Joe Russo wyjaśnia czemu filmy Marvela mają tyle gagów
Gagi mówicie?
Marvel właśnie dzięki umiejętnemu połączeniu humoru i powagi utrzymuje popularność. Dzięki temu że ludzie tam wiedzą, kiedy dać żart a kiedy utrzymać poważny wątek, to te filmy cały czas utrzymują w miarę dobry poziom, nawet pomimo schematyczności i powtarzalności kolejnych filmów.
Tom Holland i Tom Hardy nie radzą sobie zbytnio z odpowiednim dawaniem humoru imo.
Mam nadzieję że po dość smutnym (bardzo dobrym) zakończeniu NWH będzie tylko lepiej z pająkiem.
Tak jak lubię filmy Marvela (czy lubiłem bo po Endgame prawie nie oglądam) tak ich humor mnie strasznie męczy. Widać, że jest robiony na siłę i odmierzany linijką tak aby odpowiednio wpasować film w schemat śmiech/akcja/poważnie.
Może zabrzmi to dziwnie, ale zdecydowanie bardziej podobał mi się humor w Lidze Snydera. Był znacznie mniej wymuszony i sprawiał wrażenie czegoś co faktycznie bohaterowie mogliby powiedzieć w danej sytuacji (jak Batman żartujący że pracuje dla Alfreda), fajnie też budował nastrój filmu i charaktery postaci (scena z herbatą, Wonder Woman i Alfredem).
W przypadku MCU mam wrażenie, że filmy nie biorą się same siebie na poważnie. I nie jest to zrobione w stylu Deadpoola gdzie łamanie czwartej ściany i gra konwencją była wpisana w charakter filmu. W MCU mamy po prostu nieustanne mruganie okiem do widza, że "to wszystko i tak nie jest na poważnie". I na krótką metę jest to nawet w porządku, filmy bardziej stonowane jak "Zimowy Żołnierz" się bronią, ale już ukochany przez wielu "Thor: Ragnarok" był tak przesycony nabijaniem się z samego siebie, że kompletnie nie byłem w stanie cieszyć się tym filmem.
Przecież humor w JL Snydera był tak kiepsko wykonany, że daj spokój. Jedynie Aquamen i czasem Flash dawali pod tym względem radę. I ten żarcik Batmana o mocach i pieniądzach. Kompletnie nie pasował mi do postaci Bruce'a.
Marvel też czasem przegina z żartami, ale nawet te kiepskie są wykonane parę poziom wyżej niż te w JL.
Świetnie za to siadało to w pierwszej Wonder Women, Aquamenie i Shazamie. Tutaj miałem wrażenie, że wszystko leżało idealnie w moment i pasowało do charakterów postaci.
A co do Thora - uważam, że właśnie dzięki temu nabijaniu się z siebie i przerysowaniu ta postać w końcu zyskała charakter. Do tego momentu próbowali z niego robić takiego sztywnego i pełnego pychy wojownika. Sam taki charakter pasowałby, ale coś nie grało w scenariuszach i ostatecznie nie wyglądało to tak jak powinno.
Popieram
A Aquaman? Kolejna kalka Marvela, nie podszedł mi w ogóle, zwłaszcza po Snyderowskiej JL.