Ciekawe czy będą mieć tyle determinacji co lekarze specjaliści
Kto zazdrości budżetówce? Bezrobotni?
Dodam tylko, że związki zawodowe budżetówki są w kieszeni u Mateuszka, tydzień temu został obtrąbiony sukces - 12% podwyżki! Z tym, że okazało się że połowa z tego to odmrożenie premii uznaniowych (uznali to za podwyżkę), druga połowa to podwyżki ale nie dla wszystkich tylko uznaniowe (czyli dostanie kierownictwo) a niewolnik dalej 2300 w Zusie i 3k w urzędach skarbowych.
A mafia z Wiejskiej 60% podwyżki za swoją ciężką pracę bo dlaczego nie xD
No prezesi z GOL-a nie, oni raczej plują na robaki z urzędów, ale statystyczny wyborca Konfy albo PiS? Przecież praca w ZUS to takie samo Eldorado jak bycie nauczycielem
Ale jak to tak? Przecież nasz forumowy wodzirej Alex swego czasu przekonywał, jak to w urzędach mają dobrze? Kto (jak zwykle) kłamał?
Żona pracuje w urzędzie pracy, ale możliwe że tylko do końca października bo jednak zarobki o dowcip......
Pietrus
no weź już napisz, że to był sarkazm, bo się panowie zaczynają wstrząsać że jakaś "kpina na sali" ;)
Ale jaki sarkazm?! Że zazdroszczą, czy że raj? Z rajem to faktycznie sarkazm, a z zazdrością to patrz wyżej ::)
Popatrz na komentarze w sieci pod artykułami o decyzjach urzędów czy ZUS - każdy chciałby do tego raju :)
Dostaną podwyzke przed wyborami żeby im do głowy nie przyszło zagłosować na PO no chyba że już im tak zryli berety propaganda że i tak zagłosują na oprawce albo mają obgadane z Putinem i wybory będą sfałszowane w zamian za UE.
Pietrus
zaraz mnie zjesz, ale no cóż - moim zdaniem bycie biurwą to jest praca idealna, szczególnie dla młodych kobiet - pełen system udogodnień. Praca w konkretnym wymiarze godzin, wszelkie urlopy itd, pensja też stała (a nawet premie!) no i na co tu narzekać, 2,5k na rękę za przewalanie papierków? Ja rozumiem, że tego bywa dużo, ale może wypadałoby np. spiąć dupę i faktycznie usiąść przy komputerku, a nie przewalać robotę na kawkę i ploteczki z przyjaciółkami. Uprzedzając - byłam, widziałam. W ZUSie, UMie itd. Bywało, że czekałam tylko dlatego, że pani akurat musiała heheszkować z koleżanką.
Straszny frustrat ze mnie wyszedł, ale czasem sobie marzę, by mieć pewne te 2,5 tys miesięcznie... ale OH WAIT przecież ja pracuję na JDG... oh WAIT WAIT, przecież taki jeden pan najmądrzejszy na świecie powiedział, że jak ktoś w moim stanie nie zarabia, to znaczy, że się nie nadaje... :D Także... milknę, case closed ;)
Megera_ - 2.5 na rękę to strasznie mała kwota. Owszem Vateusz utrudnia ludziom na JDG, ale dobry biznes przewyższa co najmniej kilkukrotnie to, co można dostać na etacie bez znajomości.
Swoją drogą covid odbił się na niektórych pozytywnie lub negatywnie. Jedni stracili na tym, a drudzy zyskali. Ja straciłem. :D
I co do prowadzenia działalności. Jeśli jest na tyle słaba, że w dobie kryzysu nie ma oszczędności to jeśli się chce, można rzucić to w cholerę i pójść na etat. Tylko trzeba się zastanowić, czy naprawdę warto.
Jednego miesiąca zarobisz tysiąc, albo wyjdziesz na minusie, zazdroszcząc etatowcom, a drugiego zarobisz tyle, co etatowcy w ciągu roku.
raziel
Ależ ja nie narzekam na "nierentowność" mojej firmy, i choćby mi podatków dosrali, to dopóki mogę, to ciągnę - wzdyga mnie powrót do pracy na etacie, a jak mi zamkną drzwi, to znajdę okno.
Mówię jedynie, że JDG chyba w każdej dziedzinie jest bardzo zależna. O to oczywiście nie mam pretensji do nikogo, wiedziałam, co wybieram, ale czasem sobie myślę, że może jednak warto by było (przynajmniej na moim miejscu) mieć te marne 2,5 ale pewne co miesiąc.
No to... gówno widziałaś.
Owszem, urząd urzędowi nie równy, ale akurat zw ZUS apierdol tych mróweczek na dole jest naprawdę nie do pozazdroszczenia.
I nadal jest to praca wymagająca wiedzy większej niż kody na bułki w Biedronce. Zrezzta to już przeszłość, mają dotyk z grafiką...
Nie, nie pracuję w ZUS-ie :P
Pewna jest tylko śmierć.
Praca na etacie wcale taka pewna nie jest. Zapewniam Cię. Także w kwestii zarobków.
Problemem (znaczy - dla państwa) jest to, że można "biurwić" w sektorze prywatnym. 5-6k brutto na dzień dobry, z wymaganych kompetencji to głównie angielski. Będąc lewakiem doceniam pracę wykonywaną przez pracowników wszelkiej maści urzędów i obawiam się że niedługo będzie tam problem nieco podobny do służby zdrowia: brak kadr. Po co pracować w budżetówce, jak można robić "karierę" w korpo?
W tym kraju problem leży w nas. Każdy każdemu zazdrości, zamiast zająć się sobą.
Podobnie w kwestii polityki. Rodziny i znajomi kłócą się między sobą, wychwalając ulubione przez siebie partie. Po co, skoro rząd ma nas głęboko w poważaniu?
Nigdy nikt w historii zusu,czy urzędu pracy ,inspekcji pracy, sanepidu... nie zrezygnował z posady i poszedł pracować fizycznie -NIGDY, a jak mówi ze tak zrobił to kłamie :)
Czy słyszał ktoś o tym? To jest zbyt intratna posada by ją zmieniać. Ale marudzić trzeba wręcz ,a nóż się uda ugrać więcej.
Pielęgniarki i lekarze z pełną słusznością dałbym podwyżki ,jeśli poprawiło by to funkcjonowanie służby zdrowia, ale urzędnikowi ?Serio?
Słabo jeśli mówimy zarobkach rzędu 2,5k-3k w pracy biurowej. To już w pierwszym lepszym Amazonie ludzie wyciągają po 5k za zbieranie paczek. Z drugiej strony chyba lepiej wychodzić w koszuli do pracy, niż latać zmianowo po magazynie. Coś za coś, nikt ich tam na siłę nie trzyma. Poza tym XXI wiek, czas efektywniej wykorzystywać wszystkie e-usługi bo jest to mega wygodne. Jeszcze do niedawna można było wymienić dowód online, teraz znów trzeba się udać do urzędu żeby postać w kolejce. Po co?
Prawda leży gdzieś po środku, ale z relacji znajomych pracujących w tego typu przybytkach, muszę się raczej zgodzić z Megerą. Niby osoby narzekają na zarobki, ale na pytanie, czy nie myśleli o zmianie, dostaję zazwyczaj litanię rzeczy, dla których jednak warto tam zostać. Poza tym był taki moment (może wciąż jest?), w którym nawet banki patrzyły na takich pracowników łaskawszym okiem.