Ja mam takich kilka:
- kaszanka - obrzydzała mnie, ale zjadłem raz na grillu po paru piwach i teraz ją kocham, szczególnie z cebulą przysmażoną, kaszanka + piwo to smak grilla i lata!
- tatar - obrzydzała mnie, potem zjadłem, i się zakochałem w nim, tylko że nie lubię z płynnym jajkiem (zaraz wymiotuję)
- twaróg - nie cierpiałem, a teraz uwielbiam
- zupy z makaronem - kiedyś jadłem tylko z ziemniakami a teraz sobie nie wyobrażam zupy bez makaronu, no chyba że chodzi o grochową lub krupnik.
I uwaga:
- Gołąbki - pierwszego zjadłem że dwa lata temu dopiero, zawsze jakoś nie chciałem, miałem uraz z dzieciństwa, pamiętam że starzy mi wciskali gołąbka, a ja wtedy miałem fazę że mięsa nie cierpiałem...teraz kocham i właśnie gotuję gar.
A u was jak to było?
Mm mmm mmmm!
Gołabeczki prezentuja się wybornie
U mnie kuchnia azjatycka.
W czasach studiów, czyli szmat czasu temu gdy orientalne knajpy dopiero powstawały ekipa z firmy, w której byłem na praktykach wyciągnęła mnie do chińskiej knajpy. Ogólnie wydawało mi się, to paskudnym żarciem w dodatku dość drogim (byłem dwa razy by wykluczyć zły wybór dań). Po jakimś czasie, ze 3-4 lata później dałem się namówić w nowej robocie na ponowne spróbowanie chińskiej kuchni i naprawdę mi zasmakowało.
Okazało się, że winna była nie tyle zmiana moich gustów kulinarnych a fakt, że za pierwszym razem byłem w sieciówce, która słynie z niewiarygodnie paskudnego żarcia i tylko udaje knajpę z lepszej półki i nawet tanie budy z orientalną kuchnia oferują lepsze dania.
A co do gołąbków, jedyne prawilne to te w sosie własnym! Najpierw obsmażone w kapuście a potem uduszone. Te pomidorowe jedzone w większej części kraju nigdy mi nie smakowały. Na północy, zwlaszcza na Kaszubach królują właśnie w sosie własnym.
A co do gołąbków, jedyne prawilne to te w sosie własnym! Najpierw obsmażone w kapuście a potem uduszone. Te pomidorowe jedzone w większej części kraju nigdy mi nie smakowały. Na północy, zwlaszcza na Kaszubach królują właśnie w sosie własnym.
O tak, tak... tylko w sosie wlasnym i pozniej bardzo mocno podsmazone na patelni, az kapusta zbrazowieje.
Dla mnie czym bardziej pomidorowe tym lepsze, a do mięsa lubię dodać cebuli lub czosnku odrobinę, smaku to dodaje.
Koszmary z dziecinstwa, bez ktorych dzis nie wyobrazam sobie egzystencji
jajecznica
vontrobka
brukselka (ale z piekarnika)
Nie mam takich potraw, czego nie lubiłem od dziecka, tego nadal nie lubię.
No dobra, może do placków ziemniaczanych nieco się przekonałem, ale do miłości do nich to mi wciąż daleko (matka robiła ohydne, poprawnie zrobione są znośne, ale to nadal nic specjalnego).
Hmm, ja w zasadzie od zawsze byłem "śmietnik", zjadłem wszystko co mi się podsunęło ;) Jedno co tylko pamiętam, to wczesna podstawówka (a to był początek lat '90) obrzydziła mi mleko. Wciskali nam je na siłę i to wcale nie było tak że nalali świeżego i pij, tylko nie wiem ile czasu musiał stać kubek zanim taki mały człowieczek dostał go do ręki, bo na wierzchu zawsze był paskudny kożuch. Wiem że to może wydać się śmieszne, bo dla mnie samego cała ta sytuacja jest absurdalna, ale mój mózg i organizm nie do końca sobie poradziły z tą "traumą", bo przez wiele lat nie byłem w stanie napić się mleka, jak tylko je powąchałem, dosłownie miałem odruch wymiotny. Kakao wypiłem, bez najmniejszego problemu, ale czystego mleka za cholerę. Jeżeli dobrze pamiętam to już pełnoletni byłem gdy udało mi się przełamać tą niemoc.
Barszcz czerwony z uszkami, jako dziecko nienawidziłem ,a teraz kocham.
Za dzieciaka niecierpiałem szpinaku, teraz jak jem np. rybę to kilogramami mogę jeść szpinak.
Ja akurat szpinaku za dzieciaka nie jadłem, zjadłem pierwszy raz niedawno dosyć, w gościach, gdy podano kurczaka pieczonego ze szpinakiem - niebo w gębie.
Teraz często jem też szpinak z makaronem, nie odwrotnie, bo tyle szpinaku walę - kocham smak tego warzywa.
Szpinak? Tylko jako dodatek - np. do łososia, ewentualnie składnik jakiegoś nadzienia itp. i obowiązkowo ze śladową ilością czosnku, a najlepiej bez.
- Placki ziemniaczane
- Marchewka z groszkiem
- kotlety mielone
Jaki ja byłem głupi... Jak można tego nie lubić?
No właśnie, jeśli już, to miałem sytuację odwrotną, jakiś czas temu przez dłuższy okres kompletnie straciłem ochotę na falczki i wątróbkę, wydawały mi się wręcz paskudne. Ale mi przeszło.
Oj tak, flaczki. Kiedyś bym tego kijem nie tknął, ale raz na świętach się pomylono, dostałem taką miskę, no i zjadłem. Jakie pyszności. Wątróbki do dzisiaj nie lubię, mimo powtórnego sprawdzenia smaku.
Szpinak.
W czasach przedszkola i podstawówki - zielona, obrzydliwa, stołówkowa breja. Teraz zjem w każdej ilości i formie.
Z dań to kebab. Przekonałem się do niego dopiero w mniej więcej połowie gimnazjum, jak podczas jakieś lekcji wychowawczej puszczali nam jakiś film i cała klasa w większości zadecydowała, że zamówimy sobie kebaby. Trochę się tego obawiałem, ale posmakował mi i od tamtej pory bardzo je lubię.
No ale to i tak jest pikuś przy pieczarkach i szynce. Tych nie lubiłem od małego i blokowało mi to bardzo wiele dań, które dzisiaj bardzo lubię takich jak pizza, pierogi z kapustą i pieczarkami, czy krokiety. O ile do szynki przekonałem się po prostu próbując kanapkę z szynką, tak do pieczarek podobnie jak w przypadku kebeba przekonałem się dopiero podczas szkolnego wyjścia do pizzerii, kiedy to każdemu zamówili pizzę z szynką i pieczarkami. Ta była taka dobra, że od tamtej pory zacząłem zamawiać głównie taką i do dzisiaj jest to jeden z moich ulubionych smaków pizzy.
Nowy temat od Gęstego w końcu, chyba podgrzewa oprócz gołąbków hype na jutrzejszą premierę.
Flaczki. Glod do wszystkiego czlowieka przymusi. No, a w restauracji niczego inego nie bylo wiec .....
Czernina - kiedys mnie to brzydzilo. Teraz biore dokladke.
Owoce morza czyli malze. W Polsce dla mnie to bylo niejadalne. No, ale takie swieze z polowu z cytrynka. Masakra jakie to dobre.
szpinak
Nie mam, to co mnie kiedyś odrzucało dalej mnie odrzuca - mimo prób podejścia.
Lista gdyby kogoś interesowało choć nie zainteresuje na pewno:
- brukselka - złe wspomnienia z przedszkola
- kisiel - jw
- surowa marchew - jw
- kawa zbożowa - jw
- mleko - już jako berbeć nie chciałem pić, ale np. kakao uwielbiam
- owoce morza
- podroby
- czernina
- szparagi
- flaczki
- fasolowa
- kapuśniak
- zupa owocowa - znów przedszkole
- golonka
To ciekawe jak traumy przeszkolne na nas wpływają, mój kuzyn z przedszkola wyniósł głęboką niechęć do cebuli i jest w kwestii jej wykrywania w daniach dokładny niczym pies poszukujący narkotyków. Tata z kolei ma awersję do burczaków zmiksowanych - bo również w przedszkolu koleżanka go obrzygała takowymi, oraz do makaronu świderki bo będąc w wojsku karmili ich grochówką z takim makaronem właśnie.
Ja przez przedszkole nienawidzę pasztetu i wątróbki. Nie ma bata, żebym to zjadł. Już wolę głodować.
Oprocz flakow i golonki nie jadam rowniez wszelkiego rodzaju miesnych galaretek, OHYDA :D
Oprocz flakow i golonki nie jadam rowniez wszelkiego rodzaju miesnych galaretek, OHYDA :D
Mam identycznie :)
Zapomniałem o wątróbce! Pamiętam do dziś jak nam to serwowali, takie niedosmażone puszczające juchę dziadostwo. Brrrr. Albo jaja na twardo w szarym sosie o konsystencji kleju.
Wieprzowina jako mięso w galarecie to nie bardzo, szynki spoko. Z mięs w galarecie to zdecydowanie mięso z kurczaka mi podchodzi choć nie jestem fanem.
Marchew po obróce termicznej lubię, a surowa odpada bo nam serwowali takie desery - surowa tarta marchew z cukrem zalana mlekiem albo kisiel do którego dodawali mleko na koniec.
Ja już na szczęście nie pamiętam jej smaku. Pamiętam za to, że robiło mi się niedobrze jak tylko czułem jej zapach.
Marchew po obróce termicznej lubię, a surowa odpada bo nam serwowali takie desery - surowa tarta marchew z cukrem zalana mlekiem albo kisiel do którego dodawali mleko na koniec.
O kurde, waszym kucharkom chyba się w pracy nudziło. Albo po prostu nie lubiły dzieci, że dawały wam takie coś do jedzenia. Ja osobiści lubię kisiel i surową marchewkę, no ale nigdy nie musiałem jeść takich wynalazków.
Połowa mojego jadłospisu się stała jadalna od czasów dzieciństwa. Za młodu czyli tak do 19 roku życia byłem chudy jak patyk, a dziś żre jak świnia i trzymam w sumie zrównoważoną wagę.
Ja tam nigdy nic do Duńczyków nie miałem.
Chyba tylko mizeria. Pół życia nie mogłem na to patrzeć, raz mi ktoś podsunął i powiedział że inna, z czosnkiem.
Polubiłem i od nastu lat jem tylko z dużą ilością czosnku.
Edit, a jeszcze szpinak ale też musi być dobrze doprawiony. Dużo czosnku i magi i oczywiście całość w formie papki. Idealny np. do makaronu z kurczakiem posypanego gorgonzollą.
Do wątróbki nigdy nic nie miałem - całe kawałki, usmażona z cebulką i do tego ziemniaki i ogórek kiszony. Zjeść można, byle nie za często. Natomiast drugie życie dostała u mnie gdy żona pokroiła ją w kostkę, usmażyła z dużą ilością świeżej papryki, cebuli i czosnku, do tego trochę chilli i powstaje mega żarło w stylu gulaszu bardzo pasujące do np. upieczonej bagietki.
Mizerii nie cierpię, próbowałem się przekonać ale nie, za słodkie, co innego TzaTziki - to najlepszy sos na ziemniaki do kotleta ever.
Smak mizerii jest zależny od doprawienia. Jeśli nie dodasz nic oprócz śmietany, to będzie taka słodko kwaśna i generalnie będzie średnio smakować, ale jeśli dodasz do niej soli i trochę pieprzu, to jest to niebo w gębie. Moja ulubiona surówka od czasów dzieciństwa :D
Mizeria. Kiedyś po prostu nie mogłem na to patrzeć.
Jak byłem dzieckiem to nie lubiłem pomidorów, na szczęście mi przeszło.
Może nie to że teraz uwielbiam, ale kiedyś nie przepadałem a teraz to nawet lubię:
Kaszanka
Ryby (kiedyś myślałem że ogólnie ich nie lubię ale teraz wiem że to zależy jak i z
czym pzygotowane)
Kotlety mielone
Wątróbka
Awokado
Nawet nie jak i z czym ryby, tylko jakie ryby. Wiele ryb, smakuje po prostu źle. A jak doprawisz, to czujesz wszystko tylko nie rybę;D Ja nie lubię Morszczuka i łososia. Łosoś po prostu jest dla mnie ohydny. A Morszczuk smakuje trochę gorzko. Mintaj jest bardzo dobry, ale mrożone to tragedia, bo się całe rozlatują, a świeżych u mnie nie ma. Okoń nilowy jest świetny, ale ponad 50 zł za kilo. Czyli jeden większy kawałek. No ryby niestety drogie w cholerę. A zamiennik tych dobrych rzeczy w rybie, też drogi, bo na razie paczka robaków kosztuje krocie.
Twarożek był dla mnie czymś okropnym. Jednak Odkąd w restauracji podali mi naleśnika z serem który okazał się twarożkiem- lubię twarożek :)
Tutaj mam łatwiej. W wieku 6-8 lat, przeżyłem głównie na chlebie z maszynki/ pieca(nigdy nie zapomnę smaku chleba i kartofli z blachy pieca ;D) i jak coś jadłem sensownego, to kotlet i kurczaka. I to bylo wszystko. Przeżyłem na chrupkach i słodyczach ;D Nic nie chciałem jeść, ani próbować. Ba nawet za tym mięsem(prócz fileta z kury na maśle i kitek z kury) nie przepadałem. Ryż jeszcze jadłem, i rosołek. I to było wszystko. Na koloniach w Czechach, przeżyłem także na chrupkach ilodach ;D Cukier dawał mi energię.
A potem przyszły kolejne kolonie, i mając te 8 lat, zacząłem szamać coraz więcej, czy to szpinak, czy to jarzynki. W sumie od 10 roku już jadłem prawie wszystko. Chociaż dalej nie lubię wielu owoców. Z warzyw nie lubię brokułów/ kalafiora/ brukselki, pomidorów w normalnej formie. Z dań nie lubię flaków(chociaż nie wiem, bo nigdy tego nie jadłem, ale wygląda źle ;D )cieciorka, i t edrugie danie świąteczne, nie lubię wątróbki. Chociaż ostatnio chyba dorastam do niej, bo zaczęła mi smakować coraz bardziej :) W sumie Krupnioka nie jadłem przez tyle lat, i chyba dopiero od dwóch lat jem. Ale dobry krupniok, jest ciężko dostępny ;/ Polubiłem też sporo serów.
Na przyszłość, pewnie będę marudził na robaki, a potem będę szamał z smakiem ;D