Gdy skończyłem podstawówkę to miałem średnią 4,8.
Gdy skończyłem gimnazjum, to miałem średnią 4,81.
Gdy skończyłem technikum informatyczne, to niestety miałem średnią 3,5, bo ja chodziłem do jednego z lepszych technikum w Pile. Mimo to, że dużo się uczyłem i tak nauka mi nie poszła.
Dzisiaj omówię wam 5 przedmiotów szkolnych, których mi się w życiu nie przydały.
Fizyka - OK! Ścisłowcom Fizyka jest potrzebna, ale tak naprawdę lepiej zrozumiemy fizykę na laborkach politechnicznych i informatycznych. Co z tego, że rozumiemy fizykę, jak tego nie umiemy wykorzystać do samodzielnych napraw?
Chemia - Równania mi się nie przydały w życiu. Jedyne, co mi się przydały, to zasady BHP substancji chemicznych. :)
Biologia - Jedyne, co ja wyniosłem, to zasady zdrowego stylu życia :) A ta anatomia organizmów żywych to jest dla lekarzy, weterynarzy, biotechnologów, farmaceutów itp.
Geografia - Na tym przedmiocie to 90% nauczycieli geografii nawet nie podróżowali, tylko przekazują swoje domysły pochodzące z podręczników.
Historia - No i tu się nie wypowiem. Nienawidziłem lektur szkolnych, to tym bardziej historia mi się nie przydała. Tylko te najważniejsze wydarzenia.
Przydała mi się jedynie matematyka. Tylko szkoda, że w technikum nie miałem algebry liniowej i logiki (z tych przedmiotów mam warunki na studiach). Gdybym miał to w technikum, to bym lepiej sobie radził na przedmiotach matematycznych na studiach i bym nie miał tych warunków i bym mógł się przenieść z uczelni w Pile na uczelnię w Poznaniu.
Jako podręcznikowy przykład humanisty mogę z ręką na sercu powiedzieć, że każdy z wymienionych przez ciebie przedmiotów jest bezmiernie interesujący, ale często nie w tej formie, jakiej doświadczamy w szkole.
Fizyką byłem bardzo podjarany w gimnazjum, gdyż mielieśmy piekielnie utalentowaną nauczycielkę, która świetnie i interesująco tłumaczyła materiał. Był to jeden z przedmiotów, który podnosił mi średnią na świadectwie - nie miałem oceny poniżej 4. Ten czas zaszczepił mi bezmierny szacunek do tej dziedziny, który tli się we mnie do dziś.
Jednak nauczycielka fizyki w liceum nie była już tak fajna, a jej lekcje ewidetnie służyły jej do odklepania godzin do dnia wypłaty i późniejszej emerytury. Tłumaczyła bez grosza zainteresowania i skomplikowanie. Tu nawet te materiały, które pokrywały się z gimnazjum robiły mi mętlik w głowie - do tego stopnia, że miałem z tego przedmiotu zagrożenie.
Nauka jest bardzo ciekawa, ale jeśli ogranicza się do klepania formułek byle zgadzało się z programem nauczania, to niewiele z tego wyjdzie.
A ta anatomia organizmów żywych to jest dla lekarzy, weterynarzy, biotechnologów, farmaceutów itp.
Posiadanie szerokiej wiedzy z wielu dziedzin to jedna z najlepszych prezentów, jakie możesz sobie podarować. Takie osoby są bardzo interesujące, a często też po prostu fajne, bo jeśli jesteś ciekaw wiedzy, to jesteś też ciekaw świata i bardzo na niego otwarty. Oczywiste jest, że nie wymaga to bycia geniuszem w każdej dziedzinie nauk, ale posiadanie wiedzy jest fajne, a umiejętność połączenia wiedzy z różnych dziedzin w życiowych sytuacjach daje niesamowitą radość.
Ty tak na serio?
W IT to ci przyszłości nie wóże z tego typu ograniczonym podejściem.
Chyba jedynymi prawdziwie niepotrzebnymi przedmiotami w liceum/technikum są język polski, który powinien kończyć się na szkole podstawowej oraz wf, który wiele osób w tym mnie jedynie zniechęcił do ćwiczeń na długie lata. Reszta powinna być bardziej zależna od specjalizacji, bo mi na przykład przydały się tylko i wyłącznie geografia, matematyka i język angielski podczas gdy przykładowo komuś kto chciał studiować historię te przedmioty poza angielskim były do niczego niepotrzebne. Dodatkowo dla niezdecydowanych co chcą robić dalej w życiu powinny istnieć klasy w których byłyby wszystkie przedmioty po równo, obecnie tego nie ma.
Dodatkowo dla niezdecydowanych co chcą robić dalej w życiu powinny istnieć klasy w których byłyby wszystkie przedmioty po równo
Od tego TEORETYCZNIE jest ogólniak...
Do dziś żałuję, że nie wybrałem technikum :(
4.8 ? Miałeś życie osobiste ? :P Ja pamiętam raz miałem 4.5. W pierwszej klasie podstawówki :P Tak to przez całą podstawówkę leciałem w okolicach 3.5. LO w okolicach 3.0 - 3.2, a na studiach poza informatyką i jakimiś twóczymi przedmiotami jechałem na miernych, byleby zdać. Nie ma żadnych różnic w ocenach w Twojej karierze. Liczy się papier, króry aby zdobyć, potrzeba po prostu ukończyć daną uczelnię. Konkurs świadectw liczył się może na początku tego wieku lub jeszcze w latach 90-tych, ale nie dziś.
A później miałeś żółte świadectwa hydro?
Czego znowu? Sam miałeś żółte świadectwo. Nie przypisuj innym swoich własnych sukcesów.
Żeby mieć średnia ok 5.0 w podstawówce wystarczy nie być idiotą, nie trzeba nawet się dużo uczyć. Ja miałem całą podbaze i gimbaze 5.0-5.1 bez specjalnego kucia.
No ale jeśli to był faktycznie Hydro to z kim ja dyskutuje. Ty pewnie ruchałeś loszki w tym czasie jak inni się uczyli. Z twoją charyzmą i wyglądem.
Dokładnie, samego programowania powinni cię uczyć od gimnazjum, bo chcesz być programistą.
Co za typ.
Matematyka - tak szczerze, to w życiu codziennym przydaje się ta, na poziomie szkoły podstawowej.
Równania kwadratowe, całki, wzory skróconego mnożenia - nie użyłem ich chyba ani razu
Rachunek prawdopodobieństwa - raz, żeby obliczyć, że gra w totka mi się nie opłaca :)
Język Polski - Gramatyka, Ortografia i ogólne zasady posługiwania się ojczystym językiem - wiadomo!
Interpretacja tekstów i czytanie ze zrozumieniem - też potrzebne w życiu!
Znajomość lektur z zejściem do biografii autora... Myślę, że na świecie jest milion tekstów, którymi łatwiej zaciekawić młodzież niż "Nad Niemnem" :)
Geografia - coś tam było o skałach, procesach krasowych i wietrzeniu, wędrowaniu kontynentów... "Egzotycznych" stolic też nie pamiętam (no może poza Wagadugu - Burkina Faso). Wiedza nie używana przeze mnie w dorosłym życiu.
Biologia - tu nie zgodzę się z autorem. Podstawowa wiedza z anatomii człowieka przydaje się w przypadku urazów, chorób itd. Wiedze tą docenia się posiadając dzieci :)
Do tego rozróżnianie zwierząt potencjalnie niebezpiecznych, grzybów - jest tej przydatnej wiedzy trochę.
Historia - nauka potrzebna chociażby po to, aby nie powtarzać błędów naszych przodków. Niestety nie stosowana na szczeblach władzy...
Plastyka, Muzyka, Religia - bez komentarza... Mimo, iż z tym drugim mam bardzo bliską relację, to nie uważam, aby nauczanie któregokolwiek z tych przedmiotów miało jakikolwiek sens!
Technika - gotowanie, rysunki i pismo techniczne, podstawy ruchu drogowego. Może być :)
Fizyka - szacunek do tego przedmiotu zdobyłem dopiero długo po zakończeniu przygody z edukacją, ale mówimy tu o hobbistycznych zainteresowaniach, a nie konieczności używania zdobytej wiedzy...
Chemia - użyteczność w latach dorosłych, zerowa.
Przysposobienie Obronne - bandażowanie, zasady zachowania w przypadku zagrożeń, zakładanie maski gazowej - poza pierwszym wymienionym, życzę sobie i Wam, abyśmy nie musieli korzystać z tej wiedzy! Ale posiadać ją TRZEBA!!!
Język Obcy (u mnie Angielski) - używam regularnie!
Jednocześnie zgadzam się z kolegą
EDIT:
I jest jeszcze kwestia rozpoznania talentów dziecka, aby można było je później kształcić kierunkowo.
"Chemia - użyteczność w latach dorosłych, zerowa." - Ciekawe, bo ciągle gdzieś trafiam na "chemików", którzy namiętnie robią wszelkiego rodzaju trunki. Ale na poważnie, chemia jest zawsze potrzebna w kuchni. Być może nie do końca taka, jakiej uczyło się w szkole, osobiście niewiele wiedzy chemicznej wyniosłem z lekcji, ale jednak.
Z perspektywy kogoś kto jeszcze chodzi do technikum wf jest najbardziej bezużyteczny i mnie odpycha. A przy tym jest zawsze na początku lub środku zajęć, a ja spocony pół dnia siedzieć nie chce.
A i tak na marginesie - mam 37 stopni z kawałkiem, zaraz walę w kimę bo ledwo się ruszam, a planu na jutro jak nie było tak nie ma dalej :) Zapowiada się super rok.
a planu na jutro jak nie było tak nie ma dalej
Nie masz w dzienniku elektronicznym planu?
No to jak nie masz planu, to nie musisz iść do szkoły. Bo niby na którą i na jakie lekcje?
Wymieniłeś te przedmioty, których też nie lubiłem. Tylko z małym wyjątkiem: Zamiast geografia wrzuciłbym tam język polski. Np. Uczenie się wierszyków na pamięć. I po co to komuś? Co do niektórych lektur nic nie mam, bo Lalka, Chłopi czy Dziady mi się podobały. Ale uczenie się wierszyków na pamięć? Chore.
Ale uczenie się wierszyków na pamięć? Chore.
GOL, GOL nigdy się nie zmienia:
https://forumarchiwum.gry-online.pl/S043archiwum.asp?ID=8931454
BTW:
https://www.edutopia.org/article/benefits-memorizing-poetry
I nie wiem, czy wiesz, SpaceManie, ale jak zarecytujesz dziewczynie w czasie spaceru "Kołysankę" Audena, to na 99,9 procent obudzisz się rano w jej łóżku.
To musi być troll. Jestem typowym humanistą, ale na bogów....Nie każdego muszą ruszać fizyka, chemia i biologia, należy się zastanowić czy w klasach o profilu humanistycznym nie ograniczyć tego tylko do teorii, ale to są niezwykle istotne dziedziny w gospodarce i ludzi, którzy to będą studiować i pracować w branżach należy całować po rękach. I mówię to jako człowiek, który z każdego z tych przedmiotów ledwo zdawał.
Geografia? Proszę nie żartować, potem mamy takie różne tuzy, które Chile umieszczają w Afryce a Korea to dla nich jedno państwo....
Historia? "Ten kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości." - historia to jest nasze dziedzictwo, nasza tożsamość, nie tylko jako Polaków ale też jako Europejczyków. Ja wiem że ludzie dzisiaj są w dużej mierze debilami i ignorantami, ale ignorancji nie promujmy....Czego przykład mamy niżej:
Zamiast geografia wrzuciłbym tam język polski. Np. Uczenie się wierszyków na pamięć. I po co to komuś?
Od kiedy to w szkole średniej uczysz się wierszyków na pamięć? W zasadzie w szkole średniej ten przedmiot to tak naprawdę historia literatury. Ponownie: dziedzictwo kulturowe. Nie wyobrażam sobie współczesnego wykształconego człowieka po studiach, który coś tam robi mniej lub bardziej przydatnego za mniejsze czy większe pieniądze, który nie zna podstawowych dzieł literatury polskiej i światowej (Mickiewicz, Sienkiewicz, Goethe, Bułhakow, Dostojewski, Prus itd.) bo czy się to komuś podoba czy nie ich dzieła cały czas są na nowo odkrywane i interpretowane i mają przeogromny wpływ na kulturę współczesną. To znaczy ja wiem że są ludzie z wyższym i nawet zarabiają dobre pieniądze, którzy nic nie czytają, nie odróżniają Mickiewicza od Sienkiewicza, ale to akurat nie jest powód do dumy i to nie powinno mieć miejsca. Ale ma, bo dzisiaj bycie ignorantem, analfabetą i debilem nie jest piętnowane.
To znaczy ja wiem że są ludzie z wyższym i nawet zarabiają dobre pieniądze, którzy nic nie czytają, nie odróżniają Mickiewicza od Sienkiewicza, ale to akurat nie jest powód do dumy i to nie powinno mieć miejsca. Ale ma, bo dzisiaj bycie ignorantem, analfabetą i debilem nie jest piętnowane.
Nie dzis nikogo nie obchodzi czy ty odróżniasz Sienkiewicza od Mickiewicza tylko czy znasz się na robocie - i tak powinno być
No nie bardzo mogę się z tym zgodzić. Przeczytałem w czasie szkoły może z sześć lektur. Z perspektywy czasu była to jedna z mądrzejszych decyzji jakie podjąłem w życiu.
No pewnie- po co czytać dzieła doceniane na całym świecie za dotykanie kwestii istotnych- prowokowanie do wysiłku intelektualnego, analizę wartości, kształtowanie postaw społecznych... Co tam że książki rozwijają wyobraźnię i poszerzają horyzonty- komu to potrzebne?
Tylko czemu później się dziwić, że nasz kraj coraz bardziej popada w ruinę mając takie elity, jakie ma- w końcu elity i klasa polityczna są odbiciem społeczeństwa. Tępy motłoch który w życiu przeczytał kilka książek na krzyż, wybiera spośród siebie takich samych tumanów, żeby nim rządzili.
No pewnie- po co czytać dzieła doceniane na całym świecie za dotykanie kwestii istotnych- prowokowanie do wysiłku intelektualnego, analizę wartości, kształtowanie postaw społecznych.
Już ci tłumaczę po co nie czytać. Ponieważ przeciętny człowiek żyje średnio 75-80 lat i przeznaczanie tego czasu na czytanie książek tylko dlatego, że inni ludzie (najczęściej już dawno nieżyjący) uznali je za narzędzia niezbędne do "kształtowania odpowiednich postaw" jest absolutną stratą czasu. Nie ma żadnej pewności, że cię wyedukują, sprowokują do myślenia, albo, że je chociaż zapamiętasz, bo biorąc pod uwagę w jakim wieku każą ci je czytać, to pewnie będziesz miał wtedy zupełnie inne priorytety w życiu.
Ja czas, w którym powinienem czytać lektury przeznaczyłem na literaturę uznawaną ogólnie za śmieciową - głównie horrory i była to bardzo dobra decyzja. Dały mi radość, rozwinęły wyobraźnię i ogólnie dały poczucie tego, że książki mogą być fajne. Nic z tego nie zrobiłby wtedy dla mnie Mickiewicz, czy inna Wielka Literatura.
Generalnie jestem zdania, że nawet jeśli ktoś nie czyta w ogóle, to wcale nie należy zakładać, że robi źle. Bo być może on po prostu dobrze zarządza swoim czasem. Robi co lubi, gdy ty w tym czasie robisz to wmówili ci inni, że powinieneś robić. I jedyne co ci to da, to właśnie jakieś fałszywe poczucie wyższości nad "tępym motłochem", a to zupełnie nie tak działa.
(...)bym mógł się przenieść z uczelni w Pile na uczelnię w Poznaniu.
Na gorszą uczelnie? Przecież ma Pan w głowie tylko naukę!
Właśnie matematyki wprowadziłbym więcej, kosztem przyrody etc.
Bez tego zalewają nas tłumy materialistów, którzy myślą, że atomy to kuleczki.
Nie wyobrażam sobie współczesnego wykształconego człowieka po studiach (...)
XDDDDDDD większość absolwentów tego szczebla nie ma nawet aspiracji intelektualnych, a co dopiero predyspozycji etc. etc.
Zresztą z samego czytania nic nie wynika, można przeczytać i: nie zrozumieć, nie interpretować, nie wyciągać niczego konkluzywnego etc.
Każdy z przedmiotów w jakimś stopniu ma coś ważnego do przekazania na dalsze życie... no chyba, że historia i teraźniejszość :-D (Przez chwilę mi nawet przeszło przez myśl, czy czasem nie ujrzę tu kolejnego wykładu na temat stanu polskiego szkolnictwa autora dobrze nam znanego:-P).
Co z tego, że jeden będzie psioczył na historię, że po co ona jest w tej szkole skoro mi się na informatyce nie przydała, skoro drugi dzięki niej być może znalazł sobie przyszłą pasję i kierunek w życiu. I dlatego we wczesnej szkole mamy nafaszerowane tyle przedmiotów, by można było wybrać sobie te ulubione i ciągnąć swoje zainteresowania dalej.
Można się jedynie kłócić o długość nauczania danych przedmiotów. O takiej religii to wiadomo, ale co za debil po tej reformie wymyślił sobie plastykę w szkole średniej?! Może i jest tam tylko jeden rok tam no ale panowie, szanujmy się.
Ale też mamy i drugą stronę medalu, choć to będzie spojrzenie bardziej subiektywne. Wiedza o społeczeństwie i podstawy przedsiębiorczości są uczone za krótko (oczywiście też zależy gdzie, w technikach tak) i chyba trochę za wcześnie zaczynane. Rzadko kiedy się wgłębiałem w wiedzę z tych przedmiotów i dopiero po około dwóch latach od zakończenia ich nauczania się zorientowałem, ile pożytecznej wiedzy do prawdziwego życia one dawały.
no chyba, że historia i teraźniejszość
Ten przedmiot jest bardzo potrzebny, ale nie z tym podręcznikiem. Klasyczny przedmiot "historia" rzadko dochodzi do II WŚ. W konsekwencji młody człowiek po maturze zna przebieg bitwy pod Salaminą w 480 r.p.n.e. ale kompletnie nie zna przyczyn wybuchu i konsekwencji np. wojny w Wietnamie, wojny w Korei czy wojny w Zatoce Perskiej. Nie mówiąc już o znajomości ważnych osób z ostatniego półwiecza. Byłem zdumiony kiedy pół roku temu podczas rozmowy wyszło na to że moja bodaj 32 letnia znajoma nie ma pojęcia że był ktoś taki jak Agnieszka Osiecka i czym się zajmowała. To też jest wynik jakichś zaniechań w systemie edukacji.
HiT byłby całkowicie zbędny gdyby nauczanie historii nie polegało na ciągłym powtarzaniu tego samego materiału co kilka klas. Wtedy spokojnie wystarczało by czasu na naukę o wiekach XX i XXI.
Klasyczny przedmiot "historia" rzadko dochodzi do II WŚ
No właśnie. Gdy chodziłem do szkoły, to historia rzadko dochodziła nawet do zaborów. A w każdym kolejnym etapie edukacji następował "reset" i na początku roku szkolnego od nowa się uczyliśmy od starożytności...
Ano, historia jest pierwsza w kolejce do zmian w materiale. Mniej uwagi na Starożytności, a więcej na dziejach niedawnych. Choć muszę przyznać, że w pierwszej technikum jakimś cudem moja historia polegała głównie na XX wieku, ale już w następnych latach znowu z powrotem zaczynaliśmy od początku. Także absolutnie nie wiem jak skonstruowany jest tam program nauczania.
Oczywiście i tak musiałem się o takim Wietnamie samemu doszkalać, bo na samych lekcjach nic się ciekawego nie dowiedziałem, a podręcznik był tak gruby i szczegółowy, że nie chciało się tego samemu całego czytać.
Geografia - coś tam było o skałach, procesach krasowych i wietrzeniu, wędrowaniu kontynentów... "Egzotycznych" stolic też nie pamiętam (no może poza Wagadugu - Burkina Faso). Wiedza nie używana przeze mnie w dorosłym życiu.
Gdyby usunąć geografię ze szkół, przybyło by nam denialistów klimatycznych, a wielu by myślało, że stolicą Angoli jest... Londyn. Albo by nie wiedzieli gdzie leży jakiś znany kraj.
Zgodzę się natomiast z tym, że najnudniejszymi tematami podczas zajęć z geografii były gleby oraz skały.
Z klimatem się zgodzę, jednocześnie nie uważam (lub nie pamiętam) abym wiedzę z zakresu szeroko rozumianej ekologii wyniósł ze szkoły... Nie uczyli mnie w szkole segregacji śmieci czy wpływu palenia w piecu oponami na atmosferę - wiedzę z tego zakresu zdobyłem poza murami placówek oświaty.
wielu by myślało, że stolicą Angoli jest... Londyn. Albo by nie wiedzieli gdzie leży jakiś znany kraj.
Tak szczerze - i co z tego?
Nie zrozum mnie źle, nie chcę tutaj promować ignorancji, uważam jednak, że gdybym nie wiedział gdzie leży francja i że jej stolicą jest Paryż, to nie wpłynęłoby to w żaden sposób na moje życie.
Nikt nie wymaga przecież znać położenia Wysp Marshalla, ale jakieś podstawowe pojęcie trzeba o geografii mieć, szczególnie, że bardzo ona lubi się łączyć z drugim z ciekawych przedmiotów, czyli z historią. A o tej drugiej też można powiedzieć, że po co znać historię wojen skoro ta, która może na nas wpłynąć dzieje się teraz na Wschodzie.
Nie wiem ja wy, ale ja jak mam gdzieś wyjechać, to staram się zdobyć trochę wiedzy na temat danego regionu i nie bazuje tylko na wiedzy szkolnej, a w zasadzie w ogóle na niej nie bazuje ;)
Argument o delegacjach i turystyce uważam za mocno naciągany.
Co do historii - już pisałem, że historię trzeba znać, wyciągać z niej wnioski i nie powielać błędów. Skoro w ramach historii omawiamy również terytoria poszczególnych krajów w różnych erach historycznych, to jaki jest sens powtarzania materiału w ramach geografii :)
Tak sobię myślę, że cala dyskusja w tym wątku opiera się na personalnych preferencjach i dalszym rozwoju poszczególnych jednostek:
- każdy wykształcony matematyk powie, że matma to królowa nauk i każdy powinien ją znać na poziomie conajmniej akademickim.
- każdy historyk będzie mówił, że to najwazniejsza dziedzina nauki
I to jest OK! Dopóty, dopóki mówimy o nauczaniu kierunkowym.
Moim zdaniem nauczanie ogólnokształcące powinno zakończyć się w podstawówce tak, żeby wychwycić talenty i móc je później rozwijać. Natomiast od poziomu Liceum powinno się juz tylko kształcić kierunkowo, rozwijać talenty, przygotowywać do wejścia w dorosłe życie. Tutaj jest niewykorzystanela przestrzeń na mocniejsze zagłębienie się w Przedsiębiorczość, Politykę, czy rzecz tak przyziemna jak kurs prawa jazdy (tak! W ramach szkoły!). Na upartego w 4 liceum możnaby ogarnąć służbę wojskową zamiast WFu ;)
Jest wiele przydatnej wiedzy i umiejętności, której ludzie uczą się metodą prób i błędów juz po szkole oraz wiele nieprzydatnej wiedzy i umiejętności, które sa obowiązkiem szkolnym...
A plastykę tam jeszcze teraz macie w tych szkołach? To dopiero było niepotrzebne...
Tylko Religia jest zbędnym przedmiotem, który powinien odbywać się po godzinach lekcyjnych, wyłącznie dla chętnych. Reszta która wydaje się niepotrzebna, jest źle zorganizowana albo warunki do ich prowadzenia są nieodpowiednie (np. brak prysznicy do skorzystania po WFie).
Prysznice są kompletnie niepotrzebne. Wystarczy, że zajęcia WF będą odbywały się na ostatnich godzinach lekcyjnych. Nie wyobrażam sobie żeby moja córka nosiła ze sobą do szkoly rzeczy pod prysznic. Wychowanie fizyczne musiałoby wtedy trwać trzy godziny zegarowe, a nie dwie lekcyjne. Choć zdarza się nawet, że trwa tylko 45 minut.
A jak ktoś lubi sport i jest na WFie zaangażowany w zajęcia, to po takich 2 ostatnich lekcjach ma wracać do domu zapocony i zaśmierdziały? Fajnie jak ktoś ma blisko na chatę, ale co z tymi którzy dojeżdżają do szkoły z innego miasta i cenią sobie higienę i własny komfort? Przecież nikt twojej córce nie rozkaże się myć, nawet gdyby prysznice były.
Religia nie była zbędnym przedmiotem bo to był dobry czas na skonsumowanie kanapki oraz buńczuczne zachowanie z kolegami.
Czasem też odrabianie zadań i przepisywanie przedmiotów na których nas nie było.
Może nie potrzebujesz te wymienione przedmiotów w stopniu "specjalistyczne", ale PODSTAWOWE wiedzy też nie zaszkodzi i może kiedyś Ci się przyda. Podstawa to jednak podstawa, a to trzeba mieć każdego. Żaden z przedmiotów nie jest zbędny.
Te wiedzy dobrze mi się przydały.
Zachowujesz się jak dziecko, który idzie na wagary.
Matematyka w ogole sie nie przydaje!. A pozniej ciesza jape, jak dostaja socjal 500pln placac za niego przynajmniej 1000pln. A najlepszym dowodem jest ten zakichany kraik w srodku Europy.
Juz nie mowiac o tym, ze po latach taki ktos stwierdza, ze jednak chcialby zarobic wiecej niz na magazynier u Amazona a tu okazuje sie, ze nie potrafi on podstawowych dzialan, ktore sa wymagane od kolejnego stanowiska - brygadzisty: "policz ile osob trzeba oddelegowac do zadania aby skonczyc prace jeszcze dzisiaj". Eeeeee yyyyyyy ale mowili, ze matematyka nie potrzebna. Dej piniomdza wincyj!
Rozumiem, że kupując alko z mety, bierzesz je do laboratorium i robisz badania?
A na etykietach alkoholi na półkach sklepowych, informacja czy alkohol jest spożywczy, czy nie jest już niewystarczająca?
przez WF mam odruchy wymiotne na widok piłki od siatkówki bo włefista z liceum był fanatykiem siatkówki i przez 90 % lekcjii nie było nic innego i do dziś nie moge siatkówki oglądać bo mi się niedobrze robi.
Gdy skończyłem podstawówkę to miałem średnią 4,8.
Gdy skończyłem gimnazjum, to miałem średnią 4,81.
Gdy skończyłem technikum informatyczne, to niestety miałem średnią 3,5
Ale co to znaczy? Z perspektywy osoby dorosłej, która już naukę powszechną zakończyła?
Dzisiaj omówię wam 5 przedmiotów szkolnych, których mi się w życiu nie przydały.
Cudownie, instant materiał na tiktoka czy co to tam teraz jest modne.
Pytanie powinno brzmieć - czy kogokolwiek obchodzi, które przedmioty TOBIE się w życiu nie przydały?
Mogłabym tak jeszcze długo, ale może do brzegu, w podpunktach:
a) nie jestem typową humanistką, ale uważam, że po prostu "jest mile widziane", by w życiu być człowiekiem ciekawym; by być ciekawym, wymaga to pewnego rodzaju rozgarnięcia; by być rozgarniętym, wypada mieć jakieś takie minimum "wiedzy ogólnej" z każdej dziedziny
b) po to ma służyć np. liceum OGÓLNOKSZTAŁCĄCE, by rozbudowywać wiedzę na wielorakie tematy
c) nie uważam, by ludzie stricte ukierunkowani z "klapkami na oczach" byli "gorsi" (ale mniej interesujący są na pewno)
d) ile człowiek ma moczowodów? :)