Yakuza 6: The Song of Life | PC
Świeżo po zakończeniu, tej części jak i całej sagi. Przygodę zacząłem jak wiele z was pewnie zacznie/zaczęło od 0, ale jeszcze chwile przed wielkim boomem popularności serii.
Jeśli jesteś fanem Yakuzy to pewnie i tak już masz ograną tą część ale wypowiem się sam jako człowiek dla którego Yakuza działa jak narkotyk, ale nie próbujący nawet robić wszystkiego na 100%.
Ciężko mi ocenić tą grę. Jest to gra kontrastów. Gdzie jedne elementy błyszczą, tak pozostałe ciągną ją w dół, ale nie potrafię się na nią za to gniewać. Wszystko za sprawą wprowadzenia Dragon Engine po raz pierwszy - i prezentuje się świetnie. Miasta są ładnie, ale to modele postaci, szczególnie podczas cutscenek wyglądają fenomenalnie. Gra chodzi na PC-cie też zdecydowanie lepiej niż Kiwami 2, na konsolach sytuacja jest z tego co wiem odwrotna.
Historia to absolutny majstersztyk, jedna z lepszych, a może i najlepsza w całej serii, 0 może z nią konkurować, ale bardziej chylę się ku 6-tce. Mniej rozwleczone jest tutaj wszystko, szczególnie jeśli gramy w 6-stke od razu po gargantuicznej 5-tce (mi nie przeszkadzała jej wielkość). Zakończenie chwyciło mnie za serce i wszystko zagrało. Nie jest cukierkowe, z gorzką nutą i to cenie. Ładnie zamyka historię Kiryu. Najmocniejszy element gry.
Z najlepszego przechodzę do najgorszego, czyli walki. Grałem na poziomie Hard. Nie jest ona jakoś strasznie zła, ale w porównaniu z innymi częściami jest ligę niżej. Na szczęście nie ma tutaj powtórki z trójki, jest lepiej, nie bójcie się. Wszystko za sprawą silnika, który polega tutaj mocno na przesadzonym ragdollu. Idiotycznym pomysłem było pozbycie się pasków życia. Teraz bossowie mają jeden, czerwony, wszyscy bez wyjątku. Co to oznacza? W takiej 5-tce jeśli gra chciała dać nam odrobinę wyzwania, rzucała nas z paroma zwykłymi przeciwnakami i jednego dokokszonego z pokaźnym zdrowiem i 2gim, żółtym paskiem. 6-tka podchodzi do tematu inaczej zalewając nas słabymi wrogami. Gra litościwie daje nam co rusz sojuszników do walki, którzy ich trochę odciągają, ale wciąż mamy sytuacje gdzie jesteśmy sami na 10-ciu, delikatnie mówiąc. Jeśli nas otoczą i nie dadzą pola manewru, możemy już wczytywać grę, Kazuma zanim wstanie z ragdolla straci pół życia. Przez całą grę używałem kilku ciosów, głównie takich, które biją kilku przeciwników naraz. Łapcie od razu za beczki, rowery jeśli są pod ręką i skończycie walkę w kilka sekund. Z pojedynczymi przeciwnikami, bossami system walki sprawdza się okej. Niestety często walczymy z tymi samymi bossami, fabularnie jakoś są w miarę uzasadnieni, ale niedosyt pozostaje. Ostatni boss jest w miarę łatwy - ale to dobrze. Z wielką przyjemnością spuściłem mu łomot, bo to świetny antagonista, który zajdzie nam za skórę, choć jego motywacje są dosyć kliszowe.
Aktywności poboczne są, ale jest ich mniej, niż wcześniej. Zadania poboczne w porównaniu do 3, 4, 5 nie są pokazane na minimapce. Taki baseball odkryłem na samym końcu gry, gdy już miałem opuszczać miasto. To nie znaczy, że nie ma nic do roboty, ale ja nie zawracałem sobie tym zbytnio głowy (byłem już nieco zmęczony serią, ale na co trafiłem to przeszedłem)
Soundtrack jak zwykle w tej serii jest świetny. Wszystkie dialogi są z głosem i to się chwali, chyba jak dotąd jedyna część z całej serii Yakuza, która to zrobiła.
Tak więc czemu napisałem, że ciężko mi ocenić Yakuzę 6? Bo w grę się gra, a gameplay kuleje. Jeśli wam na tym nie zależy i liczy się fabuła to warto to przeboleć. Naprawdę warto.
Na koniec mój osobisty ranking sagi Kazumy:
1. Yakuza 0
2. Yakuza 5
3. Yakuza Kiwami 2
4. Yakuza 6
5. Yakuza 4
6. Yakuza Kiwami
7. Yakuza 3
Tak więc 6-tka jest u mnie w samym środku stawki, dobry wynik. Wszystkie gry są dobre, nawet te z niższych pozycji. :)
Yakuza 6 ukończona, na koncie 16h.
Wydawało mi się, że grając aż 6 gier z tej serii pod rząd, widziałem i doświadczyłem już wszystkiego, co ta seria może zaoferować. Na szczęście, bardzo się myliłem. Y6 to piękna gra, pod wieloma względami. Tak jak miałem nadzieję, po ogromnej i rozdętej aż do przesady Yakuzie 5, dostałem mniejszą, kameralną, bardzo emocjonalną i skupioną na bohaterach odsłonie. Oczywiście jak zawsze historia dzieje się w Kamurocho, jest też trochę Okinawy, ale przede wszystkim dostajemy coś zupełnie nowego - Onimichi, w prefekturze Hiroshima. Przepiękna, urocza, i nie za duża lokacja, w której poznajemy nowych bohaterów - i właśnie - nie pamiętam, bym w jakiejkolwiek innej odsłonie tak bardzo polubił bohaterów, jak tą paczkę chłopaków z Onimichi. Są po prostu świetni, normalni, do tego też zabawowi kiedy trzeba (motyw z kopem prosto w twarz za tekst "czemu nie założyłeś gumki" po prostu mnie zniszczył xD). Yakuza 6 jest kontynuacją wszystkich poprzednich odsłon i jednocześnie zakończeniem historii Kiryu Kazumy, bohatera Yakuzy od pierwszej odsłony, czyli Yakuzy 0. Historia chwyta za serce, jest rewelacyjnie napisana, nie ma żadnych zbędnych przedłużaczy i niepotrzebnych motywów. Nowi bohaterowie są bardzo interesujący, mają naprawdę fajne historie, które poznajemy w miarę grania. Jedno wyróżnia Y6 od innych odsłon - jeszcze w żadnej innej grze w tej serii, nawet w mojej topowej Yakuzie 0, jeszcze tak bardzo nie znienawidziłem antagonistów, jak w tej odsłonie. Są po prostu nieludzcy, totalnie zepsuci i pozbawieni jakichkolwiek normalnych odruchów na taką skalę, że po prostu się ich nienawidzi i ma się nadzieję ich wykończyć w jak najbardziej bolesny sposób. Są też świetne odcienie szarości, gdzie przez całą grę nie wiemy kim jest dany człowiek i dopiero w finałowym momencie jego/jej życia dowiadujemy się, kim naprawdę ta osoba była. Czytałem na redditach dyskusje odnośnie "wielkiego sekretu Onimichi", którą gracze określili jako rozczarowującą - cóż, moim zdaniem to jest bardzo dobry motyw, ale pod warunkiem że zna się i rozumie japońską kulturę, w stopniu nieco większym niż podstawowym - symbolika i historia to tutaj podstawa. Dla typowego zachodniego odbiorcy, który o Japonii wie tyle, ile widział na discovery to może być meh, a dla Japończyków to jest wielki symbol, o którym do dziś mówi się z wielkim szacunkiem. System walki na poziomie Y2, choć trochę łatwiejszy - i mi się to bardzo podobało, ale wiem że ultrasi Yakuzy byli nieco zawiedzeni tym uproszczonym systemem - mi to pasowało, bo moim zdaniem ta seria fabułą stoi, a nie walkami na ulicach, a bossowie łatwi nie byli. Minigierek bardzo mało, ale wydaje mi się że tutaj nastawienie było przede wszystkim na fabułę, i to zdało egzamin, wszelkie rozpraszacze o wiele mniej by tutaj pasowały niż w poprzednich odsłonach.
W podsumowaniu - wydaje mi się, że Yakuza 6 dostarczyła wszystko to co powinna, i zrobiła to w doskonały sposób. Każda mniejsza czy większa historia, czy to pani z baru, ambitnego gangusa z Kamurocho, czy też lokalnego Patriarchy Yakuzy z Onimichi jest świetnie nakreślona, interesuje, działa na poziomie emocjonalnym. Zakończenie jest mocne, emocjonalne, i bardzo trudne dla fanów Kiryu, ale ma bardzo wielki sens, biorąc pod uwagę wszystko to, co się działo w ostatnich 3 grach. Jest też pożegnaniem z wieloma innymi bohaterami, którzy pojawiali się od czasu Yakuzy 0, i z tym wszystkim, co do tej pory znaliśmy. The Dragon of Dojima już na zawsze pozostanie legendą Yakuzy i Kamurocho, a Haruka w końcu dostała szansę, by stworzyć normalną rodzinę, dzięki czemu Haruto - jako pierwsze dziecko w całej tej serii - nie będzie sierotą.
Rewelacyjna gra, za fabułę z czystym sercem mogę dać 9,5/10, to jest zdecydowanie moja druga ulubiona gra w całej serii po Yakuzie 0.
Wraz z zakończeniem historii Kiryu, po 7 grach pod rząd, uważam że to idealny moment, żeby zrobić sobie przerwę od tej serii :) Mam już zakupione kolejne odsłony, w tym spin-offy, ale muszę nabrać nieco dystansu i świeżości zanim do nich podejdę. A ode mnie jeśli chodzi o serią Yakuza - grać, nie zastanawiać się, tylko grać.