Jak wielu z Was pewnie zauważyło, wiele elementów naszej codzienności nie jest takimi jakimi się wydają. Przez wiele lat chciałem wierzyć we wszystkie "prawdy", we wszystkie "fakty" podawane nam na tacy za pomocą zastępów ludzi, których egzystencja zależy od humorów ich pracodawców. Wielokrotnie zauważałem bądź byłem świadkiem zjawisk niewytłumaczalnych prostym rachunkiem "prawdziwej" rzeczywistości ale myślałem, że to ja jestem błędem. Nadal tak myślę.
Niemniej (nie wiem jak uzasadnić ten tekst) zmiana jednego elementu składowego zawsze zaburza równowagę całości. Myślicie, że tak nie jest. Wiem. Ale są stałe w równaniach rzeczywistości, których nie da się ukryć bez względu na chęci, są decyzje które nie miałyby miejsca gdyby nie jakieś losowe zdarzenie antropogenne sprzed tysięcy lat, są twory które nie istnieją dla dobra ludzkości, tylko dlatego że nie chcą się zmienić. Tolerancja.
Tolerancja jest słowem kluczowym naszej epoki. Czym jest podyktowana? Do czego służy tolerancja? Jaka jest geneza tolerancji w naturze? Są rzeczy, których nawet Einstein by nie opisał w prosty sposób, są również zagadki których nikt nie rozumie bo nie chce ich zrozumieć. Czym byłaby zgoda ze stwierdzeniem, że śmietniska są nam do niczego niepotrzebne i powinny być zlikwidowane? W normalnych czasach byłaby podpisem pod spędzeniem kilku lat na grzebaniu w azbeście, ale w naszych czasach jest tylko "like'iem", aprobatą. W matematyce, fizyce i różnych naukach tolerancja występuje w podobnym aspekcie ale jest nazwana wprost. Tolerancja błędu. Jakiego babola można zrobić, żeby nie było super ale dało radę? Jakie błędy są "złe", a jakie można jeszcze jakoś wykorzystać? Jakich pracowników zatrudnić, żeby nie zwracali uwagi na "chciane" błędy? Na co muszę się zgodzić, żeby dostać to co chcę? Kogo tolerować, jakie błędy wykorzystać, na kogo zrzucić winę żeby było ładnie? Kto sobie zadaje takie pytania?
I wreszcie tolerancja własnego debi*izmu. Im więcej rzeczy człowiek toleruje, tym bardziej mu się nie chce zachowywać perfekcji. No bo kurczę, tolerujesz afroamerykanina z wielkim p bo tak mówi telewizja, tolerujesz śmieci, tolerujesz konsumpcjonizm, tolerujesz ciąże po alkoholu (bez procentów by nie wyszło), tolerujesz używki, tolerujesz zachowanie dyktatorów... Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Wyjaśnienie jest proste. Są błędy kardynalne, które każdy kiedyś popełnił/wie że może popełnić, a które bez tolerancji by taką osobę, hmmmm..., eliminowały? Im większe błędy tym większa tolerancja.
Więc wystarczy pozbawić społeczeństwo mechanizmu "samosądu", możliwości karania się nawzajem (skoro wszyscy są "nieidealni"), dążenia do harmonii nie tylko między ludźmi lecz również ze środowiskiem. Jak? Tolerancja błędów. Już w szkole uczą, że ściąganie czasem jest dobre. Miłe dzieci mają lepsze oceny, bo się zgadzają. Nie można krytykować starszych. Dobrzy ludzie pozwolą Wam na błędy, jeśli Wy pozwolicie im na błędy, czyż nie?
Tolerancja błędów. Mówi Wam coś "Cyberpunk 2077"? To jest objaw. Gra nie była zła, ale studio nie dążyło do perfekcji, bo po co? Ktoś ich ukarał? Elden Ring ważył na moim dysku około 48gb. Gra zajeduża, bez podziału na lokacje (bez ekranów ładowania), cały świat żyje w tej grze, czasem są błędy, bugi ale chodzi o rozmiar - 48 gb. Gry nie muszą zajmować 200 gb. Komputer nie korzysta w trakcie gry z 8 rdzeni. Tak naprawdę system operacyjny prawie nigdy w trakcie całego swojego istnienia nie wykorzysta w pełni, jednocześnie więcej niż 2,3 rdzeni. Gry nie idą w stronę realizmu, ultrarealizmu, Elden Ring wygrał rynek z grafiką gorszą od wielu konkurentów (wszystkich AAA?).
A teraz pytanie z cyklu "czy wiesz co widziałeś?". Kto toleruje błędy tych gier? Jak daleko od perfekcji mogą teraz odejść te studia, żeby dalej było fajnie? Efektem ilu błędów jestem ja? A ty?
Prima Aprilis