Zepsułem sobie grę w Elden Ring. Pogrążyła mnie eksploracja
Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia...
Dlaczego coraz więcej jest takich artykułów typu "zepsułem sobie grę..." albo "wróciłem do gry i to już nie to samo co kiedyś...", to jest słabe narzucanie "swojej wizji" na siłę i kogo, to obchodzi skoro każdy i tak odbiera inaczej grę i jednemu albo się spodoba, albo nie. Przecież nie ma idealnej gry i nie będzie i zawsze coś będzie w nich brakowało...
Nie wrzucalibyśmy tekstów tego z typu, z tak sformułowanymi ujęciami tematu, gdyby nikogo one nie obchodziły. Poza tym nie zgodzę się, że jest to narzucanie swojej wizji, bardziej podzielenie się własną opinią, która staje się punktem wyjściowym opartego na konkretnym aspekcie gry felietonu oraz ewentualnej dyskusji, w której każdy ma prawo do stanięcia w antytezie do prezentowanych przez autora haseł i odczuć. Na sam koniec - nie ma idealnej gry, dlatego też rozmawiajmy o wadach, by te głośno wybrzmiały i ewentualnie skłoniły twórców do ich eliminacji. Na tym polega w zasadzie dyskurs krytyczny w światku growym - na zwracaniu uwagi na nawet najmniejsze szczegóły produkcji w celu sformułowania jej bardziej zniuansowanego obrazu. W tym tekście masz chociażby zwrócenie uwagi na przytłaczającą eksplorację w Eldenie, która na domiar złego może negatywnie wpłynąć na poczucie wyzwania w trakcie rozgrywki. Tego rodzaju perspektywy wcześniej nie przedstawialiśmy.
Owszem KA.EL w niektórych kwestiach zgodzę się z Tobą, ale już sam tytuł zniechęca do czytania.
A co do twórców i ich eliminacji, to mam duże wątpliwości, że to co jest tu pisane dociera do jakichkolwiek twórców gier...
Coraz bardziej się przekonuję, żeby jednak kupić tę grę. Pogrywam sobie teraz trochę w Demon's Souls i to właśnie eksploracja, a nie walki z bossami robi tę grę tak dobrą. Tak na dobrą sprawę, to dla mnie mogło by ich tam w ogóle nie być.
Jeśli jesteś fanem eksploracji świata w grach, to nawet się nie zastanawiaj tylko od razu kupuj Elden Ringa.
Długo na rynku jeszcze nie będzie tak dobrej gry, dla fetyszystów eksploracji świata.
Przecież w pierwszym regionie prawie nie da się expić, nawet jak się rozwali wszystkich opcjonalnych bossów.
Run leci tak mało, że szybciej leveluje się w późniejszych regionach będąc na wyższym poziomie.
Coś słabo w to grałeś skoro tak twierdzisz. Dwa trolle, które ciągną tę wielką skrzynię przez Pogrobno w okolicach ruin przedniej bramy to łatwy łup i 2000 punktów do zdobycia. 10 razy obrócisz i masz nowy poziom. A po drodze jeszcze drobnica. Jacyś jeźdźcy i żołdacy. Plus "bezdomni" z pochodnią. W sumie można jak ktoś chce. Właśnie inna sprawa, że ta gra pod względem nagrody w punktach za wrogów jest totalnie skopana. W innych produkcjach FS za bossa było sporo punktów. Można było od razu ze trzy poziomy podnieść. Teraz to jest jałmużna. A w cwany sposób można farmić na byle czym. Chociażby w okolicy sanktuarium bestii. Tam to jest kuriozalny przypadek. Dlatego ta gra to chłam. Ponieważ nie nagradza gracza adekwatnie do wysiłku tylko premiuje cwaniactwo. To po co w ogóle tych bossów dodali? Tylko po to by był większy poziom frustracji?Trochę to chore i nieprzemyślane. Teraz rozumiem dlaczego twórca tej gry zabronił grac w nia swoim dzieciom. Na miejscu jego potomstwa też bym doszedł po zagraniu w ER do wniosku, że tatuś ma coś z główką nie halo.
Opinie rozpieszczonego noba (Ja tu wiadomości nie widzę, autor to piszący jest gigantycznym hipokrytą i naiwnym dużym dzieckiem skoro uznje to za wiadomości.), wystarczy wybrać klasę golasa i startować grę na najwyższym poziomie trudności. Można zawsze kopsnąć się po mody by utrudnić sobie życie w grze jeszcze bardziej, w końcu nie tylko takie do ułatwiania rozgrywki istnieją. Co do samej gry uważam że jest to najlepsza gra "FromSoftware" na ten moment, świetna optymalizacjia na moim traktorze taki "assassin origins/odyssey/valhalla" czy inny "gears/god of war" mocno chrupał a elden chodzi jak marzenie. Co do samej gry jest świetnie wyważona, mogą do niej podejść zarówno świeżaki jak i zatwardziali prosowie, i tak samo gracze niedzielni jak i ich nałogowe przeciwieństwo a to jest sukces.
Gdzieś oglądałem materiał że "FromSoftware" szykuje albo jest w trakcie robienia kolejnego "armored core", ale to równie dobrze może być plotka jednak jeśli nie i pojawi się także na PC to ja wiem że to będzie chit!
Jedno drugiego nie wyklucza.
Można powiadomić o opinii, chociaż będąc dokładnym to artykuł przedstawia twierdzenie.
Publicystyka i newsy to dwa osobne działy.
To może być wiadomość, na blogu u kogoś na Interii.
Ten cały system od lat błaga o przebudowę i usprawnienie. Czasem ma się wrażenie że teksty są otagowane randomowo przez bota, pomijając już kwestie korekty jak i rewizji samej zawartości.
Całkowicie się z Tobą zgadzam że Elden Ring to naprawdę świetna gra dla każdego.
Bardzo mi się też to podobna że to gracz decyduje o poziomie trudności a nie gra za niego.
Ogólnie w ER jest chyba łatwiej, niż w jakiejkolwiek innej grze od From Software dokoksić swoją postać na samym początku. Początkowy region daje dość dużo możliwości, że nawet przed spotkaniem Margita można dobić do dość wysokiego poziomu. Sam zauważyłem, że w pewnym momencie zaczynam przesadzać, więc w pewnym momencie zacząłem ograniczać rozwijanie postaci i była to raczej dobra decyzja. Kiedy miało być trudniej, to było trudniej.
To fakt, przydałoby się skalowanie lokacji/bossów W GÓRĘ - w sensie nie ma problemu jeśli chcesz iść od razu do Caelid, ale jak tam zabijesz jakiegoś bossa, to ci w Lurni od razu są NG+1, i tak dalej. Dla mnie bomba.
Via Tenor
o fakt, przydałoby się skalowanie lokacji/bossów
NIE
Zadnego skalowania. Pierwszy punkt ktory zrujnuje dobrego rpga
Mam platyny we wszystkich soulsbornach i w ER też i twierdzę, że skalowanie W GÓRĘ konkretnie w ER byłoby czymś sensownym.
Obecnie mamy taką sytuację, że jak ktoś ogarnięty gra w ER i leci bez eksploracji tylko główny wątek czyli gra w to tak jak grałby dajmy na to w klasyczne soulsy, i potem na levelu 50 czy 80 idzie dopiero poekslporować, to trafia na 50 (!!) bossów, którzy są bossami tylko z nazwy, bo tak naprawdę są zwykłymi popierdółkami stanowiącymi ZERO wyzwania. A jak jest ZERO wyzwania to jest nudno.
W Dark Souls 2 dało się rozpalić dane ognisko w ramach bieżącego NG by boss się odrodził, ale w efekcie ten boss i lokacja były na NG+ kolejnym, zatem można było mieć bossa NG+7 będąc cały czas na NG - i to było super, bo jak ktoś chciał, to mógł sobie przeskalować danego bossa wyżej samodzielnie.
Gdyby coś takiego zrobić w ER na zasadzie takiej, że pokonanie fabularnego bossa X powodowało automatycznie, że wszystkie bossy opcjonalne z danego regionu wskakują na NG+1 to by miało sens IMO.
Skalowanie przeciwników niszczy całą imersję gry - zaczynasz w gatkach z pałką i klepiesz szczury, wracasz z dowaloną zbroją i mieczem większym od ciebie i dalej szczur ma być równym przeciwnikiem? To zabija całą frajdę z rozwijania postaci, bo nie czuć jej siły.
Najlepszym rozwiązaniem jest dodanie opcji w ustawieniach czy chcesz grać ze skalowaniem czy bez.
Ale ja nic nie pisałem o skalowaniu wraz z rozwojem postaci tylko wraz z progresem, to dwie różne rzeczy.
Można to potraktować jako aspekt fabularny - po pewnych wydarzeniach świat się zmienia mocno, ale zawsze na trudniejszą wersję samego siebie.
Skalowanie tego typu już mamy - po pokonaniu ostatniego bossa idziesz do NG+ i masz trudniej. Tutaj byłoby to rozszerzone po prostu tak, że NG+ dla wybranych części mapy następowałoby szybciej.
A szczur i pies to zawsze najtrudniejsi przeciwnicy w soulsach - najwięcej zgonów od nich jest - więc słabe porównanie ;)
Mnie też pochłonęła eksploracja, na wielu bossach byłem już OP, ale jakoś ani trochę nie odebrało mi to radości z gry. Są kolejne NG+, możesz zagrać całkiem od nowa, także jeszcze wszystko przed Tobą. Dla mnie ER to najlepsza gra od czasów Wieśka 3, ale ja osobiście kocham wolność wyboru w grach, a pod tym względem ER jest MEGA DOBRY.
Niby ten akrtykul ma przedstawiac to jako wade (?) gry?
Podczas gdy jest to jedna z jej najwiekszych zalet i roznic w stosunku do klasycznej formuly soulslike.
Ta gra czerpie mnostwo z klasycznych, oldschoolowych open worldow ala Morrowind i gier diablopodobnych. Tam jest ta sama "mechanika" ulatwiania sobie gry (co w sumie jest jej celem samym w sobie ale okej, ponarzekajmy) przez grind i exploracje. Ten sam system znalazienia itemu ktory daje poczucie rozwoju postaci i bycia poteznym i nagrodzonym (w Diablo jest to losowe, tutaj jest jak w Morrowindzie wszystko ma statyczne miejsce w swiecie gry i mozesz probowac to zdobyc).
I tak mialo byc. I to jest swieze. Grasz jak chcesz.
Zadnego crapowatego skalowania plz, zadnych poziomow trudnosci.
Jest tak jak ma byc.
Tak, to prawda. W oblivion ostro oberwałem przez te całe skalowanie. Do tego kvatch czy jak to się zwało (pierwszy portal międzywymiarowy i pierwsze zamknięcie wroty pustki) nie spieszyłem się. Jakże było zdziwienie, że tam były głównie potężniejsze jednostki, które rozgramiały oddział strażników w kilkanaście sekund. Problemy z przejściem tego etapu były spore, a gwałtowny rozwój postaci podczas tego etapu nie ułatwiał sprawę. Bo wrogowie byli tak potężni, że zabijanie ich tak bardzo przyspieszało postęp postaci, przez co jeszcze w trakcie przechodzenia tego etapu pojawiały się jeszcze potężniejsze istoty. Wszystko przez to, że nie spieszyłem się i robiłem questy, które były po drodze do tego oblężonego kvatch.
Mi eksploracja w ER siadła. Nie szukałem przedmiotów czy lokacji. Szedłem tam gdzie oczy i nogi/kopyta mnie poniosły.
Ot typowy open world, w takiej grze nie da się tak zaprojektować rozgrywki żeby się nie przelevelować i jednocześnie dać odpowiednio dużo contentu żeby świat nie wydawał się pusty...
Jak był darmowy weekend w AC Origins to też zamiast głównej fabuły, zaraz po początkowej lokacji - mając 6 lvl - ruszyłem zwiedzać całą mapę podstawowego Egiptu - dokładniej odhaczanie wszystkich punktów synchronizacji. Do fabularnej Aleksandrii przybyłem mając 14 lvl (i jakiegoś lepszego rumaka zamiast powolnego wielbłąda) i ostatni punkt synchronizacji - latarnia na Faro. Całą mapę zwiedziłem nie tracąc życia (prawie zginąłem pod Gizą: bandyta 18 lvl vs Bayek 6 lvl)
Ciekawe jak bardzo ułatwiłem sobie dalszą fabułę ??
I tu sie zgodze calkowicie. Kupilem, pogralem 5 godzin, odbilem sie, wbilem 4 inne platyny.
Dopiero pod koniec kwietnia siadlem ponownie. Mam teraz okolo 80 godzin na liczniku, jestem na okolo w polowie gry, ale... NUDA. Caly open world jest stworzony chyba tylko po to, aby szukac kwiatkow i innych pierdol do craftingu, ktory to rowniez zostal chyba stworzony jedynie po to aby nadac Elden Ringowi miano "open worlda". I tak wiekszosc czasu nie mozna isc do dalszych lokacji, gdyz dostaniemy soczysty wpierdziel, albo zabijanie podstawowego moba zajmie nam wieki (bo mamy za slaby upgrade broni). Wiec jaka roznica, czy w Assassynie musze pogrindowac aby wbic level 300 czy tutaj pogrindowac aby wbic level XYZ i ulepszyc bron do poziomu QWE? A w miedzyczasie mozemy pojezdzic po pustych i nudnych terenach. Dzieki bogu dodali konia, gdyz chyba juz w testach sie zorientowali ze caly ten open world jest wpizdu nudny i nie ma tam nic do roboty wiec wypadaloby jakos graczowi ulatwic dotarcie do miejsca, gdzie cos sie dzieje.
Dalej - te wszystkie "recznie robione" dungeony. Smiech na sali. Wiekszosc z nich uzywa te same klocki, wyglada to jak Skyrim czy Oblivion do potegi n-tej. Niektore windy (i tajne półki do ktorych mozna dostac sie podczas jazdy tejze) sa identyczne i jak znalezlismy jeden "sekret" to znalezlismy wszystkie. Podobnie z wieloma rampami itp w jaskiniach. Jedynie legacy (? chyba tak to sie zwalo? te wieksze lokacje) dungeony sa spoko - Stormwind Castle czy Akademia sa nawet ok, ale nadal mniejsze niz odpowiedniki w starych Soulsach. Ale do nich sie nie mam o co przyczepic - po prostu podobaja mi sie.
No i powtarzalnosc przeciwnikow. Jak zobacze jeszcze jedną przerosnietą stongę (spoiler - zobacze... nawet kilka razy) to chyba zwariuje. Wiekszosc bossow to copy-pasta. Niestety w Elden Ringu wiecej nie znaczy lepiej.
Tak wiec Elden Ring to na sile zrobiony open world, ktory jest po prostu nieciekawy i martwy - tutaj doslownie NIC sie nie dzieje. Czasami przejdzie jakas karawana, ale w wiekszosci wszystkie moby sa statyczne. Podobnie NPCe - stoja jak kołki i tyle. Takie cos to moze by przeszlo 10-15 lat temu, ale w 2022? Panie, daj pan spokoj...
Jak na razie ta gra to takie 6-7/10 dla mnie: nudny open world blokowany przez item check (w wiekszosci, niektore wyzwania da sie ominac po prostu grajac lepiej) i ok wieksze dungeony. Upgrejdy broni powoduja, ze jesli w polowie gry znajdziemy nowa bron to musimy OD RAZU ja ulepszyc kilkanascie razy, gdyz inaczej bedzie ona bezuzyteczna.
Moze moja ocena zmieni sie w dalszej czesci gry, ale na razie odpalam Eldena na 1-3 godziny, czyszcze kilka lokacji (zzzz) i wylaczam aby pograc w cokolwiek innego. Niestety mam tu mocne deja vu - to samo bylo w AC Valhalli.
Mi sie gra znudzila jak okazalo sie, ze mam szukać niewiadomo gdzie klucza do akademii (blokuje ją bariera). Poszukalem godzine czy dwie i zacząłem grac w Strażników Galaktyki, Mount&Blade 2 i Syberie 3. Efekt taki, ze Ring odpadł przy tych grach.
Podobnie bylo z Zelda Botw, też w peenym momencie juz mialem dość tego swiata pustyni, gdzie poza walką nic właściwie nie ma.
Ale zamek z rycerzami był super i to sie From Software udało. Ten król od ubitego smoka tez był niezły, aż mu współczułem wypaczenia.
Mi sie gra znudzila jak okazalo sie, ze mam szukać niewiadomo gdzie klucza do akademii
hahaha identyko jak moj kumpel - pozwiedzal pol swiata i stracil caly dzien ale klucza nie znalazl. Na nastepny dzien ja doszedlem do tego momentu i przed glownym wejsciem jest pojedynczy trup do przeszukania... a w nim na kawalku papieru mapka z zaznaczonym wielkim X tuz obok Akademii.
Serio, to nie jest problem gry tylko Wasz. ;)
Ja zacząłem trochę po premierze, ale skończyłem wczoraj. 110h pewnie gdzieś 90% odkryte. Bez rozpisywania skupie się na temacie regionów i eksploracji. Oglądnąłem jeden z filmików quaza jeszcze przed rozpoczęciem gry gdzie on tłumaczył po krótce że gra nie mówi o kolejności przemierzania regionów i można wpaść w pułapkę, że Caelid zaraz po Pogrobnie (choć sąsiedni region) to zły pomysł. Znalazłem mapkę w necie, która sugerowała kolejność i się jej luźno trzymałem. Eksplorowałem każdy dany region wedle uznania, ale nie zapędzałem się gdzie nie powinienem. Dzięki temu miałem w miarę równy poziom trudności przez całą grę. Jedynie w ostatni 1/3 gry czułem że jestem trochę za silny, ale to przez to, że zwiedzałem wszystko co się da, oraz skill i zrozumienie mechanik wzrosło.
Ja z premedytacją odnalazłem na YT instrukcję do ovepower'owania i byłem w pełni świadom tego konsekwencji. Zrobiłem wszystkie soulsy, połowę splatynowałem, więc wiedziałem co robię. Od zawsze podchodzę do soulsów analitycznie, dużo czytam, dużo oglądam YT, aby zdobyć wiedzę ułatwiającą grę na wszelkie możliwe sposoby. I świetnie się przy tym bawię. Mam gdzieś spoilery i fabułę (aczkolwiek lubię poznawać lore nie grając), po prostu fascynuje mnie mechanika i klimat tych gier, to mi wystarcza. Obecnie jestem po 50h gry, 104 lvl, skończyłem Caelid, następnie Nokron i do tych miejsc mam praktycznie wszystko wyczyszczone. Faktycznie większość bossów pada jak muchy (Margit 1shot), ale gra i tak oferuje mi wystarczająco dużo zgonów, a tych i tak będzie masa w drugiej połowie gry, gdzie nadwyżka leveli na pewno oszczędzi mi masę czasu, którego na granie mam średnio. Ja już naumierałem się wystarczająco dużo, aby właśnie takie hackowanie gry sprawiało mi frajdę. Po ER i tak jeszcze zostało 3 bossów z DS3 DLC, którzy tłuką mnie jak schabowego.
Pierwszy RPG? Pierwszy soulslike? Co jest w tym innego niz w innych tego typach gier?
Jak gra nie ma autoskalowania - a tego niecierpie - osoby co lubia robic wszystko lub prawie wszystko - nawet na najtrudniejszym bedzie latwo. Co niby zepsules w tej grze? A moze wlasnie doswiadczyles swoj glowny watek na tej bocznej sciezce? Masz wybor, albo robic glowny i konczyc albo robic glowny i boczne beda latwe albo robic bocze i glowny bedzie latwy albo mieszac i koniec we wszystkom bedzie latwy xD te gry nie moga wymaga. Robienia 100% bo imaczej to nie byloby “poboczne”. A poboczne bez nagrody sa zbedne. Wiec dotknales paradoksu ktory jest w rpgach od lat
Via Tenor
Autor chyba pierwszy raz zagrał w grę z otwartym światem. Tak przecież jest w każdej dosłownie grze tego typu. Jest konkretna z góry ustalona wartość (expa) jaka wymagana jest do zdobycia, by nasza postać pokonała każdego. Zwiedzając, eksplorując większość mapy, to logiczne, że po powrocie nasza postać będzie o wiele za silna na przeciwników z etapu fabularnego, którego postanowiliśmy zostawić.
To jest podstawowa rzecz w takich grach, by nie brnąć za bardzo w świat, a skupić się bardziej na fabule.
ER akurat specjalnie nie zachęca do eksploracji, bo po prostu świat jest mega pusty pod względem "znajdzieg" w porównaniu do innych gier FS. Całe szczęście, że przed rozpoczęciem gry, pooglądałem trochę początkowych gemplejy. Gdyby nie to, to od samego początku latałbym w każdy kąt, zaglądał pod każdy kamień, przyzwyczajony poprzednimi grami. A tutaj właśnie, coś jest tylko w oczywistych miejscach.
Tylko, że tak nie jest. Możesz być 50 lvli wyżej niż powinieneś być a gra jest tak skonstruowana, że zginiesz w 10 sekund. W pierwszej grze absolutnie nie ma możliwości aby grając normalnie bez wielogodzinnego grindowania być tankiem, którego absolutnie nic nie rusza i przechodzi przez całą grę jak gorący nóż w sierpniowe popołudnie w masło.
Chyba ze gra magiem pakujacym tylko w inteligencje i punkty zycia. GG, easy.
Ile byś nie włożył w życie to jesteś na dwa ciosy.
Natomiast magia nie jest taka łatwa jakby się mogło wydawać. Moby strasznie oszukują.
Gram magiem. Magia jest banalna. Jesli grales w oryginalne Demons Souls, gdzie magia byla przegieta to tutaj jest jeszcze latwiej. Tyle, ze nie pakowalem w zycie (dopiero niedawno zaczalem) i jestem dla niektorych jednostrzalowcem. Jak tylko zdobede zycia aby byc "na dwa ciosy" to bedzie z gorki (inaczej walki ze smokami/death birds to troche loteria - wystarczy ze sie zablokuje na jakims elemencie otoczenia i zgon).
No właśnie tak jest. Co z resztą potwierdza artykuł. Poprzez eksploracje i zostawienie fabuły postać też rozwijamy, bo zdobywamy punkty itd. Autor po takiej długiej wojaży wrócił do fabuły przechodząc ją gładko. To jest zmora każdego otwartego świata. Poświecenie dużo więcej czasu na poboczne aktywności czy samo zwiedzanie niz na fabułę, sprawia, że stajemy się dużo silniejsi niż założyli twórcy gry w danym momencie. Oczywiście gdy jest skalowanie postaci, to trochę inaczej to działa.
Przeszedłem grę skupiając sie na fabule i mniejszych pobocznych od czasu do czasu. Nie miałem z grą najmniejszego problemu. Część przeciwników stanowiła jakieś wyzwanie. Gdybym do nich podchodził mając x razy lepiej rozwiniętą postać, to przeszedłbym przez nich jak nóż przez masło. Praktycznie wszystko co było nie związane z fabułą, zrobiłem dopiero pod koniec gry. Gdybym zrobił tak jak autor artykułu, to właśnie zepsułbym sobie grę. A, że z grami jest od kilku dekad, to się nauczyłem, że nie warto zbytnio wyprzedzać założenia twórców. Tak po prostu zbudowane są gry. Przeciwnicy jak i my sami jesteśmy zbiorem liczb. Zdobywając większą ilość tych "liczb" niż wymaga dany etap, będzie nam dużo łatwiej. Będziemy szybsi, mieli więcej zycia, manny, staminy, wiecej obrażenj, lepszy pancerz, wiec eliksirów itd. Wszystkiego dużo więcej niż jest wymagane.
Dość częstym zabiegiem z tego co zauważyłem u różnych stremerów tego typu gier, jest granie na dwóch sejwach. Na jednym przechodzą grę normalnie, a na drugim skupiają sie na reszcie rzeczy nie powiązanych fabularnie. Też jest to jakieś rozwiązanie, bo często bywa, że po skończeniu fabuły, nie za bardzo chce się grać dalej.
Sam sobie tworzysz poziom trudności. Im więcej zwiedzisz przed walką z bossami tym łatwiejsi oni się staną żeby w drugiej połowie gry pewna piękna, rudowłosa pani cię zmiotła. Ja zawsze marudziłem że wrogowie są recyklingowani na dużą skalę a reszta mi nie przeszkadzała. Eksploruj aby się wzmocnić albo zwiedź wszystko aby stać się op. Mi to pasuje.
A co to są te tekstury, o których autor wspomina? Zastanawiam się czy coś przegapiłem, w której lokalizacji je można spotkać? Tak pięknej wizualnie gry dawno nie widziałem, więc nie wiem czy coś przegapiłem...
Dobra, żarty na bok. Co człowiek to doświadczenie. Każdy ma inne doświadczenia w tej grze zauważyłem i to jest jej geniusz imho. Niektórzy walczą z Margitem 10 godzin, inni pokonują Malenię w 37 sekund. Soulsowi weterani powszechnie narzekali tu na forum po premierze, że: 1) otwarty świat popsuł formułę i eksploracja jest delikatnie mówiąc taka sobie; 2) projekty bossów odstają od poprzednich produkcji; 3) bossowie, ci topowi, są mega trudni i niesprawiedliwi bez względu na level jeżeli gramy bez summonów lub mega łatwi jeżeli z summonami.
Autor zdaje się mieć dokładnie odmienne doświadczenie. Brawo też jeżeli na takim luzie przeszedł solo bossów, nawet będąc przypakowanym levelowo. Poziom mistrzowski jak dla mnie. W sumie potrafię sobie wyobrazić taki efekt, bo tak miałem w Zeldzie BotW. Poleciałem od razu na Gannona i po kilku godzinach walki w ciężkim pocie, zużywając kilogramy potraw leczących i broni - wygrałem. Potem eksplorowałem świat, przechodziłem wiele razy Hyrule Castle, nauczyłem się ubijać Lynele i strażników, wróciłem i .... nie było wyzwania. Wciąż z przyjemnością ubijałem go z 20 razy dla przyjemności, ale nie dla wyzwania. Otwarte światy pewnie tak mają.
Ja nie jestem tak doświadczony jak autor i na szczęście nie mam tak z Elden Ring. Na dziś prawie 300h na liczniku, LV 255, NG+4 w toku i coraz bardziej mnie ta gra fascynuje. Też przeczesałem dokładnie Pogrobno za pierwszym razem, wąchałem wszystko po drodze, Caelid przeleciałem koniem nie próbując z niczym walczyć bo cały ten zone krzyczy na początku - uciekaj stąd. Margit i Godrick nie stanowili wyzwania, ale to były przyjemne walki pod każdym względem. A potem to już cała masa doświadczeń. Wymienię kilka:
*** Jak mnie zachwyci jakaś gra, to czeszę ją na maksa. Z ER tak chciałem na początku, ale już w 1/4 stwierdziłem, że tak się nie da lub nie ma sensu, czego autor jest doskonałym przykładem. Pierwsze przejście robiłem organicznie odkrywając wszystko na własną rękę. Na początku super dokładnie, potem się zmęczyłem, za dużo tego, i już parłem jak najszybciej do końcowych bossów. W NG+1 zaplanowałem, że dokładnie przejdę to co zrobiłem po łebkach, może nawet z poradnikiem !?! i ten plan też nie miał oczywiście najmniejszego sensu. Dalej przechodzę grę organicznie, za każdym razem to inne doświadczenie, przebiegam szybko lub pomijam obszary i questy, które zrobiłem dokładnie wcześniej, robię szczegółowo obszary, których nie robiłem wcześniej, za każdym razem odkrywam coś nowego. Projekt świata i lokacji, różnorodność, sekrety zachwycają mnie nieustannie. To gra z ogromnym kontentem na lata. Łatwo się w niej zmęczyć, wypalić, potargać emocjonalnie jak się próbuje zrobić wszystko naraz. Wtedy koniecznie należy zrobić przerwę, nic o grze w takim stanie nie pisać, odpocząć i wrócić z nowym nastawieniem. Podsumowując - konsumować z umiarkowaniem. Ale ogólnie pełna zgoda z autorem - eksploracja w ER to jest wyjątkowo przyjemne doświadczenie. Liniowe konstrukcje wcześniejszych produkcji FS to po ER klaustrofobiczne i duszne doświadczenie, w moim przypadku.
*** Eksploracja, levelowanie i bossowie. Prawdą jest, że na początku w wyniku naturalnej eksploracji można podbić sobie wysoko poziom i nie ma potrzeby specjalnego farmienia. Czy można się przelevelować w wyniku eksploracji? Dla autora najwidoczniej tak - klasa zawodnika. Nie dotyczy to chyba jednak większości graczy z tego co zauważyłem po popularności miejscówek farmienia run :-). Sam skończyłem pierwsze przejście na LV ~145 czyli dość wysoko, ale widziałem osoby z rozrzutem wszędzie pomiędzy LV 1 a 200+. Nie odniosłem wrażenia, że wysoki LV gwarantuje łatwe przejście. Bardziej to, o czym mówi Miyazaki - czyli masa mechanizmów wprowadzonych w ER, które umożliwiają tysiące sposobów przechodzenia i takie nazwijmy to umowne poziomy trudności - na swój użytek zdefiniowałem 10 takich poziomów trudności (w wątku pod grą). Dla mnie eksperymentowanie z tymi mechanizmami jest mega uzależniające i stanowi zabawę samą w sobie. Wydaje mi się, że mechanizmy, z których korzystamy bardziej wpływają na trudność czy łatwość przechodzenia bossów niż sam level.
*** Wśród prawie 170 unikalnych bossów bez dodatkowych wariantów i powtórzeń (fabularno-wizerunkowych, dużych, mini, itp.) jest wciąż spora grupa, która jest sporym wyzwaniem nawet na wysokim levelu jeżeli nie korzystamy z ułatwień. Mówię to porównując do swoich doświadczeń z NG+7 w DS3 i NG+3 w Sekiro. Po pierwszym przejściu ER próbowałem dla odskoczni pierwszy raz w życiu zagrać w pierwsze Dark Souls, bo wiele słyszałem o bossach, lokacjach itp. Pierwszych sześciu bossów głównych przeleciałem biegiem bez problemów za 1-2 razem bez żadnego specjalnego levelowania czy dodatkowej eksploracji i wydaje mi się, że wszyscy razem wzięci byli łatwiejsi od pierwszego mini-bossa w ER. Krótko mówiąc zero wyzwania. Dlatego na razie odłożyłem tą zasłużoną klasykę i szybko wróciłem do ER. Tych osławionych Ornstein i Smough z „jedynki”, o których często słyszałem, na pewno sprawdzę przy najbliższej okazji, ale mam takie podskórne przeczucie, że to mogą być sentymentalne wspominki weteranów soulsowych, których oczywiście pozdrawiam :-)
Generalnie dla mnie nie ma wątpliwości, że DSR jest dużo łatwiejsze (DS2 trochę mniej), bo ilekroć wracałem do niedokończonych spraw w DS3, to znowu mnie tłukli jak wcześniej.
Przeciez to nie jest zadne zepsucie gry tylko wybor gracza ktory lepiej sie bawil eksplorujac niz tlukac bossow na niskim levelu i chyba zdawal sobie sprawe z tego co robi i jakie beda konsekwencje.
Zepsucie gry to dla mnie wybor najnizszego poziomu trudnosci w takim RE3 i narzekanie ze gra byla za krotka.
Typowy problem stałych poziomów przeciwników. Jeszcze w ER ma to uzasadnienie, choć jest jasnym sygnałem, że gra jest jednak liniowa, w sensie zaprojektowania w taki sposób, że jednak powinieneś przechodzić zaplanowaną ścieżką bo możesz sobie pogorszyć wyzwanie.
Ale jednak tu ma to ręce i nogi, bo słabszy gracz może iść podjąć się innych wyzwań i jakoś podbić moc postaci, żeby pokonać coś "na jego level" co go przerastało.
Ale np. w Cyberpunku to był po prostu gwóźdź do trumny. Banalnie proste zadania poboczne które spotykamy absolutnie wszędzie. Jeżeli się człowiek cierpi na syndrom FOMO i będzie robił każdy znacznik jaki koło niego się znajduje to szybko dobija do momentu, w którym gra nawet na najwyższym poziomie trudności staje się żenująco prosta.
Znaczy CDPR nie podumało jeszcze bardziej i wprowadziło ten archaiczny system zielony-żółty-czerwony, czyli sztuczne modyfikatory zależne od różnicy poziomów, przez które możemy ukończyć grę używając samych pięści a nie inwestując w nie nawet punktu umiejętności.
Jednak skalowanie poziomów to najlepsze rozwiązanie o ile jest mądrze zaprojektowane, bo z jednej strony powinniśmy mieć ciągłe wyzwanie a z drugiej nigdy nie powinniśmy poczuć, że nie rozwijamy postaci.
Skalowanie gdzie widać rozwój postaci? To istnieje takie? Chyba tylko jeśli rozwój to same nowe skille, bronie, ataki itp. Bo przy cyferkach nie zadziała
W takim WoWie miałeś typowe archaiczne fixed levele przez większość istnienia tej gry bo trudno to było inaczej zrobić te dwie dekady temu. To właśnie są korzenie wyznacznika zielony-żółty-czerwony tylko że np. CDPR dał ten archaiczny system z MMO do nowoczesnych singlowych tytułów bo był zarówno w Wiedźminie 3 jak i Cyberpunku choć racji bytu nie miał.
A w takim WoWie Blizzard już to ogarnął i teraz masz skalowanie ale nie czujesz jednocześnie braku progresu bo zmieniono punkt nacisku. W tym momencie za progress podczas levelowania odpowiadają nowo nabyte umiejętności które dają nam więcej opcji i możliwości a w end-game zdobywanie wyposażenia dzięki czemu na początku jesteśmy słabi i jednego przeciwnika trudno nam pokonać a po roku grania wchodzimy we wszystko jak w masło.
Ale opcji jest dużo więcej, może być niesymetryczne levelowanie gdzie pewne aspekty naszej postaci zaczynają wyprzedzać archetypy przeciwników, może być pół-fixowany system gdzie dany przeciwnik ma określony zakres skalowania czyli skaluje się np. w przedziale 30-50 level albo skaluje się do póki nie zaczniemy z nim walki jak tylko go "uaktywnimy" to już na tym poziomie pozostanie a my możemy rozwinąć się dalej.
Serio, opcji jest dużo tylko ze skalowaniem jest jak z CGI w filmach, ludziom źle się kojarzy bo dobrze zrobionej pracy nie zauważysz a w oczy rzuca się tylko ta źle zrobiona. I tak przykładem CGI może być Hobbit tak przykładem skalowania może być Oblivion. A zarówno CGI jak i skalowanie jest w całej masie gier, których byśmy o to nawet nie podejrzewali.
Skalowanie w grach, tego nam właśnie trzeba ->
spoiler start
Nie
spoiler stop
Brawo, wstawiłeś śmiesznego mema idealnie pasującego do tego co napisałem
w oczy rzuca się tylko ta źle zrobiona
I podałeś memik o Skyrim który jest przykładem złego skalowania (choć i tak znacznie poprawionego w stosunku do Obliviona).
Widzę, że ktoś chciał sobie poprawić ego, no i wkurzyć innych, chwaląc się jak jemu łatwo w ER. Brawo.
A tak w ogóle to ja Malenię na jednego strzała rozwaliłem, obie formy oczywiście. Na pierwszym levelu.
Ja upadłem pod naporem niedociągnięć - już ograłem może 10 tytułów w międzyczasie. Za dużo błędów projektowych.
1. Nie podobają mi się projekty bossów - totalna kaszana jak dla mnie, brak myślenia. Moby zachowują jakieś jeszcze reguły, ale bossowie? Już lepiej wypada Monster Hunter World - również nie lubiany przeze mnie, przez mechanikę walki i słabe podejście do walki z dużymi przeciwnikami jak na obecne czasy. Przeszła mi frajda walki z t-rex'em z pierwszego tomb raidera z lat 90tych, a i tak z bronią palną wydaje się lepiej to być przemyślane i szukanie terenu, żeby nie iść jak jakiś idiota.
2. Wszystkie lokacje wyglądają niemal identycznie i są jak fasady - brak detali, npc, życia, użyteczności, malowanie trawy się skojarzyło...
W Skyrim'ie jak jest jakiś projekt lokacji to dajmy np dźwignia otwierajaca drzwii - jest w pobliżu np. za okienkiem straży przepuszczającej dalej. W ER jak otwieram dźwignię to potem idę setki metrów do lokacji z drzwiami - totalnie bez sensu rozmieszczenie pokoi, lokacji, typów mobów - oby tylko zapchać otwarty świat.
3. Na wszystko bym przymknął oko, ale logika expienia i zmiany lokacji zapisu - już z ogniskami w Horizon Zero Dawn ciężko mi było przełknąć, a tutaj jakieś głupie pomysły, byle by zrobić wyższy poziom trudności. Najgorszym pomysłem, który jest jak większość innych słabości tej gry niedociągnięciem jest brak możliwości ataku w osi pionowej, sztywność animacji,.... Dodając głupie skakanie po latających/wystających/skarpach na koniu czuję się jak w Mario Bros.
Jak ktoś lubi się zniżać do poziomu Mario Bros to - ok będzie tą grę lubił, ale przy tak wielu niedociągnięciach z walką dla mnie ta gra poczeka i się raczej pozytywnej opinii nie doczeka. Jeszcze bym zniósł pozytywne opinie, ale Masterpiece? Mastershit chyba i przekręt marketingowy stulecia.
Myślę, że to co autor wymienia za wadę, to tak naprawdę spora zaleta. Głownie dla tego, że tą grą mogą być zaciekawieni ludzie, co zawsze myśleli o soulsach ale nie mieli psychy na granie i padanie co chwila. Najlepszym rozwiązaniem było by dodanie dopisku poziomu trudności do misji jak to miało miejsce np. Wiedźminie 3, gdzie pisało czy twój poziom jest odpowiedni czy jednak misja będzie dla ciebie trudna, bardzo trudna, bądź łatwa. Ktoś kto by oczekiwał wyzwania od bossów fabularnych szedł by już jak znacznik zaświeci się na zielono, a inni by dalej expili postać by być mocarnym wojem co taki boss nie stanowi żadnego problemu
nastepnym razem bedzie pamietal zeby isc za fabułą poki dajesz rade a pozniej zbaczac z toru,d jak nie bedziesz dawal rady
Tak to jest z tymi otwartymi światami. Nawet w takim Wieśku 3 można poczuć znurzenie pomimo że twórcy bardzo się starali zapełnić świat ciekawymi zadaniami. A w ER to faktycznie zasnąć można jak tam tylko szukanie kwiatków i mordobicie jest nonstop.
Mały dopisek dla i w trosce o nowych graczy, którzy zawsze stronili lub odbili się od wcześniejszych soulsów, a teraz chcą spróbować lub próbują pierwszy raz ER. Absolutnie grajcie i nie bójcie się. Tylko pamiętajcie o dwóch sprawach w kontekście tego artykułu:
1) Jeżeli przeczytaliście artykuł i pomyślicie, że wystarcza tylko podbić wysoko LV, aby przejść tą grę na luzie to uważam, że to bardzo mylące. Jeśli autor rzeczywiście skończył grę bez problemów to oznacza, że jest bardzo doświadczonym graczem soulsowym i ma je w palcach, wykorzystał co trzeba w grze, a Level mu tylko trochę pomógł.
2) LV w tej grze jest rzeczą względną i sama liczba jeszcze nic nie oznacza. Jeżeli dwóch przypadkowych ludzi mówi, że mają LV 100 i 200, to nie wiem jeszcze któremu będzie łatwiej przejść grę. Graczowi z LV 200 może być trudniej niż graczowi na LV 50, w zależności od tego jak wykorzystają i jak rozdysponują te punkty LV w kontekście swojego świadomie tworzonego builda. Mówienie, żeby podbić sam Level to jak próba strzelania z ciężkiej armaty do myśliwca, którego należy załatwić bronią precyzyjnego naprowadzania i rażenia na mniejszym LV.
Build to bez wchodzenia w szczegóły i w uproszczeniu: rodzaj broni i atrybutów + ewentualnie weapon arty i efekty typu krwawienie czy mróz + powiązane talizmany i eliksir, na których chcemy bazować i świadomie rozwijać, ewentualnie zwykle mniej ważne ubiór, tarcze, consumables. Zostawmy inne rzeczy typu summony. Jak ktoś to robi bez pomysłu to rozrzuci punkty LV bez sensu, jeszcze gorzej bez synergii ze swoją bronią i jej skalowaniem, i nic mu to nie da. Okaże się, że wekspiliśmy wysoki LV a broń nadal słaba, nie zadajemy dużych obrażeń i szybko giniemy. Przykładowo, magicy potrzebują wbić 60 a potem 80 w Inteligencję, aby mówić o podobnej efektywności co Dex czy Str przy 40. Doświadczony gracz Str czy Dex najpierw zainwestuje w te Str czy Dex i po kilku punktach będzie skuteczny. Mniej doświadczony gracz będzie się rozwadniał i słusznie chronił przez inwestycję w Vigor i inne, aby nie ginąć za szybko, co chwila dobijał punkty w różne atrybuty, aby mieć wystarczająco staminy, udźwigu itp. Dodatkowo jest w tej grze oczywiście wiele broni i buildów OP (katany z powerstance'm, zakrzywione miecze z krwawieniem, nawet głupi harpun z mrozem, przemyślana magia, buildy hybrydowe z faith itp. itd.), ale wymagają one przemyślanej konstrukcji, obudowy i używania, i same z siebie nic nie gwarantują w trudniejszych sytuacjach czy bossach.
Przykład na względność LV. Rozplanowuję i ćwiczę obecnie swój pierwszy osobisty speedrun w oparciu o Str i najcięższą broń w grze - młot Niszczyciel Olbrzymów, waga 26,5 i minimalne wymagania Str 60. Początkujący gracz bez doświadczenia, który wpadnie na pomysł, że najłatwiej największą bronią, wyekspi te 60 Str. Potem zobaczy, że nie może jej udżwignąć i wyekspi Endurance. Potem jak już ją dźwignie, to zobaczy, żeby jeszcze trochę ulepszyć staminę, aby nią wygodnie pomachać. Potem jeszcze będzie chciał podbić Poise > 50 i będzie się próbował chronić za silną zbroją i wysokim HP. Znowu Endurance i Vigor. W sumie bez pomyślunku dobije tak może do LV 200 i już będzie mógł poczuć jakiś power. Ja planuję zacząć jako Hero, pobiec do Cealid po GUTS (Colossal Greatsword), zebrać Ikonę Radagona Str i inne +5, łezkę do eliksiru na Siłę czasowo +10, talizman na siłę +5, talizman garnek na mega wzmocnienie udźwigu, talizman na podbicie staminy i PŻ, talizman na wzmocnienie ataków z podskoku, nakrycie głowy Str+2, płaszcz na wzmocnienie ataków z podskoku, wreszcie przed stolicą zmienię GUTS na Niszczyciel Olbrzymów, do którego z takim buildem potrzebuję teoretycznie min Str 18 z czystego LV + 5 + 5 z talizmanów + 2 z nakrycia głowy + czasowo 10 z eliksiru = 40, i dalej +50% czyli dodatkowe 20 za trzymanie oburącz i mam minimalne 60, choć w tym miejscu będę miał już bzowy Str 30, aby nie przejmować się czasowym eliksirem. Plus miejsca na talizmany. Czyli mogę to zrobić teoretycznie z LV o 35-40 mniejszym niż ktoś bez wcześniejszego doświadczenia. Jeżeli będę miał problemy z przeciążeniem, to nie będę koniecznie od razu na siłę ekspił Endurance dla pozbycia się fat rollingu, tylko pobiegnę po popiół wojny Krok Wasalnego Rycerza. Przy takim podejściu szybko mogę też osiągnąć drugi młot w drugiej ręce do powerstance'u , co będzie prawie nieosiągalne dla normalnie ekspiącego gracza. Podsumowując, LV 50, 100 czy 200 - względna sprawa. Lepiej pomyśleć co Miyazaki dał nam do ręki ;-)
Ja już zdążyłem zapomnieć o Elden Ring i raczej nigdy do niego nie wrócę, w przeciwieństwie do soulsów 1-3, a nawet do dwójeczki.
W sumie to chyba moje największe rozczarowanie w przygodach z grami, choć przecież sama gra zła nie jest i dała mi kilka godzin względnej przyjemności jeśli chodzi o rozgrywkę i kilka estetycznych uniesień. Większość czasu jednak nudziłem się i obijałem o ten otwarty świat, który naprawdę fenomenalnie wygląda z daleka, w panoramie, jednak gdy się do niego zjedzie, oprócz kilku walk i znajdziek nie ma tam zupełnie nic. Postaci które spotykamy plotą te soulsowe smęty, które jeszcze bardziej ten open world rozwadnia. Szkielet ER to DS3, brak mu własnej tożsamości jeśli chodzi o gameplay i narrację, a Lordran i Yharnam gniotą Ziemie Pomiędzy w każdy możliwy sposób, wyjąwszy technologiczny. Rozumiem jednak że masie ludzie ER sprawił wiele radości i to jest jak najbardziej w porządku.
Autor tekstu ma trochę racji. Sam nie miałem większych problemów z wymienionymi lokacjami i bossami, np. dla mnie barierą nie do przejścia była gwiezdna bestia na górze ponad wulkaniczną posiadłością, bo uparlem się że muszę ją zabić, gdybym miał lepszy ekwipunek padlaby szybciej. Nie mniej gra jest rewelacyjna, spędziłem ponad 160 godzin, do platyny brakuje mi odnalezienie zaklęć i zakończenie z szalonym płomieniem. Nie mogę się doczekać dodatków, bo jeżeli będą takie jak do dark souls albo bloodborne to aż mam ciary.
Dla mnie top gier wszech czasów, na półce stoi obok wiedzmina 3, rdr2 i hirołsów
Powiem szczerze. Zarejestrowałem się by komentować bo już nie mogę patrzeć na te „artykuły” choś sam kiepski ze mnie poliglota. A tutaj…
A więc podsumujmy:
„Jedną z tych rzeczy, które szczególnie błyszczą w Elden Ringu, stanowi otwarty świat.”
Nie ma tu czegoś jak otwarty świat. Żeby przejść z lokacji do lokacji musisz albo zrobić jakiegoś questa (o którym często nawet nie masz nawet pojęcia, że robisz) albo po prostu chodzić jak głupi koło jakiegoś wzniesienia by dostać się do drzewka, które koniec końców nic Ci nie daje.
Ogólnie świat jest mały i mało dostępny. Weźmy tu np. dla porównania Wiedźmina 3 czy Skyrim.
O fabule w samej grze to ni słychu, samo eksplorowanie świata jest co najmniej wciągające ale zastanówmy się jak do tego doszło bo ja nie wiem…
Nasz recenzent grał w grę przed premierą. Hm,.. To skąd już wiedział po jednym bossie żeby nie śpieszyć się z innym? Stary, wyprzedzasz fakty. To trochę tak jak z tymi youtuberami: „jak zdobyć super broń dla początkującego? Zapraszam do oglądania tylko najpierw musicie pokonać X bossów..”
„Przemierzałem Ziemie Pomiędzy sam, w dodatku w trybie offline, by nie kusiło mnie korzystanie z podpowiedzi zostawionych przez innych graczy.”
I znowu, grał przed premierą i już unikał podpowiedzi od innych graczy (swoją drogą to są beznadziejne, bezużyteczne i głownie tylko przeszkadzają w grze…) bo mogły mu popsuć grę. Panie recenzencie, skądś ty się tego domyślił?
„zahaczyłem również o Jeziorną Liurnię oraz Caelid”. – Szybko żeś obczaił całą mechanikę gry. Ciekawe że Lwi wynaturzeniec i ryczerz tygla to się pojawiają po pokonaniu Radahna a nie odwrotnie…(?): „mam na myśli to w Boskiej Wieży Caelid – czy duetem Lwi Wynaturzeniec i Rycerz Tygla zapamiętam na długo. Chciałem zmierzyć się też z Radahnem... na szczęście jeszcze nie mogłem.”
Hm, no i żeś całkiem szybko rozkminił jak się dostać na płaskowyż Altus przy tak niskim poziomie.
Niech złote drzewo podpali zapalniczką ten kto za pierwszym razem Radahna ubił. (Ja na serio pytam).
„Po pokonaniu Ognistego Olbrzyma – ten przynajmniej sprostał swojej internetowej legendzie, choć wystarczyło mi pięć, dziesięć prób, by go zgładzić – odniosłem (błędne) wrażenie, że powoli zbliżam się do końca gry.” – naucz mnie tego miszczu– ja nie wiedziałem, ze jego legenda krążyła po sieci już przed premierą gry…
No cóż. Nie wiem jak wy ale ja niemal zawsze przy pierwszej próbie starcia z bossami ginę. A czemu? Bo za kija nie wiesz jak dany boss cię zaatakuje, czym i jak ty go możesz zaatakować. No ale oczywiście dla naszego recenzenta takie rzeczy były wiadome już przed premierą…
„Reżyser Elden Ringa Hidetaka Miyazaki zapewniał w przedpremierowych wywiadach, iż jego zespołowi przyświecał cel, by stworzyć produkcję nastawioną na przezwyciężanie trudności poprzez wykorzystywanie sprytu, analizę, zapamiętywanie pewnych prawidłowości i naukę na własnych błędach.” – no cóż widać niektórzy znają się na soulsach – nie ważne jaka gra spod skrzydła FromSoftware wyjdzie.
Więc zreasumujmy podsumowanie:
Autor jest graczem wybitnym opisując grę zaczynając od grania w nią jeszcze przed premierą a kończy jakby ją z 20 razy przeszedł. Ni ładu ni składu i do tyłka to niepodobne a to wszystko jeszcze długo przed napisaniem tego, że się tak wyrażę ‘tekstu”. Wiecie czego tu brakuje? Otóż co chwila przerywników w nawiasie typu "gra autor"...
Pozdrawiam ??
Ogólnie świat jest mały i mało dostępny. Weźmy tu np. dla porównania Wiedźmina 3
Nie troluj. W W3 żeby wyjść poza pierwszą lokację musisz zrobić całą masę questów, inaczej jest zamknięte. Podobnie żeby wyjść poza drugą lokację, itd. Zajmuje to wiele godzin grania. W ER żeby wyjść poza pierwszą lokację musisz pokonać jednego bossa co wprawnemu graczowi zajmuje 15 minut, a żeby wyjść poza kolejne trzeba zdobyć po 1-2 itemki czy znaleźć przejście po prostu, co zajmuje kolejne 15-30 minut. Ogólnie cały świat możesz mieć dostępny w godzinę. W W3 to dopiero z tutoriala wyjdziesz w tym czasie. Co nie zmienia faktu, że W3 to wspaniała gra, ale używanie go jako argumentu że ma otwarty świat a ER nie mija się z celem.