Moja własny brak konsekwencji jest przerażający, ale to co odjaniepawla UJ wyprzedza mnie o lata świetlne.
Byliśmy online od 20 grudnia do 9 stycznia (przerwa świąteczna 22.12-02.01), kolejne 10 dni hybrydowo. Od 24-28 stycznia znów online, ale co do sesji nie ma jeszcze decyzji - a zaczyna się 31.01. W dodatku każdy wydział wydaje się decydować samodzielnie, co tylko dodaje chaosu.
Podczas gdy instytucje nie mogą się zdecydować, koronawirus przetrzebia nas jak okupant - 7-dniowa średnia zgonów trzyma się konsekwentnie powyżej 300 osób; w niektóre dni umierało ponad 700 osób! W tym czasie procent zaszczepionych dwoma dawkami to marne 56.3%. Wygląda to więc na nową normalność.
Kolejny przykład na podejście "jakoś to będzie", które mamy w tym kraju wobec chyba wszystkiego co nam się przytrafia. Czasem to zabawne, ale jest wyjątkowo niebezpieczne w przypadku koronawirusa, bo ma wpływ na zdrowie publiczne i ludzkie życie.
Czy to miejsce może mieć sens chociaż przez chwilę?
/rant
Czy to miejsce może mieć sens chociaż przez chwilę?
Nie może. Póki polskie społeczeństwo będzie oddawać władzę w ręce narodowych populistów, którzy nie kierują się rozumem czy nawet zdrowym rozsądkiem, tylko sondażami, mając na uwadze jeden jedyny cel: utrzymanie się przy korycie.
A jeśli przez "miejsce" rozumiesz cały świat, to również nie może. Póki ludzie nie dokonają rachunku sumienia i nie poświęcą się na poważnie prostej refleksji, która przybiera formę pytania: dlaczego - jak pokazuje najnowszy stan badań - zbieracze-łowcy wiedli znacznie szczęśliwszy żywot od rolników i reprezentantów kapitalistycznych korporacji, a przy tym pracowali tylko 20 godzin tygodniowo? Innymi słowy: co poszło nie tak kilka tysięcy lat temu i dlaczego musimy pracować coraz więcej i więcej, żeby przeżyć? Odpowiedź na to pytanie pozwoli bowiem przewartościować nasz sposób myślenia o tym, jak powinien być urządzony świat, czemu należy się poświęcić i co nadaje sens naszemu życiu. I dopiero wtedy można dokonać jakichś sensownych zmian, a nie tylko powiększać pole walki i wszechobecnej rywalizacji o nowe obszary konsumpcjonizmu. Naukowcy i filozofowie zwracają na to uwagę już od co najmniej 50 lat. Ale nikt ich nie słucha. Ten syndrom Kasandry jest bowiem na rękę politykom, zaś społeczeństwo jest przez nich urabiane na określoną modłę. Póki więc władzę dzierżą ludzie, w których interesie jest napędzać gospodarczą, wojenną i plemienną rywalizację, m.in. poprzez kształtowanie masy, która oddaje się kultywowaniu tego rodzaju wartości, na żaden przewrót kopernikański w świecie bezsensu bym nie liczył.
Ma znaczenie bo wielu studentów jest skazanych na uczenie się, oni nie idą na studia dobrowolnie, żeby się czegoś nauczyć, tylko po papier że skończyli :P Dlatego płacz jest że sami muszą się uczyć, a nie jak zwykle dostaną większość na tacy :P Boją się pewnie że jak będą zrzynać wszystko jak leci później ich życie zweryfikuje :D
Podobnie jak Cainoor nie rozumiem, ale pójdę o krok dalej i zapytam, jakie ma znaczenie czy w ogóle sesja odbędzie się teraz, czy za np. 2 miesiące?
Dla przykładu, sam nie chcę zostawać w Polsce na magistra. Jestem teraz na 3. roku i nie mogę oczekiwać, że inna uczelnia specjalnie dla mnie przesunie własne terminy przyjęć, bo UJ pozmieniał terminy i np. rozciągnął sobie rok akademicki.
Znaczenie jest takie, że na zdalnej można zżynać na przedmiotach, które nie mają żadnego sensu, a przygotować się dobrze do tych, które ten sens mają. ;)
spoiler start
Ewentualnie zżynać wszędzie.
spoiler stop
Jakakolwiek forma lekcji/zajęć online to praktycznie 100% uwstecznianie ludzi i marnowanie czasu, poza wyjątkowymi przypadkami ludzi, którzy realnie chcą się czegoś dowiedzieć/nauczyć.
Społeczeństwo już było zacofane, ale teraz to będzie katastrofa. To będzie trzeci zmarnowany rok nauki.
To prawda. O ile założymy, że w szkole dzieci się uczą więcej niż poza szkołą. A to wcale nie jest oczywiste.
No jest ciężko jeśli chodzi o dzieci do 15 roku życia, ale później świadomość powinna być na tyle rozwinięta że rodzić spokojnie jest w stanie wytłumaczyć potomkowi że wiedza jest ważna i ułatwia życie. Niestety system zdalnych lekcji wymaga od ucznia sporo samokształcenia i jak ktoś woli grać na kompie w gierki zamiast się uczyć niech idzie później do łopaty. Jak kończyłem podstawówkę pod koniec lat 80 większość rówieśników która szła do szkół średnich miała cel dostać się na studia, ktoś komu uczyć się nie chciało szedł do zawodówki, albo do pracy :P
Jakakolwiek forma lekcji/zajęć online to praktycznie 100% uwstecznianie ludzi i marnowanie czasu, poza wyjątkowymi przypadkami ludzi, którzy realnie chcą się czegoś dowiedzieć/nauczyć.
Na tym przykladzie widac niezrozumienie idei studiowania. Studia jako takie nigdy nie byly dla "mas" tylko dla ludzi, ktorzy chcieli sie czegos dowiedziec i nauczyc. Dzieki glupotom jak studia dla manikiurek czy fryzjerek ludziom sie cos ubzduralo w glowach, ze teraz to kazdy musi jakies studia konczyc w efekcie czego konczenie studiow konczy ise posiadaniem wartego wielkie G papierka..
system zdalnych lekcji wymaga od ucznia sporo samokształcenia
W ogóle nauka jest "samokształceniem". Nauczyciel niczego na siłę do głowy uczniowi nie włoży. Dlatego tak ważna jest motywacja. Jeśli uczeń zakuwa tylko po to, żeby zaliczyć sprawdzian i zdać, to cała wiedza pójdzie w las po kilku dniach. Stąd też dzisiejsi rodzice nie są w stanie pomóc dzieciom w odrabianiu zadań. Bo się tak naprawdę niewiele w szkole nauczyli (nawet jeśli dostawali świadectwa z paskiem).
Aby się czegoś nauczyć, uczeń musi odczuwać taką potrzebę i widzieć w tym sens. A więc każda lekcja powinna się zaczynać od krótkiej informacji: czego się uczymy i po co. (Rzecz jasna, nie wszystko musi mieć wymierny, utylitarny aspekt). Co więcej, nasz mózg jest tak skonstruowany, że uczymy się najwięcej i najlepiej poprzez zabawę (czy też odczuwając przyjemność). Dlatego w młodym wieku tak łatwo nam przychodzi przyswajanie niezwykle złożony systemów wiedzy. Zadaniem szkoły (nauczyciela) i rodziców powinno być odtworzenie "środowiska zabawy" w "środowisku nauczania". Niestety, szkoła w żaden sposób nie kojarzy się większości z nas z ludycznością. I to jest jeden z podstawowych błędów współczesnej oświaty - nadzorowanie, karanie, straszenie, gnębienie, dociskanie, zadawanie. A więc wszystko to, co jest zaprzeczeniem skutecznego przyswajania wiedzy.
I stąd też zdalne nauczanie może być w gruncie rzeczy szansą na lepszy i szybszy rozwój w przypadku tych uczniów, którzy niewiele wynoszą z systemu szkolnego, a mimo to odczuwają głód wiedzy. Bo sami zajmą się jej zgłębianiem w sposób, który może okazać się bardziej efektywny niż to, co oferuje szkoła. Z drugiej strony - zdalne nauczanie jest przekleństwem dla tych uczniów, którzy potrzebują aspektu społecznego w procesie nauczania i muszą się bezpośrednio kontaktować z innymi ludźmi, aby rozwój osobowy przebiegał poprawnie. Nawet jednak dla tych osób znajdzie się ratunek: o ile nie wprowadzono całkowitego lockdownu, zawsze można wyjść z domu i nawiązać ciekawe relacje interpersonalne.
Oczywiście, jedną z najskuteczniejszym metod nauczania jest metoda projektu (zachęcam do przyjrzenia się temu, jak wygląda szkoła założona przez Elona Muska), w ramach której uczniowie rozwiązują problemy poprzez działania w grupie, co służy również budowaniu inteligencji emocjonalnej (powstawanie chwilowych hierarchii, podział obowiązków, nauka współpracy i odpowiedzialności etc.). Nauka zdalna umożliwia tylko częściową realizację celów projektu (bo brak bezpośredniego kontaktu uczniów). Niemniej nawet zdalna forma takiej metody nauczania może rozwijać inteligencję emocjonalną. W przypadku polskiej szkoły to chyba jednak bez znaczenia, bo i tak metody projektu się u nas już nie stosuje (PiS zlikwidował ten obowiązek).
Warto również odnotować, że zdalne nauczanie:
a) bywa zbawienne dla znacznej rzeszy uczniów, którzy muszą wstawać o 5 rano, żeby dotrzeć do szkoły, a do domu wracają ok. 18 czy nawet 19 (mam mnóstwo tego rodzaju przypadków);
b) bywa zgubne dla wielu uczniów z problemami, dysfunkcjami o charakterze psychologicznym czy psychiatrycznym.
I na koniec: niemal wszystkiego, co umiem, nauczyłem się albo poza szkołą w dzieciństwie (samodzielnie czytając, oglądając filmy, grając na komputerze i zgłębiając różne tematy), albo na studiach dzięki kontaktom z innymi ludźmi i samodzielnej pracy nad własnym rozwojem. A jeszcze więcej nauczyłem się po zakończeniu edukacji, poświęcając się swoim pasjom (np. modowaniu gier czy tłumaczeniu), a więc robiąc to, co lubię (przypominam: nauka poprzez zabawę). Lekcje w szkole podstawowej i liceum właściwie nie pozostawiły w mojej głowie żadnej wiedzy, chociaż zawsze miałem świadectwa z paskiem, a maturę zdałem na 3x6. Zastanówcie się, jak to było w waszym przypadku.
Imo twierdzenia ze edukacja online to 100% marnowanie czasu to bzdura i świadczy o małym rozeznaniu w temacie. Jest wiele świetnych programów edukacyjnych realizowanych online. Tylko może trzeba wyjść trochę poza bańkę polskich szkół. Inna sprawa, ze to tez zależy od wieku, ale w tym watku poruszamy zakres studiów wyższych i tutaj już spokojnie można zdalnie dać duża wartość studentowi.
Btw. Liczba studentów spada od 10 lat, wiec może w końcu ludzie faktycznie zrozumieli, ze studia nie są dla każdego i nie trzeba ich kończyć, by dobrze zarabiać…
https://glos.pl/gus-liczba-studentow-systematycznie-maleje-niewielki-wzrost-zanotowano-dopiero-w-tym-roku-akademickim