Assassin's Creed miał zwieńczyć koniec świata i podróż w kosmos
Do 4 części to miało fabularnie jeszcze ręce i nogi potem już tylko gorzej.
Część "asasyńską" serii mogliby już sobie dawno odpuścić i skupić się tylko i wyłącznie na robieniu gier akcji w ciekawych okresach historycznych. Mniej więcej od Black Flaga te całe bzdury o assasynach tylko niepotrzebnie odciągają gracza od ciekawszych elementów gry.
Nie od dzis wiadomo, ze trojka powinna sie skonczyc w bardziej spektakularny sposob.
Po prostu ktos na gorze stwierdzil, ze nie warto zarzynac kurze zlote jaja ;), to dostalismy na morde jakies dziadostwo bez skladu i ladu po serii z Desmondem.
Ubiszaft koncertowo położył zakończenie wątku Desmonda w ACIII. Straszny kryminał przez, który ucierpiały wszystkie kolejne części. Dla mnie wątek współczesny był zawsze najbardziej interesującą rzeczą w AC i marzyłem w tamtych czasach o AC dziejącym się tylko we współczesności...
Jeśli zakończenie Valhalli coś mówi, to AC3 wcale nie było końcem wątku Desmonda
Trochę nie na temat, takie luźne przemyślenia.
Marzy mi się AC w formule Hitmana. Powrót do cichego zabójcy, który unika konfliktu i bazuje na sprycie, technice, planowaniu, kamuflowaniu się, przebiegłości, podążaniu za cieniem, ukrywaniu się.
Odnoszę wrażenie, że wszystkie nowe części AC mają zadowolić poniekąd każdego, ale zupełnie zapomniano o korzeniach serii. Skradankowy tryb grania niekiedy jest wręcz niemożliwy, a najmniejsze potknięcie zamiast kończyć się śmiercią, wycofaniem i/lub szacowaniem strat - kończy się jedną wielką rzezią, gdzie trudnością samą w sobie nie jest tak oczywista rzecz, jak przewaga liczebna przeciwników, a tylko zręczność palców i sztucznie napompowane paski życia wrogów mozolnie spadające do zera.
Valhalla w pewnym sensie próbowała dać ukłon w stronę rdzenia rozgrywki i wprowadziła opcję natychmiastowego zabójstwa, jednak ta w połączeniu z głupotą wrogów prowadziła do absurdalnych sytuacji, gdzie stawaliśmy się bogiem; to nie zaszczyt stać się kimś wybitnym i inteligentnym z IQ 100, gdy reszta prezentuje poziom określany jako debilizm. Świetnie byłoby równać w górę i grać cichaczem przeciwko myślącym wrogom, gdzie walka 1 vs 1 to wyzwanie, gdzie 1 vs 2-3 to tylko w wypadku konieczności, a walka z całym tabunem przeciwników to skrajna głupota.
Ile byłoby frajdy z przechytrzenia jednego/dwóch przeciwników obdarzonych AI wybiegającej poza schemat "dostrzegłem wroga - huzia na Józia, wszyscy, AAA!". Co dopiero z przechytrzenia całej ekipy, która chroniłaby cel.
Można by się pokusić o coś na wzór systemu Nemesis, który gloryfikowałby co bardziej wybitnych przeciwników innymi taktykami, sposobami walki i strategiami, zaskakiwałby.
Podejrzewam jednak, że wtedy wiele osób by się odbiło od gry, spadła by sprzedaż, a wzrosłyby koszta (zaawansowane AI).
No nic, pomarzyć zawsze można.
Tylko, że wcześniejsze części to nie są żadne skradanki, walka jest jak najbardziej viable
Moim zdaniem, idealnym zakończeniem serii byłoby umieszczenie jej w teraźniejszości i zrobienie crossoveru z Watch Dogsem. Dostajemy otwarte współczesne miasto jako główne miejsce akcji oraz możliwość podróżowania między wszystkimi do tej pory pokazanymi miejscówkami z przeszłości (+paroma nowymi). Tylko, że tym razem sami wybieramy w jakiej kolejności się między nimi przemieszczamy.
Do tej pory teoretycznie każdy asasyn polegał na szukaniu w przeszłości poszlak istotnych dla teraźniejszości, jednak w praktyce sprowadzał się do serii misji idących po sznurku (za wyjątkiem trzech ostatnich, ale one trzymają się tytułu na ślinę chyba). Natomiast gdyby uczynić przeszłość wątkiem podrzędnym dla teraźniejszości to mielibyśmy świetny materiał na grę detektywistyczno-skradankowo-akcji czyli dokładnie to czym powinien być AC. I wtedy koniec głównego wątku byłaby automatycznie końcem całej sagi. Zwieńczeniem epopei itd.
No, ale oczywistym jest, że zamiast odejść z hukiem będą to ciągnąć aż w końcu pewnego dnia, jedna z iteracji się nie sprzeda i gra trafi w odstawkę.
Od pierwszego AC zafascynował mnie wątek ISO (pamiętna końcówka gdy des wchodzi do pokoju i te napisy) i w sumie grałem w AC tylko dla tego wątku po AC Revelations myślałem że akcja będzie już w teraźniejszości gdzie będziemy z Desmondem odkrywać tajemnice ISO a tu zonk, rozczarował mnie więc AC3 w sumie zanudził po prostu ale dotrwałem do zakończenia które w sumie było takie se bez fajerwerków i gdy zobaczyłem AC4 to już wiedziałem że oni nie mają zamiaru zrobić teraźniejszości bo nie chcą zabijać dojnej krowy i od tego czasu ubikacja odgrzewa kotlety.
w pierwszych dwóch częściach ten wątek był owiany odpowiednią dawką tajemniczości i śledziło się go wyjątkowo ciekawie. Szczególnie w dwójce, gdzie odkrywało się subtelny wpływ artefaktów na historię świata.
Gdy już wątek odkrył wszystkie karty przestał być jednak ciekawy a od czwórki to zbędna przeszkadzajka wybijająca z imersji.
No ja pamiętam że ten wątek mnie nigdy nie interesował, i jak musiałem do niego wracać to mnie tylko irytował i nudził, bo już pomijając tych bożków to chyba przecież tych bzdetów o końcu świata nikt nie brał na poważnie.
W Trylogii Layli (Origins, Oddysey i Valhalla), ISU odgrywają dość dużą rolę, poznajemy ich historię sprzed upadku, jak powstali ludzie, konflikty między nimi, a także to że niektórzy wciąż żyją, choć w innym ciele.
Jeśli to jest oryginalny pomysł na zakończenie trylogii AC to szkoda że go nie doprowadzili do końca, bo jak dla mnie to byłby strzał w dziesiątkę. Widać że "trójka" fabularnie odstaje mocno od poprzedniczek. Przecież mogli by kontynuować serię bez wątku w teraźniejszości.
Oni już dawno odlecieli w kosmos z tą serią.
Zanim w assasynie skończył by się świat najpierw byśmy musieli odbić ostatnie obozy i fortece
Potem byśmy odbijali obozy i fortece na innych planetach
Nie jestem weteranem serii Assassin's Creed. Grałem tylko w 4 i trochę w 2. Pytanie moje, czy te wątki w współczesności są aż tak ważne w całej serii, wydaje mi się że mogło by się bez nich obejść. Dodam jeszcze że jak grałem w AC 4 to olałem całkowicie wątek współczesny.
Raczej tajemnicą poliszynela jest to, że seria miała skończyć na trójce, nawet w samej grze i przed nią można było to czuć, koniec końców skończyła się tylko saga Desmonda ( choć czy na pewno patrząc na Valhallę?), a historia trwa dalej, i widać było, że przed trylogią Layli nie bardzo wiedzieli co zrobić z wątkiem w teraźniejszości, choć teraz patrząc na obietnicę Bassima i to trylogię Layli to może coś im udało się znaleźć.
Ja szczerzę nie narzekam, nowe gry też bardzo lubię czy za gameplay czy też za fabułe.
Główny aktor głosowy Desmonda Milesa wspomniał raz, że był pomysł, by Desmond z każdą kolejną częścią, która szłaby coraz bardziej do przodu, stawał się coraz silniejszy.
I ostatnią częścią całego cyklu, byłaby gra dziejąca się w 100% w współczesności. Byłaby to taka kombinacja Assassin's Creed i GTA. W tej części Desmond już nie cofałby się w czasie, a walczył samemu z Abstergo i Templariuszami korzystając z doświadczenia nabytego od jego przodków.
Jeżeli zrobiono by to dobrze, byłoby to zwieńczenie serii gier godne takiego Endgame'u. Szkoda że plany porzucono, a dostaliśmy takie kupsko...
Ja patrząc na te dzisiejsze części to do teraz jestem zdziwiony, że ta seria miała kiedyś jakąkolwiek zwięzłą fabułę i jakiś pomysł na siebie. Bo teraz się zrobił z tego taki sam tasiemiec co taki far cry na przykład. No i przez to za cholerę nie mogę ogarnąć fenomenu tej serii.
Epizody we współczesności zawsze były dla mnie tylko czymś, przez co trzeba przebrnąć, żeby wrócić do normalnej gry xD