Ja niestety tak. Aż za często. Ale to z braku czasu na samodzielne gotowanie i bawienie się w zakupy. Czasem się zastanawiam czy się od tego nie uzalezniłem, bo szczerze to czas by się znalazł. Tylko sobie tak tłumaczę, że brak czasu...
A jak jest z tym u was forumowicze?
Zdefiniujmy często. Raz na kilka dni (oczywiście liczę też dowozy), jak mam ochotę na coś typu burger, pizza, jakaś randka itd.
Często czyli z 5 razy w tygodniu po 2 razy. Zazwyczaj śniadanie i obiad.
To znajomy ma restauracje i nie je w niej tak często.
Brzmi trochę jak antyreklama dla jego lokalu
Nie je, bo jest tym przesiąkniety albo takie paskudne tam jedzenie robią i on o tym wie. Mój znajomy pracuje w restauracji to normalnie sobie tam jada i po zniżkach a nawet za darmochę. Ale jak napisałem powyżej, że twój znajomy musi być tym przesiąknięty albo jakość jedzenia. Ja też nie jem w jednej restauracji cały czas, bo po jakimś czasie jest się tym już przesiąkniętym i chce się spróbować czegoś innego.
I jaka znów antyreklama?. Czy ja coś promuję?
No ba, jak każdy prezes z GOL-a!
A tak poważnie - myślę, że szczere odpowiedzi mogą naprawdę pokazać w jakich "światach" żyją poszczególni użytkownicy.
Jakby tu byli prezesi to każdy miałby wypasione PC-ty plus do tego konsole z MS, Sony i Nintendoo. A tak nie jest.
1-2 razy w tygodniu jakis takeaway, tylko gdy nie mam czasu zrobic obiadu (np. dziewczyna wraca do domu za 30 minut a ja dopiero skonczylem prace/meeting) albo gdy "mam smaka na maka" (i po prostu sprawdzam nowosci w sieciowkach). A tak? Zal mi wywalic 25 funtow na zarcie, gdy pomysle ze za tyle moge kupic jedzenia na tydzien, figurki warhammera, nowe gry czy cokolwiek innego.
Czsami zreszta preferuje zrobic wiecej jedzenia na 2 dni (np. smazony ryz, bez problemu mozna odsmazyc/odgrzac w mikro) zamiast pozniej ryzykowac dostawe.
"gdy pomysle ze za tyle moge kupic jedzenia na tydzien,figurki warhammera, nowe gry czy cokolwiek innego."
Pochwalam zainteresowanie :) Nie jesteś sam
Gralem w toto praktycznie od dzieciaka, ale przestalem (z roznych powodow) z dobre 15 lat temu. Na (nie?)szczescie w UK 2 lata temu wystartowala "gazetka" Hachette z Age of Sigmar (Mortal Realms chyba sie toto zwalo). Ot kupilem jeden numer, pozniej prenumerate, pozniej dodatkowe numery, pozniej prenumerate Warhammer 40000 Imperium a do tego farby, pudelka, szafe (lol)... i jakos tak wyszlo :)
A ze ceny sa jakie sa, to czasami po protu wychodze z zalozenia: oszczedze na "chcicy" na maka/kfc 20 funtow, wydam na figurki :) Jeszcze byle miec czas na pomalowanie wszystkiego. Grupce na zdjeciu brak jeszcze "efektu mgly" z waty (bede musial potrenowac zanim dam na te figurki, gdyz nie jest to najlatwiejsze do wykonania)
figurki warhammera
też kiedyś złapałem na nie chęć po ograniu Dawn of War.
Potem chciałem kupić coś większego niż jeden oddział piechoty i mi błyskawicznie przeszło jak zobaczyłem ceny.
Probowac lokalnych potraw na wyjazdach to jasne, ale na co dzien w polsce to szkoda kasy i zachodu. Tym bardziej ze pracuje zdalnie, wiec musialbym specjalnie wyjeżdżać by zjesc. Bez sensu
Raz na tydzień. I to nie w restauracji, a bardziej w barach mlecznych. Mają często 100 razy lepsze jedzenie i o wiele tańsze niż właśnie w restauracji. Moje ulubione danie to pierogi z mięsem i w barze mlecznym za 10 pierogów zapłacę 7zł, a za prawie to samo w restauracji 16zł. Jednak trzeba trafić na dobry bar mleczny. Raz byłem w jednym mieście w takim barze. Zamówiłem sobie pierogi i ledwo to dało się zjeść.
W ogóle. Jak już nie mam czasu czy sił na samodzielne pichcenie, albo zwyczajnie mam lenia w tyłku i mi się nie chce stać przy garach, to kupię sobie coś gotowego do odgrzania w mikrofali/piekarniku. Jedzenie "na mieście" za drogo wychodzi jak dla mnie
Prezesi z GOLa typu A.l.e.x doliczajacy po 2000 zł miesięcznie na jedzenie w każdym wątku o zarobkach pewnie codziennie.
Ja tylko na wyjazdach, wolę sam gotować po pracy. Lubię to, jest taniej i wiem co jem.
Nadal zaskakuje mnie jak taki stary chłop jak ty nie potrafi ogarnąć podstawowych kwestii związanych z codziennym funkcjonowaniem człowieka. Chcesz mi powiedzieć, że absolutnie WSZYSCY którzy kończą pracę o 15-16 (więc jakieś 85% ludzi pracujących w tym kraju) codziennie chodzą do restauracji bo nie da się zrobić obiadu o godzinie 15? Kończę pracę 14-15 i bez żadnego problemu jestem w stanie przygotować obiad, to jest po prostu kwestia zaplanowania sobie pewnych rzeczy. Moi rodzice pracują do 15-16 i ja mieszkając z nimi jako dziecko jakoś głodny nie chodziłem a na codzienne restauracje nie było nas po prostu stać. Jadłem normalne obiady. Tak, da się.
Przygotowanie obiadu typu (ostatnio mój ulubiony) makaron z krewetkami w winie to jest kwestia 15-20 minut. Obiad z ziemniakami i mięsem to kwestia ugotowania ziemniaków, mięso na kolejny dzień można sobie przygotować wcześniej i odgrzać. Jest pierdyliard możliwości.
Tyle lat minęło, forum się zmieniło, ludzie się zmienili ale jedno się nigdy nie zmieni...
No właśnie na taki post Soula albo Alexa czekałem.
I żeby nie było - teoretycznie to Soul ma racje i rozumiem, co stoi za jego słowami. Ale... jak już wyjaśniono wyżej, jest świat prezesów i świat szaraków.
Coś jak z przepisami na "szybkie śniadania" z telewizji śniadaniowej :D
Średnio dwa razy w tygodniu, i żeby nie plątać, dla mnie restauracja to miejsce z obsługą kelnerską a nie śmiganie z tacką.
Jedzenie na wynos, jakaś pizza, hamburger, kebab, ramen - 2 albo 3 razy w miesiącu. Głównie w dni kiedy nie ma czasu ogarnąć wartościowego obiadu. Czasem zamiast na wynos jedziemy rodziną pod jakiś dobry food truck lub do knajpki.
Restauracja - miejsce gdzie jest kelner, chce dać napiwek, ceny mogą być wyższe itp. - 1 raz na miesiąc
w knajpach ostatnio bardzo rzadko, bo mam dwojke malych dzieci, a one skutecznie odbieraja przyjemnosc z wychodzenia do takich miejsc :F
ale dowozy czesto, srednio 2-3 razy w tygodniu, czasu brakuje, a cos jesc trzeba
Przeważnie dwa razy tygodniowo. Raz coś zamawianego do domu, raz wyjście w weekend.
Codziennie.
Zależy od wielu czynników. Potrafi być tak że przez kilka tygodni nic nie zamawiam by potem cały tydzień jeść na mieście. Tak jak u Ciebie autorze najczęściej wynika to z lenistwa. Ale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Po prostu lubię jeść na mieście:)
Raz na tydzień się zdarzy.
Srednio wyjdzie pewnie raz na tydzien, wliczajac w to dowozy.
Nie.Tylko jak jestem na wakacjach.A to i nie zawsze.Bo jak mam możliwość,to robię sam. A przeważnie podróż wygląda tak,że jedziemy,namiot,i żyjemy jak wilki ;DAle parę razy zawsze,bo jadę gdzieś,głównie żeby skosztować lokalnych dań,i dla przyrody. Więc te 2-3 razy trzeba na wakacjach w restauracji jeść. I co jest restauracją a co nie?dla mnie restauracja,to tam,gdzie są różne dania. Pizzerii czy Burgerowni,nie traktuję jako restaurację.
Więc ogólnie do restauracji nie chodzę.Na pizzę czy na burgera tak.Ale przeważnie na wynos albo z dowozem.I to łącznie dwa razy do roku. Raz do roku pizza,raz do roku burger, bo mam blisko dwie niezłe knajpki .A nie chodzę,bo nie lubię.I drogo. Wolę sobie sam zrobić. A że jestem na fazie,że sprawdzam kalorie,białko,i inne te zdrowotne pierdoły,to tak muszę ;D Aż mi się faza nie skończy.
Raz czy dwa razy w roku czymś lepszym niż kebsiarnie/pizzerie/maki, w tych drugich... parę razy w roku przejazdem (drive-by).
Nie licząc imprez typu wesela i pogrzeby...
Ja nawet pizzy juz nie zamawiam. Robie lepsza samemu.Przewaznie w piatek robie ciasto to okolo 15 minut roboty. Ciasto ladnie sobie pracuje przez dobe. W sobote pod wieczor to jakies 30 minut roboty. Z tego 15 to sie nagrzewa piekarnik.Na dowoz z popularnych pizzeri u mnie sie czeka okolo 1h. Restauracje to jakos 2 razy w miechu na wyjazdach. No, ale poziom w wiekszosci w tych co jadalem to nic specjalnego. Domowe gotowanie spokojnie to przebija. No i wiemy co jemy.
Najpierw trzeba je mieć. :D
Restauracje. :)
Zależy, są takie tygodnie, że wcale, są takie, że z 3 razy to spokojnie.
Zależy od tego ile wychodzimy z domu.
Jak pracowałem z biura a nie z domu to w zasadzie obiad codziennie ze względu na wygodę zamawiało się (nie lubię odgrzewanego żarcia w mikrofali, w domu nawet jej nie posiadam, wolę odgrzewać w piekarniku lub na kuchence).
Sporo zależy tez od tego jak zdefiniujemy restaurację, czy zwykle knajpy typu pizzernia tez się liczą?
Inna sprawa, że o ile mała da trochę spokoju to z żoną gotować lubimy i naprawdę umiemy, więc po knajpach to raczej chodzimy w celu spożycia dań, których w domu albo nie chce nam się robić bo za dużo pierdzielenia się, albo nie potrafimy lub się nie opłaca (nie będę kupował grila gazowego by zrobić przyzwoitego burgera lub stek bo z piekarnika/patelni to nie to samo co z dobrego rusztu).
No i z raz w miesiącu jakaś lepsza knajpa (wiecie, taka gdzie karta win jest dużo dłuższa os karty dań).
Moje dzieci mi oficjalnie powiedzialy, ze jedyna pizza przez nie uznawana to ta ktora ja im zrobie, zadnych take-awayow.
Lubie gotowac, a ze pracuje z domu, to znajde sobie zawsze czas na cos nowego.
Fast foody bardzo sporadycznie z reguly jak sie z dzieciakami na basen pojedzie czy jakies inne zajecia.
Inna sprawa to postrzeganie takiego Maca czy Burger Kinga / KFC w Polsce i w UK, mam nadzieje, ze sie to powoli zmienia, ale Mac w UK to jedzenie tylko wtedy kiedy trzeba cos zjesc na szybko i nie dostac sraczki (czego nie mozna powiedziec o kfc niestety) syf kila i mogila.
Co do fast foodow - niby jedzenie powinno byc takie same w sieciowkach, ale szczerze mowiac KFC w UK jest tragicznie gówniany: zarcie ocieka tluszczem, panierka nie jest chrupiaca (glownie ze wzgledu na ilosc tluszczu), wybor dań - niewielki. I nie jest to wina jednego lokalu, bo sprawdzilem juz wszystkie (4 czy 5) co dowożą na terenie Coventry plus lokale w Bham (okolice Bulls Ring), Leamington Spa czy nawet Nuneaton. Wszedzie KFC ssalo. Za to KFC w Polsce jest calkiem zjadliwe: stripsy sa chrupiace, mieso wyglada ok, sa dobrze doprawione. Wplywa to tez na inne dania, np. na Zingera, ktory w UK jest rozmoczoną bułą z kawalkiem tlustej kury, gdzie w PL fajnie chrupie. No i finally, KFC PL dosyc czesto wprowadza dania sezonowe: kurrito (quesadilla), jakies wrapstery itp. W UK? Jedyne co mozna zobaczyc to od czasu do czasu znizki na kubelek. I finally, jadlem tez KFC w Tanzanii na lotnisku. Poza tym ze dowalili mega ostrego sosu do zingera, kurczak o wiele lepszy niz to co serwuja w UK.
Z drugiej strony Maca w PL nie trawilem - zawsze konczyl sie sraczka :P. Mac w UK pozwala mi przynajmniej sie najesc.
No i trzeci typ fast foodow w UK: pizzerie. Jak tylko widze napis "halal pizza" wiem, ze dostane gówno. Nie wiem czemu, ale wszystkie sa takie same, smakuja tak samo (czyli wcale), i wygladaja jak pol butelki oleju wymieszane z serem, do ktorego wrzucono roadkill chicken (w tikka ofc!). Na szczescie da sie jeszcze znalesc znosne pizzerie (nie, nie Dominos - to tez jest gowno). Osobiscie lubie Dodo Pizza - maja bekon (yay), pizza jest krucha i ma odpowiednia ilosc dodatkow.
Od swieta serwuje sobie w KFC boneless bucket tu w Nederlandach. Smakuje naprawde dobrze, no i zadnych przebojow.
Zawsze mi sie wydawalo, ze tego typu restauracje trzymaja jednak pewien standard higieny i jakosci na calym swiecie.
W teorii tak, ale wszędzie w sieci piszą, że w UK i USA to tragedia, w porównaniu z Polską różnica kolosalna... Może to wynika z tego, jaka jest cena i stosunek do dochodu żarcia w takim KFC czy Macu u nas i w UK/Stanach? Wyobraź sobie że i nas płacisz 2 czy nawet 3 zł za dużego burgera... Jednym słowem tam nikt niczego nie wymaga i nie musi się starać i znośny fast food znajduje się raczej w droższych i nie sieciowych barach. No i więcej ludzi stać na normalne restauracje z obsługą itp.
Roznica polega na tym, ze w UK macdonald czy kfc czy inny burger king to takie samo smieciowe zarcie jak w PL tylko na dokladke cholernie tanie.
Chcesz zjesc sredniej jakosci burgera to idziesz do byrona, five guys czy gbk, chcesz zjesc dobrego to szukasz specjalizowanych restaruacyjek jak honest burger. Tak samo pewnie jest w PL.
co do higieny w kfc to ona jest, ale po ich hot wingsach zawsze mam przeboje. Wole juz jesc w Nandosie
Mac często i KFC rzadziej. A z takich bardziej eleganckich miejscówkach to nie jadam, po tym jak kiedyś w jednej z nich zakupiłem faszerowaną paprykę za 3 dychy ponad, a to było tylko na dwa gryzy...
Wiesz co to szwedzki stół?
Tam zapłacisz tanio i najesz się do syta i jedzenie też nie byle jakie.
Jak pracuję z biura, to zawsze zamówię jakiś obiad. Jak z domu... to zależy czy ma kobieta też z domu- jeśli tak, to coś sobie zrobimy, a jak idzie do biura, to ja coś sobie zamawiam, bo przecież- "nie opłaca się gotować dla jednej osoby" (tak sobie wmawiam)
Do restauracji wychodzimy ze 2-3 razy w miesiącu- żeby się ruszyć z domu, zjeść coś czego sami nie zrobimy, posiedzieć ze znajomymi.
Nigdy za to nie jadłem na mieście śniadania. Oczywiście, nie chodzi o ofertę śniadaniową w maku, czy hot-doga ze stacji złapanego rano w drodze do pracy- tylko o knajpy które w śniadaniach się specjalizują. Musze kiedyś spróbować :)
Od czasu do czasu zjem coś w jakiejś pizzerii, ale ogólnie raczej staram się wszystko brać na wynos.
Dosc czesto kupuje jedzenie na wynos, bo jestem leniwy i nie chce mi sie babrac w kuchni za czesto. Albo zagladam po drodze do miejsc, gdzie podaja jedzenie, ale restauracjami bym tego nie nazwal - od fasfodow, po rozmaite bistra, czy chinsko-wietnamie lokale, czy sushi-bary.
Natomiast przez "jedzenie restauracji" to rozumiem wyprawde do dobrego lokalu z kelnerska obsluga, somelierem etc. gdzie spedze kilka godzin, jedzac przystawki, zupe, danie glowne, deser i pijac dopasowane do dan wina, to tak gora raz w miesiacu, bo raz ze wydatek dosc konkretny jak sie idzie we dwoje i nie bawi w cebulenie, a dwa ze wymaga to czasu i nastroju. Trraktuje to raczej jak relaks i ciekawe doswiadczenie kulinarne - dla zasady zamawiamy dania, ktorych za diabla sami nie potrafilibysmy stworzyc, bo wymagaja juz sporego kunsztu kulinarnego i posiadania specjalnych urzadzen do np. gotowania sous-vide w oleju etc.
Ja bym chciała codziennie! Tylko jeszcze sponsora nie znalazłam ;)
Najczęściej samodzielne gotowanie, średnio 1x w tygodniu jedzenie na dowóz. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w restauracji.
Bo umówmy się, ale fast foody/osiedlowe bistro to nie restauracje.
A nawiązując do powyższej dyskusji o standardzie np. KFC, to chciałam tylko zostawić, tak dla potomności... że w KFC "klasyczny kubełek" jadłam tylko raz. Pierwszy i ostatni, po tym, jak zamiast skrzydełka znalazłam kawałek klatki piersiowej, pięknie wypanierowany. Dziękuję za takie "standardy" :)
Tutaj sami prezesi, więc my przeważnie jadamy śniadania i obiady oraz kolacje w najlepszych restauracjach. Często też zapraszamy redaktorów GOLa do wspólnego posiłku, aby chociaż przez chwilę poczuli wyższy poziom.
Witam jeśli szukacie dobrej restauracji z pysznym jedzeniem to radzę skorzystać z serwisu [link] sam korzystam bardzo często i radzę!
1-2 razy w miesiącu jakiś kebab albo pizza ze sprawdzonych miejscówek. Przed narodzinami bombelka częściej, bo i czasu było dużo więcej (samodzielne gotowanie jest szybsze niż wycieczka do lokalu, zwłaszcza jeśli robi się coś na 2-3 dni), i kasy - z jednej wypłaty 3 osoby utrzymać wymaga jednak pewnych ograniczeń na innych polach.
Poza tym pomijając już kwestię finansową czy czasową, to rozsądnie dobrane domowe jedzenie jest zwyczajnie dużo zdrowsze i człowiek lepiej się po nim czuje. Jak się przywyknie, to nie ma się ochoty na śmieci w barach i byle jakich knajpach. Do tego parę razy już mi się zdarzyło nawet w normalnych restauracjach trafić na półsurowy kawałek mięsa czy też mieć później problemy żołądkowe. Albo dostać coś, co jestem w stanie lepiej zrobić sam. A co do zasady poza domem/z dowozem biorę wyłącznie to, czego albo nie jestem w stanie sam zrobić, albo lokal zrobi to lepiej.
A jak członkowie rodziny mają różnego rodzaju alergie pokarmowe, to już w ogóle jedzenie poza domem można praktycznie skreślić. Jedno nie może tego, drugie tamtego i nagle 90% miejscówek w promieniu kilkunastu kilometrów odpada. Można by rzec, że problem rozwiązuje się w ten sposób sam. No i okazuje się, że taka np. pizza bezglutenowa własnej roboty może smakować prawie tak samo dobrze, jak prawdziwa ;)
No cóż, w moim przypadku to głównie na dowóz albo mcdrive w mcdonald był grany, ewentualnie kebaby, tak szczerze to 1000 zł miesięcznie szło na takie żarcie, ale jak się zorientowało po czasie (hehe) ile to pieniędzy poszło plus waga prawie 110 kg to człowiek się opamiętał. Teraz jak 4 razy zjem mcdonalda w miesiącu to będzie cud, a waga zjechała na 95 kg i lecę dalej z w dół, a w poważnych restauracjach raczej nie jadam, chyba ze obiady na dowóz, teraz trochę zdrowiej.