Czytam teraz w TVP Info, że PiS ma 39% poparcia, a KO 26%. Wiem, że to pisowski portal, więc pewnie notowania PiSu są zawyżone, ale na pewno nie o 13%. Wielu komentatorów wieszczy przegraną PiSu przez zimowy kryzys, który nam się szykuje - braki surowców, inflacja >20%, możliwy lockdown energetyczny i niewykluczony znaczy wzrost bezrobocia. Po takim combo nawet kiełbasa wyborcza PiSu w postaci zwiększenia socjalu mało da, bo pieniądz będzie po prostu gówno warty. Do władzy ma szansę dojść KO, która będzie miała dobry pretekst do cięcia socjalu i stabilizacji gospodarki - kraj w ruinie.
Z drugiej strony najbliższa zima może zakończyć się lekkim kryzysem - ceny wzrosną, ale jakość życia nie spadnie nam drastycznie, będziemy więcej płacić za wszystko, ale nie będziemy ograniczać konsumpcji. Surowców nie braknie, więc nie będzie marznięcia w zimę i braków prądu. PiS obejdzie się bez większych spadków w sondażach, a obietnicami przedwyborczymi dokupią sobie kilka % głosów, więc utrzymają władzę na 3. kadencję.
Co z dwojga złego wolicie? Kryzys i wychodzenie z marazmu po klęsce PiSu czy lekki kryzys, ale PiS zostaje z nami na dłużej? Oczywiście pisowską szarańczę najlepiej byłoby strząsnąć bez kryzysu, ale jak widać ich konserwatywne i ksenofobiczne działania zaskarbiają sobie spore grono wyborców, tzw. betonowego elektoratu, który tylko prawdziwy kryzys może dać do myślenia.
Proszę o potraktowanie wątku, jako luźnej rozmowy, a nie poważnej analizy.
Ludzie jeśli mocniej nie dostaną po dupie, to się nie nauczą, że komuś takiemu nie powierza się losu kraju.
Dlatego ani jednego dnia więcej. Musi walnąć, i musi zaboleć, inaczej szybko niektórzy zapomną i uwierzą ponownie szarlatanom.
Ludzie jeśli mocniej nie dostaną po dupie, to się nie nauczą, że komuś takiemu nie powierza się losu kraju.
Dlatego ani jednego dnia więcej. Musi walnąć, i musi zaboleć, inaczej szybko niektórzy zapomną i uwierzą ponownie szarlatanom.
Komuchów i zdrajców z PIS należy obalić a nie żeby jeszcze 3 kadencje niszczyli ten kraj
A atomówka na łeb wchodzi w grę?
On miłuje prawo i sprawiedliwość Ps 33
Zimą się okaże czy tak jest faktycznie ;)
Łagodna zima i brak klęsk naturalnych jest w stanie PiS uratować. Pozostaje pytanie czy ciepłe zimy to już stały trend, czy może jednak nadejdzie "Bestia ze Wschodu".
Czekam na zimę. Już zapowiedziałem żonie, że trzeba ją przesiedzieć pod kołdrą przez kryzys energetyczny.
Żaden z nich. Wolę brak większego kryzysu i przegraną PiS w 2023.
I tak już jesteśmy w dupie i wychodzenie z niej zajmie nam lata, nie potrzeba nam wbijania tam głębiej. I tak inne sondaże są na ogół pozytywne, bo z pisiorami koalicji nikt nie będzie chciał robić, a na razie byliby do tego zmuszeni.
Ale za to jak KO będzie przy władzy i zacznie poruszać tematy światopoglądowe, utnie socjal (choć zapewniają, że tego nie zrobią), to w telewizji u prezesa walącego na koncertach do Zenka będzie takie zesrańsko, że jakimś cudem i tak ten PiS powróci, bo przecież dużo więcej ludzi uwierzy w przekaz krytykujący rząd niż opozycję. Chyba, że dojdzie przez ten czas jakaś nowa partia, która podbierze im wyborców, może być nawet i prawicowa, byle nie tak złodziejska jak ta. Inaczej nie ma nadziei na ten kraj.
brak większego kryzysu i wygraną PiS w 2023
Moze pomowmy o jakis realnych scenariuszach?
W idealnej sytuacji wolałbym tak jak
Przecież uprzątnięcie tego co zmajstrował PiS to zajmie z 15 lat.
Ja to widzę tak że nawet jeśli nie przegrają to KO przez 4 lata będzie musiało mocno zaciskać nam pasa, przywrócić wyższy wiek emerytalny, likwidować programy socjalne, podnosić podatki a z drugiej strony przez zeszmacenie złotówki i wzrost pensji minimalnej presja płacowa w budżetówce będzie ogromna… Czyli w skrócie muszą robić odwrotnie, niż obiecali.
No i po tych 4 latach biedy i nędzy, jak myślisz, kto wygra kolejne wybory?
OK po przemyśleniu sprawy podjąłem decyzję, chcę żeby PiS szlag trafił, a Solidarna Polska żeby spłonęła w piekle (bo to w większości "katolicy").
Chce żeby zaczęła rządzić inna partia i żebyście zobaczyli, że wcale pięknie nie będzie tylko jeszcze gorzej. Przynajmniej zejdziecie z tego PIS, bo za wszystko tę partię obwiniacie nawet za inflację, która jest w całej Europie, itd, itp...
No bo przecież inflacja w Polsce wcale nie zaczęła rosnąć co najmniej rok przed wojną w Ukrainie, ani też wcale nie jest najwyższa w Europie. A w ogóle to wszystkiemu winni są Niemcy i Tusk.
Obawiam się, że żaden kryzys, głód czy jakieś inne afery nie spowodują spadku poparcia pisu. Ich wyborcy mogą żywic się gruzem i nadal będą zadowoleni, bo przecież wiadomo, że za Tuska to by nawet tego gruzu nie było. Ich tok myślenia jest czymś niepojętym, z tym się nie wygra. W Polsce jeszcze długo nic się nie zmieni.
spokojnie, pis będzie drukował tak dużo pieniądzu na różne plusy dopłaty itp, że będziemy nimi palić w piachach lub kominkach wiec zimno nam nie grozi.
Bardzo umiejętny symetryzm i bardzo delikatna próba zaszczepienia myśli, że lepsza stara bida niż kryzys pod butem rudego!
Wreszcie ktoś na poziomie tego forum, nie to co Kciny czy Manolole budzące jeno litość i wywołujące pusty śmiech (zdaniem Lolo kryzysu nie ma i nie będzie, zresztą zdaniem Bukarego też :))
kryzysu nie ma i nie będzie, zresztą zdaniem Bukarego też
Że co? Kryzys już jest, ale nie na tyle dojmujący, żeby ludzi zmusić do wzięcia wideł w dłoń. Dlatego piszę, że trzeba PiS zostawić u steru, jeśli kryzys ma być większy. Szkoda wielu ludzi, ale nie da się wyleczyć raka bez bolesnej kuracji. ;)
PiS powinien wygrać kolejne wybory i utworzyć rząd. Póki ludzie nie zaczną żuć własnej podeszwy, sarmacka mentalność Polaków się nie zmieni. A zaczną żuć tylko wtedy, gdy PiS będzie dalej rządził.
Stara romantyczna zasada: aby doszło do zmartwychwstania, trzeba najpierw umrzeć.
Oczywiście, w idealnym świecie wygrywa opozycja, zyskuje ogromne przyzwolenie społeczne na rewolucję w każdej dziedzinie życia społecznego czy gospodarczego i dokonuje sensownych reform, odbudowując to, co PiS zniszczył. Ale u nas utopie to tylko w książkach i w chorych umysłach prezesów. Polacy to nie Skandynawowie czy jakieś inne Japończyki.
PiS powinien wygrać kolejne wybory i utworzyć rząd. Póki ludzie nie zaczną żuć własnej podeszwy, sarmacka mentalność Polaków się nie zmieni. A zaczną żuć tylko wtedy, gdy PiS będzie dalej rządził.
Tak to by większość przekonało do zmiany "upodobań" politycznych , ale nawet jak PIS wygra , a raczej wygra bo to nie wina elektoratu Pisu a wina pozostałych 70% społeczeństwa .... to ludzie nie będą niczego rzuć jestem przekonany , że co by PIS nie robił sytuacja sama się ustabilizuje .
Jest za dużo czynników zewnętrznych by PIS mógł demolować gospodarkę i inne struktury Polskiego państwa.
Off topic - Bukary czy te podwyżki dla nauczycieli są według Ciebie chociaż akceptowalne ??
Bukary czy te podwyżki dla nauczycieli są według Ciebie chociaż akceptowalne
Ale o jakich podwyżkach mówisz?
Ale o jakich podwyżkach mówisz?
Nie mam czasu się w to zagłębić a nagłówki nigdy nie oddają całej prawdy więc...
Wyjaśnił, że chodzi o zwiększenie wynagrodzenia o ponad 1400 złotych brutto dla nauczyciela wchodzącego do zawodu, o 1350 złotych brutto dla nauczyciela mianowanego i ponad 1200 złotych brutto dla nauczyciela dyplomowanego".
To jest cytat tego BUCA od edukacji - od stycznia 2023 rzekomo .
Kluczowe słowo to "rzekomo". ;)
Czyli rzekomo nauczyciele mają otrzymać ok. 20 procent podwyżki. Tyle obiecuje również PO po wygraniu wyborów. Nie wiem, skąd Czarnek wytrzasnął taką kwotę, ale nie wierzę w ani jedno jego słowo.
Gdyby się jednak okazało, że mówi prawdę, to... zmieni niewiele. Owszem, 800 zł na rękę piechotą nie chodzi, ale... W tym momencie nauczyciel dyplomowany wyciąga z pełnego etatu ok. 3700 zł netto. Zarabiałby więc ok. 4500 zł netto. Tego rodzaju podwyżka chyba nawet nie zrekompensuje inflacji (biorąc pod uwagę wcześniejsze zamrożenie pensji) i należy się nauczycielom jak psu buda. Łaski więc Czarnek nie robi. To byłaby wyłącznie "rewaloryzacja", która na pewno nie zachęci młodych, zdolnych ludzi do podjęcia pracy w tym zawodzie.
To po pierwsze. A po drugie, zwiększenie płac nauczycieli to tylko wierzchołek góry lodowej. Żeby "uzdrowić" oświatę, potrzebny jest cały pakiet kompleksowych działań: zmiana systemu kształcenia nauczycieli, programów nauczania, egzaminów, systemu oceniania uczniów, motywowania nauczycieli itd. Jak już wiele razy pisałem, tylko eksperci Hołowni zaproponowali sensowny pakiet zmian.
800 zł? To zarobek za 8 godzin korepetycji (czyli u dobrego nauczyciela jakiś tydzień-dwa "dorabiania"). Sytuacja kadrowa jest tak zła (brakuje nauczycieli), że wielu pedagogów (w tym i ja) ma 1,5 etatu, a do tego daje korepetycje. 800 zł nie zmotywuje nikogo do większego poświęcenia się szkolnym obowiązkom, bo magicznie nie zmniejszy liczby godzin branych ponad "normę" i nie skłoni do rezygnacji z "dorabiania". Jeśli gadamy o samych płacach, to konieczne są drastyczne (naprawdę drastyczne) podwyżki przy jednoczesnym zablokowaniu możliwości brania nadgodzin. Mówiąc krótko, podstawowa pensja nauczyciela powinna wynosić mniej więcej tyle, ile teraz bierze za półtora etatu (plus podwyżka niwelująca inflację). Tylko wtedy coś się zmieni (przy założeniu, że dokonujemy też innych reform systemowych). Ale to w tym momencie niemożliwe, ponieważ nauczycieli brakuje. I robi się błędne koło. Ktoś musiałby więc zaryzykować i w okresie przejściowym nie blokować jednak (przez klika lat) nadgodzin, a równocześnie zwiększyć zarobki.
Pozwolę sobie na autocytat z innego wątku, wskazujący na to, że od PiSu się nie uwolnimy dopóki ta władza nie upadnie (głównie gospodarczo) jak komuchy za PRL.
Dużo będzie zależało od sytuacji. Wybory parlamentarne to 2023 r., a prezydenckie 2025. Po 1.5-2 latach, gdzie dopiero ewentualne naprawy systemu można zaczynać, kryzys nadal będzie trwał, a do tego opozycja może się kłócić pomiędzy różnymi frakcjami bardziej niż frakcje wewnątrz PiSu, może być tak, że ludzie będą zniechęceni już do nich. Mnie nie zdziwiłby scenariusz, gdzie:
- opozycja bierze Sejm i Senat w 2023 z kruchą większością,
- mają duże problemy, żeby przepchnąć sensowne ustawy, które potem obecny prezydent wetuje,
- ludzie szybko się zniechęcają do nich, więc jak przychodzi do wyborów w 2025 r. to PiS wystawia neo-Dudę (kogoś dobrze prezentującego się, ale nie z pierwszych szeregów partii, więc z małym elektoratem negatywnym), który wygrywa,
- nowy prezydent wetuje wszystko jak leci, więc opozycja nie ma szans nic przepchnąć, kraj się dalej degraduje,
- w 2027 r., gdy światowa gospodarka powinna się znów kręcić i koniunktura dopisać, PiS wraca "na białym koniu" ratować Polskę, znów ma 40% poparcia i bierze większość w Sejmie (pod warunkiem, że PiS się nie rozpadnie na mniejsze frakcje wcześniej).
Moim zdaniem takie obszary jak edukacja (a to tylko widoczny czubek góry lodowej) są już niemożliwe do naprawy. To samo jest w wielu instytucjach państwowych i obszarach naszego życia zależnych od państwa. Powód dla którego nie wierzę w jakąkolwiek poprawę systemu nawet za 5-10 lat jest pragmatyczny (po części przez Ciebie wskazany) - brak kadr. To już nie czasy, gdy na uczelnie pedagogiczne waliło po 5 osób na jedno miejsce i młodzi ludzie marzyli o pracy w szkole. Dziś idziesz do korpo po kierunkach ekonomicznych i inżynierski, a na start dostajesz nawet 5k netto, a jeśli jesteś ogarnięty to po paru latach masz 2x tyle.
Oczywiście ktoś zawsze się znajdzie do pracy. Tylko niestety w kadrach państwowych nie będą lądować fachowcy, a to będzie prowadziło do dalszej degradacji systemu.
Powód dla którego nie wierzę w jakąkolwiek poprawę systemu nawet za 5-10 lat jest pragmatyczny (po części przez Ciebie wskazany) - brak kadr.
To częściowo (a nawet w większości) prawda. Choć średnia wieku w zawodzie nauczyciela to 47 lat, spora część kadry byłaby jeszcze w stanie "ruszyć bryłę z posad" w sprzyjających okolicznościach. Np. w mojej szkole co najmniej 50 procent pedagogów z chęcią wzięłoby się za robotę na innych warunkach. Ale żeby do tego doszło, potrzebna jest po stronie decyzyjnej chęć dokonania rewolucji (i pewien odgórny nacisk). Widzę tego rodzaju chęć jedynie wśród ludzi Hołowni. A karty będzie rozdawać PO. (O tym, co by robił PiS po ewentualnej wygranej, nawet nie piszę, bo ludziom z tego ugrupowania chodzi wyłącznie o nachapanie się przy korycie).
To wymaga zresztą nie tylko chęci, ale i pieniędzy. O ile więc w to pierwsze wątpię, o tyle jestem niemal pewien, że na to drugie nie będzie społecznego przyzwolenia. Bo ludzie mają w nosie edukację, choć (zaraz po służbie zdrowia) to powinien być główny przedmiot ich zainteresowania. Z politycznego (krótkowzrocznego) punktu widzenia lepiej wydać kasę na jakąś populistyczną dotację dla pewnej grupy społecznej niż na zreformowanie szkół, systemu kształcenia nauczycieli i zwiększenie ich zarobków. A ponieważ polski wyborca nie grzeszy mądrością, mamy, co mamy.
Oczywiście ktoś zawsze się znajdzie do pracy. Tylko niestety w kadrach państwowych nie będą lądować fachowcy, a to będzie prowadziło do dalszej degradacji systemu.
To niestety prawda.
Ale założmy , że wybory wygrywa inna partia i w ministerstwie edukacji zasiadają inteligentni ludzie , którzy wprowadzają odpowiednie reformy w szkolnictwie , podnoszą nauczycielom pensje do zachodnich i system edukacji staje na nogi .
Nie przekreślał bym możliwości zmiany na lepsze.
To wymaga zresztą nie tylko chęci, ale i pieniędzy.
Dokładnie. Z pieniędzmi jest jeszcze ten problem, że obecnie PiS uprawia politykę "hulaj dusza, piekła nie ma, po nas choćby potop", czyli korzystanie ze zwiększonych przez inflację wpływów budżetowych połączone z zadłużaniem nas na lewo i prawo. To działa do pewnego momentu. Jak recesja uderzy na dobre, spadną wpływy z podatków, a nikt normalny nie będzie chciał pożyczać pieniędzy krajowi z upadającą gospodarką. Efektem będzie najpierw pożyczanie na wysoki procent gdzie się tylko da (rządowa wersja brania chwilówek), a następnie gdy budżet nie będzie w stanie uciągnąć obsługi długu, zacznie się dodruk. Wtedy już tylko parę lat i nasz kraj jest bankrutem.
Edit:
1. Ministerstwo przejmuje ktoś z wizją i pomysłem na edukację.
2. Ministerstwo to dostaje dużą część budżetu do dyspozycji od rządu - a o ten tort będzie się biło wielu.
3. Kadry w Ministerstwie i podległych instytucjach nie będą rzucać kłód pod nogi i same mają odpowiednie kompetencje - jeśli nie, wymiana kadr to może być 2-3 lata w plecy.
4. W systemie edukacji do tego czasu zostaje wystarczająca liczba młodych nauczycieli, którym się chce i studia pedagogiczne są atrakcyjne aby ściągnąć nowych.
Moim zdaniem nie ma szans.
1. Ministerstwo przejmuje ktoś z wizją i pomysłem na edukację.
Jest nikła szansa, że ktoś od Hołowni dostanie edukację. Choć podejrzewam, że PO będzie dla siebie chciało zachować ten "odcinek" urabiania narodu.
2. Ministerstwo to dostaje dużą część budżetu do dyspozycji od rządu - a o ten tort będzie się biło wielu.
Na to również szans nie widzę. Tym bardziej że inwestycje (nie tylko w płace nauczycieli) muszą być naprawdę poważne.
3. Kadry w Ministerstwie i podległych instytucjach nie będą rzucać kłód pod nogi i same mają odpowiednie kompetencje - jeśli nie, wymiana kadr to może być 2-3 lata w plecy.
To jest do ogarnięcia przez rozsądnego ministra.
4. W systemie edukacji do tego czasu zostaje wystarczająca liczba młodych nauczycieli, którym się chce i studia pedagogiczne są atrakcyjne aby ściągnąć nowych.
Młodych nie ma i nie będzie w najbliższych latach. Ale "starzy" IMHO są w stanie wcielić w życie sensowne pomysły, na których będzie można budować szkołę "młodych".
Spodziewam się tego, co nazywam "kroplówką". Nowy rząd rzuci jakiś finansowy ochłap nauczycielom (bo przecież opozycja obiecuje poprawę ich sytuacji po wygranych wyborach), ale dużych zmian nie będzie. Gnicie zostanie nieco przystopowane.
Jest nikła szansa, że ktoś od Hołowni dostanie edukację. Choć podejrzewam, że PO będzie dla siebie chciało zachować ten "odcinek" urabiania narodu.
Nie zapominajmy, że obecnie Czarnek ma i edukację i naukę. Ktoś kto zgarnia ministerstwo dostaje władzę nad podziałem kasy dla uczelni. Coś czuję, że Hołowni tego nie oddadzą.
To jest do ogarnięcia przez rozsądnego ministra.
Chcieć a móc to dwie różne kwestie. Łatwo jest znaleźć niekompetentnych ludzi do pracy za średnią kasę (polityka PiS w obsadzaniu kadr), ale już nie tak łatwo znaleźć dobrych ludzi za te same pieniądze. A to tylko jeden problem. Do nadejścia PiS w ministerstwach była niepisana zasada, że od pewnego szczebla w dół ludzi się nie rusza, bo kadry "do roboty" są potrzebne. Dziś kto normalny przyjdzie do jakiegoś ministerstwa nawet za rynkową kasę jak ma perspektywę, że każda zmiana byle wiceministra może oznaczać, że również on traci pracę. Lepiej siedzieć na wygodnym stołeczku klepacza w korpo.
Mnie zastanawia, jak ministerstwo Oświaty wyobraża sobie zimowy kryzys...
Już teraz zapowiedziano w szkołach nauczanie zdalne, jeśli temperatura w budynku spadnie poniżej jakiejś tam wartości.
Przyczyna - brak wungla, a wiec ciepła i prądu.
Tylko nikt chyba nie pomyślał, że w domach dzieci też muszą mieć ciepło, a nauczanie zdalne wymaga urządzeń elektronicznych.
Czy koszt ogrzania i oświetlenia szkoły dla 1000 uczniów jest większy, niż koszt ogrzania 1000 pomieszczeń domowych i użytkowania 1000 komputerów?
Czy koszt ogrzania i oświetlenia szkoły dla 1000 uczniów jest większy, niż koszt ogrzania 1000 pomieszczeń domowych i użytkowania 1000 komputerów?
Trudno powiedzieć, jak to będzie wyglądało. Pewnie wiele zależy od samorządów i tego, gdzie i jak przekierują pieniądze. Ministerstwo będzie umywać ręce.
W mojej szkole tego rodzaju problem raczej nie wystąpi. Mamy ogrzewanie geotermalne (do tego podlegamy bezpośrednio pod ministerstwo, a na swoje decydenci będą chuchać i dmuchać).
Już teraz zapowiedziano w szkołach nauczanie zdalne, jeśli temperatura w budynku spadnie poniżej jakiejś tam wartości
Nie wiem nic o innych województwach ale mam sporą rodzinę nauczycielska po naszych biednych lubelskich wsiach i wszyscy potwierdzili , że ich placówki już mają opał na cały okres zimowy ....
Czyli szkoły z własnymi kotlowniami?
To może dlatego. Szkoły w obszarach miejskich podłączone są do centralnego ogrzewania miejskiego.
U mnie w Łódzkim, w miasteczku satelicie, na radach pedagogicznych poruszano już temat zdalnego nauczania...
Czyli szkoły z własnymi kotlowniami?
Dokładnie tak .
U mnie w Łódzkim, w miasteczku satelicie, na radach pedagogicznych poruszano już temat zdalnego nauczania...
Masakra.
Ciepło cieplem.
Ale jeśli jednym z powodów jest zmniejszenie zapotrzebowania na prąd i zapobiegnięcie blackoutom, to jaki ma sens przerzucanie tego poboru do domów uczniów?
Z takich bardzo amatorskich wyliczeń wyszło mi że każdy dzień nauki zdalnej (liczone jako 4 godziny nauki) to obciążenie sieci elektrycznej o wartości +/- 100kWh (laptopy + oświetlenie) na każde 1000 uczniów DZIENNIE!
Czy szkoła dla 1000 uczniów pobiera więcej prądu i jej zamkniecie rzeczywiście przyczyni się do zmniejszenia zużycia prądu?
A licząc koszty trzeba doliczyć ogrzewanie, świadczenia dla rodziców klas I-III którzy będą musieli zostać w domach zamiast iść do pracy.
Jeśli zostanie przy władzy (przez idiotów to bardzo możliwe) to czas będzie chyba wyjechać z tego kraju.
Widzę, że w kolejnym wątku dochodzicie do tych samych wniosków - dla posiadających dewizy emigracja zewnętrzna, dla reszty wewnętrzna.
I całe niedzielne przedpołudnie zmarnowane na kolejną jałową dyskusję o tym, że czeka nas już zawsze to, co najgorsze. Gorzej niż w 89.
Luzik Herr, już w tę środę kolejne posiedzenie RPP, więc jest szansa, że dowalą znowu kredytobiorcom.
Także spokojnie, Twoja rozczochrana do góry, nie siej defetyzmu :)
Wyś ma rację.
Manolito (a ostatnio też Wujek Władek) powtarza, że pod rządami PiS-u dobrze się żyje ludziom, którzy nie są nieudacznikami i przegrywami. A na kogo wpłynie negatywnie RPP, podwyższając stopy procentowe? Tylko na tych, którzy wzięli kredyt i sobie nie radzą ze spłatami rat, czyli właśnie na nieudaczników i przegrywów. Na zwolenników opozycji. A tych jest niewielu. Wyborcy PiS-u mają się dobrze, nie wynajmują mieszkań jak liberalne korpoludki, tylko - dzięki łaskawości władzy - już dawno są na swoim.
Czyli potwierdzacie, ze nic się się nie zmieni, poparcie dla PiS pozostanie stabile. A zatem - po co ta polemika z moim postem, skoro się zgadzamy?
Herr Pietrus
Poniekąd tak - nic się nie zmieni, póki w kraju jest więcej debili z czynnym prawem wyborczym dającym się nabrać populistom.
Najprościej byłoby aby demokracja była tak naprawdę średnią ważoną głosów, gdzie wagą głosu danego człowieka mogłaby być średnia z ostatnich 5 lat zapłaconych przez niego podatków.
Najprościej byłoby aby demokracja była tak naprawdę średnią ważoną głosów, gdzie wagą głosu danego człowieka mogłaby być średnia z ostatnich 5 lat zapłaconych przez niego podatków.
To niezbyt mądry pomysł. Bo założę się, że wówczas głos takiego Marka Jakubiaka, Grzegorza Brauna czy Danuty Holeckiej byłby znacznie ważniejszy od twojego. A już na pewno od mojego.
Bo założę się, że wówczas głos takiego Marka Jakubiaka, Grzegorza Brauna czy Danuty Holeckiej byłby znacznie ważniejszy od twojego.
Nie przeceniałbym ich kreatywności w (nie)płaceniu podatków, na dodatek mowa o PIT, a większość bogatszych ludzi ma CIT. Poza tym, głosy "mocniejszych" jednostek można byłoby przeważyć większą ilością głosów "słabszych", na dodatek nie tak wielu jakby mogło się wydawać. Za to ograniczyłoby się głosy czysto socjalnej części społeczeństwa i byłaby zachęta do płacenia podatków. Płacisz, więc jesteś realnym "akcjonariuszem" państwa = masz głos.
Nie wiem. Nie mam zdania. Od roku się zastawiam na kogo by tu głosować ale nie ma na kogo.
Swoją drogą fajnie ułożone zdanie.
W tym właśnie problem....
Przyznam się Wam, że za obecną władzę ponoszę obywatelską odpowiedzialność. Nie dlatego, że na nich głosowałem, tylko dlatego, że nie miałem na kogo zagłosować i odpuściłem...
Teraz nie odpuszczę i nawet jakbym nie miał kandydata, który odpowiada moim interesom to dopiszę sobie okienko z Królem Julianem i taki oddam głos!
jakbym nie miał kandydata, który odpowiada moim interesom to dopiszę sobie okienko z Królem Julianem i taki oddam głos
No to jakiejś wielkiej różnicy między oddaniem nieważnego głosu a odmową udziału w głosowaniu nie widzę. Szkoda czasu, papieru, tuszu, a do tego będziesz legitymizował wybraną władzę, zwiększając frekwencję. :P
W tym sęk że właśnie żadna platforma nie ma ciekawego programu. PIS jedynie co robi to rozdaje kasę. Chyba nic nowego do wyborów nie wymyślą. Reszta też puki co siedzi cicho.
Prezesom z GOL jak widać faktycznie inflacja nie szkodzi, nie wspominając o niszczeniu instytucji państwa, zadłużaniu na pokolenia, rozmontowywaniu sądownictwa, oświaty, służby zdrowia... no tak, leczą się prywatnie, pracują zdalnie, mogą w każdej chwili jako klepacze kodu uciec gdziekolwiek, nawet na drugi koniec świata...nadal nie wiedzą na kogo głosować, więc zostaną w domu.
Zobaczymy, jaka liczna jest grupa prezesów w społeczeństwie.
Może Bukary ma rację, że liczna, skoro od 3500 zł na rękę zaczyna się klasa średnia :P
Ale ja póki co mam inne zdanie, widzę, co nas jeszcze czeka w ciągu roku wyborczego, nie za dwa ani za trzy lata.
Może się mylę, ale to przerażające, jaki pesymizm nagle bije z postów większości ludzi tutaj.
Sam pisałem, że naród musi ostro dostać po dupie, zdania nie zmieniam, wy natomiast powoli chyba godzicie się z tym, że jak bardzo by po dupie nie dostał, nic go nie ruszy, ewentualnie że musi dostać tak mocno, że jeszcze długo tak nie dostanie, taki jest wytrzymały.
Ja wciąż podejrzewam, że jest znacznie mniej wytrzymały niż pokolenia wychowane tuż po wojnie i latach PRL-u. Tamtym ludziom PRL zabrał znaczenie mniej, niż inflacja i kryzys zabierze współczesnym.
Pytanie czy siedzą cicho bo nie mają nic do powiedzenia, czy jednak dlatego, żeby nie odpalić się zbyt wcześnie przed wyborami. Z drugiej strony, mnie dziwi dlaczego np. taki Hołownia i jego ludzie nie robią jeszcze objazdówek po całym kraju i nie promują jakichś zdroworozsądkowych pomysłów na naprawę kraju. To by im sporo podniosło poparcie w centrowym elektoracie, a tak to wychodzą na partię, która zamiast coś zaproponować to pewnie się bije między sobą o pozycje na listach, bo już oczami wyobraźni widzą kto wejdzie przy 15% poparciu.
Pisowcy mogą żreć gruz, palić oponami i żyć w szałasach bez kanalizacji a i tak będą mówić, że jak by opozycja rządziła to by było gorzej i że wszystkiemu są winni Niemcy i PO. W Polsce żeby coś mogło zmienić się na lepsze to chyba musi wydarzyć się jakaś prawdziwa katastrofa, ludzie muszą ginąć na ulicach albo kraj musi zniknąć z mapy na kilka lat.
Pisowcy mogą żreć gruz, palić oponami i żyć w szałasach bez kanalizacji a i tak będą mówić, że jak by opozycja rządziła to by było gorzej i że wszystkiemu są winni Niemcy i PO.
Tak, ale to też dokładnie świadczy o tych wyborcach, Niestety duża liczba Polaków nadal życie z poczuciem krzywdy dziejowej (zarówno całego narodu w skali świata, jak ich samych w skali kraju), przy jednoczesnej wierze w swoją wyjątkowość. PiS potrafił odpowiednio to skanalizować i wykorzystać do swoich celów.
Dopóki ludzie w Polsce wierzą, że im się coś "należy" i że zawsze jest jakiś winny ich nieszczęść (oczywiście nie oni sami) to dalej PiS a po nich przyszłe partie PiSopodobne będą miały podatny grunt do swoich działań.
Jareczek zasugerował dziś, że PiS-owcy kogoś zabili.
Herr Pietrus
Otwórz wątek Dobra Zmiana.