Zainspirowany wątkiem: https://www.gry-online.pl/S043.asp?ID=16011260&N=1
chciałbym podzielić się z wami pomysłem, który pewnie wielu osobom się nie spodoba i wielu uzna mnie, że za radykalnego jełopa.
Mianowicie, wprowadzenie czegoś w rodzaju "Prawa dziecka" byłoby korzystnym czynnikiem wpływającym na zmniejszenie wszelakich patologii w funkcjonowaniu rodzin.
Skoro do kierowania pojazdu, potrzebne jest prawo jazdy, to dlaczego nie wprowadzić czegoś podobnego w kwestii adopcji/kupnie psa/kota, czy wychowania dziecka. Potencjalny rodzic miałby obowiązek uczęszczać na kursy edukujące, jak wychowanie człowieka nie powinno wyglądać, wskazywałoby na wszelkie problemy psychiczne wynikające z przemocy fizycznej, czy psychicznej, uczyłoby budowy szacunku i zrozumienia bez użycia wszelkich form kary cielesnej itp.
Wiadomo, że to pomysł dosyć mocno utopijny (dla niektórych dystopijny), bo jednak ograniczy jeszcze bardziej rozrost populacji (chociaż to jest akurat poniekąd plusem, ale to na inny temat), potrzeba ogromnej ilości budżetu (może np. z 500+ i innych głupich rozdawnictw). Aczkolwiek ci, którzy do wychowania dziecka się nie nadają, nie rozwijaliby w społeczeństwie dalszych odchyłów, a potencjalne dziecko nie wychowa się w zniszczonej rodzinie, bądź semi-zniszczonej, gdzie dalej prawo miejskiej dżungli funkcjonuje mocniej, niż mogłoby się to wydawać.
Dlaczego tyle ludzi, dalej nie może zrozumieć, że problemy które stwarza dziecko, w większości przypadków biorą się z zaniedbań popełnionych przy wychowaniu i błędach powielanych raz, za razem. Zrozumcie, że to wy odpowiadacie za prawidłowe nakierowanie dziecka, to wy powinniście mu uzmysłowić co jest dobre, a co złe, a nie dopiero karać je klapsem, jak zrobi coś złego (bo skąd miało wiedzieć, czy to jest złe, skoro ojciec po całym dniu w pracy otworzył piwo i ogląda telewizje, aż uśnie).
Oczywiście prawo dziecka to wyolbrzymienie, które miało chwycić - bardziej chodzi mi o coś typu obowiązkowe kursy w trakcie ciąży, gdzie brak obecności na takowym, wiązałby się ze srogimi karami pieniężnymi. Nic tak człowieka nie zmotywuje do określonej czynności, jak potencjalna kara pieniężna. Tylko znowu wtedy kwestia tego, czy dany delikwent będzie chciał się edukować. No ale cóż. Tylko edukacja może nas uratować.
A jak się takiemu nieuprawnionemu "noga (a raczej inna część ciała) powinie", to co? Noworodek do utylizacji?
Ja myślę że dobrze wychowuje mojego syna. W wieku 5 lat zadaje podstawowe pytania natury egzystencjalnej.
"tatko dlaczego gta nie może uruchamiać się tak szybko jak Zelda?"
Pomysł właściwie niemożliwy do zrealizowania, choć, rzekłbym, szczytny.
Całym sercem popieram jednak organizację darmowych zajęć, które przygotowywałyby rodziców do wychowywania dziecka. Każdy rodzic powinien zgłębić podstawy psychologii rozwojowej, pedagogiki itd. Dzięki temu większość dzieci byłaby szczęśliwsza. Nie wątpię też, że uniknęlibyśmy wielu problemów związanych z edukacją, przestępczością, relacjami międzyludzkimi. To wszystko przełożyłoby się też na ogromne oszczędności w budżecie państwa. Co więcej, każdy obywatel powinien ukończyć podobne kursy w zakresie profilaktyki zdrowotnej i metod uczenia się. To znacznie ważniejsze niż tzw. wiedza wymagana w szkołach. Świat stałby się dzięki temu nieco lepszy.
Tzw. wolnościowcy, którzy mają nawet problemy z zapinaniem pasów, nigdy jednak nie poparliby obowiązkowych kursów dla rodziców (choć nieraz potulnie uczęszczają na obowiązkowe kursy przedmałżeńskie, których z pewnością nie prowadzą eksperci).
"Całym sercem popieram jednak organizację darmowych zajęć, które przygotowywałyby rodziców do wychowywania dziecka. "
Myślę, że jakby zrobić rzetelny symulator posiadania dziecka, włączając np. miesiąc nieprzespanych nocy etc. gatunek byłby mocno zagrożony :)
Pomysł do dupy, dzieci dzisiaj wychowuje internet i środowisko w jakim się obracają poza domem, rodzice przez pracę bardzo często czasu nie mają. Bardzo często dzieciak źle robi bo ma za dużo czasu wolnego z którym nie ma co robić, nudzi się i można powiedzieć sam szuka kłopotów. Niestety nie każdy ma prace 8-16 po której ma jeszcze sporo siły żeby dziekiem się zająć. Wychowanie nastolatków często kończy się na reagowaniu na skutki, a tu to już sporo za późno. Żeby coś zmienić trzeba by było mocno zainwestować w system edukacji, stworzyć system zajęć pozalekcyjnych np. na wzór japońskich szkół. Daje to rodzicom pewną kontrole co robią ich pociechy w czasie pomiędzy końcem lekcji, a powrotem do domu. Dałyby też szanse dzieciom na rozwijanie ich pasji i zainteresowań i z pewnością zmniejszyłoby to problemy wychowacze rodziców.
Pomysł do dupy
To, co napisałeś, wcale nie przeczy temu, że problemy zaczynają się od tego, co się dzieje w domu (czyli od stosunku rodziców do dzieci i ich wychowywania). Internet ot tak nie "zepsuje" relacji dziecka z rodzicami, jeżeli były poprawnie budowane przez wiele lat. I z drugiej strony: szkoła nie będzie w stanie łatwo "naprostować" młodego człowieka, jeżeli w domu działo się i dzieje się źle. Pozytywny przykład (ze strony rodziców, a później nauczycieli) jest mimo wszystko bardzo ważny, nawet w świecie, w którym wpływ rówieśników czy mediów społecznościowych jest tak wielki.
Bukary ->, żeby takie relacje stworzyć najpierw trzeba mieć czas, jak oboje rodziców pracuje z dojazdami po 10h dziennie, a do tego trzeba ogarnąć dom po pracy takiego dzieciaka wcześniej czy później wychowuje internet lub koledzy z podwórka. Przykładów znam wiele, bo w tej materii niewiele się zmieniło od komuny, no poza tym internetem, kiedy to podstawówkę kończyłem. Do tego taki problem nie jest ogólnie występujący wszędzie, ale bardziej lokalnie, nawet w jednym mieście może być tak, że jedna szkoła to cud mód, a inna to istna patologia.
Co do drugiej części twojej wypowiedzi to się zgodzę, dziecko wychowane w patologicznych warunkach jest niesamowicie ciężko uratować, ale taka patola to niewielki procent społeczeństwa. Jednak sporo normalnych dzieciaków, nawet jeśli ich rodzice zbyt wiele czasu, nie mają nie zejdzie na "złą drogę" jeśli znajdzie po lekcjach coś co ich interesuje. Wiadomo że najważniejsze jest tu wychowanie dziecka w pierwszych latach, jak rodzice pozwolą sobie na to żeby im dzieciak na głowe właził to pozamiatane.
SpaceMan, w przeciwieństwie do ciebie z młodym człowiekiem mam do czynienia zarówno w domu, jak i w pracy. Za mną już wiele, wiele lat praktyki.
Oj Bukary mi 3 lata brakuje do 40stki.
Oj Bukary mi 3 lata brakuje do 40stki.
Nie gadamy o wieku, tylko o rodzicielstwie.
Nic tak człowieka nie zmotywuje do określonej czynności, jak potencjalna kara pieniężna.
Też tak uważam. Dlatego najpierw należy nauczyć dzieci wartości pieniądza, a potem nakładać kary. Na dzieci. W sensie, niewłaściwe zachowanie - powiedzmy 20 złotych. Wiadomo, że dziecko nie ma z czego zapłacić, więc kara by się kumulowała do osiągnięcia 18 roku życia. Po osiągnięciu pełnoletności każdy człowiek byłby rozliczany i komuś nazbierałoby się powiedzmy 7 tysięcy złotych. Trzeba zapłacić. Nie masz? To idziesz na 7 miesięcy do kamieniołomu. Po spłaceniu kary taki młody człowiek wchodziłby życie znając wartość pieniądza, wartość ciężkiej pracy, oraz ze świadomością, że warto przestrzegać prawa i norm społecznych. Dla mnie same plusy i wartość pedagogiczna zdecydowanie większa niż "nakierowanie" moralne przez rodziców, które ma ten zasadniczy minus, że może zadziałać, albo nie.
Prawo jazdy nie mowi wiele o umiejetnosciach kierowcy. Zaswiadcza tylko, ze zdales egzamin.
Patologie z definicji sa procentem czy ulamkiem procenta. Dla zwalczania patologii nie warto meczyc kolejna biurokracja reszty normalnych.
Rodziny adopcyjne i zastępcze muszą przejść szereg wymagań aby dostać w opiekę dziecko - myślę, że można to przyrównać do idei "prawa posiadania dziecka".
Niestety i w takich rodzinach, które mają PRAWNIE UREGULOWANE pozwolenie na opiekę nad dziećmi zdarzają się patologie i to częściej niż byśmy chcieli :(
Rozumiem ideę, ale nie istnieje taki system, który mógłby przygotować rodzica na posiadanie dzieci.
To co młody, zakładający rodzinę człowiek wyobraża sobie w temacie posiadania dzieci jeszcze ich nie posiadając, całkowicie rozmija się z tym co to w rzeczywistości oznacza.
Niech każdy z Was rodziców przypomni sobię jak wyobrażał sobie rodzicielstwo w oczekiwaniu na swoje pierwsze dziecko, co mówili o posiadaniu dzieci przyjaciele i rodzina, a jak to finalnie wyglądało - ile z wstępnych założeń pokryło się z codziennością?
Zmierzam do tego, że takie uprawnienia byłyby nic niewarte, ponieważ starający się o nie przyszły rodzic, z głową pełną nadziei i idei zdobyłby je bezproblemowo (oczywiście z niechlubnymi wyjątkami, ale wiecie o co mi chodzi), a potem przy brutalnym zderzeniu z rzeczywistością, z człowieka wychodzi ta druga natura (oczywiście nie ze wszystkich, ale wiecie o co mi chodzi) - chroniczne zmęczenie, przeboćcowanie, brak czasu na redukcję stresu...
Szczerze z całego serca zazdroszczę rodzicom, którzy pracując na cały etat ogarniają wszystkie obowiązki domowe i jednocześnie poświęcają swoim dzieciom 100% uwagi na którą zasługują - ja nie daję rady... :(
Historia uczy... że historia niczego nie uczy. Ludzie zbudują sobie Panoptikon własnymi rękami i z uśmiechem na ustach pozwolą się w nim zamknąć. Nadzorować i karać!!
Powino tak być bo dzieci powinni mieć tylko ludzie inteligentni a patologia i pasożyty powinni mieć zakaz a nawet zostać wysterelizowani by nieprzekazywali swych patologicznych genów dalej.
:D
Gdyby było tak jak piszesz to byś nie pisał bo by Cię nie było.