No Time to Die sprawiło, że wreszcie uwierzyłem w tego Bonda - recenzja
Twoje tytuły artykułów są nieco irytujące. Przynajmniej dla mnie.
"No Time to Die sprawiło, że wreszcie uwierzyłem w tego Bonda"
"Jak przestałem się martwić i wróciłem do League of Legends"
"Jestem zachwycony Diablo 2 Resurrected (...)"
"Grałem w Gamedec (...)"
"Graliśmy w Pillars of Eternity II: Deadfire"
"Diablo 4 wygląda jak Diablo, którego zawsze chcieliśmy"
"Baldur’s Gate 3 naszych marzeń – czego oczekujemy (...)"
"Grałem w Baldur's Gate 3 i wiecie co? (...)"
Nie musimy dowiadywać się o Twojej opinii z tytułu, bo powinniśmy z dobrze napisanego artykułu. Na jego końcu jest miejsce na wniosek/konkluzje.
Tak samo pisanie, że w coś grałeś czy oglądałeś. To chyba logiczne skoro piszesz na ten temat.
Niezła nota jak na jeden z gorszych Bondów z Craig'iem.
A co do słabej kreacji Rami Maleka i kompletnie nieprzekonywujących motywacji jego postaci - jest to zasługą samego aktora który przyjmując rolę miał szereg życzeń na czele z tym że motywacja jego bohatera nie może być w żaden sposób powiązana z islamem czy terroryzmem.
Twoje tytuły artykułów są nieco irytujące. Przynajmniej dla mnie.
"No Time to Die sprawiło, że wreszcie uwierzyłem w tego Bonda"
"Jak przestałem się martwić i wróciłem do League of Legends"
"Jestem zachwycony Diablo 2 Resurrected (...)"
"Grałem w Gamedec (...)"
"Graliśmy w Pillars of Eternity II: Deadfire"
"Diablo 4 wygląda jak Diablo, którego zawsze chcieliśmy"
"Baldur’s Gate 3 naszych marzeń – czego oczekujemy (...)"
"Grałem w Baldur's Gate 3 i wiecie co? (...)"
Nie musimy dowiadywać się o Twojej opinii z tytułu, bo powinniśmy z dobrze napisanego artykułu. Na jego końcu jest miejsce na wniosek/konkluzje.
Tak samo pisanie, że w coś grałeś czy oglądałeś. To chyba logiczne skoro piszesz na ten temat.
Co ty, nigdy Spider's Web ani AntyWeba nie widziałeś, że cię dziwią te bajtowe tytuły?
Na anty i spider webie umieją przynajmniej przekonać do swojej opinii
na spider's webie umieją przekonywać do swojej opinii, żart roku XDDDDDDD
Dokładnie, niemal jak "Doktor Strangelove, lub jak przestałem się martwić i pokochałem bombę".
Dla mnie najlepszy Bond z Craigiem
Jak ja bym chciał, żeby kolejnego Bonda zagrał Tom Ellis. Ale takiego Bonda w starym stylu Connerego.
Niestety: pierwsza połowa filmu - 10/10, ale druga - przeciętna (7/10).
Świetna ekspozycja (cała sekwencja przed napisami), znakomite zdjęcia do samego końca, przednia scenografia, mocne sceny pościgów i sporo zaskakujących zwrotów akcji w pierwszej części filmu. Od momentu ostatniej "misji" (najdłuższej) ten "Bond" zamienia się jednak w ramotkę w stylu ery Brosnana: przerost formy nad treścią, słabsze dialogi, nieśmieszne żarty, banalne rozwiązania fabularne i niezbyt sensowna motywacja głównego antagonisty.
Szkoda, to mógł być najlepszy film z Craigiem. Ogólnie jakieś 7-8/10.
Mam bardzo podobne odczucia, mniej więcej do sceny w lesie film jest ok, potem jest całkowity nieład.
Z kolei nowa 007 to gruba krowa, która przez cały film jedyne co zrobiła, to zabiła typa, bo ten zagroził jej rasie. Mimo, że dostała zlecenie jego zabójstwa, to dopiero ten komentarz ją do tego doprowadził. komedia.
Dla mnie film na ocenę pomiędzy 6 a 7 na 10. Był niezły i przyjemnie się oglądało ale psuły go różne mankamenty. Postać Malika dla mnie była zbyt teatralna i lepiej wypadała gdy nie było jej na ekranie przez aurę tajemnicy. Ostatecznie wypadł przeciętnie i zupełnie nie czułem jego dramatu. Plus za końcową akcję i sytuację w jakiej zostawił Bonda w momencie swojej śmierci. Nie rozumiem też zachwytów nad postacią Nomi. Dla mnie była irytująca przez większość filmu by pod koniec stać się obojętną. Podzielam za to zachwyt nad Palomą. Szkoda, że wystąpiła jedynie we fragmencie bo chętnie bym ją zobaczył w roli "kobiety Bonda". Zgadzam się, że był nieco za długi i momentami zaczynał przynudzać ale jeszcze nie było tak źle pod tym względem. Irytowała mnie za to jedna rzecz. Nie wiem czy w innych filmach akcji też tak jest ale dawno żadnego nie oglądałem i nie zauważałem. Mianowicie tutaj wszyscy wrogowie Bonda mają... tragicznego wręcz zeza. Jasne, w każdym filmie akcji tak jest bo przecież bohater nie może zginąć ale tutaj to już była lekka przesada. Goście z odległości jakichś 3 metrów ładują cały magazynek w powietrze a Bond w tym czasie (niezbyt ukryty) spokojnie przeładowuje pistolet i żadna kula nawet go nie draśnie. Ogólnie jednak ten film pozostawił u mnie pozytywne wrażenie. Choć nie dorównuje poziomowi Skyfall.
Pytanie dla graczy no i kinomaniaków interesujących jak i grających w gry. Czy tylko dla mnie, zakończenie przypominało koniec pewnej opowieści wojennej z gry Battlefield 1?
Osobiście jakoś mi nie przeszkadzała długość filmu. Wyszedłem po prostu z kina, patrzę na zegarek i takie: "o, prawie 3 godziny". Jakoś nie czuć tego. Ale faktycznie najbardziej spodobała mi się postać Palomy granej przez Anę de Armas, chociaż jest postacią niemal epizodyczną, a szkoda, bo chętnie zobaczyłbym jej jednak nieco więcej. Co do postaci Madeleine granej przez Leę Seydoux to mam mocno mieszane uczucia.
Jak dla mnie film jest sklejką wielu wizji, czasami ze sobą sprzecznych. Podobały mi się kreacje naukowca i wyraz twarzy tego pomagiera z "okiem", złol pod przykrywką ze statku i babka z Kuby też byli fajni, tacy by się wpasowali w stare Bondy. Craig i Seydoux to samokrytyczny melodramat rodzinny, jak stare małżeństwo.
Malek stworzył postać zupełnie z innej parafii, mniejsza o wiek bohatera, o inne głupstwa, jak patrzyłem na Safina to wierzyłem, że może zrobić coś kompletnie nieprzewidywalnego jak prawdziwy psychopata. Tylko że to nie ta konwencja, nie miał "szacunku" dla Bonda, nie wykazał skruchy, nie ugiął się przed Craigiem - to nie jest standard.
Felix i Mallory to już kompletnie dziwne postacie. W sumie obaj zagrali głupich hipokrytów, tylko że nie ma w wydźwięku filmu jakiejś nagany wobec ich zachowania. Ot takie "Obsikałem całą deskę w kiblu, nie wytrę bo nie jestem sprzątaczką".
A Pani 007 to naprawdę twarda babka. "Time to die" to chyba Jej podsumowanie całej tej fabuły.
Główny antagonista wziął się z kosmosu w połowie filmu, przez co jego historia nie została nawet opowiedziana. Sam koniec filmu absurdalny - nieśmiertelny agent, który wylizywał się praktycznie ze wszystkiego, nagle wierzy facetowi, którego przed chwilą zabił, że nie ma dla niego żadnego ratunku i tym samym postanawia się unicestwić...
Szkoda, że Craig postawił na swoim i odrzucili Kota - Malik to dobry aktor, ale marny z niego bondowski antagonista.
Dziś oglądałem i powiem bardzo dobry film 8/10. Ale jednak Spectre bardziej mnie wkręcił i oceniam go 10/10. Tam Blofeld i przede wszystkim mr Hinx robił robotę, wymiatał. Kiedyś sam musiałem się bić z ogromnym typem ale wygrałem z nim. Zrobiłem mu rzut i połamał stół plecami. Dał sobie spokój. Przypomniałem sobie ta sytuację jak właśnie Bond walczył z Hinxem. Aha i najlepiej wogole nie oglądać trailera tylko iść bez żadnej wiedzy o fabule. Pozdrawiam :)
Po wyjściu z kina po seansie Nie czas umierać naszła mnie taka odległa paralela z polskim filmem Pora umierać. Oczywiście są to dwa różne filmy. Jednakże o ile w polskim Pora umierać główna bohaterka potrafi się doskonale zdystansować w bardzo ironiczny sposób od wiecznego przemijania. To niestety o dystansie i jakimkolwiek humorze w ostatnim Bondzie nie ma co wspominać. Bo przeminął wraz z Brosnanem. Dramę którą odwalił Craig w Nie czas umierać jest manieryczna i nie do zniesienia. Po co idę do kina na Bonda? Żeby się dobrze zabawić. Popatrzeć na mizoginicznego potwora, relikt seksistowskich czasów bez miłości do LGBT. Bo o ile w życiu osobistym hołduję innym zasadom. To w kinie lubię bajki dla dużych chłopców. W OO7 ma eksplodować, strzelać i ścigać się choćby z głupotą, a nie pogłębiać zamuloną Wisłę. Craig z Bonda w Nie pora umierać zrobił jakąś płaczliwą cipę. Odstawił kiczowatą dramę rodem z japońskiej mangi. Pamiętam czasy jak przymusowo chodziło się do kina na radzieckie filmy gloryfikujące schemat za pabiedu za rodinu. Do porzygu. Więcej emocji jeżeli chodzi o melodramatyczne wstawki miał Rysiu z Klanu z Grażynką niż Bond ze swoja filmową partnerką. Te elementy dramy w najnowszym Bondzie pasują jak świni siodło. Rzekome pogłębianie i uczłowieczanie agenta 007 to brednie, które powtarza Craig w swoich żałosnych wywiadach. Bo idąc na film o zawodowych mordercach nie chcę oglądać płaczliwego mięczaka mlaskającego do rzekomej miłości swojego życia. Chcę przerysowanego potwora nieludzkiego w swoim heroizmie i jednocześnie groteskowo plastikowego w działaniu. Jak chcę mocno zarysowanej psychiki bohatera to idę na film psychologiczny. Czy najnowszy Bond to film psychologiczny? Bez jaj. Oczywiście, że nie. To jaki jest ostatni film Craiga? Nijaki i przydługi. Z niepotrzebnymi wstawkami melodramatycznymi i na siłę wciskana dramą, która do tej postaci nie pasuje. Początek seansu jest świetny. Jednak im dalej...tym gorzej i bez sensu. Pora umierać panie Bond jak tak dalej mają wyglądać perypetie 007. Zabrakło dystansu, humoru, zabawy. Za to za dużo dramy i patosu. Co zaskakujące ogólnie nie jest źle ale do dobrze dużo brakuje. Wymęczony średniak. A fenomen sprzedaży? Ludzie są wygłodniali po 2 latach pandemii, a Bond to wielka marka. Jak nie pójść na to do kina? Nie da się. Ale to tylko zaledwie średniak. I nic więcej. A Craig jak chce coś pogłębiać to niech wystawia Szekspira tam będzie miał pole do popisu. Mi jego popisy w najnowszym 007 się nie podobają bo są żałosne i kiczowate.
Ps. Acha i co jeszcze uwielbiam w Bondach? Happy End. Craig ty melodramatyczna cipo czemu odarłeś 007 z happy endu? Nie daruje ci tego. Nigdy.