Gray Man wypada blado na tle innych hitów Netflixa
twórcy, którym dwie ostatnie części Avengers zawdzięczają swój sukces
Wydaje mi się, że Avengersi zawdzięczają swój sukces innym czynnikom, niż reżyseria. Pokazuje to właśnie The Gray Man - mamy przeciętny film sensacyjny z bardzo dobrymi scenami akcji i tyle, reszta leży.
To co działało w Avengersach tutaj leży i kwiczy, jak np. bohaterowie. W Marvelu, zanim nastały filmy braci Russo, zostaliśmy zaznajomieni z bohaterami, znaliśmy ich historię i łatwiej było nam się z nimi zżyć, wierzyliśmy w ich misję, bo wydawało nam się, że to bohaterowie z krwi i kości.
W The Gray Man wszystko dzieje się za szybko, na odwal, pokazują nam krótką retrospekcję i mamy uwierzyć po tych 5-10 minutach, że Gosling dla małej jest w stanie zrobić wszystko.
Billy Bob zdradza Goslinga na każdym kroku, a ten mu wybacza ponad wszystko, bo w jednym zdaniu słyszymy, że jest dla niego jak ojciec, no spoko.
Takie to puste, bez fundamentów, bez głębi, bez znaczenia przez co ciężko wkręcić się w film opierający się na dopingowaniu szczutego bohatera.
Scenariusz to typowy akcyjniak ala z lat 90, nie jest to zarzut, ale nic powalającego.
Jeszcze na plus można wyróżnić grę aktorską, zwłaszcza Evansa, ale co z tego jak jego postać jest pusta, często bezsensu karykaturalna.
Czerwona nota imo przyjemniejsza od The Gray Man, przynajmniej nie udawała, że chce być czymś więcej niż jest.
Zacząłem oglądać Grey Man i po kilkunastu minutach (scena w samolocie) wyłączyłem - nuda straszna. Wątek nieciekawy, postacie drewniane, CGI jakiś taki toporny, sceny walki przeciętne. Niestety gwiazdy w obsadzie nie są przeciwwagą dla ww. ułomności i film w żaden sposób nie zachęca do dalszego śledzenia historii. Szkoda, ale niestety Netflix przyzwyczaja nas co raz częściej do słabej jakości swych produkcji.
Via Tenor
Gray Man mi się podobał. Po pierwszym dialogu już wiedziałem czego się spodziewać. Jedynie do szczęścia zabrakło mi popkornu. Czerwona Nota, która jest porównywana ilościami odsłon miała jedyny plus w postaci Dwayne'a Johnsona. Kolesia wystarczy ubrać w khaki, wpuścić do dżungli i mamy hicior. Jeśli się nie mylę, to w 2021 miał najwyższy współczynnik ROI wśród aktorów.
Gray Man jako kino akcji ma u mnie mocną 6.
Ciągle nie mogę się zabrać za książkę, a teraz po filmie nie wiem, czy po prostu jak zwykle ekranizacja wyszła taka sobie, czy materiał źródłowy mizerny. Ale mimo wszystko z książką chyba w końcu zaryzykuję. Greeney zgrabnie wskoczył w buty Clancy'ego i całkiem nieźle poradził sobie w kilku tomach Jacka Ryana, więc może i z własną opowieścią też dał radę.
Ot typowy akcyjniak, fajny Chris Evans jako złol. Co prawda na razie obejrzałem z pół godziny, ale jedna rzecz jest tam mega gówniana - montaż. W scenie w samolocie w pewnym momencie sam do siebie powiedziałem na głos "tutaj gówno widać!". W dobie Johna Wicka czy Tyler Rake, ciachanie scen akcji w taki sposób (przy budżecie 200 amerykańskich baniek!) to jakiś ponury zart.
Wypada blado na tle już mega marnych filmów, to jaki on musi być słaby???
Z wyjątkiem oczywiście "Nie patrz w górę", który jest filmem bardzo na poziomie, aż szok, że to na N, reszta to gnioty.
Niestety film jest słaby, moim zdaniem nie powinien powstać. Zmarnowano 250 milionów dolców.