Citizen Sleeper | PC
Z opisu brzmi nieźle, ale ten styl graficzny do mnie nie przemawia
Z dwóch gier otwarcie krytykujących kapitalizm, z jakimi miałem ostatnio do czynienia (trzech, jeśli liczyć „Widmo wolności”, ale akurat „Cyberpunk” jest pod tym względem co najmniej mętny, jeśli nie schizofreniczny) to „Citizen Sleeper” podobał mi się bardziej. „Cruelty Squad” może i jest zabawne, ale koniec końców to przeładowana gagami hiperintensywna gonitwa myśli i wrażeń, za którą zdaje się nie stać żaden głębszy światopogląd jego twórców. „Citizen Sleeper” jest zgoła inne – powolne, medytacyjne niemal, przemyślane.
Bardzo spodobały mi się mechanizmy leżące tu u sedna rozgrywki – rzucanie wirtualnymi kośćmi i wydawanie ich na spełnianie rozmaitych zadań w świecie przedstawionym, którym jest ogromna stacja kosmiczna. Gdy podchodziłem do tej gry po raz pierwszy (i odbiłem się po kilkudziesięciu minutach) miałem z jakiegoś dziwnego powodu wrażenie, że akcja „Citizen Sleepera” odgrywa się na niemal pustym kosmicznym wraku, podczas gdy nic nie mogłoby być dalsze od prawdy – „Oko” to tętniąca życiem metropolia wypełniona restauracjami i knajpami, osiedlami mieszkalnymi, urzędami itp.
Gdy się przed nami otwiera, mamy wrażenie, że tego wszystkiego jest aż za dużo, że nie ma szans, byśmy się z wszystkim wyrobili na czas. Ekonomia gry reprezentuje jeden z tych mądrych projektów, w których na początku wszystko wydaje nam się za drogie i ledwo wiążemy koniec z końcem, by na końcu świetnie sobie radzić, ale dalej nie móc sobie pozwolić ot, tak na wszystko, czego zapragniemy (w niedawnym „Roadwardenie” było podobnie).
Narracja jest rozbudowana i wielowątkowa, z kilkoma różnymi zakończeniami, a fabularne rozszerzenia jeszcze dodają do gry ciekawe historie poważnie mieszające nam w rozgrywce i wymagające od nas jeszcze więcej mądrego zarządzania danymi nam zasobami (w tym naszym czasem). Choć jest to w przeważającej mierze powieść wizualna, czuć tutaj pewne inspiracje „Disco Elysium” (choćby w tym, jak gra się prezentuje), co akurat jest super, bo po prostu bardzo liczyłem na to, że nowe produkcje będą garściami czerpać z fantastycznego dzieła ZA/UM. Ale podczas gdy tytuł Estończyków rzucał nas na głęboką wodę skomplikowanej detektywistycznej intrygi, „Citizen Sleeper” jest głównie opowieścią o adaptowaniu się do nowych okoliczności, o budowaniu sobie nowego domu gdzieś, gdzie nigdy nie spodziewalibyśmy się znaleźć. Choć stawki bywają wysokie, przeważnie jest to bardzo osobista historia, dla nas dzisiaj być może abstrakcyjna w swej fantastycznonaukowej osłonie, ale mimo to rozpoznawalna.
Dlatego naprawdę ciekaw jestem, w którą stronę pójdzie zapowiedziany już „Citizen Sleeper 2” – czy wciąż będzie sprawiał wrażenie intymnego, ciepłego i bliskiego, jak robi to jego poprzednik, czy zagubi się gdzieś w odmętach kiczowatej space opery?