Czy to odpowiednie miejsce na takie zwierzenia? Myślę że tak bo gdy w 2008 roku dostałem swój pierwszy komputer od rodziców zaczęła się moja przygoda z Golem i depresją...
Jestem obecnie na szerokim zakręcie w swoim życiu. Ode mnie zależy jak z niego wyjdę. Czuję że muszę się z tym podzielić tu i teraz...
Moje dzieciństwo było w porządku poza strachem, który fundował mi od czasu do czasu Ojciec wracający pijany z pracy i robiący awanturę na taką skalę , że trzeba było uciekać z domu... wspominam o tym bo te wydarzenia miały znaczący wpływ na to kim dziś jestem...
A jestem nieszczęśliwym facetem, który czuję się samotny i przerażony pomimo bycia w długoletnim związku... To nie chodzi o to jaki ten związek jest. Chodzi o to co jest w mojej głowie... A jest bardzo mrocznie. Jest smutek, przygnębienie, lęk i brak chęci do życia. Uczucie jakby wszyscy których znasz napluli ci w twarz i powiedzieli zjeżdżaj...
Nie radzę sobie z tym... marzy mi się abym następnego dnia się już nie obudził.
Dziś miał być przełomowy dzień w moim życiu bo odkąd skończyłem 18 lat ( 2008 ) czułem że jest ze mną coś nie tak... i dopiero po tych wszystkich latach gdzie ten mój mroczny pasażer był ze mną i co jakiś czas dawał o sobie znać postanowiłem właśnie teraz zgłosić komuś ten problem i tym kimś miał być psychiatra...
Może nie oczekiwałem, że za dotknięciem magicznej różdżki problem zniknie po pierwszej wizycie, ale oczekiwałem, że ta druga osoba wysłucha mnie lepiej i będzie przy tym bardziej empatyczna. Tymczasem psychiatra notując to co mówię i wyjaśniając pewne moje zachowania nie okazał mi tego czego oczekiwałem po prywatnej wizycie... czułem, że po prostu robi swoją robotę, nie wczuwa się w pacjenta, tylko myśli o tym co będzie robił po pracy... wypisał leki na depresję i na lepszy sen... dziękuję 180 zł... Czy chcę Pan umówić się na kolejną wizytę? Tak, jasne...
Wyszedłem wściekły, przygnębiony... Ta nadzieja, którą żyłem przez ostatnie tygodnie czekając na wizytę wyparowała tak szybko...
Mam obawy... nie wiem czy wykupić te leki... Mam w głowie plan, który być może zrealizuje w celu wyleczenia się samemu. Będą to drastyczne kroki, ale nie ma już nadziei, że ktoś inny to zrobi za mnie...
Dam sobie jeszcze czas do jutra na przemyślenia...
Po co ten post? Na wyrzucenie tego z siebie bo pomimo tego że rodzina i dziewczyna wie to nie są w stanie tego zrozumieć bo nikt z nich nie ma zatrutego umysłu... tutaj wiem, że kilka osób jest z tym problemem... i na was liczę, że ktoś taki jak Ja odezwie się i opowie o tym co on przeszedł lub przechodzi.
Liczę również na wszystkich innych, którzy po prostu napiszą " Trzymaj się, będzie dobrze " bo w tak trudnym momencie jak ten takie słowa są na wagę życia...
Dobranoc...
Moderacja:
Potrzebujesz pomocy? Oto gdzie możesz jej szukać:
116 111 - całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
116 123 - telefon zaufania dla dorosłych czynny 14:00-22:00
Lista wszystkich Ośrodków Interwencji Kryzysowej w Polsce świadczących nieodpłatną pomoc psychologiczną:
www.oik.org.pl
Lista pomocowych numerów telefonów:
www.zwjr.pl/bezplatne-numery-pomocowe
Twoje zdrowie jest dla nas ważne.
Pisałem podobne rzeczy jakoś 1,5 roku temu gdy znalazłem się w najniższym punkcie swojego życia. Nie chciałem leczyć swojej deprechy i natręctw, zarzuciłem wszystkie swoje hobby bo nie sprawiały mi frajdy, nikomu nie ufałem, wpadłem w paranoję, a co za tym idzie pogarszała się moja sytuacja zawodowa oraz towarzyska. Sądziłem, że nigdy się nie wyrwę ze szponów demonów w moim łbie, ale po wielu za i przeciw (rodzina pomogła, bliscy znajomi, ale nawet GOLasy!) postanowiłem udać się do lekarza w lipcu zeszłego roku. Leki w różnych dawkach (aktualnie najmniejszej i to tylko jednego leku) biorę od roku i cholercia chyba coś działają bo ten rok to istne 180 stopni w porównaniu do tego co było. Znalazłem chęci by robić... no cokolwiek. Wyjść ze znajomymi, pograć w coś, zacząć nauczyć się malować i grać na gitarze, pójść na koncert, a do tego znalazłem w końcu pracę, która może i nie jest jakaś specjalna pod kątem finansowym, ale jest najzwyczajniej w świecie przyjemna i jednak pobudza u mnie wszystkie zmysły dotyczące udanej konwersacji z ludźmi, którzy nawet zwykłym "dziękuję Panu za pomoc" potrafią mocno poprawić humorek :)
Także naprawdę nie można się poddawać i trzeba szukać różnych ścieżek. Też nie wierzyłem, że cokolwiek się zmieni, ale w tej chwili jestem w zupełnie innej sytuacji niż rok temu. Dalej nie jest idealnie, ale w końcu widzę w tym wszystkim sens :D Leki mogą nie zadziałać za pierwszym razem, nawet za drugim - przerabiałem nawet całkowitą zmianę w połowie leczenia, ale jednak warto być stale w kontakcie z lekarzem. Jeśli czujesz, że aktualny psychiatra ci nie pomaga już na etapie (a zwłaszcza) rozmów przy diagnozie, to od razu szukaj kogoś innego. Deperszyn to suka, którą należy pognać - będzie chciała wracać, ale dopóki nie rzuci się rękawicy, to zawsze jesteś na wygranej pozycji.
https://www.youtube.com/watch?v=p394GYNrqiM&t=1s&ab_channel=Escaladr
A jestem nieszczęśliwym facetem, który czuję się samotny i przerażony pomimo bycia w długoletnim związku
Nie miałem wprawdzie nigdy depresji, ale miałem podobnie, zmieniłem związek i jak ręką odjął.
Jeśli jesteś nieusatysfakcjonowany ze swojej wizyty u lekarza to na pocieszenie pomyśl o mnie, byłem dziś pierwszy raz w życiu u urologa. Coś dziś bezpowrotnie zmieniło się w moim życiu.
Z własnego doświadczenia wiem, że psychiatra zazwyczaj tak działa, przeprowadza wywiad, przepisuje leki, po jakimś czasie go odwiedzasz i mówisz,co zmieniło się w Twoim życiu. Sam uczęszczam prywatnie do najlepszego psychiatry w swojej okolicy, podejrzewam, że jednego z lepszych w Polsce i tak to wygląda, oprócz tego, ten psychiatra sam mocno zachęcał do psychoterapii i wyjaśniał, że najlepiej łączyć farmakologie z psychoterapią.
Osobiście doradzałbym wybranie leków przepisanych przez psychiatrę i poszukał dodatkowo psychoterapeuty/psychologa, który Cię wysłucha.
Życzę Ci, żebyś wyszedł ze swoich problemów, bardzo przepraszam za słabą składnię, sam za niedługo umieszczę tutaj post, proszący o porady, bo niestety borykam się ze swoimi problemami, z którymi ciężko mi sobie poradzić.
Psychiatra jest od tego, by wypisywać magiczne pigułki, a nie słuchać. Często jest potrzebny, ale nie powinien być jedyny, bo to PSYCHOTERAPIA ma znaczenie kluczowe.
ale nie ma już nadziei, że ktoś inny to zrobi za mnie...
I z tym faktem trzeba się zmierzyć. NIKT nie zrobi za CIEBIE NICZEGO. To jest cholernie ciężka praca własna. W-Ł-A-S-N-A. Psychoterapeuci są po to, by pomóc naświetlić problem, porozmawiać, psychiatrzy są po to, by wypisać leki, jeśli są potrzebne/konieczne.
Depresja to nie jest angina, gdzie kilka pigułek rozwiąże sprawę w tydzień.
Ale pierwszy krok już zrobiłeś - uświadomiłeś sobie problem. Teraz tylko do roboty, lekko nie będzie, ale pomyśl sobie, że już nic gorszego cię nie spotka. Good luck, chłopie.
(a niech mi tu wpadnie jakiś śmieszek-heheszek, to zagryzę, przyrzekam)
Via Tenor
Odnośnie gryzienia to przypominam, że ten wątek nie jest o Twoich zabawach erotycznych.
Psychiatra jest od tego, by wypisywać magiczne pigułki, a nie słuchać. Często jest potrzebny, ale nie powinien być jedyny, bo to PSYCHOTERAPIA ma znaczenie kluczowe.
Mam w rodzinie dziewczynę co w wieku 16 lat strzeliła sobie samobója przez depresję (na szczęście odratowana). I brała te magiczne pigułki plus miała psychoterapie i to nie pomagało. Dopiero rodzinką znalazła super psychiatrę i przepisał jej super pigułki i wtedy dopiero zaczęła też działać psychoterapia. Miała źle dobrane leki.
Via Tenor
Nigdy nie miałem takich problemów, albo tak mi się wydaje że nie miałem. Więc ciężko mi napisać coś sensownego, ale życzę Ci zwycięstwa i trzymaj się najmocniej w tym trudnym okresie.
Twój rocznikowy rówieśnik z GOLa!
Nie poddawaj się! Jeśli masz receptę to co ci szkodzi wykupić leki i spróbować. Efekt nie przyjdzie pewnie po jednym dniu, ale z czasem będzie tylko lepiej.
Jeśli potrzebujesz aby ktoś Cię wysłuchał i delikatnie "zaprogramował" twój tok myślenia na bardziej pozytywny, to poza psychiatrą, który wypisuje leki, na Twoim miejscu zglosilbym się do psychologa i\lub psychoterapeuty.
Tam znajdziesz pomoc której szukasz.
Wykonałeś już najtrudniejszy krok - zdałeś sobie sprawę z problemu i poprosileś o pomoc!
Wytrwaj w postanowieniu a będzie dobrze!
mordeczko, jesteś fajnym użytkownikiem, dobrze mi się kojarzysz, wiem, że to co pisze jest bez większego znaczenia i niewiele pomoże w twojej sytuacji bo tak jak napisała Megera, przede wszystkim ty musisz się z tym zmierzyć, dobrze zbudować postać, expa wladowac w odpowiednie staty i pokonać tego bossa. Jest ciężki, ale wierzę, że wymasterujesz to i wygrasz.
Życzę ci jak najlepiej bracie. Ja obecnie przechodzę przez najbardziej chu** okres w swoim życiu i nie radzę sobie z problemami. Często po prostu w nocy płacze w poduszkę. Odrzucenie drugiej połówki, napiętrzenie się obowiązków służbowych, problemy na studiach, problemy rodzinne, brak regularnych spotkań z przyjaciółmi, moje własne demony. To wszystko zbierało się i gromadziło przez ostatnie 6 lat i czuje że jestem na skraju wytrzymałości psychicznej. Nie jadam, nie wychodzę z domu, prace robię na odwal, nie mam ochoty grać, a każdy album muzyczny to dla mnie automatyczne proszenie się o szklane oczy. Swego czasu pomagało mi regularne chodzenie na basen 3/4 razy w tygodniu, ale czuje że i to przestaje mi pomagać. Gdyby nie zatroskana i zmartwiona o mnie matka to pewnie siedziałbym tak do momentu aż coś by mi się stało, ale przekonała mnie żeby zgłosić się do specjalisty. We wtorek mam pierwszą wizytę u psychiatry i szczerze nie wiem co o tym myśleć.
Oby się udało, czego tobie i sobie życzę.
Wykup te leki, bo naprawdę działają, wiem to po sobie. I nie załamuj się, gdy pierwszy zestaw nie zadziała, u mnie dopiero zmiana leczenia pomogła. Antydepresanty zazwyczaj zaczynają działać po 2-3 tygodniach, jeśli w tym czasie nie zauważysz żadnych efektów, umów się na kolejną konsultację u psychiatry i poproś o zmianę leków. Życzę powodzenia.
Sam mierzyłem się z depresją, więc dorzucę trochę od siebie do wątku. Przede wszystkim bardzo dobrze zrobiłeś, że udałeś się do specjalisty. To jest najważniejszy krok, samemu walka z depresją to postawienie się z góry na przegranej pozycji, i znam tylko jedną osobę, której to się udało. Powinieneś wykupić te leki, one na prawdę działają. Pewnie dostałeś antydepresanty.
Po kilku dniach Twoje samopoczucie powinno się poprawić, co nie znaczy, że depresja odejdzie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To długi proces, który w moim przypadku trwał trzy lata, ale był też punktem zwrotnym w moim życiu.
Przede wszystkim potrzebujesz wsparcia kogoś bliskiego, z kim będziesz mógł porozmawiać o swoim stanie i kto będzie Cię bezpośrednio wspierał w leczeniu.
Dlatego nie poddawaj się, walcz o siebie i swoje życie. Ja trzymam za Ciebię kciuki.
Podstępna choroba, bo bez rozwiązania konfliktu wewnętrznego bądź zmiany myślenia na znacznie bardziej optymistyczne czyli uderzenia w przyczynę rozpoczęcia spirali trudna do całkowitego wyleczenia. Antydepresanty uderzają w skutek, a nie przyczynę. Więc po odstawieniu ludzie mają tak, że to przeważnie wróci, jeśli problem jest poważny, bo utrzymywało się to od wielu miesięcy lub lat. Przynajmniej w większości przypadków. Antydepresanty są jakimś sposobem, by odbić się od dna, ale nie tędy droga do sukcesu i bycia zdrowym. Chyba, że ktoś chce żyć zamulony i znieczulony na tej mocnej chemii całe życie i żyć jak zombiak. Choroba lubi atakować kruche i wrażliwe jednostki dość aspołeczne, które najczęściej zderzyły się zbyt szybko z trudami tego świata żyjąc zbyt długo w kloszu ochronnym mamy bądź spotkało jej coś okropnego i zbyt mocno przejmowały się czymś co nie warte było tego. Pesymizm nie służy.
Psychoterapia oczywiście to znacznie większa szansa na wyjście z tego, ale nie pewnik, bo po wyjściu z gabinetu człowiek wraca do życia i kluczowe co zmieni w swym nastawieniu i myśleniu. Niezależnie od wszystkiego taka osoba powinna stać się serdeczna, otwarta, szczerze optymistyczna i nastawiona na dawanie uśmiechu i radości innym. Oduczyć się bezużytecznych pesymistycznych myśli, które do niczego nie przydają się, bo i tak niewiele z tego stanie się czym ludzie przejmują się. Część osób wyszła z tego odwracając błędne koło zmieniając styl życia i procesy myślowe, który nie służył ich zdrowiu zmieniając pesymistyczne myślenie na optymistyczne z pomocą psychoterapeuty lub bez.
Niewiele jest osób z głeboką depresją trwającą lata, którzy odstawiając leki bez rozwiązania przyczyny choroby i zmiany nastawienia do świata i ludzi nie miała powrotu po pewnym czasie.
Napisałeś, że masz partnerkę, a czujesz się nieszczęśliwy i samotny. Tak jest, bo szczęście płynie głównie ze środka, a nie czynników zewnętrznych. Jeśli jestem radosny, posiadam wysoki poziom energii i mam wiele optymizmu i wiary w siebie to czuję szczęście, ale jeszcze bardziej miłe jest, że mogę tym dzielić się na zewnętrz i rozmawiać niemal z każdym o najbardziej miłych rzeczach i poprawiać ludziom humor i dawać emocje. Nieważne czy z rodziną najbliższą czy sąsiadką z domu naprzeciwka, kobietami z którymi umawiałem się i spółkowałem, przyjaciółmi z klubu lekkoatletycznego czy przypadkowo poznanym starszym panem w kolejce po bułki. Mi jest łatwiej, bo wypracowałem twardą skorupę i ze mnie łotrzyk z szelmowskim uśmiechem. Trudno mnie zranić więc chociaż niech daję radość innym, którzy tego bardziej potrzebują. Z pewnością pokory w sobie nie mam żadnej.
Pozbycie się jednej kluczowej blokady, która jest zbędna, a zmienia życie mocno na plus to rozmawianie otwarcie o wszystkim z każdym bez oporów i traktowanie tego jak frajdy bez przejmowania się. I najlepiej na najbadziej seksowne tematy w zabawny i intrygujący sposób co lubimy robić, a czego nienawidzimy, pasje, ambicje, cele, marzenia, styl życia, zabawa, seks, podróże, taniec, muzyka, kino i setki podobnych tematów, które kojarzą się z afrodyzjakiem. Otwartość i dzika łatwość nawiązywania kontaktu z każdym. Ludzie lubią otwartych i pewnych siebie ludzi, którzy dają im coś od siebie - radość i dobre emocje. Łatwo się otwierają wtedy.
Zawsze myśl dobrze o sobie i innych. Interesuj się ludźmi jacy są naprawdę. Komplementuj ich i rób to szczerze. Gdy ktoś ci coś powie nieprzyjemnego nie przejmuj sie, bo pewnie ten ktoś ma jakiś problem lub ma zły dzień - do kosza. Nie wchódź w złe emocje ludzi, bo nie warto. Ja silną ramą optymizmu zmieniam złe emocje kogoś na dobre, ale jeśli ktoś nie wie jak to ignoruj ludzi negatywnych. Znajdź pasje atrakcyjne. Ucz się nowych rzeczy. Podróżuj. Spełniaj marzenia, które odłożyłeś na bok. Ciesz się małymi rzeczami. Sprawiaj sobie i najbliższym niespodzianki. Niech to będzie choćby pyszny placek trukawkowy. Uprawiaj sport i rozładuj się oraz naładuj endorfinkami. Poznawaj nowych ludzi. Medytuj. Uprawiaj jogę. Poszerzaj horyzonty. Dobrze wysypiaj się. Naucz się reagować na złe bodźce i staraj zmienić automatyczne myślenie, gdy jakaś okoliczność wywołuje strach od zawsze - zmień kotwicę, by połaczyć to z czymś przyjemnym. Nie walcz z tymi uczuciami - pozwól im płynąć, akceptuj i ignoruj to co złe, a następnie programuj pozytywnymi argumentami, a wygrasz z każdą słabością. Ciesz się życiem. Dawaj radość rodzinie i przyjaciołom. Zaskakuj partnerkę. Zabierz ją w atrakcyjne miejsca. Weź ją do Paryża lub spraw, że rynek waszego miasta stanie się dla niej Paryżem. Zmień się ze smutaska w kogoś kto jest radosny i nie boi się smakować życia. Stań się mężczyzną krok po kroku. Prowadź i wychódź z inicjatywą. Zaskakuj kreatywnością. Zaopiekuj się resztą stada. Planuj do przodu życie. Miej zawsze plan. Jeśli komputer ci nie służy, bo uważasz, że nie daje ci przyjemności rzuć to całkowicie. Ja miałem przerwę 7-letnią z niemal całkowitym odrzuceniem komputera i telewizora. Najlepszy wybór.
Znajdź motywatory własne, które mocno popchną do działania twoją osobę, a wtedy odnajdziesz radość i swoją własną ścieżkę. Życie jest krótkie i przemija. Lepiej żałować, że coś się zrobiło i nie wyszło niż żałować, że się nie spróbowało. Próbuj wszystkiego na co masz ochotę i nie żałuj :)
Trzymam kciuki, że zmierzysz się z demonami własnymi i wygrasz.
Napisałeś, że masz partnerkę, a czujesz się nieszczęśliwy i samotny. Tak jest, bo szczęście płynie głównie ze środka, a nie czynników zewnętrznych. Jeśli jestem radosny, posiadam wysoki poziom energii i mam wiele optymizmu i wiary w siebie to czuję szczęście, ale jeszcze bardziej miłe jest, że mogę tym dzielić się na zewnętrz i rozmawiać niemal z każdym o najbardziej miłych rzeczach i poprawiać ludziom humor i dawać emocje. Nieważne czy z rodziną najbliższą czy sąsiadką z domu naprzeciwka, kobietami z którymi umawiałem się i spółkowałem, przyjaciółmi z klubu lekkoatletycznego czy przypadkowo poznanym starszym panem w kolejce po bułki. Mi jest łatwiej, bo wypracowałem twardą skorupę i ze mnie łotrzyk z szelmowskim uśmiechem. Trudno mnie zranić więc chociaż niech daję radość innym, którzy tego bardziej potrzebują. Z pewnością pokory w sobie nie mam żadnej.
Jesteś z mojego pokolenia. A nasi ojcowie z pokolenia PRL i komuny jedynie co robili to chlali w pracy, przed pracą i po pracy. Tyle, że mój awantur nie robił. Teraz co prawda nie pije, a ja depresji nie mam. W sumie nigdy nie miałem. Za to moja żona ma. Mało co ją cieszy. Zresztą w kraju pisiorów i peowców trudno się z czegokolwiek cieszyć.
Ja sobie radzę przeciwwagą. Jeśli coś się złego dzieje, to szukam pozytywów. Ostatnio złamałem sobie stopę. Wielki minus, ale znalazłem plus, że nie muszę chodzić do znienawidzonej roboty. I tak mam ze wszystkim. To mi pomaga.
Ale p... z tym chlaniem. Jestem jeszcze starszy i pamiętam, że mało kto walił ciągle wódę. Jak już to tylko sporadycznie i od święta. Chyba, że taką mam rodzinę, że na kilkunastu wujków tylko jeden skończył jako alkoholik a na blokowisku był tylko jeden chlor. Jak ty byłeś hodowany w patologii to nie znaczy, że każdy.
A piszę tylko dlatego, by jakiś dzieciak czytając to, nie wierzył w twoje bzdury.
Bliższe jak i dalsze środowisko chlało w moim życiu. Jedni wyszli z tego i odstawili alkohol, drudzy chleją do dnia dzisiejszego, a trzeci zachlali się na śmierć. To, że u Ciebie nie chlali, nie znaczy, że wszędzie było tak kolorowo. U mojej żony sytuacja wygląda niemal identycznie, jak u mnie.
pamiętam, że mało kto walił ciągle wódę.
Nie wiem gdzie ty mieszkałeś ale w latach 90tych i wczesnych 2000 to jedyne co pamiętam to te kolejki po małpkę, szlugi i 2 piwa robotników z pobliskiej kopalni w sklepie naprzeciwko mojego domu. Jak była zmiana to się dostać do sklepu nie dało. Mieszkałem w niewielkim miasteczku które żyło z kopalni, na osiedlach robotniczych mało który ojciec wracał trzeźwy z roboty.
Nadal jak się rano wejdzie do biedronki to widać robotników przy półkach z alkoholami, nie jest to już ten odsetek co 20 lat temu ale zjawisko nadal występuje.
Jak z kopalni, to zgaduję, że Śląsk? Jeśli tak, to tu przyznam rację, bo słyszałem z opowieści rodziny i przyjaciół jak tam niemal wszyscy chlali i w sumie nadal chleją. Niemniej to co się działo tam, nie oznacza, że było tak wszędzie i że za PRL i w latach 90. wszyscy walili alko.
Nie Ślunks, mamy też kopalnie odkrywkowe w innych miejscach w kraju.
Tu nie chodzi o Śląsk, nie chodzi o kopalnie. Kiedyś po prostu pili wszyscy, szczególnie robotnicy z kopalni, hut, elektrowni, aktorzy, artyści, politycy. Nie wierzę, że uchowales się w latach 80-90tych w społeczności gdzie praktycznie się nie piło. Skala zjawiska była zbyt ekstremalna.
Akurat moje miasteczko nie było aż tak przemysłowe. Było kilka dużych zakładów, ale to nie ta skala w miejscowościach "górniczych". Było też duże bezrobocie i nikt nie chciał stracić roboty z powodu chlania w robocie, czy nawet przychodzenia na kacu. Akurat mieszkałem przy przystanku, na którym z pobliskiego zakładu mnóstwo ludzi wracało z pracy do domu i nie pamiętam pijaków. Było bezpiecznie. Jedynie na rynku było trzy niebezpieczne knajpki pełne chlorów, z czego 2 padły w połowie lat 90 bo klientela pewnie z czasem wyzgoniła na amen. Jak kojarzę to regularnie pijący stanowili mniejszość, czy to u sąsiadów, czy u rodziców w pracy, czy rodzice znajomych itd. Jedynie w okolicznych wioskach zdarzało się, że całymi rodzinami chlali, ale ich też nie było dużo, by nazwać to ekstremalną skalą zjawiska.
Ja depresji nigdy nie miałem, ale może coś takiego na krawędzi. W szkole zawsze gnębili, wyżywali się, jak to mówią ze szkoły jedynie co się wynosi to 'depresje'. Człowiek zawsze starał się być miły, kulturalny, a jak każdy to podłapywał że się jest pomocnym to już snuł plany jak to wykorzystać. W pracy na początku było to samo, na budowie jak to na budowie, młody zawsze ma przewalone ale jak pokazywałeś ze cos potrafisz i jesteś uczynny to robiłeś więcej niż do ciebie należało. Po czasie się to zmieniło i polepszyło, ale w głowie dalej gdzieś to wszystko siedzi i się ciągnie, nie w takiej skali jak kiedyś ale jednak. 3 dni jest dobrze 1 dzień jest do bani. Mi pomogło w tym wypadku znalezienie swojego ulubionego zespołu, wykonawcy muzyki, skupienie się na tym, słuchanie oglądanie koncertów, kupienie albumów i nagle jakoś chęć do życia wróciła. Gry niby jeszcze cieszą, siedzenie na PC ale już nie w takiej skali jak kiedyś. Chociaż pracy teraz nie mam złej to czuje że się wypaliłem w niej i chodzę do niej bo muszę ale daje z siebie 100 %. Pomogła również jazda na rowerze, kupiłem rower jakieś półtora miesiąca temu i się jeździ co dziennie po 1-2h i jakoś te życie leci, powodzenia wszystkim i żeby jakoś się żyło w miarę normalnie.
Ojciec wracający pijany z pracy i robiący awanturę na taką skalę , że trzeba było uciekać z domu... wspominam o tym bo te wydarzenia miały znaczący wpływ na to kim dziś jestem...
Możesz poszukać też wsparcia w grupach wsparcia DDA - Dorosłych Dzieci Alkoholików. —>
https://youtu.be/eliV5Y74_kQ
Dzięki wszystkim za słowa wsparcia i porady. Wszystkie komentarze przeczytałem i nawet zdążyłem przed usunięciem wpisu Soulcastera. Od niego nie można zbyt wiele wymagać bo chłop też jest mocno sfrustrowany życiem i odkąd pamiętam to na tym forum dawał upust swoim emocjom i wyżywał się na użytkownikach...
Co do mnie... Przez weekend myślałem nad wszystkim i dziś rano udało mi się spotkać z psychoterapeutą. Jest nad czym pracować, ale podejmuję się tego wyzwania. Leki wykupione i teraz w najbliższych tygodniach/ miesiącach czeka mnie ciężka praca nad samym sobą.
Będę w tym wątku informował o postępach i o tym czy leczenie w ogóle działa. Niech mi i może komuś innemu w podobnej sytuacji posłuży ten wątek do motywacji nad tym aby podjąć się tego wyzwania.
Trzymajcie kciuki! Pozdrawiam :)
Elegancko stary. Pamietaj tylko, zeby nie wymagac od siebie za duzo na poczatku i nie przestawac przy pierwszych dobrych tygodniach. Ponadto na poczatku leczenia farmakologicznego, przez pierwsze 4-6 tygodni mozesz nawet poczuc znaczne pogorszenie, ktore potem mija.
Powodzenia!
Aktualizacja 1#
Chodzę do psychiatry co miesiąc. Przypisał leki i trochę pomagają... Byłem też na kilku sesjach terapeutycznych , ale zrezygnowałem bo czułem, że tylko tracę czas i pieniądze. Zrobiłem sobie dzień sam na sam i dokładnie przeanalizowałem swój umysł. Skupiłem się na swoich problemach, kompleksach, lękach i traumach jakie doznałem w życiu i czuję się oczyszczony. Wiem co muszę zmienić aby życie stało się choć trochę bardziej kolorowe. Zacząłem ćwiczyć, nastrój się poprawił i zrzuciłem 6 Kg. Jest motywacja i zdrowszy tryb odżywiania sprawia, że czuję się lepiej... Miałem euforyczne dni, takie , że nigdy wcześniej tak dobrze się nie czułem, ale przyszedł dziś ogromny dół, który znowu sprawia, że mam negatywne myśli...
Najbardziej to bym chciał się jutro nie obudzić... nie widzę sensu w życiu. Spróbowałem już wszystkiego i dobija mnie ten dzień świstaka dzień w dzień...
Dam sobie czas do końca roku... Następna aktualizacja 24 grudnia.
Stary, jak jeden lekarz Ci nie pomaga to idź do następnego. Nie przerywaj terapii. Też przez podobne gówno przechodziłem, ale zanim dostałem pomoc, musiałem znaleźć odpowiedniego lekarza. Walcz dalej stary, wyjdziesz z tego gówna. Uda się!
Może to w ogóle nie jest depresja, tylko dwubiegunowość?
https://www.youtube.com/watch?v=KLpTM0cjGSc
Polecam się zapoznać. Jeżeli Ci się nie chce oglądać całości to mogę Ci wysłać od konkretnego momentu.
Miałem euforyczne dni, takie , że nigdy wcześniej tak dobrze się nie czułem,
To akurat bardzo zły objaw, który należy szybko zgłosić lekarzowi. Dzieje się tak zazwyczaj w przypadku nowych leków.
Stary, jak jeden lekarz Ci nie pomaga to idź do następnego. Nie przerywaj terapii. Też przez podobne gówno przechodziłem, ale zanim dostałem pomoc, musiałem znaleźć odpowiedniego lekarza. Walcz dalej stary, wyjdziesz z tego gówna. Uda się!
No, ale jeśli sam doszedłem do źródła problemu to po co terapeuta? Zresztą ona ciągnęła każdy temat tak, że mnie irytowała bo ja miałem wiele pytań a ona potrafiła opowiadać na przykładach znajomych przez 1/3 sesji o tym samym a jak już chciałem zacząć nowy temat to mi przerywała.
To akurat bardzo zły objaw, który należy szybko zgłosić lekarzowi. Dzieje się tak zazwyczaj w przypadku nowych leków.
Dlaczego zły? To był po prostu przypływ endorfin bo czułem, że mogę coś zmienić... teraz nie ma tego uczucia. Jest pustka i lęk...
Proszę, zostawcie diagnozy dla specjalistów dla jego dobra. Nie wszystko jest takie zero jedynkowe, jest mnóstwo czynników i zależności, zdiagnozowanie pacjenta i określenie objawów nie jest prostą sprawą i na pewno nie da się tego zrobić z kilku krótkich postów na forum.
Ja bym tylko poradził dać jeszcze jedną szansę psychologowi. Nie gwarantuję, że ci pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi. Z kilku sesji terapeutycznych też ciężko jest oczekiwać efektów, na to trzeba czasu i pracy własnej. Myślę, że za szybko zrezygnowałeś. Może znajdź sobie innego psychologa jeżeli tamten ci nie odpowiadał?
Byłem tu od 2008 roku ( wcześniej jako RossoNero ) To już nie te forum co kiedyś, ale Ja też już nie jestem tą osobą co kiedyś...Mrok mnie pochłonął
Żegnajcie
https://www.youtube.com/watch?v=UvYHBXyuS5g&ab_channel=LewPomaga polecam słuchać co noc. Sam od wielu miesięcy afirmuję różne rzeczy i wierz mi , pomaga. Ta konkretną wybralem dla Ciebie. Powodzenia.
PS - pamiętaj, by nie skupiać się na tych słowach, a nawet zaśnij przy tym. Podświadomość sama zrobi swoje.