo genetyka, albo bogactwo decydowałaby o wartości społecznej. Przecież to jest prosta droga do totalitaryzmu i "nowego, wspaniałego świata".
Nie ma opcji, żebym się z tobą kłócił. Nadal się nie zgadzam, lejesz wodę, ale lubię dwa razy pomyśleć zanim odpowiem. Co do mojego pomysłu, super. To głupie powiedzenie, że nie znamy nic lepszego niż demokracja. Czas skończyć z tym.
Nie ma opcji, żebym się z tobą kłócił.
Ma nadzieję, że się nie tyle kłóciliśmy, ile dyskutowaliśmy. ;)
Kiedyś zaproponowałem pomysł, żeby prawo wyborcze zależało od wykształcenia/inteligencji/ile wrzuca się do koszyka.
Wystarczy demokracja z dodatkowym krokiem, w której prawa wyborcze nabywa się poprzez zdanie ogólnodostępnego i darmowego egzaminu. Wciąż jest to egalitarne, bo w takim systemie każdy może uzyskać prawa wyborcze. A jeśli nie uzyska, to dla wspólnego dobra będzie lepiej, że nie głosuje ani nie startuje, bo guzik wie o tym, jak działa państwo. Tym sposobem niwelujemy populizm i przekupstwa wyborcze, a jednocześnie obywatel nabiera wrażenia pewnej odpowiedzialności.
To się może wydawać sensowne, ale nie wiem, czy jest do zrealizowania z praktycznego punktu widzenia w sposób, który gwarantowałby sprawiedliwość społeczną. Zabawię się w adwokata diabła.
Uczenie się pod konkretny egzamin też nie gwarantuje, że osoba zdająca jest naprawdę przygotowana i naprawdę rozumie zagadnienia, o których będzie pisać. To przypomina maturę. Teoretycznie trzeba posiadać jakąś sensowną wiedzę i wcale niemałe umiejętności, żeby ten egzamin zdać, a wszyscy wiemy, że osoba, która maturę zdała (nawet bardzo dobrze), wcale nie musi być mądrym obywatelem (czy też orłem ze zdanej dziedziny).
Postulujesz niejako dodanie do matury jeszcze jednego przedmiotu, czyli czegoś w stylu WoS-u, który byłby nieobowiązkowy, ale gwarantowałby prawo wyborcze. Organizacja tego rodzaju egzaminu wymagałby ujawnienia zakresu wymagań i przykładowych arkuszy (pytań). To obligatoryjne w przypadku podobnego rozwiązania, które ma być powszechnie dostępne i obiektywnie sprawdzalne. Innymi słowy, wszystkie szkoły zajmowałyby się nadal "tresurą" egzaminacyjną. A szkoły są różne, uczniowie są różni, w innym tempie przyswajają wiedzę itp. Wracamy do problemu nierówności społecznych. Znowuż ludzie bogaci i z tzw. dobrych domów mieliby fory, a biedota mogłaby egzaminu nie zdać (i to niekoniecznie z własnej winy). Pojawiłby się rynek "korepetycji wyborczych", na które stać byłoby tylko zamożnych.
A gdybyśmy uznali, że nie przygotowujemy obywateli do takiego egzaminu w szkołach, to tym bardziej wiele zależałoby od środowiska, rodziny, zamożności (czyli dostępności do wiedzy), miejsca zamieszkania itp. Pogłębienie nierówności społecznych i niezadowolenia społecznego - gwarantowane. A na horyzoncie "nowy, wspaniały świat". ;)
Adwokat diabła out.
Mniej kontrowersyjne rozwiązanie: WoS jako obowiązkowy przedmiot maturalny z wysokim progiem zdawalności (ale nie powiązany z gwarantowanym prawem wyborczym). Ale ponieważ jestem przeciwnikiem matury, niezbyt mi to rozwiązanie pasuje.
BTW, był kiedyś film o czymś takim:
https://www.imdb.com/title/tt5254868/
Zachęcam do obejrzenia.
Niemniej jednak to, że zamieniłem się w adwokata diabła, nie oznacza, że ten pomysł nie brzmi kusząco. ;)
To nie powinien być trudny egzamin, ale sprawdzenie podstawowej wiedzy (np. co to inflacja). Materiały powinny być ogólnodostępne za darmo (strony gov, a jak ktoś nie ma internetu to biblioteka). Jak ktoś chce i będzie mu zależało, to by się nauczył. Trochę wkładu własnego, by zdobyć te prawa wyborcze, a nie biernie i bez pomyślunku głosować na populistów. Jak ktoś będzie chciał kupić korepetycje i sobie ułatwić, to nie widzę problemu. Zaliczona na ileś % matura z WOS-u mogłaby zwalniać z tego egzaminu, bo to jednak poziom wyżej.
Żeby pracować musisz zdobyć wykształcenie, żeby zarządzać ludźmi musisz zaliczyć kursy, żeby zdobyć prawo jazdy musisz zdać egzamin. Żeby decydować o państwie i losie wszystkich obywateli... nic nie musisz.
Zdzichsiu, to ma sens. W ogóle uważam, że w szkole WoS powinien być jednym z najważniejszych przedmiotów. Ale, jak wiadomo, ja bym cały system nauczania pozmieniał. ;)
Wystarczy demokracja z dodatkowym krokiem
Niestety to wszystko wymaga świadomego społeczeństwa. Nikt nie odda choćby pół głosu na rzecz tych mądrzejszych.
No i pojawił się artykuł, który potwierdza to, co pisałem w tym podwątku dyskusji o relacjach pensji do średniej i minimalnej:
W 2005 r. nauczyciel dyplomowany zarabiał 36% więcej niż średnia krajowa. W 2022 r. z trudem osiąga średnią krajową.
W 2005 r. nauczyciel początkujący zarabiał 74% średniej krajowej. Dziś (mimo wrześniowej podwyżki) zarabia już tylko 65%.
Podobnie jest z relacją do płacy minimalnej. Od 1 stycznia 2023 płaca minimalna wyniesie 3490 zł. Obecnie minimalne wynagrodzenie początkujących nauczycieli z pełnym wykształceniem wynosi 3429 zł brutto. MUSI więc znowu być podwyższone.
Zwróćcie uwagę zwłaszcza na ostatnie zdanie i słowo "MUSI". PiS musi podwyższyć płacę stażystom. A jak to zrobi, będzie wszem i wobec ogłaszał, że jest KOLEJNA podwyżka dla nauczycieli i że rząd jest taki łaskawy i dobry dla tej grupy zawodowej. A kolejna (minimalna) podwyżka dla stażysty zmniejszy jeszcze małą różnicę między pensją stażysty i dyplomowanego, co jest kolejnym gwoździem do trumny polskiej oświaty.
A gdybyśmy uznali, że nie przygotowujemy obywateli do takiego egzaminu w szkołach, to tym bardziej wiele zależałoby od środowiska, rodziny, zamożności (czyli dostępności do wiedzy), miejsca zamieszkania itp
No i zasadniczo chyba o to chodzi :)
Za to materiały do nauki powinny być darmowe i dostępne w każdej bibliotece.
Edit: Teraz widzę, że Zdzichsiu napisał to samo.
No i zasadniczo chyba o to chodzi :)
No nie za bardzo.
Jako nauczyciel mogę jasno stwierdzić, że dla niektórych uczniów jedynym dostępnym miejscem nauki jest szkoła. Inni natomiast mogą sobie pozwolić na samokształcenie w każdym miejscu i o każdym czasie. Wbrew temu, co sugerujesz, nie wszyscy mają równy start i takie same warunki do pracy nad sobą, nawet jeśli tego bardzo chcą. W pewnym sensie przymykamy na to oko, ponieważ jakiś egzamin to nie jest kwestia życia i śmierci. Ale gdyby od egzaminu zależało to, czy możesz głosować... wówczas wszyscy powinni mieć w miarę równe szanse. A wiadomo, że w takiej sytuacji zamożni zawsze mają większe szanse.
Prosty przykład: właśnie zaczął się boom na pomoce "naukowe" do nowej matury. Internet zalała fala opracowań i gotowych odpowiedzi do wszystkich (ponad dwustu) jawnych pytań maturalnych. Jeśli chcesz zdać maturę, to albo liczysz na szczęście, albo samodzielnie przygotowujesz ponad dwieście rozprawek argumentacyjnych (tylko kiedy, jak i gdzie?) albo kupujesz gotowe odpowiedzi za jakieś 50-100 zł. Jeśli twoja rodzina ledwo wiąże koniec z końcem, to możesz liczyć na szczęście albo zakuwać od rana do nocy (o ile masz czas, możliwości i nie musisz pomagać rodzicom albo dorywczo pracować). Jeśli masz kasę, oszczędzisz sobie ok. 100-200 godzin życia. Rzecz jasna, 100 zł to może niewiele, ale chodzi mi wyłącznie o zasadę.
Sprawa robi się poważna, jeśli ktoś chce dobrze zdać nową maturę. Wówczas korepetycje to niemal konieczność. A stać na nie WYŁĄCZNIE zamożnych. Bo minimum korepetycji przedmaturalnych to jeden rok, czyli wydatek co najmniej 4 tysięcy zł (z jednego przedmiotu). Większość uczniów decyduje się jednak na korki już w pierwszej albo drugiej klasie. A to znaczy, że na jeden przedmiot wydają od 12 do 16 tysięcy. Tak, edukacja w Polsce jest bezpłatna. :)
No przecież o to chodzi. Nie może być tak że nauczyciel, urzędnik czy pracownik domu kultury będzie zarabiał mniej od magazyniera w Biedronce i będzie sfrustrowany bo nie będzie go stać na tygodniowy urlop w Bieszczadach czy na posłanie dziecka na kolonie. Ma zarabiać tyle by nie był sfrustrowany i miał chęci i mozliwości dalszego rozwoju.
A znajdź mi zawód w którym ktoś nie narzeka na zarobki? Wszystkim jest mało i albo ktoś będzie tylko płakał w necie jak mu źle albo ruszy d...y żeby to zmienić.
Nie, mi chodzi o zmniejszenie różnic w płacach w sektorze prywatnym a publicznym.
wiec ktos tam jednak zadowolony jest
znam wielu lekarzy ktorzy tez nie narzekaja
znam katechetki i one tez nie narzekaja
i znam kilku prawnikow, o dziwo tez zadowoleni
ja sie obawiam ze moja banka spoleczna jest prawdopodobnie nie reprezentatywna
Ty Iselor widzę, że nie tylko głupio się ubierasz .
Nie może być tak że nauczyciel, urzędnik czy pracownik domu kultury będzie zarabiał mniej od magazyniera w Biedronce
osobiście bym z tej listy wyłączył nauczycieli, to jest bardzo skomplikowana profesja. Co ty szeregowy urzędniku dałeś więcej od siebie, że oczekujesz więcej?
Co ty szeregowy urzędniku dałeś więcej od siebie, że oczekujesz więcej?
Nie jestem urzędnikiem.
Uważam że zarobki powinny być adekwatne do stanowiska, wymagań, które należy spełnić by dane stanowisko piastować. Pomijam moje stanowisko, ale irytuje fakt że proste zawody fizyczne wyciągają więcej od np. administratorów nieruchomości, którzy odpowiadają za stan techniczny lokali i muszą się użerać z roszczeniowymi "klientami", często awanturnikami, menelami i pijakami.
Ty Iselor widzę, że nie tylko głupio się ubierasz
Ja przynajmniej mam jakieś pojęcie o męskiej elegancji, ty jesteś nijaki. Choć nie, pieprzysz mnóstwo bzdur, które często wychodzą od kucy Korwina.
Najwyraźniej Iselor praca administratora nieruchomości nie jest tak wyjątkowa jak ci się wydaje, jesteś łatwy do zastąpienia, a pudeł na magazynie może nikomu nie chce się nosić. A jeśli uważasz inaczej to idź do przełożonego i wytłumacz mu jak bardzo unikatowy jesteś i ile powinieneś zarabiać. Ale raczej sukcesu bym się nie spodziewał, bo oprócz komicznego ubioru jesteś jak miliony innych.
No przecież o to chodzi. Nie może być tak że nauczyciel, urzędnik czy pracownik domu kultury będzie zarabiał mniej od magazyniera w Biedronce i będzie sfrustrowany bo nie będzie go stać na tygodniowy urlop w Bieszczadach czy na posłanie dziecka na kolonie.
No to taki sfrustrowany urzędnik może się zatrudnić na magazynie w Biedronce i od razu będzie mniej sfrustrowany.
Uważam że zarobki powinny być adekwatne do stanowiska, wymagań, które należy spełnić by dane stanowisko piastować.
No spoko, tylko kto będzie oceniał które wymagania są tymi za które trzeba zapłacić więcej? Ty?
Pomijam moje stanowisko, ale irytuje fakt że proste zawody fizyczne wyciągają więcej od np. administratorów nieruchomości, którzy odpowiadają za stan techniczny lokali i muszą się użerać z roszczeniowymi "klientami", często awanturnikami, menelami i pijakami.
A dlaczego Cię irytuje? Te proste zawody fizyczne jak to nazywasz zazwyczaj są regulowane przez wolny rynek, ci ludzie dostają lepsze pieniądze bo zwyczajnie ktoś jest gotów za nich tyle zapłacić.
Taka kasjerka w Biedronce podejrzewam też ma całkiem sporo użerania się z roszczeniowymi klientami, pracuje pod silną presją czasu i niejednokrotnie ma inne dodatkowe obowiązki np. na magazynie. A nawet gdyby tak nie było, gdyby Biedronka chciała jej płacić spory hajs za to że ma leżeć i pachnieć przez 8 godzin to mówiąc krótko gówno Ci do tego. To jest umowa między prywatnym pracodawcą a pracownikiem.
W ostatnich dniach mamy do czynienia z powodzią wiadomości i artykułów na temat dramatycznej sytuacji w szkołach. Oto kolejny z nich:
Nie ma w nim nic szczególnie nowego czy interesującego, ale... zerknijcie na komentarze. Niech one będą puentą mojej powyższej rozmowy z best.nick.ever. :)
Kilka przykładów:
niech się zwolnią wszyscy , nawet od jutra , gwarantuję , że nie przyniesie to żadnej ujmy w edukacji dzieci. Bo i tak ten obowiązek od lat spoczywa na rodzicach.
Płaczą, a rzeczywistość wygląda inaczej. Biedni nauczyciele. Z tym, że największą za was robotę czynią rodzice w domach przesiadując z dzieckiem popołudniami przy lekcjach - i nikt mi za te korepetycje nie zapłaci . Żałosne co wyprawiacie.
Niech idzie na pielęgniarkę, dostanie 10 tys, trzeba tylko umieć pobrać krew i dać zastrzyk, tego można się nauczyć w 3 msc
Praca jak każdego człowieka 40 godzin w tygodniu i okazuje się , że jest ich o 400 000 za dużo. Problem rozwiązany. Nie pasuje? Nie ma obowiązku pracy w budżetówce.
To jest szantaż i wymuszanie wyższych podatków dla pracujących poza budżetówką.
Nauczyciele pracują 18h w tygodniu, mają ferie wakacje a wg ministra zarabiają 6800zł,. Dlatego szkoły pedagogiczne są dziś tak oblegane. Ilość kandydatów na jedno miejsce dorównuje ilości kandydatów na prawo i medycynę. Każdy rodzic chce aby jego dzieci były nauczycielami i miały tak dobrze. To dobra wiadomość bo do szkół przyjdą uczyć najlepsi z najlepszych. Nasze dzieci to nasza przyszłość!
I tak dalej.
Mogę tylko powiedzieć, że dla tego narodu raczej nie ma przyszłości. Zalecam emigrację. :)
zlikwidowac szkoly i juz!
Patrzac po komentarzach mamy narod debili wiec zmiana na narod debili i niewolnikow wiekszej roznicy juz nie robi. Reszta wyjedzie z tego raju.
Oczywiście, że jest przyszłość. Edukować. Edukować. Edukować. I żyć 300 lat. A jeśli chcemy lepiej za naszego życia, to najpierw selekcja debili, następnie druga selekcja, potem jak jest teraz.
30% wyborców pisuaru to nie jest problem; to nie jest nawet taki zły wynik patrząc na resztę 'zachodu'. Katastrofa to ilość niegłosujących i głosujących bez zrozumienia.
W dobrym tonie jest mówić "nie interesuję się polityką"; a to wyklucza osobnika z bycia obywatelem i rozsądnym wyborcą. Wszystkie liczące się partie od dawna są czysto populistyczne...
To wszystko jest pokłosiem naszej mentalności w której każdy kto zarabia więcej, niż średnia jest od razu mianowany złodziejem i zdrajcą narodu. Stąd tak łatwo napuścić sporą część społeczeństwa na grupy, które podnoszą swoje postulaty i zaczynają protestować.
Prawda jest taka, że są takie zawody, które po prostu muszą wiązać się z odpowiednio wysokim wynagrodzeniem. Lekarze, prawnicy, ale także nauczyciele muszą mieć godne pensje, aby do zawodów chętnie szli najlepsi, a nie pierwsza lepsza miernota, która akurat się złapała. Nauczyciele kształtują kolejne pokolenia, w znacznej mierze to od nich należy to co wydarzy się społecznie w kolejnych latach i naszym psim obowiązkiem powinno być sprawienie, aby mieli idealne warunki do pracy.
Trzeba jednak przyznać, że nasz system edukacji po prostu musi upaść. Jest tak skostniały, tak niedostosowany do współczesnych wymagań, że tu już żadna reforma wiele nie pomoże. Trzeba tutaj zacząć od zera, zbudować coś, co sprosta wymaganiom teraźniejszości. Po prostu szkoła pruska nie ma dziś racji bytu w ogromnej większości założeń. Obawiam się jednak, że nim przyjdzie rząd który to zrozumie to zmarnujemy sobie jeszcze ładnych kilka pokoleń młodych ludzi.
I żeby była jasność... Oto niedawna wypowiedź osoby, która decyduje o wszystkim w Polsce, także o edukacji.
Dodam od siebie: edukacja nie musi być oparta na chrześcijaństwie. Tam, gdzie nie była i nie jest, miała się i ma całkiem dobrze. A na pewno lepiej niż w Polsce.
Garść informacji z frontu:
https://www.facebook.com/groups/574690199948287/posts/1270486630368637/
W piątek wieczorem będzie jeszcze wyższa liczba, ale ponieważ wyjeżdżam na weekend, mogę nie mieć okazji do aktualizacji. Ale już dziś jest rekord września: 11395 ofert w całej Polsce, z tego 9000 ogłoszeń wstawionych przez dyrektorów już po rozpoczęciu roku szkolnego. To oznacza, że każdego tygodnia nawet 160 000 lekcji nie odbywa się zgodnie z planem lub ramówką.
Tu tabelka aktualizowana co kilka dni:
Choć może nie jest aż tak źle, bo część z tych 160 000 godzin to etaty psychologów i pedagogów. Oferty na te stanowiska to 40% wszystkich ogłoszeń. Czy to powód do ulgi?
Bynajmniej. To oznacza, że nie tylko dydaktycznej kadry brakuje, ale też specjalistów z zakresu pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Nowe przepisy wprowadziły standardy zatrudniania, które 1) nie przystają do potrzeb szkół; 2) są nie do spełnienia - żaden specjalista nie przyjdzie pracować do szkoły za takie pieniądze, jakie jest w stanie zaoferować szkoła; 3) są tak skomplikowane i trudne do zrozumienia/wdrożenia, że 80% szkół popełni błędy w ich wdrażaniu.
Witamy w polskim systemie oświaty u progu października 2022.
Kurator Nowak (na której pensję wszyscy się składamy) ma lekarstwo na powyższe problemy!
WOW. Jest gorzej, niż myślałem.
Skrót za NIE dla chaosu w szkole:
To nie „przejściowy ruch kadrowy”, ale dramat. Dane dla Warszawy na początek października: Mimo ekwilibrystyki i prób rozmnożenia pracujących nauczycieli, tylko w publicznych placówkach jest niemal 2900 jawnych wakatów.
Warto zdać sobie sprawę, co one w praktyce oznaczają. Brak 120 nauczycieli matematyki to w realiach warszawskiego obciążenia nauczycieli tej specjalności ok. 800 klas bez lekcji tego przedmiotu!
A liczba jawnych wakaty pokazuje tylko wierzchołek góry lodowej problemów. Duża część nauczycieli jest w niebezpiecznie obciążona godzinami. Dlatego już po miesiącu nauki mamy zmieniające się plany lekcji, librus upstrzony niezrealizowanymi godzinami, niecelowymi zastępstwami, odsiadywaniem z świetlicy. Zwolnienia do domu.
„Nauczyciele uczą po 20 klas, w dwóch albo trzech szkołach. Dyrektorzy szkół próbują dopasować się do ich grafików. To szczególnie trudne w szkołach średnich, które borykają się z kumulacją roczników. Są takie, gdzie lekcje zaczynają się o godz. 7.10 i kończą o 17.50 (zespół szkół na Żoliborzu) albo nawet o godz.19.25 (w Ursusie)”.
Może wtrąć coś wesołego do tematu.
Gdzie w tym roku wódeczka na Dzień nauczyciela?
Ty już nie narzekaj, tylko się lepiej szykuj na machanie węgla łopatą XD
Gdzie w tym roku wódeczka na Dzień nauczyciela?
Pewnie na korkach coś chlapnął :P
I jeszcze to na popitkę:
Ty już nie narzekaj, tylko się lepiej szykuj na machanie węgla łopatą XD
Masz na myśli szkołę czy domek? Bo jak szkołę, to woźny już rozgrzany, a jak domek... mam geotermię. :P
Gdzie w tym roku wódeczka na Dzień nauczyciela?
Na razie w szkole odwołana imprezka. Serio: nastroje są grobowe w mojej branży.
Mam na myśli system dystrybucji węgla dla mieszkańców przez samorządy ]:)
PS
Wypłaca Ci miasto dodatki? W Krakowie żona już drugą, czyściutką wypłatę dostała.
mam geotermię.
Czyli kaske masz, dowod na to ze wam inteligentom nadal za duzo placa!
Wypłaca Ci miasto dodatki?
Nie podlegam pod miasto, ale w tej chwili dodatków (poza standardową "wysługą lat") nie mam.
mam geotermię.
Uooo panie, patrząc na ceny odwiertów i instalacji to ty chyba na 5 etatów robisz albo masz dodatkowo z 20 uczniów na korki tygodniowo.
Ale wiecie, kochani, że znaczna część Podhala (i praktycznie cała moja miejscowość) jest zasilana geotermią? To tutaj norma, bo mamy odwierty. Góral góralowi sprzedaje za łoscypki, a nie dulary.
U mnie ogrzewanie geotermalne jest już od wielu lat.
Najgorsze co mogą robić rządzący to inwestować w inteligencję. Człowiek inteligenty to człowiek buntowniczy i niewygodny.
I klasa, tłuste lata będą dla mnie bo mlodzi już na starcie będą gorsi
A murarzy itp brakuje :)
Następny, który widzi o-d-d-z-i-e-l-n-i-e. I myślą sięga tylko kilku lat w przód.
No, taniej będzie można pracowników znaleźć, więcej ludzi będzie do pracy fizycznej, większą marżę będzie można narzucać :).
Trochę chyba jesteś odpalony, sam chciałem być nauczycielem ale za takie pieniądze to wolal bym pół roku na magazynie robić a drugie pol leżeć do góry brzuchem a na koniec roku miał bym tyle samo :)
Jeszcze zanim ktoś się przyczepi, bardzo szanuje ludzi którzy pracują fizycznie, ciężka praca w #€%&, dlatego jak jakiś bibliotekarz iselor się dziwi że zarabia mniej niż ktoś kto pracuje fizycznie to powinien iść na 12h robić np w błocie i się drugi raz zastanowić
No, taniej będzie można pracowników znaleźć, więcej ludzi będzie do pracy fizycznej, większą marżę będzie można narzucać :).
Jasne. Ciekawe tylko, kto będzie chciał płacić kokosy za twoje murarskie talenty. Zwłaszcza gdy przestaną być takie wyjątkowe. Postaraj się szybko nachapać, bo potem będziesz rzeczywiście leżał do góry brzuchem albo robił za minimalną. Zapomnij też o emeryturze, a więc zadbaj o dobra kondycję fizyczną, gdyż po siedemdziesiątce nadal będziesz musiał rowy kopać.
Spokojnie, do murowania nie potrzeba znać lektur a nauczyc sie mozna pod okiem majstra :). Płacić będą ci co płacą teraz i płacili dawniej
Płacić będą ci co płacą teraz i płacili dawniej
No nie za bardzo, skoro wszyscy zostaną murarzami.
Już dla sklarowania, moim zdaniem nauczyciele zarabiają pieniądze niegodne i akurat jestem za podwyżkami od lat, wiem jaka to jest często niewdzięczna i meczaca praca mam znajomych.
Ps murarzy naprawdę jest mało
Dla jasności: uważam, że pracownicy fizyczni są bardzo potrzebni, ale również muszą być odpowiednio wykształceni. Bo patałachów, którzy się wyjątkowo cenią, jest na rynku pełno, a prawdziwego fachowca trudno znaleźć.
Dlatego podziękuję za budowlańców, którzy wychodzą ze szkoły, gdzie nie ma dobrych nauczycieli (zawodu).
No to jest smutny fakt, niestety nie interesowałem się nigdy giełdą, ale na mój chlopski rozum to na molochach jak Strabag, Budimex, Skanska itp będzie można sporo zarobić. Cała infrastruktura i inne, no roboty w pieron, a na pewno nie będą tego robić janusz pole. Kasa tam z zachodu też pewnie będzie mocno wpompowana
ktoś tu wspomniał o CPK, to nie są wydane pieniądze na darmo. warto zauważyć w końcu, że jest to ogromna szansa na rozwój transportu w Polsce, usprawnienie gospodarki, udostępnienia naprawdę dużej ilości miejsc pracy. w końcu Polska zaczyna się rozpędzać na arenie europejskiej
Via Tenor
Odnośnie wpisu 59.
Mam w rodzinie dwie osoby na stanowisku nauczycielskim w publicznych placówkach. Obydwie coraz bardziej skłaniają się w stronę prywatnej edukacji. Zgodnie też twierdzą, że to nie pieniądze są głównym powodem (choć to też), ale fakt, że w publicznych szkołach nauczyciel dziś w zasadzie nic nie znaczy, nic nie może, a do tego musi się użerać z odklejonymi rodzicami, którym ponoć z roku na rok coraz bardziej odwala.
Akurat Bukary o prywatnej szkole ma gorszą opinie niż o publicznej.
A przynajmniej o tej gdzie miał rozmowę rekrutacyjna
Owszem, rodzice to temat na osobną historię.
A co do placówek prywatnych: w wielu z nich nauczyciel zarabia gorzej niż w szkole publicznej. Ale, rzecz jasna, są chlubne wyjątki. Warunki pracy też mogą być lepsze, ale to nie jest reguła. Rodzice również bywają bardziej "roszczeniowi" (płacę, to wymagam).
Niemożliwe żeby tyle prądu zużywała. Ktoś ewidentnie podpiął się pod jej licznik.
Gołe ściany, mieszkanie na poddaszu (nieocieplone) - jeśli temperatura spada w przeciągu doby o 7 stopni (przy -5 na zewn.) to faktycznie, jest to namiot.
Dodatkowo podgrzewacze wody, które na dłuższą metę mogą zabić zużyciem - one są fajne, gdy chcesz sobie łapki szybko umyć, żeby nie grzać całego bojlera.
Jeśli grzeje w nocy, żeby maksymalnie dogrzać mieszkanie to zużycie może być naprawdę wysokie...
Ja swojego nie sprawdzałem ale mam ogrzewanie na prąd, bojler na prąd, więc co miesiąc płacę od około 120 zł (bez ogrzewania) do około 250 zł (gdy musze grzać). Będę się starał o dopłaty jakieś skoro podobno można, wszyscy ciągną więc jak ja raz dostanę 1500 to świat się nie zawali.....Chyba.
Niestety tak jest wszędzie. W UK policjantka po 20 letnim stażu, niedopinająca budżetu, od radcy finansowego dostała radę, żeby się zwolnić i brać benefity, cyrk. Możliwe, że nadchodzi czas dziadowania i wpieprzania kartofli z cukrem, bez podziału na status społeczny.
Policjant w uk po 20 latach wyciaga blisko 40k bez dodatkow, wiec w takie opowiastki ze jej do pierwszego brakuje to akurat nie uwierze.
Drackula
To było na jakimś spotkaniu politycznym, policjantka znajdowała się wśród publiczności i zabrała głos. Jak znajdę filmik to wrzucę.
Z tego co pamiętam byla to samotna matka z jednym dzieckiem, właśnie ze względu na wysokie zarobki nie może liczyć na żadną pomoc państwa. Doradca zaproponował jej znalezienie pracy na pół etatu i pobieranie benefitow.
Zresztą 40k to okolo 2500 na rękę. Niby dużo, ale przy tych wszystkich podwyżkach, to dla dwuosobowej rodziny jest to raczej życie od pierwszego do pierwszego.
Nie nie jest. Jesli nie zyje ponad Stan to 2500 spokojnie starcza. Szczegolnie wliczajac te wszelkie dodatki, ugodowe godziny pracy, wyzsza emeryture Itp, itd. Myslisze ze czemu nie pojdzie pracowac prywatnie?
Zreszta w Uk ostatnio kazdemu malo, szczegolnie nie majacym na chleb kolejarzom zarabiajacym trzy srednie krajowe.
Moje dziecko chodzi do Czackiego (LO w Warszawie), całe szczęście w szkole nauczyciele są normalni (poza nowym, wykolczykowanym 25 letnim nauczycielem angielskiego, który myśli, że wszystko wie). Facet z HITu uczy z samodzielnie przygotowanych materiałów, książki WSiP czy Roszkowskiego (nie wiem jakie to wydawnictwo, i nie chcę nawet wiedzieć-) nie polecał. Inną jednak sprawą jest widoczna indoktrynacja wymuszana przez MEN - dziecko w profilu mat-fiz-inf ma 2 lekcje historii i 2 lekcje hitu ... Przecież to są (powinny być) przedmioty dla zainteresowanych, szkoda, że są obligatoryjne, stracony czas dla kogoś, kto ma zupełnie odmienne pasje.
Ups. + link post #62
a tak naprawdę P. Bukary, po co to zamieściłeś? myślisz że inni mają się lepiej?
nie wierzę ani jednemu słowy w tym zamieszczonym przez Ciebie artykile [ do tego jeszcze tvn24 ]
Ups.
a tak naprawdę P. Bukary, po co to zamieściłeś? myślisz że inni mają się lepiej?
nie wierzę ani jednemu słowy w tym zamieszczonym przez Ciebie artykile [ do tego jeszcze tvn24 ]
Rząd pluje w twarz wszystkim, a budżetówce, w tym nauczycielom, zwłaszcza.
Rozumiem że ty wierzysz tylko w to co zamieszczone jest na jedynym słusznym portalu TVP INFO ?
Nie, lesiu wierzy tylko w prawdę przekazaną przez jego pana/władcę/zbawiciela Jarosława i jego "tołdiego" Przemysława.
Ten elektorat sam się wykończy tej zimy wdychając substancje powstające w wyniku spalania miału, węgla brunatnego i śmieci. Młodzi sobie jakoś poradzą, też ucierpią, ale dla takich staruszków to będzie groźniejsze niż C-19.
Przestań iselor podklejac się pod tych biednych nauczycieli. Znaj swoje miejsce w szeregu.
Cała budżetówka jest biedna, ale ja dobrze wiem że nauczycielom należy się więcej bo oni są zawodem największego znaczenia, największego pożytku publicznego.
Wychodzi mi że lekką ręką z alimentami ma coś koło 6000zł na miesiąc. Co mają powiedzieć emeryci za 1200?
myślisz że inni mają się lepiej?
Inni nauczyciele? Większość ma się nieco lepiej od bohaterki artykułu.
Inni ludzie? Tak, wielu ludziom żyje się lepiej niż nauczycielom. I dobrze, bo nikomu losu nauczyciela w Polsce AD 2022 nie życzę.
nie wierzę ani jednemu słowy w tym zamieszczonym przez Ciebie artykile
To, że w coś nie wierzysz (i to z przyczyn ideologicznych), nie jest istotne. Fakt, że w problem nie wierzysz, nie sprawi, że problem zniknie.
Fakt, że w problem nie wierzysz, nie sprawi, że problem zniknie.
wybacz, bukary, ale to stoi w calkowitej sprzecznosci z filozofia berkeleya
No Panie Administratorze, z całym szacunkiem, post #64.2 ten " Wasz User" przekracza wszelkie możliwe granice!!
no panie z postu 64.2 , coś ty teraz tu wniósł!
no ok. Panie Bukary, nieopatrznie wrzuciłeś datę I dobrze, bo nikomu losu nauczyciela w Polsce AD 2022 nie życzę. ,
akurat wtedy kiedy rządą Ci, co rządzą. Napisz mi proszę kiedy los nauczyciela był duuużo lepszy, najlepiej z datą AD.. i tu wpisz datę, porównaj Panie Drogi Bukary do Innych pracujących, żyjących w tym Kraju nad Wislą.
Dziękuję.
Leszek o czym Ty pieprzysz? Teraz jest 2022 i jest gorzej niz zle. Gowno mnie teraz obchodzi, co bylo 20-30 lat temu.
Napisz mi proszę kiedy los nauczyciela był duuużo lepszy
Wiem, że to i tak nic nie zmieni, bo światopogląd na pewno nie jest na tyle elastyczne, ale proszę.
Tak, z tej grafiki możesz wyciągnąć wniosek a la TVP - czyli za PiSu w 2016 roku żyło się nauczycielom lepiej niż w... 2022 roku też za PiSu.
nie chce mi się z tobą panie userze gadać! [ post #64.10 ], ale?, też nie chcę być ten który nie słucha/czyta opini wypisywanych na tym szacownym forum, to proszę odpowiedz najpierw, bo przytaczasz zarobki nauczycieli w tym Pięknym Kraju:]
co dla Ciebie oznacza słowo Nauczyciel?, i tak , Np. geograf robi 1,5 roczne studia podyplomowe z historii i może uczyć dzieci historii. Czy będzie lepszym nauczycielem historii, niż absolwent 5 letnich studiów historycznych ?
ja w swoich wypowiedziach porównywałem zarobki pracownika edukacji, do innych zawodów, np. do pracownika który produkuje kredę, aby ów nauczyciel mógł cokolwiek napisać na tzw. tablicy, a nie do Pana Jarka z PIS.
Dziękuję.
Hehe, pracownicy edukacji. Piękne fikołki zaczynasz odstawiać :)
Pst - podpowiem ci - w wielu szkołach kredy się już nie używa. Ale o tym wódz nie wspomniał pewnie XD
Edyta:
Pytałeś kiedy żyło się lepiej, dostałeś odpowiedź.
Odnośnie pytania Czy będzie lepszym nauczycielem historii, niż absolwent 5 letnich studiów historycznych?
Jeśli nie jest pasjonatem historii, to oczywiście, że nie będzie.
Studia podyplomowe to nie bootcampy. Chociaż może w sumie tak - bootcampy też są niewiele warte.
Studia podyplomowe to nie bootcampy. Chociaż może w sumie tak - bootcampy też są niewiele warte.
Proszę nie używać takich zapożyczeń z języka obcego bo leszko zaliczy overflow error.
Zachęcam do lektury komentarzy pod wpisem Tuska:
https://twitter.com/Platforma_org/status/1583768500950433792
Ci ludzie to są dna umysłowe, rozgoryczone życiem, bo nagle się okazało że będąc prostym pracownikiem, nie poświęcając czasu na naukę i rozwój nie żyją jak bogacze.
No i to są ludzie którzy mają spraną głowę, niczym w Rosji, narracja medialna.
W każdym razie, głupi, aroganccy, zakompleksieni i niereformowalni.
Kiedyś zarabiali 6 złotych i można było kupić chleb i coś do niego. A teraz nawet na sam chlebek niedługo nie wystarczy zarabiając 2 razy tyle. Ale kto tyle dał co PIS
O nauczycielkach to akurat prawda ale tylko jeśli bogatego gościa mają za partnera.
Nauczycielki przychodzą do mnie i mówią: Niech Pan zobaczy na moje rachunki. Liczby są tam bezwzględne. Jak nauczycielka ten kredyt, gaz i prąd zapłaci, to ona jest na minusie. Nie starcza jej miesięcznego wynagrodzenia, żeby spłacić te ciężary, które nałożył PiS.
No tak, sytuacja smutna jest to wielce, zastanawia mnie tylko czemu akurat wyłącznie te nauczycielki przychodzą do Tuska.
Tego typu sytuacje dotyczą przecież większości młodych małżeństw które zdecydowały się na kupno mieszkania w kredycie. Zazwyczaj założenia były proste, oboje pracujemy, jedna wypłata idzie na kredyt i rachunki z drugiej się utrzymujemy i coś tam odkładamy. Ludzie którzy tak zrobili zazwyczaj dzisiaj muszą z drugiej wypłaty dokładać do kredytu i rachunków, za resztę ledwo przędą a o odkładaniu nie ma mowy. Tylko to nie są "realia życia nauczycieli", to są niestety realia życia większości młodych ludzi na tzw. dorobku.
Płace i sytuacja w publicznej edukacji fascynują mnie od lat. Gdyby nie było Twittera czy FB to tego typu teksty o zarobkach pojawiały by się non stop w mediach papierowych od 25 lat. A tak dzięki społęcznościówkom można się trochę pośmiać.
Nic się w tej materii nie zmienia. Mechanizm jest prosty i działa na zasadzie perpetuum mobile:
- grupa nauczycieli ze związków zawodowych protestuje bo ma niskie płace
- władze podnoszą pensję o 10-15% i robią reformę
- reforma po 5 latach okazuje się porażką, jakość nauczania spada, wyniki są coraz gorsze
- grupa nauczycieli ze ZZ protestuje bo ma niskie płace
- władze podnoszą pensję o 10-15% i robią reformę
- reforma po 5 latach okazuje się porażką, jakość nauczania spada, wyniki są coraz gorsze
- grupa nauczycieli ze zz protestuje....
i tak w kółko.
Rozpatrywanie problemu pod katem jednej partii jest wyłącznie kąskiem dla łosi wyborczych.
No fajnie... Tyle że... nie do końca.
Primo: nie każda reforma przyczyniła się do pogorszenia jakości nauczania. Secundo: siła nabywcza pensji nauczyciela nie rośnie w sposób, który opisałeś. Od lat się zmniejsza. I osiągnęła teraz punkt krytyczny. Za sprawą działań PiS-u, a nie kosmitów, niewidzialnej ręki rynku czy Putina.
Rozpatrywanie problemu pod katem jednej partii jest wyłącznie kąskiem dla łosi wyborczych.
Oczywiście, że niemal każda partia ma coś za uszami, gdy idzie o edukację. Ale ostatnia z nich, czyli PiS, ma uszy znacznie, znacznie brudniejsze od innych. A więc symetryzowanie, które tutaj uprawiasz, to również pewna manipulacja. Nie da się np. porównać "edukacyjnej" bierności i ataków na nauczycieli, które wyprowadzało PO, z systematycznym niszczeniem jakości kształcenia w placówkach publicznych m.in. poprzez przenoszenie edukacji na rynek korepetycji, ideologizowaniem programów nauczania, transferowaniem budżetów edukacyjnych z pedagogiki na teologię, systemowym i prowadzącym do braków kadrowych szczuciem na nauczycieli, konserwowaniem pruskiego modelu szkolnictwa, odwracaniem procesu wyrównywania szans edukacyjnych, degrengoladą systemu egzaminów itd. A to wszystko dzieło ostatnich lat rządów PiS-u.
Primo: nie każda reforma przyczyniła się do pogorszenia jakości nauczania.
Jasne, że nie. Ale całościowo zmiany w systemie edukacji sprawiały, że średnia zdawalność matur na przestrzeni 15 lat spadła o prawie 10%. Oczywiście trudno jest porównywać jabłka do jabłek gdy taka liczba zmian praktycznie uniemożliwia dokładną analizę - ot choćby poziom pytań na maturach jest trudny do porównywania 1:1.
Secundo: siła nabywcza pensji nauczyciela nie rośnie w sposób, który opisałeś. Od lat się zmniejsza. I osiągnęła teraz punkt krytyczny. Za sprawą działań PiS-u, a nie kosmitów, niewidzialnej ręki rynku czy Putina.
Mój sposób nie dotyczył w ogóle siły nabywczej pieniądza tylko powtarzalności problemu z tym systemem. Czy nauczyciele marudzą na pensje od 7 lat czy od 27 lat? Nauczyciele są jakąś szczególną grupę w którą wyłącznie trafiła inflacja i słaba siła nabywcza złotówki? Każda grupa zawodowa ma z tym problem, ja także. Ale ja nie wychodzę i nie palę opon przed sejmem.
Ale ostatnia z nich, czyli PiS, ma uszy znacznie, znacznie brudniejsze od innych. A więc symetryzowanie, które tutaj uprawiasz, to również pewna manipulacja.
Jeżeli coś miałbym zarzucić PiS to głównie inflację, która dotyka wszystkich. Ale problem z pensjami jest od lat, a wynika od tego, że w edukacji nie ma konkurencyjności bo rządzi związek zawodowy i Broniarz, który przy każdej władzy się uaktywniał. Dosypywanie ciągle soli do tej samej zupy nie sprawie, że będzie smaczniejsza. Zwłaszcza w czasach, gdy przez PiS tego płynu w garnku trochę ubywa.
Nie da się np. porównać "edukacyjnej" bierności i ataków na nauczycieli, które wyprowadzało PO, z systematycznym niszczeniem jakości kształcenia w placówkach publicznych m.in. poprzez przenoszenie edukacji na rynek korepetycji, ideologizowaniem programów nauczania, transferowaniem budżetów edukacyjnych z pedagogiki na teologię
Piszesz o ideologii wprowadzanej do szkół przez partię (moje zdanie jest takie - każdy rodzic niech decyduje o swoim dziecku), ale wygodnie pomijasz np. wprowadzanie ideologii przez organizacje non-profit i NGOsy, które za PO zaczęły pojawiać się w szkołach. Mamy więc piękny syntax error - z jednej strony szkoły chcą być wolne od ideologii, a same ideologię wpuszczają do swoich sal lekcyjnych.
odwracaniem procesu wyrównywania szans edukacyjnych, degrengoladą systemu egzaminów itd.
I ratunkiem na to ma być sypnięcie kolejnym groszem na publiczną edukację bo tak uważa opozycja? :)
"Mój sposób nie dotyczył w ogóle siły nabywczej pieniądza tylko powtarzalności problemu z tym systemem. Czy nauczyciele marudzą na pensje od 7 lat czy od 27 lat? Nauczyciele są jakąś szczególną grupę w którą wyłącznie trafiła inflacja i słaba siła nabywcza złotówki? Każda grupa zawodowa ma z tym problem, ja także. Ale ja nie wychodzę i nie palę opon przed sejmem."
Ale w tym samym czasie można było dosypywać np. wielokrotnie policjantom? I cisza. eJay nie ma z tym problemu?
Należy po prostu zrozumieć, że doszliśmy do momentu, w którym wysokość pensji nauczyciela w dużym i średnim mieście jest obrazą dla tego zawodu i jest głównym czynnikiem selekcji negatywnej i braku nauczycieli w tych ośrodkach. I to jest główna różnica pomiędzy 27 lat temu, a teraz.
Ale w tym samym czasie można było dosypywać np. wielokrotnie policjantom? I cisza. Ejay nie ma z tym problemu?
Że tak zapytam, o co ci w ogóle chodzi? :D Masz pretensje do mnie, że nie protestuję w imieniu nauczycieli gdy policjanci dostaja podwyżki, czy jak? Hej, to może idźmy dalej - dorzućmy do tej rozmowy służbę zdrowia. Tam dosypanie miliardów złotych rozwiązało magicznie wszystkie problemy, prawda? ;)
eJay
"Ze tak zapytam, o co ci w ogóle chodzi? :D Masz pretensje do mnie, że nie protestuję w imieniu nauczycieli gdy policjanci dostaja podwyżki, czy jak? Hej, to może idźmy dalej - dorzućmy do tej rozmowy służbę zdrowia. Tam dosypanie miliardów złotych rozwiązało magicznie wszystkie problemy, prawda? ;)
Nope to pokazuje tylko selektywność, krótkowzroczność i bezrozumność obecnej władzy. Nic więcej.
Dobra, niedzielna siłka za mną, więc mogę już odpowiedzieć... ;)
Wychodzisz od słusznego założenia: sytuacja w oświacie od wieków nie jest dobra, a nauczyciele od dawna narzekają na pensje. Ale dochodzisz do złych wniosków. Dzielisz mianowicie winę za obecny stan rzeczy po równo między kolejne rządy, zaś osoby, które się nie zgadzają z tego rodzaju diagnozą, nazywasz "łosiami wyborczymi". A to manipulacja.
Jeśli się mylę, to mnie popraw. Ale najpierw sam przejrzyj się w lustrze i sprawdź, czy gdzieś poroża nie widać. ;)
Ale całościowo zmiany w systemie edukacji sprawiały, że średnia zdawalność matur na przestrzeni 15 lat spadła o prawie 10%.
Podstawowym i dosyć powszechnym błędem jest wiązanie jakości kształcenia ze zdawalnością egzaminu maturalnego. Pomijam nawet problemy, o których pisałeś, bo tzw. "standaryzacja" (czyli porównywalność wyników) to bzdura. Często wymagania egzaminacyjne niewiele mają bowiem wspólnego z umiejętnościami, które są pozyskiwane w ramach tzw. dobrej edukacji. Innymi słowy, szkoły, które mają najlepsze wyniki egzaminów, wcale nie muszą należeć do grupy placówek, gdzie wysłałbym swoje dziecko. Prosty przykład: jeśli politycy wprowadzą do podstawy programowej konieczność recytowania z pamięci zdrowaśki, CKE uwzględni ten wymóg w informatorze maturalnym, zaś zadanie polegające na zapisaniu modlitwy z pamięci pojawi się w arkuszu maturalnym, to czy uznalibyśmy, że szkoły, w których wyniki tego rodzaju egzaminu wypadły znakomicie, charakteryzują się wysoką jakością kształcenia? Nie sądzę. Moglibyśmy jedynie uznać, że świetnie tresują do matury. Ale nie na tym polega dobra edukacja. Niestety, szkoły pod patronatem PiS-u mają się właśnie zamienić w cyrk, gdzie zajmujemy się warunkowaniem i tresurą, która ma prowadzić do spełnienia idiotycznych wymagań egzaminacyjnych, a nie nauczaniem samodzielnego i krytycznego myślenia w ramach danej dziedziny wiedzy. Rzecz jasna, innych kwestii związanych z niewielką przydatnością wyników matury jako miernika jakości edukacji nie poruszam. Warto jednak zauwazyć, że dobry nauczyciel to nie ten, który zamieni 98% na wejściu w 100% na wyjściu, tylko ten, który z 5% zrobi chociażby 35%. I na zakończenie tego wątku: jestem absolutnym przeciwnikiem matury w obecnej formie. Uważam, że powinny powrócić egzaminy na studia. To jeden z czynników, który może się przyczynić do poprawy jakości edukacji.
Mój sposób nie dotyczył w ogóle siły nabywczej pieniądza tylko powtarzalności problemu z tym systemem. Czy nauczyciele marudzą na pensje od 7 lat czy od 27 lat? Nauczyciele są jakąś szczególną grupę w którą wyłącznie trafiła inflacja i słaba siła nabywcza złotówki? Każda grupa zawodowa ma z tym problem, ja także. Ale ja nie wychodzę i nie palę opon przed sejmem.
To, że mamy do czynienia z pewną iteracyjnością, wcale nie oznacza, że zawsze było tak samo źle. Nie przypominam sobie na przykład, żeby w ostatnich dwudziestu kilku latach nauczyciele strajkowali w odpowiedzi na reformy wprowadzanych przez wszystkie wcześniejsze rządy. Problem nie polega też wyłącznie na inflacji. Nawet gdybyśmy uznali, że za tak wysoką inflację nie odpowiada w znacznej mierze rząd PiS-u (co nie byłoby prawdą), to politycy tego ugrupowania mają na sumieniu mnóstwo innych grzechów, które doprowadziły do znaczącego spadku rzeczywistej wartości zarobków nauczycieli i pogorszenia jakości edukacji. Owszem, pensje (nawet przed problemem inflacyjnym) systematycznie malały (w relacji do siły nabywczej), ale ten proces zdecydowanie przyspieszył za rządów PiS-u. Gdy jednak idzie o kwestie pieniędzy, inflacja nie jest zresztą głównym zapalnikiem biernych czy aktywnych protestów. Otóż PiS systematycznie zwiększa obowiązki nauczycieli w ramach stałego wynagrodzenia, co sprawia, że rok po roku pedagodzy muszą pracować więcej za te same pieniądze. Wiąże się to między innymi z dokładaniem "darmowych" godzin albo kompletnym niedopasowaniem siatki godzin i podstaw programowych do wymagań egzaminacyjnych. Innymi słowy, gdyby nauczyciel rzeczywiście miał wykonać pracę, którą zrzucono na jego barki, musiałby pracować dwanaście godzin dziennie. To nierealne. Dlatego jakość nauczania spada, a pedagodzy skupiają się głównie na opisywanej przeze mnie tresurze. Co więcej, PiS tak zmodyfikował system wynagrodzeń i awansu zawodowego, że doszło do zniwelowania różnicy między zarobkami nauczyciela stażysty, który zaczyna pracę, i nauczyciela dyplomowanego, który jest już ekspertem, a na doskonalenie zawodowe wyłożył znaczne sumy z własnej kieszeni. Spłaszczenie tego systemu również przyczyni się do pogorszenia jakości edukacji, a nie zachęci nikogo do podjęcia pracy w szkole (bo wejściowe zarobki i tak są śmiesznie niskie w relacji do wymagań kompetencyjnych), a tym bardziej - do zdobywania kolejnych umiejętności i pogłębiania wiedzy. Za powyższe problemy nie odpowiada inflacja. To polityczne decyzje PiS-u.
Zwróć uwagę, że na razie piszę wyłącznie o kwestii zarobków (pensji), a przecież PiS dewastuje polską szkołą na wiele różnych sposobów. Za największy grzech tego populistycznego ugrupowania uznaję chyba (oprócz likwidacji gimnazjów) doprowadzenie do sytuacji, w której dobre kształcenie będzie dostępne tylko dla ludzi zamożnych (wskutek wspierania systemu korepetycji poprzez określone rozwiązania systemowe), a publiczna edukacja, która jakoś się jeszcze trzymała, stanie się typowym przykładem najgorszych, śmieciowych cech pruskiego modelu nauczania. Tak więc w przypadku polskiej edukacji symetryzowanie się nie sprawdza.
Piszesz o ideologii wprowadzanej do szkół przez partię (moje zdanie jest takie - każdy rodzic niech decyduje o swoim dziecku), ale wygodnie pomijasz np. wprowadzanie ideologii przez organizacje non-profit i NGOsy, które za PO zaczęły pojawiać się w szkołach. Mamy więc piękny syntax error - z jednej strony szkoły chcą być wolne od ideologii, a same ideologię wpuszczają do swoich sal lekcyjnych.
No i znowu w tym wypadku symetryzm zalatuje nieco manipulacją. W mojej szkole NIGDY nie było żadnej organizacji, która promowałaby ideologię lewicową, natomiast od wielu lat mamy dwie godziny religii w tygodniu dla każdej klasy. Do czasów PO ideologizacja szkolna, jak widać, odbywała się tylko w prawicowym habicie. Potem pojawiła się drobna zmiana w kierunku różnorodności. Nie przesadzajmy jednak: drag queen, która czyta dzieciom bajki, to sytuacja incydentalna, a nie reguła (jak szkolna religia). PiS natomiast nie tylko wzmocnił rozwiązania systemowe (obowiązek uczęszczania na religię), ale też wprowadził nowe (zdecydowana promocja konkursów religijnych i organizacji kościelnych, kuratoryjna cenzura organizacji pozarządowych w szkole), które mają służyć prawicowej propagandzie i wycięciu wszelkich nieprawomyślnych działań w placówkach oświatowych. Przedtem w kuchni była tylko sól, potem próbowano też na stole postawić odrobinę pieprzu (i nie zabierać soli). A teraz będzie tylko sól. I to w podwójnej dawce. Nie symetryzujemy zatem. I dla jasności: nie jestem zwolennikiem ani lekcji religii w szkole, ani pogadanek z drag queen.
I ratunkiem na to ma być sypnięcie kolejnym groszem na publiczną edukację bo tak uważa opozycja?
I w koło Macieju. Pisałem już na forum (chyba nawet w tym wątku) niezliczoną ilość razy, że same pieniądze magicznie nie naprawią systemu edukacji. Wymieniałem również szereg innych (równoczesnych) działań, które są konieczne. Ale pisałem też (i również niezliczoną ilość razy), że zwiększenie pensji nauczycieli to conditio sine qua non poprawy systemu edukacji. Bez tego warunku nic się nie zmieni (na lepsze). Bo bez dobrych nauczycieli nie ma dobrej edukacji publicznej. I to warunek, który musi zostać spełniony jak najszybciej, ponieważ ewentualny pozytywny wpływ sensownego zwiększenia pensji na jakość polskiej edukacji będziemy mogli zobaczyć dopiero za sześć-dziesięć lat. Oczywiście (powtórzę), samo dorzucenie pieniędzy do worka również niewiele zmieni. "Niewiele", ale nie "nic". Bo może przynajmniej powstrzymać część kadry przed odejściem z zawodu. To jednak, jak pisałem, za mało. Bo nie chodzi o to, żeby podtrzymywać stan chorobowy, ale o to, żeby leczyć.